- W empik go
Historia wojskowości Greków i Rzymian część I Grecy - ebook
Historia wojskowości Greków i Rzymian część I Grecy - ebook
Obok Hansa Delbrücka, nazywanego „ojcem historii wojskowości”, Johannes Kromayer i Georg Veith należeli do grona najwybitniejszych badaczy wojskowości antycznej swoich czasów. Pomimo upływu lat, ich dzieła nie straciły na znaczeniu, stanowiąc wzór profesjonalizmu dla kolejnych pokoleń badaczy.
Dzięki kompleksowemu i usystematyzowanemu wykładowi Czytelnik ma możliwość poznania ewolucji zachodzącej w wojskowości Greków i Rzymian, obejmującej takie aspekty jak: organizacja, uzbrojenie, przemarsze, strategia, taktyka, flota czy działania oblężnicze. W zestawieniu z „Atlasem bitew do historii wojskowości starożytnej” lektura „Historia wojskowości Greków i Rzymian” stanowi gwarancję dogłębnego poznania arkanów antycznej sztuki wojennej, a jednocześnie zapewnia satysfakcję, jaką daje tylko obcowanie z dziełami na najwyższym poziomie.
Johannes Kromayer (1859-1934) – niemiecki historyk starożytności specjalizujący się w wojskowości Grecji archaicznej i klasycznej, jak również zagadnieniach militarnych republikańskiego Rzymu; wykładowca na uniwersytetach w Czerniowcach i Lipsku; stały członek Instytutu Archeologicznego Rzeszy Niemieckiej (od 1914 r.) i Saksońskiej Akademii Umiejętności (od 1915 r.); „Historia wojskowości Greków i Rzymian” była ostatnią książką w jego karierze naukowej.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8178-001-8 |
Rozmiar pliku: | 3,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Aż do wydania pięciotomowego dzieła autorstwa W. Kendricka Pritchetta¹, prezentowane Państwu opracowanie napisane przez zespół kierowany przez Johannesa Kromayera i Georga Veitha² było traktowane jako podstawowy punkt odniesienia podczas studiów prowadzonych nad militarnymi dziejami przedstawicieli cywilizacji greckiej. W zasadzie przesądza to o potrzebie jego wydania i należy jedynie żałować, że doszło do tego tak późno, podobnie jak w przypadku pierwszych dwóch tomów niezwykle ważnej pracy Hansa Delbrücka³. Umieszczenie ich w kategorii „klasyki” stawia na pierwszym planie pytanie o aktualność zawartych w nich informacji, abstrahując nawet od faktu, że znajomość tego typu książek stanowi niejako obowiązek każdego badacza. Zanim jednak postaram się na nie udzielić odpowiedzi, konieczne jest choćby szkicowe nakreślenie kontekstu wydarzeń, które pozbawiły badaczy niemieckojęzycznych palmy pierwszeństwa i strąciły ich publikacje w zapomnienie.
Dojście do władzy Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotników (NSDAP) i wybuch II Wojny Światowej okazały się dewastujące dla niemieckiej nauki (bez względu na to, czy mowa o ośrodkach stricte niemieckich, czy austriackich), co szczególnie mocno dotknęło środowisko historyków wojskowości. Obawa przez odrodzeniem się zmory „pruskiego militaryzmu” doprowadziła do zepchnięcia na głęboki margines tematyki związanej z wojskowością, co przełożyło się z kolei na zdominowanie jej przez Francuzów, Brytyjczyków i Amerykanów. Argumentowano to szczególnymi inklinacjami Niemców do stosowania przemocy w stosunkach międzynarodowych, w związku z czym poświęcanie jej nazbyt dużej uwagi groziło rzekomo podtrzymywaniem ducha rewanżyzmu. Uwieńczone sukcesem starania Delbrücka o uczynienie z badań nad wojskowością samodzielnej specjalizacji w ramach historii miały odtąd nieść pożytek głównie przedstawicielom nauki z innych krajów.
Powojenny kryzys niemieckiej humanistyki powoli, acz nieubłaganie zaczął skutkować peryferyzacją językową tamtejszych uczonych, zmuszonych do prezentowania swoich ustaleń głównie w języku angielskim. W odniesieniu do historii starożytnej pogłębia się ona po dziś dzień, choć przecież nie brakuje w Niemczech wybitnych badaczy antyku. Przyczyniło się to na Zachodzie do nieznajomości klasycznych do niedawna prac, które w anglo-amerykańskim świecie nauki zaczęły się jawić nader abstrakcyjnie. Wystarczy choćby zwrócić uwagę na nikłą popularność publikacji Delbrücka, aby uzmysłowić sobie jak niewiele dla jego epigonów znaczy obecnie to nazwisko⁴. Niestety, powodem opisywanej sytuacji jest przede wszystkim trudna do przezwyciężenia bariera językowa, która cechuje także większość polskich odbiorców⁵. Co gorsza, Heerwesenund Kriegführung der Griechenund Römer ani razu nie zostało wznowione począwszy od 1928 r., co dodatkowo utrudniło do niego dostęp i prowadzi niejednokrotnie do zabawnych sytuacji, kiedy zachodni autorzy ponownie odkrywają tę książkę, choć ich poprzednicy często znali ją niemalże na wyrywki…
Z czasem pojawiły się nowe nurty interpretacyjne, wzbogacające dotychczasowe pojmowanie cywilizacji greckiej, nie wyłączając zagadnień militarnych. Celowali w nich przede wszystkim badacze francuscy, pośród których poczesne miejsce zajmują Jean-Pierre Vernant i Pierre Vidal-Naquet. Ich studia uzmysłowiły wielu osobom niebagatelne znaczenie historii mentalności oraz antropologii historycznej, bez których trudno dziś sobie wyobrazić badanie wojskowości greckiej. Z wieloma zagadnieniami nie musieli się już jednak mierzyć, ponieważ podstawy zostały wcześniej opracowane przez zespół pod przewodnictwem Kromayera i Veitha. Krytykując „historię pozytywistyczną” uprawianą w duchu Leopolda von Rankego nie wolno zapominać, że to właśnie jej przedstawiciele zapewnili późniejszym pokoleniom dogodny „punkt startowy” do rozpoczęcia bardziej konceptualnych badań.
Kolejnym krokiem było ukazanie się wspomnianej na wstępie monumentalnej pracy Pritchetta, która przez ostatnie lata była uzupełniania i korygowana przede wszystkim dzięki staraniom takich badaczy jak: Hans van Wees, Paul Cartledge, John K. Anderson, Joachim Latacz, Victor D. Hanson i Peter Krentz. Szczególnie wydanie syntezy van Weesa⁶ oznaczało ugruntowanie nowej jakości, a jednocześnie podsumowanie pewnego etapu prac skierowanych na przywrócenie greckim militariom właściwego kontekstu, wypaczonego dzięki nazbyt śmiałym teoriom forsowanym m.in. przez Hansona. Dyskusja jaka wykształciła się wokół jego teorii „zachodniego sposobu toczenia wojny”⁷ poza wszystkim innym ożywiła też zainteresowanie tematem i przyczyniła się do wydania niezwykle ważnej książki poświęconej obliczu bitew toczonych z udziałem hoplitów⁸.
Tylko pozornie może się wydać zaskakujące, że wiele zwalczanych w ostatnim dwudziestoleciu przekłamań nie zaistniało w pracy sygnowanej nazwiskami Kromayera i Veitha. W głównej mierze zaważyła na tym doskonała znajomość źródeł przez wszystkich zaangażowanych w to przedsięwzięcie autorów, a jednocześnie inny kontekst prowadzonych przez nich dociekań naukowych, gdzie znacznie ważniejsza niż zaprezentowanie jakiejś przełomowej teorii była solidnie wykonana praca, być może niezbyt efektowna, ale za to niezmiernie efektywna. Oczywiście, poza obszarem ich zainteresowań leżało wiele kwestii związanych z grecką obyczajowością, determinującą częstokroć rozwój wojskowości, przez co przedstawiony przez nich obraz pozostaje w świetle dzisiejszej optyki niepełny. Z drugiej strony, tylko Pritchett pokusił się w późniejszych latach o równie kompleksowe opracowanie poszczególnych aspektów związanych z funkcjonowaniem armii greckich. Skądinąd wybitna książka van Weesa nosi już odmienny charakter.
W badaniach nad wojskowością hellenistyczną nie doszło do równie mocno dostrzegalnego rozwoju, choć szersze niż do tej pory uwzględnienie historii społeczno-kulturowej i tu dało dobre efekty. Jedynym przełomem było zrekonstruowanie reform przeprowadzonych w II w. przed Chr. przez niektórych hellenistycznych monarchów, aby skopiować system militarny Rzymian. Autorem poświęconej temu zagadnieniu pracy był Nicholas Sekunda⁹.
Inaczej patrzy się dziś na funkcje sztuki greckiej, z większą precyzją dostrzega się stosowane przez dziejopisarzy toposy i nie zawsze szuka za wszelką cenę „historii prawdziwej”, a już na zupełny margines trafił nurt, którego przedstawiciele upatrywali w doświadczeniach antyku praktycznych inspiracji dla współczesnych im oficerów. Zapewne publikacje van Weesa czy Krentza są bardziej aktualne, zaś Vernanta i Vidala-Naqueta bardziej inspirujące. Punktem wyjścia do jakichkolwiek zakrojonych na szerszą skalę inicjatyw naukowych jest jednak studiowanie źródeł i znajomość prac Delbrücka i Kromayera-Veitha, szczególnie że upływ czasu mimo wszystko okazał się dla nich zaskakująco łaskawy. Kwestią wymagającą największej aktualizacji jest uzbrojenie, co wynika z zakresu prowadzonych ówcześnie prac archeologicznych, stosowanych metod wykopaliskowych, ale również dynamicznego rozwoju nowych nurtów interpretacyjnych związanych z historią sztuki. „Część praktyczna”, zawierająca analizę takich zagadnień jak rozbijanie obozów, przemarsze czy poliorketyka prezentuje się za to nadzwyczaj dobrze, nawet jeśli sposób konstruowania wywodów przez poszczególnych autorów może się dziś wydać anachroniczny, a miejscami nawet nieco naiwny.
*
W Heerwesenund Kriegführung der Griechenund Römer znajduje się wiele cytatów zaczerpniętych z dzieł antycznych autorów. Wszystkie zostały przytoczone w oryginalnej wersji językowej, a zatem po grecku albo po łacinie. W czasach, kiedy powstawało to opracowanie znajomość języków klasycznych znajdowała się na nieporównywalnie wyższym poziomie niż obecnie, co postawiło przed wydawcą problem ustosunkowania się do tej okoliczności.
Pierwsza koncepcja zakładała wydanie książki w niezmienionej pod tym względem formie, choć z podanych wyżej względów mogłoby się to przyczynić do wywołania uczucia dyskomfortu u Czytelników. Drugą opcją było przetłumaczenie cytatów na język polski – na nią się też ostatecznie zdecydowano, choć z jednym zastrzeżeniem. Kromayer częstokroć zwykł cytować w przypisach jedynie krótkie urywki źródeł, które zostały przez niego sparafrazowane w niemal identyczny sposób w tekście właściwym. W takich przypadkach w ogóle zrezygnowano z zamieszczania cytatów, jako nic nie wnoszącychdo zrozumienia istoty opisywanych zagadnień. Wyjątek uczyniono dla fragmentów, które stanowią podstawę rozważań filologicznych związanych z zastosowaniem przez dziejopisarzy takiego, a nie innego terminu – wówczas przytoczono go w wersji oryginalnej, podobnie jak w przypadku podawanych przez Kromayera nazw opisywanych zjawisk i kategorii, umieszczanych zazwyczaj w nawiasach. Nie ingerowano natomiast w zamienne posługiwanie się przez niego terminami zapisanymi w oryginale, transkrypcji i po łacinie, uznając zgodnie z powszechnie przyjętą na świecie praktyką, że dzieło stanowi oryginalny efekt pracy każdego autora, a wszelkie ingerencje wykraczające poza proces redakcyjny, łącznie z „poprawianiem” twierdzeń badacza, jest niedopuszczalne.
Podczas sporządzania przekładów umieszczonych w książce cytatów wykorzystano już istniejące polskie translacje. Były to:
− Herodot, Dzieje, przeł. S. Hammer, Warszawa 2005.
− Homer, Iliada, przeł. K. Jeżewska, Warszawa 2005.
− Ksenofont, Ustrój polityczny Sparty, przekład zbiorowy pod kierunkiem R. Kuleszy, Warszawa 2008.
− Plutarch, Żywoty równoległe, I, przeł. K. Korus, Warszawa 2004.
− Polibiusz, Dzieje, I, przeł. S. Hammer, Wrocław 2005; II, przeł. S. Hammer, M. Brożek, Wrocław 2005.
− Tukidydes, Wojna peloponeska, I-II, przeł. K. Kumaniecki, Wrocław 2004.
Jeżeli któryś z wymienionych przekładów nie oddawał specyfiki terminologii militarnej, ponieważ tłumacz przedłożył efekt literacki nad precyzję językową, wówczas passus był poddawany stosownej modyfikacji. Podobnie działo się w przypadku, gdy Kromayer nieco odmiennie interpretował wymowę przytaczanych fragmentów, gdyż z perspektywy redaktora najistotniejsze było zachowanie spójności myśli autora, nawet jeśli przedstawione przez niego koncepcje filologiczne pozostają w sprzeczności ze współcześnie przyjętymi.
Michał Norbert FaszczaSŁOWO WSTĘPNE
Wbrew praktyce, której hołdowali autorzy wcześniejszych książek, gdzie zwykło się zajmować oddzielnie rzymską i grecką wojskowością czasów starożytnych, w pracy tej podejmujemy próbę łącznego zestawienia rozwoju obu tych zagadnień i przedstawienia ich według tej samej perspektywy. Albowiem pomimo sporych różnic dotyczących większości szczegółów, które są specyficzne dla ewolucji greckiej i rzymskiej wojskowości, istnieje ciągle, przynajmniej w zestawieniu z innymi okresami, na tyle dużo podobieństw między nimi, że ich wspólne i jednakowe potraktowanie wydaje się jak najbardziej na miejscu.
Rozumie się przy tym samo przez się, że przy takim podejściu nie powinno się uciekać, jak zdarzało się to nierzadko w starszych opracowaniach, do stawiania na pierwszym planie opisu systematycznych układów, lecz zamiast tego na ich miejsce należy wprowadzić ogląd historyczny biorący za podstawę rozwój kompleksowy, i że tylko w obrębie poszczególnych okresów ewolucji, które można by w niewymuszony sposób traktować jako całość, daje się zachować systematyczny układ materiału. Ten jednakże, tak dalece jak to było możliwe, został zastosowany w odniesieniu do wszystkich okresów i obu omawianych ludów według tego samego schematu i właśnie dzięki temu nadaje się w sposób szczególny do tego, aby zasadniczo ułatwić nakreślenie paraleli między poszczególnymi okresami i objęcie spojrzeniem całości.
Szczególną trudność stanowiło rozgraniczenie materiału wobec zazębiających się obszarów badań, i to zarówno przy próbach uwzględnienia aspektów narodowościowych, jak i merytorycznych.
Przedstawienie sztuki wojennej antyku powinno, gdybyśmy chcieli pozostać w zgodzie z wymogami pierwszego z opisanych wyżej podejść, obejmować także wojskowość ludów wschodnich, Kartagińczyków, Galów i Germanów w pierwszych wiekach naszej ery. Zrezygnowaliśmy z tego, z jednej strony dlatego, że przekracza to siły naszego naukowego grona i przy posiłkowaniu się wiedzą specjalistów w dziedzinie Orientu i innych dyscyplin zwiększyłoby nadmiernie objętość tego tomu, z drugiej zaś tak duże rozbicie materiału przy wprowadzeniu niewielkiej ostatecznie liczby nowych elementów wydaje się mało praktyczne. Pragnęliśmy dostarczyć czytelnikowi raczej multum niż multa.
Dużo trudniejsze okazało się ustalenie pewnych granic w obliczu nakładających się na siebie pod względem treści obszarów. Z jednej strony ustrój państwowy i całą strukturę społeczną dwóch ludów, które w najściślejszy sposób wiązały się z naturą ich wojennych instytucji, można było uznać za zagadnienia czytelnikowi znane i w związku z tym tam, gdzie wydało się to konieczne, poruszyć je jedynie w skrótowej formie. Z drugiej strony historia wojen z ich pojedynczymi operacjami, bitwami i oblężeniami musiała zostać z tych samych względów wyłączona z naszego opisu, nawet wówczas, gdy poszczególne wypadki okazały się mieć istotne znaczenie dla rozwoju i przebiegu wielkich wydarzeń. Cały ten materiał został jednak przejrzyście skompilowany w naszych pracach zatytułowanych Antike Schlachtfelder i Schlachtenatlas zur antiken Kriegsgeschichte¹⁰, i oczywiste jest, że przy opisie rozwoju wojskowości w poszczególnych okresach także te zagadnienia należałoby niejednokrotnie poruszyć, lecz odesłanie czytelnika do wymienionych dzieł wydało nam się w tym względzie wystarczające.
Natomiast inaczej rzecz się ma z tymi obszarami, które zwykło się określać mianem strategii i taktyki.
W ramach dominującego podejścia do zagadnień starożytnych, które praktykowały dotychczasowe opracowania poświęcone antycznej sztuce wojennej, traktowano obie te dziedziny jako nieistotne. Lecz to właśnie w nich tkwi pełne dynamizmu życie, którego wpływ widać w ówczesnych instytucjach wojskowych i ustroju.
Te dwa obszary uzyskały w związku z tym więcej miejsca w naszym opisie niż zdarzało się to dotychczas i po zestawieniu zostały rozpatrzone przy użyciu tej samej optyki. Znalazło to swój wyraz także w odniesieniu do zawartych w tytule naszej książki słów: „wojskowość” i „prowadzenie wojny” . Przy opisywaniu poszczególnych okresów ewolucji omówione zostały ponadto zwyczaje taktyczne, gdyż te w szczegółach wiążą się bliżej z organizacją wojskową i tylko wspólnie mogą stać się zrozumiałe. Podczas gdy dla Greków cały przebieg rozwojowy winno się przedstawiać niejako w jednym ciągu, to w przypadku Rzymian wprowadzono, co prawda w jednym tylko miejscu, podział dwudzielny, który odpowiada zupełnie odmiennemu charakterowi rzymskiej strategii w czasach pnącej się w górę i ulegającej przeobrażeniom cywilizacji italskiej.
Właśnie takim kolektywnym spojrzeniem objęto dwa inne obszary, a mianowicie specjalistyczne dziedziny zagadnień morskich z jednej strony i poliorketyki, czyli jakbyśmy dziś powiedzieli: artylerii i techniki oblężniczej, z drugiej. Również i one zostały zaprezentowane w jednolitym, pełnorozwojowym opisie.WPROWADZENIE
W swym pomyślanym pierwotnie jako wstęp do rzymskiej sztuki wojennej opisie Veith tak przekonująco i prawdziwie wydobył różnice w rozwoju i charakterze greckiej i rzymskiej sztuki wojennej, że sam nie mógłbym dla ich wyjaśnienia i scharakteryzowania uczynić nic lepszego, jak tylko przywołać jego słowa na początku własnych wywodów:
„Między wojskowością Grecji i Rzymu istnieją – pisał on – wszystkie te różnice, które wyrastają z natury obu ludów, a które uwidaczniają się w podobny sposób także w szeregu innych dyscyplin. Różnice te są niejednokrotnie wręcz przeciwieństwami, które warunkują zupełnie odmienny rodzaj ich rozwoju. Grecka historia jest historią narodu, rzymska zaś historią państwa. Te dwa pojęcie nie pokrywają się wcale w pierwszym wypadku, w drugim zaś, jeśli nie zawsze czynią to faktycznie, to przynajmniej w ogólności; w Rzymie pojęcie państwa było nierozerwalnie związane z pojęciem narodu i było na tyle silne, że w przebiegu rzymskiej historii stanowi element o wybitnie decydującym znaczeniu. Dzięki temu cały szereg dziedzin może być w ramach tejże historii rozpatrywany jednolicie, co w przypadku greckich dziejów jest niemożliwe i gdzie nierzadko zmuszeni jesteśmy godzić się na pewne rozgraniczenia, dzięki którym część zagadnień można analizować w ich ujęciu narodowym, inne zaś w oddzielnych ramach poszczególnych miast-państw. To ostatnie dotyczy w szczególności spraw wojskowych; bo chociaż koniec końców możliwe jest jednorodne przedstawienie greckiej sztuki wojennej, jej historię zdominowały, w zależności od sprawowanego aktualnie przywództwa politycznego, różne państwa, przez co wykazuje ona zmienną, nieorganiczną i skokową ewolucję, którą jedynie sporadycznie dałoby się określić mianem rozwoju równoległego o sprzecznym charakterze. W Rzymie tymczasem pierwiastek narodowy zyskał miarodajny wymiar i najprawdopodobniej zapewniłby z czasem obserwowany już od pewnego okresu jednorodny, organiczny i nieprzerwany rozwój, gdyby narodowa jedność pod rzymskim przewodnictwem nie doszła do skutku.
Jeśli w greckiej sztuce wojennej wspólne pozostawało tylko to, co miało swe podłoże w narodowym charakterze, to także w nim należy szukać zasadniczej przyczyny najgłębszej sprzeczności między Grecją a Rzymem, jaka w ogóle wystąpiła. Delbrück wyraził to lapidarnie następującymi słowami: »Wszystkie różnice greckiej i rzymskiej sztuki wojennej biorą się z różnicy w postrzeganiu dyscypliny«. Można to również sformułować w inny, może bardziej przejrzysty sposób: Rzymianin był żołnierzem z natury, Grek – pomimo całej swej heroiczności, o której możemy się przekonać przy kilku historycznych okazjach¹¹, był w najgłębszym swym jestestwie żołnierce niechętny. Grecki wojownik pozostał w pewnym sensie, także na polu bitwy, »cywilem w mundurze«, podczas gdy rzymski rolnik nawet stojąc za pługiem był jedynie tymczasowo urlopowanym żołnierzem. Grecja miała całe mnóstwo bohaterów wojennych, a także geniuszy, którzy dowodzili w polu, ale przed znakomitymi Macedończykami nie było ani jednego wielkiego żołnierza; nie sposób wyobrazić sobie w greckim stroju drugiego Mariusza, Colleoniego czy Pappenheima¹². W przeciwieństwie do niej Rzym posiadał mniej genialnych wodzów, wydał za to przepyszny szereg doskonałych żołnierzy. Właśnie to wojsko, niezależne od indywidualnych talentów, uczyniło Rzym wielkim, przezwyciężyło jego dziejowe kryzysy, powstrzymało, a następnie skruszyło niesioną wybitnym geniuszem nawałnicę Pyrrusa i Hannibala; wreszcie wyniosło przewagą legionu nad każdym możliwym przeciwnikiem do rangi oczywistości, zapewniając tym samym Rzymowi panowanie nad światem. Naturalnie ta wojskowa tradycja była nierozerwalnie związana z najgłębszym przekonaniem o potrzebie utrzymywania jak najwyższej zdolności do obrony przez samych obywateli. Historia żadnego narodu nie jest tak silnie spleciona z żołnierskimi cnotami jak rzymska, w żadnej z nich historia sztuki wojennej nie stanowi też tak istotnej części składowej jego dziejów powszechnych. Częściowo, lecz przez długi czas nie wyłącznie, rzymski potencjał militarny bazuje na konsekwentnym opieraniu się na militarnej sile warstwy rolników¹³. Również w Grecji poziom wojskowy zależy w znacznej mierze od tego, czy oddziały rekrutowane są spośród chłopów, czy mieszkańców miast: Ateńczycy są brani pod uwagę przy powoływaniu do wojsk krajowych tylko do czasów bitwy pod Maratonem, Tebańczycy walczą w ich składzie jeszcze pod Epaminondasem, zaś rdzeń wojsk królów macedońskich stanowią dowodzeni przez wiejską arystokrację chłopi. Jednak podczas gdy w Grecji urbanizacja nie przyczyniła się do zmiany systemu wojskowych uzupełnień, przez co poziom jej żołnierzy obniżył się, Rzym przerzucił wojenne obowiązki na pozostałych na wsi sprzymierzeńców i mieszkańców kolonii, w końcu zaś na zromanizowane, rolnicze prowincje nadgraniczne. Jednak nawet przez takich działaniach najgłębsza różnica pozostała niezmieniona; również żołnierze-rolnicy Miltiadesa, Epaminondasa i Aleksandra byli czymś zasadniczo odmiennym od legionistów, przy czym chodzi tu nie tyle o wymiar wydajności, do której zdolny jest człowiek na wojnie, lecz o stopień dyscypliny, który potrafi znieść. W Rzymie wojsko, którego szeregi uzupełniali chłopi, przedstawiało sobą najwyższą wartość żołnierskiego materiału, w Grecji należało jej szukać w innych obszarach.
Sparta posiadała w tym kontekście coś na kształt kasty wojowników. Od soldateski takiej jak rzymska była ona jeszcze bardzo odległa¹⁴, a jednak jej istnienie zapewniało jej mieszkańcom jakościową i wręcz groteskową przewagę nad chłopskimi milicjami pozostałych miast. Kiedy po dwóch wiekach greckiej historii udało się wreszcie, z pomocą nowej i przełomowej dla całych późniejszych dziejów idei taktycznej, pokonać w otwartej bitwie spartańską armię, właśnie ten fakt zdał się dla współczesnych, a i potomnych przez długi jeszcze czas, znacznie bardziej niezwykły niż to dzieło ludzkiego intelektu samo w sobie, za które faktycznie powinni być wdzięczni. W okresie późniejszym doprowadziło to do powstania innej, równie istotnej różnicy.
Grecja, poza »skośnym szykiem bitewnym«, położyła jeszcze kilka innych istotnych podwalin pod sztukę wojenną. Dwa stulecia historii jej wojen obfitują w zdumiewająco wielką liczbę twórczych koncepcji, którym Rzym może przeciwstawić właściwie tylko jedną równie wartościową, tj. taktykę użycia oddziałów rezerwowych. Lecz to właśnie ta taktyka lub dokładniej mówiąc, sposób, w jaki została wdrożona, jest zasadniczo uwarunkowany przez te żołnierskie przymioty, które w przeciwieństwie do greckiej sztuki wojennej były charakterystyczne dla jej rzymskiego odpowiednika. Od tej pory Grecy mieli być już zawsze świadomi swych ograniczeń na polu wojskowych umiejętności; stąd specjalizacja, czyli pragnienie, aby tę względną odrobinę, która – jeśli idzie o niuanse – tkwi w użytecznych (z żołnierskiego punktu widzenia) elementach, udoskonalać w możliwie wysokim, acz jednostronnym stopniu. Z tej racji dochodziło do wielokrotnych rozróżnień wojsk specjalnych w ramach pozostałych rodzajów broni i – co szczególnie znamienne – do postępu rozwojowego prowadzącego od prostoty do złożoności, praktykowanego na najwyższym poziomie specjalistycznych rodzajów broni. Proces ten osiągnął swe faktyczne apogeum w momencie, w którym grecka sztuka wojenna mogła cieszyć się pełnią swej doskonałości za czasów Aleksandra Wielkiego. Z odwrotną sytuacją mamy do czynienia w Rzymie – będącym ucieleśnieniem osiągalnego i ostatecznie osiągniętego ideału – gdzie dostrzegamy przede wszystkim żołnierzy jako takich, którzy mają być i są równie zdatni do posługiwania się każdym rodzajem broni. Logicznym tego następstwem była ewolucja od istniejącego jeszcze pierwotnie podziału na równouprawnione rodzaje broni i wojsk do pełnej jednolitości na wskroś homogenicznych sił głównych, czemu towarzyszyła degradacja z rzadka tylko niezbędnych oddziałów wyspecjalizowanych do rangi broni pomocniczej i ciał obcych w armijnym organizmie. A zatem tam, gdzie u Greków postęp wiedzie od prostoty do złożoności, u Rzymian mamy do czynienia z tendencją odwrotną, przy czym w trakcie tego ujednolicenia i dzięki niemu prosty instrument, jakim jest armia rzymska, osiąga tę właśnie doskonałość, która czyni go równie, ba, nawet bardziej wszechstronnym niż wewnętrzna złożoność wojska greckiego w czasach macedońskich i dobie diadochów.
Logicznym następstwem tego na wczesnym etapie dostrzegalnego i w swej istocie szybko dokonanego rozwoju było powstanie broni zasadniczej o tak dominującym znaczeniu, że podobnego przykładu próżno by szukać w jakimkolwiek innym wojsku wszystkich czasów. Nie jest też kwestią zwykłego przypadku, jeśli dziś jeszcze mało które z pojęć wojskowo-organizacyjnych pozostaje tak żywe w charakterze dobra wspólnego świata naszych wyobrażeń, jak czyni to legion rzymski.
W istocie można by wręcz powiedzieć, iż historia rzymskiej wojskowości jest historią rzymskiego legionu; w każdym razie właściwe poznanie tego ostatniego pomaga w pełnym zrozumieniu pierwszego. Tym bardziej zadziwiający się zdaje konflikt dwóch opinii, z których jedna dostrzega w legionie oddział wojskowy – w rodzaju współczesnych pułków – a druga związek taktyczny, a więc coś na kształt obecnych dywizji. W rzeczywistości ten dylemat daje się łatwo rozstrzygnąć w świetle rozwoju historycznego. Faktycznie w przeciągu stuleci legion przechodził przez oba te stadia, i to kilkakrotnie.
Prześledzenie tej historii ewolucji legionu pod względem szczegółów i jej uzasadnienie stanie się jednym z najważniejszych tematów poświęconych rzymskiej sztuce wojennej. Technicznie uprości to bardzo nasze badania, gdy – co stanowi cudowny dowód na organiczno-logiczną jednolitość rozwoju – epoki, w których zwykło się rozczłonkowywać rzymską historię armii podług innych punktów widzenia, pokryją się w swych zasadniczych zrębach z tymi, które objęły dzieje legionu”.
Tyle Veith na temat różnorodności dróg rozwojowych.
Jednakże mimo tych sporych różnic między grecką a rzymską sztuką wojenną, których ostateczną przyczynę można odnaleźć w odmiennych predyspozycjach naturalnych obu społeczeństw, ich rozwój w tym życiowym obszarze wykazuje bezsporne paralele i zgoła zadziwiające analogie, zwłaszcza jeśli skieruje się wzrok na ewolucję i charakterystyczne cechy poszczególnych szczebli organizacji wojskowej.
W szczytowym okresie średniowiecza jedynie nieliczna górna warstwa społeczeństwa – rycerze stanowiący zasadniczą siłę bojową oraz szlachta obarczona obowiązkiem służby wojskowej na koniu – tworzyła decydujący element ówczesnych armii. Rozwój doby nowożytnej wprawdzie raz jeszcze postawił pieszych żołnierzy w przednim szeregu, a w czasach najnowszych, od rewolucji francuskiej począwszy, nawet powrócono do idei wojska obywatelskiego, ale ścieżki ewolucji wyznaczyło przede wszystkim pojawienie się broni palnej i nowoczesnej techniki, co przydało artylerii niesłychanej wagi i co każda ukierunkowana na znalezienie pozornej jednolitości i podobieństw próba musi wziąć pod uwagę, jeśli tylko rości sobie prawo do osiągnięcia wewnętrznej prawdy.
W odróżnieniu od tego zarówno u Greków, jak i Rzymian jazda odgrywała najzupełniej drugorzędną rolę – bitwy konnicy rozgrywane przez Aleksandra i Hannibala to zaledwie przelotne zjawisko – a siła antycznej armii, abstrahując od najstarszych, na wpół legendarnych czasów homeryckiej arystokracji i rzymskiego państwa rodowego, bazowała na szerokich masach obywatelskich i w następstwie tego na ciężkozbrojnych piechurach: hoplitach w pierwszym przypadku i legionistach w drugim. Ciężka piechota pozostaje przez cały okres starożytności niekwestionowaną „królową bitew”.
Z tym bezpośrednim oparciem się na licznych masach ludowych wiąże się to, że odtąd w wojsku antycznym, i w Grecji, i i w Rzymie, główną część armii tworzyli chłopi, gdyż w odróżnieniu od naszego nowoczesnego rozwoju przemysłowego cały świat starożytny jest w przytłaczającej mierze światem gospodarki wiejskiej. Ludność miejska w naszym rozumieniu występuje tu – pomimo wielu założonych miast – jedynie w ograniczonym stopniu. Przeważającą liczbę miast antycznych zamieszkują w większej części ludzie trudniący się pracą na roli. Nie tylko hoplici z greckich republik miejskich są zasadniczo rzecz biorąc wieśniakami, lecz także najemnicy Ksenofonta, którzy na ogół wywodzili się z całkowicie rolniczej Arkadii, oraz falangici Filipa i Aleksandra Macedońskiego, których zmobilizowano w ramach oddziałów chłopskich, parają się w cywilu rolniczą profesją. Jeszcze w erze państw hellenistycznych w Syrii i Egipcie żołnierz, którego nie powołano pod znaki, gospodaruje na niewielkim skrawku ziemi, nadanym mu przez króla zamiast żołdu z przykazaniem, aby był gotów stawić się do służby w każdej chwili.
To, że w Rzymie sytuacja wyglądała podobnie, jest rzeczą znaną i była już o tym w tej książce mowa. Starym zwyczajem powoływano tam pod broń latyńskich i pozostałych italskich chłopów: capite censi Mariusza, i to z samego Rzymu – będący poza tym zjawiskiem tymczasowym – stanowili w dużej mierze zrujnowani chłopi, legiony Cezara galijscy i italscy chłopi z Niziny Padańskiej, a w dobie cesarstwa legioniści posiadają swe grunty na terenach przygranicznych i są po części osiadłymi wieśniakami stojącymi w gotowości bojowej, podobnie jak urlopowani członkowie wojsk Ptolemeuszy i Seleukidów w Egipcie i Syrii. Lecz to wojsko obywatelskie staje się z czasem w obu społeczeństwach – co jest kolejną, jakże znamienną analogią między nimi – wojskiem zawodowym i oddziela się w ten sposób od reszty obywateli jako całości, tak że zaczyna tworzyć zręby swej własnej klasy. Inaczej niż w czasach dawniejszych obywatel, jeśli tylko posiada po temu właściwe cechy psychiczne i umysłowe, nie jest dłużej oczywistym kandydatem na żołnierza, a wojsko nie jest już zmobilizowanym ludem, lecz drogi żołnierza i cywila, jak byśmy dziś powiedzieli, rozchodzą się coraz bardziej. Ta ewolucja widoczna jest w Grecji już w V stuleciu przed Chr. w postaci rodzącej się instytucji żołnierza najemnego. Albowiem najemnicy to żołnierze zawodowi i pod koniec tegoż stulecia uzyskują na tyle duże znaczenie, że Cyrus Młodszy mógł na potrzeby swej kampanii prowadzonej w głębi Azji zgromadzić nie mniej niż 13 000 greckich żołnierzy zaciężnych. Od tej pory grecki najemnik pozostaje we wszystkich konfliktach aż do czasów macedońskiej, a nawet rzymskiej hegemonii, jednym z najistotniejszych elementów prowadzenia wojny.
Obywatel hellenistycznego miasta mógł obecnie wygodniej niż kiedyś spędzać czas w domu i finansować swe wojny poprzez najemników. Znane są w końcu skargi Demostenesa na tę praktykę.
Nie inaczej jednak miały się sprawy w Rzymie, tyle tylko, że tu ta sama zmiana dokonała się kilka wieków później. Ale Rzym w ogóle wykazywał opóźnienie w stosunku do Grecji o całe stulecia.
Od czasu gdy wojny prowadzone przez Rzymian objęły swym zasięgiem większy obszar świata, wydłużając się jednocześnie, co wymagało od żołnierzy pozostawania pod znakami przez okres kilku, a niekiedy kilkudziesięciu lat, zaistniała konieczność powstania zawodowej klasy żołnierskiej, którą zarządzenia cesarza Augusta przemieniły w instytucję trwałą. Powołani rekruci pozostawali w armii w najlepszym razie 12 lat, na ogół zaś przez okres 16-20, a często nawet do 25 lat. Ich potomkowie zazwyczaj także podejmowali służbę wojskową.
W ten sposób powstało wojsko zawodowe, które trzymało swe życie we własnych rękach, a stacjonując na ogół w garnizonach na granicach cesarstwa, miało niewiele wspólnego z resztą społeczeństwa. Można by niemal rzec, że i ono było wojskiem najemnym, bo nawet jeśli nie zniesiono wprost obowiązku służby wojskowej obywateli, skład armijny uzupełniano w dużej mierze ochotniczymi zaciągami.
W każdym razie, podobnie jak miało to miejsce w Grecji, żołnierka przeobraziła się tu z jednej z funkcji pełnionych przez obywateli państwa w wyłączne zajęcie pewnego zamkniętego stanu. Oddziały milicyjne stały się w przypadku obu cywilizacji wojskiem zawodowym i aż do czasów ich schyłku pozostały najwyższą formą, jaką ich armie osiągnęły w swym rozwoju.
To, że owo wojsko w ostatnim okresie obu opisanych tutaj przemian było równocześnie w dużym stopniu wojskiem nadgranicznym, co silnie zaznacza się w przypadku greckiej ewolucji w Egipcie, a zwłaszcza w Syrii i co w Rzymie począwszy od Augusta jest realizowane z ledwie zrozumiałą według naszych pojęć konsekwencją, to że w obu przypadkach władza rozkazodawcza uwolniła się od skrępowania instytucjami republikańskimi, przechodząc w gestię komendy monarszej: w Grecji absolutnych królestw, w Rzymie absolutnego cesarstwa – wszystko to można postrzegać jako coś więcej niż tylko drugorzędne zjawiska, które dałoby się wyjaśnić przewrotem w życiu państwa i do których można by przydać jeszcze całą liczbę podobnych zjawisk, nie dodając jednak niczego zasadniczego do głównych rysów rozwojowego paralelizmu, takich jakimi je wcześniej tu nakreślono.
O tym, w jaki sposób różnice i podobieństwa greckiej i rzymskiej ewolucji, które tu przedstawiono jedynie szkicowo, przejawiały się w szczegółach, przekona się uważny czytelnik przy lekturze niniejszego opisu w każdym miejscu naszej książki, również tam gdzie nie będzie potrzeby wciąż na nowo o tym przypominać.
Objaśnienie identyczności zastosowanej optyki, za którym w ramach poszczególnych okresów historycznych następuje właściwe uporządkowanie materiału odnośnie do obu ścieżek rozwojowych, ułatwi w niewymuszony sposób podobne porównanie i bez dodatkowej pomocy nakieruje na ten sam trop naszego odbiorcę.