Hiszpańska krew - ebook
Hiszpańska krew - ebook
Flora Hillier zawsze kochała Alejandra Ramosa. Został jej pierwszym kochankiem, ale zaraz potem zniknął bez słowa. Nie udało jej się go zawiadomić, że spodziewa się dziecka. Alejandro dowiaduje się, że będzie ojcem, dopiero w dniu rozprawy sądowej brata Flory, którego oskarżył o kradzież pieniędzy. Gdy widzi Florę w dziewiątym miesiącu ciąży, chce ją natychmiast poślubić. Ona jednak odrzuca jego propozycję, bo wie, że on nie robi tego z miłości. Alejandro ucieka się do szantażu: wycofa oskarżenie wobec jej brata, jeśli Flora zostanie jego żoną i wyjedzie z nim do Barcelony…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-9492-8 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Błysk fleszy był oślepiający. Flora Hillier patrzyła przed siebie, ignorując pytania wykrzykiwane przez tłum fotoreporterów. Jeden z podstawionych jej pod twarz mikrofonów musnął policzek. Inny dźgnął ją w szyję. Nie zareagowała, żeby nie dać satysfakcji tym sępom, które tylko czekały na jej ostrą reakcję. Zaczęła się mozolnie wspinać po schodach wiekowej budowli, w której mieścił się sąd. Stopnie były szerokie, ale dość płytkie, więc modliła się, żeby tylko się nie potknąć. Na szczycie schodów otworzyły się przed nią podwójne drzwi, których pilnował surowo wyglądający strażnik. Wewnątrz panowała przyjemna cisza, która stanowiła kontrast dla krzyków przed sądem. Flora zdjęła okulary przeciwsłoneczne i oparła dłoń na dolnej części pleców, krzywiąc się lekko. Ból był tak dokuczliwy, że tego ranka obudził ją ze snu. Zdjęła torebkę i położyła ją na taśmie, a sama przeszła przez bramkę bezpieczeństwa. Zastanawiała się, czy była tu zainstalowana od zawsze, czy też zrobiono to teraz, by chronić Ramosa. Z pewnością było wiele osób, które najchętniej dobrałyby się do skóry temu draniowi. Był tutaj, w tym budynku. Wkrótce znowu go zobaczy. Zbliżyła się do recepcji w kształcie podkowy i wręczyła urzędniczce paszport. Kobieta w milczeniu zaczęła wprowadzać dane do komputera, po czym rzuciła służbowym tonem po angielsku:
– Proszę spojrzeć w kamerę. – Flora podniosła wzrok na niewielką kopułę w suficie. Niecałą minutę później wręczono jej identyfikator na smyczy z jej imieniem i zdjęciem. – Pokój numer cztery.
– Dziękuję – odparła, po czym ruszyła w stronę szerokiego korytarza, gdzie na końcu znajdował się pokój, którego szukała.
Justin już tam był. Siedział przy owalnym stole w towarzystwie prawników. Przywitał ją słabym uśmiechem. Uniosła dłoń w geście pozdrowienia, po czym zajęła jedno z krzeseł. Kiedy siedziała, ból pleców był nieco mniejszy, ale i tak wciąż jej dokuczał. Dziś miał rozpocząć się proces, na który wszyscy czekali od dwóch tygodni. Jeśli Justin zostanie uznany za winnego, najbliższe dwadzieścia lat spędzi za kratkami. Istniała możliwość skrócenia wyroku za dobre sprawowanie, ale takiej łaski udzielano tylko w wyjątkowych okolicznościach. Oczywiście, okoliczności te były zarezerwowane wyłącznie dla obłędnie bogatych więźniów, a Justin nie miał już pieniędzy. Ramos tego dopilnował. Łącznie z tym, by dowody winy Justina nie budziły żadnych wątpliwości. Ten hiszpański łajdak celowo wybrał Monte Cleure do wniesienia oskarżenia, bo tutaj za kradzież miliona euro groziła najsurowsza kara.
Flora rozejrzała się dyskretnie. Gdzie teraz przebywał Ramos? W pokoju obok? Z pewnością razem ze swoim zespołem prawników dyskutował o tym, co robić, by na dobre pogrążyć Justina Hilliera, jej brata i niegdyś swojego najlepszego przyjaciela. Gdyby Florze zostały jeszcze jakieś łzy, zapłakałaby nad Justinem, ale ostatni rok sprawił, że nie miała już więcej łez, pozostała jedynie paląca pustka. Usłyszała energiczne pukanie. Drzwi się otworzyły. Nadszedł czas. Flora dźwignęła się z miejsca, wpatrując się w wychudzoną twarz brata. Poprawiła mu krawat, choć był zawiązany perfekcyjnie, i starła z marynarki pyłek, którego nie było. Pocałowała go w policzek.
– Kocham cię – wyszeptała do mężczyzny, który był dla niej nie tylko bratem. Był jak ojciec, jak najlepszy przyjaciel, był jej całą rodziną.
– Ja też cię kocham – odparł ze smutnym uśmiechem.
Nie zostało już nic więcej do powiedzenia. W asyście strażników udali się na salę, gdzie zgromadziła się publiczność, oczekująca na główną gwiazdę tego wydarzenia. Nie musieli czekać długo. Najpierw wszedł prokurator, a zaraz za nim Alejandro Ramos. Władczy, surowy, wspaniały. Ubrany był w granatowy garnitur i szarą koszulę. Gęste włosy zostały krótko przycięte. Twarz tym razem nie nosiła nawet śladu zarostu.
Flora nie spodziewała się, że jej serce zacznie aż tak galopować na jego widok. Biorąc pod uwagę fakt, że kiedy widziała się z nim ostatni raz, namiętnie całował ją na pożegnanie, mogła przypuszczać, że spotkanie nie będzie łatwe. Kiedy zobaczyła, że siada obok prokuratora wśród świadków oskarżenia, poczuła zimną nienawiść. Spójrz na mnie, zawołała bezgłośnie, próbując go ściągnąć wzrokiem. Prokurator siedzący obok niego, nachylił się i szepnął mu coś do ucha. Ramos uśmiechnął się i pokiwał głową. Ogarnęła ją wściekłość. Jak mógł się uśmiechać, skoro skazywał najlepszego przyjaciela na wiele lat więzienia. Spójrz na mnie, powtórzyła w myślach.
Do sali wszedł sędzia. Padła komenda, by wszyscy wstali. Sędzia, gdy zajął miejsce, dał znak, by inni poszli w jego ślady, ale Flora, wpatrując się w Ramosa, nie usiadła. Spójrz na mnie, ty draniu. Chyba musiał poczuć ciężar jej spojrzenia, bo powoli zwrócił twarz w stronę galerii. Zauważył ją. Wreszcie. Flora tego ranka ubrała się wyjątkowo starannie. Wybrała prostą, kremową letnią sukienkę z krótkimi rękawkami. Niebieskie guziki umieszczone na całej długości ładnie kontrastowały z jasnym materiałem. Włosy spięła nad karkiem ozdobną klamrą. Przez kilka sekund Ramos patrzył na nią, a potem odwrócił wzrok. Ogarnęła ją fala niechcianej tęsknoty. Przełknęła gorzkie rozczarowanie i wciąż stała, mimo że ból pleców dawał o sobie znać. Odruchowo położyła dłoń na brzuchu i wtedy Ramos spojrzał na nią ponownie. Nie była pewna, czy widzi pod gładkim materiałem sukienki wyraźne zaokrąglenie. Za to ona wyraźnie poczuła, że właśnie wtedy ich dziecko po raz kolejny ją kopnęło, jakby już chciało wydostać się na świat.
Gdyby sytuacja nie była tak rozpaczliwa i bolesna, Flora uznałaby, że pierwsza godzina rozprawy była ciekawym doświadczeniem. Prokurator przedstawił zarzuty grobowym głosem, jakby wygłaszał przemówienie nad trumną. Niewiele rozumiała, bo mówił po francusku. Gdy skończył, podszedł do Ramosa i zaczęli się naradzać, szepcząc gorączkowo. Na ich twarzach widać było silne emocje. Wreszcie Ramos pospiesznie napisał coś na kartce, którą prokurator wręczył sędziemu. Starszy mężczyzna omiótł wzrokiem wiadomość, po czym wstał, ogłaszając przerwę. Wokół rozległ się gwar podniesionych głosów.
Flora usiadła i głaszcząc brzuch, koncentrowała się na wolnym wdechu i wydechu. Stres i nerwy nie służą ani dziecku, ani jej. Czy Ramos dostrzegł jej ewidentną ciążę? Musiał to zauważyć. Chyba że postanowił ignorować ten fakt, tak jak ignorował ją przez ostatnie osiem miesięcy. Najpierw ją uwiódł, potem pocałował na pożegnanie, by następnie zabić milczeniem. A może uznał, że spodziewa się dziecka innego mężczyzny? Jeśli nie będzie chciał uznać swojego ojcostwa, to trudno. Jakoś sobie poradzi. Była psychicznie przygotowana na taki scenariusz. Musiała być silna ze względu na brata. Spełniła swój obowiązek i upewniła się, że ojciec jej dziecka wiedział już, że tamta noc przyniosła owoc. Następny ruch należał do niego. Florze najbardziej zależało na tym, żeby uznał dziecko i zobowiązał się do alimentów. Nie chciała jego cotygodniowych odwiedzin ani żeby w jakikolwiek inny sposób uczestniczył w życiu jej i dziecka.
– _Mademoiselle?_
Otworzyła oczy. Nad nią stał urzędnik sądowy i dawał znak, by poszła za nim. Dźwignęła się z miejsca, czując, że jest zupełnie bez sił. Cicha konfrontacja z Ramosem zupełnie ją wyczerpała. Ból w plecach zrobił się jeszcze bardziej dokuczliwy. Opuszczając salę, skierowała kroki do pokoju, gdzie w towarzystwie adwokatów przebywał jej brat, ale urzędnik dotknął jej ramienia i wskazał drzwi po drugiej stronie korytarza.
– _Mademoiselle_, proszę tędy.
Zrozumiała, dokąd idzie, i uśmiechnęła się z przekąsem. Jednak Ramos nie zamierzał jej ignorować. Urzędnik otworzył przed nią drzwi i wycofał się dyskretnie. To był nieduży pokój. Rodzaj poczekalni z ekspresem do kawy i miękkimi sofami. Chociaż wiedziała, z kim ma się spotkać, serce podeszło jej do gardła, gdy go spostrzegła. Siedział na kanapie, pochylony do przodu ze splecionymi dłońmi. Jego ciemnobrązowe oczy patrzyły na nią przenikliwie. Flora wielokrotnie wyobrażała sobie ten moment. Planowała, co powie i jak się będzie zachowywać. Będę spokojna i nonszalancka. Skupię się na dziecku, ono jest najważniejsze. Nie powiem i nie zrobię nic, co mogłoby sugerować, że czuję do niego coś więcej niż tylko pogardę. Rzeczywistość ją jednak przerosła. Emocje, które nią zawładnęły, były tak silne, że niemal przyprawiły ją o mdłości. Nienawiść, wściekłość, rozpacz i tęsknota. To ostatnie uczucie było najsilniejsze i najbardziej kłopotliwe. Jak po tym wszystkim mogła jeszcze za nim tęsknić? Jak mogła dać się tak omamić?
Znała Ramosa od trzynastu lat. Była jedenastoletnim podlotkiem, gdy zobaczyła go po raz pierwszy. On i Justin zaś byli już wtedy dorosłymi osiemnastoletnimi mężczyznami. Młody Hiszpan regularnie bywał w domu Hillierów. Kilka razy spędził nawet z nimi święta Bożego Narodzenia. Najbliższy przyjaciel jej brata był prawdziwym przystojniakiem, na którego widok niejedna dziewczyna traciła głowę. Flora, choć była jeszcze dzieckiem, postanowiła, że nigdy nie będzie jedną z tych dziewczyn. Sposób, w jaki Ramos i Justin traktowali kobiety, przyprawiał ją o mdłości. Kolekcjonowali piękności, by potem bez żalu je porzucić. Ona też została porzucona, choć zarzekała się, że nigdy do tego nie dojdzie.
– Powinnaś usiąść – usłyszała jego głos, który zawsze tak bardzo lubiła, a który teraz drażnił ją i prowokował.
– Tylko tyle masz mi do powiedzenia? „Powinnaś usiąść”?
– Wyglądasz, jakbyś zaraz miała zemdleć.
Od kiedy to przejmuje się moim samopoczuciem, pomyślała ze złością. Ostrożnie usiadła na skórzanej sofie, żałując, że jej ruchy są teraz tak niezgrabne i pozbawione wdzięku. Teraz, gdy jej ciąża zrobiła się zaawansowana, musiała pogodzić się z faktem, że nie jest już wiotką dziewczyną, która, wchodząc po schodach, za jednym zamachem przeskakiwała kilka stopni. Z drugiej jednak strony ludzie, widząc jej brzuch, uśmiechali się życzliwie, jakby jej stan był czymś magicznym. Kiedy dowiedziała się o ciąży, była przerażona, ale potem szybko przyzwyczaiła się do myśli, że zostanie mamą. Dzięki dziecku, które w niej rosło, czuła się mniej samotna. Matka nie żyła, ojciec był ojcem tylko z nazwy, ukochanemu bratu groziło wieloletnie więzienie.
Podniosła wzrok i spojrzała na Ramosa. Patrzył na nią, ale z jego twarzy nie potrafiła wyczytać żadnych emocji. Po raz kolejny zwróciła uwagę na jego piękne oczy. Były tak ciemne, że wydawały się wręcz czarne. Niejedna kobieta się w nich zatracała. Flora przez lata unikała patrzenia w te oczy, przeczuwając, że będą miały nad nią moc. Ból przeszył jej serce, gdy przypomniała sobie tamten wieczór, kiedy Ramos spoglądał na nią tak intensywnie, kiedy widziała w jego wzroku coś więcej niż tylko pożądanie. A może tylko chciała widzieć coś więcej, bo potem okazało się, jak bardzo się pomyliła.
– Na kiedy masz termin? – spytał.
– Za trzy tygodnie.
Gwałtownie wciągnął powietrze.
– Jak rozumiem, dziecko jest moje, tak?
– Tak.
Gdyby spytał, skąd ma pewność, że to on jest ojcem, rzuciłaby w niego torbą.
– I dlatego stałaś w czasie rozprawy, żeby każdy mógł cię dokładnie obejrzeć?
– Chciałam, żebyś ty mnie obejrzał i wreszcie się dowiedział – powiedziała krótko, żałując, że nie może znaleźć dogodniejszej pozycji. Nie mogła założyć nogi na nogę. Kostki u stóp, dawniej szczupłe, teraz zrobiły się opuchnięte, więc nie mogła ich skrzyżować. – Przez siedem miesięcy próbowałam się z tobą skontaktować. Zablokowałeś mój numer telefonu i e-mail. Wydzwaniałam do dwóch twoich domów. Rozmawiałam z dwiema gospodyniami i z twoim asystentem. Wysłałam ci cztery listy. Cztery! W każdym informowałam cię o tym, że jestem z tobą w ciąży. Wreszcie w sekretariacie twojego biura powiedziano mi, że zażyczyłeś sobie, by kasowano lub wyrzucano wszystkie moje wiadomości. Dlatego musiałam pokazać się publicznie, żebyś wreszcie mnie zauważył!
Ręce Ramosa wciąż były splecione, ale tym razem tak mocno, że aż pobielały mu kłykcie. Flora poczuła ruch dziecka w brzuchu. Gniew, który w niej buzował, wyciszył się jednej chwili. Silniejsza była miłość do maleństwa, które w niej rosło. To była ta pierwotna, niemal magiczna moc, która sprawiała, że była gotowa zmierzyć się z całym światem, żeby ocalić swoje dziecko. I dlatego nie bała się samotnego macierzyństwa, bez wsparcia matki, którą tak bardzo kochała, i bez brata, który być może popełniał błędy, ale był jak skała, na której mogła się wesprzeć. Znalazła w sobie siłę, o którą by się nie podejrzewała, i nie mogła pozwolić, by Ramos jej to odebrał.
Ale to było takie trudne. Przebywanie w tym samym pokoju co on, patrzenie na niego, słuchanie głosu. Powracały do niej wspomnienia, które starała się wyprzeć z pamięci przez ostatnie osiem miesięcy. Namiętność, której zaznała w jego ramionach, całkowita pewność, że postępuje słusznie, a potem? Potem nastąpił brutalny koniec.
Poprawiła pasek od torebki, czując zaostrzający się ból w plecach. Pragnęła uciec z tego pokoju i od mężczyzny, który zabrał ją do nieba, by potem strącić do piekła.
– Cóż, teraz już wiesz o dziecku – rzuciła szorstko. – Po procesie porozmawiamy o twoich zobowiązaniach wobec niego.
Pochylił swoje muskularne ciało do przodu. W jego oczach pojawił się błysk energii.
– Zobowiązaniach?– powtórzył.
– Jeśli będziesz chciał być częścią jego życia – wyjaśniła, choć z góry wiedziała, że nie będzie chciał się angażować. Dziecko by mu tylko przeszkadzało. – Nie będę cię do niczego zmuszać, ale będę potrzebowała alimentów na dziecko. Im szybciej, tym lepiej.
– Więc o to ci chodzi – stwierdził. – Przyszłaś po moje pieniądze.
Flora zacisnęła usta, próbując powstrzymać kolejną falę gniewu.
– Jesteś ojcem. Miałeś prawo o tym wiedzieć. Tak, potrzebuje pieniędzy, bo uparłeś się, żeby wnieść oskarżenie przeciwko Jutinowi tutaj, co wykończyło mnie finansowo.
– Nawet własną siostrę oskubał z pieniędzy – zadrwił.
– Ktoś musiał mu pomóc. – Nie dała się sprowokować. – A ty zachowałeś się podle. Ściągnąłeś go do obcego kraju, dopilnowałeś, żeby wszystkie jego aktywa zostały zamrożone. Opłaciłam prawników. Wzięłam kredyt hipoteczny i zastawiłam swoją firmę. Tak, zostałam bez pieniędzy, a za trzy tygodnie urodzę twoje dziecko. Chcę tylko tego, co gwarantuje mi prawo, na które tak się lubisz powoływać. Chyba że chcesz, by twój potomek wychowywał się w biedzie. Nie obchodzi mnie, co myślisz. Dla mnie liczą się tylko dwie osoby, mój brat i moje dziecko. Zrujnowałeś już Justina, ale nie pozwolę ci zrujnować dziecka. Jeśli chcesz, żebym w sądzie walczyła o alimenty, zrobię to. Niech się wszyscy dowiedzą, co z ciebie za człowiek. Tłumacz się potem dziennikarzom, a ja wydam oświadczenie i opowiem całemu światu, jak ojciec mojego dziecka uwiódł mnie, gdy przyszłam do niego z błaganiem o litość.
Ramos uśmiechnął się, ale był to okrutny, pełen szyderstwa uśmiech, pozbawiony ciepła.
– Opowiesz też, jak się sprzedałaś?