Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Ignite the Lies - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
27 września 2024
Ebook
50,90 zł
Audiobook
49,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ignite the Lies - ebook

Kontynuacja historii bohaterów The First Lie i The First Lie 2.

Sharp po wyjeździe Rosalie stara się ułożyć sobie życie na nowo, jednak wszystko się komplikuje, kiedy pewnej nocy zostaje zmuszony do podpalenia starego domu w środku lasu.  Tam spotyka tajemniczą postać skrywającą tożsamość pod czarną kominiarką.

Wydarzenia z tej nocy sprawiają, że Sharp i nieznajoma zostają uwikłani w poważną intrygę z morderstwem w tle. Będą musieli zawrzeć porozumienie, jeżeli chcą mieć szansę, żeby wyjść z tego cało.

Wkrótce Sharp dowiaduje się, kim jest dziewczyna i okazuje się, że dobrze się znają. Na ich tropie jest nie tylko policja, ale też bardzo niebezpieczny mężczyzna. Jakby tego było mało,  obojgu przyjdzie poradzić sobie z uczuciami, które żywią wobec siebie nawzajem.

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.            Opis pochodzi od Wydawcy.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8362-791-5
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

OSTRZEŻENIE

Ignite The Lies jest trzecim tomem serii „Liars”.

Na wstępie chcę zaznaczyć, że ta powieść porusza trudne tematy i dlatego jest przeznaczona dla osób pełnoletnich i dojrzałych. Jeśli nie masz skończonych osiemnastu lat, lepiej jej nie czytaj. Pojawiają się tutaj wątki znęcania psychicznego, morderstwa i samobójstw. Występują również motywy uzależnienia od narkotyków i samookaleczania.

Relacja głównych bohaterów jest skomplikowana. Wiedzcie, że nie pochwalam każdego ich zachowania.

Jest to historia owiana wieloma tajemnicami i mrokiem. Wolę uprzedzić, zanim po nią sięgniecie. A teraz po raz trzeci zapraszam Was do świata pełnego kłamstw.PROLOG

Nigdy tak bardzo nie pragnęłam, żeby coś było prawdą. Wiedziałam, że życie to masa cierpienia i ciągła walka o spokój, ale wierzyłam, że właśnie ty przyniesiesz mi ulgę w chaosie, który panował wokół nas. Okazało się jednak, że byłeś zwykłym kłamcą z mnóstwem oszustw na koncie. Tym zresztą byliśmy oboje.

K ł a m s t w e m.

Żadne z nas się nie spodziewało, że to dopiero początek. Myśleliśmy, że los nie postawi nas znowu w tej samej sytuacji, z której wyjście było tylko jedno. W tamtym momencie nie mogło być mowy o pomyłce, bo każdy błąd mógł nas zniszczyć. Mimo to podjęliśmy wyzwanie – skłamaliśmy ponownie.

I s t a l i ś m y s i ę n a j l e p s z y m i k ł a m c a m i.

Ignorując wiele głębokich ran, udawaliśmy twardych. Byliśmy gotowi na wiele złych rzeczy i robiliśmy, co w naszej mocy, żeby stać się prawdą.

Kolejne strony w naszej historii wcale nie były jaśniejsze, a ciemność, którą byłeś ty, pochłonęła nawet mnie. I wtedy zrobiliśmy coś, na co żadne z nas nie było gotowe.

P o d s y c i l i ś m y ż a r, k t ó r y o d d ł u ż s z e g o c z a s u s i ę w n a s t l i ł.

Nasze kruche uczucie rozpadało się coraz bardziej, a my próbowaliśmy poskładać je na nowo. Potrzebowaliśmy się. Próbowaliśmy odnaleźć się w całym tym bałaganie, w który nas wmieszano, ale nie potrafiliśmy uratować siebie nawzajem. Wyssano z nas dobro, a do naszych pustych serc zakradło się zło, które wypełniło je mrokiem, chłodem i kolejnymi kłamstwami. Nie umieliśmy się przed nim obronić. I w końcu nas zniszczyło.

A s z k i e l e t y n a s z y c h c i a ł z a m i e n i ł o w p y ł .

Ktoś ewidentnie chciał naszego cierpienia, jednak my się nie poddaliśmy. Zaczęliśmy igrać z ogniem, który jednak wymknął nam się spod kontroli. Dlatego potem zrobiliśmy to:

r o z p a l i l i ś m y k o l e j n e k ł a m s t w a, ż e b y m ó c s p ę d z i ć z e s o b ą n a s z ą o s t a t n i ą c h w i l ę.ROZDZIAŁ 1
ŻEGNAJ, ROSALIE

Rosalie

10 sierpnia 2018 roku

(miesiąc później)

Paryż

Nienawidziłam płci przeciwnej. Mężczyźni to gatunek, który powinien wyginąć. Zawodzą, manipulują i serwują nam kłamstwo za kłamstwem. Wmawiają, że jesteśmy dla nich ważne i że nas nie zostawią. A potem prawda wychodzi na jaw.

Miesiąc temu zawiodłam się na chłopakach, z którymi coś mnie łączyło – z jednym mniej, a z drugim bardziej. Każdy z nich mamił mnie słowami, w które wierzyłam. Gdyby nie ta jedna noc, trwałabym w niewiedzy o tym, kim tak naprawdę byli. Gdyby nie tamten dzień, nadal myślałabym, że dla tego jednego coś jednak znaczyłam. Ta myśl stale siedziała mi w głowie – każdej nocy, każdego ranka i w ciągu dnia.

I b o l a ł o m n i e t o, ż e z a w i o d ł a m s i ę n a o s o b i e, k t ó r ą b r o n i ł a m z c a ł e g o s e r c a.

Wyjechałam do Francji, ale w Paryżu nie było lepiej. Świadomość, że już nigdy go nie zobaczę, sprawiła, że zaczęłam mieć na jego punkcie cholerną obsesję, która codziennie mnie dręczyła. Sharpa widziałam wszędzie i w każdym – w przypadkowych chłopakach na ulicy, w sklepie, na imprezach czy nawet w swoich snach. Zniknął z mojego życia, ale zasiał we mnie uczucie, z którego nie potrafiłam się wyleczyć. Uczucie, które było trucizną. I to przez nią każdego dnia umierałam od nowa.

– Słuchasz mnie w ogóle? – zapytała Lina.

Uniosłam wzrok i skupiłam go na dziewczynie. Wyglądała na rozdrażnioną i wcale jej się nie dziwiłam. Ostatnio cały czas myślami byłam nieobecna.

Lina to moja kuzynka. Kiedyś przyjeżdżała na wakacje do Carlsbad. Spędzałyśmy ze sobą dużo czasu, dzięki czemu miałyśmy dobry kontakt. Teraz to ja przyjechałam do niej. Odkąd tylko zamieszkałam z nią i jej matką, czyli moją ciocią, dziewczyna starała się namawiać mnie na imprezy za każdym razem, kiedy jakąś organizowano. Lina to totalny typ imprezowiczki. Czasami ulegałam, kiedy już naprawdę od godzin nie dawała mi spokoju, ale zazwyczaj wolałam siedzieć zamknięta w czterech ścianach, niż wychodzić do ludzi. Ostatni miesiąc spędziłam głównie w swoim nowym domu. Nocami miałam problemy ze spokojnym snem, bo za każdym razem śnił mi się Liam, Kevin lub on. Sny, a raczej koszmary o Sharpie były tymi najgorszymi. Bolały tak bardzo, że po przebudzeniu dochodziłam do siebie przez godzinę.

– Ugh! – Dziewczyna przewróciła oczami. – Ten twój znajomy tu jest.

– Adrien? – zapytałam, rozglądając się.

Już dzień po moim przyjeździe do Francji Lina zaprosiła swoich przyjaciół do siebie do domu. To właśnie wtedy się dowiedziałam, że znała kuzyna Hanny, Adriena, z którym byłam w kinie kilka miesięcy temu.

– Tak, razem z kolegami.

Na wzmiankę o Adrienie przyjaciółki Liny zaczęły się śmiać i między sobą szeptać, a ja wysiliłam się na niezręczny uśmiech. Zdecydowanie nie było to moje towarzystwo. Mimo że dziewczyny były w moim wieku, tak jak Lina, brakowało nam wspólnych tematów. Albo to ja się na wszystkich zamknęłam i nie miałam o czym z nimi rozmawiać.

– Zaraz wrócę – oznajmiłam, po czym wstałam i ruszyłam przez korytarz w poszukiwaniu łazienki.

Dziewczyny nie przejęły się moim zachowaniem i dalej plotkowały o chłopakach. Miałam dość tego tematu. Teraz żałowałam, że zgodziłam się przyjechać na tę imprezę do koleżanki Liny.

Po drodze mijałam pijanych nastolatków, którzy najwyraźniej bawili się w najlepsze. Chciałam wrócić do tego stanu, kiedy było mi łatwiej, lżej. Miałam wrażenie, że teraz cała rzeczywistość ciąży mi na sercu i że nie potrafię się tego ciężaru pozbyć.

Skręciłam w lewo i nagle stanęłam w miejscu. Wpatrywałam się w chłopaka, który stał odwrócony do mnie tyłem i rozmawiał z nieznanymi dla mnie osobami. To był on. Ciemnobrązowe kręcone włosy, niebieska kurtka z czerwono-granatowym paskiem i czarne spodnie. Na jego dłoniach zauważyłam tatuaże i sygnety, których nigdy nie zdejmował. Ale czy to na pewno był on? Naprawdę by tu przyjechał? – myślałam gorączkowo. Ze stresu serce zaczęło mi szybciej walić.

Nagle chłopak się odwrócił i… cała nadzieja ze mnie wyparowała.

To nie był Sharp.

Rozczarowana wypuściłam powietrze z płuc.

Popadałam w paranoję. Musiałam w końcu zrozumieć, że on tutaj nie przyleci i nie powie, że jego ostatnie skierowane do mnie słowa były po prostu kłamstwami. Ja naprawdę nigdy nic dla niego nie znaczyłam i w tej chwili, tak samo jak przez cały miesiąc, tylko się łudziłam, że było inaczej, bo nie potrafiłam o nim zapomnieć.

Z a k o c h a n i e s i ę w n i m b y ł o ł a t w i e j s z e n i ż w y m a z a n i e g o z p a m i ę c i.

Musiałam się stąd ulotnić, bo coraz trudniej mi się oddychało. Spojrzałam na drzwi łazienki, która była moim ratunkiem, ale akurat ktoś do niej wszedł. Czym prędzej dobiegłam więc do głównego wyjścia z mieszkania i opuściłam kamienicę.

Kiedy znalazłam się na dworze, głęboko zaciągnęłam się świeżym powietrzem. Oparłam się o budynek i spojrzałam na gwiazdy. Wszystko dobrze, Rose. Wszystko dobrze – mówiłam do siebie. Pomyślałam o czymś, co mogło wydawać się absurdem, ale po mojej głowie te słowa krążyły nieustannie.

Byłam okłamywana przez Sharpa przez cały czas trwania naszej znajomości, a mimo to czasami pragnęłam, by znowu raczył mnie tamtym, równie cudownym co bolesnym oszustwem. Dało mi ono więcej szczęścia niż jakakolwiek prawda. Nigdy bym nie pomyślała, że zechcę, aby ktoś mnie okłamywał, ale Sharp robił to w taki piękny sposób, że w głębi serca naprawdę prosiłam, aby zrobił to jeszcze raz. By ostatni raz dał mi wszystko, a potem w jednej chwili to wszystko mi odebrał.

Kiedy po jakimś czasie w końcu doszłam do siebie, stwierdziłam, że wrócę do domu kuzynki. Potrzebowałam nieco prywatności, żeby odetchnąć w samotności. Musiałam sobie to wszystko ponownie ułożyć w głowie. Miałam nadzieję, że dotrę do celu bez problemu. Nie znajdowałam się od niego daleko, ale wszystkie budynki w Paryżu były bardzo do siebie podobne – białe, kremowe, z charakterystycznym szaroniebieskim dachem – co sprawiało, że już nie raz, nie dwa miałam problem z powrotem do naszej kamienicy.

Przemierzałam uliczki centrum Paryża, które o tej godzinie były dziwnie puste. Czasami mijałam się z pojedynczymi osobami i parami wracającymi z lokalnych barów. Gdy znalazłam się jedynie parę kroków od mieszkania, nagle dziwnie się poczułam i gwałtownie zatrzymałam.

K t o ś m n i e o b s e r w o w a ł.

Intensywne spojrzenie wypalało w mojej skórze dziury i sprawiało, że się bałam. Dobrze znałam to doznanie.

Odruchowo rozejrzałam się po okolicy, lecz nikogo nie dostrzegłam. Kiedy jednak obejrzałam się za siebie… Zamarłam. Przed oczami miałam ten sam widok co zawsze – zakapturzona postać stała w niedalekiej odległości, w miejscu, do którego nie dochodziły światła ulicznych latarni. Dłonie miała wsadzone w kieszenie, a oczy utkwione we mnie. Nie widziałam jej wzroku, ale go na sobie czułam.

– To się nie dzieje – szepnęłam.

Zamknęłam powieki, po czym zrobiłam głęboki wdech i długi wydech.

– Liam i Kevin są w więzieniu. Jesteś bezpieczna. Jesteś bezpieczna, Rose – powtarzałam, dalej nie otwierając oczu.

Zrobiłam to dopiero po chwili i mocniej zacisnęłam dłonie.

Pusto.

Nie było go. To moja głowa nie działała prawidłowo. Miałam urojenia. Widziałam rzeczy, których w rzeczywistości nie było. Musiałam w końcu zrozumieć, że mój koszmar się skończył.

To koniec, Rose!

Nie zwlekając dłużej, biegiem ruszyłam w kierunku mieszkania Liny i ciotki.

Naprawdę musiałam zająć czymś głowę, bo wariowałam, a nie mogłam przecież dać się pożreć własnemu umysłowi.

4 września 2018 roku

– A może wycieczka do Luwru? Wiem, że to twoje klimaty – zaproponował Adrien.

Siedzieliśmy w ogródku małej kawiarenki i jedliśmy późny lunch. Adrien poza moją kuzynką był jedyną osobą, z którą się tutaj trzymałam. On jako jeden z nielicznych mówił płynnie w moim ojczystym języku, a jedną z barier w nawiązywaniu innych znajomości był dla mnie właśnie francuski, którego pomimo intensywnego kursu nadal nie opanowałam.

Zaśmiałam się i pokręciłam głową. Widząc jednak jego zrezygnowaną minę, odparłam:

– Może kiedyś się wybierzemy.

Chłopak od tygodnia starał się mnie wyciągnąć na zwiedzanie Paryża, bo chociaż byłam już tutaj prawie od dwóch miesięcy, to nadal nie zobaczyłam najpopularniejszych miejsc. Do tej pory mu odmawiałam, bo obawiałam się, że mógłby moją zgodę źle odebrać. Lubiłam go jako kolegę i tyle, dlatego wolałam trzymać między nami dystans. Poza tym lubiłam też swoją samotność. Przyzwyczaiłam się do wieczorów w pojedynkę i tego, że mogłam polegać tylko na sobie. Nie potrafiłam już nikomu zaufać. Nie po tym wszystkim, co wydarzyło się tamtej lipcowej nocy.

– Kiedyś? – zaśmiał się. – Z takim podejściem to Paryż będziemy zwiedzać do twojej sześćdziesiątki.

– Muszę skupić się na nauce języka. Dzisiaj na lekcji biologii nauczyciel mnie zapytał, czy potas obniża, czy podwyższa ciśnienie. Gdy tylko mu odpowiedziałam, cała klasa wybuchła śmiechem, a ja nie wiedziałam dlaczego.

– Co powiedziałaś?

– Ech… Pomyliłam baisser¹ z baiser².

Chłopak przez kilka sekund gapił się na mnie w osłupieniu, aż w końcu parsknął głośnym śmiechem.

– Odpowiedziałaś, że pomaga w pieprzeniu?

– Chodziło mi o cholerne obniżenie ciśnienia – burknęłam.

Nadal czułam zażenowanie. Po tym zdarzeniu nauczyciel przez cały czas zerkał na mnie z rozbawieniem w oczach. Nigdy tak bardzo jak wtedy nie chciałam, żeby jakakolwiek lekcja prędko dobiegła końca.

– Jego mina musiała być bezcenna – parsknął Adrien, który dalej śmiał się wniebogłosy.

– Straciłam na tej lekcji resztki godności – prychnęłam i jeszcze bardziej rozbawiłam chłopaka swoimi słowami. – Cieszę się, że bawi cię moje nieszczęście.

– Oj tak, zrobiłaś mi tym dzień. Mogę cię poduczyć francuskiego – zaproponował, a gdy zauważył, że natychmiast spoważniałam, dodał: – Jeśli oczywiście chcesz.

To miłe z jego strony. Może powinnam się przemóc i zgodzić, tak jak zgodziłam się na nasze dzisiejsze wyjście. Przecież dobrze rozmawiało mi się z tym chłopakiem. Dzięki niemu w końcu zaczęłam powoli wyrywać się ze swojej samotnej jaskini i żyć jak normalna nastolatka. Przynajmniej tak to wyglądało z zewnątrz, bo w środku nadal byłam rozdarta, miałam wrażenie, że ktoś na okrągło mnie obserwuje, i nie umiałam się tego uczucia pozbyć. Może to przez tę czerwoną różę, którą znalazłam w torbie, gdy wsiadałam do samolotu, by tutaj przylecieć? Ona i liścik z napisem: GOTOWA NA RUNDĘ DRUGĄ?, nie oznaczały niczego dobrego.

– Chętnie, ale masz się nie śmiać, bo idzie mi fatalnie – ostrzegłam, smarując bagietkę dżemem truskawkowym.

– Nie jest źle. Najciekawsze słowa już znasz – powiedział, poruszając wymownie brwiami.

Kopnęłam chłopaka pod stołem, na co on uniósł ręce w geście obronnym.

Cieszyłam się, że wyrwałam się z Carlsbad. Francja była naprawdę piękna. To miasto miłości, w którym czułam się cholernie samotnie, nawet pomimo tego, że utrzymywałam z przyjaciółmi regularny kontakt. Dzwoniliśmy do siebie często, na szczęście żadne z nich nie wspominało o Słynnej Trójce, a szczególnie o jednym jej członku. Był to temat zakazany i przyjaciele dobrze o tym wiedzieli. Tylko jeden jedyny raz Leo się wygadał, że czasami wychodzą z chłopakami na miasto, ale starałam się ten fakt zignorować. Oni mnie już nie interesowali. Sharp również.

Zerknęłam na przechodniów, którzy szli ulicą, a potem na ludzi siedzących niedaleko nas. Wszyscy uśmiechali się i rozmawiali przy kawie lub herbacie.

– A jak lekcje matematyki u pani Daquin? – zapytał Adrien.

Słyszałam go jednak jak przez mgłę, bo skupiałam się wówczas na kimś innym. Kilka stolików dalej zauważyłam osobę czytającą gazetę. Widziałam tylko jej ciemnobrązowe, kręcone włosy i takie same tatuaże na rękach, jakie miał on. Mógł to być przecież każdy, ale znowu miałam przed oczami tylko jego.

– Rose? – Głos Adriena rozbrzmiał ponownie.

– Co mówiłeś? – zapytałam, przeniósłszy wzrok na chłopaka.

– Pytałem o lekcje matematyki. Kobieta daje ci w kość? Bo słyszałem, że… – Adrien mówił dalej, ale znów przestałam go słuchać.

Wróciłam spojrzeniem do tamtej postaci. Wiedziałam, że jej widok nie da mi spokoju. Tak było za każdym razem, kiedy napotkałam kogoś wyglądającego jak Sharp. Nieznajomy w dalszym ciągu czytał gazetę, zza której po chwili delikatnie się wychylił. Moje serce zabiło szybciej. Złapaliśmy kontakt wzrokowy jedynie przez chwilę, bo chłopak szybko zasłonił twarz czasopismem. Zamrugałam kilkukrotnie, myśląc, że miałam omamy. To nie był pierwszy raz, kiedy widziałam Sharpa Victora Reyesa w każdej podobnej do niego osobie.

Nie minęło nawet dziesięć sekund, a nieznajomy ponownie wychylił się zza szarego papieru. Wtedy zrozumiałam, że tym razem mi się nie przywidziało i że naprawdę mam przed oczami znajomą twarz. To był on.

P i e p r z o n y S h a r p b y ł w e F r a n c j i.

– Ziemia do Rose. – Adrien pomachał mi dłonią przed nosem.

Zignorowałam go, zerwałam się z krzesełka i ruszyłam w kierunku bruneta o kręconych włosach. Z każdym kolejnym krokiem czułam szybsze bicie serca. Chłopak powrócił już do swojej pierwotnej pozycji – znów zasłaniał twarz gazetą i udawał, że czytał. Robił to nawet w momencie, w którym stanęłam naprzeciw niego. Przez chwilę w milczeniu wbijałam w niego wzrok i czekałam, aż przestanie się ukrywać, ale w końcu straciłam resztki cierpliwości. Wyrwałam mu gazetę z rąk i skrzyżowałam spojrzenie swoich brązowych tęczówek ze spojrzeniem znajomych brązowych tęczówek z zieloną plamką. To naprawdę był on. Sharp przyleciał do Europy i teraz wpatrywał się we mnie w ogródku małej, paryskiej kawiarenki.

– Co ty tu, kurwa, robisz!? – zapytałam, podnosząc głos.

Kilka osób zerknęło na nas z zaciekawieniem, ale zlekceważyłam ich. Skupiłam się na chłopaku, który obdarzał mnie w tym momencie obojętnym wyrazem twarzy. Zero jakichkolwiek emocji.

– Zwiedzam Francję i piję latte – odpowiedział jak gdyby nigdy nic, wskazując gestem głowy na swoją kawę.

– I akurat zachciało ci się zwiedzać kraj, w którym obecnie mieszkam? – prychnęłam z niedowierzaniem. – Jesteś popierdolony, Sharp! Daj mi w końcu spokój!

Chłopak nadal siedział niewzruszony, co jeszcze bardziej mnie rozjuszyło. Nie rozumiałam, co się właśnie wydarzyło. Ta sytuacja była irracjonalna.

– To ty przyszłaś do tej samej kawiarenki co ja, Rosalie, i to ty się na mnie wydzierasz.

Otworzyłam szerzej oczy i parsknęłam śmiechem. Sharp zachowywał się tak, jakbym to ja zrobiła coś złego jemu, a nie na odwrót.

– Słucham?! Przecież to ty niczym psychopata przyleciałeś za mną do Paryża i to po tym wszystkim, co mi zrobiłeś! – warknęłam, po czym starając się uspokoić, wzięłam głęboki wdech. – Mało ci? Czego jeszcze ode mnie chcesz, Sharp? – dodałam już spokojniejszym i cichszym tonem.

Czekałam na jego odpowiedź, ale chłodne spojrzenie chłopaka mówiło mi, że będzie milczał. Przez krótką chwilę przemknęło mi przez myśl, że może przyjechał tutaj, aby naprawić to, co między nami zniszczył. Nie wybaczyłabym mu, ale chciałam, żeby żałował. Jednak w tej chwili on ani trochę nie wyglądał, jakby czuł się winny. Może Sharp właśnie taki był? Niszczący. Lubił się bawić mną i moimi uczuciami.

– Wyjedź stąd i nie wracaj – syknęłam ze złością.

Emocje we mnie buzowały. Nie mogłam dłużej na niego patrzeć. Odwróciłam się więc i skierowałam w stronę stolika, przy którym siedział zdezorientowany przyjaciel.

– Rosalie… Rosalie, zaczekaj – usłyszałam, ale zlekceważyłam prośbę Sharpa.

Chłopak dopadł do mnie i energicznie złapał za moją dłoń. Pod wpływem impulsu wzięłam swoją posmarowaną dżemem bagietę i cisnęłam nią prosto w Sharpa. Trafiłam w policzek, na którym został czerwony ślad. Chłopak gapił się na mnie w kompletnym osłupieniu, a ja dalej kipiałam ze złości.

– Rose, pieprzony dupku! – warknęłam, uwalniając się z jego uścisku. – Myślisz, że możesz ot tak przylecieć sobie do Francji i mnie śledzić!? Nie pozwolę ci znowu namieszać mi w głowie!

– Ja…

– Ty co!? – wrzasnęłam tak głośno, że ludzie wokoło zaczęli wymownie na nas spoglądać. – Dlaczego nie dasz mi spokoju? Nie masz już kogo nękać w Carlsbad?

Sharp obserwował mnie w milczeniu. Był zmieszany i chociaż starał się udawać zimnego, to po jego mimice widziałam, że w środku aż się w nim gotowało. I na pewno czerwony ślad po dżemie na policzku tylko pogarszał jego samopoczucie.

– Podoba ci się we Francji?

Nie wierzyłam, że zadał mi to pytanie.

– Podobało, dopóki cię nie zobaczyłam – wysyczałam. – Wyjaśnij mi, po co tu przyjechałeś, albo zniknij mi z oczu.

Cisza, która zapadła po moich słowach, uderzyła mnie bardziej, niż mogłam się spodziewać. I to była chwila, w której poczułam ucisk w klatce piersiowej.

– Tak myślałam – wyszeptałam, po czym odwróciłam się z zamiarem odejścia, z trudem powstrzymując łzy.

Sharp miał szansę, żeby mi powiedzieć, że coś do mnie czuje i że żałuje tego, co się wydarzyło. Miał ją.

A l e j e j n i e w y k o r z y s t a ł.

Brunet w ostatniej chwili chwycił mnie za nadgarstek.

– Rosalie…

– Zostaw ją – wtrącił Adrien, o którego istnieniu zapomniałam.

– Sharp, puść mnie, mam dość – burknęłam cicho, tracąc siły. – Nie chcę mieć więcej z tobą do czynienia. Jeśli będzie trzeba, wniosę sprawę do sądu o zakaz zbliżania się.

– Nie, Rosalie, porozmawiajmy… – ciągnął chłopak, patrząc mi w oczy.

– Gościu, zostaw ją.

– Powiedziałem, że…

Sharp nie dokończył, bo Adrien się zamachnął i uderzył go w ubrudzoną od dżemu twarz. Głowa Sharpa gwałtownie przechyliła się w bok.

– Adrien! – krzyknęłam.

Cały świat w jednej chwili się zatrzymał. Czekałam. Mijały kolejne sekundy, podczas których brunet nie wykonywał żadnego ruchu. Mimo to wyglądał na spokojnego. W końcu spojrzał na Adriena, który cofnął się o krok, bacznie obserwując reakcję chłopaka.

– Nie oddam mu ze względu na ciebie – zwrócił się do mnie Sharp.

Zdziwiłam się. On zawsze był impulsywny, tak więc spodziewałam się, że mojemu koledze też się oberwie. Ale tak się nie stało.

– Idziemy, Rose – rzucił Adrien i od razu delikatnie pociągnął mnie w przeciwną stronę.

Zatrzymałam się jednak na krótką chwilę i spojrzałam Sharpowi w oczy. Chciałam wypowiedzieć ostatnie skierowane do niego słowa:

– Zostaw mnie w spokoju raz na zawsze.

Z a w s z e.

Z a w s z e.

N a s z e z a w s z e.

Odwróciłam się do bruneta plecami i podążyłam za Adrienem. Zdążyliśmy zrobić tylko kilka kroków, kiedy usłyszałam jego głos:

– Chciałem się upewnić, że znikniesz z mojego życia!

Natychmiast struchlałam. Obejrzałam się przez ramię i dostrzegłam w jego oczach chłód. Znowu się nienawidziliśmy, zupełnie jak na początku. Nie mogłam jednak Sharpowi pokazać, że zabolały mnie jego słowa i to lodowate spojrzenie, którym mnie obdarzał, dlatego z obojętnością rzuciłam:

– Nie martw się. Nie popełnię tego błędu drugi raz i nie wrócę tam. Żegnaj, Sharp.

Po wypowiedzeniu tych słów pewnym krokiem wyszłam z kawiarenki.

W tej chwili cierpiał mój umysł, bo wiedział, co było dla niego najbardziej bolesne – świadomość, że zrezygnowała ze mnie osoba, z której ja nie umiałam zrezygnować.

Cierpiała też moja dusza, która właśnie rozpadła się na milion kawałków z powodu chłopaka, który kiedyś dał mi nadzieję na to, że coś znaczę, a potem zabrał mi ją w jednej chwili.

Dzisiaj cierpiałam, żeby jutro móc wstać silniejsza.

Dzisiaj zamierzałam wylać tony łez, by od następnego dnia nigdy więcej nie płakać przez żadnego mężczyznę.

Od dzisiaj byłam wolna od Sharpa. To ja przejęłam kontrolę i już nigdy nie zamierzałam pozwolić mydlić sobie oczu.ROZDZIAŁ 2
PIJACKA PRAWDA

Sharp

– Jeszcze raz to samo – wybełkotałem do barmana.

Mężczyzna pokiwał głową, po czym zabrał ode mnie pustą szklankę do whiskey.

Siedziałem w tym barze od pieprzonych dwóch godzin, kolejny dzień z rzędu, i piłem na umór. Chciałem zapomnieć o wszystkim – o problemach, tym cholernym wyjeździe do Francji i o niej.

M o j e j R o s a l i e.

Która zresztą już moja nie była. Nie, od kiedy powiedziałem jej, że cała nasza znajomość była kłamstwem i że nic do niej nie czuję. Teraz układała swoje życie na nowo, beze mnie, a ja jak największy kretyn nie umiałem sobie z tym poradzić.

Odkąd wyjechała dwa miesiące temu z Carlsbad, latałem do Paryża prawie co dwa tygodnie. Obserwowałem ją, aby się upewnić, że była bezpieczna. Bałem się, że ktoś nadal nie będzie chciał dać jej spokoju. Starałem się nie wychylać i jednocześnie cały czas nad nią czuwać. Może i to popierdolone, ale nie mogłem zostawić jej samej.

B o m i m o ż e j ą s t r a c i ł e m, t o n a d a l b y ł a m o i m w s z y s t k i m.

Niestety ostatnio mnie zauważyła. Wkurwiłem się, kiedy zobaczyłem ją z tym pieprzonym Francuzikiem. Za bardzo chciałem słyszeć, o czym rozmawiali, dlatego usiadłem niedaleko nich. I właśnie przez moją głupotę Rosalie mnie przyłapała. Nie chciałem tego. Miała nie wiedzieć, że ją obserwowałem i że regularnie bywałem we Francji, ale wyszło inaczej. Na dodatek oberwałem pierdoloną bagietą z dżemem. A teraz siedziałem w jednym z barów w Carlsbad i zapijałem smutki i tęsknotę alkoholem. I to wszystko na własne życzenie.

– Trzymaj, stary – powiedział kelner, podstawiając mi pod nos nową szklankę z whiskey.

Właśnie miałem ją chwycić, kiedy nagle zniknęła mi z pola widzenia.

Co jest, kurwa?

– Temu panu już wystarczy – oznajmił Will, karcąc mnie wzrokiem.

Kiedy tylko dostrzegłem go i stojącego za nim Thomasa, od razu przewróciłem oczami. Ta dwójka idiotów nie odstępowała mnie ostatnio na krok. Nie raz, nie dwa się upierali, że polecą ze mną do Francji, więc po prostu przestałem im mówić, że się do niej wybieram. Z nimi Rosalie zobaczyłaby mnie już za pierwszym razem.

– Nie przesadzasz trochę? – Chłopak się dosiadł. – Mija już trzeci dzień, który spędzasz w tym barze.

Zlekceważyłem ich. Nie miałem ochoty z nimi rozmawiać. Potrzebowałem samotności, żeby móc spokojnie pomyśleć.

– Zabierzmy go stąd – odezwał się Thomas.

– Sharp, wstawaj. – William szturchnął mnie w ramię, ale ja dalej siedziałem.

Minęły już trzy dni, odkąd ostatni raz widziałem Rosalie. W tamtej kawiarence wyglądała inaczej, od razu zauważyłem w niej zmianę. I przeraziło mnie to. Kiedyś sobie obiecałem, że pomimo całego gówna, w którym się topiliśmy, sprawię, że w jej oczach znów zobaczę te piękne iskierki. I udało mi się to, przez pewien czas je widziałem. Teraz już ich tam nie było. Przez moje kłamstwa jej oczy stały się puste i martwe.

– Wstajemy – rzucił Thomas, łapiąc mnie pod pachami.

Nie stawiałem oporu. Pozwoliłem im wyciągnąć się z baru i wsadzić na tylną kanapę samochodu. Kiedy przyjaciele zamknęli drzwi, oparłem głowę o szybę i wbiłem tępe spojrzenie w widok za oknem. Myślałem o niej. Całą drogę do domu tylko ją miałem w głowie. Od zawsze była w niej tylko ona.

Podróż minęła szybko i zanim się zorientowałem, siedziałem już na swoim łóżku, a chłopaki ściągały mi ze stóp buty.

– Grzeczny Sharp pójdzie teraz spać – oznajmił stanowczo Thomas, rozwiązując jedną ze sznurówek.

Will odrzucił drugi but w kąt sypialni, po czym wstał i zaczął przyglądać się mojej twarzy.

– Lepiej powiedz, kto ci tak, kurwa, przywalił.

– Cholerny Francuz – burknąłem pijackim tonem.

– Chłopie, zaraz będziesz mieć wrogów na całym świecie. Weź się trochę uspokój! – prychnął Thomas.

– Co ty znowu odwaliłeś, Sharp? – zapytał mój przyjaciel i głęboko westchnął.

– Zobaczyła mnie i przypierdoliła mi w twarz bagietą. – Opadłem plecami na łóżko. – Z jebanym dżemem truskawkowym.

Pierdolone truskawki. Uwielbiała je i zawsze nimi pachniała. Teraz ten owoc kojarzył mi się tylko z nią.

– Rose cię widziała!? – krzyknął William, który najwyraźniej stracił już cierpliwość. – Ty kretynie! Nie wiesz, co to znaczy: „Trzymaj się z daleka”!?

– Już wystarczająco rozpierdoliłeś jej życie – stwierdził Thomas.

Miał rację. Zrobiłem to.

– Stary, nie dobijajmy go – westchnął już nieco spokojniejszym tonem Will.

– To niech on nie dobija Rose! – wybuchł w odpowiedzi. – Wysłał ją do pierdolonej Francji, bo tam niby będzie bezpieczna?! Nigdy nie będzie! Nie, dopóki się nie dowiemy, kto jej to robi. A t a o s o b a, która zleciła ci krzywdzenie dziewczyny, pewnie jest na jebanych Bahamach i świetnie się bawi, patrząc na to, jak się nawzajem wykańczacie!

Zerwałem się na równe nogi i energicznym krokiem podszedłem do walizki leżącej na podłodze.

– Sharp, co ty robisz? – mruknął Will.

– Lecę do niej – oznajmiłem, po czym zacząłem wyciągać ubrania z szafy. – Muszę sprawdzić, czy jest bezpieczna. Nie pozwolę jej znowu skrzywdzić. – Znieruchomiałem na chwilę, zaciskając mocniej pięści. – Zniszczyłem ją! – krzyknąłem, patrząc na przyjaciół. – Rozumiecie? Zniszczyłem jedyne dobro w swoim życiu.

– Jesteś pijany – rzucił Thomas.

Przyjaciel podszedł do mnie z zamiarem wyciągnięcia mi z dłoni koszulki, ale się od niego odsunąłem.

– Nie zostawię jej – powiedziałem pewnie, po czym przysiadłem obok walizki i kontynuowałem pakowanie. – Będę jej pilnował cały czas, wtedy nic się jej nie stanie.

Nie mogłem dopuścić do tego, żeby po tym wszystkim ktoś znowu ją skrzywdził. Już wystarczająco dużo przeze mnie wycierpiała.

Will przykucnął obok i warknął:

– Sharp, jeździsz tam co dwa tygodnie na kilka dni, wystarczy. Musisz pracować, bo Dolos cię kimś zastąpi. Nie mam aż tylu pieniędzy, żeby dalej móc ci je pożyczać.

Pieniądze, pieniądze, te cholerne pieniądze! To wszystko przez te zielone papierki. Kiedyś miałem hajsu pod dostatkiem i mimo to on wcale nie sprawiał, że byłem szczęśliwy. A teraz, kiedy potrzebowałem go do szczęścia, jego nie było.

– Kurwa! – wykrzyczałem. Oparłem się o ścianę i schowałem twarz w dłoniach. – Czemu nas to spotkało? Czemu nie mogliśmy być szczęśliwi? Chciałem dla niej dobrze. Tylko to się dla mnie liczyło, a teraz? – zapytałem i już po sekundzie pierwsze łzy wydostały się spod moich powiek. – Nie ma nas. Nie potrafię żyć ze świadomością, że jest daleko.

Dawno nie płakałem. Nie pozwalałem sobie na to. Zawsze mnie uczono, że płacz oznacza słabość. Ojciec na okrągło mi to powtarzał, ale jego już dawno przy mnie nie było, a ja nie umiałem już dłużej udawać silnego i twardego. Tak bardzo uzależniłem się od Rosalie, że nie potrafiłem bez niej normalnie funkcjonować. Brakowało mi sił do ciągłej walki o wszystkich, ale nie mogłem się poddać. Dla niej.

– Musisz pozwolić jej odejść – oznajmił Thomas. – Nie może cię więcej zobaczyć. To zniszczy was oboje.

Bolało. Tak bardzo bolało mnie to, że miał rację. Odpuszczenie jej sobie było w tej sytuacji jedynym właściwym rozwiązaniem, ale też tym z najbardziej rozdzierających mnie od środka. Myślałem, że przez cały ten czas to ja otwierałem oczy jej, ale nie. To ona otwierała oczy mnie.

R o s a l i e w z b u d z i ł a w e m n i e u c z u c i e, o k t ó r y m b a ł e m s i ę c h o ć b y m a r z y ć .

Nie zasługiwała na to, abym dalej ją okłamywał. Na razie jednak nie mogłem powiedzieć jej prawdy o tym, że ciągle coś do niej czuję i że zmusiłem ją do wyjazdu, bo chciałem ją chronić. Dlatego zamierzałem przestać mieszać jej w życiu i się z niego usunąć.

– Naprawimy to. Razem wszystko odkręcimy i jakoś się ułoży – zapewnił William, widząc moje załamanie.

Kiedy trochę ochłonąłem, otarłem twarz z łez i odparłem:

– Nie, Thomas ma rację. Nie mogę po tym wszystkim znowu stanąć Rosalie na drodze. Muszę pozwolić jej odejść.

Chłopaki spojrzały po sobie, a następnie usiadły po obu moich stronach i oparły się o ścianę pokoju.

– Mam kuzyna we Francji – oznajmił Will. – Powiem, żeby miał ją na oku. Sharp, jeśli ty i Rose jesteście sobie przeznaczeni, to jestem pewien, że jeszcze się spotkacie i wtedy naprawisz to, co zniszczyłeś.

– Choćbym miał, kurwa, znowu wycinać te pierdolone śnieżynki – dodał z determinacją w głosie Thomas.

– Jesteśmy z tobą, bracie, i cały czas będziemy – zapewnił mnie Will i oparł głowę o moje ramię, co zaraz również uczynił znajdujący się po mojej drugiej stronie Thomas.

– Możesz na nas liczyć. Przejdziemy przez to razem.

– To koniec – oznajmiłem. – Zostawię ją w spokoju. Zasługuje na coś więcej. Na kogoś, kto da jej to, czego ja dać jej nie mogę.

Życie w prawdzie – dodałem w myślach.

B o M Y z a w s z e b y l i b y ś m y K Ł A M S T W E M.ROZDZIAŁ 4
DOWÓD ZBRODNI

Sharp

Światła w domu były zgaszone. Siedziałem na jednym z krzesełek w kuchni i stukałem nerwowo palcem o stół. Czekałem na dziewczynę, która powinna wrócić lada moment. Musiała mi wyjaśnić, o co w tym wszystkim chodziło. Co wiedziała i dlaczego tak długo milczała.

Przez całą noc się zastanawiałem, jakim cudem razem z Rosalie wpakowaliśmy się w kolejne bagno. Kiedyś wierzyłem, że po odbyciu kary pozbawienia wolności uda mi się odetchnąć i żyć bez stresu. Jeden rok za kratkami nauczył mnie, bym robił wszystko, byleby tam ponownie nie trafić. Ludzie ogólnie byli okrutni, ale osoby zamknięte w miejscu, w którym odbywały swoją karę, nie kierowały się żadnymi zasadami moralnymi. Na palcach jednej ręki mogłem policzyć dni, w których od nikogo nie oberwałem. Wtedy miałem jeszcze osiemnaście lat, wciąż dojrzewałem, więc większość więźniów była ode mnie większa i silniejsza. Stałem się dla nich workiem treningowym, niepotrafiącym się nawet dobrze bronić.

Kiedy usłyszałem dźwięk przekręcanego klucza w drzwiach, potrząsnąłem głową, aby pozbyć się z niej niechcianych wspomnień. Światło w korytarzu rozbłysnęło, przez co zmrużyłem oczy. Słyszałem, jak dziewczyna najpierw ściągnęła buty, a po chwili przeszła w głąb domu, po drodze włączając lampy.

– Kurwa! – zaklęła, podskakując w miejscu. – Teraz bawisz się we włamywacza? – Camilla wyglądała na poirytowaną moimi odwiedzinami.

– Musimy w końcu porozmawiać. Wiedziałaś, że Rosalie wraca do miasta. – Bardziej stwierdziłem, niż zapytałem.

Oparła się o futrynę i założyła ręce na piersiach. Czekałem na odpowiedź, ale w końcu zrozumiałem, że dobrowolnie nic mi sama nie powie.

Prychnąłem, wstając z krzesła.

– Zamierzasz milczeć? – zapytałem. Jej znudzona mina coraz bardziej mnie frustrowała. – Cam, nie zmuszaj mnie do wyciągnięcia od ciebie informacji siłą.

– A niby co mi zrobisz? – Lekceważąco wydęła wargi. – Daj jej spokój, Sharp. Zachowałeś się jak dupek i rozpierdoliłeś dziewczynie życie. Myślałam, że masz trochę oleju w głowie. Nie będę rozmawiać z kimś, do kogo straciłam szacunek i…

Uderzyłem pięścią o stół, przerywając jej.

– Muszę wiedzieć, dlaczego wróciła! – wydarłem się.

– Nie powiedziała ci? Ciekawe, dlaczego nie chce z tobą rozmawiać. Biedny Sharp… – zakpiła.

Przychodząc do jej domu, wiedziałem, że nie tak łatwo będzie czegokolwiek się od niej dowiedzieć. To sukces, że w ogóle się do mnie odzywała, bo od wakacji nasze rozmowy wyglądały tak, że Cam po prostu wychodziła, nie odpowiedziawszy na moje pytania. Do tej pory przyjmowałem to na klatę i przełykałem tę gorzką pigułkę, ale tym razem rudowłosa musiała wyjawić mi każdy szczegół.

– Powiedz, co wiesz, bo inaczej…

– Bo inaczej co, Sharp? – przerwała mi.

Mogłem jej wszystko powiedzieć, ale wtedy wciągnąłbym ją w grę c z ł o w i e k a, który wydawał mi polecenia. Camilla przeszła w życiu wystarczająco, więc nie powinna znowu musieć cierpieć. Nie chciałem dla niej źle. I tak naraziłem już życie zbyt wielu osób i obrywałem przez to każdego pieprzonego dnia.

Żadne z moich przyjaciół nie wiedziało też o tamtej nocy w starym domu. Nikt nie mógł się dowiedzieć, że miałem z tym podpaleniem coś wspólnego. Im mniej osób mnie z nim łączyło, tym byli bezpieczniejsi. Tak przynajmniej sobie wmawiałem.

– Grozi jej niebezpieczeństwo – wyjawiłem zdawkowo.

– Nagle chcesz być jej wybawcą? Poradzi sobie. Tak samo jak poradziła sobie po tym, co jej zrobiłeś.

– Joder¹, Camilla! Muszę wiedzieć, co się u niej dzieje! – krzyknąłem z frustracją. – Ktoś chce ją skrzywdzić!

– Jedyną osobą, która może ją skrzywdzić, jesteś ty, Sharp – powiedziała ze spokojem.

Zabolało.

Cholernie zabolało.

Nienawidziłem tego, że to ja byłem jedną z osób, które zraniły Rosalie. Zawsze przed snem, leżąc w łóżku, wyobrażałem sobie, jak wyglądałoby nasze życie bez tego syfu. Czy bylibyśmy szczęśliwi? Czy jako ludzie bez takich problemów bylibyśmy parą? Najbardziej lubiłem jedną z wizji pojawiających się w mojej głowie. W niej zabierałem dziewczynę po szkole do swojego domu, gdzie razem przygotowywaliśmy dobre jedzenie, oglądaliśmy filmy i rozmawialiśmy, ale nie o problemach, lecz o błahych sprawach dnia codziennego. W swoich wyobrażeniach uwielbiałem doprowadzać ją do śmiechu, widzieć dołeczki w jej policzkach i ten błysk w oku, kiedy chciała mi dopiec. Szkoda, że były to tylko pisane przeze mnie scenariusze wydarzeń, które nigdy nie będą miały miejsca w rzeczywistości.

– Nic nie rozumiesz. Chcę ją chronić – oznajmiłem, chodząc w kółko.

Poczułem bezradność. Nienawidziłem tego uczucia.

Spojrzałem ponownie na dziewczynę, kiedy ta się roześmiała.

– Zmieniła się – ciągnąłem, przeczesując włosy palcami. – Od jak dawna się kontaktowałyście?

– Skąd… – zaczęła, ale urwała, gdy tylko dostrzegła moją minę. Westchnęła. – Od miesiąca. To Rose do mnie napisała. Zdziwiłam się, że tak dobrze się trzymała. Kiedy rozmawiałyśmy, zdawała się w Paryżu szczęśliwa.

– Po co tu wróciła? – drążyłem, ale przyjaciółka milczała. – Camilla.

– Nie mam pojęcia. Po prostu pewnego dnia znienacka napisała, że wraca – wyjaśniła, przewracając oczami.

– Dlaczego jej nie powstrzymałaś?

– A dlaczego powinnam była to zrobić? – prychnęła od razu, marszcząc brwi. – Sharp! O co ci, kurwa, chodzi? O czym mi nie mówisz?

Spuściłem wzrok.

Camilla rzadko kiedy ciągnęła mnie za język. Robiła to tylko wtedy, gdy sprawa była naprawdę poważna. Jak ta teraz. Ja wobec niej zachowywałem się w taki sam sposób.

– Wyglądasz na przerażonego – dodała.

– Bo jestem przerażony.

– Za kilka godzin masz wyścig – przypomniała, spojrzawszy na zegarek. – Dolos ci dokopie, jeżeli zobaczy cię w tym stanie. Spałeś w ogóle? Wyglądasz jak trup.

Nie myliła się. Przez całą noc nie zmrużyłem oka, bo myślałem o tym, co się stało, i zastanawiałem się nad tym, co się wydarzy. Niemoc była najgorsza i dusiła mnie od wewnątrz.

– Dam sobie radę, jak zawsze. Rosalie przyjdzie? – zapytałem z nadzieją, ale Cam jedynie wzruszyła ramionami. – Pójdę już.

Ściągnąłem kurtkę z oparcia krzesełka i ruszyłem do wyjścia. Otworzyłem drzwi i już miałem opuścić budynek, kiedy usłyszałem za plecami głos Camilli:

– Sharp! Jesteś skończonym kretynem. Ona ci nigdy tego nie wybaczy.

Stałem jak wryty, czując nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej. Wziąłem głęboki wdech, zrobiłem długi wydech i zaakceptowałem ten fakt, chociaż w środku bolało mnie jak cholera.

Wyszedłem na zewnątrz i zatrzasnąłem za sobą drzwi.

Sam sobie też nigdy tego nie wybaczę.

~*~

Kiedyś uwielbiałem się ścigać. Adrenalina pobudzała moje zmysły i w jakimś stopniu pomagała mi radzić sobie ze złymi emocjami. Krew wrzała w moich żyłach, a niechciane myśli znikały, nawet jeśli tylko na chwilę, to już było coś. Dało się od tego stanu uzależnić, dlatego dawniej ścigałem się bardzo często. A teraz? Teraz już nie odczuwałem ekscytacji ani dreszczyku emocji, dlatego chciałem rzucić wyścigi w cholerę i odpocząć od wszystkiego, co nielegalne. Jednak nie mogłem.

– Wszystko jest tak, jak należy – zapewnił mnie Will, wycierając brudne dłonie w ręcznik papierowy.

– Dzięki, stary. – Uśmiechnąłem się do niego niemrawo.

William pracował dla Dolosa jako mechanik. Przed każdym wyścigiem sprawdzał stan techniczny mojego samochodu, bo nie ufaliśmy osobom, z którymi się ścigałem. Byłem dobry, co nie podobało się niektórym. Przez to już nieraz się zdarzyło, że ktoś grzebał przy hamulcach i sprzęgle mojego auta.

– Gotowy na wyścig? – zapytała znienacka Lorei.

Odwróciłem się gwałtownie i ujrzałem radosną twarz dziewczyny. Kilka kroków za Lorei stała jej starsza koleżanka, która czasami z nią wychodziła. Nie przepadałem za nią. Była specyficzna, zawsze trzymała się ode mnie z daleka i ani razu jeszcze ze mną nie rozmawiała. Lorei tłumaczyła, że dziewczyna to introwertyczka i nie lubi poznawać nowych ludzi, ja jednak odnosiłem inne wrażenie. Według mnie laska po prostu nie chciała zadawać się z osobami z dzielnicy Menace.

Nie skomentowałem obecności jej nieśmiałej koleżanki, tylko donośnie odparłem:

– Oczywiście!

– Pewny siebie. To chyba dobra cecha dla takich kierowców jak ty – stwierdziła.

– Żeby go ta pewność czasem nie zgubiła – parsknął Will, a ja posłałem mu karcące spojrzenie.

– Lepiej powiedz, jak się trzymasz po wczorajszej imprezce. Było z tobą kiepsko.

– Bardzo się wygłupiłam? – zapytała z zażenowaniem, zakładając kosmyk brązowych włosów za ucho.

– Nie. Zamówiłem taxi i razem z tobą pojechałem do domu. Byłaś wyjątkowo grzeczna – zażartowałem.

Delikatnie zawstydzona dziewczyna uderzyła mnie w ramię.

Na placu zebrało się już mnóstwo ludzi i zjechała się masa samochodów gotowych do ścigania się, a my nadal staliśmy przy otwartej masce mojego pojazdu. W tłumie zauważyłem uradowanego i przeciskającego się przez tłum Thomasa. Zirytowane spojrzenia ludzi nie robiły na nim wrażenia.

– Padniesz, gdy ci powiem! – krzyknął z oddali.

Kilka osób zerknęło z zaciekawieniem w naszą stronę.

– Będziesz się ścigać z jakimś Francuzem, który specjalnie z tej okazji przyjechał do miasta – ciągnął, gdy już stanął naprzeciw mnie.

Zatrzasnąłem maskę, patrząc ze zdziwieniem na chłopaka. Lorei podskoczyła zaskoczona moim nagłym ruchem.

– Doprawdy? – rzuciłem, udając zachwyconego tą informacją. – Z Francuzem? Co tu robi Francuz? – prychnąłem, powstrzymując się od warknięcia.

– Kurwa, nie mogę. – William wybuchł śmiechem. – Sharp, ty to masz pecha do Francuzów.

Spiorunowałem go wzrokiem, po czym przeniosłem spojrzenie na drugiego przyjaciela, który starał się ukryć swoje rozbawienie. Thomas od razu spoważniał.

– Rozmawia właśnie z Rose. Chyba się znają – wyjaśnił.

Zamurowało mnie.

– Rosalie tu jest?

Przyjaciel pokiwał głową, ale nie zdążył zrobić niczego więcej, bo ja już szedłem wzdłuż ustawionych w rzędzie samochodów. Musiałem ją znaleźć. Nie rozmawialiśmy od wczoraj, kiedy odjechała na motocyklu spod domu Willa. Wiedziałem, że nie lubiła wyścigów. Przynajmniej tamta Rosalie nie lubiła. Dziewczyna, którą zobaczyłem wczoraj, była inna. Wizje tego, co mogło wydarzyć się przez ten czas, kiedy się nie widzieliśmy, napawały mnie strachem. Kuzyn mojego przyjaciela mówił, że widywał ją w Paryżu uśmiechniętą i bezpieczną, mimo to coś musiało się tam stać. W dodatku dziwnym trafem chłopak od kilku dni nie odbierał ode mnie telefonów.

Przecisnąłem się przez tłum. Zauważyłem Hannę, Katy i Leo rozmawiających na uboczu. Wszyscy wpatrywali się w punkt po prawej stronie. Spojrzałem więc w tamto miejsce i gdy tylko to uczyniłem, mój żołądek zrobił fikołka.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: