- nowość
- promocja
Ich wszystkie sekrety - ebook
Ich wszystkie sekrety - ebook
Każda kobieta skrywa jakąś tajemnicę…
Klaudia, Wiktoria Blanka – mieszkanki tej samej miejscowości, przyjaciółki, sąsiadki, matki.
Pracują, opiekują się dziećmi, angażują się w działania na rzecz lokalnej społeczności. To mała miejscowość, znają się więc także ich mężowie – wszyscy służą w ochotniczej straży pożarnej.
Brzmi jak sielanka?
Ten idealny obrazek ma jednak pewne rysy. Na jaw wychodzą zawiedzione nadzieje, niespełnione oczekiwania, skrywane tajemnice.
Czy te rysy uda się usunąć? Czy też dojdzie do kolejnych pęknięć, które trudno będzie skleić?
Przekonaj się, jakie tajemnice skrywają zwyczajne kobiety.
A jaki jest Twój sekret?
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788368263923 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Staliśmy za drewnianą wiatą wybudowaną przy placu zabaw. Wieczór należał do najcieplejszych w tym roku i to wcale nie dlatego, że podczas pocałunku płonęłam z pożądania. Był sierpień. Powietrze pachniało skoszoną trawą i grillowanymi kiełbaskami.
Tego dnia w naszej wiosce odbywał się rodzinny festyn. Rozpoczął się po obiedzie. Atrakcji zorganizowaliśmy sporo: dmuchany plac zabaw i pompowaną zjeżdżalnię dla dzieci, wynajęliśmy animatorkę zabaw i DJ-a na wieczór. Kilka kobiet upiekło ciasta, mieszkający w sąsiedniej wsi poseł zasponsorował lody i owoce. Strażacy z Ochotniczej Straży Pożarnej, w tym mój mąż, o siedemnastej zorganizowali pokaz dla dzieci, który zakończył się kąpielą maluchów w pianie. Ależ miały radochę! O dwudziestej pierwszej miała rozpocząć się potańcówka. Pod wiatą zostali głównie dorośli. Kilka osób przyniosło nalewki i owocowe wina domowej roboty. Przyszłam trochę wcześniej, mój mąż musiał jeszcze coś załatwić i zamierzał niebawem do mnie dołączyć.
Trochę tamtego wieczoru wypiłam. Zaprzyjaźniona starsza pani poczęstowała mnie swoją pigwówką. Zwykle nie piłam — matce siedzącej w domu z dziećmi, jak powszechnie się uważa, nie wypadało — ale wtedy pomyślałam, że raz się żyje, i poniekąd również dlatego chwilę po dziesiątej pocałowałam nie swojego męża za wiatą, w której bawili się w najlepsze nasi znajomi. Choć właściwie… to on pocałował mnie. Z jednej strony osłaniała nas drewniana ściana, z drugiej — kamienny mur stojący wzdłuż drogi, a z trzeciej — krzewy i drzewa. Całowanie nie swoich mężów nie leżało w mojej naturze — wręcz przeciwnie: miałam i nadal mam raczej konserwatywne poglądy, ale gdy ten przystojny mężczyzna nachylił się nade mną, nie zaprotestowałam ani go nie odepchnęłam. I to naprawdę był jeden z najbardziej namiętnych pocałunków w moim życiu.
Kiedy odsunęliśmy się od siebie, zawstydzona uciekłam, żałując, że dałam się ponieść emocjom. W pierwszej chwili chciałam wrócić do domu, ale nie mogłam tak od razu spotkać się z bliskimi. Byłam skołowana. Ręce mi się trzęsły, a myśli biegły jak szalone. Ten pocałunek nigdy nie powinien się zdarzyć, ale mimo wszystko się wydarzył.
Przysiadłam na ławce nieopodal zjeżdżalni i ukryłam twarz w dłoniach. Próbowałam ochłonąć. Czułam się paskudnie ze świadomością, że tym pocałunkiem nadwątliłam zaufanie męża i moją wierność, a także szacunek do samej siebie.
I właśnie o tym będzie ta historia. O ciągu wydarzeń, jakie doprowadziły mnie do momentu, w którym siedziałam na tej ławce, kompletnie nie wiedząc, co dalej począć. O tym, jak zaczęłam się gubić w swoim życiu, choć kiedyś wydawało mi się, że jest ono dokładnie poukładane, a ja doskonale wiedziałam, czego chcę i jaką drogą zmierzam.Cztery miesiące wcześniej
Klaudia
Piasek. Zmorą ostatnich kilku lat w życiu Klaudii zdecydowanie był piasek, wnoszony z piaskownicy do domu w butach, na butach i na ubraniach dzieci. Mimo to, gdy Helenka i Julek pytali ją, czy mogą pobawić się w piasku, nie protestowała. Maluchy naprawdę to lubiły i zabawa w piaskownicy angażowała je czasem nawet na godzinę, dzięki czemu ona miała trochę czasu tylko dla siebie. Coś za coś. I dlatego jakoś akceptowała ten piasek, odkurzała go codziennie z podłóg i kanapy bez słowa.
Od pięciu lat mieszkali z mężem i dziećmi na wsi. Zaraz po ślubie, który wzięli na ostatnim roku studiów, kupili z Tomkiem nieduży, piętrowy domek na skraju niewielkich Turkawek w województwie zachodniopomorskim. Okolica była magiczna. Z okien ich salonu oraz sypialni rozciągał się widok na pola uprawne i las, niespełna kilometr za wsią znajdowało się jezioro z kąpieliskiem. Nieopodal ich domu była kasztanowa aleja, jak ją między sobą nazywali. Klaudia uwielbiała majowe spacery pod koronami kwitnących drzew i z przyjemnością wdychała słodki zapach białych kwiatów. Jesienią zbierała natomiast z dziećmi kasztany. W tym roku planowała już nawet zrobić z Helenką ludziki i zwierzaki z wykorzystaniem zapałek. Jej córka skończyła niedawno cztery lata i Klaudii zdawało się, że jest już gotowa na obcowanie z zaostrzonymi patyczkami.
Z Tomkiem połączyła ją wielka miłość, jak mówiła, kiedy opowiadała tę historię nowym osobom. Poznali się na imprezie w klubie studenckim. Tamtego dnia dała się namówić na wyjście najlepszej przyjaciółce. On studiował mechanikę i budowę maszyn, ona filologię angielską.
Teraz Klaudia jako tłumaczka książek cieszyła się z wolnego zawodu i możliwości pracy z domu w dowolnych godzinach. Wydawało jej się to błogosławieństwem, odkąd została mamą. Od urodzenia Helenki brała jednak zdecydowanie mniej zleceń. Na szczęście Tomek jako inżynier zarabiał dobrze. Pracował w pobliskiej firmie produkującej systemy wentylacyjne, kominowe i rekuperacji. Klaudia totalnie się na tym nie znała, ale wiedziała, że ta praca sprawia mu radość i Tomek świetnie odnajduje się na stanowisku konstruktora. Dodatkowo był strażakiem w lokalnej Ochotniczej Straży Pożarnej. We wsi, w której mieszkali, znajdowała się nieduża remiza — poniemiecki budynek z czerwonej cegły ze strzelistym dachem. Klaudia często w nim bywała, ponieważ strażacy, przyjaciele jej męża, regularnie urządzali wieczorne posiadówki i zabierali na nie rodziny. W wolnych chwilach pomagała też utrzymać remizę w porządku.
Klaudia miała w Turkawkach dwie przyjaciółki, choć kiedy przeprowadzali się tutaj z Tomkiem, nie znali nikogo. Ani ona, ani Tomek nie pochodzili z tych stron, ale zawsze chcieli mieszkać w małej miejscowości pod miastem. Brak korków, świeże powietrze, cisza i spokój, a do tego zaledwie trzydzieści kilometrów do Szczecina — Klaudia bez trudu wymieniała zalety tego stanu. Sama spędziła pierwsze lata życia na wsi i takie miejsce wydawało jej się idealne do mieszkania z rodziną, do wychowywania dzieci. Kiedy przeglądali oferty domów na sprzedaż kilka lat temu i natknęli się na zdjęcie małego piętrowego budynku z pięknym ogrodem, od razu zapragnęli go obejrzeć. Był, co prawda, niewykończony, ale remont ich nie przerażał, więc po kilku dniach intensywnych rozmyślań i rozmów złożyli właścicielom ofertę, a potem z radością się przeprowadzili. Klaudia do tej pory pamiętała uczucie, które towarzyszyło jej pierwszej nocy spędzonej we własnym domu. W końcu miała swoje miejsce na świecie. To było coś cudownego!
Remont, o dziwo, poszedł im dość sprawnie. Tomek znalazł uczciwą i solidną ekipę, Klaudia odnalazła się w urządzaniu wnętrz. Czerpała prawdziwą radość z przeglądania stron wnętrzarskich, chodzenia po sklepach z meblami i dodatkami oraz z robienia zakupów.
Zaczęli od kuchni. Potem odświeżyli łazienkę na parterze, a kilka miesięcy później wykończyli salon i trzy sypialnie na piętrze. Gdy kończyli remont, Klaudia zobaczyła dwie kreski na teście ciążowym w trzecim miesiącu świadomych starań o dziecko. Zawsze wyobrażała sobie, że poinformuje o tym męża w jakiś wyjątkowy sposób, ale gdy tylko zobaczyła wynik, od razu wybiegła z łazienki i zaczęła wołać ukochanego. Tomek był tak samo wzruszony jak ona. Wziął ją w ramiona i popłakali się z radości. To był zdecydowanie jeden z najszczęśliwszych dni w życiu Klaudii, a siedem miesięcy później, w jednym ze szpitali w Szczecinie, urodziła się zdrowa, różowiutka Helenka, która ważyła równo trzy kilo i mierzyła pięćdziesiąt dwa centymetry.
— Jest taka malutka — szepnął przejęty Tomek, który był w tych wyjątkowych chwilach przy żonie.
Klaudia nie mogła uwierzyć, że tuli wreszcie wyczekiwaną przez tyle miesięcy córeczkę.
— Jest idealna — powiedziała zmęczona, ale szczęśliwa jak nigdy.
Kiedy dwa dni później wróciły z Helenką do domu, Klaudia nie mogła się wyzbyć wrażenia, że oto zaczął się nowy, piękny rozdział w jej życiu. I nie pomyliła się. Opieka nad dzieckiem przychodziła jej z łatwością, choć oczywiście zdarzały się trudne momenty, zwłaszcza gdy była niewyspana. Widok uśmiechu na twarzy córeczki wynagradzał jej jednak wszystko. Uwielbiała nucić Helence kołysanki, zawijać ją w chustę i spacerować z nią po podwórzu, patrzeć w małe oczka, które wydawały jej się najpiękniejsze na świecie.
Gdy po kilkunastu miesiącach Tomek zaczął wspominać o drugim dziecku, ona również poczuła, że to dobry czas na kolejną ciążę. W końcu zawsze chciała mieć parkę z małą różnicą wieku. I tak dwa lata po Helence, w tym samym szpitalu, o pół kilo większy i trzy centymetry dłuższy, urodził się Julek. Wniósł jeszcze więcej radości do ich domu. Patrząc na dzieci, Klaudia nie mogła tylko pojąć, jak to możliwe, że one tak szybko rosną. Czasami nie docierało do niej, że Helenka ma już cztery lata, a Julek skończył dwa.
— Przecież ja mrugnę kilka razy, a oni będą już po maturze i zaczną myśleć o przeprowadzce — biadoliła czasem do męża.
— Taka kolej rzeczy. Wyprowadzą się, a my będziemy znów mogli cieszyć się sobą. — Tomek zwykle miał praktyczne podejście do życia.
Właściwie to tylko mama umiała ją w tej kwestii podnieść na duchu. Choć mieszkały ponad sto kilometrów od siebie i widywały się zwykle tylko raz w miesiącu, niemal co dzień do siebie dzwoniły i miały niezły kontakt.
— Wiesz, co ja ci radzę? Ty przestań się, Klauduś, martwić na zapas, tylko ciesz się chwilami — mawiała Małgorzata. — Hela z Julkiem dorosną, czy będziesz tego chciała, czy nie. Zamiast dołować się wyobrażeniami na temat przyszłości, wykorzystuj ten czas, kiedy są mali, najlepiej, jak się da, i twórzcie piękne wspomnienia.
— Ty tak robiłaś?
— No właśnie nie zawsze, czego teraz czasem żałuję.
Odkąd Klaudia została matką, wiele razy powtarzała sobie w myślach słowa mamy. Ostatnim, czego chciała w życiu żałować, było to, że nie poświęciła dzieciom tyle czasu, ile by chciała. Właśnie dlatego brała teraz mniej zleceń i niekiedy zaniedbywała sprzątanie, żeby wyjść na spacer albo na plac zabaw. Spędzała z dziećmi właściwie każdą chwilę poza tymi momentami w ciągu dnia, kiedy oddawała się pracy. Wtedy dzieciakami zajmował się Tomek. Klaudia pracowała dwie, może trzy godziny dziennie, kiedy mąż wracał z pracy. Jakoś sobie w takim systemie radzili, choć mieli z tego powodu mało czasu dla siebie.
— Nie myśleliście o zatrudnieniu niani? — zapytała kiedyś synową Zakrocka.
Klaudia ani myślała oddać dzieci pod opiekę innej kobiecie. Zresztą za rok i tak zamierzała posłać oboje do przedszkola w miasteczku, więc chciała po prostu nacieszyć się tym ostatnim rokiem w domu. Nie wiedziała jeszcze, jak przeżyje rozstanie z dziećmi, ale miała świadomość, że kiedyś nastąpi moment, w którym będzie musiała wypuścić je spod swoich skrzydeł. Już teraz zdawało jej się, że maluchy czasem nudzą się w domu i chętnie pobawiłyby się z innymi dziećmi, spędziły czas z grupą. Właśnie dlatego niemal codziennie zabierała je na plac zabaw, gdzie często spotykały się z dziećmi jej przyjaciółek: Blanki i Wiktorii.
Poznała je kilka lat temu, na placu zabaw. Kiedy Helenka miała trochę ponad rok, zaczęła regularnie zabierać ją na huśtawki i zjeżdżalnie. Któregoś dnia natknęły się na kobietę z córką, która była w tym samym wieku co Hela.
— Blanka jestem — przedstawiła się ciemnowłosa, wysoka i szczupła kobieta ubrana w top i dżinsy.
Klaudia z uśmiechem podała jej rękę.
— Cześć. Klaudia.
— Tak, wiem. Miło was w końcu poznać. To jest Helenka, prawda? — Nowa znajoma uśmiechnęła się do dziewczynki, która zawstydzona schowała się za nogami matki.
Zakrocka się trochę zdziwiła.
— Ciebie też miło poznać, ale skąd wiesz, jak mam na imię? I jak ma na imię Helenka?
— To mała wioska, tu ludzie zwykle wszystko wiedzą o wszystkich. A wasza sąsiadka, Alina Kowalska, to moja ciocia — wyjaśniła.
— Jaki ten świat jest mały, co? — Klaudia uśmiechnęła się lekko, obserwując, jak ośmielona Helenka oderwała się od jej nogi i zaczęła zrywać kwiatki w pobliżu.
Po chwili córka Blanki dołączyła do koleżanki i obie zrywały stokrotki i mlecze.
— Właściwie to pół tej wioski jest moją rodziną — wyznała tymczasem nowa znajoma.
— Jak to możliwe?
— Po prostu. — Blanka wzruszyła ramionami. — Kiedy przed laty naszym krewnym z terenów współczesnej Ukrainy kazano się spakować do podróży, jechali w jednym wagonie. Babcia opowiadała mi, że później, kiedy znaleźli się tutaj, postanowili zająć domy w jednej wiosce, żeby było im łatwiej ułożyć sobie życie na nowo.
— Och, no tak. Teraz rozumiem. To chyba była częsta praktyka, prawda? W czasie repatriacji?
Blanka skinęła głową.
— Ja nie pochodzę z tych stron — wyznała jej Klaudia.
— A gdzie się urodziłaś?
— Pod Warszawą. Ale gdy miałam kilka lat, tata dostał dobrą ofertę pracy w Drawsku Pomorskim i przeprowadziliśmy się do zachodniopomorskiego.
— Macie w tamtych stronach jakąś rodzinę?
— Nie. Przynajmniej nic o tym nie wiem.
— To twoi rodzice muszą być bardzo odważni, że wywrócili życie do góry nogami. Ja chyba bym tak nie umiała. Za bardzo jestem zżyta z tymi stronami. No i oczywiście z moją rodziną, która tu mieszka. A ty i twój mąż? Co sprawiło, że osiedliliście się tutaj?
Klaudia zamyśliła się, nim odparła:
— Podczas studiów oboje mieszkaliśmy w Szczecinie, ale to nie było nasze wymarzone miejsce do życia. Hałas, zapach spalin, tłok… Zaczęliśmy przeglądać domy na sprzedaż w okolicy.
— I tak trafiliście na ogłoszenie Markowskich?
Zakrocka skinęła głową.
— Na drugi dzień skontaktowaliśmy się z biurem sprzedaży, a jak tu przyjechaliśmy, to oboje poczuliśmy, że to jest nasz dom.
— Wzruszająca historia.
— A ty? Wychowałaś się tutaj, tak? Twoi rodzice mieszkają w Turkawkach tak jak twoja ciocia?
— Mój tata jest tutaj sołtysem.
— Och! Jesteś córką pana Zbyszka?
Blanka obdarzyła ją serdecznym uśmiechem.
— A Michasia to jego wnuczka.
— Twój tata wspominał mi kiedyś, że ma córkę w moim wieku, kiedy byłam u niego, żeby zapłacić podatek. I dzieci chyba też mamy w podobnym wieku, co? — Klaudia wskazała na dziewczynki, które szybko złapały kontakt i teraz kucały razem na trawie, wyszukując w niej kwiatki.
— Michasia ma trochę ponad rok.
— Helenka tak samo.
— Ale fajnie! — Blanka nie kryła radości. — Jak pójdą do szkoły, będzie od kogo pożyczać zeszyty i tak dalej.
— Też o tym pomyślałam.
Tamtego dnia jeszcze długo dzieliły się informacjami, a jakiś czas później Blanka przedstawiła Klaudii swoją kuzynkę, Wiktorię, do której Zakrocka też szybko zapałała sympatią. Od tamtej pory trzymały się razem, chodziły na wspólne spacery, zapraszały się wzajemnie na kawę i przede wszystkim spotykały się na placu zabaw. Dzięki dziewczynom Klaudia przestała czuć się w Turkawkach taka samotna i w myślach nazywała je czasami swoją odnalezioną rodziną.
Podobno każdy powinien mieć swoją wioskę — nie chodziło o miejsce zamieszkania, lecz o zbiorowisko bliskich sobie ludzi, których obecność czyni człowieka szczęśliwszym, zdrowszym oraz mądrzejszym. Klaudia była święcie przekonana, że Blanka i Wiki są właśnie taką jej wioską. Szczerze je uwielbiała i cieszyła się, że ich dzieci też szybko złapały dobry kontakt. Poniekąd to właśnie dzięki nim zaczęła czuć się w Turkawkach jak w domu.
I to właśnie o przyjaciółkach pomyślała, gdy Hela z Julkiem przyszli do niej z samego rana w piżamach i zapytali, czy mogą pójść do piaskownicy na placu zabaw pobawić się z innymi dziećmi.
— Musiałabym zadzwonić do pani Blanki — odparła.
— To zadzwoń — ponagliła ją Helenka.
— Hola, hola, młoda damo. A śniadanie? A poranna toaleta? Chyba nie zaczyna się dnia od zabawy.
— Ale, mamo…
— Najpierw coś zjemy — zadecydowała Klaudia.
— Nie lubię jeść! — zdenerwował się Julek.
Klaudia pogłaskała synka po głowie.
— Ale jak nie zjesz, nie będziesz miał siły brykać — wyjaśniła z czułością. — Więc plan jest taki: najpierw śniadanie, potem się myjemy i ubieramy, a później mogę ewentualnie zadzwonić do pani Blanki.Blanka
Pierwszą rzeczą, jaką Blanka usłyszała po przebudzeniu w poranek dziesiątego kwietnia, były słowa starszej córki:
— Mamo, pójdziemy dziś na plac zabaw?
Blanka jeszcze spała, kiedy Michalina wskoczyła na jej łóżko w piżamie. Zaspana odruchowo zerknęła na śpiącą obok Tosię, żeby sprawdzić, czy starsza siostra nie trąciła jej łokciem ani kolanem. Na szczęście półtoraroczna dziewczynka wciąż słodko spała. Blanka uwielbiała ten widok. Jej śpiące dzieci wydawały jej się najcudowniejszymi istotami na świecie.
Michalina ponowiła pytanie, a do Blanki dotarło wreszcie, że koniec spania. Usiadła na łóżku i wzięła na kolana czteroletnią córeczkę.
— Pójdziemy. Obiecuję ci, że pójdziemy — powiedziała, przeczesując palcami jej splatane włosy.
— No to ubieraj się, mamo!
— Wstrzymaj wodze, mała kowbojko. Słońce dopiero wstało, dzień jeszcze się dobrze nie zaczął.
— Ale ja chcę się pobawić z Helenką! Umówiłyśmy się, że weźmiemy dziś na plac zabaw swoje naczynia i ugotujemy zupę!
— Coś mi się wydaje, że Helenka to jeszcze słodko śpi.
Michasia posmutniała.
— Naprawdę tak sądzisz?
— Może my też się pobawimy w spanie?
— Nie żartuj sobie, mamusiu.
— Mam pomysł, wiesz? — Blanka pogłaskała jej pyzaty policzek. — Najpierw się ubierzemy, umyjemy i zjemy śniadanie, a potem zadzwonię do pani Klaudii i spytam, o której wybiera się z Helenką i Julkiem na plac zabaw, okej?
— No dobra — zgodziła się Michasia. — To budzimy Antosię i idziemy.
Blanka zerknęła na młodszą córeczkę, której jakimś cudem nie obudziła rozmowa.
— Może Tośka niech sobie jeszcze pośpi. Chodź, znajdę ci w szafie jakąś ładną bluzkę i spodnie.
— Ale ja chcę sukienkę!
Blanka odetchnęła głęboko.
— W porządku. To nawet dobrze być w życiu asertywną — odparła ugodowo.
Wolała nie prowokować awantury, gdy Tosia jeszcze spała. Starsza córka miała silny charakter i była dość uparta. Blanka ulegała, gdy nie chodziło o ważne rzeczy, bo jej obstawanie przy swoim nie raz skończyło się awanturą. A afera z samego rana zwykle nie wróżyła niczego dobrego. Blanka była mamą na tyle długo, żeby zdążyć się o tym przekonać.
Gdy Michasia włożyła ubranie, obudziła się Tośka. Blanka ubrała i ją, po czym narzuciła na siebie szlafrok i zabrała dziewczynki do toalety. Potem zeszły do kuchni, po której krzątał się jej mąż — wysoki, szczupły brunet o ciemnych oczach i najpiękniejszych ustach na świecie.
Paweł był informatykiem w pobliskiej firmie WECOOL, w której pracował również Tomek, mąż Klaudii. Paweł jednak częściowo wykonywał swoje obowiązki z domu. Po pandemii prezes firmy zgodził się na takie rozwiązanie w jego przypadku, gdy przekonał się, że to się sprawdza i Paweł pracuje tak samo wydajnie zza swojego prywatnego biurka.
— Cześć — przywitała męża i podeszła do niego z Tosią na rękach.
Za nią do kuchni przydreptała Michalina, która zdążyła już przynieść z salonu pluszową pandę. Paweł nachylił się nad żoną i cmoknął ją w usta.
— Hej. Wcześnie wstałyście.
— A która jest godzina?
— Kilka minut po siódmej. Myślałem, że jeszcze sobie pośpicie, dlatego nawet nie uruchamiałem ekspresu do kawy, żeby hałas nie obudził dziewczynek.
— Jak widzisz, nasze córki nie dały mi dzisiaj zbyt długo pospać. — Blanka postawiła Tosię na podłodze, a dziewczynka od razu podeszła do siostry zaintrygowana przyniesioną przez nią zabawką.
— To co? Włączamy ten ekspres?
— Co za oczywiste pytanie.
Paweł uśmiechnął się i nacisnął guzik. Blanka wyjęła z lodówki mleko i garnek ze zmywarki. Zaczęła przygotowywać dziewczynkom płatki na mleku.
— Osłodzić ci kawę? — spytał ją Paweł, gdy się krzątała.
— Poproszę.
— Ja wypiję swoją chyba już w gabinecie — mruknął.
— Szczerze mówiąc, miałam nadzieję, że przypilnujesz dziewczynki, jak będą jadły, a ja w tym czasie umyję włosy.
— No dobra. Idź. Popatrzę na nie.
— I na mleko. Jesteś kochany!
Gdy Paweł stanął przy płycie indukcyjnej, Blanka poszła do łazienki na piętrze. Odkręciła wodę, a wtedy ta zaczęła dziwnie pryskać i po łazience rozeszły się dźwięki przypominające strzelanie albo charkanie. Dziwne — przemknęło przez głowę Blanki. Na pewno nie zamierzała rezygnować z mycia głowy tylko dlatego, że w rurach zgromadziło się jakimś cudem powietrze. Zmoczyła włosy, zamknęła strumień wody i sięgnęła po szampon. Sprawnie wtarła go w mokre pasma oraz w skórę głowy, ale gdy chciała spłukać pianę, spotkała ją przykra niespodzianka. Z prysznica nic nie poleciało. Usłyszała tylko głuche bulgotanie. No pięknie!
— Paweł! — zawołała na całe gardło.
Kilka chwil później mężczyzna był na górze, a wraz z nim przyszły do łazienki zaciekawione dziewczynki.
— Coś się stało?
— Woda się skończyła.
— Jak to się skończyła? Przecież to niemożliwe.
— A jednak — jęknęła.
By udowodnić, że nic sobie nie wymyśliła, znowu uniosła dźwignię nad kranem.
— Faktycznie, nie leci — mruknął zdumiony Paweł.
Blanka posłała mu wymowne spojrzenie.
— No przecież powiedziałam ci o tym przed chwilą. I jak ja w tej sytuacji mam spłukać pianę z włosów?
— Przynieść ci butelkę mineralnej z kuchni?
Jankowska nie była zadowolona z tego, że będzie musiała polać sobie głowę chłodną wodą, ale w tej sytuacji chyba nie miała innego wyjścia.
— Przynieś.
— To miej oko na dziewczynki.
Michalina od razu zaczęła wypytywać mamę, dlaczego nie ma wody, a Tosia wykorzystała okazję i zaczęła rozwijać papier toaletowy.
— Tośka! — upomniał ją Paweł, gdy wrócił do łazienki. — Ile razy mówiliśmy ci, że papier toaletowy to nie jest zabawka?
Blanka spłukała wreszcie włosy. Nie było to raczej przyjemne doświadczenie, dlatego szybko owinęła sobie głowę ręcznikiem i wyjęła z szafki szczotkę do włosów, odżywkę bez spłukiwania oraz suszarkę.
— A my może chodźmy z powrotem na dół. — Paweł przywołał do siebie dziewczynki. — Na pewno nie chcecie, żeby mleko wam wystygło.
— Ja chcę zostać z mamą! — zaprotestowała Michasia.
Ojcu ostatecznie udało się przekonać ją do swojego pomysłu i Blanka znowu została w łazience sama. Spryskała włosy odżywką i rozczesała je, ale nim włączyła suszarkę, wyjęła z kieszeni szlafroka telefon i wysłała wiadomość do Klaudii:
„U Was też nie ma wody?”
Ciepłe powietrze suszarki i błogi szum sprawiły, że jakoś udało jej się pozbyć nieprzyjemnego uczucia chłodu, które ogarnęło ją, gdy spłukiwała włosy wodą z butelki. Kiedy skończyła, zrobiła szybki makijaż, ubrała się i zeszła do kuchni. Kiedyś poświęcała znacznie więcej czasu na poranne zabiegi pielęgnacyjne i malowanie, ale odkąd została mamą, mnóstwo czynności wykonywała w pośpiechu.
Dziewczynki były już po śniadaniu. Michasia tuliła maskotkę, Tosia przy lodówce bawiła się magnesami przedstawiającymi zwierzątka, a Paweł wycierał właśnie ze stołu porozlewane mleko.
— Daj, dokończę to. — Blanka wyciągnęła rękę po ścierkę.
Paweł jednak nie oddał jej szmatki.
— Zrób sobie śniadanie. Jak już zacząłem, to skończę.
Blanka uśmiechnęła się i wyjęła z lodówki jogurt.
— A jeśli chodzi o wodę… — Wzięła z szuflady łyżeczkę i oparła się plecami o kuchenny blat. — Napisałam do Klaudii, czy nie ma czasem tego samego problemu.
— Może jest jakaś awaria w naszej wioskowej hydroforni? — zasugerował Paweł. — Może powinnaś zadzwonić do swojego taty i spytać, czy nic o tym nie wie? W końcu jest sołtysem.
— Dobra myśl. Nie wiem, czemu sama od razu na to nie wpadłam.
— Ja też chcę porozmawiać z dziadkiem! — ożywiła się Michalina.
— Dobrze, dobrze. Ty też będziesz mogła sobie z nim pogadać. — Blanka się uśmiechnęła, lecz nim wykonała telefon, coś jej się przypomniało. — Paweł, słuchaj… — Popatrzyła na męża z niepokojem.
— No?
— A jak oni nam tę wodę odcięli? Mam oczywiście na myśli wodociągi.
Jankowski się zaśmiał.
— Ty głupio nie rechocz. Właśnie sobie przypomniałam, że kilka tygodni temu przyszedł mi na maila rachunek za wodę, a ja chyba go nie opłaciłam.
— Zdarzało ci się to wcześniej?
— Zwariowałeś? Przecież dobrze wiesz, że zawsze załatwiam takie rzeczy od razu. No prawie zawsze…
Paweł posłał jej pytające spojrzenie.
— No dobra, czasami mam jakieś drobne opóźnienie, ale przecież zawsze w końcu płacę, nie? Kurczę, ale tego ostatniego to chyba jednak… Zwyczajnie zapomniałam.
— Jak dawno dostałaś ten rachunek?
— A bo ja wiem? Cztery, może pięć tygodni temu. Miałam go na pewno opłacić do końca marca.
— Dziesięć dni to żadne spóźnienie — mruknął Paweł. — Jakoś nie wydaje mi się, żeby wodociągi odcinały wodę osobom, które opłacą rachunek kilka dni później. Myślę, że to mogłoby się stać dopiero wtedy, gdybyś zapomniała o kilku fakturach.
— Ale pewności nie masz, co nie? — Blanka nie była przekonana. — A jeśli to przeze mnie?
Paweł pokręcił głową, lecz zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, rozległ się dźwięk telefonu Blanki.
— To moja mama — rzuciła do męża i odebrała. — No cześć, mamuś. — Słuchała przez chwilę, po czym skwitowała: — Rychło w czas. Już zdążyliśmy się z Pawłem zorientować, że jest problem z dostawą wody. Wiadomo, jak długo to potrwa? Nie wiem, czy jechać do miasta po zapas mineralnej. Mamy w domu raptem kilka butelek. — Zamilkła, słuchając wyjaśnień matki, po czym stwierdziła: — To chyba pojadę na te zakupy. Wy nie potrzebujecie niczego ze sklepu? No dobrze. Jasne, mamo. Dzięki za telefon. I spokojnego dnia w pracy! — Odłożyła telefon i przekazała Pawłowi to, co usłyszała od mamy: — Woda będzie dopiero koło czwartej. Przecieka zawór i hydraulicy już naprawiają usterkę.
— To co? Kto z nas jedzie na zakupy?
— Ja pojadę i zabiorę ze sobą dziewczynki — oznajmiła stanowczym głosem. — Wiem, że musisz pracować.
— Dzięki, kotku. To wszystko przez niedawną awarię serwera w naszej firmie. Do tej pory walczę z jej skutkami i przywracam kolejne elementy bazy danych, którą utraciliśmy.
— W porządku. Właściwie to chętnie się przejdę po sklepach.
— Jedziemy na zakupy, mamusiu? — podłapała Michasia. — Kupimy czekoladowe jajeczka z zabawkami w środku?
— Jajo! Chcę jajo! — zawołała jej siostra.
Blanka z Pawłem wymienili rozbawione spojrzenia.
— Tylko nie roztrwońcie wszystkiego, co mamy na koncie, okej? — zawołał ze śmiechem Jankowski. — Może jednak to ja powinienem pojechać na te zakupy?
— Bardzo zabawne. — Blanka zganiła go spojrzeniem, bo była raczej rozsądną osobą i nie miała w zwyczaju szastania pieniędzmi na prawo i lewo.
— Bawcie się dobrze. — Paweł podszedł do żony i cmoknął ją w policzek. — Zamknij dom, jak będziecie wychodziły, okej? Zadekuję się w gabinecie na piętrze i założę słuchawki. Mógłbym nie usłyszeć, gdyby ktoś przyszedł.
— W porządku. Przekręcę klucz w zamku.
Paweł wyszedł z kuchni, a Blanka zwróciła się do dziewczynek:
— To co? Wkładamy buty i idziemy do auta?
— Hura! Zakupy! — ożywiła się Michasia. — Ale kupisz nam po czekoladowym jajeczku?
Blanka znów się zaśmiała. Czuła, że nie da rady odmówić tej prośbie.
— Coś tam będziecie mogły sobie wybrać — mruknęła.
Zakupy przebiegły sprawnie, Blanka oczywiście kupiła córkom po czekoladowym jajku, a gdy wracały do domu, odebrała telefon od Klaudii.
— Hej. — Z głośników samochodowych popłynął głos Zakrockiej.
— Cześć, cześć. Dobrze cię słyszeć.
— Możesz rozmawiać? Słyszę jakiś szum w tle.
— Jadę autem. Właśnie wracam z dziewczynkami z zakupów.
— Niech zgadnę: byłyście po wodę?
Blanka się zaśmiała.
— Skąd wiedziałaś?
— Bardzo zabawne.
— Też byłaś już na zakupach?
— Na szczęście mamy zapas w domu. A tak w ogóle to chciałam cię przeprosić, że nie odpowiedziałam na twoją wiadomość od razu, tylko dzwonię dopiero teraz — ukorzyła się Klaudia. — Zajmowałam się dziećmi i nie miałam pod ręką telefonu.
— Nie szkodzi.
— Macie jakieś plany na resztę dnia? — zagadnęła Zakrocka. — Hela z Julkiem od rana suszą mi głowę, że chcieliby pobawić się z Michalinką i Tosią.
— Właściwie to też chciałam zaproponować ci dzisiaj wspólne wyjście na plac zabaw.
— Tak? To cudownie się składa. W takim razie o której się widzimy?
Blanka zerknęła na zegarek zamontowany na desce rozdzielczej.
— Pasuje wam za pół godziny?
— Jasne.
— No to świetnie. W takim razie do zobaczenia!
— Do zobaczenia — pożegnała się Klaudia.
Blanka nie widziała przyjaciółki od kilku dni, dlatego ucieszyła się na spotkanie. Czasami, gdy spędzała całe dnie sama z dziećmi, jak na przykład ostatnio, kiedy Paweł miał dużo pracy, tęskniła za towarzystwem innych dorosłych. Dziewczynki były cudowne, lecz rozmawianie o ulubionych postaciach z ich bajek i rozwiązywanie dziecięcych problemów zwyczajnie ją po pewnym czasie nudziło. Nie mogła się doczekać dzisiejszych sąsiedzkich ploteczek z Zakrocką. Może powinna zaprosić na plac zabaw również Wiktorię? Wspomniała ostatnio, że teraz będzie miała kilka dni wolnych od pracy.
Ciąg dalszy w wersji pełnej