- promocja
Historia roślin jadalnych - ebook
Historia roślin jadalnych - ebook
Rośliny odgrywały ważną rolę w dziejach ludzkości, ale istnieją gatunki, które wywarły fundamentalny wpływ na rozwój kultur, narodów czy religii. Te rośliny zmieniły świat, wpływając na bieg historii.
Henri Fabre swego czasu powiedział, że "[…] historia opiewa pola bitwy, gdzie śmierć zbiera żniwo, ale nie opowiada nam o polach z łanami zboża, które nas żywi; wylicza imiona królewskich bękartów, ale nie potrafi nam podać, jakie jest pochodzenie żyta. Oto jest głupota człowiecza!".
Może czas poszerzyć naszą wiedzę?
Kategoria: | Podróże |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-11-16204-4 |
Rozmiar pliku: | 4,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Od autora
Jednym z pierwszych badaczy, który zwracał uwagę, że biologiczne transplantacje miały nie tylko kulinarne znaczenie, był Alfred W. Crosby (po polsku ukazało się jego opracowanie _Imperializm ekologiczny_). Znamiennym przypadkiem są dzieje uzależnienia się Irlandii od upraw ziemniaka. Zniszczenie jego zbiorów w latach 1845–1846 samo w sobie nie oznaczało jeszcze, że w kraju zabraknie żywności, gdyż pola były w tym roku pełne zboża.
Jednak irlandzcy chłopi musieli je sprzedawać, aby opłacać bardzo wysokie i bezlitośnie egzekwowane czynsze za dzierżawę ziemi. W efekcie wielu mieszkańców wyspy nie miało co jeść (ziemniaki stanowiły wówczas podstawowe pożywienie w tym kraju). Zdarzenia te udowodniły dobitnie, że dla biosfery nie jesteśmy najważniejszym elementem. Dramat czy tragifarsa życia rozgrywały się i mogą się w przyszłości rozgrywać mniej więcej tak samo i bez nas.
Rośliny, które pojawiają się na kartkach tej książki, są subiektywnym wyborem autora. Pominięte albo pojawiły się już w opracowaniach mojego autorstwa – _Rośliny, które zmieniły świat_ czy _Historia używek_, albo znajdą się w planowanych publikacjach. W niniejszej książce chciałem opisać dzieje niektórych gatunków jako jeden z tematów historii powszechnej, niedający się odseparować od innych przejawów działalności istot ludzkich we wzajemnych powiązaniach między sobą i z resztą przyrody. Służą temu selektywnie i subiektywnie wybrane przykłady, dzięki którym można tropić związki między żywnością w czasach przeszłych a sposobem, w jaki żywimy się dzisiaj.
Książka ta nie jest zamkniętą całością. Jest to raczej zbiór esejów, mający na celu nie tyle zaspokojenie ciekawości umysłów chciwych poznania tajemnic natury i historii, co rozbudzenie zainteresowania. Każdy zamieszczony tu rozdział porusza inne zagadnienie. Niektóre z nich zostały napisane specjalnie dla tego wydawnictwa, inne zaś, choć były drukowane już dawniej w takich periodykach jak: „Żyj długo”, „Zew Północy” czy „Dookoła Świata”, zostały dla tej książki poszerzone i zmienione tak, aby związać całość wspólną myślą przewodnią. Jest nią teza, że niektóre rośliny stanowiły bodziec dla ludzkich poczynań na przestrzeni wielu tysięcy lat.
Od zarania dziejów ludzie wykorzystywali rośliny na różne sposoby: do jedzenia, ogrzania się, leczenia, transportu, dla towarzystwa i dla zysku. Rośliny odgrywały fundamentalną rolę w dziejach ludzkości, ale istnieją gatunki, które wywarły szczególny wpływ na rozwój kultur, narodów czy religii. Te rośliny zmieniły świat.ROZDZIAŁ I. AYAHUASKA – BRAKUJĄCE OGNIWO W ŁAŃCUCHU EWOLUCJI?
Rozdział I
Ayahuaska – brakujące ogniwo w łańcuchu ewolucji?
Leczenie roślinnymi wywarami i maściami, czyli fitoterapia, jest stare jak ludzkość. Zainteresowanie człowieka ziołami datuje się od niepamiętnych czasów. Rośliny nie tylko stanowiły surowiec pierwszych leków ludzkości, lecz także były wykorzystywane do innych celów. W czasach, gdy nie znano jeszcze rolnictwa i hodowli, ludzie przez dziesiątki tysięcy lat żywili się tym, co złowili lub zebrali w lesie. Wtedy właśnie w paleolicie i mezolicie „przetestowano” wiele roślin pod względem ich właściwości jadalnych. Przy okazji ujawniło się działanie halucynogenne wielu z nich.
Najwcześniejsze dane pochodzą już ze starszej epoki kamienia, a są nimi prehistoryczne dzieła sztuki, jak choćby słynne malowidła z jaskini Lascaux. Ostatnie badania nad sposobem wykonania paleolitycznych malowideł jaskiniowych we Francji wykazały, że farby zawierały substancje halucynogenne, malowidła zaś tworzono, biorąc farbę do ust, mieszając ją ze śliną i wydmuchując na ścianę jaskini. Taki sposób malowania powodował wizje narkotyczne, które potem przeniesiono na ściany jaskiń.
Fitoterapia alternatywą dla medycyny
Większość znanych nam historycznych społeczeństw w kontaktach z sacrum posługiwało się różnorodnymi substancjami wywołującymi stany transowe. Ludzie, którzy znali właściwości tkwiące w roślinach, mieli władzę nad innymi i byli darzeni szczególnym respektem. Nic dziwnego, że taka wiedza dawała im szczególną pozycję.
Człowiek pierwotny widział w ziołach i grzybach personifikację sił przyrody – wiele z nich traktował jako rośliny święte. Chińczycy zaliczali do nich żeń-szeń, w krajach śródziemnomorskich czczono mandragorę, u nas zaś na przykład „świętojańskie ziele” – dziurawiec. „Darem bogów”, według krajowców z Ameryki i Afryki, miały być tropikalne rośliny: kakaowiec czy kola.
Podobno ludzka świadomość narodziła się w momencie, w którym istota człekokształtna zjadła grzyb zawierający psylocybinę i pierwszy raz doświadczyła poznania. Trudno jednoznaczne stwierdzić, który moment można uważać za narodziny świadomości, za to bezsporną kwestią pozostaje fakt, że substancje zmieniające świadomość były ludziom znane od tysiącleci.
Ze względu na to, że tytułowa _ayahuaska_ otwiera przed umysłem tajemne wymiary, których istnieniu kategorycznie zaprzecza współczesny racjonalizm, Ralph Metzner nazwał ją „katalizatorem gnozy”. Niuansów postrzegania, jakie ona wywołuje, nie dostrzegają nawet najbieglejsi z zachodnich botaników. Jak opisuje to Levi-Strauss w swojej książce _Myśl nieoswojona_, Indianie są zestrojeni ze światem roślinnym na tak subtelnych poziomach, że przekracza to nasze zdolności pojmowania.
Propagatorzy psychodelii podejrzewają, że proces ewolucji jest czymś więcej niż tylko niekończącym się ciągiem reakcji chemicznych. Pionier psychoterapii z użyciem LSD, Stanislav Grof, uważa: „Prawdopodobieństwo, że ludzka inteligencja wykształciła się samodzielnie od początku do końca z chemicznego szlamu w praoceanie, dzięki łańcuchom przypadkowych, mechanicznych procesów, ostatnio zostało celnie porównane do prawdopodobieństwa powstania Boeinga 747 w gigantycznym podmuchu tornada, które przeszło przez złomowisko”k1.
Warto też wspomnieć o koncepcji Westona La Barre’a. Według niej ludy, które około 14 tysięcy lat temu przywędrowały z Azji Północnej do obu Ameryk, praktykowały szamanizm. Nasi przodkowie znali techniki osiągnięcia ekstazy za pomocą środków halucynogennych, na przykład muchomora czerwonego. Zdaniem La Barre’a, jest to przyczyna wyodrębnienia przez Indian tak dużej liczby środków powodujących zmiany świadomości i wywołujących wizje.
Istotne znaczenie halucynacji jako katalizatorów ludzkiej psychiki przeczuwali również inni badacze. Zgodnie z pewną teorią jeszcze w czasach historycznych mogło dochodzić do poważnych zmian w definiowaniu się człowieczeństwa. Ludzie w epoce Homera myśleli innymi kategoriami. To, co my nazywamy „ego”, było dla nich „bogiem”k2.
Zmarły w 2000 roku filozof i etnobotanik Terence McKenna zasłynął z teorii, że pewna rodzina czynnych substancji chemicznych, a konkretnie halucynogeny indolowe, odegrała kluczową rolę w wykształceniu się podstawowych ludzkich cech, przede wszystkim typowej dla człowieka autorefleksji. McKenna teoretyzował, że w czasie kiedy północnoafrykańskie dżungle kurczyły się pod koniec ostatniej epoki lodowcowej, ustępując miejsca terenom trawiastym, zamieszkujące drzewa plemiona naszych prymitywnych przodków opuściły gałęzie i przeniosły swoje domostwa na otwarte przestrzenie. Badacz stwierdził: „Jestem głęboko przekonany, że to mutagenne, psychoaktywne składniki diety pierwszych hominidów odpowiadały za gwałtowne przeorganizowanie się ich mózgów i wykształcenie nadzwyczajnych umiejętności przetwarzania danych. Alkaloidy roślinne, posiadające własności halucynogenne, takie jak psylocybina, dimetylotryptamina (DMT) i harmalina, mogły znajdować się w diecie praludzi, katalizując wyłonienie się podstawowej cechy charakteryzującej współczesnego człowieka – autorefleksji. Oddziaływanie halucynogenów, zawartych w wielu popularnych roślinach, sprzyjało rozwojowi umiejętności przetwarzania danych, a więc czyniło praludzi istotami bardziej wrażliwymi na środowisko, przyczyniając się do gwałtownego rozwoju ich mózgów. W późniejszej fazie tego samego procesu halucynogeny pełniły rolę katalizatorów rozwoju wyobraźni, napędzając tworzenie się wewnętrznych trosk i przemyśleń, które niewykluczone, że dały impuls do pojawienia się języka i religii”k3.
Wśród nowych produktów stanowiących dietę praludzi wyróżnić można zawierające psylocybinę grzyby rosnące wśród odchodów pasących się tam zwierząt kopytnych. Psylocybina, która w małych dawkach prowadzi do zwiększenia aktywności wzrokowej, w trochę większych powoduje fizyczne pobudzenie seksualne, zaś w dużych dawkach halucynacje i glosolalię¹, dała ewolucyjną przewagę plemionom na takiej diecie.
Faktem jest, że szamanom bliska była glosolalia − praktyka mówienia różnymi językami podczas transu. _W poszukiwaniu straconego czasu_ Marcela Prousta rozpoczyna się sceną, w której protagonista, leżąc w swym łóżku, stara się pozbierać po przerażająco namacalnych snach o przeszłości. Sama fraza mówiąca o „sznurze zrzuconym z nieba” – choć w polskim przekładzie brzmi to nieco inaczej – przypomina popularny w szamanizmie motyw drabiny prowadzącej z naszego świata do innych wymiarów: „(…) wspomnienie – jeszcze nie miejsca, gdzie byłem, ale paru miejsc, które zamieszkiwałem niegdyś i gdzie mógłbym być – schodziło ku mnie niby pomoc z góry, aby mnie wydobyć z nicości, z której nie byłbym mógł wyrwać się sam”k4.
Zdaniem McKenny’ego na przykład, synestezja (zacieranie się granic pomiędzy zmysłami) powodowana przez psylocybinę doprowadziła do wykształcenia się języka mówionego: zdolności do formowania przez dźwięki wokalne obrazów w umysłach słuchaczy. Około 12 000 lat temu dalsze zmiany klimatu powoli usunęły halucynogenne grzyby z diety naszych przodków, powodując szereg głębokich zmian w naszym gatunku, na przykład powrót do przedgrzybowej, brutalnej struktury społecznej, która wcześniej była zmodyfikowana i/lub powstrzymana przez częstą konsumpcję psylocybinyk5.
Ostatnio medycyna z niemałym zainteresowaniem spogląda na Amazonię i odkryte przez polskiego misjonarza, ojca Edmunda Szeligę, tajniki naturalnych metod leczniczych stosowanych przez indiańskie plemiona. To między innymi Pirowie przez kilkadziesiąt lat wtajemniczali ojca Szeligę w arkana terapii roślinami, a on skrupulatnie badał je, zlecając analizy biochemiczne laboratoriom uniwersyteckim.
Poważne badania naukowe nad tymi roślinami zaczęły się wraz z wyprawami Richarda Spruce’a, botanika, który badał Amazonię i Andy pomiędzy rokiem 1849 a 1864. Wśród odkrytych przez niego gatunków o właściwościach psychoaktywnych znalazło się pnącze, któremu później nadano nazwę _Banisteriopsis caapi_.
„Winorośl zmarłych” czy pnącze żywych?
_Ayahuaska_ jest rośliną leczniczą znaną Indianom i używaną przez nich od dziesięciu tysięcy lat. Roślina ma postać drzewiastej liany o szarych, połyskliwych pędach i kilkunastocentymetrowej długości liściach. Roślina ta występuje pod kilkudziesięcioma nazwami, co świadczy o jej popularności wśród różnych grup etnicznych. Najczęściej nazywana jest właśnie _ayahuaską_ – „pnączem duchów” (_aya_ w języku keczua znaczy „duch” lub „śmierć”; _huasca_ to „liana”, „lina” lub „powój śmierci”). Wśród Indian Kolumbii i Ekwadoru funkcjonuje pod nazwą _yagé_. Ashaninka nazywają ją _kamarampi_; Shuar, Achuar i Dayme używają nazwy _natema_k6.
Kapłani Indian Kogi w Sierra Nevada de Santa Marta w Kolumbii nazywają substancje halucynogenne „spermą jaguara”. W językach niektórych grup indiańskich słowo oznaczające szamana jest synonimem jaguara, dlatego szamani Indian Guahibo w Amazonii kolumbijskiej malują twarz w plamy imitujące cętki jaguara oraz noszą naszyjniki z jego zębów. Indianie Tukano żyjący w regionie Yaupes są twórcami mitu mówiącego o przemianie człowieka w jaguara pod wpływem środków halucynogennych.
Również szamani słynnych pomniejszaczy głów ludzkich, Indian Jivaro, mają wizje ogromnych anakond i jaguarów bez końca pędzących przez deszczowy las. Relacja Petera Stafforda, autora _Psychedelics Encyclopedia_, może stanowić kolejny przykład identyfikacji ze zwierzęciem: „Pod wpływem _yagé_ nie czułem się po prostu jak wąż, ale w pewnym sensie byłem nim i jakoś osiągnąłem poziom doświadczenia, w którym mogłem skontaktować się z ukrytym wężem wewnątrz mnie (…). Moje postrzeganie zostało uporządkowane według nowych i odmiennych kategorii”k7.
Wydaje się, że twierdzenia o wzmocnieniu telepatycznych zdolności mają pewne podstawy. Podobno członkowie pewnego szczepu żyjącego w pobliżu rzeki Ukayali we wschodnim Peru byli autentycznie zdumieni na widok obiektów „ujrzanych” w jasnowidzeniu we współczesnych miastach, których nigdy fizycznie nie odwiedzili. Donosi o tym antropolog Tomas Roessner: „ którzy często przyjmują _ayahuaskę_, siadają czasami razem i pijąc ją, wysuwają propozycję, żeby wszyscy zobaczyli coś wspólnie, na przykład: «Zobaczmy miasta!». Zdarzało się, że ci Indianie pytali białych ludzi, czym są te dziwne rzeczy (_aparatos_), które tak szybko pędzą ulicami: widzieli samochody, z którymi, oczywiście, fizycznie się nie zetknęli”k8.
Szamani Conibo stosujący _ayahuaskę_ opowiadają o spotkaniach z nadprzyrodzonymi istotami. Mówią również, że pomaga im widzieć demony w powietrzu. Demon ukryty w _ayahuasce_ obdarowywał szamana Indian Kampa cudownym „kolcem”, umożliwiającym wykrycie i zabicie wrogiego czarownika. Według innego mitu Desanów, z Drogi Mlecznej przybyło wężowe czółno, przywożąc mężczyznę, kobietę oraz trzy rośliny: maniok, kokę i _caapi_.
Desanowie uważali je za dar od Słońca, formę naczynia dla żółto-złotego światła słonecznego, które dostarczyło pierwszym ludziom zasad dotyczących tego, jak żyć i się porozumiewać. Ten mit mówi, że od samego początku to roślinne „lekarstwo” było powiązane ze źródłami języka, kultury oraz początkami gatunku ludzkiego. O ludziach wspomina się tutaj, że pochodzą z kosmosu, a pnącze duszy zostało im dane jako sposób pozostawania w łączności z kosmicznymi i słonecznymi energiami twórczymik9.
Badania nad indolami halucynogennymi rozpoczęły się w latach dwudziestych XX wieku. W 1927 roku chemicy Émile Perrot i Raymond Hamet wyizolowali aktywny składnik _Banisteriopsis caapi_. Nazwali go telepatyną. Dopiero po trzech dekadach naukowcy spostrzegli, że ma ona taką samą strukturę chemiczną, jak ekstrahowana z _Peganum harmala_ harmina. Badacze dali prymat tej właśnie nazwiek10.
Czynnikiem utrudniającym ustalenie ogólnej charakterystyki napojów z _ayahuaski_ jest zróżnicowanie metod ich przygotowania, gdyż niektóre przepisy stosowane są przez jedną grupę Indian albo wręcz jednego szamana! Oprócz problemów, które pociągała za sobą botaniczna identyfikacja roślin, badacze mieli trudności z dokładnym określeniem skutków działania poszczególnych roślin halucynogennych, ponieważ często zażywane były one w połączeniu z innymi substancjami narkotycznymi.
W najczęściej opisywanym procesie uzyskuje się wyciąg z kory _Banisteriopsis_, zanurzając ją w zimnej wodzie, lub wywar, gotując korę i łodygi przez dłuższy czas. Istnieją też informacje o żuciu świeżej kory oraz wąchaniu spreparowanego pnącza. Gotowanie trwa 6 godzin – aż wywar zamieni się w gęstą bursztynową ciecz. Nieodłącznymi elementami przygotowania do ceremonii są post, medytacja i wstrzemięźliwość seksualna.
W kontekście tradycyjnej amazońskiej praktyki leczniczej wypicie _ayahuaski_ przypomina przyjęcie doskonałego leku na wszelkie choroby. Nie chodzi o to, że sama substancja jest panaceum, ale że funkcjonuje jako przewodnik lub nauczyciel dla uzdrowiciela z krwi i kości. Wskazuje mu inne zioła, które mogą być pomocne w odpieraniu czarodziejskich ataków, wysysaniu trujących infekcji lub pieniących się robaków. Ten rodzaj praktyk zakłada całkowicie odmienne pojmowanie choroby i lekarstwa od tego, do którego przywykliśmy na Zachodziek11.
Gdy szaman jest gotowy, zbliża się do pacjenta, który leży w bezruchu i milczeniu przed mistrzem. Szaman rozpoczyna recytacje: najpierw ciche, spokojne, monotonne, potem coraz żywsze i rytmiczniejsze. Po godzinie recytacje i skandowania przemieniają się w pieśń. Można wyłapać pojedyncze słowa w języku hiszpańskim, ale większość pochodzi z miejscowego narzecza.
Szaman okadza ciało chorego, opryskuje je wonnymi płynami. Co jakiś czas nachyla się nad chorym, ze szczególną uwagą dotyka bolących miejsc. Po cichu wypytuje chorego, a w trakcie uzyskiwania wiadomości wydaje z siebie cmoknięcia, mlaskania i pochrząkiwania. Potem przystępuje do wysysania z ciała chorego przyczyny czy sprawcy choroby. Mogą nimi być obce ciało, ale też jakiś robak. Ślinę i wysysaną treść _curandero_ (uzdrowiciel) wypluwa do małego naczynia.
Sposób stosowania _ayahuaski_ stanowi sekret _curanderos_. Najczęściej używa się wodnego wyciągu _Banisteriopsis_ i _Gielunia_. Alkaloidy w ten sposób uzyskane mają działanie przeciwdepresyjne. W czystej postaci wywołują stany euforii i błogostanuk12. Swoiste potwierdzenie można znaleźć w relacji ojca Szeligi, który opisywał to zjawisko w następujący sposób: „Indianie twierdzą, iż po wypiciu _ayahuaski_ nawiązują bezpośredni kontakt z duchem tej rośliny, który staje się ich sprzymierzeńcem i zdradza im wiele sekretów. Jest to tłumaczenie na poziomie animistycznym. W rzeczywistości, pod wpływem halucynogennych właściwości tej rośliny, ich mózg zaczyna pracować odmiennie niż na co dzień, przez co zyskują dostęp do tych wymiarów rzeczywistości, które normalnie pozostają niedostępne”k13.
Obecnie w znacznie mniejszym stopniu wykorzystujemy nasze moce umysłowe, aniżeli to było w dawnych czasach. Poświęciliśmy naszą percepcję na rzecz rozwoju innych mocy umysłu. Ot, na przykład, umiejętności wielogodzinnego siedzenia z napiętymi mięśniami przed ekranem monitora (czyli czegoś, co Indianie uznaliby za „absolutnie niemożliwe”) albo odcięcia się od wielu poziomów świadomości podczas prowadzenia samochodu w korkach ulicznychk14.
Bardzo istotnym aspektem jest nawiązanie pod wpływem _yagé_ łączności ze światem roślin i zwierząt. Indianie z plemienia Amahuaca w trakcie sesji przywoływali wizje zwierząt, na które polowali. Byli w stanie dzięki temu utożsamić się z ofiarą, a przez to „wczuć się” w jej zwyczaje tak, że wzrastała szansa na pomyślne łowy.
Ten rodzaj szamanizmu, posługujący się _ayahuaską_, nazywa się _vegetalismo_. Owi uzdrowiciele stosują _ayahuaskę_ w swoich obrzędach uzdrowicielskich, ale znają i często pracują z innymi, bardziej bezpośrednimi ziołami o właściwościach leczniczych. Żołądkowo-jelitowa reakcja oczyszczająca jest uznawana za niezbędną dla procesu leczenia. Z tego powodu wywar _yagé_ bywa często nazywany „czyścicielką” (_la purga_)k15.
Gdy _ayahuaskę_ zażywa się okazjonalnie, człowiek nie jest przygotowany na to, czego spodziewają się szamani. Zmieniają się wtedy procesy chemiczne w mózgu, mimo że nie dochodzi żaden zewnętrzny bodziec. Słynący z pomniejszania głów Indianie Jivaro, którzy zamieszkują wschodnie tereny Ekwadoru, już kilkudniowemu niemowlakowi aplikują niezidentyfikowaną halucynogenną roślinę _tsentsema_. Wierzą, że umożliwia ona dziecku zachowanie kontaktu z wyższą duszą _arutam_ i zwiększa jego zdolność przetrwania.
Niektóre z tych odlotów mogą być niebezpieczne i prowadzić do psychozy, gdy nie ma się przygotowania i przewodnika. Ciekawe jest, że spożywający wspólnie wywar z „winorośli duszy” Indianie mogą doznawać tych samych wrażeń i wizji dotyczących nawet rzeczy, których nie mogli znać z uprzedniej obserwacji, na przykład odległych miast.
Tam, gdzie czas stoi w miejscu
Indianie odbywają w narkotycznym transie wyimaginowane rozmowy z osobami znajdującymi się gdzieś daleko lub też z osobami, które dawno już zmarły. To obcowanie z przodkami nadaje u niektórych grup plemiennych szczególne znaczenie narkotycznym obrzędom. W dodatku nie postrzegają historii w sposób linearny, ale uważają, że wszystkie wydarzenia są stałe. Andrzej Zajączkowski w opracowaniu _Czas w kulturze_ omawia podobną, afrykańską koncepcję czasu: „Wydarzenia doznawane pozostają w stosunku do obiektywnego upływu czasu na zewnątrz. Rzecz się przedstawia inaczej niż w naszej cywilizacji, w której wprawdzie wydarzenia również organizują nam czas, ale gdzie doznawaniu czasu towarzyszy przeświadczenie o jego obiektywnej, fizycznej niezależności od naszych doznań”k16.
Indianie, podobnie jak australijscy Aborygeni, utrzymują, że czas pierwotny współistnieje z codzienną rzeczywistością. Ludzie w trakcie rytuału, który w niektórych regionach nosi nazwę _dajme_, przeobrażają się w swoich przodków. Obserwatorzy obrzędu, który trwa całą noc, widzieli ludzi rozmawiających z wielkim ożywieniem z kimś, kto jawił się tylko przed jego (zamkniętymi zresztą!) oczyma, innych – o twarzach promieniejących niezwykłym szczęściem.
Szamani Tukano z północno-zachodniej Amazonii kolumbijskiej potrafią do pewnego stopnia manipulować skutkami działania _ayahuaski_. Osiągają to dzięki starannemu przygotowaniu napoju i kontroli ilości spożywanego specyfiku. Jednak pomimo ich niewątpliwej fachowości nie ma gwarancji „dobrej podróży”. Wizje wywołane przez _yagé_ często u jednych wzbudzają paniczny strach, u innych zaś wywołują mdłości. Ojciec Edmund Szeliga uzupełnia ten opis: „(…) dźwięki, których normalnie się nie postrzega – na przykład – kroki mrówki słychać tak wyraźnie jak tętent koni. Nieco później rozpoczynają się omamy wzrokowe. Wszystko, co widzisz dookoła, zaczynają pokrywać setki świetlistych nitek i niteczek, po czym jedne kształty płynnie zaczynają przechodzić w drugie – rośliny zamieniają się w zwierzęta, a zwierzęta w rośliny i ludzi. Ważne jest to, iż przez cały czas masz świadomość, że to, co widzisz, jest tylko snem, wizją – a nie rzeczywistością”k17.
Halucynacje odbierane pozytywnie są z reguły treści seksualnej, a nielicznym szczęśliwcom dane jest doświadczenie przemiany tych wizji w poczucie mistycznego włączenia w czas mityczny. Indianie Tukano budowle, ceramikę, meble oraz instrumenty muzyczne malują w motywy geometryczne widziane w trakcie halucynacji.
Inne doświadczenia, które są powszechnie dokumentowane wśród Indian, to halucynacje słuchowe i wizje aur, swojej własnej śmierci oraz walki pomiędzy demonami lub zoomorficznymi formami. W dodatku wizje wydają się zawierać bardzo jasne kolory i ciągle zmieniające się kształty, gdy sceny nakładają się jedna na drugą.
Indianie, którzy widzieli ruchome obrazy, mówili, że doświadczenia z pnączem duchów były porównywalne z oglądaniem filmów. Przyjmujący _ayahuaskę_ byli świadkami wstępnych oracji i chóralnych śpiewów, póki działanie narkotyku nie uczyniło wszystkich Indian obojętnymi na rzeczywiste otoczenie. Ktoś wykonywał takie ruchy, jakby wspinał się na drzewo, inny – jakby polował, jeszcze inny wygłaszał płomienne przemówienie, którego nikt nie słuchał.
Ktoś, kto w plemionach Amazonii zostanie dopuszczony do doświadczeń z halucynogenami, nie jest już nowicjuszem. Od dziecka słuchał ludzi, którzy mieli takie doświadczenia. Zdaniem antropologa medycznego z University of California Irvine, Marlene Dobkin de Rios, to minimalizuje wystąpienie „złych odlotów”, o jakich mówiła młodzież zażywająca LSD w naszym społeczeństwie.
Przygotowany przez szamana wywar jest nie tylko bardzo gorzki, ale i gęsty, tak że niemal przywiera do podniebienia. Ludzkie organizmy różnie go znoszą, niektórych doprowadza on do wymiotów. Halucynacje zaczynają się po zaskakująco krótkim czasie. Słynną wizualizację tego procesu przedstawił szaman Pablo Amaringo w cyklu swoich obrazów.
Obecnie psychologowie i psychiatrzy przychylają się do poglądu, iż odwar z tej rośliny wspomaga poznanie intuicyjne i „otwiera” mózg ludzki na sygnały, które zwykle pozostają poza normalnym polem percepcji. W czasie transów amazońscy Indianie zyskują nawet wgląd w mechanizmy rządzące dziedzicznością – wiedzą o istnieniu genów oraz potrafią narysować podwójną helisę DNA, odkrytą w latach pięćdziesiątych XX wieku przez Francisa Cricka i Jamesa Watsona.
Biochemicy i biofizycy wykryli w wywarze _ayahuaski_ substancję halucynogenną, dimethyltryptaminę (DMT)_,_ której budowa chemiczna jest niemal identyczna jak psylocybiny, którą pozyskuje się z kaktusów peyotle. Zdumienie wywołał fakt, że ludzki mózg też produkuje niewielkie ilości DMT, a także hormon (serotoninę) o niemalże identycznej budowie. Czy w ten sposób Stwórca dał nam klucz do innego wymiaru?
Zamkiem są receptory na powierzchni neuronów, do których te cząsteczki pasują. Potem odkryto, że DNA, będące w sensie chemicznym aperiodycznym kryształem, emituje fotony, a więc światło, w ilości 100 jedn./sek./cm2, w paśmie widzialnym dla człowieka – słabe, ale o koherencji laserowej. Mogłoby to tłumaczyć jaskrawość wizji, ich holograficzny i luminescencyjny charakter. Zdaje się to potwierdzać przypuszczenie, że obrazy w wizjach są emitowane przez DNA.
Psychotropowe efekty polegają głównie na zaburzeniach postrzegania, uczuciu latania i unoszenia się w powietrzu, kolorowych wizjach o bardzo szerokim spektrum obrazów. Okazało się, że długie serie abstrakcyjnych geometrycznych fosgenów są wspólne ludziom z różnych kulturowo obszarów i które, oczywiście, miały podłoże neuronalne.
Tajemny rynsztunek wiedźmy
W Australii istnieje starożytne przesłanie o DMT, w którym jest mowa między innymi o tym, że: „na początku Słońce stworzyło różne istoty, aby służyły jako pośrednicy pomiędzy Nim a Ziemią”. I Słońce stworzyło proszek z DMT, aby ludzie mogli kontaktować się z tymi nadnaturalnymi istotami. Narodowym symbolem krainy kangurów jest akacja, w której wykryto DMT, co prowokuje do zadania oczywistego pytania: „Czy Aborygeni wiedzieli o DMT?”.
Szwajcarski psycholog Carl Gustaw Jung jako pierwszy zasugerował, że niektóre z najstarszych symboli ludzkości mogły pochodzić od tych subiektywnych świetlnych wzorów. Fosfeny² wywołane przez _ayahuaskę_ przyjmują formę klastrów lub łańcuchów świetlnych wzorów uformowanych z okręgów, serii trójkątów, siatek, rombów, kropek lub zygzaków, z reguły o wyraźnej symetrii osiowej. W drugiej fazie te geometryczne wzory są w znacznym stopniu zastępowane przez nieregularne kształty, które poruszają się niczym kolorowe chmury.
Podczas gdy w pierwszej fazie osoba postrzega abstrakcyjne wzory, które mogą być opisane w kategoriach naturalnych modeli (krople, promienie, koła, kwiaty, muszle ślimaka itd.), wizje w drugiej fazie zwykle uruchamiają u oglądającego proces projekcyjny, w którym poruszające się wielobarwne kształty są interpretowane w różny sposób.
Wizje składają się z wcześniej zgromadzonych informacji, które są rzutowane na ekran wytworzony przez narkotyk, czego przykładem może być fragment opowiadania Jorge Luisa Borgesa _Koliste ruiny_: „Na początku sny były chaotyczne; wkrótce potem przybrały charakter dialektyczny. Przybysz śnił, że znajduje się w centrum jakiegoś kolistego amfiteatru, który w jakiś sposób był spaloną świątynią”k18.
Farmakopea amazońskich Yanomami liczy około 200 gatunków roślin leczniczych, ale świat roślinny, podobnie jak zwierzęcy, nie służy im tylko do zaspokajania potrzeb ciała. W praktykach szamańskich rośliny pełnią wiele ważnych ról. Istnieją drzewa zsyłające deszcz i drzewa, od których pochodzą pieśni. Szamani posługują się wieloma dość mało sympatycznymi roślinami w celu otwarcia „szczeliny między światami”. Należy do nich datura, a konkretnie liście bielunia, którego zwisające kwiaty przypominają pejzażowe ornamenty. Bieluń ma swą długą historię także i w innych krajach, bo jest to roślina prawie kosmopolityczna. Za świętą uznawali ją między innymi Indianie Nawaho, Zuni czy Algonkinowie. W niektórych regionach wchodzący w dorosłość młodzieńcy przyjmowali jej potężną ilość, aby „naprawić błędy popełnione w poprzednich żywotach”k19.
Łacińska nazwa tej rośliny pochodzi z języka hindi – _dhatūrā_, co oznacza „kolczaste jabłko”. Ma ona jednak bezcenne zalety, które wykorzystywano jeszcze kilkadziesiąt lat temu, kiedy nie było antybiotyków i chemioterapii. Teraz zalety te poszły w zapomnienie, a warto o nich pamiętać. Otóż świeże liście bielunia przyłożone na zainfekowane i ropiejące zranienia „wyciągają” ropę, przyspieszając proces gojenia. Najlepiej okład taki zrobić na noc, dobrze go przywiązać lub przymocować plastrem.
W Indiach od czasów prehistorycznych znano i ceniono narkotyczne właściwości tego białokwietnego ziela z rodziny psiankowatych, choć jest ono trujące także dla zwierząt. Tylko króliki potrafią wytworzyć we krwi i wątrobie związki, które rozkładają alkaloidy bielunia. Gorzki smak nasion tej rośliny maskowano, podając je w potrawach zawierających na przykład curry, co nie wzbudzało podejrzeń, bo to bardzo popularna przyprawa w tym regionie świata. Ba, tamtejsi zawodowi mordercy w swoim arsenale mieli nasiona _Datura alba_, przy czym zdarzało się czasem, że truciciel sam wpadał w zastawioną przez siebie pułapkę.
Taki przypadek odnotował w 1883 roku Alfred Taylor: „Bassawur Singh, zawodowy indyjski truciciel, zjadł trochę zatrutego jedzenia dla uśpienia podejrzeń. Po pewnym czasie, gdy jego ofiary straciły przytomność, obrabował je, ale kiedy poszkodowani oprzytomnieli i zgłosili kradzież na policję, złodzieja znaleziono o milę stamtąd, całkiem nieprzytomnego – i już nigdy nie odzyskał przytomności. Odnaleziono wszystkie skradzione rzeczy, tudzież zapas nasion”k20.
Niektórzy uważają, że to właśnie z bielunia wytwarzano ów dym spowijający grecką wieszczkę wyroczni delfickiej. Przez długi czas sądzono, że w piśmiennictwie europejskim po raz pierwszy wspomniano o nim w relacjach z wyprawy Rzymianina Antoniusza przeciwko Partom do Azji Mniejszej w 36 roku p.n.e. Wtedy bowiem tak donoszono: „Żołnierze musieli się uciec do korzeni i ziół, których nie znali. I tak natknęli się na ziele, które zabijało po uprzednim doprowadzeniu do obłędu. Kto jakąś część tego ziela zjadł – zapominał o tym, co dotychczas robił i niczego nie poznawał”k21.
W Chinach uznawano bieluń za roślinę świętą, gdyż wierzono, że kiedy Budda głosił swe nauki, niebo zsyłało na bieluń krople rosy. Sławne w Europie od czasów starożytnych ziele było też stosowane przez czarowników i czarownice jako narkotyk, a wraz z miotłą i sową stanowiło część klasycznego rynsztunku wiedźmy doskonałej. W Europie Północnej takie osoby określano mianem „nocnych jeźdźców” (_qveldriga_) albo „jeźdźców w ciemnościach” (_myrkiadd_).
W jednym z zamków, gdzie inkwizytorzy przetrzymywali rzekome czarownice, znaleziono XVI-wieczną recepturę, dzięki której można latać: „Trzeba wziąć mandragorę, dziką wiśnię, lulek, psiankę słodkogórz i bieluń dziędzierzawę, może być też blekot, cykuta wodna, niebieski tojad i mak; połączyć to z tłuszczem kocim, psim, wilczym, oślim i dziecięcym oraz krwią nietoperza i doprowadzić do konsystencji maści”k22.
Datura zawiera silnie trujące alkaloidy, spośród których najważniejsza jest skopolamina. Ta halucynogenna substancja występuje w największym stężeniu w liściach i nasionach. Roślina ta niemałą rolę odgrywała u prekortezjańskich Azteków, którzy uważali ją za świętą i dlatego też jedynie specjalna grupa kapłanów upoważniona była do jej spożywania. Przyczyniała się do objawienia skutecznych metod leczniczych, odkrywania przyczyn boleści wywołanych czarami, pomagała także w poszukiwaniach zagubionych bądź ukradzionych przedmiotów.
Długa jest lista „roślin magicznych”, pełniących ważne role w życiu Indian, służących na przykład do rzucania uroku (bądź miłosnego czaru), dodawania odwagi, przyspieszania wzrostu dziecka, dodawania siły do pracy, zwiększania lub odbierania płodności. Przypuszczać zatem należy, że stosowaniu takich substancji towarzyszy silne przeświadczenie, żarliwa wiara, że narkotyk ten ma pewne własności nadprzyrodzone, że sprowadzi owe wizje, których wszyscy pragną i które bardzo silnie przeżywają, długo wspominają i komentują.
Zresztą gdyby nie ta wiara i gdyby nie wiązano picia wywaru lub wdychania proszku z poważną, głębszą treścią – jego rola sprowadzałaby się może do tego, czym jest alkohol dla wielu innych grup, choć chyba bez takiej przyjemności, nie wspominając o zagrożeniu psychozą. Dość zabawną anegdotę związaną z zaletami wywaru z _ayahuaski_ przytacza Feliks Woytkowski, który zjawił się w Peru przed II wojną światową: „(…) pewnemu kupcowi ukradziono całą jego fortunę, którą przechowywał w pieniądzach. Udał się do jednego z tych „ayahuaskerów” i za pewną opłatą zorganizowano w nocy taki obrzędowy seans. Znachor wpadł w trans i rozkazał poszkodowanemu udać się kilka kilometrów za miasto, drogą, którą wyraźnie określił, i zatrzymać się w punkcie, który opisał. Od tego punktu — powiedział kupcowi — musi zrobić 35 kroków na północ, aż dojdzie do wielkiego drzewa. Po prawej stronie pnia miał zacząć poszukiwanie swego skarbu, kopiąc tak długo, aż znajdzie. Człowiek rzeczywiście zastosował się do poleceń lekarza-czarownika i w żelaznym garnku odnalazł cały swój ukradziony majątek”k23.
Czarownik kontra lekarz
Rośliny to skomplikowane fabryki chemiczne, a ich losy są związane z losem człowieka, który usiłuje narzucić im własne prawa. Korzystamy z ich hojności na wiele sposobów, zwłaszcza w medycynie. Różnorodność roślinnych składników chemicznych wręcz oszałamia. Są wśród nich pigmenty barwiące liście, płatki, owoce i nasiona; niezliczone substancje odpowiedzialne za upajające zapachy lub nieprzyjemne wonie; mnóstwo związków służących do walki z chorobotwórczymi organizmami, wrogami i konkurentami.
