Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Illustrowany skarbczyk polski: opowiadania z dziejów ojczystych wierszem i prozą ozdobione portretami królów polskich podług rysunków Jana Matejki z dodatkiem Geografii i Chronologii do r. 1795 - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Illustrowany skarbczyk polski: opowiadania z dziejów ojczystych wierszem i prozą ozdobione portretami królów polskich podług rysunków Jana Matejki z dodatkiem Geografii i Chronologii do r. 1795 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 457 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

opo­wia­da­nia z dzie­jów oj­czy­stych wier­szem i pro­zą ozdo­bio­ne por­tre­ta­mi kró­lów pol­skich po­dług ry­sun­ków Jana Ma­tej­ki z do­dat­kiem

Geo­gra­fii i Chro­no­lo­gii do r. 1795

Wy­da­nie nowe z upo­waż­nie­nia Ro­dzi­ny

Tekst pro­zą po­pra­wio­ny przez J. Okszę przej­rzał i uzu­peł­nił

Sta­ni­sław Krze­miń­ski

War­sza­wa 1909

Na­kład i wła­sność Jana Fi­sze­ra

New-York – The Po­lish Book Im­por­ting Co

"Skarb­czyk" uka­zał się po­raź pierw­szy w r. 1861 w War­sza­wie, na­kła­dem Aleks. No­wo­lec­kie­go. Uzu­peł­ni­ły go me­lo­dye kom­po­zy­cyi Mo­niusz­ki, w licz­bie sze­ściu, współ­cze­śnie z za­mi­ło­wa­niem śpie­wa­ne w do­mach pol­skich. Książ­ka do­cze­ka­ła się po­now­ne­go na­kła­du w r. 1863 i prze­dru­ku, w lat wie­le, w Po­zna­niu 1895, z tek­stem pro­zą pió­ra Ra­wi­ty. Wy­da­nie obec­ne jest pierw­szem po­śmiert­nem, do­ko­na­nem z upo­waż­nie­nia Ro­dzi­ny, we­dług pier­wot­ne­go tek­stu, z po­mo­cą rę­ko­pi­sów zmar­łej w r. 1896 słu­żeb­nicz­ki Na­ro­du.

"Skarb­czyk" nie jest książ­ką ro­bio­ną gwał­tem dla dzie­ci, któ­rym wy­łącz­nie miał słu­żyć w pierw­szem swem wy­da­niu. Na parę lat już przed r. 1861, gdy zwol­nia­ła cen­zu­ra, za­słu­żo­na prze­wod­nicz­ka Ko­bie­ty Pol­skiej kształ­to­wa­ła my­śli swe i czu­cia o prze­szło­ści na wzór "Śpie­wów" Niem­ce­wi­cza. Szcze­ra przy­ja­ciół­ka Ludu i Dziec­ka Pol­skie­go chcia­ła im dać śpiew­nik, zdol­ny za­pa­lić do prze­szło­ści, a przy­tem samą for­mą wier­szo­wa­ną wbić le­piej w pa­mięć kon­tu­ry wy­pad­ków i lu­dzi. Od Niem­ce­wi­cza róż­ni się Unic­ka więk­szą czę­sto­kroć mocą – jak np. w Bo­le­sła­wie Chro­brym, Ste­fa­nie Ba­to­rym, Czar­niec­kim – więk­szą od­wa­gą w ujaw­nia­niu tego, co ubie­głe ży­cie na­ro­do­we w pań­stwie mia­ło w so­bie złe­go, po­waż­niej­szym do­bo­rem fak­tów na two­rzy­wo pie­śni, rze­tel­no­ścią, nie­raz su­ro­wo­ścią sądu – za­cho­dzą­ce­go, za­pew­ne, da­lej niż się­gnąć może myśl dziec­ka, ale sto­ją­ce­go na po­zio­mie po­jęć czło­wie­ka do­ro­słe­go, któ­ry przy mier­nem na­wet wy­kształ­ce­niu my­śleć jed­nak już umie wła­sną gło­wą. Ten swo­isty kry­ty­cyzm Unic­kiej był sam kwia­tem za­pa­łu: nie ostu­dzał, nie mro­ził, bo go owie­wa­ła go­rą­ca mi­łość Oj­czy­zny, re­li­gij­na wia­ra w jej przy­szłość. W mia­rę od­da­la­nia się od po­cząt­ków wier­sze sta­wa­ły się co­raz po­waż­niej­sze­mi, gdy i sama rze­czy­wi­stość co­raz głę­biej szar­pa­ła ser­ce. "Zło­to­wło­sy sy­nek ma­leń­ki" miał pra­wo żą­dać pio­se­nek; rze­czy­wi­sty czy­tel­nik książ­ki wy­czu­wał już z Chro­bre­go tent­no bo­ha­ter­skie, w Czar­niec­kim czcił wo­jow­ni­ka – pa­try­otę, w So­bie­skie­go i w Au­gu­stów wpa­try­wał się z ję­kiem i trwo­gą. Oschły ton wier­sza o Stan. Au­gu­ście tłó­ma­czy się na­ci­skiem cen­zu­ry. Osta­tecz­nie po­ezya "Skarb­czy­ka" nosi na so­bie ogól­ne zna­mio­na tej siły li­te­rac­kiej, któ­ra ją wy­da­ła: jest głów­nie uczu­cio­wą po­ezyą my­śli.

Ma­rya Unic­ka jest au­tor­ką tyl­ko wier­szy "Skarb­czy­ka"; opo­wie­ści o kró­lach, bo­ha­te­rach na­ro­do­wych i pa­no­wa­niach opra­co­wał do pierw­sze­go wy­da­nia Jó­zef Ma­jew­ski, brat Ka­ro­la, nie­gdyś współ­re­dak­tor "Czy­tel­ni Nie­dziel­nej", z po­wo­ła­nia praw­nik, przy schył­ku są­dow­nic­twa pol­skie­go w Kró­le­stwie sę­dzia ape­la­cyj­ny, a przy schył­ku lat swych od dłuż­sze­go cza­su czło­nek Re­dak­cyi "Bibl. War­szaw­skiej". Już w tem pierw­szem wy­da­niu pro­zę uzu­peł­nia­ły kró­ciuch­ne za­ry­sy geo­gra­fii i chro­no­lo­gii.

W wy­da­niu obec­nem, któ­re­by za czwar­te z rzę­du uwa­żać moż­na, wszyst­ko, co było wy­kła­dem, a nie pie­śnią, p. Ki­sie­lew­ska (Oksza), au­tor­ka pod­ręcz­ni­ka do na­uki hi­sto­ryi oj­czy­stej, prze­ro­bi­ła, za­czy­na­jąc tę pra­cę swą od wpro­wa­dze­nia ka­te­go­ryi Dzie­jów ba­jecz­nych, któ­ra ostrze­ga czy­tel­ni­ka, że pod kształ­ta­mi wy­pad­ków i lu­dzi może i na­wet musi być praw­da, ale że sa­mych tych kształ­tów za praw­dę przyj­mo­wać nie wol­no.

P. Ki­sie­lew­ska, ko­rzy­sta­jąc z po­stę­pu wie­dzy hi­sto­rycz­nej od cza­su wy­da­nia "Skarb­czy­ka", spro­sto­wa­ła nie­je­den błęd­ny prze­kaz o epo­ce pia­stow­skiej, upo­rząd­ko­wa­ła, a w miej­scach waż­niej­szych roz­sze­rzy­ła wy­kład. Za­słu­gą jej jest wpro­wa­dze­nie do pra­cy Ma­jew­skie­go głów­nych mo­men­tów roz­wo­ju we­wnętrz­ne­go. Sta­ran­ną jej pra­cę wi­dać i pod Ja­giel­lo­na­mi i za elek­cyi. Chro­no­lo­gię uło­ży­ła p. Ki­sie­lew­ska na­no­wo; zwy­cza­jo­wy po­dział na trzy okre­sy wy­róż­nicz­ko­wa­ła na dwa­na­ście pod­okre­sów, któ­re jed­nak w układ pa­no­wań wejść nie mo­gły, gdyż by­ły­by tam nie na miej­scu.

Po pra­cy p. Ki­sie­lew­skiej przej­rza­łem tekst cał­ko­wi­ty "Skarb­czy­ka", aby go przy­pro­wa­dzić do rów­no­wa­gi z ko­niecz­ne­mi nor­ma­mi przed­mio­to­we­mi. Skut­kiem tego przej­rze­nia było przy­wró­ce­nie i uzu­peł­nie­nie dat cza­su przy wy­pad­kach – je­śli nie dla czy­tel­ni­ka, to dla na­uczy­cie­la, w tym za­kre­sie na­uki naj­czę­ściej uczą­ce­go się we­spół z uczniem – były cha­rak­te­ry­sty­ki Zygm. Au­gu­sta, obu Sa­sów, Stan. Au­gu­sta, rzut oka na urzą­dze­nia Rzpli­tej czy­sto elek­cyj­nej, uka­za­nie po­wrot­nej fali ka­to­li­cy­zmu z punk­tu wi­dze­nia swo­bo­dy su­mień, wresz­cie nowe za­ry­sy pa­no­wań Jana Ka­zi­mie­rza i Po­nia­tow­skie­go.

"Skarb­czyk" nie jest dla ma­łych, jesz­cze nie­roz­wi­nię­tych dzie­ci; da­wać go wy­pa­da do rąk mło­dzi już pod­ro­słej. Nie­wie­le pie­śni zro­zu­mie i od­czu­je "Zło­to­wło­sy", ale po nie­do­stęp­ne dla nie­go z ocho­tą się­gnie doj­rzal­szy, a tekst pro­zą da naj­ogól­niej­sze wy­obra­że­nie i do­ro­słe­mu, łak­ną­ce­mu pierw­szej wie­dzy. Zmie­ni­ła się me­to­da, zmie­ni­ły upodo­ba­nia, samo na­wet po­wie­trze dzie­jo­we, ale nie zmie­ni­ło się ser­ce pol­skie: w sta­rym czy mło­dym pra­gnie po daw­ne­mu wie­dzieć co swo­je, ko­chać co wiel­kie, pięk­ne i czy­ste: dla nie­go też jest ta książ­ka.

Na­uczy­ciel zbłą­dzi, je­że­li geo­gra­fię Ziem Pol­skich utai przed uczniem, je­śli opo­wia­dać mu ją bę­dzie jak ba­jecz­kę, lub wy­kła­dać ze­chce bez mapy. Nie­dość ce­nio­nym u nas czyn­ni­kiem wy­kształ­ce­nia na­ro­do­we­go jest jesz­cze cią­gle geo­gra­fia hi­sto­rycz­na.

Pra­gnąc, aby "Skarb­czyk", jako dziek) Unic­kiej, wszedł w dom chłop­ski, miesz­czań­ski czy szla­chec­ki, do­stał się i pod dach pa­ła­cu, nie­za­po­wie­trzo­ne­go jesz­cze wy­na­ro­do­wie­niem, i pod strze­chę cha­ty, a może – może i za próg szko­ły, koń­czę ży­cze­niem, wy­po­wie­dzia­nem przez p. Ki­sie­lew­ską: "Oby po­ko­le­nia mło­de na­uczy­ły się wspo­mi­nać zmar­łą au­tor­kę "Skarb­czy­ka" z taką wdzięcz­no­ścią, z jaką czy­nią to po­si­wia­li już dziad­ko­wie".

Sta­ni­sław Krze­miń­ski.

So­lec san­do­mier­ski, d. 3 lip­ca 1908 r.

Do*

Mój zło­to­wło­sy syn­ku ma­leń­ki,

Wiem ja, że bar­dzo lu­bisz pio­sen­ki,

Któ­re ci nucę nie­kie­dy:

O wier­nych pie­skach, o bia­łych kot­kach,

Ja­snych anioł­kach, ma­łych sie­rot­kach,

Któ­re Bóg strze­że wśród bie­dy.

Ale są jesz­cze pio­sen­ki inne,

Przy któ­rych dźwię­ku ser­ce nie­win­ne

Za­drży nie­zna­nem wzru­sze­niem:

O sta­rych cza­sach, o lu­dziach daw­nych,

Kró­lach, het­ma­nach, ry­cer­zach sław­nych,

Co śpią pod mo­gił ka­mie­niem.

To dzia­dy two­je, to ojce two­je!

W grób z sobą wzię­li skrzy­dla­te zbro­je,

Wzię­li świę­co­ne bu­ła­ty;

Lecz zo­sta­wi­li sła­wy pu­ści­znę,

A ten, kto taką ma oj­co­wi­znę,

I tak dość jesz­cze bo­ga­ty.

Lecz skar­by swo­je znać trze­ba, dzie­cię,

By po­tem za nie ku­pić na świe­cie

Wszyst­ko, co wiel­kie a świę­te;

Trze­ba je, mó­wię, znać i sza­co­wać,

W sy­now­skiem ser­cu z mi­ło­ścią cho­wać,

By w proch nie pa­dły strzą­śnię­te.

Słu­chaj więc, syn­ku, co śpie­wać będę,

Gdy cię do ser­ca tu­ląc, usię­dę

Pod Mat­ki Bo­skiej ob­ra­zem;

Bo ta kró­lo­wa tych, co śpią w gro­bie,

Po­bło­go­sła­wi i mnie i to­bie,

Kie­dy wes­tchnie­my doń ra­zem!…Po­da­nie o Kra­ku­sie.

Nad Wi­słą, w bli­sko­ści gór kar­pac­kich, miesz­kał lud Chro­ba­tów, a nad nim pa­no­wał mą­dry ksią­żę Kra­kus. Lud ten tra­pi­ła strasz­na klę­ska: po­twor­ny smok usa­do­wił się w ja­mie u stóp góry Wa­we­lu, po­że­rał by­dło i lu­dzi: trze­ba mu było na za­spo­ko­je­nie da­wać ofia­ry. Ksią­że Krak zgła­dził tego smo­ka za­po­mo­cą siar­ki pod­ło­żo­nej smo­ko­wi w ba­ra­niej skó­rze; na Wa­we­lu zbu­do­wać ka­zał so­bie za­mek i za­ło­żył mia­sto Kra­ków. Wdzięcz­ny lud zbaw­cy swe­mu i do­bre­mu księ­ciu usy­pał po jego śmier­ci pod Kra­ko­wem wiel­ką mo­gi­łę, a na pa­miąt­kę, że zie­mię na ten ko­piec zno­szo­no rę­ka­mi, od­by­wa się do­tąd na kop­cu Kra­ku­sa uro­czy­stość zwa­na Rę­kaw­ką".Po­da­nie o Wan­dzie.

Po śmier­ci Kra­ku­sa pa­no­wać mia­ło dwóch jego sy­nów, ale ci w bra­to­bój­czej zgi­nę­li wal­ce, zo­sta­ła tyl­ko cór­ka Kra­ku­sa Wan­da. Pięk­na kró­lo­wa rzą­dzi­ła mą­drze i do­brze. Po­sły­szaw­szy o niej nie­miec­ki ksią­żę Ry­ty­gier, po­sta­no­wił zo­stać jej mę­żem, ale Wan­da nie chcia­ła Niem­ca, a wi­dząc, że się wo­jow­ni­kom dłu­go obro­nić nie zdo­ła – rzu­ci­ła się do Wi­sły i uto­nę­ła. Jej tak­że lud usy­pał po­dob­ny jak ojcu ko­piec, zwa­ny mo­gi­łą Wan­dy.Po­da­nie o Po­pie­lu.

W Krusz­wi­cy nad je­zio­rem Go­płem pa­no­wał ksią­żę­cy ród Po­pie­lów. Po­piel II, do­staw­szy księ­stwo od ojca, nie chciał dzie­lić się pa­no­wa­niem ze swy­mi stry­ja­mi, któ­rych było 12-tu. Za radą żony swej, niem­ki, za­pro­sił tedy stry­jów na ucztę i po­truł ich zdra­dziec­ko, a tru­py ka­zał wrzu­cić do je­zio­ra Go­pła. Z ciał za­bi­tych wy­lę­gło się mnó­stwo my­szy, któ­re Po­pie­lą wraz z całą jego ro­dzi­ną wszę­dzie ści­ga­ły, aż schro­nił się na wie­żę wśród je­zio­ra, ale i tam do­się­gły go i za­gry­zły.Piast.

Piast był rol­ni­kiem, któ­ry po­czci­wie

Ci­chy wiódł ży­wot na oj­ców ni­wie;

Ale że w ser­ca pro­ste­go wie­rze

Kraj swój i bliź­nich mi­ło­wał szcze­rze,

Bóg go więc ła­ską na­ma­ścił cudu

Na ojca Kró­lów pol­skie­go ludu.

I gdy raz z mio­du won­ne­go zbio­rem

Wra­cał do cha­ty ci­chym wie­czo­rem,

Dwóch mu piel­grzy­mów dro­gę za­cho­dzi;

A gdy kmieć pol­ski, jako się go­dzi,

Plo­nem swej pra­cy czę­stu­je go­ści,

Oni się mie­niąc w bla­skach świa­tło­ści,

Bo­żej mu ła­ski zwia­stu­ją wolę:

Że z ko­ro­na­mi zło­ta na czo­le

Sy­no­wie jego sta­ną przed świa­tem,

Odzia­ni chwa­ły swej ma­je­sta­tem. Po śmier­ci Po­pie­lą ze­bra­li się naj­star­si oj­co­wie ro­dzin na na­ra­dę, aby obrać no­we­go księ­cia, ale nie mo­gli się zgo­dzić i tak dłu­go ra­dzi­li, że za­bra­kło im już żyw­no­ści. W bli­sko­ści Krusz­wi­cy miesz­kał po­czci­wy, sza­no­wa­ny kmieć na­zwi­skiem Piast, któ­ry wła­śnie od­pra­wiał uro­czy­stość po­strzy­żyn swe­go syna i go­ścin­nie przyj­mo­wał są­sia­dów. Do domu Pia­sta za­szło dwóch piel­grzy­mów z da­le­kich stron; przy­jął ich ser­decz­nie, na­kar­mił i ugo­ścił, a oni przez wdzięcz­ność po­bło­go­sła­wi­li mu syna spo­so­bem nie­zna­nym w tej stro­nie, to jest ochrzci­li go, gdyż byli to apo­sto­ło­wie chrze­ści­jań­scy. Po ich odej­ściu Piast i żona jego Rze­pi­cha nie­zmier­nie się zdzi­wi­li, że im mio­du i mię­sa w czwór­na­sób przy­by­ło, choć już wie­lu uczę­sto­wa­li go­ści. Sły­sząc, że na wie­cu za je­zio­rem lu­dzie głód cier­pią, na­brał po­czci­wy Piast żyw­no­ści i ło­dzią za­wiózł na miej­sce ze­bra­nia, a zgro­ma­dze­nie lu­do­we, uwa­ża­jąc to za do­brą wróż­bę, ob­wo­ła­ło go księ­ciem. Od­tąd przez kil­ka wie­ków ród Pia­sta pa­no­wał w pol­skiej kra­inie.Zie­mo­mysł.

Smut­ny Zie­mo­mysł na sto­li­cy

W po­sęp­nych du­mach ży­wot to­czy,

Bo syn, bo dzie­dzic tej zie­mi­cy

Śle­po­tą tknię­te do­stał oczy. Jak­żeż on są­dzić ludy swo­je

Pod świę­tych dę­bów cie­niem się­dzie?

Jak­żeż z Niem­ca­mi to­czyć boje

I zie­mi oj­ców bro­nić bę­dzie?

Lecz Miesz­ko sie­dem koń­czy la­tek,

Ka­płan mu wło­sy strzy­że zło­te:

Wtem jak blask słoń­ca mgły osta­tek

Na­gły cud spę­dza precz śle­po­tę,

A z tłu­mu bije głos pro­ro­czy:

"Wiel­ki to bę­dzie mąż, za­iste!

Ciem­ne otwo­rzą mu się oczy

Na praw­dy świa­tło wie­ku­iste".

Zie­mo­mysł we­dług po­da­nia mar­twił się tyl­ko, że ode­bra­nej po ojcu spu­ści­zny, po­więk­szo­nej jesz­cze wła­sne­mi pod­bo­ja­mi i zdo­by­cza­mi, nie bę­dzie mógł w god­ne ręce od­dać, bo je­dy­ny syn jego Mie­szek ja­ko­by uro­dził się nie­wi­do­mym. Ale w siód­mym roku ży­cia, kie­dy, zwy­cza­jem po­gań­skim, od­by­ły się jego po­strzy­ży­ny, to jest ob­rzęd pierw­sze­go ob­cię­cia wło­sów, Miesz­ko wzrok od­zy­skał. Był to znak, że kie­dyś przej­rzy on i du­cho­wo, co też speł­ni­ło się, bo ów Miesz­ko, czy­li, jak go póź­niej na­zwa­no, Mie­czy­sław, przy­jął z ca­łym na­ro­dem wia­rę chrze­ści­jań­ską i od nie­go za­czy­na­ją się dzie­je praw­dzi­we.Mie­czy­sław I.

(963-992).

Mie­czy­sław w cią­głym z Niem­ca­mi boju

Znu­żył już ser­ce i dło­nie

I nie­raz w cięż­kich walk nie­po­ko­ju

Stru­dzo­ne po­chy­lił skro­nie.

Wte­dy Dą­brów­ka, po­boż­na żona,

Do stóp Chry­stu­sa go wzy­wa:

"Ztąd, rze­cze, wszel­ka moc, ztąd obro­na,

Dla uci­śnio­nych przy­by­wa".

Więc kląkł Mie­czy­sław, w nie­bo wzniósł ręce,

Ob­mył się świę­tym chrztu zdro­jem,

A ła­ska Boża ser­ce ksią­żę­ce

Męz­kim prze­ję­ła po­ko­jem.

Już od­tąd Nie­miec nie może ludu

Mor­do­wać, tę­pić bez­kar­nie;

Do­kła­da Miesz­ko pra­cy i tru­du

Aż wia­ra na­ród ogar­nie,

Bez krwi roz­le­wu cze­scy ka­pła­nie

Mi­ło­ści gło­szą no­wi­nę,

A pa­mięć Miesz­ka wiecz­nie zo­sta­nie,

Co pol­ską ochrzcił kra­inę.

Miesz­ko I., syn Zie­mo­my­sła, był ksią­żę­ciem mą­drym i roz­trop­nym. Po­ko­na­ny przez Niem­ców, któ­rzy chcie­li wszyst­kich Sło­wian wy­gu­bić, po­znał, że pań­stwo swo­je zdo­ła od za­tra­ty uchro­nić przez przy­ję­cie wia­ry chrze­ści­jań­skiej. Wziął so­bie też za żonę księż­nicz­kę cze­ską Dą­brów­kę, chrze­ści­jan­kę, z któ­rą przy­by­ło do Pol­ski wie­lu księ­ży cze­skich dla na­wra­ca­nia ludu. Sam ksią­żę Miesz­ko z ca­łym na­ro­dem przy­jął chrzest w r. 966 i za­ło­żył pierw­sze bi­skup­stwo w Po­zna­niu.

Głów­na za­słu­ga Dą­brów­ki, że gor­li­wa o sze­rze­nie się wia­ry chrze­ści­jań­skiej wspie­ra­ła i pod­nie­ca­ła usi­ło­wa­nia męża w na­wra­ca­niu ca­łe­go na­ro­du, spro­wa­dziw­szy z Czech licz­nych du­chow­nych, któ­rzy wia­rę świę­tą opo­wia­da­li, lud chrzci­li, a bał­wa­ny po­gań­skie oba­la­li i nisz­czy­li, w czem im sam ksią­żę prze­wod­ni­czył, roz­ka­zu­jąc w swo­jej obec­no­ści świą­ty­nie po­gań­skie bu­rzyć, a na miej­sce zwa­lo­nych bał­wa­nów krzyż Zba­wi­cie­la wzno­sić.

Niem­cy nie mo­gli od­tąd nie­ustan­nie tę­pić Po­la­ków jako po­gan, pod po­zo­rem, że ich chcą na­wra­cać, a gdy je­den mar­gra­bia Hodo zdra­dziec­ko na­padł na Pol­skę, to zo­stał przez woj­ska księ­cia Miesz­ka po­bi­ty pod Cy­dy­nem.

Miesz­ko miał kil­ku sy­nów, z któ­rych naj­star­sze­go, Bo­le­sła­wa, do pa­no­wa­nia nad in­ny­mi prze­zna­czył. Umarł w Po­zna­niu, i tam się grób jego znaj­du­je.Bo­le­sław I. Wiel­ki (Chro­bry).

(992-1025).

W nur­tach Elby i Sali, wśród Dnie­pro­wych wód fali

Kto te słu­py że­la­zne tam bije?

I z za Kar­pat wy­ży­ny, po Bał­ty­ku głę­bi­ny

Czy­je go­dła i zna­ki lśnią czy­je?

To Bo­le­sław, mąż chro­bry, lu­dów swo­ich pan do­bry,

Ale strasz­ny na zdraj­ce i wro­gi,

Złą­czył bra­ci Le­chi­tów i jak orzeł z błę­ki­tów

Precz da­le­ko roz­pu­ścił swe dro­gi.

Za trud cięż­ki, znój krwa­wy ku­pił brat­nie Mo­ra­wy,

Wy­darł Niem­com Lu­za­tów dzie­dzi­ny;

Po­tem na Ruś da­le­ką, gdzie gród sta­ry nad rze­ką,

Po­szedł zbie­rać ry­cer­skie waw­rzy­ny.

Lecz choć w mu­rach Ki­jo­wa tyle skar­bów się cho­wa,

Dro­gie sza­ty i droż­sze klej­no­ty,

On nic nie wziął tym ra­zem, tyl­ko mie­cza że­la­zem,

Jak pan, wy­ciął po bra­mie ich zło­tej.

A gdy z wro­gów po­gro­mu wró­cił wresz­cie do domu

I do po­chwy miecz scho­wał zsz­czer­bio­ny,

W no­wej Gnie­zna świą­ty­ni bi­skup kró­lem go czy­ni,

Czo­ło wień­cząc mu zło­tem ko­ro­ny.

Lata jesz­cze żył po­tem, już nie mie­cza ło­sko­tem,

Lecz mą­dro­ścią swą gło­śny po świe­cie;

A gdy wresz­cie legł w gro­bie, na­ród cho­dził w ża­ło­bie,

Niby smut­ne po ojcu swem dzie­cię.

Mie­czy­sław przy śmier­ci dzie­dzi­ny swo­je mię­dzy sy­nów po­dzie­lił, ale naj­star­szy z nich, Bo­le­sław, czu­jąc, że tyl­ko ob­szer­ne i jed­ną ca­łość sta­no­wią­ce pań­stwo, może być sil­nem i oprzeć się są­sia­dom, któ­rzy wów­czas wszy­scy, jak tyl­ko mo­gli, słab­szych pod­bi­ja­li, za­jął pod swo­ją wła­dzę całe pań­stwo po ojcu po­zo­sta­łe, bra­ciom da­jąc od­po­wied­nie u swe­go dwo­ru utrzy­ma­nie. Ale oni wo­le­li kraj opu­ścić i na in­nych, ob­cych dwo­rach szu­ka­li po­mo­cy prze­ciw bra­tu. Bo­le­sław nie­tyl­ko so­bie krzyw­dy nie dał zro­bić, ale nad­to na­past­ni­kom nie­je­den ka­wał zie­mi od­bił. I tak na Cze­chach zdo­był Kra­ków, Śląsk i oko­li­cę Gór Kar­pac­kich, a na­stęp­nie pod­bił Po­mo­rzan, po­bra­tym­czy Po­la­kom lud, miesz­ka­ją­cy nad brze­ga­mi mo­rza Bał­tyc­kie­go, i są­sia­du­ją­cych z nimi dzi­kich Pru­sów czy­li Pru­sa­ków, z ple­mie­nia li­tew­skie­go (im to Krzy­ża­cy, ra­bu­jąc wszyst­ko i wzró­sł­szy tyl­ko z ra­bun­ku, zra­bo­wa­li ich imię i od imie­nia tego na­zwa­li sa­mych sie­bie i swo­je pań­stwo, gdy już jako Krzy­ża­cy ist­nieć prze­sta­li). Chcąc te kra­je na­wró­cić na wia­rę świę­tą, po­słał do Prus apo­sto­ła św. Woj­cie­cha, bi­sku­pa cze­skie­go a swe­go przy­ja­cie­la. Ale po­gań­scy Pru­sa­cy za­mor­do­wa­li św. Woj­cie­cha; tyl­ko cia­ło jego na wagę zło­ta wy­ku­pił Bo­le­sław i zło­żył w ka­te­drze gnieź­nień­skiej. Sły­sząc o cu­dach dzie­ją­cych się u gro­bu mę­czen­ni­ka i pra­gnąc po­znać bli­żej kraj pol­ski, wy­brał się ce­sarz nie­miec­ki Ot­ton III. w r. 1000 na po­boż­ną piel­grzym­kę do Gnie­zna. Bo­le­sław dla zna­ko­mi­te­go go­ścia świet­ne przy­go­to­wał przy­ję­cie. Wy­je­chał na jego spo­tka­nie i w po­śród licz­ne­go, zbroj­ne­go ry­cer­stwa do Gnie­zna go wpro­wa­dził, a tu całą dro­gę, aż do gro­bu św. Woj­cie­cha, kosz­tow­nem suk­nem wy­słać ka­zał, bo ce­sarz ślu­bo­wał boso i pie­szo tę piel­grzym­kę od­pra­wić. Przez trzy dni Bo­le­sław wspa­nia­le po­dej­mo­wał i czę­sto­wał nie­miec­kie­go mo­nar­chę i tak go świet­no­ścią swe­go dwo­ru, wiel­kie­mi bo­gactw}', a na­de­wszyst­ko go­ścin­no­ścią i otwar­to­ścią ser­ca ujął, że Otto swo­ją wła­sną ko­ro­nę na gło­wę mu wło­żył na znak, że uwa­ża go za swe­go przy­ja­cie­la i da­ro­wał kró­lo­wi pol­skie­mu cen­ny po­da­ru­nek: włócz­nię św. Mau­ry­ce­go.

W cza­sie tych od­wie­dzin ce­sar­skich za­ło­żo­ne zo­sta­ło pierw­sze pol­skie ar­cy­bi­skup­stwo w Gnieź­nie.

Wkrót­ce po­tem zmarł Ot­ton III., a Bo­le­sław Chro­bry roz­po­czął woj­nę z Niem­ca­mi, żeby się wy­zwo­lić od zwierzch­nic­twa, ja­kie nowy ce­sarz nie­miec­ki nad nim chciał roz­cią­gnąć. W7 dłu­gich woj­nach z Niem­ca­mi wy­wal­czył Bo­le­sław nie­pod­le­głość Pol­ski i zdo­był na Niem­cach dwie sło­wiań­skie zie­mie. Jed­ną z nich, Łu­ży­ce, za­miesz­ki­wa­ła lud­ność po­krew­na Po­la­kom, dru­gą Mo­ra­wia­nie, bliz­cy Cze­chom. Po tych try­um­fach za­warł wiel­ki król po­kój z Niem­ca­mi w Bu­dzi­szy­nie na Łu­ży­cach (1018).

Za­le­d­wie się z Niem­ca­mi za­ła­twił, zna­la­zło się nowe za­ję­cie. Ksią­żę­ta ru­scy, wa­śnią­cy się mię­dzy sobą, nie­po­ko­ili mu po­gra­nicz­ne zie­mie. Wy­pra­wił się na nich Bo­le­sław (r. 1018), po­bił ich naj­pierw nad Bu­giem, po­tem do Ki­jo­wa, bo­ga­te­go i wiel­kie­go mia­sta, po­cią­gnął: obiegł je i do pod­da­nia się zmu­sił, a gdy mu star­szy­zna klu­cze świet­ne­go gro­du z po­ko­rą od­da­ła, wjeż­dża­jąc na cze­le ry­cer­stwa przez bra­mę na­zwa­ną Zło­tą, mie­czem w nią na znak wła­dzy ude­rzył. Od tę­gie­go ude­rze­nia miecz się wy­szczer­bił i stąd na­zwa­ny szczerb­cem, za­cho­wa­ny zo­stał na pa­miąt­kę w skarb­cu kró­lew­skim i od­tąd przy uro­czy­sto­ściach ko­ro­na­cyi na­stęp­cy Bo­le­sła­wa miecz ten przy­pa­sy­wa­li do boku. Zwy­cię­że­ni Ru­si­ni na­zwa­li Bo­le­sła­wa Chro­brym (to jest w ich ję­zy­ku wa­lecz­nym, dziel­nym), a król naj­pierw w Dnie­prze, co pod Ki­jo­wem pły­nie, ka­zał słup że­la­zny po­sta­wić na pa­miąt­kę swe­go tu po­by­tu. Dłu­go utrzy­my­wa­ło się po­da­nie, że po­dob­neż słu­py po­wbi­jał w in­nych rze­kach, po któ­re roz­cią­gnął swo­je pa­no­wa­nie, a to na znak gra­nic swo­jej po­tę­gi, ale ucze­ni prze­ko­na­li się, że tak nie było.

Jak był dziel­nym w boju, tak był mą­drym i spra­wie­dli­wym w rzą­dach; kraj ob­jeż­dżał, spo­ry go­dził, po­krzyw­dzo­nych wy­na­gra­dzał, krzyw­dzą­cych ka­rał, na gra­ni­cach sil­ne zam­ki ry­cer­stwem osa­dzał, za­le­ca­jąc do­wód­com, żeby nie­przy­ja­cie­lo­wi szar­pać zie­mi po­skiej nie dali.

Dla sze­rze­nia w kra­ju na­uki chrze­ści­jań­skiej spro­wa­dził za­kon­ni­ków Be­ne­dyk­ty­nów do Tyń­ca i na Łysą Górę, a przy klasz­to­rach były pierw­sze w kra­ju szko­ły. Na krót­ko przed śmier­cią, w r. 1025, ka­zał się Bo­le­sław Wiel­ki bi­sku­pom swo­im uro­czy­ście na­ma­ścić i uko­ro­no­wać na Kró­la Pol­skie­go. Ko­chał go bar­dzo cały na­ród i po jego śmier­ci cały rok no­sił ża­ło­bę po wiel­kim kró­lu.Miesz­ko II, prze­zwa­ny nie­słusz­nie "Gnu­śnym"

(1025–1034).

Nie­szczę­ście zwi­sło nad dziel­nym mę­żem:

Wszyst­ko, co oj­ciec zdo­był orę­żem,

To syn utra­cił bez winy;

Bo choć się bro­nił męż­nie, bez trwo­gi,

Wszyst­kie nań ra­zem na­pa­dły wro­gi,

Nisz­cząc Chro­bre­go kra­iny.

A gdy przed­wcze­snym legł wresz­cie zgo­nem,

Nad ma­łym syn­kiem, nad Pol­ski tro­nem

Ryk­sie zo­sta­ła opie­ka.

Lecz wkrót­ce bun­tu strasz­na po­żo­ga

Wy­pę­dza Niem­kę: do kra­ju wro­ga,

Do swo­ich Niem­ców ucie­ka; Ucie­ka,

Pia­stów uno­si dzie­cię,

A gdy w klasz­to­rze cho­wa je skry­cie,

W Pol­sce za­miesz­ki i zwa­dy.

Szar­pią nas Niem­cy, szar­pią Ru­si­ni,

Ka­płan ucie­kać musi z świą­ty­ni

Przed po­gań­skie­mi na­pa­dy.

Tyl­ko w Ma­zow­szan spo­koj­niej stro­nie,

Bo wódź ich Ma­sław w kra­ju obro­nie

Z orę­żem stoi wznie­sio­nym.

Tam też lud bied­ny ochro­ny szu­ka,

Lecz, na Chro­bre­go wspo­mniaw­szy wnu­ka,

Wzy­wa go gło­sem stę­sk­nio­nym.

Za przy­kła­dem ojca, ko­ro­no­wał się wy­bra­ny przez nie­go na­stęp­cą, młod­szy syn jego Mie­czy­sław.

Star­sze­mu, Bez­bra­imo­wi, oj­ciec wy­zna­czył jed­nę tyl­ko za­kar­pac­ką kra­inę. Ze śmier­cią Bo­le­sła­wa Wiel­kie­go znikł urok jego po­tę­gi; są­sie­dzi, któ­rych ten dziel­ny król gro­mił i na wo­dzy trzy­mał, za­czę­li pró­bo­wać, czy im się te­raz nie uda albo swo­je zie­mie od­zy­skać, albo co z Pol­ski za­rwać, a Po­mo­rze za­czę­ło się bu­rzyć. Mie­czy­sław Po­mo­rzan po­skro­mił, na­pa­ści nie­miec­kie od­parł; ale gdy ce­sarz nie­miec­ki po­ro­zu­miał się z księ­ciem ru­skim Ja­ro­sła­wem i kró­lem duń­skim Ka­nu­tem, aby wspól­nie z trzech stron na Pol­skę ude­rzyć, nie­szczę­śli­wy Miesz­ko nie mógł się tylu wro­gom obro­nić; mu­siał ce­sa­rzo­wi hołd zło­żyć i umarł w roz­pa­czy. Po śmier­ci jego w kra­ju strasz­ne po­wsta­ły za­miesz­ki; z dwóch sy­nów kró­lew­skich star­szy zo­stał za­mor­do­wa­ny, a z młod­szym, Ka­zi­mie­rzem, mat­ka jego, kró­lo­wa Ryk­sa, schro­ni­ła się do Nie­miec, za­bie­ra­jąc z sobą po­dob­no ko­ro­nę Pia­stów. W kra­ju tym­cza­sem źle się dzia­ło: po­ga­nie, któ­rych jesz­cze nie bra­kło, wy­rzy­na­li księ­ży i urzęd­ni­ków kró­lew­skich; wszyst­kie dziel­ni­ce, złą­czo­ne już w ca­łość, w bra­ku wspól­ne­go pa­nu­ją­ce­go, po­roz­pa­da­ły się na czę­ści. Cze­si aż pod Gnie­zno wtar­gnę­li, łu­piąc, bio­rąc licz­ny lud w nie­wo­lę, lub spę­dza­jąc go z jego sie­dzib. Nie­do­bit­ki chro­ni­ły się do Ma­zow­sza, gdzie Ma­sław po­chwy­cił wła­dzę zwierzch­nią.

Na­ko­niec pa­no­wie przy­zwa­li Ka­zi­mie­rza, syna Mie­czy­sła­wo­we­go, aby ob­jął rzą­dy i kraj do po­rząd­ku przy­pro­wa­dził. Zje­chał też nowy król do Gnie­zna.Ka­zi­mierz I. Od­no­wi­ciel.

(1039-1058).

"Wi­taj! Wi­taj! Go­spo­dy­nie!" –

Wo­łał na­ród gło­sem zgo­dy,

Gdy w życz­li­wych mu dru­ży­nie

Wra­cał na tron Ka­zi­mierz mło­dy.

Je­den tyl­ko Ma­sław, dum­ny,

Że się umiał wro­gom bro­nić,

W ludu swe­go rze­szy tłum­nej

Nie chciał przed nim czo­ła skło­nić.

Aż zgro­mio­ny w brat­nim boju

Gdzieś wśród ob­cych zgi­nął mar­nie;

A król w szczę­ściu i po­ko­ju

Wier­ny na­ród w koło gar­nie.

I pra­we­go Boga czci­ciel

Już nie zbie­ga z krzy­żem w lasy,

Bo król Ka­zi­mierz Od­no­wi­ciel

Wró­cił daw­ne do­bre cza­sy.

Na­ród gar­nął się do mło­de­go kró­la, któ­ry za­raz ko­ro­no­wał się i wy­ru­szył prze­ciw Ma­sła­wo­wi, co chciał za­trzy­mać so­bie nie­za­leż­ną wła­dzę na Ma­zow­szu; po­bił go i do po­słu­szeń­stwa zmu­sił. Wro­cław z rąk Cze­chów od­zy­skał, ale się zo­bo­wią­zał pła­cić za to da­ni­nę co­rocz­nie. Gra­ni­ce kra­ju ubez­pie­czył, we­wnątrz ład i po­rzą­dek za­pro­wa­dził, po­wa­gę wła­dzy kró­lew­skiej usta­lił i słusz­nie otrzy­mał przy­do­mek Od­no­wi­cie­la, nie­wła­ści­wie zaś na­zy­wa­ny był daw­niej "Mni­chem", gdyż nim nie był, prze­by­wał tyl­ko w klasz­to­rze za gra­ni­cą. Umie­ra­jąc, zo­sta­wił dwóch sy­nów: Bo­le­sła­wa i Wła­dy­sła­wa.Bo­le­sław II. Śmia­ły (Szczo­dry).

(1058-1079).

Bo­le­sław Śmia­ły dziel­nym był mę­żem,

Rów­nie do boju jak rady;

Uci­śnio­ne­go bro­nił orę­żem,

Kłó­tli­we go­dził są­sia­dy.

Lecz gdy hoł­dow­ne Rusi ksią­żę­ta

Szczerb­cem Chro­bre­go roz­bra­ja,

Wschod­nie­go zbyt­ku zgub­na po­nę­ta

Ser­ce ry­ce­rza upa­ja.

A gniew i duma gło­sy zdrad­ne­mi

Za­czę­te dzie­ło speł­ni­ły;

I zgasł jak tu­łacz na ob­cej zie­mi

Mąż pe­łen męz­twa i siły.

Bo gdy Sta­ni­sław, bi­skup kra­kow­ski,

Gro­mić go po­czął z am­bo­ny,

On, krwią ka­la­jąc przy­by­tek Bo­ski,

Za­bił go, gnie­wem sza­lo­ny.

Ale po zbrod­ni przy­szły wy­rzu­ty,

W za­póź­nej żalu go­dzi­nie:

I król po­kut­nik, z wła­dzy wy­zu­ty,

W ob­cej gdzieś umarł kra­inie.

Bo­le­sław, ma­jąc do­pie­ro lat ośm­na­ście, wstą­pił na tron po ojcu i chlub­nie roz­po­czął pa­no­wa­nie: po­skro­mił naj­pierw Cze­chów, któ­rzy swe­go księ­cia Ja­ro­mi­ra byli wy­gna­li, osa­dził na tro­nie wę­gier­skim Belę, któ­re­go tak­że pod­da­ni przy­jąć nie chcie­li; a na­ko­niec przy­wró­cił Ks. Ki­jow­skie księ­ciu ru­skie­mu Iza­sła­wo­wi. Żąd­ny zwy­cięztw, po­tę­gi i chwa­ły, wa­lecz­ny i szla­chet­ny, po­dej­mo­wał umyśl­nie wy­pra­wy w obro­nie ksią­żąt ob­cych, i tak nie­raz jesz­cze przy­cho­dził z po­mo­cą Iza­sła­wo­wi, a prze­ciw­ko przy­własz­czy­cie­lom na Wę­grzech po­śpie­szył z woj­skiem pol­skiem, aby pra­wo­wi­te­go wład­cę Wła­dy­sła­wa, póź­niej świę­te­go, na tro­nie osa­dzić. Zwy­cięz­ki jego oręż za­bły­snął w tej wy­pra­wie da­le­ko poza Kar­pa­ta­mi, aż ku Mo­rzu Ad­ry­atyc­kie­mu. Wy­pra­wy Bo­le­sła­wa na Ruś, dla przy­wró­ce­nia tro­nu Iza­sła­wo­wi, dały mu, gdy wra­cał, spo­sob­ność do za­wo­jo­wa­nia tak zwa­nych Gro­dów Czer­wień­skich, czy­li Czer­wo­nej Rusi, od Prze­my­śla aż poza Chełm i Bug, na po­łu­dnie aż ku Ha­li­czo­wi. Ale po­wo­dze­nia w boju uczy­ni­ły kró­la nie­sły­cha­nie dum­nym i sro­gim dla pod­da­nych: w bo­ga­tym Ki­jo­wie, gdzie dłu­go ba­wił ze swem ry­cer­stwem, na­uczył się ota­czać zbyt­kiem, prze­py­chem i żą­dać śle­pe­go po­słu­szeń­stwa na każ­de ski­nie­nie. Jest po­da­nie, że w cza­sie po­by­tu ry­cer­stwa na Rusi za­czę­li się bu­rzyć słu­dzy: zaj­mo­wa­li zam­ki pa­nów, a na­wet że­ni­li się z pa­nia­mi, są­dząc, że mę­żo­wie ich po­gi­nę­li na woj­nie. Wte­dy jed­na bo­ha­ter­ska nie­wia­sta, Mał­go­rza­ta z Ze­mbo­ci­na, ja­ko­by za­mknę­ła się na wie­ży ze swe­mi słu­żeb­ni­ca­mi i bro­ni­ła się dziel­nie wzbu­rzo­ne­mu tłu­mo­wi aż do po­wro­tu męża. Ry­ce­rze, sły­sząc co się dzie­je w kra­ju, opusz­cza­li sa­mo­wol­nie kró­la i wra­ca­li do domu, za co ich po­tem Bo­le­sław sro­go ka­rał. Sto­jąc na szczy­cie po­tę­gi, uro­czy­ście w r. 1076 uko­ro­no­wa­ny na kró­la, nie zno­sił Bo­le­sław Śmia­ły naj­mniej­sze­go opo­ru: to też ścier­pieć nie mógł, że bi­skup kra­kow­ski Sta­ni­sław Szcze­pa­now­ski otwar­cie na­po­mi­nał go z ka­zal­ni­cy, aby się po­pra­wił i spra­wie­dli­wiej za­czął rzą­dzić. Gdy prze­stro­gi nie po­ma­ga­ły, nie­ustra­szo­ny bi­skup rzu­cił na kró­la klą­twę, któ­ra była strasz­ną karą ko­ściel­ną. Wte­dy Bo­le­sław, w unie­sie­niu śle­pe­go gnie­wu, wpadł­szy do ko­ścio­ła na Skał­ce w Kra­ko­wie, za­mor­do­wał świę­te­go bi­sku­pa, przy oł­ta­rzu mszę od­pra­wia­ją­ce­go. Była jesz­cze i inna przy­czy­na gnie­wu kró­lew­skie­go, a mia­no­wi­cie ta, że bi­skup zma­wiał się z bra­tem Bo­le­sła­wa, Wła­dy­sła­wem Her­ma­nem, a na­wet z Hen­ry­kiem IV., ce­sa­rzem nie­miec­kim, prze­ciw­ko kró­lo­wi. Bo­le­sław, po speł­nie­niu strasz­ne­go czy­nu drę­czo­ny cięż­kie­mi wy­rzu­ta­mi su­mie­nia, opu­ścił kraj pol­ski i schro­nił się na dwór kró­la wę­gier­skie­go. We­dług po­da­nia zmarł jako po­kut­nik w klasz­to­rze osy­ac­kim w Ka­ryn­tyi, któ­ra dziś na­le­ży do Au­stryi. Był to czło­wiek bar­dzo zdol­ny, król męż­ny i pra­gną­cy wi­dzieć Pol­skę po­tęż­ną, ale po­pę­dli­wo­ścią swo­ją i sie­bie zgu­bił i na­ro­do­wi krzyw­dę wiel­ką przez sam swój upa­dek wy­rzą­dził.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: