- W empik go
Historia pewnego narzeczeństwa - ebook
Historia pewnego narzeczeństwa - ebook
Krzysztof Orłowski, syn Renaty i Roberta, wchodzi w dorosłość. Jest podobny do ojca - przystojny i inteligentny. W klasie maturalnej zakochuje się w nieodpowiedniej zdaniem rodziców dziewczynie, przez co zaniedbuje naukę, staje się krnąbrny i opryskliwy. Ponieważ rozmowy z nim nie przynoszą oczekiwanych efektów, Robert postanawia wdrożyć inne metody działania. Razem z Renatą uknuwają misterną intrygę... Tymczasem z Australii powraca teściowa Renaty. Jest wylewna i uczuciowa, pragnie naprawić dawne szkody. Jej intencje wydają się czyste, szybko zdobywa sympatię członków rodziny. Renata jednak nie potrafi jej zaufać. Czy obawy okażą się słuszne?
Wcześniejsze losy Renaty i Roberta znajdziecie w książce „Historia pewnego związku” oraz "Historia pewnej niewierności"
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-63742-15-7 |
Rozmiar pliku: | 855 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zima 2014
Kościół pękał w szwach. Oczy wszystkich utkwione były w sylwetki państwa młodych. Krzysiek Orłowski, ubrany w czarny smoking, prezentował się wyjątkowo dobrze. Wysoki, o zgrabnej posturze i twarzy amanta filmowego był ucieleśnieniem sennych marzeń każdej romantycznej dziewczyny. Piękna narzeczona w ślubnej sukni prezentowała się równie olśniewająco.
W pierwszej ławce siedziała najbliższa rodzina pana młodego. Renata z rozrzewnieniem patrzyła na syna. Jak to się stało, że z małego, rozwrzeszczanego bobaska wyrósł taki piękny mężczyzna, pomyślała z nostalgią. Wydawało się, że było to wczoraj, gdy pielęgniarka pokazała jej Krzysia zawiniętego w becik, a przecież od tego czasu minęły już dwadzieścia cztery lata.
Po lewej stronie Roberta niespokojnie kręciła się niespełna trzynastoletnia Iza. Rozglądała się z zaciekawieniem po kościele, obserwując zebranych gości.
– Iza, nie wierć się – Renata Orłowska zwróciła córce uwagę.
– Tatku, kiedy się zacznie? Na co czekamy?
– Na czcigodnego księdza proboszcza – odparł Robert. – Wytrzymaj córeczko, weź ze mnie przykład. Ja też nie mogę się doczekać, aż usiądziemy za stołem, żeby się wreszcie napić weselnej okowity, ale jestem grzeczny i nie kręcę się na ławce tak jak ty.
– Ciszej – syknęła Renata.
– Pouczam naszą córkę, że warto być cierpliwym. Iza, magik jest niesamowity. Widziałem jego numer z kartami, mówię ci: ekstra. Wytrzymajmy jeszcze godzinkę tych kościelnych tortur, a będziemy nagrodzeni… – Zamilkł, widząc groźną minę żony.
Zawsze się nudził w kościele. Nie potrafił skupić się ani podczas kazania, ani w czasie tego całego kościelnego obrządku. Niekiedy przychodził okazjonalnie na mszę, żeby zrobić przyjemność żonie. Teraz również chcąc zabić czas oczekiwania, rozglądał się po świątyni. Jego oczy przez chwilę zatrzymały się na postaci młodej blondynki w okularach, klęczącej przy bocznym ołtarzu. Było w niej coś znajomego. Wytężył pamięć, starając się przypomnieć, skąd może ją znać. Zaraz przestał jednak rozmyślać o dziewczynie, bo nadszedł ksiądz.
Rozpoczęła się uroczystość.
Robert, patrząc na Krzyśka, westchnął głośno. Jak ten czas szybko leci. Niedługo zostanie dziadkiem, a przecież niedawno Krzysiek był mały. Doskonale pamięta dzień, kiedy pierwszy raz ujrzał syna. Wtedy jeszcze nie wiedział, że jest jego ojcem. Cofnął się myślami kilka lat. Zaczął wspominać lata szkolne syna i jego wczesną młodość…
Renata usiłowała słuchać słów księdza, ale również nie mogła się skupić. Jej myśli biegły do pewnego sierpniowego dnia, od którego to wszystko się zaczęło… do dnia, kiedy Krzyś przyprowadził swoją dziewczynę.Renata. Lato 2008
Kończyły się wakacje, był ostatni tydzień sierpnia. Oboje, ja i Robert, odpoczywaliśmy. Zmęczeni… ale zaspokojeni. Siedzieliśmy na świeżo kupionym narożniku, przytuleni do siebie. Robert bawił się moimi włosami, a ja z twarzą wtuloną w niego wdychałam zapach jego skóry, dezodorantu i wody kolońskiej. Uwielbiałam tę mieszankę aromatów, działała na mnie jak najlepszy afrodyzjak.
Narożnik został kupiony nie do naszej sypialni, tylko do kuchni. Robert postanowił go „ochrzcić”. Ostatnio mój mąż lubił się kochać nie w sypialni, ale w różnych innych miejscach, na przykład takich, jak kanapa w salonie, biurko w jego gabinecie czy kuchenny stół… Nawet zamontował zasuwkę w drzwiach wejściowych, żeby ktoś z domowników nie nakrył nas in flagranti. Nie sprzeciwiałam się jego erotycznym zachciankom – zawsze to lepsze niż viagra. Jeśli miał ochotę na małe urozmaicenia, chętnie na nie przystawałam, ponieważ nie ma nic gorszego dla małżeństwa niż przyzwyczajenie i nuda w pożyciu seksualnym. Wychodziłam z założenia, że najlepsze efekty w sterowaniu mężem kobieta odnosi za pomocą, hm, jego penisa – to taki joystick w damsko-męskiej rozgrywce. Już Basia Wołodyjowska o tym wiedziała, i wszystkie trudne sprawy wymagające zgody pana Michała załatwiała w alkowie, a nie w izbie biesiadnej. Może ta zasada nie dotyczy wszystkich mężczyzn, ale mojego na pewno.
– Kto pojedzie po Izę? – zapytałam Roberta.
– Krzysiek. Dzwonił, że odbierze ją z McDonalda. Urodziny Patryka miały skończyć się o osiemnastej. – Spojrzał na mnie. – Dzwonił Woźniak. Wprosił się na jacht, też chce z nami pożeglować w sobotę. O rejsie dowiedział się od Adama. Co ty na to?
– Woźniak mi nie przeszkadza. No i pożyczył mi przecież pieniądze. Mam nadzieję, że nie przyprowadzi Anki. – Zachmurzyłam się. Wspomnienie o byłej stażystce mojego męża nie należało do przyjemnych.
– Przyjedzie sam. – Robert szybko zostawił temat Anki. – Szkoda, że kończy się lato. To chyba ostatni rejs w tym sezonie.
– Może wrzesień będzie ładny? – Nagle przypomniała mi się szkoła. – Musimy kupić jeszcze brakujące książki dla Izy i Krzysia.
Na myśl o synu westchnęłam. W tym roku szkolnym czekała go matura. Przez ostatnie miesiące Krzyś zmienił się bardzo, już nie był tym ideałem co rok wcześniej. Na świadectwie nie było już samych szóstek, trafiły się nawet dwie dwóje: z religii i z geografii – kiedyś nie do pomyślenia.
Ale nie tylko to mnie martwiło. Głównym problemem mojego niepokoju były dziewczyny. Zmieniały się szybciej niż notowania złotówki na giełdzie. Wszystkie były starsze od niego o kilka lat i żadnej z nich nie miałam przyjemności poznać, mimo że spały w naszym domu. Przyprowadzał je w nocy po dyskotece i wyprowadzał rano, gdy jeszcze spaliśmy. Robert niezbyt kwapił się do moralizatorskiej pogadanki z naszym synem, bo uważał, że byłoby to z jego strony hipokryzją, ponieważ on w jego wieku wcale nie był lepszy. Kiedy jednak, będąc ubranym tylko w gatki, zderzył się w środku nocy z jedną z jego panienek, wziął go na stronę, żeby się z nim rozmówić. Poskutkowało to tym, że Krzysiek nie przyprowadzał teraz dziewczyn na noc, ale sam również nie wracał do domu. Nie chcąc nas niepokoić, zawsze wysyłał mi SMS, że wróci rano (czyli o godzinie trzynastej). W kwestii jego powrotów byłam bezsilna, a Robert znowu umywał ręce, by nie być hipokrytą.
Teraz moim największym marzeniem było, żeby Krzysiek znalazł sobie jakąś dziewczynę. Nie miałam dużych wymagań: mogłaby być nawet starsza od niego, byleby tylko zagościła trochę dłużej przy jego boku… Chociaż na tyle długo, żeby warto było zapamiętać jej imię.
– Muszę zrobić kolację. Dziś mój dyżur. – Przestałam podziwiać tors męża i wstałam z kanapy.
– W takim razie idę dokończyć artykuł do „Lancetu”. Znowu dzwonili z wydawnictwa, dopominając się o gotowy materiał.
Chwilę później pod dom podjechał samochód Krzyśka. Robert kupił mu na osiemnaste urodziny nowego opla corsę. Na paliwo jednak Krzysiek musiał zapracować sam. Mój mąż nie chciał, żeby nasz syn stał się podobnym do rozpieszczonych synalków jego zamożnych kolegów, rozbijających się drogimi samochodami i wysuwającymi coraz to większe roszczenia w stosunku do rodziców. Bardzo cenił u Amerykanów szacunek do pracy. Tam normą było, że młody człowiek dorabiał do kieszonkowego. Jeden miesiąc wakacji pracował na zmywaku, żeby móc spędzić drugi miesiąc na obozie letniskowym. Dlatego Robert, wzorem Amerykanów, dał synowi możliwość pracy. Najpierw Krzysiek był „salową” w klinice ojca, a teraz „pomocą dentystyczną”. Od kilku miesięcy, oprócz liceum ogólnokształcącego, uczęszczał również zaocznie do liceum pielęgniarskiego – ojciec chciał przygotować go do pracy lekarza od podstaw.
Z samochodu wyszedł Krzysiek, Iza i ktoś jeszcze. Zdziwiłam się – tym kimś była dziewczyna!
Po chwili usłyszałam dzwonek u drzwi.
– Cholera! Robert nie otworzyłeś zasuwki w drzwiach – zawołałam.
Mój małżonek skrzywił się i poszedł do wiatrołapu.
– Tato, czy nie możecie robić tego w sypialni? – usłyszałam słowa syna. – Poznaj moją dziewczynę. Mam nadzieję, że mi jej nie odbijesz.
– Zastanowię się. Jak będziesz grzeczny i umyjesz mi samochód, to zobaczymy – odparł. – Robert Orłowski. Zapraszam dalej.
Po tonie głosu męża wywnioskowałam, że jest lekko rozdrażniony słowami Krzyśka. Mnie również nie spodobało się zachowanie syna.
Po chwili ujrzałam naszego gościa. Dziewczyna była niewysokiego wzrostu, szczupła, o jasnych kędzierzawych włosach, długich do ramion. Miała ładną, drobną twarz i lekko zadarty nosek. Ubrana była w kusą, odsłaniającą pępek bluzeczkę i w długą do kostek, wzorzystą spódnicę. Czoło przewiązane miała cienką, złotą opaską. Prawdopodobnie nie miała kompleksów tak jak ja, bo mimo niskiego wzrostu na stopy założyła balerinki na płaskiej podeszwie. Od razu domyśliłam się, że to dziewczę ma coś wspólnego ze sztuką i światkiem artystycznym. Pozowała na młodą hipiskę. Widać było, że wyglądem chce wyrazić swoją oryginalność. Świadczyły też o tym kolczyki. Była nimi udekorowana jak tort urodzinowy. Kolczyki miała wszędzie: w uszach cztery sztuki, w nosie jeden, w brwi trzy. Pępek również jej się mienił cyrkoniami. Ręce mi opadły, gdy zauważyłam, że nawet na języku coś jej zabłyszczało. Nie miałam dużych wymagań co do dziewczyny swojego syna, ale doszedł jeden punkt: chciałabym, żeby jej ciało nie świeciło się jak choinka w Wigilię!
O dziwo, wbrew oczekiwaniom, miała tylko jeden tatuaż – małego kolorowego motylka nad lewą piersią. Właścicielka motylka i fabryki cyrkonii uśmiechnęła się do mnie słodko i milutkim głosem przedstawiła się:
– Mam na imię Halszka. Miło mi panią poznać. – Wcale się nie zdziwiłam, wszystko musiała mieć oryginalne, nawet imię.
Zjedliśmy kolację, usłyszeliśmy jej życiorys i mały wykład na temat twórczości Toulouse-Lautreca. Nie myliłam się – była studentką Akademii Sztuk Pięknych. Czwartego roku! Pod koniec kolacji nasz syn zakomunikował nam nowinę:
– W sobotę Halszka też popłynie z nami jachtem.
Po chwili wstali od stołu i poszli do jego pokoju. Nie wiem, co tam robili, w każdym razie drzwi były zamknięte na klucz, co się bardzo nie spodobało naszej córce. Przyszła do nas oburzona, że nie chcą jej wpuścić do pokoju. Żeby udobruchać Izę, wzięliśmy ją na lody. Wróciliśmy dosyć późno, bo przed dziesiątą. Krzysiek był sam w pokoju, „dziecię kwiatów” gdzieś zniknęło.
Robert zajął się Izą, a ja poszłam rozmówić się z synem. Krzysiek siedział w fotelu i oglądał jakiś film na Discovery. Obok stała rozmemłana kanapa, corpus delicti tego, co się tutaj niedawno działo. Chwyciłam za pilota i bez słowa wyłączyłam telewizor.
– Mamo, co robisz?! To mnie interesuje! – oburzył się.
– Mnie nie interesuje, co cię interesuje, tylko dlaczego zrobił się z ciebie tak bezczelny smarkacz, bez grama taktu i dobrych manier! – oznajmiłam ostro.
– Nie wiem, o co ci chodzi, mamo.
– Po pierwsze: wymagam od ciebie, żebyś okazywał ojcu więcej szacunku. Nie masz prawa zwracać się do niego w taki sposób, jak to zrobiłeś niedawno w przedpokoju. To, że twój ojciec traktuje cię jak partnera, wcale nie oznacza, że nim jesteś. Gdy osiągniesz w swoim życiu tyle co on, wtedy dopiero będziesz mógł się z nim zrównać. Na razie jesteś tylko zarozumiałym szczeniakiem, niepotrafiącym docenić tego, co otrzymał od życia. Po drugie: nie życzę sobie, żebyś stawiał nas w niezręcznej sytuacji. Zabraniam ci ostentacyjnie uprawiać seks, kiedy obok za ścianą są twoi rodzice i siostra. Po trzecie: nie mam najmniejszej ochoty na towarzystwo twoje i twojej dziewczyny podczas sobotniego rejsu. Takie rzeczy trzeba ustalać z nami wcześniej, a nie przyprowadzać obcą osobę bez naszego zaproszenia – skończyłam tyradę. – I radzę ci przeprosić ojca.
Wyszłam z jego pokoju i zeszłam do kuchni. Nastawiłam wodę, żeby zrobić sobie herbatkę z melisy. Robert był w swoim gabinecie. Po jakiejś chwili usłyszałam słowa Krzyśka:
– Tato, obejrzymy razem film o nowej teorii powstawania wszechświata? Nagrałem na DVD.
– Nie mam czasu – sucho odparł Robert.
– Tato… przepraszam za swoje dzisiejsze zachowanie – cicho powiedział.
– Jak ci się podoba kandydatka na synową? – zapytałam męża, gdy znaleźliśmy się w naszej sypialni.
– A jak myślisz? Znasz przecież mój gust.
– Hm. Jest blondynką i ma duży biust. To chyba twój typ.
– No wiesz co?! – oburzył się. – Ona świeci tymi cyrkoniami bardziej niż gwiazdy na niebie! Patrząc na nią, człowiek się dekoncentruje, myśli tylko o tych kolczykach.
Ja również nie powstrzymałam się od komentarza na temat dziewczyny:
– Mogę zrozumieć, że uważa kolczyki za ozdobę, ale nie rozumiem, dlaczego ma ćwieka w języku. Przecież go nie widać?! – zdziwiłam się.
Mój mąż uśmiechnął się pod nosem.
– Nie zauważyłem. Ale to tłumaczy, dlaczego Krzysiek się nią zainteresował.
– Dlaczego? – Po chwili dopiero zaskoczyłam. – Naprawdę?! W życiu bym tego sama nie wymyśliła! A swoją drogą skąd wiesz, że są wtedy lepsze doznania? Twoje panienki też miały ćwieki na języku?
Nie odpowiedział, tylko zmienił temat:
– Teraz już wiemy, dlaczego Krzysiek ostatnio czytał „Moulin Rouge”.
– Jeśli nam przedstawił tę dziewczynę, to znaczy, że mu na niej zależy. Może wreszcie przestanie się włóczyć po dyskotekach i zacznie się uczyć. Przecież niedługo ma maturę. – Po chwili dodałam: – Gdyby nie te kolczyki, to byłaby całkiem ładna. Jest też dosyć inteligentna.
– W każdym razie czytała: „Moulin Rouge”. Cała jej wiedza o Toulouse-Lautrecu wywodzi się z tej powieści. O tym, że „Praczka” poszła na aukcji za prawie dwadzieścia dwa i pół miliona dolarów, już nie wiedziała. A powinna wiedzieć, jeśli tak bardzo interesuje się jego obrazami… Oprócz tego prawdopodobnie ma krzywe nogi, bo założyła spódnicę do kostek – powiedział na koniec.
Mój mąż się mylił, okazało się, że nogi Halszki wcale nie są krzywe. Przekonaliśmy się o tym w sobotę. Oczywiście Krzysiek i jego dziewczyna, wbrew temu, co wcześniej mówiłam, pojechali z nami na wycieczkę. Tym razem Halszka założyła króciutki topik, krótkie spodenki i… glany. O dziwo, w brwiach nic już jej nie błyszczało. Trzeba przyznać, że mimo niewysokiego wzrostu była wyjątkowo zgrabna. Tego samego zdania był miłośnik kobiecego ciała, Jan Woźniak.
– Fajne, świeżutkie mięsko – podsumował dziewczynę. – Tylko po co założyła te buciory?
Razem z nami na jachcie byli znajomi: Adam (kardiolog) i jego żona Bożena (okulistka), Lidka (dermatolog) z mężem Waldkiem nie-lekarzem i Jan Woźniak – kiedyś lekarz, a ostatnio farmaceutyczny biznesmen. Janek był starszy od nas, już po pięćdziesiątce. Jakiś czas temu rozwiódł się, by prowadzić bardziej hulaszcze i rozwiązłe życie. Uwielbiał mocne trunki na stole i młode dziewczyny w łóżku. Teraz obserwował opalającą się na rufie Halszkę. Obok niej przycupnęła Iza. My siedzieliśmy trochę dalej, Halszka nie mogła więc słyszeć naszej rozmowy.
– Krzysiek, wziąłbyś mnie kiedyś ze sobą na dyskotekę – powiedział Jan.
– Nie ma sprawy, panie Janie, ale potrzebuję pańskiego zdjęcia, żeby spreparować panu inny dowód osobisty. Na te dyskoteki, na które ja chodzę, nie wpuszczają mężczyzn w wieku matuzalemowym.
– Nie martw się, swoje zdjęcie przysłonię wizerunkiem króla Jagiełły, i od razu mnie wpuszczą. Nie zdajesz sobie sprawy, co mogą zdziałać banknoty. Potrafią spowodować, że facet wydaje się młodszy i piękniejszy niż jest w rzeczywistości. Wystający brzuch staje się niewidoczny, łysa czaszka przestaje razić. Nawet mały, bogaty penis bardziej się podoba niż duży, ale biedny. Banknoty mają cudowną moc. Spytaj swoją dziewczynę.
– Nie muszę pytać, wiem o tym. Dlatego już teraz co miesiąc ze swojego kieszonkowego odkładam pewną sumkę na starość, żebym, jak będę w pana wieku, też mógł sobie kupić jakąś młodą dziewczynę.
Przesłałam Krzyśkowi ostrzegawcze spojrzenie. Po takim tekście nawet Woźniak miał prawo się obrazić. Janek jednak nie obraził się, tylko się roześmiał.
– Ależ ten wasz syn pyskaty! Słuchaj, Krzysiek, patrzę na tę twoją dziewczynę i cały czas się zastanawiam, czy to są wszystkie kolczyki, jakie ona ma na sobie. Oglądałem pornosy z panienkami, które mają kolczyki nawet na wargach sromowych. Czy ta Halszka pod majtkami nie ma tam jakiegoś ukrytego kolczyka? – Janek był znany ze swych mało subtelnych wypowiedzi.
– Nie wiem, panie Janie. Ksiądz na religii zabrania nam przed ślubem interesować się damskimi majtkami. A tak na marginesie: mój ojciec oprócz paciorka nauczył mnie również, że dżentelmeni nie rozmawiają między sobą o takich sprawach.
– Hm, a czy twój ojciec nie uczył cię szacunku dla siwych skroni?
– Ale pan nie ma siwych skroni, tylko szpakowate.
– Poddaję się, nie wygram z tobą na potyczki słowne. – Woźniak dobrodusznie się uśmiechnął. – Wiesz, Robert, z twojego chłopaka zrobił się straszny mądrala! – Po czym znowu wrócił do tematu Halszki. – Ale ten motylek nad jej cycuszkiem bardzo mi się podoba. Renata, ty też powinnaś sobie zrobić jakiś fajny tatuaż.
– Po co? Już mam. Wystarczy mi jeden – odpowiedziałam.
– Nie wierzę! Nie pozwoliłby ci na to Robert, jest wrogiem tatuaży.
– Zrobiłam go podczas jego nieobecności… Wtedy gdy zabawiał się z Angelą w Bostonie. – Wypite piwo rozluźniły moje towarzyskie hamulce. – Zapytaj Roberta.
– Robert, czy to prawda, co mówi twoja żona? Naprawdę ma tatuaż? – Zignorował moją wzmiankę o Angeli. Romans mojego męża był dla naszych znajomych tajemnicą poliszynela.
– Prawda.
– Jaki? – Woźniak dalej drążył temat. – Gdzie go masz?
– Mam wytatuowaną gałązkę róży. Ale tę różę może wąchać tylko mój mąż.
– To gdzie ją masz? Na „małej”?
– Tatuażem zamaskowała bliznę po cesarce – Robert uchylił rąbek tajemnicy. – Kto jeszcze chce piwa?
Panowie pili, rozprawiali o politykach i o wątpliwych sukcesach naszych piłkarzy. Potem zeszli na temat kliniki Roberta. Jan znowu poruszył kwestię swojej współpracy z Robertem. Mój mąż nadal nie kwapił się do robienia z nim interesów. Zaczynało być nerwowo. Żeby rozładować sytuację, Waldek skierował rozmowę na inne tory. Ale zrobił to niezbyt fortunnie.
– Janek, co słychać u tej ślicznej blondynki, z którą widziałem cię rok temu na Okęciu? Miała na imię Anka. Dalej z nią jesteś? – zapytał.
Na moment zapadła cisza. Atmosfera zgęstniała. Cóż, Waldek nie wiedział, że w tym towarzystwie tego imienia się nie wypowiadało – Anka była tematem tabu. Zauważyłam, że Bożena niespokojnie się poruszyła. Adam zbladł, Janek udawał, że nie usłyszał pytania, Krzysiek mocno zacisnął szczęki, a Robert zmarszczył brwi. Wszystkich tych panów różniło wiele: wiek, aparycja, stan konta bankowego… Łączyło ich natomiast jedno – Anka! Eksstażystka mojego męża zawarła z nimi wszystkimi bliską znajomość… Hm, nawet bardzo bliską znajomość. Ale Waldek o tym nie wiedział. Owszem, słyszał, że Adam miał romans i na jakiś czas wyprowadził się z domu, że ja i Robert byliśmy w separacji, a Krzysiek był mocno skonfliktowany z ojcem. Nie domyślał się jednak, co było przyczyną tych wszystkich problemów. Przyczyna miała blond włosy, ładną buzię, super figurę i imię Anka.
Goryczka w wypitym piwie podrażniła nie tylko moje kubki smakowe, ale również moje ego.
– Czy wiesz, Waldku, że obecni tu panowie założyli małe stowarzyszenie? – Uśmiechnęłam się lekko. – Chodzi konkretnie o Kółko Miłośników Gorącej Anki. Ten klub ma sporą liczbę członków i ciągle się powiększa, a więc radzę ci, Lidziu, miej oko na swojego męża – powiedziałam ze słodkim uśmiechem na ustach.
– Renata, przestań! – Głos Roberta zabrzmiał ostro. Mój mąż szybko zmienił temat rozmowy: – Lidka, jak wam się podobało na Krymie?
– Było fantastycznie. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się we Lwowie. Waldek nalegał, był ciekaw, jak teraz wygląda to miasto. – Lidka ręcznie podchwyciła temat.
Wieczorem, po powrocie z rejsu, w naszej sypialni wybuchła awantura.
– Do cholery, mieliśmy nie wracać do tematu Anki! Obiecałaś! – podniesionym głosem zawołał mój mąż. – Dobrze wiesz, jakie to bolesne dla Bożeny. Przez ciebie czuła się upokorzona!
– Martwisz się upokorzeniem Bożeny?! A moim nie? Kto tu kogo upokorzył?! – Akurat z upokorzeniem pomógł Bożenie uporać się mój kolega Rafał, młodszy od niej o dziewięć lat.
– Dobrze wiesz, że zastawiono na mnie pułapkę. Nie czuję się winny. Tym bardziej że maczał w tym palce twój eksnarzeczony. Wspaniały Andrzejek! Poseł na sejm!
– Wcale nie Andrzej, tylko Vick Jurgen!
– Ale zrobił to dla twojego Andrzejka!
Na wspomnienie tamtych wydarzeń znowu poczułam ścisk w żołądku. Jesienią ubiegłego roku, w dniu imienin, dostałam niecodzienny prezent; pięknie opakowany, przewiązany czerwoną wstążeczką, komplet zdjęć porno mojego męża i Anki. Sesję fotograficzną zrobiono ukrytą kamerą w pokoju hotelowym w motelu „Vick”. Wszystko to zorganizował szkolny kolega Roberta, Wiktor Szewczyk alias Vick Jurgen, obecnie właściciel sieci moteli i przyjaciel Andrzeja, mojego byłego narzeczonego. Podpuścił Ankę, zakładając się z nią o butelkę szampana, że nie uda się jej zaciągnąć pantoflarza Roberta do łóżka. Ambitna dziewczyna wzięła sobie zakład mocno do serca (chociaż nie znała prawdziwych motywów Vicka) i wygrała. Niedługo później uwiodła również naszego syna. Krzysiek zakochał się w niej, była jego pierwszą dziewczyną. Kiedy dowiedział się, że jego ukochana ofiarowała swoje ciało nie tylko jemu, ale również jego ojcu, znienawidził Roberta. O mało co nie skończyło się to naszym rozwodem. Już mieliśmy z Krzyśkiem wyprowadzić się z domu, już miałam wpaść w ramiona mojego eksinstruktora jazdy, Tomka… Jednak nie doszło do tego… Za to mój mąż musiał przez pół roku spotykać się z pewnym sympatycznym psychoterapeutą.
Czułam nienawiść do Anki nie tylko dlatego, że przespała się z moim mężem, ale przede wszystkim znienawidziłam ją za mojego syna. To przez nią Krzysiek się zmienił. Wcześniej był dobrym, wrażliwym chłopcem, jednak zawód miłosny, który mu zafundowała, zrobił z niego twardziela zahartowanego na miłosne odurzenie, cynika nieliczącego się z uczuciami dziewczyn. Bardzo mi się nie podobało nowe oblicze mojego syna. Bałam się, że to zostanie mu już na zawsze. Dlatego się ucieszyłam, że znalazł wreszcie dziewczynę, na której mu zależało.
Skończył się wrzesień, ale nie skończyły się nasze problemy z Krzyśkiem. Liczyłam na to, że Halszka nakłoni go do większego zainteresowania nauką. Wiedziałam z doświadczenia, że ambitna, mądra dziewczyna może mieć pozytywny wpływ na swojego chłopaka. Tak było z Wiką. Wika nie była dziewczyną Krzyśka, tylko koleżanką z klasy. Kiedy nasz syn się z nią przyjaźnił, uczył się celująco i był najlepszym uczniem w szkole. Ale od pewnego czasu ich znajomość się rozluźniła. Chłopak wolał towarzystwo ładniejszych dziewcząt od Wiki. Teraz jednak nic nie wskazywało na to, że Krzysiek znowu będzie prymusem. Mimo swych wyjątkowych zdolności (jego IQ wynosiło 160) zdążył już dostać jedynkę za brak zadania i dwa razy nie poszedł do szkoły, bo Halszka wyciągnęła go do Warszawy. Jego zachowanie wskazywało na to, że coraz bardziej podobała mu się ta dziewczyna. Natomiast nam – coraz mniej.
Robert pierwszy zaczął mieć obiekcje co do Halszki. Odkrył, że dziewczę bardzo lubi fantazjować (czytaj: kłamać).
Zaczęło się od jej rodziców. Powiedziała nam, że mieszkają w Bochni, że matka pracuje w liceum jako nauczycielka, a ojciec ma firmę transportową. Dosyć szybko wyszło na jaw (dzięki ciotce jednej z pielęgniarek Roberta), że są pewne nieścisłości w tym, co mówi Halszka. Rodzice nie mieszkali w Bochni, tylko 10 kilometrów pod Bochnią. Matka pracowała nie w liceum, tylko w podstawówce, i nie jako nauczycielka, ale woźna. Ojciec, owszem, miał coś wspólnego z transportem, ale nie był właścicielem przedsiębiorstwa, tylko kierowcą.
– Nie znoszę kłamców i oszustów. Przy jej bajeczkach nawet Andersen wymięka – oznajmił ironicznie mój mąż.
– Czy nigdy ci się nie zdarzyło kłamać ani oszukiwać? Czy nie oszukiwałeś mnie, romansując z Angelą? O Ance też mi nie powiedziałeś prawdy.
– Co za porównanie?! Który facet przyzna się żonie, że ją zdradził? Dobrze wiesz, że nie kłamię. Brzydzę się kłamstwem.
– Ja również w młodości mówiłam wszystkim, że mieszkam w Olkuszu, a nie pod Olkuszem – broniłam Halszki.
– I również wstydziłaś się własnych rodziców? Jakoś nie pamiętam, żebyś to robiła. Na pierwszej randce już wiedziałem, że twoja matka jest sklepową, a ojciec suwnicowym w hucie.
– Dziewczyna ma kompleksy, nie można jej potępiać, że chce dodać trochę splendoru swoim rodzicom.
Wkrótce wyszło na jaw następne kłamstwo Halszki. Okazało się, że nie jest studentką ASP, tylko wydziału Wiedzy o Sztuce na Uniwersytecie Pedagogicznym. Pewnego dnia odwiedziła nas koleżanka Roberta, która wykładała na ASP. W czasie rozmowy wydało się, że Halszka nie miała pojęcia na temat tamtejszych zajęć ani wykładowców.
– Ta dziewucha kłamie na każdym kroku. Nie mogę zrozumieć dlaczego? – Robert kręcił głową z dezaprobatą.
– Jest nie tyle kłamczuchą, ile mitomanką. Woli być artystką niż nauczycielką od rysunków. Dziewczyna ma kompleksy – mruknęłam bez przekonania.
– Jakie kompleksy?! – prychnął Robert. – Jest kłamliwą, wyrachowaną i przebiegłą suczką! Chce się dobrze ustawić, łapiąc bogatego frajera. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby za kilka miesięcy zaszła w ciążę.
Przeraziły mnie słowa Roberta. Prawdę mówiąc, mnie również coś takiego zaświtało w głowie. Krzysiek był dopiero w klasie maturalnej, nie chciałam, żeby niespodziewana ciąża zmieniła jego plany życiowe. Moja koleżanka, Iwona, miała właśnie tego rodzaju problemy z córką. Dziewczyna zaszła w ciążę w trzeciej klasie gimnazjum. Iwona nie pozwoliła jednak córce na ślub, bo narzeczony nie nadawał się w żadnym wypadku ani na męża, ani na ojca. Miał szesnaście lat i mózg przypominający wielkością włoskiego orzecha. Nie miał ochoty się uczyć, ale za to uwielbiał trawkę i alkohol. Teraz Iwona sama musiała wychowywać wnuka, bo jego mamusia chodziła do szkoły.
Oczywiście Krzysiek nie podpadał pod ten przypadek. Był trochę starszy, dużo rozsądniejszy, miał skonkretyzowane plany na życie… no i nie podpalał trawki ani nie pił alkoholu. W każdym razie tak mi się wydawało. Rok temu był ideałem! Gdyby nie Anka, może dalej by nim był…
– Musimy znaleźć Krzyśkowi odpowiednią dziewczynę – usłyszałam słowa mojego męża.
– Co takiego?! Jak to sobie wyobrażasz? Dasz ogłoszenie w gazecie, że szukasz narzeczonej dla syna?
– Znam się na kobietach. Sobie dobrze wybrałem żonę, więc jemu też znajdę odpowiednią dziewczynę.
– Gdybyś nawet znalazł odpowiednią dziewczynę, to myślisz, że to wystarczy? Przyprowadzisz ją i każesz mu się w niej zakochać?!
– Oczywiście. Zrobię tak, żeby się w niej zakochał. Przecież wiesz, że mam dar przekonywania – powiedział, lekko się uśmiechając.
– Wiem o tym. Ty byś nawet przekonał tygrysa, żeby przeszedł na wegetarianizm – mruknęłam. – Ale wątpię, czy spowodujesz, żeby nasz syn zakochał się w wybranej przez ciebie dziewczynie.Wika
Wika całe swoje życie pragnęła, żeby być taką, jak jej mama. Helena Wiśniewska była dla niej ideałem kobiety, niedościgłym wzorcem, który starała się we wszystkim naśladować. Chciała być tak mądra jak ona, postępować tak jak ona i wyglądać tak jak ona. Matka imponowała jej swoją wiedzą, charakterem, swoimi osiągnięciami zawodowymi i tym, że podobała się mężczyznom, chociaż wcale o to nie zabiegała. Nie stroiła się, nie pacykowała i mimo to im się podobała. I co ważniejsze: liczyli się z jej zdaniem i ją szanowali. Najbardziej jednak matka zaimponowała jej podczas rozwodu. Nie walczyła z ojcem o podział majątku – zostawiła mu mieszkanie i samochód, i nawet chwilowo zrezygnowała z przysługujących jej alimentów. Czy znalazłaby się w Krakowie taka druga kobieta?!
Wika pamiętała dokładnie dzień, kiedy ojciec powiedział mamie o swoim romansie i ciąży kochanki. Słyszała całą ich rozmowę pomimo zamkniętych drzwi. Ojciec przepraszał, kajał się, prosił o wybaczenie. Potem płakał. Nie spodobało się to Wice. Bardzo. Wtedy nie tylko nienawidziła ojca za to, co im zrobił, ale również nim gardziła. Uważała, że jeśli już zniszczył romansem swoje małżeństwo, to chociaż powinien zachowywać się jak mężczyzna, a nie ryczeć jak baba!
W ich rodzinie stroną decyzyjną zawsze była mama. Znajomi i krewni mówili za plecami, że to Helena nosi spodnie w ich domu, a nie jej mąż. Z biegiem czasu wszyscy się do tego przyzwyczaili i nikogo to nie raziło. Ona więcej zarabiała, dzięki niej mieli ładnie urządzone mieszkanie i dobry samochód, dlatego to ona podejmowała wszystkie decyzje. Ojciec, nauczyciel geografii w podstawówce, w przeciwieństwie do swojej żony nie miał możliwości zarobić dodatkowych pieniędzy. Dlatego on gotował obiady, gdy jego żona w tym czasie prowadziła nadprogramowe zajęcia z zaocznymi studentami. On sprzątał, prał i prasował, a ona pracowała nad nowym projektem naukowym.
Helena przyjęła z godnością wiadomość o romansie męża. Nie wyzywała go od łajdaków i dziwkarzy, tylko spokojnie wysłuchała, co ma do powiedzenia, a potem oznajmiła, że niewierny mąż musi wypić piwo, które naważył: musi ożenić się z kochanką, która nosi w sobie jego dziecko. Wtedy ojciec wpadł w przerażenie i zaczął płakać… Bał się prawdopodobnie, że nie da sobie rady w życiu bez zaradnej Heleny. Ale żona wspaniałomyślnie zostawiła mu wszystko… zabrała tylko dzieci. Trzy miesiące mieszkali u babci, matki Heleny, a w czwartym miesiącu mieli już swoje lokum. Mieszkanie było dużo mniejsze od poprzedniego, bo tylko dwa pokoje z kuchnią, ale Helena zadbała o to, żeby każdy miał swój kąt. Mniejszy pokój przeznaczyła dla córki, z kuchni zrobiła pokoik dla syna, przenosząc zabudowę kuchenną do dużego pokoju. Później sama malowała i tapetowała, żeby było im przyjemnie mieszkać. Gdy tylko poprawiła się jej sytuacja finansowa, zrobiła następny remont. Sama założyła panele podłogowe, nakleiła nowe flizy w łazience i podzieliła duży pokój przesuwnymi drzwiami na część sypialnianą, bo ona również chciała mieć swój kąt.
Wika weszła do mieszkania. Mama, ubrana w podkoszulek i w stare dżinsy, wierciła dziury pod obrazki. Wszystko było już prawie gotowe. Dzięki zmienionym frontom szafek kuchennych zrobiło się w pomieszczeniu dużo jaśniej. Pod oknem stał nowo zakupiony narożnik, a przy nim stół. Lustrzane drzwi przesuwne, wmontowane w ścianki gipsowo-kartonowe, teraz były rozsunięte, dlatego nie czuć było klaustrofobicznej ciasnoty, czego mama tak bardzo się obawiała. Pomimo małego metrażu całe mieszkanie urządzone było nowocześnie, wygodnie i gustowne.
– No, nareszcie jesteś. Zobacz, jaki ładny narożnik! Będzie nam teraz wygodniej oglądać telewizję, siedząc na nim, a nie na stołkach – powiedziała Wiśniewska, uśmiechając się do córki. – Podoba ci się? Człowiek od przewozu powiedział, że taki sam narożnik kupił sobie Orłowski.
– Ładny. Widzę mamo, że już dokończyłaś tapetowanie, a przecież miałyśmy robić to razem.
– Pomógł mi Paweł. – Paweł Góralczyk był adiunktem Heleny Wiśniewskiej. – Nie spotkałaś go po drodze? Przed chwilą wyszedł.