Nauka od co najmniej kilkunastu lat głowi się nad fenomenem działania _ayahuaski_. Faktem jest, że dzięki niej indiańscy uzdrawiacze potrafią postawić diagnozę, a także zaproponować odpowiednią kurację roślinną. Jak to się odbywa, dokładnie nie wiadomo, ale w wyniku trafnych diagnoz stawianych w „ayahuaskowym” transie i dobranych na tej podstawie kuracji chorzy szybko powracają do zdrowia, co trudno przypisać przypadkowi. Na czym polega sekret? Indiańscy szamani wyznali ojcu Szelidze, że: „(…) «duch» _ayahuaski_ poznał ich z duchami innych roślin leczniczych, z którymi «się zaprzyjaźnili». Faktem jest natomiast, iż dzięki halucynogennym transom Indianie znakomicie poznają charakterystyczne wibracje, które emitują poszczególne rośliny, i potem – nawet nie dysponując tymi roślinami – poprzez odpowiednią koncentrację myśli potrafią samodzielnie generować potrzebną im w określonej chwili uzdrawiającą częstotliwość”k24.
Zdaniem psychofarmakologa Ralpha Metznera, psychodeliczne substancje i rośliny poszerzają i podwyższają świadomość oraz umożliwiają wgląd we własną istotę, stanowią logiczne i naturalne antidotum dla zawężających świadomość, fiksujących efektów twardych narkotyków. Ba, istnieją powody, by przypuszczać, że takie połączone środki wymiotno-halucynogenne mogą być nawet bardziej skuteczne w leczeniu alkoholizmu i uzależnień niż LSD.
Nałogowiec musi wydalić z organizmu nie tylko toksyczne pozostałości po alkoholu i innych narkotykach, ale także mentalne, emocjonalne i postrzeżeniowe wzorce reakcji i nawyki. Pod koniec lat trzydziestych ubiegłego wieku farmakolog Kurt Beringer użył próbki banisteryny w klinicznym stadium piętnastu pacjentów z chorobą Parkinsona i stwierdził u nich radykalną poprawę stanu zdrowia.
Surowiec stosowany miejscowo stanowi środek przeciwbólowy i znieczulający. Indianie często żują kawałki świeżych gałązek _ayahuaski_. Odwary z kory i nasion przyczyniają się do poprawy pamięci, mają też działanie psychostymulujące. Zdaniem ojca Szeligi, można jednak iść jeszcze dalej i podawać ją przede wszystkim w mikroskopijnych dawkach, homeopatycznie. Wtedy może ona oddać nieocenione usługi w leczeniu padaczki, stwardnienia rozsianego i choroby Alzheimera. Przedawkowanie może jednak prowadzić do biegunek i wymiotów, co mieszkańcy Amazonii uważają za korzystny sposób oczyszczania organizmu z toksyn. W wielu krajach traktowano tę roślinę jak owoc zakazany i zabraniano używania jej jako środka halucynogennego. Jednakże jednoznacznie nie udowodniono, aby wywoływała uzależnienie; zaliczono ją do grupy środków psychotropowych.
Coraz więcej Europejczyków i Amerykanów podróżuje do Amazonii, by uczestniczyć w zorganizowanych wycieczkach mających na celu poznawanie ekologii lasu deszczowego i tamtejszych kultur etnicznych. Bardzo częstym elementem tych wycieczek są sesje z _ayahuaską_, prowadzone przez miejscowego metyskiego szamana.
Rosnące zainteresowanie turystyką „ayahuaskową” zostało po części zapoczątkowane wizjonerskimi książkami, a także obrazami Pablo Amaringo³ pochodzącymi z wizji „ayahuaskowych”. Muzycy rockowi, Sting i Paul Simon, dzielili się opowieściami o swoich doświadczeniach „ayahuaskowych”, wabiąc kolejnych celebrytów „zmęczonych” tradycyjnymi używkami.
„Ayahuaskowa turystyka” świadczy o wzrastającym zainteresowaniu praktykami szamańskimi wśród mieszkańców USA. W organizacji grupowych wyjazdów do metyskich szamanów zamieszkujących różne rejony Amazonii pomagają internetowe biura podróży. Chociaż nie ma dokładnych szacunków, można śmiało założyć, że setki, jeśli nie tysiące szamanów, mniej lub bardziej kompetentnych, co roku przyjmuje dziesiątki tysięcy przybyszów z USA czy Europy.
Alan Leshner, dyrektor amerykańskiego National Institute on Drug Abuse, podkreśla, że należy wyraźnie oddzielić korzyści płynące z zastosowania środków halucynogennych od ewidentnych zagrożeń. Od dawna wiadomo, że morfina znosi cierpienie. Jej znaczenia w walce z przewlekłym bólem, między innymi nowotworowym, nikt nie kwestionuje. Stosowana jednak w celu poprawienia nastroju, silnie uzależnia. Nie wolno o tym zapominać.
Ośrodek Takiwasi, założony w amazońskiej prowincji San Martin w połowie lat osiemdziesiątych przez grupę francuskich i peruwiańskich lekarzy oraz uzdrowicieli, miał na celu zdobywanie wiedzy o właściwościach leczniczych legendarnego pnącza oraz opracowanie metod skutecznej kuracji coraz częściej napotykanego problemu uzależnienia od pasty kokainowej. „Studiując modele szamańskiego uzdrawiania wśród ocalałych rdzennych ludów, ludzie z ośrodka Takiwasi rozwinęli własną metodę leczenia nałogu narkotykowego za pomocą _ayahuaski_. Ten fenomen może służyć za doskonały przykład jej stosowania przez lekarzy wykształconych we współczesnej medycynie” – zauważa Charles S. Grob w eseju _Psychologia ayahuaski_k25.
Naukowcy muszą odpowiedzieć na pytanie, czy korzyści związane z zastosowaniem środków halucynogennych są ważniejsze od efektów ubocznych. Franz Vollenweider z uniwersytetu w Zurychu otrzymał już od rządu szwajcarskiego zezwolenie na badania nad wykorzystaniem halucynogenów w terapii depresji i schizofrenii. Uczonym i lekarzom pozostaje teraz tylko czekać na ich wyniki. W przypadku osób należących do kościoła UDV, o którym szerzej nieco dalej, wywiady diagnostyczne i biografie osobiste ujawniły istnienie szeregu zaburzeń psychicznych i nadużyć rozmaitych substancji, mających miejsce przed ich przystąpieniem do kościoła „ayahuaskowego”. Okazało się, że 73% przypadków dotyczyło problemów z nadużywaniem alkoholu, 33% – gwałtownego zachowania po spożyciu alkoholu, 27% – nadużywania środków pobudzających, a 53% – uzależnienia od nikotyny. Jednak we wszystkich tych przypadkach odnotowane psychopatologie zostały wyleczone wraz z inicjacją i regularnym uczęszczaniem na ceremonie „ayahuaskowe”k26.
Trzeba jednocześnie obalić przekonanie utożsamiające używanie halucynogennych roślin przez uzdrowicieli i pacjentów z narkotycznym uzależnieniem. Szaman nie spożywa „świętych roślin” dla odczuwania przyjemności czy wyzbycia się trosk; jest to rytuał, którego mistyka sięga czasów Prapoczątku. Rośliny halucynogenne nie funkcjonują w świadomości Indian jako narkotyki, lecz jako „ciało bogów”. Davi Kopenawa, szaman Yanomami, mówi wprost: „My, Yanomami, którzy jesteśmy szamanami, widzimy-poznajemy . Widzimy las. Po otrzymaniu halucynogennej władzy od jego drzew, widzimy. Sprawiamy, że duchy lasu, duchy szamańskie, tańczą przed nami. Widzimy na własne oczy. Gdy pod wpływem środków halucynogennych «umieramy», widzimy «prawdziwy obraz» lasu. Widzimy nadprzyrodzone niebo. Nasi przodkowie widzieli je przed nami i my widzimy je teraz. Nie studiujemy ani nie chodzimy do szkół. Wy, biali, kłamiecie. Nie widzicie-poznajecie rzeczy. Wydaje wam się, że je poznajecie, ale widzicie tylko zarysy ich pisma”k27.
Halucynogeny służą również rozwiązywaniu problemów wychowawczych. Jak zauważa znawca społeczności Indian Amazonii, antropolog Michael J. Harner, „jedna z bardziej wyrafinowanych metod wychowywania dzieci polega na podawaniu wyciągu z rośliny _maikua_ (_datura arborea_). Działanie takie podejmuje się zazwyczaj, gdy dziecko jest nieposłuszne w stosunku do ojca i podaje w wątpliwość jego wiedzę i autorytet. Celem podania tego wyjątkowo silnego halucynogenu jest wprowadzenie dziecka w stan transu i umożliwienie mu dostrzeżenia świata nadnaturalnego. Wierzy się, że dzięki temu będzie ono miało sposobność odkryć, iż w swoich wypowiedziach ojciec ma rację, i w wyniku tego będzie mu okazywać więcej respektu. Doświadczenie halucynogenne stwarza dodatkowo sposobność kontaktu z wyższą duszą _arutam_, co może mieć korzystny wpływ na dalszy rozwój charakteru. W społeczności Jivaro, jeśli dziecko źle się zachowuje, może być straszone przez rodziców przymusową aplikacją halucynogenu”k28.
1.
Glosolalia – spontaniczne wybuchy słowotoku uporządkowanego syntaktycznie, występujące w chwilach uniesień religijnych lub pod wpływem ekstazy halucynogennej.
2.
Fosfen – słowo pochodzi z jęz. greckiego _fos_ (światło) i _fein_ (pokazywać). Fenomen fosfenu polega na doświadczaniu widzenia światła bez światła faktycznie wpadającego do oka.
3.
Ten łagodny mężczyzna przez wiele lat pełnił w Kolumbii rolę _ayahuasquero_, przez co każdego dnia spożywał _yagé_. Powiedział, że w pewnym momencie zaczęły go nawiedzać wizje wiedźmy, która próbowała go zabić za każdym razem, kiedy pił święty wywar. Zdał sobie sprawę z tego, że musi ją zabić, jeśli pragnie być szamanem. Jednak postanowił tego nie robić i zrezygnował z pełnionej przez siebie roli.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książkiZapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1.
D. Pinchbeck, _Przełamując umysł. Psychodeliczna podróż do serca współczesnego szamanizmu_, przeł. M. Lorenc, D. Misiuna, Warszawa 2010, s. 152.
2.
T. McKenna, _Pokarm bogów_, przeł. D. Misiuna, Warszawa 2007, s. 73.
3.
Ibidem, s. 46.
4.
M. Proust, _W poszukiwaniu straconego czasu_, przeł. T. Żeleński (Boy), Warszawa 1979, t. I, s. 9.
5.
Teoria McKenny na podstawie: http://pl.wikipedia.org/wiki/Terence_McKenna
6.
Z.J. Ryn, _Medycyna indiańska_, Kraków 2007, s. 227.
7.
Cyt. za: S. Grof, _Przygoda odkrywania samego siebie_, przeł. K. Azarewicz, Gdynia 2000, s. 80.
8.
N. Drury, _Szamanizm_, przeł. H. Smagacz, Poznań 1994, s. 87.
9.
R. Metzner, _Ayahuasca. Święte pnącze duchów_, przeł. D. Misiuna, W. i M. Wieconkowski, Warszawa 2010, s. 21.
10.
T. McKenna, _op. cit._, s. 246.
11.
R. Metzner, _op. cit._, s. 271.
12.
Ibidem, s. 228.
13.
R. Warszewski, G. Rybiński, _Ojciec nadziei_. _Niezwykłe życie księdza Edmunda Szeligi_, Gdańsk 2000, s. 170.
14.
D. Pinchbeck, _op. cit._, s. 65–66.
15.
R. Metzner, _op. cit._, s. 23.
16.
A. Zajączkowski, _Czas Afryki Czarnej_, _Czas w kulturze_, Warszawa 1987, s. 18.
17.
R. Warszewski, G. Rybiński, _op. cit._, s. 171.
18.
_W zaczarowanym zwierciadle. Opowiadania fantastyczne Ameryki Łacińskiej_, przeł. A. Sobol-Jurczykowski, Kraków 1977, s. 129.
19.
D. Pinchbeck, _op. cit._, s. 200.
20.
P. Macinnis, _Fasolka z Kalabaru: o truciznach i trucicielach prawie wszystko_, przeł. S. Wierzbicka-Pawłowska, Warszawa 2005, s. 74.
21.
J. Thorwald, _Dawna medycyna jej tajemnice i potęga. Egipt, Babilonia, Indie, Chiny, Meksyk, Peru_, przeł. A. Bandurski i J. Sczaniecka, Wrocław 1990, s. 65.
22.
B. Balicka, Z. Górnicka-Kaczorowska, _Łaskawe ziele – mity, symbolika i fakty_, Białystok 2003, s. 207.
23.
F. Woytkowski, _Peru – moja ziemia nieobiecana_, przeł. M. Salomea Wielopolska, Wrocław–Warszawa–Kraków–Gdańsk 1974, s. 240.
24.
R. Warszewski, G. Rybiński, _op. cit._, s. 172.
25.
R. Metzner, _op. cit._, s. 87–88.
26.
Ibidem, s. 101.
27.
H. Siewierski, _Raj nie do utracenia. Amazońskie silva rerum_, Kraków 2006, s. 196–197.
28.
Cyt. za: T. Sikora, _Użycie substancji halucynogennych a religia_, Kraków 1999, s. 333–334.