- promocja
- W empik go
Ideal - ebook
Ideal - ebook
Matki Tessy White i Archera Rogersa są najlepszymi przyjaciółkami, dlatego ta dwójka zna się od dziecka. Jednak równie długo się nienawidzi. Z jakiegoś powodu oboje nie przypadli sobie do gustu.
Tylko że teraz Tessa i Archer nie są już małymi dziećmi, a ona już nie ma dwóch warkoczyków, za które on mógłby ciągnąć. Oboje stali się nastolatkami, ale ich wzajemna niechęć się nie zmieniła.
Są też zupełnie różni. Tessa otacza się raczej mało popularnymi uczniami w szkole i od imprez woli książki oraz seriale. Z kolei Archer to szkolna gwiazda koszykówki, za którą latają wszystkie dziewczyny.
Problem w tym, że Archer i Tessa będą zmuszeni nauczyć się ze sobą rozmawiać, ponieważ… na trzy miesiące muszą razem zamieszkać.
Sami. W jednym domu.
Czy mogło być gorzej?
Oczywiście, że tak.
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej piętnastego roku życia.
Opis pochodzi od Wydawcy.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8320-943-2 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Tesso White, wstawaj natychmiast!
Jęknęłam w poduszkę, kiedy usłyszałam głos mojej rodzicielki z dołu. Poczułam lekką irytację, ponieważ właśnie wyrwała mnie z marzeń sennych, w których udział brał Dylan O’Brien. Najprzystojniejszy, najseksowniejszy oraz najwspanialszy aktor naszej ery.
– Właśnie przerwałaś mi sen z moim idealnym chłopakiem! Dzięki, mamo! – odkrzyknęłam i jednocześnie wtuliłam się w misia, który zwał się Donald. Dla wielu było co najmniej dziwne, że w tym wieku spałam z pluszakiem, ale posiadałam go od małego i nie miałabym serca się z nim rozstać.
– Nie ma dyskusji! Za godzinę idziemy do Rogersów! – zawołała lekko oburzona.
Mama od zawsze przyjaźniła się z Madeline Rogers. Poznały się w przedszkolu i od tamtego momentu były najlepszymi przyjaciółkami. Niczym papużki nierozłączki. Odkąd pamiętałam, ciocia Mad była wszędzie tam, gdzie my. Każde święta, wyjazdy czy wakacje odbywały się z nią. Towarzyszył jej mąż, Josh, oraz, ku mojemu niezadowoleniu, Archer Rogers. Chłopak z wybujałym ego, tekstami ośmiolatka i zarazem syn cioci. Kiedy tylko się urodziłam, czyli rok po Archerze, nasze mamy od razu zaczęły planować dla nas wspólną przyszłość. Oczekiwały, że się pokochamy, weźmiemy kiedyś ślub i damy im gromadkę wnucząt, przez co w końcu staną się prawdziwą rodziną. Niestety coś im nie wyszło. Od zawsze się nienawidziliśmy. Dokuczaliśmy sobie na każdym kroku, co wszystkich irytowało, ponieważ nie mogli z nami wytrzymać. Byliśmy największymi wrogami, którzy zmuszeni byli spędzić razem całe dzieciństwo. Na szczęście z czasem, gdy weszliśmy w okres dojrzewania, nasze rodzicielki dały nam więcej swobody i nie musieliśmy się tak często spotykać. Ku mojemu utrapieniu, chodziliśmy do tej samej szkoły, przez co widywałam go na szkolnym korytarzu przez pięć dni w tygodniu. Nie mogłam go unikać, ponieważ był szkolną gwiazdą. Kapitan drużyny koszykówki, lep na laski oraz typ z zawyżonym poczuciem własnej wartości. Jakie to typowe. Na szczęście nie wpadaliśmy na siebie zbyt często, bo ja wolałam się trzymać na uboczu z niewielką grupką przyjaciół.
– Tess, jeśli za pięć minut nie zobaczę cię na dole, to nici z twojego wyjścia do kina!
– Już schodzę – mruknęłam, po czym narzuciłam na odsłonięte ramiona biały sweter, a stopy wsunęłam w kapcie kaczuszki.
Przeczesałam brązowe włosy palcami, a następnie skierowałam się w stronę kuchni. Szybko zbiegłam po schodach i po chwili znalazłam się w przytulnym pomieszczeniu, w którym przepięknie pachniało. Uśmiechnęłam się lekko na widok mamy, która stała odwrócona do mnie tyłem i popijała herbatę z ulubionego kubka. Wskoczyłam na krzesło barowe, zwracając tym samym jej uwagę. Wzdrygnęła się lekko i odłożyła napój na blat.
Joseline White. Moja matka, a zarazem najwspanialsza kobieta na Ziemi. Miała farbowane na blond włosy, które sięgały jej trochę za ramiona. Jej niebieskie oczy były piękne i zawsze radosne. Mogła się też pochwalić uroczym, białym uśmiechem, który z pewnością rozczuliłby nawet największego gbura. Ubrana była w biały kombinezon, na który teraz narzuciła beżowy fartuszek.
– Dłużej się nie dało?
– Dało się, jednak postanowiłam nie być wyrodną córką – odparłam, unosząc kącik ust. – Muszę do nich iść? Wiesz, że nie za dobrze się dogaduję z Archerem, a chyba nie chcesz być świadkiem naszej kolejnej kłótni?
– Tak, musimy coś obgadać, a ty nie spędzisz znów całego dnia, oglądając swój denny serial. Marnujesz sobie życie, dziecko – westchnęła, nakładając mi jednocześnie gofra na talerz. Podała mi go, kręcąc głową. – Ile wy macie lat? Musicie się w końcu pogodzić i przestać kłócić.
– Mamo, i tak wiemy, że ja i Archer się nie dogadamy. Tyle lat próbowałyście, to chyba znak, że nic z tego nie wyjdzie. – Chrząknęłam, zanim wzięłam pierwszy gryz gofra. Był naprawdę pyszny.
– Oj, przestań! Moglibyśmy zostać rodziną… – rozmarzyła się. – Ale nie! Bo wy nie umiecie porozmawiać w spokoju!
– Bywa.
– Ja ci zaraz dam „bywa”. – Zaśmiała się, po czym rzuciła we mnie gofrem.
– Marnujesz jedzenie! I tak to zjem. – Podniosłam gofra z podłogi, dmuchnęłam na niego i odgryzłam kawałek.
– Idź się lepiej ubierać – powiedziała, dalej się śmiejąc.
– Uważasz, że wyglądam źle? – Wskazałam na swój ubiór, który składał się z białego swetra, koszulki na ramiączkach w tym samym kolorze oraz czarnych, dresowych spodenek. Nie zapominajmy o kaczych kapciach.
– Serio chcesz odpowiedzi na to pytanie? – Uniosła brwi.
Przewróciłam oczami, a następnie pośpiesznie odstawiłam talerz do zmywarki i wróciłam do swojego pokoju. Kiedy już się tam znalazłam, podeszłam do szafy i wyjęłam z niej kilka rzeczy.
Włożyłam biały top na ramiączkach oraz czarne dresy z Nike. Włosy tylko szybko rozczesałam, bo były naturalnie proste. Na twarz nałożyłam jedynie korektor, aby zakryć dużego pryszcza, który wyskoczył mi wczoraj wieczorem na środku czoła. Pomalowałam też rzęsy oraz nałożyłam błyszczyk na usta.
Zerknęłam po raz ostatni w lustro, a w nim zobaczyłam szatynkę z dużymi, niebieskimi oczami, które odziedziczyłam po mamie. Długie, ciemne rzęsy świetnie kontrastowały z równie ciemnymi brwiami, z których byłam zadowolona, ponieważ ostatnio odwiedziłam kosmetyczkę i teraz miały idealny kształt. Pełne, malinowe usta zalśniły z powodu błyszczyka, kiedy uśmiechnęłam się lekko do własnego odbicia.
– Gdzie ja stałam w kolejce, gdy Bóg rozdawał nieskazitelną cerę? – spytałam samą siebie, wzdychając lekko i spoglądając na wielki wyprysk na czole.
– Po głupotę.
Podskoczyłam w miejscu, kiedy usłyszałam głos mamy zza drzwi łazienki. Najwidoczniej się ze mnie nabijała.
– To chyba rodzinne. – Uśmiechnęłam się cwanie, otwierając drzwi. Kobieta uniosła brew, jednak tego nie skomentowała. Kącik jej ust zdradził, że była rozbawiona.
– Idziemy czy dalej będziesz gawędzić do siebie jak jakaś nienormalna?
Parsknęłam, sprawnie ją omijając. Ruszyłam w stronę schodów, a następnie szybko zbiegłam na dół, opuszczając co drugi stopień. W holu założyłam swoje znoszone Air Force’y i narzuciłam na siebie czarną kurtkę, ponieważ był początek marca i było dość chłodno. Uważnie obserwowałam rodzicielkę, która wkładała na stopy białe szpilki, a potem wsunęła ramiona w rękawy beżowego płaszcza. Sprawnie sięgnęła po kluczyki od samochodu, po czym obie wyszłyśmy z domu. Czarne BMW i8 stało na parkingu i błyszczało przez słońce, które nieustannie próbowało przebić się przez zachmurzone niebo. Mama uśmiechnęła się szeroko na widok ukochanego auta, które tak bardzo uwielbiała. Szybko do niego wsiadłyśmy i ruszyłyśmy w drogę.
Do cioci Madeline jechałyśmy około pięć minut, aż w końcu zaparkowałyśmy pod dużym, białym domem, który wyglądał podobnie do naszego. Już po kilkudziesięciu sekundach stałyśmy pod drzwiami i zadzwoniłyśmy dzwonkiem. Nie musiałyśmy długo czekać, bo zaraz przed nami pojawiła się ciocia.
Madeline Rogers miała brunatne włosy, które sięgały jej za łopatki i lekko się kręciły, a jej oczy były brązowe i pełne blasku. Jej ostre rysy twarzy nie współgrały z kilkoma piegami na nosie. Obecnie ubrana była w czarne jeansy i równie czarny golf.
– Nareszcie jesteście! – Uśmiechnęła się szeroko. Natychmiast zamknęła nas w uścisku, przez co prawie pozbawiła mnie dostępu do tlenu, lecz wolałam o tym nie wspominać.
– Kobieto, zaraz je udusisz.
Ucieszyłam się, kiedy usłyszałam głos Josha. Uwielbiałam go i traktowałam jak ojca, ponieważ to on wychowywał mnie w dzieciństwie. Wyjrzałam zza pleców cioci i ujrzałam wysokiego mężczyznę z brązowymi włosami, na których było już widać lekką siwiznę. Posyłał nam rozbawione spojrzenie, gdy ciocia oburzyła się nieco na jego słowa.
– Hej, słoneczko – powiedział do mnie, gdy wyswobodziłam się z uścisku kobiety.
– Hejka.
Przybiliśmy żółwika, śmiejąc się przy tym cicho z miny Madeline, która akurat się zapatrzyła w jeden punkt na ścianie. Josh po chwili ruszył przywitać się z moją mamą, a ja natomiast weszłam w głąb domu. Kiedy znalazłam się w dużym, przestronnym salonie, usiadłam na kanapie i lekko przymknęłam powieki, czując zmęczenie i chęć dalszego spania.
– Tess, chcesz coś zjeść? – usłyszałam ciotkę. – Mam lody – dodała.
– Niestety muszę odmówić, jadłam niedawno – mruknęłam, robiąc przepraszającą minę. – Trzeba trzymać dietę.
– Jesteś na diecie? Nie widać.
W mojej głowie od razu zawarzało, gdy usłyszałam ten głęboki i irytujący głos. Miałam ochotę rzucić się na tego osobnika i zrobić mu rzeczy, za które musiałabym się wyspowiadać. Zamiast tego ze stoickim spokojem odwróciłam się ku niemu i przyjrzałam mu się obojętnie. Parsknął pod nosem na mój widok, ale już bez słowa skierował się do kuchni. Bacznie go obserwowałam, nie mogąc uwierzyć, że ktoś z tak zepsutym charakterem może być tak piękny zewnętrznie.
Archer Rogers był wysokim, niebywale umięśnionym brunetem, który przypominał ideał każdej dziewczyny. Miał w dodatku brązowe oczy, które kolorem przypominały gorzką czekoladę. Obecnie ubrany był tylko w czarne dresy z Nike, co było frustrujące, ponieważ jego brzuch aż sam się prosił, aby na niego spojrzeć. Niestety za tą piękną buźką i nieźle wyrobionym ciałem stał chłopak z wybujałym ego i mózgiem wielkości orzeszka.
– Kochanie, trzymaj – zaćwierkała ciocia, która zapewne podawała chłopakowi śniadanie.
– Dzięki, mamo. – Cmoknął ją.
– Mnie tak twoja matka nie rozpieszcza – burknął Josh.
– Jesteś już staruchem, po co miałabym cię rozpieszczać?
– Staruchem? Wypluj to, kobieto, bo zaraz zacznę ci wypominać, że masz czterdziestkę na karku. – Zaśmiał się głośno, natomiast ciocia burknęła coś pod nosem i uderzyła go lekko w ramię.
– Lepiej się ucisz.
Zerknęłam na mamę, która z rozbawieniem oraz lekką zazdrością patrzyła na tamtą dwójkę. Odkąd mój ojciec nas zostawił – miałam wówczas tylko dwa latka – mama nie potrafiła znaleźć sobie nikogo innego. Oczywiście chodziła na randki, jednak żaden mężczyzna jej nie podpasował. Posłałam jej pokrzepiający uśmiech, na co uniosła kącik ust i pokiwała głową.
– Nie pamiętam, abym zapraszał cię do mojego domu. – Wywróciłam oczami, słysząc ten irytujący głos. Archer stał nade mną i opierał się jedną dłonią o kanapę, a drugą trzymał tosta.
– Nie pamiętam, aby ten dom należał do ciebie. Z tego, co wiem, to posiadłość twoich rodziców – odpowiedziałam, wykrzywiając usta w ironicznym uśmieszku. Brunet na moje słowa prychnął, lecz tego nie skomentował.
Jeden zero dla mnie.
– Chociaż raz przestańcie się kłócić i usiądźcie spokojnie przy stole – westchnęła moja rodzicielka, podchodząc bliżej. – Musimy o czymś porozmawiać.
Oboje posłaliśmy sobie wrogie spojrzenia, ale posłusznie zajęliśmy miejsca. Usadowiłam się obok chłopaka, który „przez przypadek” uderzył mnie w kostkę. Ja równie przypadkowo stanęłam mu na stopie, przez co ten wciągnął głośno powietrze. Jego nozdrza drgały niebezpiecznie, informując, że był nieźle zdenerwowany, na co uśmiechnęłam się przebiegle. Mama niemal zabijała mnie wzrokiem, każąc przestać, jednak wzruszyłam tylko obojętnie ramionami. Dorośli usiedli naprzeciwko nas, przez co mieliśmy na nich doskonały widok.
– Słuchamy – rzuciłam, splatając dłonie i kładąc je na blacie.
– Dobrze wiecie, że mamy wspólną firmę – zaczęła moja mama, na co przewróciłam oczami, ponieważ było to oczywiste.
Mama pochodziła z zamożnej rodziny i kilkanaście lat temu przejęła rodzinną firmę od rodziców. Miała wtedy zaledwie dwadzieścia lat, spodziewała się też mnie. Doszło do tego, że ciocia została współwłaścicielem firmy, aby mamie było łatwiej, i do teraz zarządzały nią razem.
– Często wyjeżdżaliśmy na kilkudniową delegację – westchnęła ciocia. – Teraz jednak jest inaczej. Dostaliśmy bardzo opłacalną propozycję współpracy z firmą, która znajduje się w Tokio.
– To jakiś problem? Nic nam się nie stanie przez kilka dni – odezwał się Archer, marszcząc brwi.
– Tyle że to nie będzie kilka dni. – Ciocia zacisnęła usta w wąską linię. – Wyjeżdżamy na trzy miesiące, a wy w tym czasie zamieszkacie razem.
Moje wszystkie komórki zamarły, a przez ciało przebiegł zimny dreszcz. Zerknęłam przerażona na rodzicielkę z myślą, że pewnie zaraz się zaśmieje i powie, że nas nabrała, jednak tak się nie stało. Zamiast tego spuściła wzrok, nie chcąc patrzeć mi w oczy. Poczułam, jak Archer porusza się gwałtownie i w szybkim tempie odchodzi od stołu. Ja natomiast wpatrywałam się w jeden punkt na ścianie, nieudolnie próbując przełknąć dużą gulę znajdującą się w gardle.