Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Historie ważne i nieważne - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
3 listopada 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
21,00

Historie ważne i nieważne - ebook

Proza Andrija Bondara dowodzi, że jest on doskonałym obserwatorem  rzeczywistości, a jego przenikliwe spojrzenie sięga głęboko pod  powierzchnię z pozoru błahych zdarzeń. Historie ważne i nieważne to  opowiadania, które poruszają, czasem bawią, a czasem i przerażają. To  także refleksyjny obraz rodzinnej Ukrainy oraz portrety tzw. "zwykłych" ludzi.

 

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67249-94-2
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

SZARY GO­ŁĄB

Każde­go w dzie­ci­ństwie stra­szo­no czy­mś prze­ra­ża­jącym. Mnie na przy­kład ro­dzi­ce ni­g­dy nie mó­wi­li „Bój się Boga!”, bo no­mi­nal­nie byli ate­ista­mi. Dziw­na spra­wa: ich Bóg jak­by nie ist­niał, ale nie­wąt­pli­wie był. Cho­ciaż na­zy­wał się ina­czej – su­mie­nie. Te­raz ro­zu­miem, że to sy­no­nim. Wte­dy wy­obra­ża­łem so­bie su­mie­nie jako sub­stan­cję płyn­ną. Po­dob­ną do krwi, ale znacz­nie bar­dziej gęstą. Jak as­falt albo lep­ka ży­wi­ca, któ­ra wy­cie­ka­ła ze sta­rych wi­śni.

Czy­mś nie­zno­śnie strasz­nym było nie czuć w so­bie tego nie­wi­dzial­ne­go as­fal­tu. Mama mó­wi­ła: „An­dri­ju, mie­jże su­mie­nie!”, i wy­star­cza­ło za­mknąć oczy, żeby po­czuć, jak on się w ży­łach po­ja­wia.

Był ma­rzec 1988 roku i pod­rost­ki z mo­je­go po­dwó­rza ła­pa­ły go­łębie. Za­jęcie to wów­czas wy­da­wa­ło mi się ab­sur­dal­ne, jak i wie­le in­nych rze­czy wo­kół mnie. Zgra­ja głod­nych pta­ków wla­ty­wa­ła do wnętrza po­jem­ni­ka „na pro­duk­ty spo­żyw­cze”, a wte­dy trze­ba było ci­chut­ko po­de­jść i klap­nąć z góry ci­ężką po­kry­wą. Po­ło­wa go­łębi ucie­ka­ła, ale kil­ka sztuk obo­wi­ąz­ko­wo tra­fia­ło w pu­łap­kę. Po­tem po­kry­wę się uchy­la­ło, i prze­stra­szo­ne pta­ki wci­ska­ły się w wąskie szpa­ry. Wte­dy ła­pa­no je go­ły­mi ręka­mi.

Pew­ne­go razu też wy­sze­dłem na łowy. Pierw­szy raz i ostat­ni. Do dzi­siaj do­brze pa­mi­ętam zgni­ły za­pach i swo­je po­ran­ne sen­ne od­rętwie­nie. Do dzi­siaj wi­dzę, jak po­kry­wa wy­śli­zgu­je mi się z rąk i niby gi­lo­ty­na ob­ci­na gło­wę sza­re­mu go­łębio­wi. Czu­ję, jak dud­ni krew w ży­łach, po­wo­li zmie­nia­jąc się w lep­ką i go­rącą sub­stan­cję, któ­ra robi się ciem­na, czar­na, czar­niej­sza od nocy. Jak bie­gnę do domu z go­łębiem w rękach, a jego gło­wa wisi na cien­kich nit­kach... My­ślę tyl­ko o jed­nym – je­śli go nie ura­tu­ję, to będzie to ko­niec. Boże, daj mi go ura­to­wać... Daj ura­to­wać moje su­mie­nie...

W domu była mama. Na­wlo­kła wiel­ką igłę je­dwab­ną nit­ką i wpraw­nie przy­szy­ła gło­wę pta­ko­wi.

Go­łąb po­miesz­kał u nas kil­ka mie­si­ęcy na bal­ko­nie, odżył i po­le­ciał.WAGON NR 18

Jeden z mo­ich do­brych przy­ja­ciół rzu­cił kie­dyś cie­ka­wy po­my­sł: na tyle przedłu­żyć pa­sa­żer­skie po­ci­ągi, żeby lo­ko­mo­ty­wa znaj­do­wa­ła się na sta­cji do­ce­lo­wej, a ostat­ni wa­gon na pierw­szej. To zna­czy, że nikt by się wte­dy nie spó­źniał na po­ci­ąg, a sta­łe cho­dze­nie lu­dzi mi­ędzy wa­go­na­mi nie wy­gląda­ło­by wresz­cie na bez­sen­sow­ne.

Oczy­wi­ście, to był żart. Lu­dzie za­wsze cho­dzą po po­ci­ągach i za­wsze im się wy­da­je, że od tego ich prze­su­wa­nia się mi­ędzy wa­go­na­mi po­ci­ąg je­dzie szyb­ciej, a oni wy­ko­nu­ją bar­dzo wa­żną pra­cę. Cho­dzą ci lu­dzie ró­żnie i w ró­żnej po­trze­bie – ktoś do to­a­le­ty, ktoś do wa­go­nu re­stau­ra­cyj­ne­go, ktoś, żeby za­pa­lić w przed­sion­ku ko­ry­ta­rza na ko­ńcu wa­go­nu, ktoś z wa­go­nu nu­mer 2 do zna­jo­mych w wa­go­nie nu­mer 18.

I oto idziesz przez szes­na­ście wa­go­nów, uchy­la­jąc się przed męski­mi pi­ęta­mi, któ­re zwi­sa­ją z gór­nych pó­łek w wa­go­nie z miej­sców­ka­mi, przez węglo­wo-ty­to­nio­wy za­pach, zmie­sza­ny z wo­nią roz­la­ne­go piwa, słu­żbo­wej po­ście­li i go­to­wa­nych ja­jek.

Prze­cho­dzisz obok pier­sia­stych kon­duk­to­rek sy­pial­ne­go, któ­re pre­cy­zyj­nie od­ró­żnia­ją wła­snych pa­sa­że­rów od ob­cych. Mi­jasz roz­ma­rzo­ne stu­dent­ki, któ­re jak­by pa­trzy­ły w noc­ne okna, a na­praw­dę nie wi­dzą ni­cze­go, prócz swo­ich twa­rzy. Mi­jasz ste­ryl­ne wa­go­ny sy­pial­ne pierw­szej kla­sy, gdzie tym ra­zem nikt się chy­ba nie roz­lo­ko­wał. Spo­ty­kasz ta­kich jak ty i spu­ściw­szy gło­wę, za­le­d­wie mu­snąw­szy się z nimi spoj­rze­nia­mi, mi­jasz ich obo­jęt­nie.

Idziesz, ale w pew­nej chwi­li po­sta­na­wiasz za­wró­cić tam, gdzie zgod­nie z bi­le­tem masz przy­pi­sa­ne miej­sce. Bo już jest pó­źno, zna­jo­mi za­snęli, za­my­ka­jąc prze­dział na klucz. A może nie śpią? – my­ślisz i idziesz da­lej, bo strasz­nie ci się nie chce wra­cać przez męskie pi­ęty i od­rętwia­łe stu­dent­ki.

Do­cho­dzisz do ko­ńca wa­go­nu nr 17 i w pu­stej szyb­ce drzwi wi­dzisz, że wa­go­nu nr 18 nie ma. I tak pu­sty, jak ten za­dy­mio­ny przed­sio­nek, w któ­rym sto­isz, chwy­tasz nie­śmia­łe ludz­kie ogni­ki, któ­rym nie po­zo­sta­je nic in­ne­go, jak znik­nąć.MAR­CHEW­KO­WY LÓD

Czło­wiek za­czy­na pa­mi­ętać sie­bie na­praw­dę do­pie­ro wte­dy, kie­dy pierw­szy raz chce o so­bie za­po­mnieć. Tak samo dzie­je się w snach, któ­re wy­da­ją się nam pro­ro­cze. Za­po­mnia­ne trau­my wy­ra­sta­ją w nich jak na­tręt­ne chwa­sty mi­ędzy po­rząd­ny­mi grząd­ka­mi mar­chwi. Ca­łkiem na­le­żą do prze­szło­ści – i nie­ko­niecz­nie tyl­ko two­jej. Ist­nie­ją trau­my, któ­re ci prze­ka­za­no, za­sły­sza­ne lub ta­kie, o któ­rych prze­czy­ta­łeś. Jed­nak naj­wi­ęk­sze prze­ra­że­nie i naj­wi­ęk­szy wstyd przy­no­szą two­je i tyl­ko two­je.

Moje pierw­sze dzie­ci­ęce wspo­mnie­nie – to nie­wąt­pli­wie far­ba olej­na mar­chew­ko­we­go ko­lo­ru.

Mam trzy lata bez jed­ne­go mie­si­ąca, jest sło­necz­ny lip­co­wy dzień i mój tato z mamą ma­lu­ją podło­gę w po­ko­ju. Po­kój jest dłu­gi, jak sala spor­to­wa, i sto­ję na pro­gu, zdzi­wio­ny i za­sa­pa­ny, bo skądś przy­bie­głem, a ta­kie dzi­wo wi­dzę pierw­szy raz. Ro­dzi­ce sto­ją na wy­sep­kach-ce­głach w śmiesz­nych po­zach, a do­oko­ła – lśni­ący mar­chew­ko­wy lód. I ja­koś nie­po­ko­jąco pach­nie.

– Tato! Mamo! – krzy­czę od pro­gu. Pu­sty po­kój od­bi­ja głos i robi się ja­koś dźwi­ęcz­nie. – To lód?

Oni są mło­dzi i ład­ni. Śmie­ją się, chwie­jąc się na ce­głach. Oj­ciec ma trzy­dzie­ści pięć lat. Mama jest o pięć lat młod­sza. Rude wło­sy mamy są ko­lo­ru podło­gi. Na gło­wach mają wy­wró­co­ne do góry dnem ga­ze­to­we sta­tecz­ki.

– Tak – od­po­wia­da tato.

– A mo­żna się po­śli­zgać? – py­tam.

– Mo­żna! Śli­zgaj się – krzy­czy tato. Bio­rę roz­bieg, jak pi­łkarz przed wy­ko­na­niem kar­ne­go, i lecę... Do­kład­niej, mie­szam się z mar­chew­ko­wą far­bą – ja­sno­wło­sy głup­tas, któ­ry uwie­rzył, że w le­cie mo­żli­wy jest lód...

Umy­li mnie wte­dy ace­to­nem, ro­ze­bra­li i dłu­go śmia­li się z mo­jej głu­po­ty. Tak jak­by ona była tyl­ko moja.

Tę hi­sto­rię tato bar­dzo lu­bił opo­wia­dać swo­im przy­ja­cio­łom. Obec­nie ma już tych przy­ja­ciół tak nie­wie­lu, że prze­rzu­cił się na mo­ich. Szcze­rze mó­wi­ąc, te­raz już na­wet nie chcę za­po­mnieć o tej hi­sto­rii, tak jak chcia­łem wte­dy, kie­dy sie­bie za­pa­mi­ęta­łem.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­sza­my do za­ku­pu pe­łnej wer­sji ksi­ążki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: