Hop-Frog. Ropuch - ebook
Hop-Frog. Ropuch - ebook
„Hop-Frog. Ropuch” – opowiadanie o okrutnej zbrodni popełnionej w akcie zemsty.
Edgar Allan Poe – amerykański poeta, nowelista krytyk i redaktor. Jego twórczość, a zwłaszcza pełne grozy i fantastyki opowiadania, to jedno z najważniejszych zjawisk w literaturze światowej.
Seria „Czytamy Poego” zawiera opowiadania w oryginalnej, pełnej wersji angielskiej wraz z polskim tłumaczeniem.
Aby zmienić wersję językową – kliknij w numer akapitu
Kategoria: | Angielski |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-63035-54-9 |
Rozmiar pliku: | 539 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Hop-Frog. Ropuch
Seria Czytamy Poego to atrakcyjna pomoc dla uczących się języka angielskiego.
Seria zawiera opowiadania Edgara Allana Poego w oryginalnej, pełnej wersji angielskiej wraz z polskim tłumaczeniem.
Aby zmienić wersję językową – kliknij w numer akapitu.
Wydanie dwujęzyczne zostało przygotowane z myślą o czytelnikach średniozaawansowanych i zaawansowanych. Dzięki wersji polskiej z książki korzystać mogą również początkujący w nauce angielskiego.
Po więcej informacji zapraszamy na www.czytamy.pl oraz www.44.pl
Hop-Frog
I never knew anyone so keenly alive to a joke as the king was. He seemed to live only for joking. To tell a good story of the joke kind, and to tell it well, was the surest road to his favor. Thus it happened that his seven ministers were all noted for their accomplishments as jokers. They all took after the king, too, in being large, corpulent, oily men, as well as inimitable jokers. Whether people grow fat by joking, or whether there is something in fat itself which predisposes to a joke, I have never been quite able to determine; but certain it is that a lean joker is a rara avis in terris.
About the refinements, or, as he called them, the ‘ghost’ of wit, the king troubled himself very little. He had an especial admiration for breadth in a jest, and would often put up with length, for the sake of it. Over-niceties wearied him. He would have preferred Rabelais’ ‘Gargantua’ to the ‘Zadig’ of Voltaire: and, upon the whole, practical jokes suited his taste far better than verbal ones.
At the date of my narrative, professing jesters had not altogether gone out of fashion at court. Several of the great continental ‘powers’ still retain their ‘fools,’ who wore motley, with caps and bells, and who were expected to be always ready with sharp witticisms, at a moment’s notice, in consideration of the crumbs that fell from the royal table.
Our king, as a matter of course, retained his ‘fool.’ The fact is, he required something in the way of folly—if only to counterbalance the heavy wisdom of the seven wise men who were his ministers—not to mention himself.
His fool, or professional jester, was not only a fool, however. His value was trebled in the eyes of the king, by the fact of his being also a dwarf and a cripple. Dwarfs were as common at court, in those days, as fools; and many monarchs would have found it difficult to get through their days (days are rather longer at court than elsewhere) without both a jester to laugh with, and a dwarf to laugh at. But, as I have already observed, your jesters, in ninety-nine cases out of a hundred, are fat, round, and unwieldy—so that it was no small source of self-gratulation with our king that, in Hop-Frog (this was the fool’s name), he possessed a triplicate treasure in one person.
I believe the name ‘Hop-Frog’ was not that given to the dwarf by his sponsors at baptism, but it was conferred upon him, by general consent of the several ministers, on account of his inability to walk as other men do. In fact, Hop-Frog could only get along by a sort of interjectional gait—something between a leap and a wriggle—a movement that afforded illimitable amusement, and of course consolation, to the king, for (notwithstanding the protuberance of his stomach and a constitutional swelling of the head) the king, by his whole court, was accounted a capital figure.
Ciąg dalszy w wersji pełnejRopuch
Nigdy nie znałem człowieka tak uwielbiającego żarty jak król. Zdawać się nawet mogło, że stanowiły jedyny cel jego życia. Przychylność władcy można było z łatwością pozyskać, opowiadając, byle umiejętnie, zabawną dykteryjkę. Zbieg okoliczności sprawił, iż siedmiu jego ministrów słynęło właśnie z potęgi swego dowcipu. Wszyscy przypominali króla: wielcy, korpulentni i schlebiający, a do tego niezrównani wesołkowie. Nigdy nie potrafiłem dociec, czy to ludzie przybierają na wadze z powodu dowcipkowania, czy też może w samym tłuszczu istnieje coś, co usposabia do żartów; dość jednak, że chudy żartowniś stanowi rara avis in terris^().
Król nie przywiązywał nadmiernej wagi do subtelności czy, jak to nazywał, do ducha humoru. Szczery podziw wzbudzała w nim dosadność żartu i często tylko w imię tejże był w stanie znieść przydługie dowcipy. Przesadna taktowność nużyła go. Nad Zadiga Woltera przedkładał Gargantuę Rabelais’go, a jego upodobaniom o wiele bardziej odpowiadały psikusy niż gierki słowne.
W czasach, które opisuję, utrzymywanie błaznów na dworach niezupełnie wyszło jeszcze z mody. Na kontynencie kilku władców nadal posiadało własnych trefnisiów, odzianych w pstrokate kostiumy i czapki z dzwonkami. W zamian za okruchy z królewskiego stołu wymagano od nich nieustannej gotowości do wygłaszania szybkich, ciętych, a zarazem dowcipnych ripost.
Nasz król, co zrozumiałe, trzymał u siebie błazna. W rzeczywistości potrzebował czegoś w rodzaju źródła głupoty, choćby jako przeciwwagi dla przyciężkawej mądrości siedmiu światłych mężów, którzy byli jego ministrami, o jego własnym intelekcie nie wspominając.
Jednakże królewski błazen, a raczej zawodowy trefniś, zasługiwał nie tylko na to miano, gdyż był oprócz tego karłem i kaleką. W owych czasach karły spotykało się na dworach tak powszechnie jak błaznów, bo wielu monarchom nie udałoby się przeżyć dnia (a dni na dworze dłużą się bardziej niż gdziekolwiek indziej) bez żartownisia, z którym można się było pośmiać, oraz karła, stanowiącego obiekt drwin. Jak już wspomniałem, w dziewięćdziesięciu dziewięciu przypadkach na sto trefnisie są grubi, okrągli i nieporadni. Stąd też fakt, że w Ropuchu, bo tak nazywano błazna, król posiadł potrójny skarb w jednej osobie, był dla władcy niemałym źródłem zadowolenia.
Sądzę, że karzeł nie otrzymał takiego imienia na chrzcie, lecz zostało mu ono nadane jednomyślnie przez siedmiu ministrów z powodu kalectwa, uniemożliwiającego normalne chodzenie. W samej rzeczy, Ropuch przemieszczał się konwulsyjnymi krokami, wykonując ruchy przypominające na poły podskok, a na poły obrót. Chód błazna stanowił dla króla źródło bezgranicznej uciechy, a zarazem pociechy, gdyż on sam miał sterczący brzuch oraz wrodzoną opuchliznę twarzy. Mimo to cały dwór uważał, że władca ma doskonałą figurę.
------------------------------------------------------------------------
^() rara avis in terris (łac.) – rzadki ptak na ziemi, osobliwość