I żyli długo i... świątecznie - ebook
I żyli długo i... świątecznie - ebook
CZASEM JEDNO NIEPRZEMYŚLANE ZDANIE POTRAFI POCIĄGNĄĆ ZA SOBĄ ZASKAKUJĄCE KONSEKWENCJE. ZWŁASZCZA WYPOWIEDZIANE W TELEWIZYJNYM TALK SHOW PRZED MILIONOWĄ PUBLICZNOŚCIĄ.
Gdy powieściopisarka Riley musi w telewizynym talk-show odpowiedzieć na nietaktowne pytanie, wpada w panikę. Wspomina o wielkiej miłości, która zainspirowała ją do stworzenia najnowszej książki.
Nieprzemyślanauwaga wywróci jej świat do góry nogami. Trzech byłych chłopaków Riley ogląda program i każdy z nich wierzy, że mowa właśnie o nim. Każdy chce odzyskać jej serce. I żaden nie przebiera w środkach.
Romantyczne kolacje, świąteczne randki – czas start!
• Czy da się wskrzesić miłość, którą żywiliśmy do kogoś dawno temu?
• Czy warto wracać do relacji sprzed lat?
• Czy można kochać więcej niż jednego mężczyznę?
Gdy Riley zajrzy w głąb serca, miłość sama ją odnajdzie.
Nowa powieść Karen Schaler opowiada o magii, która dzieje się, gdy posłuchamy głosu swojego serca. I o tym, ze każdy z nas zasługuje, by żyć z kimś długo i… świątecznie.
Powieść Schaler da ci wszystko, czego twoje serce potrzebuje (nie tylko) na święta
Karen Schaler, autorka bestsellerowych powieści, takich jak Pierwsza taka Gwiazdka oraz Finding Christmas. Scenarzystka Świątecznego księcia – gwiazdkowego hitu Netflixa. Trzykrotna laureatka nagrody Emmy, jednej z czterech najważniejszych nagród kulturalnych w USA. Pisze scenariusze . dla Netflixa i Hallmarka. Pełne magii świąteczne powieści Karen Schaler podnoszą na duchu jak kubek ciepłego kakao w mroźny zimowy wieczór. Dzięki swoim książkom autorka zyskała przydomek „Christmas Karen”.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-8475-3 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Riley Reynolds najpierw ich usłyszała, a dopiero potem zobaczyła. Śpiewali kolędy, przeróżne, wszystkie naraz, rozentuzjazmowanymi, radosnymi głosami: _Joy to the World_, _We Wish You a Merry Christmas_ i _Hark! The Herald Angels Sing_.
– A to co, do… – mruknęła Riley, wychodząc z windy do przestronnego lobby Royal Grand Central Park, jednego z najlepszych nowojorskich hoteli, gdzie natknęła się na ponad setkę roześmianych kolędników. Wszyscy mieli na sobie strojne wiktoriańskie kostiumy i śpiewali z takim przejęciem, jakby zależał od tego wpis na mikołajową listę grzecznych dzieci.
Nawet nie miała czasu dokładnie się rozejrzeć, zanim otoczyła ją grupa kolędników śpiewających _Joy to the World_.
Joy to the world, now we sing
Let the angel voices ring…
Joy to the world, now we sing
Repeat the sounding joy…
Szybko przesunęła się w prawo, a potem w lewo, próbując ich wyminąć. Czekał już na nią samochód, by zawieźć ją na nagranie na żywo wywiadu w bardzo popularnym programie telewizji śniadaniowej w ramach promocji jej najnowszej powieści obyczajowej. Nie miała czasu na słuchanie kolędników.
– Pomocy! – zawołała żartobliwie, lecz szybko tego pożałowała, gdy jeden z przystojnych kolędników wziął ją za rękę i porwał do tańca, nie przerywając śpiewania.
– _Joy to the world, now we sing_…
– Nie, nie, nie! – zaprotestowała ze śmiechem, kręcąc piruety. – Muszę lecieć.
Kiedy uwolniła się od czarującego partnera, otoczyła ją inna grupa kolędników śpiewająca _We Wish You a Merry Christmas_. Przy każdym wersie _We wish you_ pokazywali na nią palcami. Poczuła się jak uwięziona w najnowszej musicalowej adaptacji _Opowieści wigilijnej_ Dickensa… tyle że na sterydach.
Dwie kolędujące gromady postanowiły się zmierzyć i zaczęły śpiewać głośniej.
– _We wish you a Merry Christmas_ – zaintonowała jedna z grup.
– _Joy to the world_ – odpowiedzieli śpiewem rywale.
– _We wish you a Merry Christmas_ – zaśpiewała głośniej pierwsza grupa.
– To jakieś szaleństwo – oświadczyła Riley ze śmiechem.
Kiedy w końcu dostrzegła niewielką lukę pomiędzy śpiewającymi, rzuciła się do ucieczki. Była już przy drzwiach hotelu, kiedy pojawiło się trzecie grono radosnych kolędników z _Hark! The Herald Angels Sing_ na ustach. Umknęła im, okrążając ich tanecznym krokiem, a portier szybko otworzył przed nią drzwi.
– Dziękuję! – powiedziała, wydając westchnienie ogromnej ulgi. Obejrzała się na kolędników i pokręciła głową. – To jest…
– Wspaniałe! – przerwał jej portier.
Zerknęła na niego sceptycznie. Sama nie użyłaby tego słowa. Do głowy przychodziły jej raczej określenia takie jak: szalone, zwariowane, dziwaczne, ale nie wspaniałe.
– A co to w ogóle jest? – zapytała, nie mogąc się powstrzymać.
Portier nucił wesoło z kolędującymi _Joy to the World_.
– Pojedynek kolędników – odparł, po czym wrócił do nucenia kolędy.
Roześmiała się na głos.
– Że co?
– No wie pani, takie zawody – wyjaśnił portier. – Tyle że dla śpiewających kolędy. W weekend na jednej z broadwayowskich scen odbywa się wielki konkurs.
Pokręciła głową ze zdumieniem i podeszła do drzwi.
– Naprawdę jest coś takiego? – Obejrzała się na kolędników i raz jeszcze na portiera. – Nie żartuje pan?
– Och, konkurs jest równie prawdziwy jak renifery Mikołaja – odparł mężczyzna z szerokim uśmiechem.
Zamarła.
– Zaraz. – Już nic z tego nie rozumiała. – Czyli nie jest prawdziwy?
Nie usłyszała odpowiedzi, ponieważ wiatr porwał jej czarny szalik i wywiał go na ulicę.
– O nie! – zawołała i pobiegła za nim. Zaszalała i kupiła go sobie poprzedniego dnia w sklepie znanego projektanta. Był kaszmirowy. Szal zatańczył na wietrze, po czym upadł na chodnik obok czarnej limuzyny. Był to jedyny czekający obok hotelu samochód.
