Historie ważne i nieważne - ebook
Historie ważne i nieważne - ebook
Proza Andrija Bondara dowodzi, że jest on doskonałym obserwatorem rzeczywistości, a jego przenikliwe spojrzenie sięga głęboko pod powierzchnię z pozoru błahych zdarzeń. Historie ważne i nieważne to opowiadania, które poruszają, czasem bawią, a czasem i przerażają. To także refleksyjny obraz rodzinnej Ukrainy oraz portrety tzw. "zwykłych" ludzi.
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67249-94-2 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Każdego w dzieciństwie straszono czymś przerażającym. Mnie na przykład rodzice nigdy nie mówili „Bój się Boga!”, bo nominalnie byli ateistami. Dziwna sprawa: ich Bóg jakby nie istniał, ale niewątpliwie był. Chociaż nazywał się inaczej – sumienie. Teraz rozumiem, że to synonim. Wtedy wyobrażałem sobie sumienie jako substancję płynną. Podobną do krwi, ale znacznie bardziej gęstą. Jak asfalt albo lepka żywica, która wyciekała ze starych wiśni.
Czymś nieznośnie strasznym było nie czuć w sobie tego niewidzialnego asfaltu. Mama mówiła: „Andriju, miejże sumienie!”, i wystarczało zamknąć oczy, żeby poczuć, jak on się w żyłach pojawia.
Był marzec 1988 roku i podrostki z mojego podwórza łapały gołębie. Zajęcie to wówczas wydawało mi się absurdalne, jak i wiele innych rzeczy wokół mnie. Zgraja głodnych ptaków wlatywała do wnętrza pojemnika „na produkty spożywcze”, a wtedy trzeba było cichutko podejść i klapnąć z góry ciężką pokrywą. Połowa gołębi uciekała, ale kilka sztuk obowiązkowo trafiało w pułapkę. Potem pokrywę się uchylało, i przestraszone ptaki wciskały się w wąskie szpary. Wtedy łapano je gołymi rękami.
Pewnego razu też wyszedłem na łowy. Pierwszy raz i ostatni. Do dzisiaj dobrze pamiętam zgniły zapach i swoje poranne senne odrętwienie. Do dzisiaj widzę, jak pokrywa wyślizguje mi się z rąk i niby gilotyna obcina głowę szaremu gołębiowi. Czuję, jak dudni krew w żyłach, powoli zmieniając się w lepką i gorącą substancję, która robi się ciemna, czarna, czarniejsza od nocy. Jak biegnę do domu z gołębiem w rękach, a jego głowa wisi na cienkich nitkach... Myślę tylko o jednym – jeśli go nie uratuję, to będzie to koniec. Boże, daj mi go uratować... Daj uratować moje sumienie...
W domu była mama. Nawlokła wielką igłę jedwabną nitką i wprawnie przyszyła głowę ptakowi.
Gołąb pomieszkał u nas kilka miesięcy na balkonie, odżył i poleciał.WAGON NR 18
Jeden z moich dobrych przyjaciół rzucił kiedyś ciekawy pomysł: na tyle przedłużyć pasażerskie pociągi, żeby lokomotywa znajdowała się na stacji docelowej, a ostatni wagon na pierwszej. To znaczy, że nikt by się wtedy nie spóźniał na pociąg, a stałe chodzenie ludzi między wagonami nie wyglądałoby wreszcie na bezsensowne.
Oczywiście, to był żart. Ludzie zawsze chodzą po pociągach i zawsze im się wydaje, że od tego ich przesuwania się między wagonami pociąg jedzie szybciej, a oni wykonują bardzo ważną pracę. Chodzą ci ludzie różnie i w różnej potrzebie – ktoś do toalety, ktoś do wagonu restauracyjnego, ktoś, żeby zapalić w przedsionku korytarza na końcu wagonu, ktoś z wagonu numer 2 do znajomych w wagonie numer 18.
I oto idziesz przez szesnaście wagonów, uchylając się przed męskimi piętami, które zwisają z górnych półek w wagonie z miejscówkami, przez węglowo-tytoniowy zapach, zmieszany z wonią rozlanego piwa, służbowej pościeli i gotowanych jajek.
Przechodzisz obok piersiastych konduktorek sypialnego, które precyzyjnie odróżniają własnych pasażerów od obcych. Mijasz rozmarzone studentki, które jakby patrzyły w nocne okna, a naprawdę nie widzą niczego, prócz swoich twarzy. Mijasz sterylne wagony sypialne pierwszej klasy, gdzie tym razem nikt się chyba nie rozlokował. Spotykasz takich jak ty i spuściwszy głowę, zaledwie musnąwszy się z nimi spojrzeniami, mijasz ich obojętnie.
Idziesz, ale w pewnej chwili postanawiasz zawrócić tam, gdzie zgodnie z biletem masz przypisane miejsce. Bo już jest późno, znajomi zasnęli, zamykając przedział na klucz. A może nie śpią? – myślisz i idziesz dalej, bo strasznie ci się nie chce wracać przez męskie pięty i odrętwiałe studentki.
Dochodzisz do końca wagonu nr 17 i w pustej szybce drzwi widzisz, że wagonu nr 18 nie ma. I tak pusty, jak ten zadymiony przedsionek, w którym stoisz, chwytasz nieśmiałe ludzkie ogniki, którym nie pozostaje nic innego, jak zniknąć.MARCHEWKOWY LÓD
Człowiek zaczyna pamiętać siebie naprawdę dopiero wtedy, kiedy pierwszy raz chce o sobie zapomnieć. Tak samo dzieje się w snach, które wydają się nam prorocze. Zapomniane traumy wyrastają w nich jak natrętne chwasty między porządnymi grządkami marchwi. Całkiem należą do przeszłości – i niekoniecznie tylko twojej. Istnieją traumy, które ci przekazano, zasłyszane lub takie, o których przeczytałeś. Jednak największe przerażenie i największy wstyd przynoszą twoje i tylko twoje.
Moje pierwsze dziecięce wspomnienie – to niewątpliwie farba olejna marchewkowego koloru.
Mam trzy lata bez jednego miesiąca, jest słoneczny lipcowy dzień i mój tato z mamą malują podłogę w pokoju. Pokój jest długi, jak sala sportowa, i stoję na progu, zdziwiony i zasapany, bo skądś przybiegłem, a takie dziwo widzę pierwszy raz. Rodzice stoją na wysepkach-cegłach w śmiesznych pozach, a dookoła – lśniący marchewkowy lód. I jakoś niepokojąco pachnie.
– Tato! Mamo! – krzyczę od progu. Pusty pokój odbija głos i robi się jakoś dźwięcznie. – To lód?
Oni są młodzi i ładni. Śmieją się, chwiejąc się na cegłach. Ojciec ma trzydzieści pięć lat. Mama jest o pięć lat młodsza. Rude włosy mamy są koloru podłogi. Na głowach mają wywrócone do góry dnem gazetowe stateczki.
– Tak – odpowiada tato.
– A można się poślizgać? – pytam.
– Można! Ślizgaj się – krzyczy tato. Biorę rozbieg, jak piłkarz przed wykonaniem karnego, i lecę... Dokładniej, mieszam się z marchewkową farbą – jasnowłosy głuptas, który uwierzył, że w lecie możliwy jest lód...
Umyli mnie wtedy acetonem, rozebrali i długo śmiali się z mojej głupoty. Tak jakby ona była tylko moja.
Tę historię tato bardzo lubił opowiadać swoim przyjaciołom. Obecnie ma już tych przyjaciół tak niewielu, że przerzucił się na moich. Szczerze mówiąc, teraz już nawet nie chcę zapomnieć o tej historii, tak jak chciałem wtedy, kiedy siebie zapamiętałem.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------