Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

I co z tego...? - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
11 czerwca 2025
35,00
3500 pkt
punktów Virtualo

I co z tego...? - ebook

Dla wszystkich kobiet: dążących do ideału, którym wydaje się, że nie są wystarczające... Otóż, mylicie się, jesteście! A jeśli nie do końca... i co z tego...? Nam, Kobietom, od dziecka wmawia się, że musimy: umieć gotować, uprać, nakarmić, wychować dzieci, wytrzymać z mężem, a do tego wszystkiego jeszcze... ładnie wyglądać! (to akurat nie do mnie) Otóż, nie musimy! Serio! Ja, Baśka, tak twierdzę i zdania nie zmienię! Za nic w świecie! Wierzcie lub nie, ale dokładnie wiem, co mówię, bo niejedno w życiu przetrwałam. I to z dumnie podniesioną głową!

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
Rozmiar pliku: 16 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

I co z tego…?

Renata Lubacz

Dla wszystkich kobiet:

dążących do ideału, którym wydaje się,

że nie są wystarczające…

Otóż, mylicie się, jesteście!

A jeśli nie do końca… i co z tego…?

I co z tego…

… że urodziłam się nie do końca urodziwa, oględnie mówiąc? Moja matka zawsze powtarzała, że poród to najpiękniejszy moment w życiu kobiety. Cóż, ma prawo do własnego zdania, ale ja widzę to zgoła inaczej. Byłam w końcu w zupełnie innym miejscu niż ona. O matko! To był istny koszmar! To przeciskanie się przez kanał rodny. Masakra!

- Mamo! Przyj! Mocniej! Szybciej! - darłam się, w duchu (bo usta miałam wypełnione jakimś płynem), wniebogłosy, ale po chwili pożałowałam tego. I to bardzo!

Na zewnątrz było straszliwie zimno, więc od razu zapragnęłam wrócić do brzucha matki. I co się okazuje?! Niesłychane! Że to niby ma być podróż w jedną stronę?! Dlaczego nikt mi o tym nie powiedział?! Może nie zdecydowałabym się na tę jednokierunkową jazdę bez trzymanki. Trudno. Stało się.

Wydostałam się z brzucha matki, owinięta własną pępowiną, jak szalikiem (po co? przecież jest lato!). Wtedy nikt nie widział jeszcze, jak wyglądam. Kiedy pielęgniarka podała mnie ojcu, ten spojrzał na mnie, potem na moją matkę, a potem znowu na mnie:

- Jesteś pewna, że to nasze? - zapytał.

No błagam! On tak na poważnie?! Jestem na świecie od kwadransa, a ten już rozważa pozbycie się mnie?! Nie wierzę! Co za brak taktu! Serio! Od razu zastanawiam się, czy on jest moim prawdziwym ojcem!

Moja matka, po czternastu godzinach katorgi… przepraszam, tego najwspanialszego przeżycia, rzuciła w niego poduszką. I dobrze! Ja, osobiście, posłużyłabym się cięższym przedmiotem.

Moja buzia miała kolor dojrzałej śliwki, nie tej ładnej, jędrnej, fioletowej, ale takiej, która już trochę przeleżała. No, ogólnie rzecz biorąc, nie zachwycałam wyglądem. Wszyscy odwracali głowy, by na mnie nie patrzeć. Jedynie matka, ta stanęła na wysokości zadania. Tak mi się wtedy przynajmniej wydawało… do czasu, gdy usłyszałam słowa:

- Gdy podrośniesz, na pewno będziesz ładniejsza.

Przepraszam bardzo! Czy to ma być zemsta?! Czy ja pchałam się na ten świat?! No może trochę tak, ale sama się nie zrobiłam!

Ciekawi mnie nasze drzewo genealogiczne. Czy wszystkie kobiety w tej rodzinie wyglądały jak modelki z okładek Voque’a?! No właśnie! Prawda w oczy kole, co?! I dobrze wam tak! A ja jestem, jaka jestem i dobrze mi z tym!

I co z tego…

… że dali mi na imię Basia? Zwyczajne imię, które brzmi nawet fajniej w pełnej odsłonie. Matka mówiła, że Barbórka, górnicy i tak dalej. Na usta od razu ciśnie mi się pytanie:

- Co ja mam wspólnego z górnikami?! Przecież nasza rodzina pochodzi z pomorskiego! Gdzie tu górnicy?! Wiem! Matka zdradziła ojca z górnikiem! Na bank! Z takim mniej urodziwym, rzecz jasna. Stąd moja niebanalna uroda. I wszystko jasne!

Rodzice, widząc moją niekonwencjonalną grację, postanowili szybko przypieczętować przynależność do wspólnoty. Liczyli, że woda święcona ma właściwości upiększające? Powaga? A może planowali, że z takim wyglądem mogę liczyć jedynie na zakon i dożywotnią posługę Panu Bogu? O nie, nie i jeszcze raz nie! Z moją brzydotą zrobię, co będę chciała i dobrze na tym wyjdę! Ja im pokażę! Przekuję ją w diament! Jeszcze się przekonają!

Chrzest. Wszystko super, naprawdę. Ale może by tak zapytać zainteresowaną, czy chce aktywnie uczestniczyć w tym procederze?! Oczywiście, dzieci i ryby… i tak dalej. Nie miałam na to wpływu. Ubrali mnie w obrzydliwą, koronkową sukienkę, w której wyglądałam na jeszcze grubszą, niż byłam. Żałosne! Zero wyczucia stylu! Moja matka chyba nigdy nie słyszała o dopasowaniu fasonu do sylwetki. Sama, oczywiście, wystroiła się, jak na bal maturalny! Będzie czarować?! Ale kogo?! I to na moich chrzcinach?!

Zjechali się goście. Obiło mi się o uszy, że w takich sytuacjach inne, małe dzieci są obsypywane uszminkowanymi całusami cioć. I to jest plus bycia brzydkim dzieckiem, bo mnie ominęły te szminki i pomadki. Nachylały się jedynie nade mną i powtarzały:

- Najważniejsze, że jest zdrowa.

Słysząc te przesłodzone słowa, od razu zachciało mi się zachorować. Serio! Niestety, nie zachorowałam. Gdy ksiądz miał oblać moją głowę olejkami i wodą święconą, patrzył na mnie długo. Może on jeden się opamięta i weźmie pod uwagę moje zdanie? Miałam taką nieśmiałą nadzieję.

Matka wierciła się nerwowo. Myślała, że ksiądz powie, że jestem wcieleniem jakiegoś demona?! No, bez przesady! Zamiast tego, usłyszałam słowa duchownego:

- Cóż, niech Pan Bóg ma cię w swojej opiece… będziesz tego potrzebowała.

Drżącą ręką, chlapnął wodą tak energicznie, że ochrzcił całą pierwszą ławkę. I bardzo dobrze! Niewiernej matce należało się! I ojcu też! (choć nadal powątpiewam, czy jest moim biologicznym ojcem).

Na zdjęciach z chrztu wyglądam, jakbym właśnie przegrała bitwę na śmierć i życie. Obok mnie ksiądz, ze zniesmaczoną miną, jakby zaczął wątpić w sens swojej posługi.

Potem były chrzciny. Super! Impreza! Szkoda tylko, że ja musiałam leżeć w łóżeczku, gdy inni się bawili. A może by tak zapytać główną bohaterkę uroczystości?! Może też chciałaby się zabawić?! Nie, oczywiście bawili się tylko dorośli. Gdy zobaczyłam, rozmazane szminką, usteczka cioć, zachciało mi się wymiotować. I zwymiotowałam. Wtedy przez chwilę wszyscy skupili się na mnie. Poważnie?! Musiałam unurzać się w wymiocinach, żeby zwrócić ich uwagę?! Parodia rodziny! Jak Boga kocham (chyba mogę już tak mówić?).

Od tego dnia stałam się pełnoprawną członkinią kościelnej wspólnoty i miałam czcić Pana Boga swego… nienadaremno.

I co z tego…

… że nikt nie chciał bawić się ze mną w piaskownicy? Gdy wkraczałam z matką na plac zabaw, wokół zapadała dziwna, nerwowa cisza. I dobrze! Wkurza mnie ta rozwrzeszczana dzieciarnia! W piaskownicy budowałam bunkry i okopy, ponieważ żadne z tych, wypieszczonych, dzieci nie chciało budować ze mną zamków z piasku. Ekstra! Przynajmniej nikt nie będzie podkradał mi łopatki!

Czasami tę ciszę burzył histeryczny płacz jakiegoś dzieciaka, który z automatu lądował w ramionach zatroskanej mamusi, która patrzyła na mnie oskarżycielskim wzrokiem. Serio?! Zrobiłam mu jakąś krzywdę swoim jestestwem?! Biedactwo! Niech ryczy! Dobrze mu tak!

Próbowałam bawić się z dzieciakami. Naprawdę! Nie z potrzeby zawarcia jakichś bezsensownych przyjaźni, które i tak pójdą w niepamięć. Chciałam udowodnić matce, że potrafię nie straszyć swoim wyglądem. Nie udawało się. Trudno. Dzieci bladły na mój widok i płakały w niebogłosy, gdy burzyłam im piaskowe budowle. Głupie niedorostki! Co wy wiecie o prawdziwej katastrofie?! I wszystkie, jak jeden mąż, do mamy! Rozpieszczone maminsynki!

Zabawa w berka. Podobna sytuacja. Dzieciaki potrafiły rozpierzchnąć się w okamgnieniu, zanim powiedziałam: „Raz, dwa, trzy…” . W chowanego? To samo. Gdy schowałam się, jakimś dziwnym trafem, nikt nie potrafił mnie znaleźć, mimo, że miałam jaskrawą, różową sukienkę (kolejny dowód bezguścia mojej matki). Moi rodzice mówili:

- Nasza Basia jest najlepsza w chowanego. Nikt nie potrafi jej znaleźć.

Poważnie? Dorośli są aż tak naiwni? A ci swoje. Przebąkiwali coś o uroczych, niesfornych lokach i charakterystycznych rysach. Co za brednie! Kogo oni chcieli oszukać?!

Reasumując, muszę przyznać, że czułam się wtedy jak gwiazda. Serio! Przydałby się jeszcze czerwony dywan. Tak myślę. Moja uroda była wtedy w stadium ekspresyjnym, czyli, prościej ujmując, była nad wyraz oryginalna. Fajnie jest się wyróżniać - taką mantrę sobie powtarzałam.

W rezultacie tych zdarzeń, doszłam do wniosku, że najlepiej bawić się z kimś inteligentnym. Bawiłam się więc sama ze sobą. Tak tworzyła się więź pomiędzy mną a mną. Miałam mnóstwo czasu, by doskonalić sztukę samodzielnego bawienia się w sposób absurdalny. Tworzyłam przedziwne rzeźby ze starych patyków i znalezionych skarbów. Nie macie pojęcia, ile ciekawych rzeczy można znaleźć w piaskownicy!

Kto wie, może otworzę kiedyś muzeum moich patyczanych rzeźb? To byłby prawdziwy hit! Prawdopodobnie byłabym tam jedynym gościem, co zresztą wcale by mnie nie zdziwiło.

I co z tego…

… że moja adaptacja przedszkolna trwała, o zgrozo, cztery długie lata? Czaicie? Odsiadka wśród rozwrzeszczanych dzieciaków?! Za co?! Co ja wam zrobiłam?! (zwracam się do rodziców, bo oni wpakowali mnie do tego więzienia).

Pierwszy rok to była moja inicjacja. Obserwowałam najlepsze dramy, bez włączania telewizora. Serio! Inne dzieciaki beczały za mamami. Masakra! Jedno przestało, kolejne zaczynało wyć! Czy mogę prosić o zatyczki do uszu?! Moja brzydota - by nazwać rzecz po imieniu - początkowo przerażała innych osadzonych, ryczały więc jeszcze głośniej. Niech ryczą! Każdy ma prawo robić w życiu to, co lubi! Ale po co tak głośno?!

A ja? Sprawdzałam, czy piasek w piaskownicy jest zdatny do konsumpcji. Rozmyślałam, dlaczego pani Jadzia uparcie twierdzi, że pomidor to warzywo, skoro zostało już udowodnione, że jest owocem. Analizowałam sweterek Wojtka, czy aby na pewno jest zrobiony z sierści jednorożca, bo przecież ten pojawia się jedynie w bajkach. Z kim ja odsiaduję wyrok?! Serio! Uważam, że więźniowie powinni być pogrupowani wedle stopnia inteligencji, a nie wieku!
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij