- W empik go
Humor świętych. Historie i anegdoty - ebook
Humor świętych. Historie i anegdoty - ebook
„Smutny święty to żaden święty” – twierdził najweselszy święty, Filip Neri. Wesołość zalecał innym, bo uważał, że „smutek szkodzi duszy”. Weźmy to sobie wszyscy do serca. Zresztą katolicyzm był, jest i zawsze będzie religią radości. Dobra Nowina jest przede wszystkim Radosną Nowiną, a „nasza radość to najlepszy sposób głoszenia chrześcijaństwa”, jak uważała św. Matka Teresa z Kalkuty
Przekazuję w ręce drogich Czytelników bukiet dowcipów o świętych, błogosławionych i sługach Bożych, kawałów przez nich samych obmyślonych lub przez nich opowiadanych, zabawnych przejęzyczeń i śmiesznych żartów sytuacyjnych. Czytajmy zatem, radujmy się i chwalmy Pana, dzielmy się nimi z bliźnimi.
Autor
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7569-750-6 |
Rozmiar pliku: | 5,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
mutny święty to żaden święty” – twierdził najweselszy święty, Filip Neri. Wesołość zalecał innym, bo uważał, że „smutek szkodzi duszy”.
Weźmy to sobie wszyscy do serca. Zresztą katolicyzm był, jest i zawsze będzie religią radości. Dobra Nowina jest przede wszystkim radosną nowiną, a – jak uważała św. Matka Teresa – „nasza radość to najlepszy sposób głoszenia chrześcijaństwa”.
Przekazuję w ręce Drogich Czytelników bukiet dowcipów o świętych, błogosławionych i sługach Bożych, kawałów przez nich samych obmyślonych lub przez nich opowiadanych, zabawnych przejęzyczeń i śmiesznych żartów sytuacyjnych. Czytajmy je zatem, radujmy się i chwaląc Pana, dzielmy się nimi z bliźnimi. Bo przecież żarty nie po to są, by pod korcem stały, ni anegdoty „do przypraw kuchennych”, ale aby rozśmieszały, bawiły… i czegoś nas nauczyły. A większość z tych dowcipów i anegdotek jest w sumie niezłą lekcją katechizmu.
A Ty, najukochańsza „Przyczyno naszej radości”, módl się za nami i wspomagaj nas, żebyśmy te żarty właściwie – po Bożemu – zrozumieli, a powtarzając je innym, spróbowali ich nie... pozarzynać.
Zanim, Drodzy Czytelnicy, przystąpicie do czytania, proponuję Wam odmówienie najweselszej modlitwy świata autorstwa angielskiego męczennika Tomasza Morusa (codziennie odmawia ją papież Franciszek!):Modlitwa o dobry humor
Panie, daj mi dobre trawienie i także coś do przetrawienia.
Daj mi zdrowie ciała i pogodę ducha, bym mógł je zachować.
Panie, daj mi prosty umysł, bym umiał gromadzić skarby
ze wszystkiego, co dobre, i abym się nie przerażał na widok zła, ale raczej bym potrafił wszystko
dobrze zrozumieć.
Daj mi takiego ducha, który by nie znał znużenia, szemrania, wzdychania, skargi, i nie pozwól, bym się zbytnio zadręczał
tą rzeczą tak zawadzającą,
która się nazywa moim „ja”.
Panie, daj mi poczucie humoru.
Udziel mi łaski rozumienia żartów, abym potrafił odkryć w życiu odrobinę
radości i mógł sprawiać radość innym.„Rocky” z Galilei u raju bram
a początek jeden z pierwszych chrześcijan i pierwszy papież w historii świata – św. Piotr, rybak z Galilei. Jezus nadał mu pseudonim „Kefas”, czyli „Skała”. Z tego właśnie względu niektórzy Amerykanie nazywają go... „Rocky”.
Ten łowiący ludzi rybak sam jeden mógłby zapełnić całą książkę z dowcipami i mimo że sto procent z nich jest typu: „Przychodzi dusza do nieba, a tam na bramce św. Piotr” (bo przecież Pan Jezus dał mu klucze do królestwa niebieskiego!), to w większości są naprawdę śmieszne.
Ale musicie wiedzieć, że już w Ewangelii św. Piotr dał nam niemały powód do uśmiechu. Nie, nie wtedy, gdy trzy razy zaparł się Chrystusa. To nie było śmieszne. Zabawny był natomiast w wieczernikowej scenie mycia nóg. Nie chciał poddać się temu oczyszczającemu zabiegowi. „Nie, nie, Panie! – protestował. – Ty chcesz mi umyć nogi?”– ze zdziwienia aż wykrzyknął.
„Jan Chrzciciel niegodzien był Mu rozwiązać rzemyka u sandałów, a oto ja, robak marny, temu samemu Mesjaszowi miałbym pozwolić umyć swoje brudne nogi? Nie ma mowy” – myślał pewnie. „Nigdy mi nie będziesz nóg umywał” – odrzekł więc Jezusowi. Ale Ten był nieugięty. Musiał tego nadgorliwego zapaleńca trochę pohamować. Nie wystarczyły mu słowa, że nie rozumie tego, co Jezus czyni, to trzeba go było jeszcze dodatkowo postraszyć. „Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze Mną” – powiedział Zbawiciel. Poskutkowało. Uparciuch zmiękł. Mało tego: „Panie, nie tylko nogi moje, ale i ręce, i głowę” – prosił. I znów Zbawiciel musiał go pohamować: „Wykąpany potrzebuje tylko nogi sobie umyć, bo cały jest czysty...”.
Nie zdziwiłbym się, gdyby św. Piotr jeszcze wtedy nie załapał tak do końca, o co Jezusowi chodzi, i nie zdziwiłbym się też, gdyby ten święty popędliwiec wygonił mnie po śmierci sprzed raju bram, a kiedy odchodziłbym, zanosząc się od płaczu, zmienił nagle zdanie, tłumacząc, że źle spojrzał do swojej niebiańskiej księgi i z tym wiecznym potępieniem to w moim przypadku była jednak pomyłka i summa summarum ma dla mnie bilet do czyśćca. Oby! A z tym czyśćcem to wcale nie żartuję, bo do nieba droga kręta i zgoła nieprzewidywalna być może...
Jedno dla nas, chrześcijan, jest pewne. Śmierć nie jest kresem naszego istnienia. W Katechizmie Kościoła katolickiego czytamy: „Każdy człowiek w swojej nieśmiertelnej duszy otrzymuje zaraz po śmierci wieczną zapłatę na sądzie szczegółowym, który polega na odniesieniu jego życia do Chrystusa i albo dokonuje się przez oczyszczenie, albo otwiera bezpośrednio wejście do szczęścia nieba, albo stanowi bezpośrednio potępienie na wieki”. W świetle nauki Kościoła zmarli trafić mogą zatem w trzy miejsca: do nieba, do piekła lub do czyśćca. Większość z nas nie jest pewnie aż tak dobra, żeby bezpośrednio po zgonie – tak jak święci – trafić do nieba, ani tak zła i zdeprawowana, żeby od razu znaleźć się w piekle. Miejscem, w którym większości z nas przyjdzie przez pewien czas przebywać, będzie zatem czyściec.
A teraz kilka żartów o tym, że nie tak łatwo się do nieba dostać.
Ksiądz Kowalski był niezwykle pobożnym księdzem. Bardzo się starał, żył w celibacie i w pocie czoła pasał powierzone jego pieczy owieczki. Nowak był jednym z jego parafian, w sumie nieodznaczającym się niczym szczególnym, wielkim przeciętniakiem. Przez całe swoje dorosłe życie pracował jako kierowca autobusu. Choć był raptusem, a jego umiejętności prowadzenia dużych wozów były więcej niż mierne, chętnie podejmował się jazdy na najtrudniejszych górskich trasach.
Tak się złożyło, że obojgu zmarło się w tym samym czasie. I pofrunęły obie duszyczki do nieba, i stanęły u rajskich bram. „Proszę, proszę, pan Nowak. Niechże pan wejdzie i się rozgości – powiedział św. Piotr do pierwszego przybyłego. – A tak à propos, św. Piotr jestem” – przedstawił się, ściskając mu dłoń.
Gdy drzwi za Nowakiem się już zatrzasnęły, św. Piotr spojrzał z uwagą na kapłana. „Ksiądz Kowalski, taaak...” – zadumał się i podrapał w głowę. Potem wziął księdza w krzyżowy ogień pytań: „A na pewno ksiądz Mszę Świętą godnie celebrował? A na pewno przeciwko celibatowi nie sarkał? A na pewno ksiądz myślą nawet grzechu nie popełnił?”.
Kiedy padło setne „a na pewno”, ks. Kowalski stracił wreszcie cierpliwość. „Święty Piotrze, gdzie tu sprawiedliwość? Byłem księdzem, proboszczem, sprawowałem sakramenty, spowiadałem, prowadziłem dusze do nieba, a tu ty tak mnie tu maglujesz i maglujesz i wpuścić nie chcesz. A Nowak? Przecież on – ten stary grzesznik – nawet nie za bardzo wiedział, kim ty jesteś, a od razu go do raju wpuściłeś” – pożalił się.
Święty Piotr spojrzał nań łagodnie i wyjaśnił: „No tak, jednakowoż ten grzesznik bardzo dużo ludzi do nieba przywiódł. Na księdza kazaniach wszyscy spali, a jak Nowak prowadził autobus, to wszyscy się modlili”.
W sumie nie dziwi to, bo, jak stoi w Piśmie Świętym... komu wiele dano, od tego więcej wymagać się będzie. Święcenia kapłańskie zobowiązują. A kierowców nie zachęcamy bynajmniej do brawury, zwłaszcza gdy mają pod swoją pieczą pasażerów. Nowakowi się upiekło, wam nie musi... I talentów też nie zakopujcie!
A teraz trochę bardziej „odjechany suchar”.
Do nieba szły banknoty. Prosto z banku przyszła śliczna nowiutka dwustuzłotówka. „Nie, nie wejdziesz. Nie ma mowy” – powiedział do niej św. Piotr. Tuż za nią dziarskim krokiem przybyła setka. „A idźże mi stąd i głowy nie zawracaj” – rzucił Święty Klucznik, przepędzając ją. Pięćdziesiątka też nie weszła, a i z dwudziestką wcale lepiej nie było. Wreszcie na końcu przed św. Piotra przyczłapała stara, sterana, wygnieciona dziesiątka. „O, dziesiąteczka, proszę, proszę, proszę bardzo” – powiedział św. Piotr, szeroko uchylając przed nią rajskie wrota.
Oburzyły się pozostałe banknoty i nuże podnosić raban. „My, takie wartościowe banknoty, nie zostałyśmy wpuszczone, a tu takie nic, takie zero – gdyby nie ta jedynka oczywiście – i weszło... Dlaczego nas nie wpuściłeś?” – zapytały zgodnym chórem.
Święty Piotr nie stracił jednak rezonu i rzekł: „A dlatego, że was nigdy w kościele nie widziałem”.
Drodzy Czytelnicy, może wspólnymi siłami pozwolimy wejść do nieba także innym banknotom. Litujcie się chociaż częściej nad dwudziestkami. One też w swoim papierowym życiu wiele przeszły...
Ale żarty na bok. Co ja mówię, banknoty na bok – bo w sumie bezduszne są i jako takie i tak raczej do nieba nie wejdą, no chyba że jakiś podstęp wymyślą. Ale łatwo im to na pewno nie przyjdzie, bo po śmierci większość z nas wyprawiana jest przecież na tamten świat... bez grosza przy duszy.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej