-
promocja
-
W empik go
Ich zniszczona rodzina. Detektyw Gina Harte. Tom 8 - ebook
Ich zniszczona rodzina. Detektyw Gina Harte. Tom 8 - ebook
Maluje usta czerwoną szminką, przegląda się w lustrze i informuje swoich współlokatorów, żeby na nią nie czekali. Wybiera się na randkę, z której nigdy nie wraca. Amber Slater po prostu znika.
Ostatnią osobą, która widziała Amber, jest jej współlokator. Pamięta, co miała na sobie tamtej nocy. Widział, jak wychodziła. Słyszał każde słowo rozmowy telefonicznej, którą odbyła z przyjaciółką. Niektórzy twierdzą, że on i Amber byli bardzo blisko. Zbyt blisko. I że jego żona właśnie się o tym dowiedziała.
Plotki cichną, kiedy ciało dziewczyny z zaklejonymi ustami zostaje znalezione w lokalnym parku. Rozpoczyna się wyścig z czasem, bo w środku nocy znika kolejna kobieta – trzeba ją odnaleźć, zanim i ona zostanie na zawsze uciszona.
| Kategoria: | Kryminał |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-272-9145-5 |
| Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
z powodu tego, co się zrobiło lub czego nie zdążyło się zrobić
czy powiedzieć, ale nie bądźcie dla siebie zbyt surowi.
Prolog
10 lat temu
Piątek, 18 I
Pukam do drzwi pokoju Hailey, licząc na to, że matka mnie nie usłyszy. Nie chcę, żeby mnie przyłapała.
– Hailey – szepczę, ale zdaję sobie sprawę, że to nie wystarczy.
Jeśli śpi, nie ma mowy, żeby w ten sposób ją obudzić, ale przecież nie mogę czekać do rana. Znalazłam rozwiązanie wszystkich naszych problemów. Nie pójdziemy do szkoły ani jutro, ani nigdy. Zgodnie z obietnicą mam plan i dograne wszystkie szczegóły. Miałaś być cierpliwa i byłaś. Nasz koszmar wkrótce się skończy i zaczniemy wszystko od nowa gdzieś indziej, daleko od cierpienia, które nas tu spotkało.
W sypialni matki słychać jakieś skrzypienie, więc wstrzymuję oddech. Po czole spływa mi kropla potu, która ostatecznie skapuje z mojego nosa. Cicho wzdycham, następnie kładę rękę na klamce i ciągnę. Idealny nos Hailey i jej czoło oświetla jedynie wpadająca przez okno poświata księżyca.
Dziwne. Zazwyczaj zaciąga zasłony i woli spać w całkowitej ciemności. Od zawsze powtarza, że nie może zasnąć, jeśli do pokoju wpada choćby odrobina światła. Skradam się po drewnianej podłodze, celowo omijając skrzypiące deski. Cały czas wpatruję się w jej twarz. Jej cera ma niebieskawy odcień, prawie siny. Odsuwam włosy z jej ust i zakładam je za ucho. Nie zdjęła słuchawek. Musiała zasnąć podczas słuchania muzyki. Wyciągam jedną i wkładam ją sobie do ucha. Cisza. Biorę jej telefon i włączam piosenkę, przy której zasnęła, mając nadzieję, że to, jak i moja obecność, powoli ją obudzi. Nie chcę jej wystraszyć, bo zacznie krzyczeć. Musimy wyjść z domu w ciszy, żeby matka nas nie słyszała.
Słuchała „Beautiful Dreamer”. To też dziwne. To jeden z ulubionych utworów babci. Hailey normalnie słucha Black Eyed Peas. W jej pokoju znajdują się dowody na to, jak wielką jest ich fanką. Na każdej ścianie wiszą plakaty Williama i Fergie. Chcę zabrać jej drugą słuchawkę, więc wkładam rękę pod jej głowę i wzdrygam się, po czym sapię.
– Hailey. – Szturcham ją. Jest lodowata. Biorę ją za rękę. Tak samo zimna. Ponownie ją trącam. – Ej, pobudka.
Nic. Żadnych odpowiedzi, ruchu, oddechu.
– Wstawaj, Hailey. Musimy iść. – Chyba się domyślam, co zaszło. Łzy zaczynają płynąć mi po twarzy. – Nie!
Chwytam sztywne ciało Hailey, przyciągam jej głowę do swojej piersi, nie potrafiąc stłumić szlochu. Wszystko miało być dobrze. Chciałem wszystko naprawić, ale odeszła. W końcu miało być normalnie. Mieliśmy być bezpieczni. Na szafce nocnej zauważam puste blistry po tabletkach, obok szklankę wody. Opakowania spadły na podłogę. Krzyczę z rozpaczy, ściskając lodowatą rękę, wiedząc, że Hailey do nas nie wróci. Cały mój wysiłek na marne. Straciliśmy ją.
Podciągam jej kołdrę pod szyję, po czym wybiegam z jej pokoju i spieszę do matki. Włączam górną lampę. Czuję pulsowanie żył w głowie i zdaję sobie sprawę, że zaciskam dłonie. Dla dobra Hailey unikaliśmy awantur, ale nie tym razem.
– To twoja wina. – Chwytam się za głowę i ciągnę za swoje włosy, gdy matka się porusza.
W podświadomości słyszę głos Hailey, która mówi, że mama nie chce nikogo skrzywdzić. Nie chce wywoływać problemów i być karana. Ale nie zostanie ponownie ukarana. Już za późno. Trzeba było wcześniej coś zrobić.
– Czego? Idź spać. Jest środek nocy – mamrocze i ziewa pod kocem, ale słyszę, co mówi. Moja matka. Moja kochana mama. – I zgaś światło.
Wskakuję na łóżko i chwytam ukrytą pod kocem szyję. Zaciskam palce na tchawicy matki. Wije się pode mną i rzuca. Nienawidzę jej. Uderza mnie pięścią w nos, więc ją puszczam i upadam na dywanik przy łóżku. Bije jak zawodowy bokser. Często zadawała nam ciosy pięściami.
– Zabiłaś Hailey.
Matka wydaje się zdezorientowana, pociera szyję.
– Co? – pyta.
Moja krew znaczy jej knykcie, na widok czego mam ochotę sprać ją na miazgę.
– Słyszałaś. – Wstaję, kipiąc gniewem. Uderzam ją pięścią w skroń, ale na tym nie poprzestaję. Słyszę, że pęka jej żebro, a potem dociera do mnie jej krzyk.
Chwyta się za żuchwę. Rzuca się do walki, ale nie jestem już dzieckiem. Teraz jestem mężczyzną. Po kilku ciosach czuję, że słabnę. To tyle, jeśli chodzi o bycie facetem. Nie ocaliłem Hailey. Zadaję kolejne ciosy. Nie mogę przestać, gdy myślę o jej zimnym ciele.
Matka musi zapłacić za to, co zrobiła, a ja sprawię, że stanie się to w tej chwili.
– Przestań! Zabijesz mnie!
Gdyby mnie to tylko obchodziło…
Rozdział 1
Teraz
Piątek, 22 I
Amber przejrzała ubrania na drążku i zdjęła z niego wieszak z bladoróżowym kombinezonem.
– Może ten?
Lauren zmarszczyła nos i pokręciła głową.
– Powinnaś włożyć niebieską sukienkę. Pasuje ci i będzie ci łatwiej się wysikać. – Zaśmiała się jej przyjaciółka.
Amber przypomniała sobie, że Lauren kiedyś tak bardzo się upiła, że niemal zsikała się przed klubem nocnym w Birmingham.
– Nie! Ta niebieska jest jakaś babcina. Włożyłam ją na rozmowę o pracę. Może zrobisz coś do picia, a ja się przygotuję?
Lauren zerknęła przez ramię, przybierając komediową minę.
Amber wzięła telefon i uśmiechnęła się na widok kolejnej wiadomości. Nikomu nie dawała swojego numeru, ale on nie był nikim. Bardzo go lubiła. Na pewno nie był jak inni.
Naprawdę nie mogę się doczekać, aby poznać Cię w realu. Nawet nie wiesz, co ze mną robisz :-*
Przeczesała palcami swoje loki. W życiu studenckim chodziło o próbowanie nowych rzeczy, nowych mężczyzn, nowych kobiet. Zakosztowała wszystkiego i żałowała jedynie, że jedną z nich była Lauren. Wzruszyła jednak ramionami, włożyła kombinezon, cętkowane szpilki i długi zimowy płaszcz, który zdejmie, gdy dotrze do restauracji. Zapięła ciężki naszyjnik, który dopełniał całą stylizację, i niespodziewanie odniosła wrażenie, że jest gotowa jak nigdy wcześniej. Wzięła telefon i odpisała.
To mi pokaż! ;-)
Zakończyła buźką i wysłała. Może wyszło zbyt śmiało? Nie, było dokładnie tak, jak tego chciała, i brzmiało super. Zdjęła spinkę, a długie czarne włosy spłynęły jej na plecy.
– O Boże, jak pięknie wyglądasz, Amber. Masz takie kocie oczy. – Lauren kopnęła kilka ubrań na bok i przeszła do szafki nocnej, na której postawiła kubek miętowej herbaty.
– Dzięki! No i dziękuję za napój. – Amber wiedziała, że go nie wypije. Wyjdzie stąd, gdy tylko Lauren pójdzie do siebie. – Jeszcze nie wiem, czy na weekend wrócę do domu. Zobaczymy, jak się sprawy potoczą. – Puściła oko do przyjaciółki. Może zbyt bezczelnie, ale Lauren musiała zrozumieć przekaz.
– Wiesz, w różu naprawdę wyglądasz seksowniej. Baw się dobrze. Jeśli nie zobaczymy się jutro, będę wiedziała, że dajesz czadu – powiedziała Lauren, jednak jej wymuszony uśmiech mówił coś zupełnie innego. – Na razie. Pogadam z mamą przez kamerkę, zanim wpadnie niezapowiedziana.
Amber słyszała, jak jej przyjaciółka zamyka za sobą drzwi. Spryskała włosy lakierem, psiknęła się ulubionymi perfumami i była gotowa do wyjścia. Pochyliła się, wzięła małą torbę, którą wcześniej spakowała, ograniczając się przy tym do minimum. Wyglądała jak większa torebka. Jej widok nie wzbudzał podejrzeń, ale była przygotowana, gdyby potrzebowała szczoteczki do zębów czy czystej koronkowej bielizny.
Zamknęła drzwi w chwili, w której Lauren otworzyła swoje. Blada twarz przyjaciółki zdradzała oznaki płaczu.
– Będę za tobą tęsknić.
– Mówiłaś, że między nami wszystko w porządku. – Amber nie miała na to czasu. Żałowała swoich decyzji. Żałowała, że przekroczyły granicę. Życzenie dobrej zabawy było na pokaz. Zdawała sobie sprawę, że Lauren liczyła na coś więcej. – Muszę iść.
– Zostań, proszę. – Przyjaciółka wyciągnęła rękę i położyła dłoń na przedramieniu przechodzącej dziewczyny. Jej palce nadal były sztywne i zimne.
W kieszeni Amber odezwał się telefon. Mężczyzna, z którym pisała, czekał na nią w restauracji.
– Obiecuję, że porozmawiamy o tym, gdy wrócę. – Amber się odsunęła.
Lauren otarła łzę z policzka i trzasnęła drzwiami.
Kiedy Amber szła w najbardziej niepraktycznych butach, jakie tylko miała, nie mogła wyrzucić z myśli twarzy przyjaciółki. Pomyślała jednak, że załatwi tę sprawę później.
Pchnęła główne drzwi budynku, które otworzyły się ze skrzypnięciem, i na korytarz wpadł podmuch zimnego wiatru. Jeszcze nie sypał śnieg, ale synoptycy już go zapowiadali. Jeżeli pogoda wytrzyma jeszcze godzinę, wszystko będzie w jak najlepszym porządku.
Wtem ktoś krzyknął. Odruchowo zesztywniała, jednocześnie się zatrzymując. Na tyłach parkingu mężczyzna pochylony nad bagażnikiem swojego auta ciągnął coś, trzymając się za plecy. Zmrużyła oczy, żeby lepiej widzieć w ciemności. Kiedy ponownie szarpnął, poślizgnął się i zatoczył do tyłu. Krzyknął, gdy upadł na betonowy krawężnik.
– O rety! Nic się nie stało? – Poczłapała w jego stronę, ślizgając się w szpilkach na lodzie. Zawartość jej torebki grzechotała przy każdym kroku.
Lodowaty wiatr poruszył nagimi gałęziami drzew rosnących wokół parkingu i ze świstem wpadł do przejścia podziemnego naprzeciwko.
– Cześć, Amber. Cieszę się, że wyszłaś w tej chwili. Noga daje mi się we znaki. Chciałem wyjąć kulę z bagażnika, a teraz, patrz, leżę na ziemi.
– Nie wiedziałam, że miałeś jakiś wypadek.
– Bo stało się to zaledwie wczoraj. Wypiłem za dużo i wiesz, jak to jest. Szedłem oblodzonym chodnikiem i łup! Tak po prostu. Wygląda na to, że przez jakiś czas będę uziemiony.
Spojrzała na jego zbolały uśmiech. Zerknęła na zegarek. Jeśli szybko postawi go na nogi, to zdąży jeszcze na autobus.
– Dobra, spróbuję ci pomóc.
Znów krzyknął i zaczął dyszeć, gdy próbowała go podciągnąć.
– Nic mi nie będzie. Po prostu pociągnij.
Skrzywiła się, wyobrażając sobie, jak musiał cierpieć. Dobrze wiedziała, jak boli złamana noga, bo kiedyś upadła w szkole na WF-ie i też tak się to skończyło.
– Dobrze, to spróbujmy raz jeszcze. Gotowy?
Przytaknął.
– Wiesz co, a może wyciągniesz moją drugą kulę z bagażnika? Chyba za głęboko ją wcisnąłem. Właśnie dlatego upadłem.
Przytaknęła i zajrzała do wnętrza pojazdu. Miał rację, kula zaklinowała się z dwóch stron auta, gumowa końcówka została mocno wciśnięta. Amber ciągnęła za nią i ciągnęła, ale kula ani drgnęła. Utknęła na amen.
– Nie mogę jej ruszyć – powiedziała i w tej samej chwili poczuła na karku ciepły oddech.
Drżąc, obróciła się i zobaczyła, że mężczyzna stał teraz tak blisko, iż niemal stykały się ich nosy. Uśmieszek na jego twarzy podpowiadał, że nie potrzebował żadnej pomocy. Zastawił pułapkę, w którą dała się złapać. Niespodziewany ból zapłonął w jej głowie, gdy ten uderzył ją czymś twardym. Potknęła się na zamarzniętej jezdni, zahaczyła o coś nogawką kombinezonu i usłyszała, że materiał jej ubrania się rozdarł. Spojrzała na swój blok, ale zdała sobie sprawę, że nikt na nich nie patrzy. Zasłony we wszystkich oknach zaciągnięto, wiedziała więc, że znalazła się sam na sam z człowiekiem, który próbował ją zabić.
Księżyc na niebie zdawał się kręcić. Stanęła prosto, starając się obrócić i uciec, ale zawroty głowy wywołały mdłości. Wpadła obcasem w dziurę i poleciała do tyłu, jednak on ją złapał. Chciała go uderzyć, ale odepchnął jej ręce.
– Nigdzie nie pójdziesz.
Przestał utykać. Widziała za to jego wykrzywione gniewem usta i przenikliwe spojrzenie.
– Dlaczego mi to robisz? – urwała, gdy zrozumiała, że bełkocze. – Umówiłam się z kimś. Zadzwoni na policję, jeśli się nie pojawię – rzuciła, jednak on się uśmiechnął i pokręcił głową. Chciała wyciągnąć telefon z kieszeni płaszcza. – Nie ujdzie ci to płazem.
Wyrwał jej komórkę i ją schował.
– Już nie będzie ci potrzebna.
Znów poczuła ból, gdy uderzył ją kamieniem, po czym wcisnął ją do bagażnika. Miała mroczki przed oczami. Starała się znaleźć coś, czym mogłaby się bronić, ale nie mogła się obrócić. Kiedy mężczyzna zamknął klapę, Amber zrozumiała, że ma przechlapane. Szpilkami zaczepiła o tapicerkę, płaszcz okręcił się wokół jej ciała. Kula wbijała się w jej bok. Dziewczyna utknęła, zakleszczona. Samochód przejechał przez próg zwalniający, po czym przyspieszył. Następnie musieli wjechać na drogę z przynajmniej dwoma pasami ruchu w jedną stronę, bo inne samochody mijały ich ze świstem, w oddali nawet ktoś zatrąbił.
Wiedziała, że umrze.
Rozdział 2
Poniedziałek, 25 I
Zaczęła się odwilż, w powietrzu czuć było spory chłód. Komisarz Gina Harte przebiegła przez parking przy posterunku do głównych drzwi, a następnie korytarzem aż do damskiej toalety. Przeczesała palcami splątane, brązowe włosy i jak zwykle spięła je z tyłu jedną z tych zwykłych gumek recepturek, które nieustannie pękały.
– Cześć, szefowo. – Detektyw Paula Wyre podeszła do umywalki i odkręciła kran. Kruczoczarne włosy spływały jej na plecy, a grzywka była już niemal za długa. Coś takiego nie pasowało do Wyre, która nie pozwalała sobie nawet na odrobinę zaniedbania.
– Dobrze się czujesz? – Gina oparła się o umywalkę, czekając na odpowiedź.
Wyre bawiła się mankietem.
– Rozstałam się z George’em.
– Bardzo mi przykro. A ślub? – To nie było mądre pytanie i Gina natychmiast go pożałowała. Spojrzała na palec serdeczny koleżanki, na którym nie dostrzegła pierścionka z błyszczącym kamieniem, który jeszcze niedawno tam gościł.
– To koniec i… – Wzruszyła ramionami. – Nie wiedziałam, nawet nie przeczuwałam, że w naszym związku coś jest nie tak. Nie podobały mu się moje godziny pracy, ale od samego początku wiedział, że pracuję w wydziale dochodzeniowo-śledczym. Ludzie popełniają przestępstwa nie tylko pomiędzy dziewiątą a siedemnastą. Tak czy inaczej, dzieją się straszne rzeczy i nic nie będzie czekało, aż znajdę na to czas. Muszę po prostu zająć się pracą. Może uda mi się, jak to mówią, wrócić do gry.
– Słuchaj, jeśli potrzebujesz wolnego, żeby…
Pokręciła głową.
– Nie. Muszę się na czymś skupić. Jest jak jest. Przynajmniej mieszkanie było moje, więc wczoraj kazałam mu się spakować. Wyniósł się. – Westchnęła. – W każdym razie chcę się zająć sprawą, więc nie mówmy więcej o mnie i George’u.
– Skupienie się na czymś to dobry pomysł. Cicho tu u nas ostatnio, nie, żebym narzekała.
– Nie tak cicho, jak mogłoby się wydawać.
– Mów. – Gina wreszcie związała włosy i przejrzała się w lustrze. Fryzura nie wyszła gładko, ale do diabła z nią. W tej chwili naprawdę się tym nie przejmowała. Był pochmurny i zimny styczeń. Co więcej, bojler na posterunku nie działał, jak należy, zatem w każdym pomieszczeniu włączono elektryczne dmuchawy, aby zapobiec wychłodzeniu. Niemal zdradziła się uśmiechem, który sugerował, że poprzednią noc spędziła z nadinspektorem Chrisem Briggsem. To nie powinno się wydarzyć, ale historia jak zwykle zataczała koło. Cieszyła się jego ciepłem oraz tym, że potrafił o nią zadbać, chociaż nikt o tym nie wiedział. Żadne nie chciało, żeby przeniesiono ich z posterunku policji w Cleevesford.
– Niebawem ma przyjść Lauren Sandiford, żeby zgłosić zaginięcie sąsiadki, która przez cały weekend nie wróciła do mieszkania. Obie są studentkami, mieszkają w dużym budynku przy Bulmore Drive, który został przekształcony na blok mieszkalny.
– Wiem, który to. W przeszłości sporo się w nim działo, ale przez ostatnie lata nikt już nic nie zgłaszał. Wiemy coś więcej? Czy zajmie się tym któryś z patroli? – Gina wyprostowała się i rozpięła ciężki wełniany płaszcz, pod którym miała szarą marynarkę.
– Jak mówiłaś, ostatnio było u nas spokojnie, ale prewencja ma pełne ręce roboty, więc pomyślałam, że mogłybyśmy ich odciążyć.
– Może być. Mam nadzieję, że nasza zaginiona została u znajomych.
Wyre oparła się o umywalkę.
– Lauren Sandiford powiedziała, że przyjaźni się z Amber Slater, jednak ta nie odbiera od niej telefonu. Może to coś oznaczać, a może to zupełnie nic takiego. Miejmy nadzieję, że chodzi o to drugie i że Amber się znajdzie. – Paula wyjęła z kieszeni porządną, materiałową gumkę do włosów. – Przyniosłam dla ciebie, szefowo. Boli mnie, ilekroć wyrywasz sobie włosy tym czymś.
Gina parsknęła śmiechem, przez co i Wyre się zaśmiała.
– Dziękuję. – Zdjęła recepturkę z włosów, wyrywając przy tym kilka, i związała je elegancką gumką. – Lepiej?
Wyre przytaknęła.
– Przesłuchamy razem tę kobietę, gdy przyjdzie?
– Świetnie. – Paula wyszła niczym profesjonalistka, nie dając po sobie poznać, że cierpi.
Gina miała nadzieję, że zaginiona zabalowała z jakimś nowo poznanym facetem. Mimo wszystko weekend to niezbyt długa nieobecność. Przebiegł ją niewielki dreszcz. Nadzieja nie była profesjonalna. Najpierw musi znaleźć tę kobietę. Dopiero wtedy się odpręży.
Rozdział 3
Lauren Sandiford nerwowo popijała herbatę, którą podała jej Wyre. Miała pusty wyraz twarzy nie zdradzający żadnych emocji, ale stres wyraźnie było widać w ruchach palców, którymi wodziła po słojach blatu. Gina wybrała pokój przesłuchań, który wydawał jej się najlepszy, chociaż żaden nie był szczególnie zachęcający, co wiązało się z cięciami budżetowymi. Dmuchawa zaczęła pracować, od czasu do czasu ciężko brzęcząc. Pomieszczenie wypełniło się zapachem spalonego kurzu.
– Czuję się dość głupio. – Lauren położyła mały plecak na podłodze, ale bomberkę moro zostawiła szczelnie zapiętą aż pod sam okrągły, podwójny podbródek. Mysie włosy opadały z obu stron na obszyty sztucznym futrem kaptur. Wzięła z leżącego na stole pudełka chusteczkę i wydmuchała nos.
– Nie powinna pani się tak czuć. Dobrze, że troszczy się pani o sąsiadkę. – Gina przysunęła się do stołu, a Wyre odnalazła pustą stronę w notesie. – Może mi pani coś o niej opowiedzieć?
– Przyjaźnimy się. Tak naprawdę jesteśmy zżyte. W piątek wieczór poszła na randkę i od tamtej pory jej nie widziałam, ale też nie odbiera ode mnie telefonu. To jest dziwne. Wiele razy próbowałam się do niej dodzwonić.
Gina spojrzała na wypełniony już formularz. Lauren miała dwadzieścia lat, studiowała edukację wczesnoszkolną na uniwersytecie w Worcester, a na pół etatu dorabiała sobie w barze rybnym
w Cleevesford.
– Dobrze, zacznijmy od podstawowych danych. – Formularz spisano, gdy siedząca przed nimi młoda kobieta do nich dzwoniła, więc Gina musiała teraz zweryfikować, czy wszystko zostało poprawnie zanotowane.
– Amber Slater. – Lauren odchrząknęła i upiła łyk herbaty.
– Ile ma lat?
– Tyle samo, co ja. Dwadzieścia.
– Czym się zajmuje?
Lauren przeciągnęła krzesło po wykładzinie i położyła dłonie w rękawiczkach na blacie.
– Studiuje i pracuje za barem w Angel Arms. Jest na drugim roku rachunkowości i finansów.
Gina zadrżała, mimo że dmuchawę ustawiono na maksimum. Wiedziała, że wszystkim innym również jest zimno.
– Ma pani jej zdjęcie?
Lauren wyjęła telefon z bocznej kieszeni plecaka i palcem w rękawiczce zaczęła stukać w ekran. Szybko się zorientowała, że to na nic, więc zdjęła ją z dłoni.
– To jej profilowe z Facebooka. – Uniosła komórkę, siedząc po drugiej stronie stołu.
– Mogę?
Kobieta przytaknęła i podała telefon Ginie.
– Oczywiście.
Komisarz kliknęła na fotografię i powiększyła ją. Uśmiechnięta dziewczyna na ekranie emanowała pewnością siebie. Miała na sobie pomarańczowy sweter. Jej włosy zdrowo lśniły, co sprawiało, że wyglądała jak modelka. Brwi z pewnością podkreśliła kredką, która nadała im wyraziste łuki. Twarz w kształcie serca zakończona była wąską żuchwą i szpiczastym podbródkiem.
– Czy mogłaby pani wysłać mi później to zdjęcie?
Lauren kiwnęła głową i rozpięła odrobinę kurtkę.
– Tak, jasne.
– Widziała ją pani po raz ostatni w piątkowy wieczór, gdy wybierała się z kimś na randkę. Czy to się zgadza?
– Tak.
– Może mi pani podać konkretną godzinę?
– Eee… Chyba było koło dziewiętnastej. Szła na autobus, żeby spotkać się z tym mężczyzną w restauracji pod Cleevesford. Nazywa się Fish and Anchor. Miała jechać autobusem o dziewiętnastej dwadzieścia – urwała i zastanowiła się nad czymś. – Przystanek jest nieco dalej, przy Bulmore Drive.
– Możemy skontaktować się z restauracją i przewoźnikiem, aby sprawdzić, czy ktoś ją widział. Czy istnieje jakiś powód, dla którego nie odbiera telefonu? Czy mogła zostać u kogoś na weekend?
Lauren milczała, po czym otworzyła usta, jakby chciała odpowiedzieć, ale je zamknęła, a kiedy w końcu się odezwała, wydawało się, że ostrożnie dobiera słowa.
– Może. Mogła zostać z tym facetem, z którym się umówiła, ale do tej pory na pewno by już do mnie zadzwoniła. Jestem o tym przekonana.
– Czy zazwyczaj do pani dzwoni, jeśli nie wraca do domu przez kilka dni?
– Nigdy nie spędza tyle czasu poza domem. Z wyjątkiem dni, gdy jedzie do ojca, ale wtedy do mnie dzwoni albo wysyła wiadomości.
– Zatem twierdzi pani, że to zupełnie nie w jej stylu?
– Tak. Coś się stało. Wiem o tym.
– Może nam pani powiedzieć, co miała wtedy na sobie?
– Jasnoróżowy kombinezon i szpilki w cętki. Ma również złoty kolczyk w nosie. Nie pamiętam, w którym płaszczu wyszła. – W zamyśleniu ściągnęła brwi.
Rozległo się pukanie. Gina wstała.
– Przepraszam.
Uchyliła drzwi i zobaczyła, że na korytarzu stoi detektyw Harry O’Connor. Jego łysa głowa błyszczała w świetle jarzeniówek.
– Mogę cię prosić na słowo, szefowo?
Zamknęła za sobą cicho drzwi i puściła klamkę.
– Jasne.
– Spacerowicz znalazł nad jeziorem ciało.
Gina przełknęła ślinę, zastanawiając się, czy to możliwe, że to Amber Slater – kobieta młodsza od jej córki Hannah… Serce zabiło jej mocniej. Natychmiast musieli jechać nad jezioro.
Rozdział 4
Gina minęła plac zabaw i skierowała się w stronę taśmy policyjnej, którą posterunkowy Smith właśnie kończył przywiązywać do drzewa.
– Dobry. – Wyre uśmiechnęła się do niego.
– Dobry wam obu – odparł Smith. Spora odblaskowa kurtka, którą miał na sobie, sprawiała, że jego sylwetka wyglądała na dwa razy większą. – Ej, proszę zawrócić. To miejsce zdarzenia, nie może pan tam wejść. – Wskazał biegaczowi inną ścieżkę, w drugiej ręce trzymając formularz do opisania miejsca zbrodni.
Spocony mężczyzna uniósł dłoń i zawrócił.
– Gdzie jest osoba, która znalazła ciało? – Gina się rozejrzała, ale nie zauważyła, by ktoś rozmawiał z funkcjonariuszami.
– Po drugiej stronie ścieżki, z Kapoor. Przyszedł stamtąd. – Zapisał dane Giny i Pauli, wyrazy wyglądały na nabazgrane, bo miał na sobie grube rękawiczki. – Dobra, mam was na liście, więc możecie wejść.
– Dzięki. – Gina podniosła taśmę i przepuściła Wyre.
Kilka matek zatrzymało przy nich wózki, ale Gina je zignorowała i poszła za koleżanką. Już z oddali wypatrzyła Bernarda Smalla, kierownika techników, oraz jego ekipę, wszyscy mieli na sobie białe kombinezony ochronne. To nazwisko zdecydowanie do niego nie pasowało. Był najwyższym człowiekiem, jakiego znała. Szczupłą, żylastą sylwetkę musiał zawsze pochylać, gdy z nią rozmawiał. Jego niegdyś długa, siwa broda była teraz starannie przystrzyżona, bo ostatnio znów umawiał się na randki.
Jakiś policyjny stażysta przebiegł obok nich, goniąc za psem, którego właściciel czekał przy taśmie policyjnej i przywoływał teriera do siebie.
– Czas się ubrać. – Wyre wzięła kombinezon od jednej z techniczek.
Drugi trafił do Giny.
Kobieta odsunęła maseczkę z twarzy.
– Właśnie kończą zdjęcia i nagrania. Byłoby super, gdyby dały im panie jeszcze kilka minut.
Gina starała się spojrzeć przez ramię.
– Mamy już opis?
– Nie widziałam ofiary. Wiem jedynie, że to kobieta. Zaraz rozłożymy płyty, by można było tam przejść. To nie powinno zająć dużo czasu.
Słychać było klikanie migawki aparatu, chwilę potem pojawił się technik z kamerą. Dwaj policjanci szukający wskazówek przeszli do miejsca, w którym znajdowało się ciało. Przy taśmie zbierali się już gapie. Kątem oka Gina dostrzegła Kapoor stojącą pod bezlistnym drzewem i rozmawiającą z około pięćdziesięcioletnim mężczyzną. To musiał być świadek. Tłum się powiększał, widać już było morze czapek z pomponami, płaszczy przeciwdeszczowych i wilgotnych włosów. Gina się rozejrzała, zastanawiając się jednocześnie, czy któraś z tych osób nie jest zabójcą, który wrócił na miejsce zbrodni, by podziwiać swoje dzieło. Może to kobieta spoglądająca w tamtą stronę, ubrana w żółtą kurtkę, albo mężczyzna w bordowej czapce w białe śnieżynki, który stał za nią. Był też facet po sześćdziesiątce ze szczekającym terierem, dwóch chłopaków w dresach, a także ze dwadzieścia innych osób, które powinny pilnować swojego nosa. W miarę napływu nowych gapiów stało się wręcz niemożliwe objąć ich wszystkich wzrokiem.
Do Giny podeszła detektyw Wyre i stanęła za nią.
– Szefowo, Bernard nas woła.
– Dobrze. Tak wiele tu gapiów, że musimy z godnością zająć się ciałem. – Zapięła kombinezon, włożyła kaptur, ochraniacze na buty i rękawiczki.
Kilka osób wyjęło komórki, by nagrywać zdarzenie i robić zdjęcia. Gdy Kapoor zwróciła na obie kobiety uwagę, zostawiła świadka na chwilę i do nich podeszła.
– Za chwilę fanpage na Facebooku „Co słychać w Cleevesford” będzie pełen teorii i zdjęć. Ludzie czasami tak bardzo mnie denerwują.
– Prawda, szefowo.
Gina niemal ześlizgnęła się po skarpie, która prowadziła na brzeg jeziora. Jeszcze dwa dni temu ziemia w tym miejscu byłaby skuta lodem, a teraz wszystko zaczynało topnieć, więc wokół było tylko błoto.
– Dzień dobry, Bernardzie. Mogę zobaczyć ciało?
– Tak, chodź. Stąpaj po płytach. Są trochę śliskie, więc musisz uważać. Na razie ustawiliśmy parawan i pracujemy przy ciele, ale ludzie nadal podchodzą z drugiej strony jeziora z komórkami i aparatami. Przez nich wszystko potrwa znacznie dłużej.
– Wyre, poproś Smitha, żeby kogoś tam posłał i ich przegonił. I niech ich najpierw spisze. – Lista osób obecnych na miejscu zbrodni na pewno później im się przyda.
– Tak, szefowo. – Paula pokiwała głową i pospieszyła w kierunku taśmy policyjnej.
Kaczki zaczęły kwakać i podpłynęły do brzegu, zakładając, że wszyscy ci ludzie byli tu po to, by je karmić. Gina postawiła ostrożnie kilka kroków i w końcu dotarła do parawanu. Owiał ją zimny wiatr, niemal utrudniając oddychanie. Odwilż nie miała długo potrwać.
Bernard szedł za nią, jego duże stopy wyglądały, jakby rozpłaszczały się na płytach.
– Co muszę wiedzieć?
Odchrząknął.
– Cóż, ledwie mieliśmy czas, żeby rzucić okiem na ciało, nie mówiąc już o zbadaniu go, ale nie da się nie zauważyć rany kłutej na piersi ofiary. Sekcja z pewnością wykaże długość i typ ostrza oraz to, czy rana okazała się śmiertelna. Ewentualna obecność okrzemek w ciele da nam odpowiedź na to, czy utonęła. Pobierzemy próbkę wody z jeziora. To również powinna potwierdzić to sekcja. To młoda kobieta, może nawet nastolatka. Powiedziałbym, że miała od szesnastu do dwudziestu dwóch lat. Na razie nie znaleźliśmy na brzegu krwi czy innych śladów biologicznych, ale nadal badamy teren. Musiała bardzo krwawić po tym ciosie, więc jeśli zadano go tutaj, spodziewałbym się wielu śladów.
– Jakieś narzędzie zbrodni?
– Na razie nic, ale szukamy.
Gina się rozejrzała. W nocy ktoś mógł podjechać samochodem do początku ścieżki i zanieść ciało do jeziora albo dziewczyna tędy spacerowała i padła ofiarą brutalnej napaści, która doprowadziła do jej śmierci. Gina wiedziała, że na parkingu zainstalowano kamery monitoringu, więc poprosiła o nagrania, jeszcze zanim wyszła z posterunku. Jednak byłby to cud, gdyby zabójca podjechał na tak monitorowany parking. Mieszkańcy domagali się lepszego zabezpieczenia terenu przy jeziorze, ale nie było to możliwe ze względu na cięcia w miejskim budżecie.
– Ile czasu denatka mogła się znajdować w jeziorze?
Bernard pokręcił głową.
– Zimna woda konserwuje, a wczoraj i dzisiaj było mroźno. Jedyne, co się wyróżnia, to zsinienie pośmiertne. Kobieta leży na brzegu zwrócona twarzą do dołu, a zasinienie widać na pośladkach i tylnej części ud i łydek. Natomiast niedługo po śmierci krew gromadzi się w miejscu, gdzie występuje nacisk. Wydaje się, że ofiara w chwili śmierci lub zaraz po niej siedziała z uniesionymi nogami. Musimy też pamiętać, że serce wypompowałoby krew z jej klatki piersiowej, chyba że zabójca zostawił nóż w ciele, zatykając nim ranę. Widzisz, musimy wziąć pod uwagę wiele czynników, dlatego też sekcję zwłok należy przeprowadzić jak najszybciej.
– Weźmy się za to od razu.
– Jest jeszcze coś.
– Co takiego?
– Ślady skrępowania na kostkach, nadgarstkach i szyi. Podejrzewam, że została przywiązana do krzesła, na którym zmarła. Są też ślady w kącikach jej ust i na policzkach. Została zakneblowana. I jeszcze jedno, skóra na wardze jest rozerwana. Muszę się temu bliżej przyjrzeć, ale powiedziałbym, że sklejono jej usta.
Gina zadrżała. Myśli o wszystkich tych obrażeniach młodej kobiety przyprawiły ją o ból brzucha. Dlaczego zabójca miałby skleić jej wargi?
Zamknęła oczy, próbując sobie przypomnieć, jak wyglądała Amber na zdjęciu, które pokazała jej Lauren Sandiford. Miała wielką nadzieję, że dziewczyna z jeziora to jednak nie ona. Przeszła za parawanem, zachwiała się nieco na ostatniej płycie i spojrzała na leżące w błocie ciało. W miejscu, w którym podwinęła się nocna koszula, dostrzegła zsinienie, o którym mówił Bernard. Kobietę dźgnięto w pierś, a następnie wrzucono do jeziora. Czyn ten był tak odrażający, że Gina zadrżała i musiała odwrócić na chwilę wzrok.
– Jakieś oznaki napaści na tle seksualnym?
– Nic takiego nie zauważyłem, ale to w tym momencie nic nie znaczy.
Gina popatrzyła na brzeg po drugiej stronie jeziora i dostrzegła, że policjant wygania stamtąd ludzi z aparatami. Zastanawiała się, czy którykolwiek z nich był dziennikarzem. Ponownie spojrzała na młodą kobietę, następnie pochyliła się nieznacznie, aby lepiej przyjrzeć się jej profilowi. Błoto pokrywało długie, czarne warkocze oraz szpiczasty podbródek. Kolczyk w nosie połyskiwał w świetle przenośnych halogenów, a na wardze brakowało kawałka skóry.
– To nasza zaginiona. – Gina skrzywiła się, przyglądając się woskowemu odcieniowi jej twarzy. – Możesz mi powiedzieć, od jak dawna tu jest? – Ponownie odwróciła wzrok.
– Utrudnia mi to wspomniana zimna woda. Biorąc pod uwagę temperaturę ciała i stan, w jakim się ono znajduje, powiedziałbym, że przynajmniej od ośmiu godzin, ale mogę się mylić.
Dotarł do nich odgłos kroków na płytach, a zaraz pojawiła się Wyre.
– To ona, szefowo? – Paula pociągnęła nosem.
Gina przytaknęła.
– Niestety. Dziękuję, Bernardzie. – Wróciły po płytach, Gina puściła Wyre przodem. – Po raz ostatni widziano ją o dziewiętnastej w zeszły piątek, a w tym jeziorze znalazła się przynajmniej osiem godzin temu. To dawałoby nam drugą w nocy. Czyli zabójca miał całą sobotę i niedzielę. Musimy nieco lepiej oszacować sekwencję zdarzeń. Mam nadzieję, że pomoże nam w tym sekcja zwłok. – Spojrzała na gapiów, którzy na szczęście byli już mniej liczni. Część obecnych tu wcześniej już odeszła, ale na ich miejsce pojawiło się paru nowych. Przewinęło się tu tak dużo osób, że na pewno nie uda im się przesłuchać każdej z nich. Zdjęła kombinezon i skierowała się w stronę świadka. – Musimy się dowiedzieć, co się stało z Amber Slater po tym, gdy w piątkowy wieczór wyszła na autobus.
Wyre zmarszczyła brwi.
– Biedaczka. Wychodzisz na randkę i już nigdy nie wracasz do domu. To mogło się przydarzyć każdej z nas.
Gina przełknęła ślinę, wspominając wszystkie swoje wpadki na randkach. Jeden z mężczyzn został nawet uwikłany w jej sprawę, przez co obawiała się ponownie z kimś umawiać. Poza tym żaden nie mógł się równać z Briggsem. Szukała, ale ilekroć z kimś była, widziała tylko jego twarz. Szybko wyrzuciła te myśli z głowy.
– Chcę wiedzieć, z kim się umówiła. Czy dotarła na randkę? Musimy jechać na odprawę na posterunek, by przekazać wszystkie informacje, następnie udamy się do Fish and Anchor, bo to właśnie tam miała się z kimś spotkać. Chcesz jechać ze mną?
Detektyw Wyre przytaknęła.
– Oczywiście.
Gina zadrżała, gdy się obejrzała. Wyobraziła sobie siedzącą na krześle Amber, która zostaje dźgnięta w klatkę piersiową, a następnie krzyczy, rozrywając sklejone wargi. Zrobiło się jej niedobrze. Ślady wiązania też były okropne. Zacisnęła zęby, gdy wyobraziła sobie, jak z Amber uchodzi życie, i poczuła, że zaczyna boleć ją głowa. Kobieta musiała błagać o wolność, a zabójca myślał jedynie o tym, by wbić jej nóż w pierś. Potem bezdusznie wrzucił ją półnagą do wody. W jakim celu?
– Czy możesz skontaktować się z tą jej przyjaciółką i zapytać o rodzinę ofiary? Jeśli nie będzie wiedziała nic o krewnych, to powiedzą nam o nich na uczelni. Pamiętam, że Lauren wspominała coś o wyjazdach Amber do ojca. Mimo to musimy porozmawiać też z ludźmi z uczelni. Może któryś z wykładowców naprowadzi nas na jej znajomych lub może o czymś słyszał lub coś zauważył?
Paula pokiwała głową i odeszła na bok, żeby zadzwonić.
– Szefowo! – zawołała piskliwym głosem Kapoor.
– Co jest? – Gina pozbyła się ochraniaczy na buty.
Kapoor tupała w miejscu, aby się rozgrzać, jednocześnie zakładając rękawiczki.
– Mamy dobrego świadka. Sądzi, że widział zabójcę.
Rozdział 5
Nie mogę o tym myśleć. W piątek puste krzesło niosło ze sobą tyle nadziei, jednak nie było nam to pisane. Teraz widzę, że nie byłaś Hailey. W głębi duszy wiem, że porażka to moja wina, ale po to właśnie istnieją drugie szanse.
Moje ręce świerzbią, domagając się więcej, a w głowie rozlega się wycie. Słowo „porażka” nie daje mi spokoju. Wszystko mogło potoczyć się zupełnie inaczej, ale teraz nie mam już nic. Dokucza mi chłód, więc naprawdę chcę się znaleźć w ciepłym wnętrzu, wiem jednak, że moja porażka zostanie zauważona, gdy tylko przestąpię próg.
Od zawsze uwielbiałem chodzić do parku, tylko że Amber została wyciągnięta z jeziora, dlatego to miejsce jest już skażone. Pojawiły się tam dwie kobiety, o których nie mogę zapomnieć. Jedna ładna, drobna czarnula, a druga zdecydowanie starsza, stopniem i wiekiem. Bije od niej aura autorytarności. Włosy ma pofalowane, ale nadal ciemne. Jest wysoka, wygląda na silną. Jej twarz opowiada historię. Może w jej wnętrzu czai się ból. Po sposobie, w jaki przechylała głowę, gdy patrzyła na ciało, poznaję, że jej zależy. Potrzebuje kogoś, kto się o nią zatroszczy. Jest blada i może nie ma makijażu, ale zdecydowanie go nie potrzebuje. Podoba mi się i jestem rozdarty. Podobają mi się obie te kobiety.
Rozglądam się, na chwilę skupiam wzrok na jednej z nich, ale to wystarczy, by mnie oczarowała. Decyduję, która z nich jest lepsza, i wiem, że dokonałem właściwego wyboru. Trzęsę się i lekko kręcę głową. Nie mogę tam iść. To zbyt ryzykowne. Przecież to policjantka. Muszę się stąd oddalić, zanim popełnię ogromny błąd. Zamierzam się przejść i pomyśleć. W taki zimowy dzień nie ma nic lepszego niż oczyszczający spacer. Słyszę, że zmrożone zarośla chrzęszczą mi pod butami, i zamieram. Muszę zniknąć, zanim ktoś zechce ze mną porozmawiać oraz poznać moje dane.
Czuję się zdezorientowany. Co powinienem zrobić? Potrzebne mi są wskazówki. Plan. Cokolwiek. W ustach mi zasycha, serce szybciej bije. Muszę zająć czymś myśli. Wyjmuję telefon z kieszeni, loguję się do swojej ulubionej aplikacji i rozpływam w tłumie użytkowników. AppyDater to skuteczne rozwiązanie. To tam znajdę to, czego szukam, a nie tutaj.
Zapomnij o tym, co tu dziś widziałeś, i poszukaj kogoś nowego. Daj policjantkom spokój.
Jeszcze raz przeglądam listę miejscowych kobiet.
Szukaj i się nie poddawaj. Znajdę ją w tym morzu chętnych lasek.
Ona gdzieś tam jest i jeśli nie przyjdzie dobrowolnie, sam ją zabiorę i przemienię tak, jak gąsienica zmienia się w motyla.
Rozdział 6
Świadek siedział na ławce w parku. Skinął głową nadchodzącej Ginie i schował telefon do kieszeni. Elegancki ubiór zdawał się niezwykły jak na spacer wokół jeziora w ten mroźny styczniowy poranek. Do ciemnych sztruksowych spodni włożył brązowe buty. Pod ciemnoszarym wełnianym płaszczem miał niebieską koszulę i podobny kolorem krawat, przez co wyglądał, jakby wybierał się do pracy. Gina opuściła wzrok, błoto pokrywało jego nogi niemal do łydek i spodnie mu przemokły.
– Komisarz Harte, a to detektyw Wyre. Czy mogę prosić o pana godność?
Paula chuchnęła na palce, nim z kieszeni wyjęła notes i długopis.
Mężczyzna odchylił się do tyłu, spojrzał w ciemne niebo.
– Przerabiałem to już z jedną z policjantek.
Gina skupiła wzrok na sygnecie, który miał na prawej ręce, bo był bardzo podobny do tego, jaki nosił jej już nieżyjący mąż Terry. Na jej policzku nadal widniał ślad po tym, jak zapomniała wyprać jego ulubioną koszulę. Terry może i nie żył, ale wspomnienia nie zniknęły wraz z nim, a ten sygnet zdawał się przemawiać do niej: „Nadal tu jestem”. Zadrżała.
– Proszę posłuchać, rozumiem, że może być pan wstrząśnięty, ale muszę wiedzieć, jak się do pana zwracać – zapytała.
Ginie coś się w nim nie spodobało. To on odnalazł ciało, ale co skłoniło tak elegancko ubraną osobę do udania się na brzeg jeziora? Spojrzała z oddali na miejsce zdarzenia, wiedziała, że musi zachować ostrożność. W tej chwili ten mężczyzna był jedynie świadkiem, nie miała powodu, żeby o cokolwiek go podejrzewać.
– Otis Norton.
– Dziękuję, panie Norton. Gdzie pan mieszka?
– Na Bloomsbury Avenue pod numerem trzynaście.
– Może nam pan opowiedzieć, kiedy i w jakich okolicznościach znalazł ciało? Proszę zacząć od początku.
Świadek wielokrotnie zabębnił stopą o chodnik.
– Poważnie? Już to mówiłem. Mam sprawy do załatwienia.
– Przepraszam, że ponownie pana o to pytam, ale zamordowano kobietę. Proszę zacząć od początku.
Owiał ich zimny wiatr. Gina potarła ręce. Facet ewidentnie wystawiał na próbę jej cierpliwość.
Zadzwonił jego telefon. Odbił połączenie, spojrzał na zegarek i oparł się o mokrą ławkę.
– Przyjechałem tu jakąś godzinę temu. Zaparkowałem o tam. – Wskazał kępę drzew za policjantkami i prowadzącą do nich ścieżkę, która przechodziła w żwirowy szlak do jeziora. Nie było przy niej żadnej kamery, która mogłyby nagrać parkujący tam samochód.
– Na Cedar Lane? – zapytała Wyre.
Przytaknął.
– Tak, auto wciąż tam stoi. W każdym razie przyszedłem nad jezioro jedyną ścieżką, która prowadzi do niego z Cedar Lane. – Podkreślił nazwę ulicy, patrząc wymownie na Wyre.
– Proszę kontynuować.
Znów zadzwonił jego telefon. Wyciszył go i włożył do kieszeni płaszcza.
– Nad jeziorem panował spokój, nie licząc kilku biegaczy i osób z psami. Kiedy zbliżyłem się do brzegu, zobaczyłem tam coś, co przypominało wyrzuconego przez wodę człowieka. Na początku nie było to takie oczywiste, bo znajdowałem się dość daleko, a nad brzegiem unosiła się niewielka mgła. By się upewnić, co to takiego, poszedłem brzegiem do tego miejsca. Ominąłem stanowiska wędkarskie i krzaki, aż do niej dotarłem. Wskoczyłem do wody i wziąłem ją za rękę, szukając pulsu. Jednak kiedy na nią spojrzałem, wiedziałem, że nie żyje. – Popatrzył na swoje stopy i przestał bębnić butem.
Zanieczyścił miejsce zdarzenia. Gina wiedziała, że zostanie poproszony o oddanie próbek celem eliminacji. Coś się jednak nie zgadzało. Większość osób, które odnajdywały zwłoki, ochoczo współpracowała z policją. Ten człowiek sprawiał wrażenie, że robi to niechętnie. Rozglądał się na boki, jakby kogoś szukał, co nie pomagało.
– Czeka pan na kogoś?
– Eee, nie. Mogę już iść?
Gina zignorowała to pytanie.
– Mówił pan, że ma nam coś do przekazania.
– Tak. Kiedy znalazłem ciało, spojrzałem przed siebie, bo coś szeleściło w krzakach przy ścieżce, która prowadzi na Cedar Lane. Widziałem jedynie ciemne ubranie, ale z pewnością ktoś tam był. Powiedziałem to policjantce.
Gina obejrzała się za siebie. Kapoor otoczyła krzaki taśmą.
– Kiedy zobaczyłem, że ta osoba na mnie patrzy, pomyślałem, że to morderca, i chyba zamarłem. Wydawało mi się, że stałem w wodzie przez wieki, ale chyba minęła minuta, może nawet mniej. – Spojrzał na zegarek. – Muszę już iść.
– Dokąd się pan wybiera?
– Poważnie? Jestem o coś podejrzewany?
Gina chciała przewrócić oczami, ale na szczęście się powstrzymała.
– Proszę spojrzeć w tę stronę – poleciła, wskazując kierunek, a mężczyzna popatrzył na umundurowanych policjantów, którzy rozmawiali z gapiami i ich spisywali. – Wszystkim zadajemy te same pytania. Wszyscy jesteście świadkami, a my nie wykonywalibyśmy należycie swojej pracy, gdybyśmy nie zadawali pytań. Kobieta w jeziorze to czyjaś córka. Miała przyjaciół, rodzinę. Proszę sobie wyobrazić, co by było, gdyby to była jakaś pańska krewna. Chciałby pan, abyśmy przyłożyli się do swojej pracy, prawda? – Gdyby dostawała funta, ilekroć musiała to wyjaśniać, już byłaby bogata.
Mężczyzna rozpiął płaszcz. Poczerwieniał na twarzy i kilkakrotnie głęboko odetchnął.
– Po prostu spacerowałem. Żona jest chora i czasami muszę wyjść z domu, żeby się przewietrzyć. Jest umierająca, więc może sobie pani wyobrazić, jak ciężka atmosfera panuje w naszym domu. Cały czas do mnie wydzwania i właśnie dlatego muszę wracać. Normalnie nie wychodzę na tak długo.
– Dziękujemy, panie Norton. Czy mógłby nam pan powiedzieć coś jeszcze o osobie w krzakach? Czy widział pan, w którym kierunku się oddaliła?
Pokręcił głową.
– Nie. Była tam, po czym zniknęła. Nie widziałem nic więcej. Naprawdę muszę wracać do żony. Macie moje dane. – Wyjął wyciszoną komórkę z kieszeni. – Znów do mnie dzwoni.
– Dobrze. Widzę, że wraca posterunkowa Kapoor. Zajmie się panem. Musi pan przyjechać na posterunek i złożyć formalne zeznanie. Musimy też dostać pańskie ubrania, żeby pobrać z niego próbki.
– Do diabła! – Wstał, przez co górował nad Giną i Wyre.
– Dziękujemy panu. – Gina spotkała się z Kapoor w połowie ścieżki. – Nie jest wesołkiem, ale potrzebujemy jego ubrań i odcisków palców. Możesz się nim zająć?
Policjantka się uśmiechnęła.
– Jasne, szefowo.
Głos kobiety wwiercał się w uszy Giny. Poszła za Paulą i pomachała Bernardowi, który chwilę potem zniknął za parawanem.
– Co sądzisz o Nortonie? – zapytała i westchnęła. Biały obłoczek pary, który wydostał się z jej ust, wskazywał, że temperatura znów spada.
– Powiedziałabym, że coś przed nami zataił. Opiekuje się ciężko chorą żoną, ale jedzie na spacer wokół jeziora i to w swoim najlepszym, odświętnym ubraniu. Kiedy z nim rozmawiałaś, sprawdziłam, gdzie jest Bloomsbury Avenue. To kwadrans jazdy stąd. W dodatku to idealne miejsce na spacery, bo nieopodal płynie rzeka.
– Po co miałby jechać aż tutaj?
– No właśnie.
– Na pewno musimy go porządnie sprawdzić. Nie przekonały mnie jego wyjaśnienia. – Spojrzała przez ramię na Kapoor rozmawiającą z Otisem Nortonem.
Mężczyzna patrzył na Ginę tak długo, że zrobiło się jej niezręcznie.