- W empik go
I sypnęła łaciną - ebook
I sypnęła łaciną - ebook
Myślicie, że łacina to język martwy, który nikomu nie jest już dziś potrzebny, a jego znajomości nie warto nawet wpisywać do CV? Jesteście w błędzie! Wiele powiedzeń znanych nam w języku polskim ma swoje źródło w sentencjach łacińskich. Agata Kelso udowadnia, że mnóstwo z nich zupełnie nie straciło na aktualności, a mądrości głoszone przez Horacego czy Sokratesa wciąż mogą inspirować i zadziwiać uniwersalnym przesłaniem. W książce „I sypnęła łaciną” znajdziecie teksty, które w błyskotliwy, zabawny i przystępny sposób dyskutują z odwiecznymi tematami takimi jak polityka, religia, feminizm czy... zamiłowanie do wysokoprocentowych trunków. Autorka wskazuje jednocześnie, że natura ludzka (nie zawsze doskonała) pozostaje taka sama od tysiącleci. Warto zatem czerpać z doświadczeń starych myślicieli i filozofów, by ją udoskonalić!
Horacy zaleca: Aequam memento rebus in arduis servare mentem non secus in bonis (Pamiętaj zachować spokój umysłu, tak w nieszczęściu, jak i w powodzeniu) i dodaje: Ira furor brevis est (Gniew jest chwilowym szaleństwem). Seneka radzi podobnie: Adhibe rationem ifficultatibus (W trudnościach odwołuj się do rozumu). Oj, panowie, panowie… Łatwiej powiedzieć niż wykonać! A co począć z najnormalniejszymi ludzkimi emocjami? (…) W moim przypadku pierwszą naturalną reakcją na jakiekolwiek przeciwieństwo losu jest soczyste przekleństwo!
Agata Kelso. Absolwentka wydziału kulturoznawstwa, studiowała na Uniwersytetach: Wrocławskim i Śląskim. Od 1992 roku przebywa na emigracji. Spędziła 10 lat w Londynie, od 2000 roku mieszka w Holandii. Pracuje tam na stałe w ISE (Międzynarodowej Szkole Średniej). Wychowała dwoje dzieci. Mieszka z ukochanym partnerem i kotem o imieniu John Lennon. Uwielbia naturę, film, malarstwo, muzykę i podróże.
Kategoria: | Inne |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8147-555-6 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wybrałam z nich wszystkich kilkanaście, z różnych powodów zwracających moją uwagę. Opatrzyłam je osobistym, a więc bardzo subiektywnym komentarzem oraz podparłam ogólnie dostępnymi informacjami z różnych dziedzin wiedzy. Przemawia tu w moim imieniu osoba trzeźwo myśląca, tolerancyjna, ciekawa życia i świata. Jednocześnie niecierpliwa, nieco zmęczona codziennością i coraz bardziej rozczarowana ludzkością. Przede wszystkim jednak nieznosząca szeroko pojętej głupoty i braku zdrowego rozsądku.
Zdaję sobie sprawę, iż moje komentarze na temat aktualnych, jak i odwiecznych problemów mogą wydać się niektórym czytelnikom nieco cyniczne. Inni znaleźć w nich mogą sporą dozę naiwności. Oczywiście każdy ma prawo do własnego osądu. Nie mam zamiaru nikogo do niczego przekonywać, po prostu wyrażam własne zdanie na mniej i bardziej drażliwe tematy. Szczypta humoru i okazyjna soczysta „łacina” zawarta w tych rozważaniach jest moją metodą na przetrwanie i zmagania z rzeczywistością, więc jak mówią Anglicy grzecznie, przeklinając: Pardon my French! (wybaczcie mój francuski).
PS (post scriptum – też łacina). Niektóre ze swoich wywodów chciałabym uzupełnić fotografiami znanych i mniej popularnych dzieł sztuki. Nie posiadam jednak praw autorskich do ich publikacji, więc zgodnie z duchem czasu w kilku miejscach odsyłam czytelnika do interaktywnej współpracy i zapraszam do znalezienia ich w sieci przez Google lub załączone linki. Warto!
Zacznijmy ab ovo, czyli w potocznym znaczeniu: od samego początku. Po raz pierwszy zwrot ten użyty został w „Sztuce poetyckiej” Horacego. Dosłownie oznacza on od jajka i istnieją dwa ciekawe wytłumaczenia jego pochodzenia. Pierwsze: ab ovo ad mala – od jajka do jabłka – przedstawia początkowe i końcowe dania tradycyjnej uczty rzymskiej. Jeśli porównamy to menu z dzisiejszą kuchnią włoską, zauważymy, że zmienił się jedynie sposób użycia jajka: primi pasti (w języku włoskim: pierwsze danie) zazwyczaj zawiera makaron w różnych postaciach, a włoski obiadek często kończy deser w postaci owoców. Drugie wyjaśnienie wspomnianego powiedzenia jest nieco mniej prozaiczne: Według greckiej mitologii, nota bene bardzo pragmatycznie przyswojonej przez Rzymian, niegrzeczny bóg bogów, Zeus, przyjąwszy postać łabędzia zapłodnił piękną Ledę, która porodziła (zniosła?) dwa piękne jaja. Z jednego narodził się Kastor i Polideukes (Polluks), z drugiego Klitajmestra i piękna Helena. Tę ostatnią uprowadził ze Sparty Parys, co rozpętało legendarne dziesięcioletnie oblężenie Troi. Tak więc od jaja zaczęły się niepowodzenia Trojan i cały ciąg wydarzeń opisanych przez Homera w jego nieśmiertelnych dziełach „Iliada” i „Odyseja”. Uroda Heleny spowodowała wojnę trojańską. Klitajmestra – żona Agamemnona – z pomocą kochanka własnoręcznie odrąbała głowę mężowi, który to wojnę trojańską wygrał! Hmm, nic dodać, nic ująć. Girl power (kobieca potęga) w antycznym wydaniu.
Go sisters! – w luźnym tłumaczeniu z angielskiego: do boju dziewczyny.
https://www.wga.hu/html_m/c/cesare/leda.html
Leda z łabędziem namalowana przez Cesare da Sesto około lat 1506-1510, na podstawie zaginionego obrazu Leonarda da Vinci. Obraz przedstawia niekonwencjonalne narodziny Heleny, Klitajmestry, Kastora i Polideukesa.
Tutaj chciałabym rzec słów kilka na temat mojego „jajca”.
Urodziłam się w środku surowej polskiej zimy i jednocześnie odwilży politycznej końca lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia. Mój uradowany tato, sprzątając tycie mieszkanko na moje przybycie ze szpitala, trzepał dywan o drugiej nad ranem, w dwudziestostopniowym mrozie, ku osłupieniu i wściekłości sąsiadów. Wychowałam się w komunistycznym kraju o rozdwojonej osobowości. Jako dziecko brałam udział w dorocznych pierwszomajowych pochodach i akademiach ku czci rewolucji październikowej oraz każdej innej z obowiązkowej listy. Skandowałam: „Młodzież z partią!” i „Partia – Gierek!” podczas ceremonii otwarcia Huty Katowice. Tu nie mogę się oprzeć i przytoczę słowa piosenki, której nas wtedy nauczono:
Nasza Huta Katowice, wszystkich polskich hut królowa,
Nad stalownią błyskawice, nad walcownią złoty pożar.
Z naszej huty stali Wisła, z naszej huty Giewont stali,
Z naszej huty błyskawica, która cały kraj rozpali!
S. Broszkiewicz, Nasza Huta Katowice.
Propaganda sukcesu lat siedemdziesiątych w najpiękniejszym wydaniu!
W czasach tych wyjazd poza granice kraju uniemożliwiały większości Polaków warunki finansowe i polityczne. Jeździłam jednak na bezpłatne krajowe kolonie i obozy harcerskie, obiady w świetlicy kosztowały grosze, na miejscu w szkole przyjmowała darmowa dentystka. Zdobyłam wyższe wykształcenie dzięki finansowemu wsparciu zapożyczonego państwa. W pierwszych latach studiów dostawałam stypendium za dobre wyniki egzaminów i dodatek z tytułu niskich dochodów moich rodziców.
Jednocześnie zostałam zupełnie legalnie ochrzczona, przystąpiłam do sakramentów pierwszej komunii świętej i bierzmowania i do około osiemnastego roku życia uczęszczałam w miarę regularnie na niedzielne msze w katolickim kościele. Moja mama, pracująca w szkole podstawowej, z racji zajmowanego stanowiska dyrektorki w ostatnich latach pracy, wstąpiła do partii (PZPR). W 1980 roku została wezwana „na dywanik” lokalnego komitetu po reprymendę za jednoczesne członkostwo w pierwszym wolnym związku zawodowym „Solidarność”. Mój ojciec zapadł mi w pamięć jako człowiek uparcie grzebiący w starym lampowym radiu i próbujący zlikwidować zagłuszenia wiadomości Radia Wolna Europa i Głosu Ameryki. W 1981 roku chorował na wrzody żołądka. 16 grudnia po powrocie ze szpitala na popołudniową zmianę na podłodze stacji ratownictwa górniczego kopalni „Wujek” zastał ciała sześciu zastrzelonych przez ZOMO górników. Osiemnaste urodziny wielu moich znajomych wypadały również w okresie stanu wojennego. Największą niedogodnością była dla nas konieczność imprezowania do białego rana ze względu na godzinę milicyjną.
Pamiętam sklepy mięsne przypominające opuszczone szatnie i kompletnie puste SAM-y z butelkami octu na półkach (lata osiemdziesiąte) oraz czasy, w których wybór czekolady Van Houten przy kasie w sklepie spożywczym przekraczał wszelkie wyobrażenie (lata siedemdziesiąte). Do tej pory nie wiem, co stało się z tą niderlandzką firmą – obecnie holenderski asortyment czekolady ogranicza się do trzech smaków, zresztą jak całe tutejsze jedzenie.
Nie chcę szczegółowo opisywać swoich losów, ale wskazać na warunki, w jakich kształtowałam swoje pierwotne przekonania i zdobywałam wiedzę na temat życia. Byłam nieraz świadkiem łamania praw człowieka, ludziom wokół żyło się ciężko. Jednocześnie nie czułam, że tak naprawdę ktoś próbuje „wyprać mi mózg”. Wszechobecnej propagandy nikt nie traktował poważnie, za to rzeczywistość przyprawiała o lekki zawrót głowy.
Oficjalny zakaz handlu zachodnią walutą kłócił się z obecnością sklepów PEWEX (z zachodnim asortymentem towarów dostępnych wyłącznie za dolary). Czarny rynek kwitł i w każdym większym mieście istniał oficjalny targ, gdzie miały miejsce „szemrane” transakcje. Dostęp do nieoficjalnej wiedzy był utrudniany – ale zawsze możliwy. Istniał czytelniczy drugi obieg i przemycana literatura emigracyjna, więc z podwójnym zapałem czytałam zakazanych autorów. W kinach studyjnych można było obejrzeć każdą perełkę filmową z Zachodu. Słuchałam zachodniego rocka i lubiłam ciuchy w stylu „hippie”. Nie obracałam się nigdy w środowisku dysydentów, wydaje mi się jednak, iż z wyjątkiem okresu stanu wojennego, działalność stałej opozycji była utrudniana – lecz jednocześnie w jakiś dziwny sposób tolerowana. Tak samo jak tolerowana była działalność Kościoła, rzemiosła i prywatna własność ziemi w oficjalnie socjalistycznym państwie!
No i jak tu określić światopogląd ukształtowany w takich warunkach? Marksizm-leninizm dla wierzących? Socjalizm nie-praktyczny? Katolicki socjalizm? A może komunizm w aureoli?
https://www.saatchigallery.com/artists/artpages/hero_leader_1_postpop.htm
Hero, Leader, God (Bohater, Lider, Bóg) Aleksander Kosołapow; rzeźba Rosjanina świetnie podsumowująca również polską rzeczywistość z komunistycznych czasów.