Hiszpańskie oczy - ebook
Hiszpańskie oczy - ebook
Jess Slatehome jako nastolatka zakochała się w przystojnym graczu polo, Dantem Acoście, lecz on nie odpowiedział na jej zaloty. Upokorzona, miała nadzieję więcej się z nim nie spotkać. A jednak gdy Dante ulega wypadkowi, jego rodzeństwo zatrudnia Jess, najlepszą fizjoterapeutkę, by do świąt pomogła mu wrócić do zdrowia i sprawności. Jess jedzie do Hiszpanii, zdeterminowana zachowywać się całkowicie profesjonalnie, nie wie jednak, czy jej się to uda…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-8602-2 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Cień helikoptera przesłonił na chwilę słońce w rześki listopadowy dzień. Jess Slatehome wstrzymała oddech. Widoczne na burcie maszyny logo głosiło dumnie: Acosta España.
Acostowie wrócili!
Minęło dziesięć długich lat, odkąd Jess widziała się po raz ostatni w swoim domu z rodziną Acosta – czterema przystojnymi braćmi i ich elegancką siostrą. Przyjechali wtedy, żeby wypróbować kucyki do gry w polo na jej rodzinnej farmie w Yorkshire. I jednego z nich pocałowała.
Zawstydziła się na to wspomnienie, ale musiała się skupić na dniu dzisiejszym i na zrodzonej z desperacji idei. Jej mantrą stało się: sprzedać akcje i uratować farmę. Uznanie ze strony Acostów mogło przypieczętować sukces imprezy, którą zorganizowała, by zaprezentować nagradzane kucyki swojego ojca. Miała nadzieję, że przynajmniej część z nich zostanie sprzedana. To mogło wyciągnąć jej ojca z kłopotów finansowych.
Ojciec Jess, Jim Slatehome, był w okolicy bardzo lubianą postacią i wszyscy mieszkańcy wioski włączyli się do pomocy. Wydając co do grosza własne oszczędności i niewielki spadek po matce, z nieocenioną pomocą armii wolontariuszy Jess zaplanowała wielkie przedsięwzięcie. Wysłała dziesiątki zaproszeń w nadziei, że uda jej się przyciągnąć gwiazdy polo. Zamierzała przywrócić ojcu należne mu miejsca w centrum uwagi.
Przed śmiercią jej matki Jim Slatehome był cenionym trenerem i hodowcą światowej klasy kucyków. Ale powalony żalem wycofał się z życia i trzeba było całej perswazji Jess, by go przekonać, że pięć lat to wystarczająco długi okres na zamknięcie się w sobie. Dzisiejszy dzień miał przywrócić go światu.
Sukces znajdował się w zasięgu ręki. Spoglądała w górę na schodzący do lądowania helikopter, wiedząc, że jeśli ktoś z rodziny Acosta kupi kilka koni, jej ojciec powróci na szczyt.
Ale kto wysiądzie z maszyny?
Na wspomnienie, jak dziesięć lat temu zaślepił ją blask bogactwa i sukcesu bijący od braci Acosta, zaschło jej w ustach. Gdy znalazła się w stajni sam na sam z Dantem Acostą, w przypływie jakiegoś szaleństwa rzuciła się na niego i pocałowała go. Odsunął się z niedowierzaniem. Upokorzenie nadal bolało. Ale pocałunku nigdy nie zapomniała. Ani tego, że przez chwilę – a może tylko to sobie wyobraziła? – Dante Acosta także ją całował.
Gdy drzwi helikoptera się otworzyły, zamarła. Z zapartym tchem czekała, czy supergwiazda świata polo zejdzie ze schodków. Od tamtego pamiętnego spotkania naiwnej, pyskatej siedemnastoletniej dziewczyny o głowie pełnej marzeń z młodzieńcem, który już wtedy roztaczał olśniewający blask, z uwagą śledziła jego karierę. Intuicja Dantego Acosty w kwestii koni nie miała ponoć sobie równych, podobnie jak jego powodzenie u kobiet. Czy z armią pięknych wielbicielek u boku mógł pamiętać ich pierwsze spotkanie?
– Jess…
Prawie wyskoczyła ze skóry, obracając się. To był jeden z sąsiadów.
– Twój ojciec cię prosi. Chyba denerwuje się swoją mową powitalną.
– Spokojnie. Zaraz tam przyjdę i powtórzę ją z nim.
Z ulgą oderwała uwagę od helikoptera. Dziesięć lat to szmat czasu. Teraz była wysokiej klasy fizjoterapeutką, specjalizującą się w leczeniu sportowców. To miało doprowadzić ją do spotkania z Dantem Acostą, niezależnie od tego, czy pojawi się dzisiaj tutaj, czy nie. Bo dzięki jej sukcesom w przywracaniu kontuzjowanych sportowców do pełnej sprawności rodzeństwo Acosta właśnie ją wybrało, by leczyła zranioną nogę ich brata. Oznaczało to podróż do Hiszpanii, do wspaniałej _estancii_ Dantego. Ale to, jak on sam zareaguje na to, kogo wybrali na jego terapeutę, miało się dopiero okazać.
Teraz nie mogła o tym myśleć. Musiała najpierw przebrnąć przez dzisiejszy dzień i skupić się na ratowaniu farmy. Ktokolwiek wysiądzie z helikoptera, wokoło znajdowało się wielu chętnych, którzy pokierują przybyłego do wielkiego namiotu, gdzie jej ojciec miał wkrótce wygłosić mowę powitalną. Po której, jak miała nadzieję, rozpocznie się sprzedaż koni będąca interesem jego życia.
Twarz Dantego pociemniała, kiedy laska, której zmuszony był używać, zapadła się w grząskie błoto. Zaklął szpetnie. To nie był nowoczesny ośrodek, tylko podupadła farma na odludziu.
Farma, która jednak mogła poszczycić się końmi jednymi z najlepszych na świecie, przypomniał sobie, brnąc dalej – i właśnie dlatego się tu znalazł. Zawsze poszukiwał świeżej krwi, by zasilić własne stada. Byłby głupcem, gdyby nie skorzystał z takiej okazji. Poza grą w polo jego pasją była hodowla kucyków i tylko to mogło wyciągnąć go z letargu, w jaki popadł po wypadku, któremu uległ niedawno na boisku. Jego ludzie dostarczyli mu informacji, że farma znalazła się w trudnej sytuacji. To był dobry moment, by zakupić jej akcje.
Kolejne barwne przekleństwo towarzyszyło przystankowi, jaki zrobił, walcząc ze skurczem w zranionej nodze. Rozejrzał się wśród tłumu miejscowych farmerów i znakomitości ze świata polo wesoło przepychających się między sobą. Wszystkich łączyło jedno – głęboka miłość do zwierząt. Atmosferę podkręcał występ lokalnego zespołu muzycznego. Tylko grymas Dantego był tu nie na miejscu.
Musiał przyznać, że ktoś wykonał kawał dobrej roboty, organizując dla zgromadzonych gości liczne atrakcje. Nie spodziewał się obecności aż tylu ludzi. Pokazanie się światu z laską było dla wielkiego El Lobo, czy też Wilka, jak nazywano Dantego w kręgach polo, dość upokarzające, ale zbył to kolejnym chrapliwym przekleństwem. W dzisiejszych czasach każdy mógł być paparazzo. Miał takie same szanse zostać sfotografowany tutaj, jak i na swojej _estancii_.
Na dźwięk rżenia młodego ogiera Dante podniósł głowę. Przyjrzał się kucykom biegającym swobodnie po padoku. Były młode, mocno umięśnione i pełne werwy. Idealne. Dlatego właśnie się tu znalazł. Ale czy tylko dlatego?
Ignorując szeryfa, który zaoferował mu podwiezienie samochodem służbowym, zapytał o Jima Slatehome’a, właściciela farmy.
– Jim jest nadal u siebie domu. – Mężczyzna wzruszył ramionami. – Przygotowuje swoją mowę powitalną.
Dante już ruszył w tę stronę. Nie przyjechał tu z Hiszpanii, by się zabawiać czy prowadzić nudne pogawędki. Nie miał też najmniejszego zamiaru znaleźć się na końcu kolejki, kiedy chodziło o zdobycie najlepszych koni. W ciągu następnej godziny zamierzał sfinalizować umowę, a wtedy jego już tu nie będzie. Ale czy naprawdę zakup nowych kucyków był jedynym powodem, dla którego tu się znalazł?
Od czasu wypadku męczyła go monotonia życia. Potrzebował urozmaicenia. Jakiegokolwiek. Prosta młoda dziewczyna mogła odciągnąć jego myśli od tego, że bracia i siostra za jego plecami zaangażowali dla niego fizjoterapeutę. Dante po wypadku przedwcześnie wypisał się ze szpitala, więc jego rodzeństwo postanowiło sprowadzić szpital do niego. Wiedzieli, że rodzinie nie odmówi. Acostowie byli bardzo ze sobą zżyci i zawsze się wspierali.
Kiedy podszedł do rozpadającego się domu z łuszczącą się farbą i nierównym dachem, wykrzywił usta w uśmiechu. Od jego ostatniej wizyty tutaj minęło dziesięć lat. Czy odnajdzie tu tę małą kobietkę, którą spotkał wtedy w stajni? Czy była już teraz mężatką? A może narzeczoną? Miał nadzieję, że córka Jima Slatehome’a nie złagodniała do tego stopnia, żeby stać się nudną. Z jej bujnymi ognistymi włosami i błyszczącymi szmaragdowymi oczami wydawało mu się to mało prawdopodobne. Jedno było pewne. On i Jess Slatehome mieli ze sobą niedokończone sprawy. Z tą myślą oparł się na lasce i ruszył przed siebie.
– Nie mogę tu zostać. Muszę wrócić do namiotu i zadbać o to, by goście dobrze się bawili, dopóki nie będziesz gotowy do wygłoszenia swojej mowy – wyjaśniła Jess, gdy ojciec spojrzał na nią z niepokojem.
Nie powinien siedzieć teraz w kuchni z kubkiem herbaty, gdy na zewnątrz czekali na niego potencjalni nabywcy.
– Wszyscy z niecierpliwością na ciebie czekają – próbowała zarazić go entuzjazmem, klękając obok niego przy kuchennym stole. – Dasz sobie radę – powiedziała stanowczo.
Ale sama nie czuła się wcale pewnie. Jej ojciec postarzał się od śmierci matki. Nawet się dzisiaj nie ogolił, a jego strój na tak ważną okazję składał się ze znoszonej tweedowej marynarki, zatłuszczonej czapki i wytartych sztruksowych spodni.
Ale na tym polegał jego urok, przypomniała sobie Jess. Jim Slatehome był niegdyś wspaniałym trenerem i hodowcą najlepszych kucyków do gry w polo na świecie, a nią kierowała determinacja, by zobaczyć go znowu na samym szczycie. Kochała go bezgranicznie, a ich mała farma była dla niej wszystkim. Należała do rodziny od pokoleń i będzie jej bronić do końca.
Przeraził ją widok łez w oczach ojca.
– Te kucyki są dla mnie wszystkim, Jess. Nie mogę znieść myśli, że je sprzedam.
– Ale musisz to zrobić, jeśli chcesz zachować farmę – wyjaśniła łagodnie. – Spokojnie, poradzisz sobie.
– Skoro tak mówisz… – Spojrzał na nią smutno. – Lepiej pójdę się umyć. Nie zawiodę cię, Jess.
– Wiem – wyszeptała.
Poszedł na górę i niewiele później zszedł po schodach, ale w jego wyglądzie niewiele się zmieniło. Poza malującą się teraz na jego twarzy determinacją.
– Masz rację, poradzę sobie – stwierdził stanowczo. – Pójdę przodem. Ty zostań tutaj. Nie chcę, żeby nasi goście myśleli, że potrzebuję twojej pomocy, bo straciłem wiarę w swoje kucyki.
Właśnie sprzątała naczynia po herbacie, gdy drzwi do kuchni otworzyły się gwałtownie. Zamarła. Na progu stał Dante Acosta.
– Dante!
– Jess…
Jego głos miał aksamitną barwę, oczy przypominały dwa czarne jeziora. Twarz od hebanowej brwi po kącik okrutnych ust przecinała mu świeża blizna. Nie było w nim nic łagodnego, wydawał się esencją męskości, żywym ucieleśnieniem seksu. Gęste czarne włosy miał potargane, w prawym uchu błyszczał złoty kolczyk, nadając mu wygląd barbarzyńcy, wbrew otaczającej go aurze bogactwa. Pod kurtką, jak czytała, miał na sercu tatuaż, przedstawiający warczącego wilka, znak rozpoznawczy jego drużyny polo Lobos. To hiszpańskie słowo oznaczało wilki, bezlitosną watahę. Sama ta nazwa wystarczyła, by wzbudzić przerażenie w sercach przeciwników…
Z tych myśli wyrwało ją stuknięcie. Laska, którą zostawił przy drzwiach, upadła. Jess zmarszczyła brwi. Acostowie przesłali jej jego dokumentację medyczną i wiedziała, jak poważnych doznał obrażeń. Gdyby nie wypisał się ze szpitala przedwcześnie, już dawno wróciłby do zdrowia i nie potrzebował laski.
– Jak miło cię znowu widzieć. – Wyciągnęła rękę, by uścisnąć mu dłoń.
– Niech ci się przyjrzę… – Chwycił ją mocno za obie ręce i przyciągnął do siebie, lustrując, jak gdyby była kucykiem, którego zamierzał nabyć. Miała wrażenie, że chciał zajrzał jej w zęby. Ale musiała zachować spokój.
Szarpnięciem uwolniła ręce. Dante Acosta był ekscytującym mężczyzną, ale dobrze o tym wiedział i bezwstydnie to wykorzystywał. Dziesięć lat temu nie potrafiła mu się oprzeć. Widząc go ponownie, była jednak skłonna wybaczyć to nastoletniej sobie. Ale nie mogła dać się zwieść urokowi mężczyzny, który miał więcej pieniędzy niż Krezus i moralność kota dachowca. Nauczyła się już, że wokoło zawsze krążyły sępy. Każdy chciał coś ugrać, dlaczego Dante Acosta miałby być inny?
– Jess?
– Wybacz, zapomniałam o dobrych manierach. Witaj na farmie Bell. Napijesz się czegoś? Spodziewam się, że miałeś długą podróż.
– Z Hiszpanii? – Wzruszył ramionami. – Nie było tak źle.
Dlaczego jego widok tak ją poruszył? W stosunku do innych mężczyzn była zawsze zblazowana. Może dlatego, że żaden nie mógł się równać z Dantem Acostą.
– Może herbaty? – spytała.
– Nie znoszę jej.
– Więc może czegoś innego?
– A co masz?
W ustach każdego innego człowieka te słowa brzmiałyby zwyczajnie. Ale wypowiedziane przez Dantego Acostę miały w sobie zabójczy urok.
– Cokolwiek zechcesz – odparła wesoło. – Na straganach na zewnątrz sprzedają prawie wszystko.
Uśmiechnął się lekko, jak gdyby chciał powiedzieć „punkt dla ciebie”.
– Jestem pewna, że chciałeś się zobaczyć z moim ojcem, a nie ze mną. Zaprowadzić cię do niego?
– Nie ma takiej potrzeby – mruknął. – Sam znajdę drogę.
Odwrócił się, a ona poczuła się odrzucona. Ale nie o nią tu chodziło. Zorganizowała tę imprezę z zamiarem przyciągnięcia Acosty lub kogoś podobnego, kto kocha konie i ma mnóstwo pieniędzy, żeby wyciągnąć ojca z długów. Jeśli Dante się nie zgodzi, będzie musiała znaleźć innego nabywcę.
A więc, rozmyślał Dante, przedzierając się przez tłum, mała złośnica, jak ją zapamiętał, wyrosła na piękną, powściągliwą kobietę. Brakowało mu złośliwości w jej oczach i impulsywności, która sprawiła, że jako siedemnastolatka stanęła na palcach, by go pocałować.
To wspomnienie rozbudziło mu zmysły. Ale nie znalazł się tu po to, by tracić czas na sentymenty. Miał sprawy do załatwienia. Gdy wszedł do namiotu, było tam już tłoczno. Ujrzał hodowców koni, trenerów i zawodników takich jak on. Wszyscy starali się przecisnąć do przodu, pod nos Jima Slatehome’a. Konkurencja była silna, dlatego Dante postanowił posunąć się o krok dalej. Z łatwością mógł sobie pozwolić na to, by zaoferować dwa, trzy razy więcej niż inni. Jim sprzedał mu w przeszłości kilka dobrych koni, a te, które widział teraz na padoku, świadczyły o tym, że tak naprawdę nigdy nie stracił formy. Aby odeprzeć konkurencję, musiał dołożyć do puli coś więcej. Miał już w głowie gotowy plan. Jak Jess zareagowałaby na to, gdyby posunął się dalej i kupił farmę? Obserwując ją, jak stała niczym ochroniarz u boku ojca, podejrzewał, że nie najlepiej. Zapłaciła wysoką cenę – pod każdym względem. Jego ludzie zdobyli na jej temat szczegółowe informacje. Uzyskała wysokie kwalifikacje jako fizjoterapeutka specjalizująca się w urazach sportowych. Pierwszą pracę podjęła w prestiżowym szpitalu klinicznym w Londynie, ale zrezygnowała z niej, by rozpocząć działalność na własny rachunek. Plotka głosiła, że odniosła sukces. Jeśli była tak dobra, jak sugerowała jej reputacja, mogła mieć niekończący się strumień pacjentów. Gdy pomyślał o dotyku jej miękkich dłoni na swoim ciele… Ale była poza jego zasięgiem, powiedział sobie surowo. Przyjechał tu w interesach i nic więcej. Zobaczył się z nią i zaspokoił swoją ciekawość. To musiało mu wystarczyć.
Czuł determinację, by pokonać konkurencję. Poradzi sobie z obiekcjami Jess. Gdy jej ojciec wszedł na podium i rozpoczął swoją przemowę, Dante utkwił w niej spojrzenie.