– Moje auto. – Odetchnęła z ulgą, gdy chwyciła szalik, i od razu sięgnęła do klamki tylnych drzwi. Otworzyła je, by wsiąść, i zobaczyła troje pasażerów śpiewających _White Christmas_.
Za kierownicą siedziała starsza kobieta, która śpiewała razem z nimi. Zdumiona Riley cofnęła się.
– Przepraszam. Myślałam, że to mój samochód.
Kolędnicy nie przerwali śpiewania, więc szybko zatrzasnęła drzwi. Miała już dość kolęd jak na jeden dzień.
Zaczęła się rozglądać, ale nigdzie nie było innego samochodu.
– Gdzie jest moje auto? – powiedziała do siebie, czując coraz większe zagubienie.
Kiedy rozdzwonił się jej telefon, a na wyświetlaczu pojawiło się nazwisko jej nowego piarowca Mike’a Conneleya, wzięła głęboki oddech. Nie musiała odbierać, by wiedzieć, że już musi być czerwony ze złości jak nos Rudolfa. Nie zdołała się nawet przywitać, bo Mike od razu wszedł jej w słowo.
– Riley, gdzie jesteś? Dzwonili właśnie z firmy przewozowej, podobno samochód czeka od dziesięciu minut, a ty się nie pojawiłaś.
– Stoję przed hotelem – odparła, spacerując wzdłuż chodnika. – Nie czeka tu na mnie żaden samochód. Był jeden, ale nie dla mnie.
Zaczął padać śnieg.
Podniosła niedowierzające spojrzenie na niebo, z którego sypały się grube płatki śniegu. Spadały tak wolno, że dało się je łapać, ale teraz musiała się skupić na wysłuchaniu pretensji Mike’a.
– Musisz natychmiast znaleźć swój samochód – syknął na nią. – Albo weź taksówkę. Nie obchodzi mnie to. Po prostu tu przyjedź.
Śnieg padał coraz gęstszy, stopniowo zakrywał chodnik. Zerknęła nerwowo na swoje szpilki.
– Pada śnieg – powiedziała z niedowierzaniem. – Nie miało dzisiaj sypać. Miało być słonecznie i bezchmurnie. Nie jestem ubrana na łażenie po ulicach i szukanie samochodu, którego nigdzie nie ma.
– No to złap taksówkę. Masz tu być! Za czterdzieści pięć minut masz wejście na żywo – odwarknął. – Stanąłem na głowie, żeby załatwić ci ten wywiad.
– No to trzeba było dopilnować, żeby czekał na mnie samochód – wymamrotała pod nosem.
Nie usłyszał jej. Już się rozłączył.
Śnieżyca i wiatr przybierały na sile. Riley szybko naciągnęła na głowę kaptur czarnego wełnianego płaszcza, próbując uratować telewizyjną fryzurę i makijaż.
– Nie do wiary – mruknęła do siebie, kiedy wyszła na ulicę i zaczęła się ślizgać w szpilkach, próbując przywołać taksówkę.
Wszystkie mijały ją z piskiem opon. Już miała się poddać i wracać do hotelu, kiedy nagle rozległa się głośna bożonarodzeniowa muzyka. Tym razem nie byli to kolędnicy, lecz radio samochodowe, z którego dudniła _We Wish You a Merry Christmas_.
– Podwieźć panią?
Riley okręciła się na pięcie, kiedy do krawężnika podjechała taksówka.
– Tak! – zawołała z ulgą. Przyspieszyła, zapominając o wysokich obcasach, i prawie wpadła na maskę, zanim zajęła miejsce na tylnym siedzeniu. – Bardzo dziękuję! – dodała bez tchu. – Muszę dojechać na Franklin Street 20, jak najszybciej.
Taksówka włączyła się do ruchu, a Riley wysłała wiadomość do Mike’a.
„Już jadę!”
Kiedy mijali Rockefeller Center, spojrzała przez szybę na wspaniałą choinkę. Srebrzyste płatki śniegu wirowały w zimowym tańcu, kręcąc idealne piruety, i osiadały delikatnie na gałęziach drzewka. Migające czerwone lampki oblewały plac magicznym blaskiem, ale w tamtej chwili Riley obchodziły tylko czerwone światła hamowania, które otaczały ją ze wszystkich stron. Taksówka niemal się nie poruszała. Riley zaczęła się wiercić na siedzeniu. W tym tempie nigdy nie zdoła dotrzeć na wywiad. Płatki śniegu były coraz większe i padały gęściej.
– Ale korek – odezwała się do kierowcy. – Da się z niego jakoś uciec? Może jest jakaś inna, szybsza droga? Naprawdę się spieszę.
Kierowca nucił sobie radośnie płynący z radia świąteczny klasyk, czyli _Let It Snow_. Co za ironia, pomyślała Riley. Kiedy mężczyzna odwrócił głowę i uśmiechnął się do niej, zdębiała. Miał siwe włosy, siwą brodę i błyszczące niebieskie oczy, wyglądał prawie jak… mikołaj. Wsiadła do taksówki w takim pośpiechu, że tego nie zauważyła, a teraz widziała tylko jego czerwoną bluzę wykończoną białą futrzaną lamówką.
– Ho! Ho! Ho! – zawołał mikołaj-taksówkarz z gromkim śmiechem. – Musi pani tylko uwierzyć, że dotrze tam, gdzie trzeba, na czas.
Jedyne, w co mogła teraz uwierzyć, to że tego ranka mikołaj zapewne podkręcił czymś swoje kakao albo był na cukrowym haju wywołanym nadmiernym spożyciem świątecznych pierniczków.
Wzdrygnęła się, gdy rozległ się sygnał komórki zwiastujący kolejną wiadomość od Mike’a. Pisał do niej wielkimi literami. Nie znosiła, kiedy to robił.
„Gdzie jesteś?!!! Za 20 minut masz wejście na żywo!!!”
Jeśli przegapi ten wywiad, Mike nadzieje ją jak indyka na bożonarodzeniowy obiad. Jej wydawca i agentka liczyli na nią, nie mogła sobie pozwolić na to, aby ich zdenerwować.
Gdy taksówka powoli toczyła się do przodu, Riley zaczęła się rozglądać wokół. Nie było ucieczki przed oślepiającymi czerwonymi reflektorami. Nie mogła uwierzyć w to, co się dzieje. Nigdy się nie spóźniała. Szczyciła się tym, że jest taka zorganizowana, zawsze przychodziła wcześniej, teraz też byłaby z wyprzedzeniem, gdyby samochód wynajęty przez Mike’a rzeczywiście się pojawił. Zdawała sobie sprawę, jakie miała szczęście, że w ogóle udało jej się złapać taksówkę. Kiedy mieszkała na Manhattanie, w okresach gorszej pogody zawsze musiała walczyć o samochód. Korki były jedynym aspektem życia w wielkim mieście, za którym nie tęskniła. Nie miała też pojęcia, skąd się wzięło tyle śniegu. Sprawdziła aplikację pogodową tuż przed wyjściem z hotelu. Nic nie zapowiadało takich opadów. W ogóle nie miało padać. Gdyby było inaczej, za żadne skarby nie włożyłaby tych butów. Nowiuteńkie czarne zamszowe szpilki na niebotycznym obcasie, które wcześniej wydawały się idealnym wyborem, teraz drwiły z niej w żywe oczy. Odpowiednio dobrane buty zawsze dodawały jej pewności siebie, a właśnie tego dzisiaj potrzebowała. Gdyby wiedziała, że będzie padać, włożyłaby botki, a nie szpilki.
Zmarszczyła brwi, patrząc na przemoczone buty, i poruszyła zziębniętymi, mokrymi palcami stóp. Podniosła wzrok na kierowcę, który gryzł cukrową laskę. Ten wesoły jegomość musiał sprawić jakiś świąteczny cud.
– Mikołaju? – powiedziała, pochylając się do przodu. Wiedziała, jak niedorzecznie to zabrzmiało, ale była gotowa włączyć się w tę bożonarodzeniową fantazję, jeśli miałoby to ocalić jej wywiad.
Mikołaj zatrzymał się na światłach i odwrócił do niej z uśmiechem.
– Tak? – odparł z błyskiem w oku.
– Czy ten kurs zawiera też bożonarodzeniowe życzenie? Bo jeśli tak, życzę sobie znaleźć się w budynku telewizji za pięć minut. Jeśli się uda, podwoję napiwek.
Mikołaj zachichotał, kiedy światło zmieniło się na zielone, po czym jakimś cudem przejechał na sąsiednią ulicę. Kiedy zaczęli się poruszać szybciej niż mikołajowe sanie, Riley uznała, że jej życzenie ma szansę się spełnić. Nie żeby wierzyła w bożonarodzeniowe cuda.
Wyrosła z tego wiele lat temu. Kiedy była dzieckiem, jedynym dzieckiem swoich rodziców mieszkających w małym miasteczku niedaleko Seattle, tata w każde święta czytał jej świąteczną opowieść, którą sam wymyślił – robił to co wieczór w okolicach świąt. To był ich wspólny czas. Uśmiechnęła się tęsknie, wspominając, jak bardzo lubiła jego opowieści, które budował wokół motywów znanych bajek. Do jej ulubionych należały _Gwiazdziuszek_ – o tym, jak Kopciuszek spędzał święta, _Królewna Śnieżka i siedmiu elfów_ i _Gwiazdkowe życzenie Małej Syrenki_, a tytułów było znacznie więcej.
To bożonarodzeniowe opowieści taty sprawiły, że została pisarką. Zachwycało ją to, jak bajki za każdym razem przenosiły ją w inny czas i miejsce, do magicznych światów, w których spełniały się świąteczne życzenia i marzenia, a wszystko miało szczęśliwe zakończenie.
Kiedy ojciec zachorował i umarł tuż przed jej ósmymi urodzinami, bajki się skończyły, a ona przestała wierzyć w Świętego Mikołaja i gwiazdkowe cuda. Wciąż pamiętała, jakie były z mamą zdruzgotane w pierwsze święta po śmierci taty. Wszystko się zmieniło. Boże Narodzenie przestało być Bożym Narodzeniem. Dlatego też w kolejnym roku mama zabrała ją na Hawaje, gdzie zamiast świętować, spędziły cudowny tydzień na plaży. Zapoczątkowało to nową tradycję – w każde święta leciały na Hawaje, aby uciec przed bożonarodzeniową gorączką. Mówiąc wprost, omijały święta i wszystkie bożonarodzeniowe tradycje, takie jak pieczenie ciastek i ubieranie choinki, a w zamian żeglowały, nurkowały i uczyły się surfować.
Dorastając, nie mogła się doczekać tych corocznych wypadów na Hawaje. Znajomi mówili jej, że dużo traci, ale uważała, że to oni coś tracą. Uwielbiała spędzać czas z mamą na plaży i z wiekiem coraz mniej tęskniła za tradycyjnymi świętami, które zatarły się w jej pamięci. Potem zaczęła studia, a matka wyszła ponownie za mąż i kontynuowała hawajską tradycję ze swoim nowym partnerem Terrym. Co roku oczywiście zapraszali Riley, lecz ona odmawiała, zbyt pochłonięta nauką i dodatkowymi zajęciami, na które zapisywała się w przerwie świątecznej. Naprawdę tego nie żałowała, ponieważ koncentrowała się na wcześniejszym ukończeniu studiów, aby oszczędzić na czesnym i innych opłatach. Studiowanie w Kalifornii Południowej nie było tanie, ale warte poświęceń, bo uczęszczała na jeden z najlepszych wydziałów dziennikarskich w kraju.
Kiedy od nauczycielki angielskiego w liceum usłyszała, jak trudno jest wyżyć z pisania książek i scenariuszy filmowych, uznała, że bezpieczniej będzie zostać dziennikarką telewizyjną niż pisarką. Nadal mogła dzięki temu opowiadać, ale liczyła na to, że jej opowieści będą coś znaczyć, pomogą zmienić świat na lepsze. Obiecywała sobie, że pewnego dnia spróbuje pisania książek, kiedy wyrobi już sobie markę i odłoży coś na koncie w banku, by nie musieć się martwić, że nie starczy jej na czynsz.
Nie wszystko ułożyło się tak, jak planowała. Pierwszą powieść napisała, kiedy była całkiem spłukana, ale jedno się nie zmieniło. Zawsze pracowała w święta, niezależnie od tego, jaką miała pracę. Była to idealna pora, aby nadrobić zaległości, podczas gdy wszyscy wokół robili sobie wolne.
Jak na ironię, kiedy jej najnowsza wakacyjna powieść o miłości sprzedała się najgorzej w całej jej karierze, jej wydawca uznał, że najlepszym sposobem na odzyskanie czytelników będzie powieść, której akcja rozgrywa się w czasie Bożego Narodzenienia. Plan zakładał rozpoczęcie promowania tytułu już teraz, aby zrobić szum, choć książka miała się ukazać dopiero na kolejną Gwiazdkę. Riley stanęła więc przed koniecznością napisania – i promowania – książki o święcie, którego z wprawą od wielu lat unikała.
Kiedy próbowała się od tego wymigać i powiedziała swojej agentce Margo, że w dziale powieści bożonarodzeniowych roi się od bestsellerowych autorów, ta zbyła jej zastrzeżenia. Uparła się, że Riley powinna postąpić tak, jak życzy sobie wydawca. Była przekonana, że jej autorka nie będzie mieć żadnego problemu z napisaniem gwiazdkowej obyczajówki.
Riley nie podzielała tego przekonania. Wiedząc jednak, że nie ma wyboru, próbowała zmienić swoje nastawienie do świąt i uznała, że wszystko się ułoży. Wrzuci „Boże Narodzenie” do wyszukiwarki i jakoś to będzie. Tymczasem najpierw musiała jakoś przeżyć wywiad na żywo, który załatwił jej Mike. Choć nie miała jeszcze pojęcia, o czym napisze, Mike podrzucił temat programowi śniadaniowemu, zapewniając mu wyłączność na ten wyjątkowy news.
Riley roześmiała się na samą myśl.
Oczywiście to on musiał wymyślić ten twist. Pochodził z Los Angeles, podstawą jego działalności była wymiana przysług i wykorzystywanie kontaktów. Był ledwie kilka lat starszy od niej, ale roztaczał władczą aurę, przez co zawsze czuła się przy nim jak jego podwładna, choć przecież było odwrotnie. Nie podobała jej się też jego pyszałkowatość, ale Margo upierała się, że go potrzebują, a jeszcze nigdy źle jej nie doradziła.
Riley wiedziała też, że trzeba działać szybko, aby wszyscy zapomnieli o jej ostatniej powieści zatytułowanej _Letnie serce_, która okazała się dla wszystkich wielkim rozczarowaniem. Margo nie owijała w bawełnę, kiedy oświadczyła, że na szali leży jej kariera i że muszą dokonać wielkich zmian, jeśli Riley chce wrócić na listy bestsellerów, na których było jej miejsce.
Odkąd Riley zaczęła sześć lat temu pisać lekkie, optymistyczne letnie romanse, każda jej książka, nawet debiutancka, osiągnęła status bestsellera. Lojalne czytelniczki, opisując w recenzjach jej powieści, używały takich określeń, jak: inteligentna, zabawna, realistyczna, autentyczna i szczera. Pisząc o _Letnim sercu_, te same lojalne czytelniczki wyraziły rozczarowanie tym, że _Letniemu sercu_ brakuje… serca.
Nikt nie był bardziej rozczarowany niż Riley, kiedy przeczytała te recenzje. Zawsze wkładała w swoje opowieści całe serce i emocje, i choć ta ostatnia powieść sprawiła jej kłopot, nie sądziła, że czytelniczki to wyczują. Myliła się. Znały ją chyba lepiej od niej samej. Napisała _Letnie serce_ po tym, jak zerwała ze swoim chłopakiem Tylerem. Najdziwniejsze było to, że zakończyła ten związek między innymi dlatego, że chciała skupić się na karierze, a decyzja ta odniosła odwrotny skutek, przynajmniej według jej fanek.
Margo też nie przebierała w słowach: poinformowała ją, że obie jej ostatnie powieści były nudne, brakowało im tego, za co czytelniczki pokochały poprzednie jej książki – głosu, który do nich przemawiał, z którym mogły się utożsamić.
Dlatego też Margo znalazła Mike’a, znanego w branży piarowca o ogromnym ego. Jego zadaniem było sprawienie, by Riley trafiała na pierwsze strony gazet i skupiała uwagę mediów. Właśnie wymyślił, że powinna zorganizować wieczór autorski podczas obozu gwiazdkowego w uroczym ośrodku wypoczynkowym w Górach Skalistych. Podczas wieczoru Riley miała nie tylko opowiedzieć fanom o swojej pierwszej gwiazdkowej powieści, ale też poprosić uczestników obozu, by pomogli jej w wymyśleniu fabuły, dzieląc się swoimi pomysłami na świąteczny romans. Oprócz tego wydarzeniu miała towarzyszyć intensywna kampania promocyjna w mediach społecznościowych, dzięki którym swoimi pomysłami mogliby się dzielić też entuzjaści prozy Riley z całego świata.
Mike wierzył, że takie unikatowe interaktywne doświadczenie pomoże fanom Riley poczuć większą więź z jej kolejną książką, osobiście się w nią zaangażować, co miało się według tego planu przełożyć na sprzedaż i zagwarantować Riley powrót na listy bestsellerów. Uważał też, że szum medialny podkręci wyniki _Letniego serca_.
Pomysł ogromnie się spodobał Margo i wydawcy. Agentka uznała, że obóz gwiazdkowy pobudzi kreatywność Riley. Było to niezwykle istotne, ponieważ wydawca zażądał konspektu nowej książki do końca roku.
Jeden z kumpli Mike’a, Luke, organizował obóz gwiazdkowy w ośrodku wypoczynkowym należącym do jego rodziny, a Riley miała się tam tylko zjawić, wziąć udział w przyjęciu w pierwszy wieczór i porozmawiać z gośćmi. W obozie brali udział jej najwięksi fani dobrani przez dział promocji podczas specjalnej kampanii w mediach społecznościowych.
Jedno trzeba było Mike’owi przyznać. Nie mylił się co do tego, jaką popularność zyska cała ta koncepcja interaktywnego tworzenia fabuły. W godzinę po tym, jak piarowcy ogłosili jej udział w obozie gwiazdkowym w mediach społecznościowych, zgłosiło się ponad dwadzieścia tysięcy zainteresowanych. Zdumiała ją tak entuzjastyczna reakcja, zwłaszcza że piarowcy nie zdążyli nawet ogłosić, jak dokładnie będzie wyglądać obóz gwiazdkowy – Mike uznał to za jednoznaczny dowód, że wszyscy wygrają na tym pomyśle. Ośrodek zyska rozgłos, na którym mu zależało, a Riley – świetną prasę i masę pomysłów do najnowszej książki. Liczyła zwłaszcza na te pomysły, bo nie miała pojęcia, jak pisać o świętach. Wiedziała, że są ludzie, którzy kochają je całym sercem. To oni zapisali się na obóz gwiazdkowy, choć nie znali żadnych szczegółów. Zdawała sobie je, że jeśli nie napisze czegoś prawdziwego, fani znów ją przejrzą – a udowodnili, że to potrafią.
Miała nadzieję, że Google jej nie zawiedzie, zamierzała zacząć badać temat świąt, kiedy tylko skończy nagrywać wywiad. O ile w ogóle uda się jej na niego dotrzeć. Roześmiała się w duchu. Czyste wariactwo.
Gdyby ktoś jej powiedział, że będzie pędzić taksówką z mikołajem za kółkiem przez cholerną śnieżycę na wywiad na żywo, podczas którego ogłosi, że akcja jej kolejnej powieści będzie się rozgrywała w Boże Narodzenie, a ona sama weźmie udział w obozie gwiazdkowym, odparłaby, że jej rozmówca chyba upił się ajerkoniakiem.
Na ekranie komórki rozbłysła kolejna wiadomość od Mike’a.
„Producent zaraz odwoła twój wywiad! Gdzie jesteś?!”
Zacisnęła usta. Praktycznie słyszała, jak wrzeszczy na nią przez telefon. Już miała odpisać, kiedy taksówka zahamowała z piskiem opon.
– Jesteśmy na miejscu! – oświadczył mikołaj radośnie.
Podniosła wzrok i rzeczywiście – właśnie zaparkowali przed budynkiem telewizji. Roześmiała się z ulgą, wręczając hojny napiwek.
– Nie wiem, jak pan to zrobił – odparła, kręcąc głową ze zdumieniem. – Jest pan najlepszy! Bardzo dziękuję! – Szybko włożyła kaptur, otworzyła drzwi samochodu i zderzyła się ze ścianą lodowatego wiatru i śniegu. – Ojej! – zawołała, mrugając, kiedy płatki wpadły jej do oczu. – Jaka dziwaczna pogoda!
– Ho! Ho! Ho! To pogoda bożonarodzeniowa! – Mikołaj znów gromko się roześmiał. – Wesołych świąt. Powodzenia z gwiazdkową książką!
Pędząc do drzwi, uświadomiła sobie, że przecież nie powiedziała mikołajowi-taksówkarzowi o swojej książce. Z konsternacją obejrzała się za siebie. Taksówki już nie było. Odwróciła głowę, by podbiec ostatnie kilka metrów, natrafiła obcasami na warstwę lodu i nagle wszystko zwolniło, gdy poleciała przed siebie.ROZDZIAŁ 2
Mężczyzna, który też zmierzał do drzwi, wyciągnął rękę i chwycił ją za ramię, w ostatniej chwili ratując przed upadkiem.
– Wszystko w porządku? – zapytał ze szczerą troską.
Serce Riley załomotało, gdy spojrzała w najbardziej niebieskie oczy, jakie kiedykolwiek widziała. Na chwilę zapomniała, że stoi pośrodku śnieżycy. Jej umysł pisarki całkowicie pochłonął dylemat, czy opisałaby oczy nieznajomego jako szafirowe czy kobaltowe.
Gdy uświadomiła sobie, że nadal zaciska palce na jego płaszczu, szybko się otrząsnęła i przypomniała sobie o dobrych manierach.
– Przepraszam bardzo! – rzuciła bez tchu. – Nie zauważyłam pana. – Jej ostatnie słowa zagłuszył wiatr.
– Wejdźmy do środka – zaproponował mężczyzna, otwierając przed nią drzwi. Nadal trzymał ją pod ramię, jakby się upewniał, że Riley się znów nie poślizgnie.
Spojrzała na niego z wdzięcznością.
– Bardzo dziękuję.
Uśmiechnął się do niej.
– Cieszę się, że mogłem pomóc. Zaraz, czy pani to nie…
Nie zdołał dokończyć, bo nagle przerwał mu gromki okrzyk Mike’a:
– Tutaj, Riley!
Mike stał obok wspaniałej, prawie czterometrowej choinki ozdabiającej hol budynku telewizji. Drzewko roztaczało świąteczną atmosferę, a Mike – aurę zniecierpliwienia.
– No chodźże, Riley. Już odebrałem twoją wejściówkę. Musimy iść. Szybko!
Podbiegła do niego, a on ruszył przed siebie, machając na nią.
– Chodź. Chodź. Chodź! – wołał, krocząc ku windzie. Zaczął nerwowo naciskać strzałkę w górę. Już się świeciła, ale to nie powstrzymało go przed dźgnięciem przycisku jeszcze kilka razy.
Riley wsiadła do windy, gdy tylko drzwi się otworzyły. Od razu też przygotowała się duchowo na to, co miało nadejść. Mike nie zawiódł jej oczekiwań. Drzwi się jeszcze nie zamknęły, a już zaczął ją krytykować.
– Riley, wiesz, ile kosztowało mnie umówienie ci tego wywiadu?!
Starała się zachować spokój.
– Tak, wiem, Mike. Powtarzasz mi to bez końca. Przykro mi, że się spóźniłam, ale to nie była moja wina. Samochód nie przyjechał, miałam szczęście, że udało mi się złapać…
Przerwał jej, unosząc swój telefon do jej twarzy.
– Masz wejście na żywo za osiem minut. Osiem minut! Producenci wychodzą z siebie. Musiałem skłamać, że już jesteś, ale poszłaś do łazienki. Oddaliby twoje miejsce komuś innemu.
Pozwoliła się krytykować. Nie mogła kontrolować pogody, swojej aplikacji pogodowej ani samochodu, który się nie pojawił – zamówionego przez Mike’a, nie przez nią – i nie zamierzała marnować czasu na kłótnie z nim. Wiedziała, że to nie miałoby sensu. Musiała się skupić na udzieleniu wywiadu i uszczęśliwieniu Mike’a, wydawcy i agentki.
– Przepraszam, Mike – mruknęła. Wiedziała, że tylko to chce usłyszeć jej piarowiec.
Gdy rozpięła płaszcz i otrzepała się ze śniegu, Mike zmierzył ją ostrym spojrzeniem i zmarszczył brwi.
– Miałaś się ubrać odświętnie. A ty ubrałaś się na czarno. Wyglądasz, jakbyś szła na pogrzeb.
Spojrzała na czarne skórzane spodnie i dopasowany sweter z czarnego kaszmiru. Odpowiedziała na pełne dezaprobaty spojrzenie Mike’a wymuszonym uśmiechem.
– Wszystko jest nowe i odpowiada najnowszym trendom. To Nowy Jork. Tu wszyscy ubierają się na czarno.
Pokręcił głową.
– Ale nie na wywiad o świętach. Trzeba było włożyć coś czerwonego. Czerwień widać na wizji. Czerwień to Boże Narodzenie. Z tym też musisz coś zrobić. – Objął gestem jej twarz. – Wyglądasz strasznie.
– Umiesz dodać dziewczynie otuchy – syknęła na niego, po czym wyjęła z torebki puderniczkę.
Aż się skrzywiła, kiedy zobaczyła swoje odbicie w lusterku. Mike miał rację. Ale się porobiło. Wyglądała strasznie. Jak Rudolf z czerwonym nosem i zarumienionymi policzkami. Jej sięgające ramion włosy zmierzwiły się pod kapturem i naelektryzowały tak, że końcówki sterczały na wszystkie strony.
Mike kazał jej przyjść wcześniej i oddać się w ręce fryzjerki oraz makijażystki. Na szczęście przez dziesięć lat pracowała jako reporterka telewizyjna i wiedziała, jak samodzielnie przygotować się do występu przed kamerą – na wszelki wypadek. Teraz się to przydało, bo przynajmniej jej makijaż przetrwał śnieżycę.
Próbowała opanować rozczochrane włosy i nałożyć dodatkową warstwę wiśniowego błyszczyka na usta, kiedy drzwi windy się rozsunęły, a Mike popchnął ją do studia.
– To nie Tom przeprowadzi wywiad – oświadczył. – Coś mu wypadło, więc reporter zastępuje go tego ranka w roli gospodarza.
Nogi się pod nią ugięły.
– Co? Mike, wiesz, że nie jestem fanką wywiadów na żywo, a na ten się zgodziłam, bo miał go prowadzić Tom. Tom mnie zna. Zna moje książki. Przeprowadził ze mną wiele wywiadów i…
– Ale dzisiaj to nie będzie on – przerwał jej Mike niecierpliwie. – Masz szczęście, że w ogóle będzie jakiś wywiad. Ten nowy ma na imię Joe. Wejdźmy do studia, zanim przegapisz swoją godzinę. Jesteś profesjonalistką. Nieważne, kto przeprowadza wywiad. Udzielasz ich od lat. Po prostu rób to, co zwykle.
Nie podobał jej się jego lekceważący ton.
– Mike, wiem, że dołączyłeś do mojej ekipy niedawno, ale pamiętaj, że to ja ci płacę, pracujesz dla mnie, a ja profesjonalnie udzielam wywiadów, ponieważ się do nich przygotowuję. Omówiłam już z Tomem wszystkie pytania, które miał mi zadać. Wyjaśniłam, że wciąż jesteśmy na początkowym etapie planowania tego całego gwiazdkowego obozu przetrwania…
– Obozu gwiazdkowego – przerwał jej Mike. – To się nazywa obóz gwiazdkowy. Musisz zapamiętać tę nazwę.
– Jasne. Obóz gwiazdkowy – odparła. – Obóz gwiazdkowy. Obóz gwiazdkowy. Obóz gwiazdkowy.
Nie bawiło go to.
Jej również nie było do śmiechu.
– Próbuję ci uświadomić, że Tom zgodził się nie zadawać konkretnych pytań dotyczących tego, co będziemy robić na tym obozie, ponieważ na razie nie mam pojęcia, co zaplanował właściciel ośrodka. Nie chcę, żeby ten nowy zadawał mi pytania, na które nie znam odpowiedzi. Czy przekazano mu pytania, które miał mi zadać Tom?
– Tak, tak, wszystko jest w porządku. – Mike przywołał gestem producenta.
Chciała coś jeszcze dodać, ale uniemożliwili jej to producent i spec od nagłośnienia, który zaczął podłączać jej mikrofon.
– Trzymamy się pytań, które uzgodniłam z Tomem, tak? – zwróciła się więc do producenta. – O moje pisanie, jak wpłynęło na nie doświadczenie reporterki telewizyjnej, o podstawowe fakty dotyczące tego gwiazdkowego obozu… To znaczy obozu gwiazdkowego, tak?
Zamiast odpowiedzieć, zestresowany producent chwycił ją za ramię i pociągnął za sobą na plan.
– Musimy cię przygotować. I to już. Siadaj. – Posadził ją w fotelu stylizowanym na reżyserski obok pustego krzesła dla gospodarza.
Plan wyglądał jak salon udekorowany na święta. Pod piękną choinką ozdobioną złotymi i białymi lampkami leżał stos prezentów owiniętych w kolorowy papier.
– Nie przejmuj się – zwrócił się do niej mężczyzna, który podszedł do nich, po czym usiadł w fotelu gospodarza. – Masz tylko odpowiadać na pytania.
To, że nerwowo tasował kartki z notatkami i ani razu nie spojrzał jej w oczy, zaniepokoiło Riley jeszcze bardziej. Nie spodobał jej się też jego ton. Lekceważący, bez cienia sympatii.
Wyprostowała się i odezwała nieco podniesionym głosem:
– A ty to kto? – W jej pytaniu pobrzmiewał chłód.
Na mężczyźnie nie zrobiło to wrażenia. Spojrzał na nią, jakby niepotrzebnie zawracała mu głowę.
– Nazywam się Joe Bramson. Zastępuję dzisiaj Toma, za dwie minuty wchodzimy na wizję.
Instynktownie wyciągnęła rękę.
– Riley Reynolds. Miło mi.
Joe zdążył już jednak wrócić do swoich notatek i nie zauważył wyciągniętej dłoni. Szybko ją cofnęła.
– Niech będzie – mruknęła pod nosem, przyglądając się nieznajomemu. Nie było w nim nic wyjątkowego. Typowy facet o telewizyjnej wymuskanej urodzie. Nieśmiało przygładziła włosy i odetchnęła z ulgą, kiedy zauważyła, że biegnie do niej makijażystka.
Miały tylko tyle czasu, by przeczesać jej włosy, okiełznać lakierem nastroszone końcówki i obsypać twarz pudrem, ale nawet to dodało Riley pewności, że nie będzie wyglądać jak straszydło w ogólnokrajowej telewizji.
– Wypadniesz świetnie – szepnęła jej do ucha makijażystka, po raz ostatni oprószając jej policzki transparentnym pudrem. – Uwielbiam twoje powieści. Jesteś jedną z moich ulubionych pisarek.
Riley uśmiechnęła się, kładąc dłoń na sercu.
– Dziękuję. To wiele dla mnie znaczy.
– Nie miałam jeszcze czasu przeczytać twojej ostatniej książki, ale na pewno to zrobię – dodała makijażystka.
Riley z trudem utrzymała uśmiech na ustach. Mogła myśleć tylko o tym, że nie chciałaby zawieść kolejnej fanki swoją najnowszą powieścią.
– Proszę – powiedziała kobieta z usatysfakcjonowaną miną. – O wiele lepiej. Powodzenia! Będę oglądać. – Uniosła kciuk w górę i zeszła z planu.
Riley uśmiechnęła się do niej, wdzięczna za miłe słowa. Kochała swoje czytelniczki. To one sprawiły, że znalazła się tu, gdzie obecnie była, wiedziała jednak, że nie jest jej to dane raz na zawsze. Od wydania pierwszej książki dostawała setki życzliwych e-maili o tym, jak jej książki i historie miłosne pozytywnie wpłynęły na czyjeś życie. Ilekroć rozpoczynała nową powieść, czuła się tak, jakby pisała dla nich, i nie chciała zawieść swoich fanek.
To właśnie dlatego pragnęła zrobić wszystko, co tylko będzie trzeba, aby wrócić do formy, nawet jeśli oznaczało to wyjście poza własną strefę komfortu i udział w obozie gwiazdkowym, który wymyślił Mike, a w konsekwencji napisanie historii miłosnej z Bożym Narodzeniem w tle.
Roztarła dłonie, aby ukoić nerwy. Skórę miała zimną i wilgotną. Zazwyczaj nie denerwowała się aż tak przed wywiadem, ale nieczęsto też musiała opowiadać w telewizji na żywo o świętach Bożego Narodzenia, czyli o czymś, czego przez całe swoje dorosłe życie z powodzeniem unikała.
Sama spędziła ponad dekadę przed kamerą jako reporterka telewizyjna. Wykształcenie i determinacja opłaciły się – pięła się po szczeblach kariery, pracowała w lokalnych stacjach, aż w końcu została ogólnokrajową korespondentką w Waszyngtonie. Różnica polegała na tym, że jako reporterka to ona zawsze sprawowała kontrolę nad sytuacją i to ona zadawała pytania. Bycie po drugiej stronie mikrofonu odbierała całkiem inaczej.
Zerknęła na Joego, który właśnie wygładzał włosy i poprawiał krawat, i doszła do wniosku, że nie będzie on dobrym gospodarzem. Podczas pracy w mediach prowadziła niezliczone programy na żywo i wiedziała, że naczelna zasada brzmi: spraw, aby twój gość poczuł się komfortowo, zanim program się zacznie. To z tego brały się najlepsze wywiady. Joe ją ignorował, interesowało go tylko to, jak będzie wyglądać na wizji – ucieszyła się, że nie musi już pracować z ludźmi jego pokroju.
Spojrzała na Mike’a, szukając u niego wsparcia, ale wyglądał na zaabsorbowanego rozmową z ładną asystentką produkcji, która wydawała się nim oczarowana. Riley zrozumiała, że została całkiem sama. Wyprostowała się i przesunęła dłonią po włosach, próbując okiełznać uparte naelektryzowane kosmyki, po czym postanowiła samodzielnie dodać sobie otuchy.
Wywiad to tylko kilka minut. Czas szybko płynie. Cel to skupić się na promowaniu pierwszej powieści z motywem Bożego Narodzenia i przekonać fanów, by dołączyli do wydarzenia online i przesyłali własne sugestie i pomysły. Miała już przećwiczoną idealną odpowiedź na pytanie, o czym będzie jej świąteczna powieść. Zamierzała budować napięcie, mówiąc, że książka będzie się bardzo różnić od wszystkiego, co do tej pory napisała, ale że nie może zdradzić nic więcej, a potem chciała zachęcić ludzi do szukania newsów w mediach społecznościowych.
Wreszcie producent zaczął odliczanie do wejścia na antenę od dziesięciu, a ona wzięła głęboki oddech i powiedziała sobie, że da radę. Kiedy rozpoczęło się nadawanie, nieco się rozluźniła, słuchając, jak Joe przedstawia ją jako ukochaną autorkę bestsellerów piszącą historie miłosne, w których każda kobieta chciałaby się odnaleźć. Potem Joe bez zająknięcia dodał, że Riley po raz pierwszy w swojej powieści podejmie temat Bożego Narodzenia, a inspirację zaczerpnie z wyjątkowego obozu gwiazdkowego, którego gospodynią miała zostać w tym roku. Odetchnęła z ulgą, bo wszystko szło zgodnie z planem.
Joe opowiadał o tym, kiedy i gdzie odbędzie się to wydarzenie, a na ekranach pojawił się filmik z Christmas Lake Lodge w Górach Skalistych. Widok zrobił na niej wielkie wrażenie. Mike pokazał jej kilka ujęć ośrodka, ale nie odzwierciadlały one w pełni jego urody. Na filmie miejsce wyglądało uroczo, jak z bajki. Było udekorowane setkami białych bożonarodzeniowych lampek, a za nim rozpościerało się piękne jezioro. Rozkoszowała się tym widokiem, kiedy Joe znienacka zwrócił się bezpośrednio do niej.
– Riley, cieszymy się, że jesteś dzisiaj z nami – oświadczył z idealnym telewizyjnym uśmiechem na ustach.
Odwzajemniła się tym samym.
– Cieszę się, że tu jestem, Joe. Dziękuję za zaproszenie.
Joe zajrzał do notatek, po czym podniósł wzrok na nią.
– Riley, twoja kariera była bardzo ciekawa, pracowałaś jako reporterka telewizyjna, pisałaś o podróżach, teraz wydajesz bestsellerowe romanse. Odniosłaś sukces, pisząc o miłości i związkach, o spotkaniach z „tym jedynym” i szczęśliwych zakończeniach.
Uśmiechnęła się i pokiwała głową.
– Dziękuję.
Kontynuując, Joe po raz pierwszy spojrzał jej prosto w oczy.
– Ale przecież sama nigdy nie wyszłaś za mąż, a zanim napisałaś _Letnie serce_, zakończyłaś kolejny związek i teraz sprzedaż twoich książek spadła – oświadczył z naciskiem. – Jak możesz pisać o szczęśliwych zakończeniach, skoro sama nigdy takiego nie doświadczyłaś?ROZDZIAŁ 3
Zaskoczona i oszołomiona Riley poczuła, że wszystko wokół niej zaczyna się kręcić, świąteczne dekoracje zlały się przed jej oczami w jeden wielki bożonarodzeniowy koszmar. Spojrzała na Mike’a, szukając u niego wsparcia, i jeszcze bardziej się przestraszyła, bo wyglądał na równie zaniepokojonego jak ona. Serce łomotało jej w piersi, zmuszała się do uśmiechu, czując wszechogarniające zawstydzenie. Przytłaczała ją każda kolejna sekunda milczenia, wiedziała, że musi coś powiedzieć… I to szybko. To był program na żywo.
Od początku miała rację co do Joego, ale nie zamierzała pozwolić, by to ten egocentryczny niedoszły gwiazdor telewizji narzucał jej, kim jest, a kim nie jest.
Śmiało spojrzała mu w oczy. Nawet nie mrugnęła.
– Ciekawe pytanie, Joe – odparła ze słodkim uśmiechem, w którym każdy, kto ją znał, dostrzegłby ostrzeżenie. – Tak się składa, że miałam w życiu wielkie szczęście dowiedzieć się, czym jest prawdziwa miłość, co to znaczy kochać i być kochaną. Jak zapewne wiesz, nie wszystkie szczęśliwe zakończenia są jednak takie same. Nie trzeba brać ślubu, aby wiedzieć, czym jest miłość. Piszę o miłości, ponieważ uważam, że jest to najpotężniejsza z ludzkich emocji, która łączy nas wszystkich. Zgodzisz się ze mną, Joe?
Kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały, zrozumiała, że Joe nie skapituluje tak łatwo. Zrobiła więc jedyną rzecz, jaka jej pozostała. Przygotowała się na wojnę.
– Czy dobrze rozumiem? – zapytał. – Mówisz, że byłaś zakochana? Że znalazłaś „tego jedynego”, o którym piszesz w swoich powieściach?
– Tak – odparła szybko. Zbyt szybko.
– Ale nie jesteś teraz z tą osobą – naciskał Joe. – Zastanawiasz się czasami, co by było gdyby?
Roześmiała się, aby ukryć narastającą niechęć do kogoś, kto grzebał w jej życiu osobistym w programie na żywo.
– Oczywiście. Jak my wszyscy, prawda? – Uśmiechnęła się do kamery.
– No to co się stało? – zaatakował szybko Joe. – Gdzie się podziała ta miłość twojego życia?
W jednej chwili uświadomiła sobie swój błąd. Chciała powiedzieć, że wszystkie romanse w jej powieściach mają swoje korzenie w różnych związkach z jej życia, nie w jednym. Zastanawiała się, jak w najprostszy sposób to wyjaśnić, kiedy reżyser dał Joemu sygnał, że powinien kończyć.
Joe od razu spojrzał do kamery.
– Teraz czas na krótką przerwę reklamową, ale zostańcie z nami, bo po przerwie dowiemy się więcej o bestsellerowej pisarce Riley Reynolds i tajemniczej miłości jej życia, która stała się inspiracją jej powieści.
Kiedy tylko zeszli z anteny, Riley spojrzała na Joego z niedowierzaniem. Racjonalny głos w jej głowie powtarzał jej, że powinna zachować spokój i profesjonalizm, że nerwy nikomu w niczym nie pomogą. Zignorowała ten głos. Posłuchała tego, który mówił, że powinna się stąd jak najszybciej wynosić. Od razu odpięła mikrofon i wstała.
Joe zrobił zdumioną minę.
– A ty dokąd? Jeszcze nie skończyliśmy.
Roześmiała się i spojrzała na niego z góry.
– Och, zapewniam cię, że skończyliśmy. Przyszłam tutaj porozmawiać o mojej nowej bożonarodzeniowej powieści i obozie gwiazdkowym, a ty próbujesz zrobić z tego jakieś tabloidowe plotki. Nie na to się umawiałam.
Kiedy ruszyła do wyjścia, Joe zawołał za nią:
– Jeśli teraz wyjdziesz, nigdy więcej nie zostaniesz zaproszona do tego programu!
Roześmiała się, nawet się nie zatrzymując.
– Nie mogłabym sobie wymarzyć niczego lepszego!
Minęła Mike’a stojącego w towarzystwie dwóch rozgorączkowanych producentów i przystojnego faceta z holu, który uratował ją przed upadkiem. Nie zdążyła się nawet zdziwić jego obecnością tutaj, ponieważ szpilki niosły ją dalej, a ona nie zamierzała zwalniać dla nikogo.
– Riley, zaczekaj! – krzyknął Mike. – Nie możesz teraz wyjść!
Jeszcze przyspieszyła.
– No to patrz!
Podeszła do windy i zaczęła niecierpliwie wciskać guzik.
– No już. Już. Jedźmy. Zabierz mnie stąd – mruczała pod nosem.
Kiedy drzwi się otworzyły, z windy wysypali się rozśpiewani kolędnicy. Wyglądali jak ci z hotelowego lobby. Śpiewali radośnie _Deck the Halls_.
Deck the halls with boughs of holly…
Fa la la la la, la la la la (fa la la la la, la la la la)…
’Tis the season to be jolly…
Fa la la la la, la la la la (fa la la la la, la la la la)…
– Czy to jest jakiś żart?! – zawołała, nie podzielając ich radości. Wyminęła jednego, a potem drugiego, po czym wsiadła do windy i nacisnęła przycisk parteru z taką siłą, jakby od tego zależały jej życie i zdrowie psychiczne.ROZDZIAŁ 4
Luke stał obok Mike’a, kiedy Riley uciekła z planu. Pomyślał, że kobieta ma nie najlepszy dzień. Najpierw w ostatniej chwili ocalił ją przed upadkiem, kiedy biegła do budynku, teraz zwiała ze studia w trakcie programu na żywo. Ze zdumieniem pokręcił głową.
– Chyba już nie wróci – mruknął.
– Riley! – zawołał znów Mike.
Ale jej już nie było.
– Oby wróciła – rzucił ostrzegawczo producent, mierząc Luke’a gniewnym spojrzeniem. – Za dziewięćdziesiąt sekund wracamy na wizję.
Luke spojrzał na wściekłego mężczyznę i uniósł dłonie w obronnym geście.
– Hej, to nie do mnie te pretensje. Nie moja sprawa.
Producent skupił więc swój gniew na Mike’u.
– Ściągnij ją tu z powrotem albo sam wchodzisz na wizję. Musimy czymś wypełnić jeszcze trzy minuty.
Mike uśmiechnął się do niego ze stoickim spokojem.
– Żaden problem. Luke może wejść. To on jest kierownikiem ośrodka organizującego obóz gwiazdkowy. Może o wszystkim opowiedzieć.
Luke’owi opadła szczęka.
– Co?!
Spec od nagłośnienia już podłączał mu mikrofon.
Luke cofnął się o krok.
– Zaraz. Chwileczkę. Nie – zwrócił się do technika. – Nie wchodzę na wizję.
Wszyscy przenieśli wzrok na Mike’a.
Mike spojrzał Luke’owi prosto w oczy.
– Musisz. Riley sobie poszła.
– Tak, pamiętam. Widziałem, jak wychodziła. Ale nie zamierzam udzielać wywiadów. Jestem z tych, co się kręcą za kulisami. Miałem tylko wpaść, aby spotkać twoją autorkę. Autorkę, która według twoich słów jest cudowną, uroczą, serdeczną kobietą i którą moi goście pokochają.
– Czterdzieści pięć sekund! – zawołał reżyser.
Pewny siebie uśmiech nie schodził z twarzy Mike’a.
– Posłuchaj, Luke. Przecież chcę ci pomóc, pamiętasz? Dbam o twój rozgłos. Taka była umowa. Możesz opowiedzieć o swoim ośrodku, o obozie gwiazdkowym, o tym, co będzie robić Riley, co tylko chcesz. To nie jest operacja na otwartym sercu. Wypełnij czymś te trzy minuty, wypromuj się za darmo w telewizji i wszyscy będą szczęśliwi.
Luke spojrzał na Mike’a tak, jakby wyrosła mu druga głowa.
– Chcesz, żebym wystąpił w ogólnokrajowej telewizji, na żywo przed milionami ludzi i… improwizował?
Mike uśmiechnął się i poklepał go po plecach.
– Zgadza się. Nic wielkiego.
Luke nie mógł uwierzyć w to, co się dzieje. Nienawidził udzielania wywiadów i wystąpień publicznych, poza tym o Riley wiedział tylko tyle, ile wyczytał z materiałów prasowych przesłanych mu przez Mike’a, w których była mowa jedynie o jej książkach. Ten cały obóz
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej.