Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Historia ucieczki - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
13 stycznia 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Historia ucieczki - ebook

"Elena i Lila, przyjaciółki znane czytelnikom z Genialnej przyjaciółki i Historii nowego nazwiska, to młode kobiety. Bardzo szybko musiały dorosnąć. Lila wyszła za mąż w wieku szesnastu lat, ma małego synka, porzuciła męża i dostatnie życie, pracuje w fabryce w bardzo ciężkich warunkach. Elena opuściła Neapol, ukończyła studia w Pizie i wydała dobrze sprzedającą się książkę, która otworzyła jej drzwi do świata ludzi zamożnych i wykształconych. Obie przez lata usiłowały pokonać bariery biedy, ignorancji i zależności, w jakich chciał je zamknąć los.

Teraz ich życie biegnie w zawrotnym tempie przez lata siedemdziesiąte, przeplatając ze sobą chwile nadziei i niepewności, napięcia i rywalizacji. Nadal łączy je silna choć burzliwa przyjaźń, która to przygasa, to wybucha, prowadząc do nieoczekiwanych spotkań i zwrotów akcji."

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7999-550-9
Rozmiar pliku: 1 000 B

FRAGMENT KSIĄŻKI

Postaci występujące w powieści i krótka informacja o ich losach w poprzednich tomach

Rodzina Cerullo (rodzina szewca):

Fernando Cerullo, szewc, ojciec Lili. Nie pozwala córce kontynuować nauki po ukończeniu szkoły podstawowej.

Nunzia Cerullo, matka Lili. Ma bliski kontakt z córką, ale brakuje jej stanowczości, by wraz z nią sprzeciwić się ojcu.

Raffaella Cerullo, zwana Liną albo Lilą. Urodziła się w sierpniu 1944 roku. W chwili zniknięcia ma sześćdziesiąt sześć lat. Nie pozostawia po sobie żadnego śladu. Zdolna uczennica, w wieku dziesięciu lat pisze opowiadanie zatytułowane Błękitna wróżka. Po ukończeniu szkoły podstawowej porzuca naukę i rozpoczyna praktykę w zakładzie szewskim. W bardzo młodym wieku wychodzi za Stefana Carracciego i z powodzeniem prowadzi najpierw sklep z wędlinami na nowym osiedlu, a potem butik na piazza dei Martiri. Podczas wakacji na Ischii zakochuje się w Ninie Sarratorem, dla którego porzuca męża. Po rozpadzie związku z Ninem i narodzinach syna Gennara Lila odkrywa, że Stefano będzie miał dziecko z Adą Capuccio. Definitywnie odchodzi od męża. Z Enzem Scanną przeprowadza się do San Giovanni a Teduccio i rozpoczyna pracę w fabryce wędlin Bruna Soccava.

Rino Cerullo, starszy brat Lili, szewc. Wraz z ojcem Fernandem i dzięki Lili oraz pieniądzom Stefana Carracciego zakłada fabryczkę obuwia „Cerullo”. Żeni się z siostrą Stefana, Pinuccią Carracci, z którą ma syna Ferdinanda, zwanego Dino. Pierwszy syn Lili nosi imię Rina.

Inne dzieci.

Rodzina Greco (rodzina woźnego):

Elena Greco, zwana Lenuccią albo Lenù. Urodzona w sierpniu 1944 roku, jest autorką tej długiej historii. Elena zaczyna ją pisać w chwili, w której dowiaduje się o zniknięciu przyjaciółki z dzieciństwa, Liny Cerullo, którą tylko ona nazywa Lilą. Po szkole podstawowej Elena z powodzeniem kontynuuje naukę. W liceum, dzięki protekcji profesor Galiani i wrodzonym umiejętnościom, bez szwanku wychodzi ze sporu z katechetą na temat roli Ducha Świętego. Za namową Nina Sarratorego, w którym jest od najmłodszych lat potajemnie zakochana, i z pomocą Lili opisuje zajście w artykule, ten jednak nie zostaje przyjęty do druku przez pismo, z którym współpracuje Nino. Jej wieloletnią naukę wieńczy obrona pracy magisterskiej w Wyższej Szkole w Pizie, gdzie poznaje późniejszego narzeczonego, Pietra Airotę, oraz publikacja powieści, w której opowiada o swojej dzielnicy i o młodzieńczych doświadczeniach na Ischii.

Peppe, Gianni i Elisa, młodsze rodzeństwo Eleny.

Ojciec, woźny w magistracie.

Matka, gospodyni domowa. Elena ma obsesję na punkcie tego, że jej matka kuleje.

Rodzina Carraccich (rodzina don Achillego):

Don Achille Carracci, prawdziwy potwór z bajek, spekulant, lichwiarz. Został zamordowany.

Maria Carracci, żona don Achillego, matka Stefana, Pinucci i Alfonsa. Pracuje w rodzinnym sklepie z wędlinami.

Stefano Carracci, syn zamordowanego don Achillego, mąż Lili. Zarządza dobrami zgromadzonymi przez ojca. Dzięki dobrze prosperującym dwóm sklepom z wędlinami i butikiem na piazza dei Martiri, który otwiera z braćmi Solara, staje się znaną w dzielnicy postacią. Rozczarowany burzliwym małżeństwem z Lilą potajemnie spotyka się z Adą Capuccio, z którą zamieszkuje po tym, jak kochanka zachodzi w ciążę, a Lila przeprowadza się do San Giovanni a Teduccio.

Pinuccia, córka don Achillego. Najpierw pracuje w rodzinnej wędliniarni, a potem w butiku. Poślubia brata Lili, Rina, z którym ma syna Ferdinanda, zwanego Dinem.

Alfonso, syn don Achillego. Kolega Eleny ze szkolnej ławy. Zaręczony z Marisą Sarratore. Jemu zostaje powierzony butik na piazza dei Martiri.

Rodzina Peluso (rodzina stolarza):

Alfredo Peluso, stolarz. Komunista. Oskarżony o zamordowanie don Achillego, skazany, umiera w więzieniu.

Giuseppina Peluso, żona Alfreda. Pracownica zakładu tytoniowego, oddana dzieciom i odbywającemu karę mężowi. Po jego śmierci odbiera sobie życie.

Pasquale Peluso, najstarszy syn Alfreda i Giuseppiny, murarz, komunista, aktywista. Jako pierwszy dostrzegł urodę Lili i wyznał jej miłość. Nienawidzi rodziny Solara. Jego dziewczyną była Ada Capuccio.

Carmela Peluso, chce, by ją nazywano Carmen. Siostra Pasqualego, pracuje w sklepiku z pasmanterią, ale wkrótce zostaje zatrudniona przez Lilę w nowym sklepie z wędlinami otworzonym przez Stefana. Przez wiele lat była dziewczyną Enza Scanny, ale ten po powrocie z wojska zostawia ją bez słowa wyjaśnienia. Carmela zaręcza się z właścicielem stacji benzynowej.

Inne dzieci.

Rodzina Cappuccio (rodzina oszalałej wdowy):

Melina, krewna Nunzii Cerullo, wdowa. Sprząta klatki schodowe w starej dzielnicy. Była kochanką Donata Sarratorego, ojca Nina. Rodzina Sarratore opuszcza dzielnicę właśnie z powodu ich relacji. Melina traci wtedy zmysły.

Mąż Meliny, rozładowuje towar na targu owocowo-warzywnym, umiera w niejasnych okolicznościach.

Ada Cappuccio, córka Meliny. W dzieciństwie pomaga matce w sprzątaniu. Dzięki Lili zostaje zatrudniona jako sprzedawczyni w wędliniarni w starej dzielnicy. Przez wiele lat jest dziewczyną Pasqua­lego Pelusa. Zostaje kochanką Stefana Carracciego. Gdy odkrywa, że jest z nim w ciąży, przenosi się do jego mieszkania. Owocem ich związku jest córeczka Maria.

Antonio Cappuccio, brat Ady, mechanik. Były chłopak Eleny, bardzo zazdrosny o Nina Sarratorego. Zadręcza się myślą o możliwym powołaniu do służby wojskowej, ale kiedy Elena zwraca się do braci Solara, aby mu tego oszczędzić, czuje się głęboko upokorzony i kończy ich związek. W wojsku przeżywa załamanie nerwowe i zostaje przedwcześnie zwolniony. Po powrocie, by utrzymać rodzinę, zatrudnia się u Michelego Solary – ten w pewnym momencie zleca mu tajemnicze zadanie i na wiele lat wysyła do Niemiec.

Inne dzieci.

Rodzina Sarratore (rodzina kolejarza poety):

Donato Sarratore, pracownik kolei, poeta, dziennikarz. Wielki kobieciarz, był kochankiem Meliny Cappuccio. Podczas wakacji na Ischii Elena przebywa pod jednym dachem z rodziną Sarratore, w końcu ucieka z wyspy przed seksualnym molestowaniem przez Donata. Ale podczas jednych z kolejnych wakacji, pogrążona w cierpieniu z powodu romansu Nina i Lili, oddaje mu się na plaży. Aby wyrzucić z pamięci to upokarzające doświadczenie, opisuje je w swojej książce, która następnie zostaje opublikowana.

Lidia Sarratore, żona Donata.

Nino Sarratore, najstarszy z pięciorga dzieci Donata i Lidii. Nienawidzi ojca. Jest zdolnym studentem. Ma romans z Lilą, a gdy ona zachodzi w ciążę, na krótko zamieszkują razem.

Marisa Sarratore, siostra Nina. Jest zaręczona z Alfonsem Carraccim.

Pino, Clelia i Ciro Sarratore, młodsze dzieci Donata i Lidii.

Rodzina Scanno (rodzina handlarza owocami):

Nicola Scanno, handlarz owocami.

Assunta Scanno, żona Nicoli, umiera na raka.

Enzo Scanno, syn Nicoli i Assunty, również sprzedaje owoce. Lila od wczesnego dzieciństwa darzy go sympatią. Enzo przez długi czas był w związku z Carmen Peluso, ale rzuca ją bez słowa wyjaś­nienia po powrocie z wojska. W wojsku wraca do nauki i zaocznie zdobywa tytuł rzeczoznawcy przemysłowego. Kiedy Lila postanawia odejść od Stefana, zabiera ją i Gennara i przeprowadzają się do San Giovanni a Teduccio.

Inne dzieci.

Rodzina Solara (rodzina właściciela baru-cukierni „Solara”):

Silvio Solara, właściciel baru-cukierni, monarchista i faszysta, kamorysta powiązany z nielegalnymi interesami w dzielnicy. Sprzeciwiał się powstaniu fabryczki obuwia „Cerullo”.

Manuela Solara, żona Silvia, lichwiarka, jej czerwony zeszyt budzi postrach w dzielnicy.

Marcello i Michele Solara, synowie Silvia i Manueli. Pyszałkowaci i aroganccy, ale lubiani przez miejscowe dziewczyny, oczywiście z wyjątkiem Lili. Marcello zakochuje się w Lili, ale ona go odrzuca. Michele, niewiele młodszy od Marcella, jest bardziej wyrafinowany, inteligentny i brutalny. Zaręcza się z Gigliolą, córką cukiernika, ale z biegiem lat rośnie w nim coraz większa żądza i obsesja na punkcie Lili.

Rodzina Spagnuolo (rodzina cukiernika):

Pan Spagnuolo, cukiernik, pracuje w barze-cukierni „Solara”.

Rosa Spagnuolo, żona cukiernika.

Gigliola Spagnuolo, córka cukiernika, zaręczona z Michelem Solarą.

Inne dzieci.

Rodzina Airota:

Guido Airota, profesor literatury greckiej.

Adele, żona profesora. Współpracuje z mediolańskim wydawnictwem, które wydaje powieść Eleny.

Mariarosa Airota, najstarsza córka, wykłada historię sztuki na uniwersytecie w Mediolanie.

Pietro Airota, kolega ze studiów i narzeczony Eleny. Czeka go wspaniała kariera naukowa.

Nauczyciele:

Pan Ferraro, nauczyciel i bibliotekarz. Nagradza małą Lilę i Elenę za wytrwałe czytanie książek.

Pani Oliviero, nauczycielka. Jako pierwsza dostrzega możliwości Lili i Eleny. Lila w wieku dziesięciu lat pisze bajkę zatytułowaną Błękitna wróżka. Historyjka bardzo podoba się Elenie, więc daje ją do przeczytania pani Oliviero. Nauczycielka jednak nigdy nie wyraża swojej opinii, gdyż jest zła na rodziców Lili, że ci postanowili nie posyłać córki do gimnazjum. Przestaje zajmować się Lilą i koncentruje wyłącznie na postępach Eleny. Umiera po długiej chorobie, wkrótce po zakończeniu studiów przez Elenę.

Pan Gerace, nauczyciel w gimnazjum.

Pani Galiani, nauczycielka w liceum. Dobrze wykształcona, komunistka. Zachwycona inteligencją Eleny. Pożycza jej książki, broni w sporze z katechetą, zaprasza do domu na przyjęcie wydane przez dzieci. Ich relacje ochładzają się, kiedy Nino, ogarnięty uczuciem do Lili, zrywa z Nadią.

Pozostałe postaci:

Gino, syn aptekarza. Pierwszy chłopak Eleny.

Nella Incardo, kuzynka pani Oliviero. Mieszka w Barano d’Ischia i każdego lata wynajmuje pokoje rodzinie Sarratore. Gości Elenę podczas wakacji.

Armando, student medycyny, syn pani Galiani.

Nadia, studentka, córka pani Galiani, dziewczyna Nina. Nino zrywa z nią listownie, kiedy zakochuje się w Lili.

Bruno Soccavo, przyjaciel Nina Sarratorego i syn bogatego przemysłowca z San Giovanni a Teduccio. Zatrudnia Lilę w rodzinnym zakładzie wędliniarskim.

Franco Mari, student i chłopak Eleny podczas pierwszych lat na uniwersytecie.1.

Po raz ostatni widziałam się z Lilą pięć lat temu, zimą 2005 roku. Wybrałyśmy się wczesnym rankiem na spacer wzdłuż głównej ulicy i, jak to bywało od lat, nie czułyśmy się ze sobą swobodnie. Pamiętam, że mówiłam tylko ja: ona coś nuciła pod nosem, witała się z przechodniami, którzy nawet jej nie odpowiadali, a gdy już się odezwała, wykrzykiwała tylko jakieś niezwiązane z tematem frazesy. W minionych latach wydarzyło się zbyt wiele złego, czasem nawet potwornego, więc by na powrót połączyła nas zażyłość, potrzebne nam były zwierzenia. Mnie jednak brakowało sił, by poszukać właściwych słów, a jej – choć siły pewnie miała – chęci: nie czuła takiej potrzeby.

Nadal bardzo ją lubiłam i spotykałam się nią za każdym razem, kiedy przyjeżdżałam do Neapolu, choć muszę przyznać, że nie bez strachu. Zmieniła się. Starość dopadła nas obie, ale podczas gdy ja walczyłam ze skłonnością do tycia, ona niezmiennie wyglądała jak skóra naciągnięta na kości. Nosiła krótkie włosy, które sama sobie ścinała, i była siwa, nie z wyboru, lecz z niedbalstwa. Coraz bardziej pomarszczona twarz przypominała twarz jej ojca. Śmiała się nerwowo, piskliwie i mówiła zbyt głośno. Bez ustanku gestykulowała, nadając ruchom rąk tak okrutną determinację, jakby chciała rozciąć na pół domy, ulice, przechodniów i mnie.

Kiedy przechodziłyśmy przed szkołą podstawową, minął nas nieznany mi młodzieniec. Krzyknął do Lili, że na skwerze obok kościoła znaleziono ciało kobiety. Ruszyłyśmy w tę stronę. Lila, ciągnąc mnie za sobą, przepchnęła się niegrzecznie w sam środek grupki gapiów. Na ziemi, obrócona na bok, leżała strasznie gruba kobieta ubrana w niemodny ciemnozielony prochowiec. Lila rozpoznała ją od razu, ja potrzebowałam kilku chwil: patrzyłyśmy na naszą koleżankę z dzieciństwa, Gigliolę Spagnuolo, byłą żonę Michelego Solary.

Nie widziałam jej od kilku dziesięcioleci. Niegdyś ładna twarz zbrzydła z wiekiem, kostki rozrosły się do potwornych rozmiarów. Jej w młodości ciemne włosy teraz były ognistoczerwone, długie jak dawniej, ale przerzedzone, rozrzucone w nieładzie po ziemi. Na jednej stopie miała zniszczony but na płaskim obcasie, na drugiej tylko szarą wełnianą skarpetę z dziurą na dużym palcu. But leżał metr dalej, jak gdyby spadł, kiedy ona wierzgała nogami, broniąc się przed bólem albo przerażeniem. Rozpłakałam się, Lila spojrzała na mnie z poirytowaniem.

Usiadłyśmy na pobliskiej ławeczce i czekałyśmy w milczeniu, aż Gigliola zostanie zabrana. Potem poszłyśmy do domu Lili, starego małego mieszkanka odziedziczonego po rodzicach, w którym żyła z synem Rinem. Zaczęłyśmy rozmawiać o dawnej koleżance. Ona wyrażała się o niej źle, skrytykowała życie, jakie wiodła, jej pretensjonalność, przewrotność. Tym razem to ja nie słuchałam, nie mogłam oderwać myśli od twarzy leżącej na ziemi, od tego, jak bardzo przerzedziły się jej długie włosy, od białych łysych placków skóry na głowie. Jak wiele osób, z którymi się wychowałyśmy, już nie żyło, zniknęło z powierzchni ziemi z powodu choroby, bo nerwy nie wytrzymały pod naporem udręk, bo przelano ich krew. Siedziałyśmy w kuchni pogrążone w otępieniu: żadna nie ruszyła się, aby posprzątać ze stołu. Potem znowu wyszłyśmy.

Zimowe słońce nadało otoczeniu radosny wygląd. W przeciwieństwie do nas stara dzielnica prezentowała się jak dawniej. Nic się nie zmieniły niskie i szare budynki, podwórko, na którym się bawiłyśmy, główna ulica, ciemny wjazd do tunelu i przemoc. Zmienił się za to dalszy krajobraz. Nie było już zielonkawych połaci przy stawach, stara fabryka konserw rozpadła się. W ich miejsce wyrosły oszałamiające szklane drapacze chmur, zapowiedź świetlistej przyszłości, w którą nikt nie uwierzył. Te zmiany przez lata dostrzegałam mimowolnie, rzadko przyglądając się im z ciekawością. Jako dziecko wyobrażałam sobie, że Neapol poza naszą dzielnicą pełen jest cudowności. Na przykład dawno temu wieżowiec przy dworcu głównym, pnący się piętro po piętrze, wywierał na mnie ogromne wrażenie: z zachwytem patrzyłam na szkielet budynku wyrastający u boku odważnie zaprojektowanej stacji kolejowej, który wtedy wydawał nam się bardzo wysoki. Jakże się dziwiłam, przechodząc przez piazza Garibaldi. Spójrz, jaki wysoki – mówiłam do Lili, do Carmen, do Pasqualego, do Ady i Antonia, do wszystkich dawnych kolegów i koleżanek, z którymi zapuszczałam się nad morze, na skraj zamożnych dzielnic. Myślałam sobie, że tam w górze mieszkają anioły i z pewnością cieszą oko widokiem całego miasta. Och, jakżebym chciała wejść na sam szczyt. To był nasz wieżowiec, chociaż znajdował się poza granicami dzielnicy, bo dzień po dniu widzieliśmy, jak pnie się coraz wyżej. Ale prace stanęły. Kiedy wracałam do domu z Pizy, wieżowiec przy dworcu głównym nie był już w moich oczach symbolem odradzającej się wspólnoty, lecz kolejnym przejawem tutejszej niewydolności.

W tamtym czasie przekonałam się, że nie ma wielkiej różnicy między dzielnicą a resztą Neapolu: niedomaganie niezmiennie paraliżowało i jedno, i drugie. Za każdym razem miasto coraz bardziej wyglądało tak, jakby zrobiono je z kruchej gliny, nieodpornej na zmiany sezonowe, na ciepło, zimno, a przede wszystkim na burze. A to zalało dworzec na piazza Garibaldi, a to zapadł się tunel przed muzeum, a to osunęła się ziemia albo zabrakło prądu. W pamięci miałam ciemne i niebezpieczne ulice, coraz bardziej chaotyczny ruch samochodowy, popękane chodniki, rozlane kałuże. Zapchane studzienki rzygały wodą, strumienie ścieków, brudu i bakterii spływały do morza ze zboczy upstrzonych nowymi i nietrwałymi budynkami albo drążyły podziemny świat. Ludzie umierali z powodu niedbalstwa, korupcji, ucisku, a mimo to przy kolejnych wyborach entuzjastycznie wyrażali swoją aprobatę dla polityków, którzy ich życie zamieniali w piekło. Jak tylko wysiadałam z pociągu, ostrożnie ruszałam w kierunku miejsc, w których się wychowałam, pamiętając, by zawsze odzywać się w dialekcie, co było wyraźnym sygnałem: jestem jedną z was, nie róbcie mi krzywdy.

Kiedy się obroniłam, kiedy spontanicznie napisałam opowiadanie, które w sposób dla mnie nieoczekiwany w ciągu kilku miesięcy przerodziło się w książkę, otoczenie, z którego się wywodziłam, zaczęło przybierać coraz bardziej przerażające kształty. I tak jak w Pizie czy Mediolanie czułam się dobrze, chwilami nawet szczęśliwa, w rodzinnym mieście za każdym razem dopadał mnie strach, że jakieś nieprzewidziane wydarzenie uniemożliwi mi wyjazd, że zostanie mi odebrane wszystko, co zdobyłam. Nie będę mogła spotkać się z Pietrem, którego miałam wkrótce poślubić; drzwi do wytwornych pokoi w wydawnictwie zamkną się przede mną; nie otrzymam już żadnych dowodów życzliwości ze strony Adele, przyszłej teściowej, matki takiej, jakiej nigdy nie miałam. Już od dawna miasto wydawało mi się przeludnione: widziałam jeden tłum ciągnący się od piazza Garibaldi aż po via Forcella, vico Duchesca, via Lavinaio i Rettifilo. Pod koniec lat sześćdziesiątych miałam wrażenie, jakby ten tłum się zagęścił, a rozdrażnienie i agresja zaczęły rozprzestrzeniać się w sposób niekontrolowany. Któregoś ranka zapuściłam się aż na via Mezzocannone, gdzie kilka lat wcześniej pracowałam w księgarni. Poszłam z ciekawości, by przyjrzeć się miejscu, w którym sporo się natrudziłam, a przede wszystkim, aby rzucić okiem na uniwersytet, do którego nigdy nie weszłam. Chciałam skonfrontować go z Wyższą Szkołą z Pizy. Miałam też nadzieję, że wpadnę na dzieci profesor Galiani, na Armanda i Nadię, i będę mogła pochwalić się swoimi dokonaniami. Ale ulica, sam gmach wzbudziły we mnie lęk: pełno tam było studentów z Neapolu i okolic, w ogóle z całego Południa, dobrze ubranych młodzieńców, hałaśliwych, pewnych siebie, butnych i zarazem uległych. Tłoczyli się w wejściach, w aulach, przed sekretariatami, gdzie ciągnęły się kolejki, w których nierzadko dochodziło do kłótni. Kilka kroków ode mnie trzech czy czterech studentów nagle rzuciło się do bójki: samo spojrzenie doprowadziło do eksplozji obelg i ciosów. Samcza wściekłość domagała się krwi, padały wyzwiska w dialekcie, który z trudem byłam w stanie zrozumieć. Odeszłam pośpiesznie, jakbym otarła się o coś groźnego, i to w miejscu, które w moich wyobrażeniach powinno być ostoją bezpieczeństwa i rozumu.

Krótko mówiąc, z każdym rokiem sytuacja przedstawiała się coraz gorzej. W tamtym okresie, obfitującym w ulewne deszcze, miasto doznało kolejnego uszczerbku: cała jedna kamienica przechyliła się na bok, jak człowiek w fotelu, który opiera się na zjedzonym przez korniki podłokietniku i ten podłokietnik się łamie. Były ofiary śmiertelne, wielu rannych. A poza tym krzyki, bójki, petardy. Jak gdyby Neapol krył w trzewiach furię, która nie potrafi znaleźć ujścia i dlatego zżera go od środka albo wywołuje na powierzchni owrzodzenie cieknące jadem przeciwko wszystkim: dzieciom, dorosłym, starcom, ludziom z innych miast, Amerykanom z NATO, turystom wszelkiej narodowości, samym mieszkańcom. Jak można wytrzymać w tak niebezpiecznym i chaotycznym miejscu, na peryferiach, w centrum, na wzgórzach, pod Wezuwiuszem? Co za potworne wrażenie wywarła na mnie wyprawa do San Giovanni a Teduccio, do fabryki, gdzie pracuje Lila, i sama Lila, Lila z małym dzieckiem, Lila, która mieszka w żałosnym bloku z Enzem, chociaż nawet ze sobą nie sypiają. Powiedziała mi, że on zgłębia tajniki działania komputerów i że ona chce mu w tym pomóc. W pamięć zapadł mi sztuczny ton eksperta, którym usiłowała odegnać pamięć o San Giovanni, o wędlinach, smrodzie unoszącym się w fabryce, o własnej sytuacji, i przytaczała nazwy w rodzaju: Ośrodek Cybernetyki w Państwowej Szkole Wyższej w Mediolanie, Radzieckie Centrum Badań nad Zastosowaniem Komputerów w Naukach Społecznych. Jakby usiłowała dać mi do zrozumienia, że wkrótce także w Neapolu powstanie analogiczne centrum. A ja pomyślałam wtedy, że owszem, w Mediolanie tak, na pewno w Związku Radzieckim, ale nie tutaj, że to tylko wymysły jej rozbujałej fantazji, w które wciąga biednego i oddanego jej Enza. Stąd trzeba uciekać. Definitywnie, daleko od życia, jakiego doświadczyłyśmy od dnia narodzin. Tam, gdzie wszystko jest zorganizowane, gdzie wszystko jest naprawdę możliwe. I ja tak zrobiłam. Ale tylko po to, by w kolejnych dziesięcioleciach odkryć, jak bardzo się myliłam, że to zawsze jest zamiana na łańcuch o coraz grubszych oczkach: dzielnica to jedynie cząstka miasta, miasto to cząstka Włoch, Włochy to cząstka Europy, a Europa – całej planety. Dzisiaj tak właśnie myślę, że to nie dzielnica jest chora, nie Neapol, lecz cały ziemski glob, cały wszechświat albo wszechświaty. A sztuczka polega na umiejętności ukrywania tego stanu rzeczy przed sobą i przed innymi.

Tamtego zimowego popołudnia 2005 roku powiedziałam Lili o tym, z emfazą i niejako ku przestrodze. Chciałam przyznać jej rację, że ona już jako dziecko wszystko zrozumiała, choć nigdy nie wybrała się poza Neapol. Ale od razu powstydziłam się swoich słów, wyczułam w nich gniewliwy pesymizm starzejącego się człowieka, ton, którego ona przecież nie znosiła. Uśmiechnęła się nerwowo, szczerząc stare zęby, i powiedziała:

– Cóż to, wymądrzasz się? Rzucasz mi jakieś sentencyjki? Co zamierzasz? Chcesz o nas napisać? Chcesz napisać o mnie?

– Nie.

– Mów prawdę.

– To byłoby zbyt trudne.

– Ale zastanawiałaś się nad tym, dalej się zastanawiasz.

– Trochę.

– Masz mnie zostawić w spokoju, Lenù. Masz nas wszystkich zostawić w spokoju. Musimy zniknąć. Ani Gigliola, ani ja, nikt z nas na nic nie zasłużył.

– To nieprawda.

Skrzywiła się z niezadowoleniem i przyjrzała mi się badawczo. Jej źrenice były tak małe, że ledwo dostrzegalne. Miała rozchylone usta.

– Dobrze – powiedziała. – Napisz, jeśli chcesz, napisz o Giglioli, o kim ci się żywnie podoba. Ale nie o mnie, nawet się nie waż, obiecaj.

– O nikim nie napiszę, o tobie też nie.

– Będę cię miała na oku.

– Czyżby?

– Przyjdę i wedrę się do twojego komputera, przeczytam pliki i skasuję je.

– Daj spokój.

– Myślisz, że nie potrafię?

– Wiem, że potrafisz. Ale ja umiem się obronić.

Roześmiała się złowrogo:

– Nie przede mną.2.

Nie zapomniałam tych trzech słów, bo to była ostatnia rzecz, jaką mi powiedziała: nie przede mną. Od tygodni piszę z wielkim zapałem, nie tracąc czasu na czytanie tego, co już powstało. Popijam kawę, spoglądam na Pad, który uderza w filary Ponte Principessa Isabella, i wyobrażam sobie, że Lila – jeśli jeszcze żyje – nie będzie mogła się oprzeć, przyjdzie, żeby zajrzeć do mojego komputera, przeczytać, a ponieważ jest starą złośnicą, zdenerwuje się, że jestem nieposłuszna, będzie chciała ingerować, poprawiać, dodawać, zapomni o tym, że przecież chciała się rozpłynąć w nicości. Potem płuczę filiżankę, siadam do biurka i wracam do pisania, do tamtego zimnego wiosennego wieczoru w Mediolanie sprzed ponad czterdziestu lat, do księgarni, do chwili kiedy mężczyzna w okularach o grubych szkłach z sarkazmem wyraził się o mnie i o mojej książce, a ja, cała drżąc, odpowiedziałam w sposób dość zawiły. Aż nagle wstał Nino Sarratore, trudny do rozpoznania ze względu na czarną brodę, i ostro wystąpił przeciwko temu, kto wpierw mnie zaatakował. Od tej chwili całe moje jestestwo zaczęło w milczeniu wykrzykiwać jego imię – od jak dawna go nie widziałam: od czterech, a może pięciu lat? – i choć cała się trzęsłam z zimna i napięcia, poczułam, jak wybucha we mnie pożar.

Gdy Nino skończył mówić, mężczyzna taktownym ruchem ręki poprosił o głos. Było wyraźnie widać, że nie spodobało mu się to, co usłyszał, jednak mną wstrząsały tak gwałtowne uczucia, że nie od razu zrozumiałam dlaczego. Oczywiście zauważyłam, że wystąpienie Nina brutalnie, a wręcz niegrzecznie przeniosło dyskusję z literatury na politykę. Ale w pierwszej chwili nie przyłożyłam do tego wagi, nie potrafiłam wybaczyć sobie przegranej, tego, że dałam się zapędzić w kozi róg, i to na oczach tak wykształconej publiczności. A przecież umiałam sobie radzić. W liceum w kryzysowych sytuacjach reagowałam, naśladując profesor Galiani: przybierałam jej ton i słownictwo. W Pizie taka postawa już nie wystarczała, miałam do czynienia z ludźmi o wiele bardziej bojowniczymi. Franco, Pietro, wszyscy zdolni studenci oraz, rzecz jasna, wykładowcy w Szkole Wyższej wyrażali się w sposób skomplikowany, pisali z wystudiowaną afektacją, cechowały ich kategoryczność i chłodna logika, których Galiani nie posiadała. Wytrenowałam się więc w tym, by być jak oni. I często mi się to udawało, myślałam, że mam tak wielką władzę nad słowami, że już na zawsze zażegnałam poczucie nieprzystosowania, ujarzmiłam emocje i zapanowałam nad skrępowaniem. Jednym słowem potrafiłam tak mówić i pisać, że dzięki precyzyjnie dobranemu słownictwu, przemyślanej i szeroko rozbudowanej strukturze, zwinnej argumentacji i eleganckiej formie, której nigdy nie może zabraknąć, unicestwiałam rozmówcę i odbierałam mu chęć do wysuwania zastrzeżeń. Ale tego wieczoru sprawy nie potoczyły się tak, jak powinny. Najpierw onieśmieliła mnie Adele i jej niezwykle oczytani – w moim przekonaniu – znajomi, a potem mężczyzna w okularach o grubych szkłach. Na powrót stałam się potulną dziewczynką z ubogiej dzielnicy, córką woźnego o silnym południowym akcencie, zastanawiającą się, jakim cudem tu trafiła i odgrywa rolę młodej wykształconej pisarki. Straciłam pewność siebie i zaczęłam mówić bez przekonania, chaotycznie. I jeszcze Nino: jego pojawienie się wytrąciło mnie z równowagi, a poziom jego wystąpienia w mojej obronie potwierdził, że nagle ulotniły się gdzieś moje umiejętności. Wywodziliśmy się z podobnych środowisk, oboje włożyliśmy wiele wysiłku, żeby przyswoić sobie taki styl mówienia. A mimo to on posługiwał się nim z naturalnością, bez trudu uderzał w rozmówcę, choć w kilku miejscach, gdy uznał to za konieczne, z bezczelną arogancją świadomie wprowadził do wypowiedzi bałagan, w wyniku czego profesorski ton mężczyzny w okularach brzmiał teraz anachronicznie i wręcz śmiesznie. Dlatego gdy zobaczyłam, że mężczyzna znowu chce przemówić, pomyślałam: teraz jest już naprawdę wkurzony i jeszcze bardziej skrytykuje moją książkę, aby upokorzyć Nina, który wystąpił w jej obronie.

Ale mężczyzna miał co innego w zanadrzu, nie wrócił do powieści, zostawił mnie w spokoju. Skupił się natomiast na pewnych sformułowaniach, którymi Nino posłużył się dość marginalnie, choć powtórzył je kilkakrotnie, jak: buta akademickich baronów czy literatura antyautorytarna. Dopiero wtedy zrozumiałam, że rozgniewał go fakt, iż dyskusja zboczyła na tory polityczne. Nie spodobało mu się to słownictwo, a swoją dezaprobatę podkreślił sarkastycznym falsetem. (Zatem duma z posiadanej wiedzy dzisiaj zwana jest butą, a więc nawet literatura jest już antyautorytarna?) Potem przeszedł do subtelnej zabawy ze słowem władza: dzięki Bogu – powiedział – władza panuje nad źle wychowanymi młodzieniaszkami, którzy plotą co im ślina na język przyniesie, posiłkując się bzdurami wyuczonymi na alternatywnych kursach uniwersyteckich.

Długo rozwodził się na ten temat, zwracając się zawsze do zgromadzonych i nigdy bezpośrednio do Nina czy do mnie. Na koniec przeszedł najpierw do starszego wiekiem krytyka, który siedział obok mnie, a potem do Adele, która przypuszczalnie od samego początku stanowiła główny cel jego przemówienia. Ja nie mam za złe młodym – powiedział z grubsza – lecz dojrzałym uczonym, którzy zawsze dla własnego interesu skłonni są biec za każdą nawet najgłupszą modą.

W tym miejscu zamilkł i ruszył do wyjścia, torując sobie drogę cichymi, acz energicznymi: „przepraszam”, „pani wybaczy”, „dziękuję”.

Obecni wstawali, aby go przepuścić. Na ich twarzach malowała się wrogość, ale i poważanie. Wtedy ostatecznie zrozumiałam, że to ważna persona, tak ważna, że nawet Adele odpowiedziała na ponure pożegnanie uprzejmym: „dziękuję, do widzenia”. Być może dlatego wszyscy okazali zaskoczenie, kiedy Nino z pewnością siebie i zarazem z sarkazmem nazwał go profesorem (Profesorze, gdzie pan idzie, proszę nie uciekać), udowadniając, że wie, z kim ma do czynienia, i dzięki długim zwinnym nogom zastąpił mu drogę, stanął przed nim twarzą w twarz i z typową dla siebie zuchwałością wypowiedział zdania, które z miejsca, gdzie siedziałam, nie do końca dosłyszałam i nie do końca zrozumiałam, a które musiały brzmieć jak rozpalone słońcem stalowe druty. Mężczyzna słuchał nieruchomo i cierpliwie, a potem machnął ręką, jakby chciał powiedzieć „odsuń się”, i skierował się do wyjścia.3.

Wstałam od stołu oszołomiona, z trudem docierało do mnie, że Nino naprawdę tu jest, jest w Mediolanie, w tym pomieszczeniu. Tymczasem on już szedł mi naprzeciw, powoli, bez pośpiechu, z uśmiechem na twarzy. Uścisnęliśmy sobie dłonie: jego była gorąca, a moja lodowata. Wyraziliśmy radość ze spotkania po tak długiej rozłące. Świadomość, że najgorsze już minęło i że oto mam go przed sobą, z krwi i kości, polepszyła mi humor, ale nie zmniejszyła podekscytowania. Przedstawiłam go krytykowi, który nie szczędził pochwał mojej książce, powiedziałam, że to dawny kolega z Neapolu, że razem chodziliśmy do liceum. Profesor, choć jego Nino też nie oszczędził, zachował się uprzejmie, pochwalił za sposób, w jaki potraktował mężczyznę w okularach, z sympatią wypowiedział się o Neapolu. Mówił do niego tak, jak mówi się do zdolnego studenta, któremu należy dodać zachęty. Nino wyjaśnił, że od wielu lat mieszka w Mediolanie, że zajmuje się geografią gospodarczą, że znajduje się – i tu się uśmiechnął – na najniższym szczeblu akademickiej drabiny, czyli należy do kategorii asystentów. Uczynił to z wdziękiem, bez naburmuszonego tonu, jaki znałam z jego lat chłopięcych: odniosłam wrażenie, że ciężką zbroję, która fascynowała mnie w liceum, zamienił na inną, lżejszą, jak gdyby zrzucił zbędny balast, by móc się fechtować ze zwinnością i elegancją. Z ulgą stwierdziłam, że nie ma obrączki.

W tym czasie podeszło do mnie kilka koleżanek Adele, abym wpisała im dedykację do książek, co bardzo mnie wzruszyło: to było pierwsze takie doświadczenie. Zawahałam się, bo nie chciałam ani na chwilę stracić Nina z oczu, ale jednocześnie usiłowałam przekreślić wrażenie speszonej dziewczynki, jakie z pewnością na nim wywarłam. Zostawiłam go ze starym profesorem – nazywał się Tarratano – i życzliwie przyjęłam czytelniczki. Myślałam, że szybko się ich pozbędę, ale egzemplarze były nowe, pachniały farbą drukarską, niczym nie przypominały zniszczonych i śmierdzących książek, jakie z Lilą wypożyczałyśmy w bibliotece dzielnicowej. Dlatego nie miałam odwagi zniszczyć ich pośpiesznymi bazgrołami. Wymyślne wpisy kaligrafowałam z dbałością, jak za czasów pani Oliviero, co u czekających pań wzbudziło niecierpliwość. Serce biło mi głośno, kątem oka pilnowałam Nina. Drżałam na myśl, że mógłby sobie pójść.

Ale nie poszedł. Do niego i do Tarratana dołączyła teraz Adele. Nino zwracał się do niej z respektem i zarazem z wielką swobodą. Przypomniałam sobie, jak na szkolnym korytarzu rozmawiał z profesor Galiani, i niewiele mi trzeba było, by scalić w wyobraźni tamtego zdolnego licealistę z tym młodym mężczyzną. Brutalnie natomiast, jak nikomu niepotrzebne odchylenie od normy, które wszystkim sprawiło wiele cierpienia, odrzuciłam wspomnienie studenta z Ischii, kochanka zamężnej przyjaciółki, zagubionego chłopaka ukrywającego się w sklepowej toalecie na piazza dei Martiri, ojca Gennara, którego nigdy nie widział. Pojawienie się Lili z pewnością wprawiło go w zakłopotanie, ale jak się teraz przekonałam, chodziło tylko o przypadkowy epizod. Choć ich przeżycia były niezwykle intensywne, choć pozostawiły niezatarty ślad, wszystko się skończyło. Nino, ku mojemu zadowoleniu, odnalazł równowagę. Pomyślałam, że powinnam powiedzieć Lili o tym spotkaniu, że wszystko z nim w porządku. Potem jednak zmieniłam zdanie: nie, nic jej nie powiem.

Kiedy skończyłam podpisywanie książek, salka dawno opustoszała. Adele uścisnęła delikatnie moją dłoń, pochwaliła mnie za przemówienie i za odpowiedź, jakiej udzieliłam na to nieszczęsne, jak się wyraziła, wystąpienie mężczyzny w okularach. Ponieważ zaprzeczałam (gdyż dobrze wiedziałam, że to nieprawda), poprosiła Nina i Tarratana, aby wyrazili swoją opinię. Naturalnie obaj prześcigali się w komplementach. Nino powiedział wręcz, patrząc na mnie z powagą: gdybyście widzieli to dziewczę w gimnazjum, jaka była mądra, oczytana, bardzo odważna i piękna. I w chwili, kiedy ja czułam, jak płoną mi policzki, on zaczął uprzejmym i zarazem żartobliwym tonem opowiadać o sporze z katechetą. Adele słuchała uważnie, co rusz wybuchając śmiechem. Szybko w rodzinie dostrzegliśmy zalety Eleny, stwierdziła, i zaraz dodała, że zarezerwowała stolik w pobliskiej restauracji.

Przestraszyłam się, wymamrotałam z zażenowaniem, że jestem zmęczona i nie mam ochoty na kolację, dając do zrozumienia, że ponieważ nie widzieliśmy się z Ninem od bardzo dawna, chętnie przespaceruję się przed snem. Wiedziałam, że to niegrzecznie z mojej strony, bo kolacja była na moją cześć, a zarazem w podziękowaniu dla profesora Tarratana za zaangażowanie w sprawę książki, ale nie umiałam się powstrzymać. Adele popatrzyła na mnie z ironią i powiedziała, że mój przyjaciel też jest zaproszony, a potem dodała tajemniczo, jakby chciała wynagrodzić mi moje poświęcenie: przygotowałam dla ciebie wspaniałą niespodziankę. Spojrzałam z niepokojem na Nina: czy przyjmie zaproszenie? Odrzekł, że nie chce się narzucać, spojrzał na zegarek i wyraził zgodę.4.

Opuściliśmy księgarnię. Adele dyskretnie poszła przodem razem z profesorem Tarratanem, a ja i Nino szliśmy za nimi. Szybko dotarło do mnie, że nie wiem, o czym z nim rozmawiać, bałam się, że powiem coś niewłaściwego. On się zatroszczył o przegnanie ciszy. Jeszcze raz pogratulował mi książki, z wielkim szacunkiem wyraził się o państwie Airota (określił ich mianem najbardziej ludzkiej rodziny z tych, co liczą się we Włoszech), zdradził, że zna Mariarosę (zawsze staje w pierwszym szeregu: dwa tygodnie temu bardzo się pokłóciliśmy), i złożył mi życzenia, bo dowiedział się od Adele, że jestem zaręczona z Pietrem: ku mojemu zaskoczeniu znał jego książkę o obrzędach bachicznych. Ale z największym poważaniem wyrażał się o profesorze Guido Airocie, „człowieku naprawdę niezwykłym”. Rozdrażniło mnie, że wie już o moich zaręczynach, i zrobiło mi się przykro, że słowa uznania dla mojej powieści stanowiły jedynie wprowadzenie do bardziej gorących pochwał, jakimi obdarzył całą rodzinę Pietra, a nawet jego książkę. Przerwałam mu, zapytałam, co u niego, ale nie powiedział nic konkretnego, wspomniał tylko mimochodem o drobnej publikacji, która właśnie ma się ukazać, a którą nazwał nudną, lecz niezbędną. Nie odpuszczałam, zapytałam, czy ciężko mu było na początku pobytu w Mediolanie. Zdawkowo rzucił coś o problemach, na jakie napotykają południowcy, kiedy przyjeżdżają na północ bez grosza przy duszy. I zaskoczył mnie nieoczekiwanym pytaniem:

– Wróciłaś do Neapolu?

– Na razie tak.

– Do naszej dzielnicy?

– Tak.

– Ja ostatecznie zerwałem kontakty z ojcem, nie widuję się też z nikim z rodziny.

– Szkoda.

– Tak lepiej. Przykro mi tylko, że nie mam informacji o Linie.

Na krótką sekundę zrodziło się we mnie podejrzenie, że może się pomyliłam, że może Lila nigdy nie zniknęła z jego życia, że nie przyszedł do księgarni dla mnie, lecz tylko po to, aby dowiedzieć się czegoś o niej. Ale zaraz się uspokoiłam: gdyby naprawdę chciał wiedzieć co u niej, znalazłby przez te wszystkie lata sposób, by zdobyć o niej informacje. Zareagowałam gwałtownie, tonem kogoś, kto chce zamknąć szybko temat:

– Zostawiła męża i żyje z innym.

– Urodziła chłopca czy dziewczynkę?

– Chłopca.

Skrzywił się z niezadowoleniem:

– Lina jest odważna, zbyt odważna. Ale nie umie podporządkować się realiom, nie potrafi zaakceptować ani siebie, ani innych. Nasza miłość była trudnym doświadczeniem.

– W jakim sensie?

– Ona nie wie, na czym polega poświęcenie.

– Chyba przesadzasz.

– Wcale nie. Z nią w ogóle coś jest nie tak: z jej głową i z całą resztą, nawet podczas seksu.

Te ostatnie słowa – nawet podczas seksu – uderzyły mnie najbardziej. Czyżby Nino negatywnie oceniał swoją relację z Lilą? Czy nie stwierdził właśnie, ku mojemu zażenowaniu, że ta ocena obejmuje także sferę erotyczną? Spojrzałam na ciemne kształty Adele i jej przyjaciela, kroczące przed nami. Zażenowanie przerodziło się w niepokój, zrozumiałam, że wyrażenie nawet podczas seksu to tylko wstęp, że zaraz będzie jeszcze bardziej dosłowny. Wiele lat temu, po ślubie Lili, Stefano zwierzył się przede mną z problemów z żoną, ale ani razu nie wspomniał o seksie, zresztą nikt w dzielnicy nie ośmieliłby się tak mówić o ukochanej kobiecie. Nie do pomyślenia było, żeby na przykład Pasquale opowiadał mi o seksualności Ady, czy – co gorsza – Antonio rozmawiał o mojej z Carmen albo Gigliolą. Faceci między sobą dyskutowali o seksie, i to w sposób wulgarny, ale tylko na temat tych dziewcząt, na których im nie zależało albo już przestało zależeć. Natomiast mężczyzna z kobietą nigdy. Przeczułam, że Nino, ten nowy Nino uważa za całkiem naturalne omawianie ze mną stosunków seksualnych, jakie utrzymywał z moją przyjaciółką. Speszyłam się i zmieniłam temat. Pomyślałam, że o tym też nigdy Lili nie powiem, i z udawaną swobodą rzuciłam: dawne czasy, zapomnijmy o smutkach, wróćmy do ciebie, nad czym pracujesz, jakie masz perspektywy na uniwersytecie, gdzie mieszkasz, czy jesteś sam? Włożyłam w to tak wiele zapału, że zorientował się, iż staram się zepchnąć rozmowę na inne tory. Uśmiechnął się ironicznie i już miał odpowiedzieć, ale oto dotarliśmy do restauracji. Weszliśmy do środka.5.

Adele przydzieliła miejsca przy stole: ja obok Nina i naprzeciwko profesora Tarratana, ona przy profesorze i naprzeciwko Nina. Złożyliśmy zamówienie. Rozmowa zeszła na mężczyznę w okularach, profesora literatury włoskiej, jak zrozumiałam, stałego współpracownika „Il Corriere della Sera”, chadeka. Ani Adele, ani jej przyjaciel już się nie hamowali. Ponieważ oficjalna część wieczoru minęła, wyrażali się o nim tak nieżyczliwie jak tylko potrafili, wychwalając zarazem Nina za to, jak go potraktował i znokautował. Z rozbawieniem skupili się na słowach, które wymierzył w niego w chwili, kiedy ten usiłował opuścić salę: oni je słyszeli, a ja nie. Poprosili, żeby je dokładnie zacytował, Nino jednak się wykręcał, stwierdził, że nie pamięta. W końcu jednak przypomniał sobie, może nawet dostosował do sytuacji: jest pan gotów znieść demokrację w obronie każdego przejawu władzy. Od tego momentu rozmawiali już tylko we trójkę, rozpalając się coraz bardziej: o tajnych służbach, o Grecji, o torturach stosowanych w tym kraju, o Wietnamie, o nieoczekiwanym powstaniu ruchu studenckiego nie tylko we Włoszech, ale i w Europie, a nawet na świecie, o artykule profesora Airoty na łamach „Il Ponte” – Nino stwierdził, że zgadza się z każdym jego słowem – na temat sytuacji badań naukowych i nauczania akademickiego.

– Powiem córce, że się panu spodobał – powiedziała Adele. – Mariarosa krytycznie go oceniła.

– Mariarosę fascynuje tylko to, czego świat nie może zaoferować.

– Brawo, zgadzam się.

Nic nie wiedziałam o artykule mojego przyszłego teścia. Poczułam się skrępowana, słuchałam w milczeniu. Większość mojego czasu pochłonęły wpierw egzaminy, potem praca magisterska, a następnie książka i jej szybka publikacja. W kwestiach wydarzeń na świecie orientowałam się dość ogólnikowo i niewiele słyszałam o studentach, manifestacjach, starciach, rannych, aresztowaniach, krwi. Ponieważ nie byłam już związana z uniwersytetem, jedyne, co tak naprawdę słyszałam, to utyskiwania Pietra, który żalił się listownie na to, co sam określał mianem „pizańskiego bagienka”. Dlatego czułam się jakby zanurzona w scenerię o dosyć mętnych konturach, które oni jednak potrafili wyodrębnić z wyjątkową precyzją. Zwłaszcza Nino. Siedziałam tuż obok, słuchałam go, nasze ramiona stykały się i już sam kontakt przez ubranie budził we mnie silne emocje. Nie zatracił dawnego zamiłowania do liczb: wymienił, ilu studentów zapisało się na uniwersytet – wielki tłum – potem liczby wskazujące na rzeczywiste możliwości budynków, na ilość godzin, w których akademiccy baronowie faktycznie pracowali, i na te, podczas których zamiast prowadzić badania naukowe czy nauczać, zasiadali w parlamencie albo w radach nadzorczych czy też oddawali się prestiżowym konsultacjom i prywatnemu szkolnictwu. Adele i jej przyjaciel kiwali potakująco głowami, wtrącając informacje o osobach, o których nigdy nie słyszałam. Czułam się wykluczona z towarzystwa. Świętowanie sukcesu odniesionego przez moją książkę nie było już ich najważniejszym celem, moja teściowa zapomniała chyba nawet o zapowiedzianej niespodziance. Mruknęłam cicho, że muszę się na chwilę oddalić. Adele z roztargnieniem skinęła głową, Nino nie przestawał mówić. Tylko Tarratano pomyślał, że pewnie się nudzę, i naprędce rzucił:

– Proszę szybko wracać, ciekaw jestem pani opinii.

– Ja nie mam żadnej opinii – odparłam z lekkim uśmiechem.

On też się uśmiechnął:

– Pisarka zawsze potrafi jakąś wymyślić.

– Ja chyba nie jestem żadną pisarką.

– Jest pani.

Poszłam do toalety. Za każdym razem gdy Nino otwierał usta, ukazywał mi moje zacofanie. Pomyślałam, że muszę wziąć się do nauki, jak mogłam się tak zaniedbać? Oczywiście potrafię udawać obeznanie i zaangażowanie. Ale nie mogę tak dalej postępować, nauczyłam się zbyt wielu rzeczy nieistotnych i zbyt mało tych, które są naprawdę ważne. Gdy związek z Frankiem dobiegł końca, utraciłam tę odrobinę ciekawości wobec świata, którą on zdołał we mnie zaszczepić. A narzeczeństwo z Pietrem bynajmniej mi nie pomagało: to, co jego nie interesowało, mnie też przestawało obchodzić. Jakże bardzo Pietro różni się od ojca, od siostry, od matki. A przede wszystkim od Nina. Gdyby to od niego zależało, nie napisałabym nawet powieści. Wiadomość o niej przyjął wręcz z niesmakiem, jak gdybym dopuściła się zdrady akademickich zasad. A może przesadzam, może to moja wina. Jestem ograniczoną dziewczyną, potrafię skupić się tylko na jednej rzeczy i odcinam się od całej reszty. Teraz jednak się zmienię. Od razu po tej nudnej kolacji wyciągnę Nina na spacer, zmuszę go, byśmy chodzili przez całą noc, zapytam, jakie książki powinnam przeczytać, jakie filmy obejrzeć, jakiej muzyki słuchać. I wezmę go pod ramię, i powiem: zimno mi. Niejasne postanowienia, niedokończone zdania. Sama przed sobą ukryłam niepokój, który mną targał, pomyślałam tylko: to może być nasza ostatnia szansa, jutro wyjadę, nigdy więcej go nie zobaczę.

I jednocześnie ze złością spoglądałam na siebie w lustrze. Zmęczona twarz, drobne wypryski na brodzie i fioletowe sińce pod oczami zapowiadające miesiączkę. Jestem brzydka, niska, ze zbyt wielkim biustem. Już dawno powinno do mnie dotrzeć, że nigdy mu się nie podobałam, nie bez powodu wybrał Lilę. Ale z jakim skutkiem? Z nią jest coś nie tak nawet podczas seksu, powiedział. Źle zrobiłam, że zmieniłam temat. Powinnam była okazać zaciekawienie, pozwolić mu mówić dalej. Jeśli wróci do tego, będę bardziej otwarta, zapytam go: kiedy z dziewczyną jest coś nie tak podczas seksu? Wyjaśnię ze śmiechem, że chcę wiedzieć, bo może sama powinnam coś w sobie poprawić. O ile w ogóle można to poprawić. Kto wie. Z dreszczem obrzydzenia przypomniałam sobie to, co wydarzyło się między mną a jego ojcem na plaży Maronti. Potem pomyślałam o miłości, którą z Frankiem uprawialiśmy w jego pokoju w Pizie. Czy przy tych okazjach zrobiłam coś niewłaściwego, co zostało dostrzeżone, ale taktownie przemilczane? A gdybym, załóżmy, teraz poszła z Ninem do łóżka i znowu zrobiła coś nie tak, czy on pomyślałby sobie: jest jak Lila; czy za moimi plecami rozmawiałby o tym z koleżankami z uniwersytetu, a może nawet z Mariarosą?

Dotarło do mnie, jak przykre były jego słowa. Powinnam była go za nie skarcić. Powinnam była powiedzieć: z tego wypaczonego seksu, z tego doświadczenia, które teraz tak negatywnie oceniasz, zrodził się wasz syn, mały Gennaro, który jest bardzo mądrym dzieckiem. Nieładnie, że tak mówisz, bo tu nie chodzi o to, z którą dziewczyną jest w porządku, a z którą nie, ale o to, że Lila dla ciebie poświęciła wszystko. Dlatego postanowiłam, że kiedy pozbędę się Adele i jej przyjaciela i kiedy Nino odprowadzi mnie do hotelu, wrócę do tematu i mu to wszystko powiem.

Wyszłam z toalety. Wróciłam na salę i odkryłam, że podczas mojej nieobecności sytuacja uległa zmianie. Przyszła teściowa, jak tylko mnie dostrzegła, pomachała ręką i powiedziała z radością w głosie i z rozpalonymi policzkami: wreszcie jest ta twoja niespodzianka. Niespodzianką był siedzący obok niej Pietro.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: