- promocja
- W empik go
Idealny moment - ebook
Idealny moment - ebook
Najlepsze rzeczy trafiają się nam w najbardziej odpowiednim dla nas, idealnym momencie, przynajmniej wierzy w to Tes. Po raz kolejny szykuje się na randkę, mając w tym duże doświadczenie. Poszukuje pana właściwego, i z reguły go znajduje, ale… dla innych. Dlatego bywa na licznych wieczorach panieńskich i ślubach, zakończonych hucznymi weselami jako honorowy gość, dzięki darowi, który zaczyna jej ciążyć. Przychodzi jednak moment zwrotny, gdy jej młodsza i zwariowana siostra mówi „tak” chłopakowi, którego ledwo zna.
Tes postanawia wybić siostrze z głowy niedorzeczny pomysł na ślub, chociaż tamta wierzy, że z narzeczonym są sobie przeznaczeni. Rozważna Tes i nierozważna Kama podejmą wyzwanie, ono określi, czy przeciwieństwa charakterów się przyciągają, czy odpychają, i czy kierowanie się emocjami, czy raczej rozwagą jest najlepszym sposobem na udany związek.
Lato budzi się w Świnoujściu, a z nim miłość. Czy znajdzie idealny moment, by pojawić się w życiu Tes?
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-68226-34-8 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Promień słońca padł na złote litery, przydając im magicznego blasku. Zaproszenie na ślub przyszło pocztą rano, zapakowane w złotą kopertę. Biała kartka ozdobiona wstążeczką informowała o ważnym wydarzeniu, które miało się odbyć za kilka tygodni. Podniosła uroczystość, szczególnie ważna dla dwóch osób, które złączyły swoje ścieżki i teraz miały podążać jedną, obierając wspólny kierunek. Na celebrację tej radości zaproszono wielu gości, Tes była pośród nich.
Teresa Wrońska przejechała opuszkami po wypukłych literkach, pozwalając rozpędzić się marzeniom, i trwała w tej ulotności, dopóki rzeczywistość nie przypomniała sobie o niej.
– Tes, wszystko w porządku? – spytała Zuzanna, podchodząc do kobiety, którą traktowała nie tyle jak szefową, ale jak przyjaciółkę. – Kolejne zaproszenie.
– Kolejna historia ze szczęśliwym zakończeniem. Los połączył dwie osoby, których serca powiedzą sobie „tak” – wydeklamowała patetycznie Tes, a w jej głosie można było wyczuć rozmarzenie.
– Los połączył? – wątpiła Zuzanna z ironią. – Obie wiemy, kto jest za to odpowiedzialny, a raczej kto się do tego przyczynił.
– Los ma różne sposoby, by połączyć ze sobą ludzi.
– Dziwne, że zazwyczaj robi to za twoim pośrednictwem. Ile już par dobrałaś?
– Nie liczyłam.
Tes schowała zaproszenie do koperty i wrzuciła do torby.
– Odkąd cię znam, czyli od pół roku, byłaś już na sześciu weselach. Które to już zaproszenie na ślub? – nie odpuszczała Zuzanna.
Tes uśmiechnęła się z przekąsem, dobrze wiedziała, jaka jest liczba jej porażek. Czasem jednak bywało tak, że jak ktoś tracił, to ktoś inny zyskiwał.
– Dawno się pogubiłam. Czegoś ode mnie chciałaś? – zapytała, kierując się do wyjścia.
– Szefowa pyta, czy wszystko gotowe na wieczorek zapoznawczy i czy didżej jest konieczny. Felicja nie jest przekonana co do tej nowoczesności. – Zuza pokręciła głową z dezaprobatą, podziwiając zarazem starszą koleżankę i jej determinację, by wprowadzić wiekowych właścicieli pensjonatu w dwudziesty pierwszy wiek. Odkąd zaczęła pracę, szybko połapała się, że czas się tu zatrzymał i nie miał zamiaru ani przyśpieszać, ani tym bardziej dogonić świata, który pędził za jego murami.
Tes wypuściła powietrze, czując ciężar swojej samozwańczej misji – walka ze zmianami, które starała się wprowadzić, była sporym wyzwaniem. Felicja i Ryszard Sieradzcy prowadzili swój pensjonat od wielu lat, mentalnie zatrzymali się w latach osiemdziesiątych i z trudem można było przeforsować jakiekolwiek nowości, chociażby wprowadzenia chłopaka, który bardziej rozrusza gości niż muzyka z kasetowca, ulubionego sprzętu Ryszarda. Pozbawienie starszego pana roli prowadzącego zabawę kosztowało ją wiele uporu, spotkało się z jego oburzeniem, w końcu jednak odpuścił, przekonany przez Felicję, że to będzie dobre dla jego stawów.
– Musimy postawić na swoim i tego się trzymać, Zuza – powiedziała z naciskiem Tes. – Ryszard ma dać sobie spokój, tym bardziej że jego kasety też mają dość. Goście nie mogą czekać, aż wyciągnie taśmę, która się zablokowała. Dla młodszych gości pensjonatu to jakieś totalne nieporozumienie.
Tes polubiła starszych państwa i to od momentu, gdy bezpośrednio po studiach zjawiła się w pensjonacie o nazwie „Niedźwiadek”, pytając o pracę. Opisała swoje kompetencje i plany i od razu została zatrudniona. Widząc, jak wiele było do zrobienia, wzięła się ostro do pracy i szybko awansowała. Wykonywała szereg obowiązków, nawet tych wykraczających poza zakres zadań dyrektorki obiektu, którą obecnie była. Czuła się jednak w obowiązku, by usprawnić pensjonat, starając się znaleźć rozwiązanie w kryzysowych sytuacjach.
– Chłopak ma się zjawić o siódmej – zwróciła się do recepcjonistki. – Dopilnuj wszystkiego. Dziś nie mogę zostać, mam zajęty wieczór.
– Kolejna randka?
– Spotkanie, ale zobaczymy, czy nie przemieni się w randkę.
– Czyli szykuje się następny ślub. Trzymam kciuki, Tes, by teraz to był twój.
Zuzanna zauważyła skromny uśmiech szefowej, więc pomachała jej, życząc powodzenia.
Tes opuściła pensjonat, schodząc po szerokich schodach. Nie miała wiele czasu, a musiała się odpowiednio wyszykować. Przy furtce zatrzymała się, spoglądając na budynek z czerwonej cegły w otoczeniu betonowych klombów z wysypem kwiatów, o które nadgorliwie dbała Felicja. Rozbudzona wiosna zachwycała słońcem i ciepłym wiatrem, intensywność zieleni zapewniała, że lato zbliża się wielkimi krokami.
Pensjonat traktowała jak drugi dom. Starała się, by zaczął przynosić większe dochody, a w jego progach gościło młodsze pokolenie. Konkurencja dokoła była spora, w Świnoujściu jak grzyby po deszczu wyrastały nowoczesne hotele. Pensjonat Niedźwiadek był przy nich reliktem, w którym nie każdy chciał spędzać wczasy.
Dotarła do przystanku autobusowego i po chwili jechała już przez miasto, oglądając przez szybę jego piękno. Kochała swoje nadmorskie kąty, mimo że przez chwilę brała pod uwagę inne miejsce do życia. Studiowała w Szczecinie i zachłysnęła się jego rozmachem, rozmaitością i możliwościami, jednak z każdym rokiem upewniała się, że hałas i pośpiech nie były jej naturze pisane. Odezwał się w niej gen małomiasteczkowy, spokój i miarowy rytm, który dobrze znała ze swojego rodzinnego miasta. Wróciła, mając pewność, że właśnie w Świnoujściu jest jej najlepiej.
Podziwiała otoczenie w wiosennym rozkwicie, uliczki w cieniu rozrosłych konarów drzew i te w słońcu, jakby przygotowane już na lato. Z każdą chwilą zapominała o pracy, skupiając się na tym, co ją czeka. Chciała być dobrej myśli, bo mimo porażek w życiu uczuciowym niezmiennie tliła się w niej nadzieja, że tym razem będzie inaczej.
Wysiadła na ulicy Wybrzeże Władysława IV, patrząc na wody Świny, których powierzchnia połyskiwała w słońcu. Do nadbrzeża przycumowano wiele statków czekających na swój rejs. Miasto powoli przygotowywało się do sezonu i najazdu turystów, nabierało nowego rytmu. Weszła do mieszkania i otworzyła okna, zapraszając ciepłe podmuchy. Popatrzyła na Alfreda, który tylko mruknął, nie ruszając się ze swojego ulubionego miejsca, było nim specjalne drzewko i najwyższa półka, na której mógł się ukryć tak, że zwisał mu tylko szary ogon.
Odświeżyła się i owinięta ręcznikiem wyszła z łazienki. Z wilgotnymi jasnymi włosami stanęła przed szafą, z której wylała się fala kolorowych sukienek. W każdej z nich była już na randce, każdą kupowała z myślą, że czekające ją spotkanie będzie z tym, z którym połączy ją los.
Poszukiwanie pana właściwego zaczynało więc być kosztowne, a brak miejsca w szafie zmusił ją do ograniczenia dalszych inwestycji.
Tes wybrała czerwoną sukienkę, licząc, że skoro nie wcześniej, to może dziś przyniesie jej szczęście. Nałożyła makijaż, włosy zdecydowała się spiąć klamrą. Spryskała ciało ulubionymi perfumami. Nie zabrakło biżuterii i czerwonych szpilek.
Przejrzała się w lustrze, zadowolona ze swojego wyglądu. Kiedy Alfred otarł się o jej nogi i zamruczał, nabrała przekonania, że jest dobrze. Biła od niej pewność siebie, choć w środku tliły się wątpliwości. Pod wpływem impulsu podeszła do torby i wyjęła zaproszenie na ślub. Zastanawiała się, kiedy jej imię znajdzie się na takim wyjątkowym kartoniku.
Otworzyła szufladę wypełnioną stosem kopert z zaproszeniami. Zajmowały całą jej przestrzeń, wyróżniając się kolorami. Kolekcjonowała je, bo w kopertach nie tylko kryła się prośba zakochanej pary, ale wspomnienie wesela i tej chwili, gdy miłość wkraczała na poważne tory, niosąc nadzieję, że przetrwa na zawsze.
Zachowała wszystkie, jakie do niej trafiły, czy to od rodziny, przyjaciół, czy od znajomych, którym pomogła się poznać. Miała sentyment do tych niewielkich kartek, bo stanowiły dowody wiary, że to wyjątkowe uczucie istnieje i ma swój plan dla każdego z nas. Tes w duchu oczekiwała, że i jej szczęśliwa gwiazda niedługo zabłyśnie i przyjdzie moment zabawy na własnym weselu.
Dołożyła nowe zaproszenie do kolekcji i wsunęła szufladę. Była pełna optymizmu i w jakiś sposób przekonana, że właśnie dziś spotka pana właściwego i zacznie się jej miłosna podróż.
W drzwiach mieszkania jeszcze się obejrzała.
– Życz mi szczęścia, Al – rzuciła i poczekała do momentu mruknięcia kota, co wystarczyło jej za wsparcie.
***
Słońce opadało z wolna, blask złota odbijał się w oknach budynków i na powierzchni wody, rażąc mnóstwem lśnień. Tes czekało spotkanie z mężczyzną, który sam wyszedł z inicjatywą i zaprosił ją przez popularny komunikator społecznościowy. Była to poniekąd randka w ciemno, nie mogła się bowiem przyjrzeć, jak wygląda, zdjęcie na profilu było niewyraźne, a na swojej stronie zdjęć nie wstawiał. Nie było to dla niej barierą czy nowością. Zgodziła się, nie chcąc przeoczyć żadnej szansy, która pojawiała się na jej drodze.
Szła przez miasto, słuchając szeptu wiosennego wiatru i chlupotu wody uderzającej rytmicznie w portowe mocowania. Przycumowane statki leniwie kołysały się do snu, otoczenie uspokajało się, milknąc z każdą chwilą. W Teresie rozbudziła się ciekawość i ekscytacja. Nie nastawiała się przesadnie, dobrze wiedząc, jak nadmuchany balonik oczekiwań może pęknąć, przynosząc rozczarowanie. Od dwóch lat spotykała się z mężczyznami, szukając pana właściwego, rokującego spełnienie jej oczekiwań. Spisała swoją listę priorytetów, choć bardziej liczyła na chemię, która ją do niego przyciągnie.
Podeszła do tego wyzwania z dobrze obmyślonym planem, mając dość trwania w zawieszeniu, a przy tym wiedząc, że bez jej inicjatywy nic się nie wydarzy. Zaczęła od portali randkowych, szybko inicjując spotkania, bo korespondować to można było bez końca. Znajomi znajomych – to był kolejny sposób na poznanie tego właściwego, czy organizowane randki w ciemno. Czasem młodsza siostra umawiała ją z nowym kolegą, sądząc, że do niej pasuje. Nie marnowała żadnej z okazji, ale nadal na horyzoncie nie pojawił się nikt odpowiedni. Wierzyła jednak, że taki ktoś istnieje. Nie poddawała się, woląc spędzać czas z drugą osobą niż w samotności.
Miejsce spotkania dobrze znała, zresztą zazwyczaj był to jej wybór. Przytulne otoczenie, zapach palących się świec i dobre jedzenie idealnie wpisywały się w romantyczny klimat. Dotąd jej się tu nie poszczęściło, ale liczyła, że tym razem będzie inaczej. W progu podszedł do niej kelner, którego dobrze znała.
– Tes, miło cię widzieć.
– Cześć, Tomku. Cieszę się, że dzisiaj będziesz mi towarzyszyć – powiedziała z uśmiechem. Był starszy od niej i zazwyczaj w krępujących sytuacjach potrafił jej pomóc zakończyć wieczór.
– Jak zawsze. Pięknie wyglądasz. Czyli kolejna randka.
– Nie odpuszczam, jeśli o to ci chodzi.
– Za to cię podziwiam. Czyli tamten samotny gość przy stoliku to do ciebie.
– Jeśli nie ma innych, to tak. Jakie spostrzeżenia?
– Wygląda na porządnego i zestresowanego.
– Czyli rzadko chodzi na randki, to akurat dobrze.
– Twojego wzrostu, dobrze ubrany, drogi zegarek.
– Wiesz, że finansowy aspekt nie ma znaczenia.
– Może powinien, byłoby ci łatwiej – zasugerował i mrugnął. Zaprowadził dziewczynę do stolika. – Proszę dać znać, gdy będą państwo gotowi złożyć zamówienie.
– Oczywiście – rzuciła przelotnie Tes, bo całą uwagę skupiła na mężczyźnie, który wstał na jej widok i się uśmiechnął. Popatrzyła mu w oczy i czekała, by coś się wydarzyło. – Dziękuję za zaproszenie.
– Cała przyjemność po mojej stronie. – Skłonił się i pochwycił jej dłoń. – Miło, że chciałaś się spotkać, Tes. To zdrobnienie od jakiego imienia?
– Od Teresy, wolę jej krótszą wersję, Wiktorze. – Odruchowo poprawiła włosy, widoczna nerwowość mężczyzny oddziaływała na nią. Gdy nastała cisza, postanowiła przejąć inicjatywę. – Wspomniałeś, że jesteś pilotem.
– Tak, pilotem wycieczek. Lubię to.
Tes czekała na więcej informacji, ale ponieważ zapanowała cisza, uznała, że ten temat wyczerpali.
– A ty jesteś dyrektorką hotelu? – zapytał Wiktor, jakby w końcu wpadł na pytanie, które mógł zadać.
– Pensjonatu. To stary obiekt, potrzebuje remontu i nowych gości. Niestety, tak samo wiekowi są właściciele, bardzo oporni na zmiany. – Uśmiechnęła się z przymusem, czując, że mówi w próżnię, bo nie zadał jej kolejnego pytania. – Wiktorze, dlaczego się ze mną umówiłeś?
– Bo... bardzo mi się podobasz. Mamy wspólnych znajomych i pomyślałem, że fajnie byłoby cię poznać.
– Dobrze się bawisz? – zapytała, patrząc mu wnikliwie w oczy.
– Dawno nie byłem na randce, wybacz.
Tes widziała, że musi coś zrobić, by i ten wieczór nie został zmarnowany. Zapytała go o hobby, jak wygląda jego dzień i plany na przyszłość, co rozszerzyło nieco kontekst ich rozmowy. Wiktor rozluźnił się, a gdy roześmiała się z jego żartu, napięcie tym bardziej puściło. Zaczął również zadawać jej pytania, słuchając z uwagą. Rozmowa miała miarowy przebieg i miłe akcenty.
Kelner Tomek, podchodząc do ich stolika, dyskretnie skinął jej głową, widząc, że jest zadowolona.
– Cudownie się bawiłem, Tes. Już dawno nie spędziłem tak miłego wieczoru.
– Też się dobrze czułam, Wiktorze – powiedziała, a że wieczór dobiegał końca, zdecydowała się poruszyć najważniejszą sprawę. – Długo jesteś sam?
– Trzy lata. Były przelotne znajomości, ale nic poważnego. Miałem sporo na głowie, teraz jestem gotowy, by coś stworzyć i... nie być samemu.
– Widać, że ci zależy. Tylko chodzi o to, że... nie jestem najlepszą do tego kandydatką – rzekła z wahaniem, oczekując jego reakcji.
Mężczyzna odetchnął jakby z ulgą. Tes się uśmiechnęła, to był test, który właśnie oblał. Gdyby mu na niej zależało, zaprzeczyłby natychmiast, zawalczył, a jeśliby odpowiedział „tak”, by nie zostać odrzuconym, to by wskazywało na to, że nie miał pewności siebie. W związku powinna być równowaga, tutaj mogło jej zabraknąć, a nie zamierzała być tą, która sama zabiega o ich relację.
– Też tak uważam, fajnie nam się rozmawiało, ale nic więcej, niestety – odparł z powagą.
– Możemy zostać dobrymi znajomymi.
– Dokładnie. – Wiktor zapłacił i wstał od stołu. – Dziękuję za miły wieczór. Odprowadzę cię.
– Nie ma potrzeby, mieszkam za rogiem. Muszę skorzystać z toalety, nie czekaj na mnie.
Tes podziękowała i pożegnała się z Wiktorem. Weszła do toalety i zatrzymała się przy lustrze. Spojrzała sobie w oczy.
– Może następnym razem – powiedziała i odczekawszy chwilę, wyszła na salę, wpadając na kelnera.
– Jednak porażka? – zapytał zmartwiony.
– Ale przy dobrym jedzeniu i wyjątkowej obsłudze.
– Widać, że ten gość nie jest dla ciebie, Tes.
– Ani ja dla niego. Do następnego, Tomku.
Wyszła z lokalu i natknęła się na Wiktora, który jednak na nią poczekał.
– Nie musisz mnie odprowadzać.
– Ale bardzo chcę, bo wiesz, tak się zastanawiam... – Wiktor jeszcze się wahał. – Mamy dużo wspólnych znajomych i wszyscy uważają, że jesteś serdeczna i pomocna.
– Przejdźmy do sedna, Wiktorze. – Tes domyśliła się, do czego zmierza.
– Wspomnieli też, że potrafisz idealnie dobrać do siebie ludzi. Masz zmysł, kto do kogo będzie pasował i dla kogo się nadawał.
– Czy dlatego się ze mną umówiłeś?
– Nie, nie do końca. Miałem nadzieję, że może my, no... ale oboje wiemy, że jednak nie – kluczył, by zabrzmiało wiarygodnie. – Może znasz kogoś odpowiedniego dla mnie?
Tes uśmiechnęła się z wyrozumiałością.
– Właściwie to nawet wiem, do kogo mógłbyś się odezwać. To miła dziewczyna i myślę, że wiele może was łączyć.
– Naprawdę?! Jak mogę się z nią skontaktować?
Tes po powrocie do mieszkania zrzuciła szpilki ze stóp i siadła w fotelu. Alfred jak na zawołanie wskoczył jej na kolana i wygodnie się ułożył, by mogła go swobodnie głaskać. Zachęcił ją mruczeniem.
– Tobie też mam znaleźć pannę, Al? Chyba się domyślasz, jak się skończyła moja randka. Moja sława mnie wyprzedza. – Tes wysłuchała przeciągłego mruczenia kota. – To pochwała czy pouczenie? Po co to robię? Bo chcę miło z kimś spędzić czas. Poza tym jak nic nie wyjdzie, zawsze będę się bawić na kolejnym weselu – dodała z lekką ironią.
Alfred zeskoczył z kolan, nie wiadomo, czy tłumaczenia go nie przekonywały, czy – co bardziej prawdopodobne – nie chciał tego słuchać.
Tes podeszła do okna, patrząc, jak ciemność na zewnątrz gęstnieje. Nie czuła rozczarowania, w końcu na coś to spotkanie się przydało. Nie chciała się poddawać, nie mając nic do stracenia. Była sama, a szansa na to, by mogła z kimś być, wciąż istniała.
Obejrzała się, wsłuchując przez moment w ciszę mieszkania. Samotność dawała się jej we znaki. Maj odchodził bez sukcesów, ale jutro zaczynał się nowy miesiąc i na pewno pojawią się nowe szanse. W końcu każdy ma swój idealny moment na miłość.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------