- W empik go
Hitman 1 - ebook
Hitman 1 - ebook
„Andreasie, zanim otworzysz prezent, musisz coś wiedzieć. W naszej rodzinie wstąpienie w szeregi dorosłych to naprawdę poważna sprawa. To, co za chwilę nastąpi, było udziałem wszystkich chłopców w mojej rodzinie w dniu ich konfirmacji. Mam ogromną nadzieję, że ty również będziesz kontynuować rodzinną tradycję i sprawisz, że będę z ciebie dumny – powiedział tata, patrząc na mnie tak, jak jeszcze nigdy na mnie nie patrzył. Z mieszanką szacunku i nerwowego oczekiwania."
Andreas staje w obliczu życiowego dylematu, gdy z okazji konfirmacji dostaje od rodziców bardzo nietypowy prezent. Obojętnie, co zdecyduje, jego życie wydaje się pędzić tylko w jednym kierunku: prosto w przepaść.
Kategoria: | Socjologia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-282-4872-0 |
Rozmiar pliku: | 254 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
To już dzisiaj.
Cieszyłem się jak szalony, chociaż wiedziałem, że moje przyjęcie z okazji konfirmacji nie będzie duże. W sumie będę na nim tylko ja i rodzice. Zawsze tak to wyglądało. Nie miałem rodzeństwa, a dziadkowie umarli, zanim się urodziłem. Ale i tak się cieszyłem.
Cieszyłem się, bo spodziewałem się prezentu. A także dlatego, że starzy zasugerowali, że będzie super. Słowa „prezent” i „super” w jednym zdaniu zapowiadały coś epickiego. Przekręciłem się w łóżku i wziąłem do ręki telefon. Nie było jeszcze szóstej. Normalnie nigdy się tak wcześnie nie budziłem.
– Zachowuję się jak dzieciak – wymamrotałem. Przeciągnąłem się i zastanowiłem, czy powinienem spróbować jeszcze zasnąć. Nie, nic z tego. Byłem już rozbudzony i zbyt podekscytowany. Będzie ekstra.
Gadaliśmy z chłopakami o prezentach, jakie spodziewamy się dostać. Samir nie będzie konfirmowany. Muzułmanie nie mają konfirmacji. Ale i tak był prawie pewien, że dostanie telewizor z płaskim ekranem i co najmniej dwadzieścia tysięcy koron, bo to właśnie dostał jego brat. Ich tata był lekarzem, a mama położną, więc mieli całkiem sporo kasy. Uważali, że jeżeli wszyscy przyjaciele ich dzieci będą mieć wyprawiane przyjęcia na konfirmację, to oni też nie mogą pozbawiać synów tej przyjemności.
Jacob miał nadzieję, że po prostu dostanie pieniądze. Zbierał na dron. Uważał, że to jedyna rzecz, jakiej mu brakuje w życiu. Niestety, był prawie pewien, że dostanie w prezencie wycieczkę. Dokąd tylko będzie chciał. Jego starsza siostra dostała wycieczkę i trzy lata temu pojechała sobie na miesiąc do USA. Jeżeli Jacobowi nie uda się wymienić wycieczki na kasę na dron, to będzie chciał się wybrać do Australii.
– To taki dziki kraj. Zawsze miałem ochotę ustrzelić jakiegoś kangura. W sumie to sam nie wiem, czemu. Ale gdybym miał kiedyś pojechać na polowanie, to na pewno na kangury do Australii. To takie żałosne zwierzaki – wyjaśnił.
– Musiałbyś sobie załatwić Ruger Guide Gun. Ma taki power, że rozniesie kangura na strzępy. Używają tej spluwy w Afryce do obrony przed słoniami, lwami i innymi dużymi zwierzętami. Właśnie o niej czytałem w „RifleShooter” – powiedziałem i pomyślałem, że w zasadzie też miałbym ochotę rozwalić jakiegoś kangura. Albo inne zwierzę. Może powinienem zaproponować starym, żebyśmy gdzieś pojechali.
– Stary, musisz zacząć oglądać więcej pornoli! To niezdrowo ciągle czytać tylko o spluwach – zaśmiał się Samir. Zawstydziłem się swojej olbrzymiej kolekcji magazynów o broni.
– Dokładnie. Poza tym wszystko mi jedno, jaką bronią załatwię tego zwierzaka. Byleby padł – stwierdził Jacob, a potem zaczęli z Samirem układać listę zwierząt, bez których świat mógłby się spokojnie obejść.
Nie miałem pojęcia, jakiego prezentu się spodziewać. Nie mogłem się sugerować rodzeństwem, bo przecież go nie miałem. Martwiło mnie tylko, że rodzicie powiedzieli „prezent“. W liczbie pojedynczej. Pocieszyłem się jednak, że w takim razie na pewno będzie duży, fajny i drogi.
Rodzice byli dobrze ustawieni. Odziedziczyli kupę forsy po dziadku i babci ze strony ojca, którzy z kolei odziedziczyli mnóstwo kasy po rodzicach dziadka. Nie chodzi o to, że byłem rozpieszczany. Musiałem harować na kieszonkowe porządkami i przygotowywaniem jedzenia raz w tygodniu. Roznosiłem też gazety. Zawsze jednak przeczuwałem, że o co jak o co, ale akurat o pieniądze w naszej rodzinie nigdy nie musieliśmy się martwić.
Wstałem z łóżka, naciągnąłem podkoszulek przez głowę i wskoczyłem w ciemne dżinsy. Później mój odświętny strój dopełni jeszcze biała koszula, czarny krawat i para nowych czarnych conversów Chuck Taylor Converse All Star. Teraz jednak pora na owsiankę, a do tego nie musiałem się stroić.
Specjalnie hałasowałem bardziej niż zwykle szufladą, szafką, talerzem i łyżką, żeby starzy na pewno usłyszeli, że już wstałem. Sześcioletni dzieciak we mnie miał nadzieję, że dzięki temu uda mu się przyspieszyć moment wręczenia prezentu. I to znacznie.
– Wyluzuj, kretynie – upomniałem się pod nosem, wsuwając owsiankę.
Starzy przetrzymali mnie aż do dziewiątej. Dopiero wtedy przyczłapali do kuchni. Zagryzałem policzki, żeby nie wykrzyczeć, że mają ruszyć tyłki, żebyśmy mogli wreszcie zacząć ten dzień. Żebyśmy mieli już za sobą kościół i wszystkie te inne bzdury. Żebyśmy mogli wreszcie przejść do tego, co naprawdę ważne. Czy musimy w ogóle iść do kościoła?
– Uroczystość w kościele zaczyna się dopiero o trzynastej. Masz więc mnóstwo czasu, żeby posprzątać swój pokój, wymyć toaletę dla gości i skosić trawnik, Andreasie – polecił tata i wcale nie żartował.
– Wrr, daj spokój! Mówisz serio? To przecież mój dzień. Dzisiaj wy powinniście robić wszystko za mnie.
– Zrób, o co cię prosi tata – powiedziała mama i poczochrała mi włosy, nalewając kawę dla siebie i taty.
– Mamo, przestań – warknąłem. Kiedy obróciłem się na pięcie i poszedłem do pokoju, żeby zmienić spodnie, usłyszałem, że się podśmiewują. Nie było sensu zaczynać z nimi dyskusji. Wiedziałem, że i tak bym ją przegrał.2
Powiedziałem „tak” we właściwych miejscach, nie myśląc tego szczerze, co oznaczało, że teraz jestem już dorosły. Mama płakała, a tata filmował. Kiedy rozejrzałem się po innych rodzinach w kościele, przekonałem się, że tak właśnie powinno to wyglądać. Droga do domu upłynęła nam w milczeniu. Kiedy tata opadł ciężko na siedzenie kierowcy, wydusił z siebie tylko: „Już po wszystkim” i przekręcił kluczyk w stacyjce. Potem już nikt nic nie powiedział.
Czułem to samo co tata. Chodziło po prostu o to, żeby jakoś przetrwać przygotowania do konfirmacji. Próbowałem nawet przekonać starych, że możemy sobie w ogóle darować tę część. Że spokojnie mogę wejść w dorosłość z moją dotychczasową znajomością Biblii.
Czasami miałem wrażenie, że tata się ze mną zgadza. Mama też nie była jakoś specjalnie religijna. Niekiedy wspominała coś o przebaczeniu i odpuszczeniu grzechów. Lecz kiedy pytałem, na co mi ta cała konfirmacja, odpowiadała tylko, że taki jest zwyczaj.
– Poza tym to taka miła tradycja. Należy pielęgnować tradycje.
U Jacoba w domu było trochę podobnie. Jego tata często powtarzał, że Dania jest chrześcijańska i musimy uważać, żeby nie opanowali nas muzułmanie. Dlatego kiedy spotykaliśmy się we trójkę z Samirem i Jacobem, rzadko siedzieliśmy w domu u Jacoba. Choć chrześcijaństwo było dla nich ważne, to konfirmacja Jacoba miała się odbyć głównie ze względu na jego dziadków. Byliby bardzo rozczarowani, gdyby Jacob nie został konfirmowany.
Wszyscy rozjeżdżali się teraz na tłumne przyjęcia, lecz w naszej rodzinie byliśmy tylko my. Tata, mama i ja. Dziadkowie umarli, kiedy byłem jeszcze za mały, żeby ich pamiętać. Rodzice nie mieli rodzeństwa ani bliskich przyjaciół. Nikt do nas nigdy nie przychodził i my też nikogo nie odwiedzaliśmy. Przerwałem rozmyślania, kiedy tata zajechał na podjazd i zgasił silnik.
Weszliśmy do domu. Usłyszałem, że mam usiąść w salonie i poczekać. Mama i tata wrócili po pięciu długich minutach. Tata niósł paczkę, która miała około metra długości i pół metra szerokości i była przystrojona wstążką, kokardą i całą tą otoczką. Yes, yes, yes, pomyślałem, czując mrowienie w palcach i żołądku.
– Wszystkiego najlepszego, Andreasie – powiedziała mama i po raz kolejny poczochrała mi włosy. Czy tylko mi się wydawało, czy naprawdę brzmiała, jakby było jej smutno? Pewnie po prostu jest jeszcze ciągle wzruszona. Tak jak w kościele. Ciekawe, co jest w paczce? Nie miałem zielonego pojęcia.
– Andreasie, zanim otworzysz prezent, musisz coś wiedzieć. W naszej rodzinie wstąpienie w szeregi dorosłych to naprawdę poważna sprawa. To, co za chwilę nastąpi, było udziałem wszystkich chłopców w mojej rodzinie w dniu ich konfirmacji. Mam ogromną nadzieję, że ty również będziesz kontynuować rodzinną tradycję i sprawisz, że będę z ciebie dumny – powiedział tata, patrząc na mnie tak, jak jeszcze nigdy na mnie nie patrzył. Z mieszanką szacunku i nerwowego oczekiwania.
– Za chwilę jeszcze o tym porozmawiamy. Teraz chcemy z mamą, żebyś otworzył prezent.
Tego akurat nie trzeba mi było powtarzać dwa razy. Rozerwałem papier prezentowy. Ujrzałem czarną matową skrzynkę z twardego plastiku. Natychmiast ją otworzyłem. Poczułem gwałtowny skurcz w żołądku i zaszumiało mi w uszach. Gdzieś z oddali dobiegło mnie pytanie taty, czy podoba mi się prezent.
– Fuck! – wydyszałem.
Czy podoba mi się prezent!? Jest niesamowity. Przyglądałem się czarnemu karabinowi snajperskiemu Sako TRG-22. W komplecie miał też magazynek o pojemności dziesięciu nabojów, tłumik Schultz & Larsen HardCore i najnowszą lunetę celowniczą Leupold Mark 6. Przecież właśnie taką bronią załatwiłem tylu ludzi w Hitmanie... Albo inaczej: w grze karabin nazywał się Kazo TRG i bazował na największym modelu Sako – TRG-42. Ale w sumie to przecież nieistotny szczegół. Ten karabin jest prawdziwy. I jest mój.
Problem w tym, że nic z tego nie rozumiałem. Przecież nigdy nie mówiłem rodzicom, że chciałbym dostać broń. A może mówiłem? Czy kupili mi ją po prostu dlatego, że wiedzieli, jak bardzo interesuję się bronią? Jezu, to jakieś szaleństwo, że kupili mi prawdziwy karabin…
Zrozumiałbym jeszcze, gdyby kupili mi replikę airsoft. Na przykład takiego colta M4A1 albo karabin snajperski SVD produkowany przez King Arms. Oczywiście z systemem gas blowback. Dzięki temu broń pracuje tak realistycznie, że amerykańskie wojsko i policja używają jej podczas treningów. Ale to wciąż tylko pieprzona podróbka.
– Andreasie… Andreasie!
– Co?! Tak… shit, jasna cholera…
– Zareagowałem bardzo podobnie – roześmiał się tata, ale zaraz znowu spoważniał. – Andreasie, musisz teraz uważnie słuchać tego, co powiem. W tym momencie decyduje się bowiem twoja przyszłość.
– No dobra. O co chodzi?
– To naprawdę ważne, Andreasie. Odłóż na razie broń, żebyś mógł się skupić.
Ton jego głosu wprawił mnie w zdenerwowanie. Oczy mamy napełniły się łzami i wyszła do kuchni. Żeby mężczyźni mogli zostać sami, jak powiedziała. Podobało mi się brzmienie słowa „mężczyźni”. Bo teraz już nim byłem. Mężczyzną. Nie wiedziałem jeszcze, co to będzie dla mnie oznaczać.
– Jesteś płatnym zabójcą, Andreasie – poinformował mnie tata. Zupełnie beznamiętnie. Jakby podawał mi ziemniaki, mówiąc, że to ziemniaki.
– Say what i powtórz to jeszcze raz! – wyrzuciłem z siebie z nieco histerycznym śmiechem.
– Jesteś płatnym zabójcą, Andreasie, tak jak ja. Tak jak twój dziadek i twój pradziadek. Oni też byli płatnymi zabójcami… Byli nimi wszyscy mężczyźni w mojej rodzinie od ponad dwustu lat.
– Czy mama o tym wie? – zapytałem i od razu poczułem się jak kretyn. Cholera, co za durne pytanie.
– Tak, wie. Ale nikt inny nie wie. I nie może się dowiedzieć.
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.