Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Iluminacje - ebook

Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
49,99

Iluminacje - ebook

W swoim pierwszym zbiorze opowiadań, obejmującym ponad czterdzieści lat pracy, Alan Moore przedstawia serię szalenie różnych, ale równie niezapomnianych postaci, które odkrywają – a nawet niszczą i tworzą – niezbadane zakamarki egzystencji.

Konkubiny w fantastycznym domu rozkoszy i tragiczna historia miłosna. Paranormalna grupa badawcza zinfiltrowana przez jedną z nieziemskich istot, które chce zbadać. Surrealistyczna, kafkowska historia głównych graczy przemysłu komiksowego na przestrzeni ostatnich siedemdziesięciu pięciu lat. Pierwsze dni apokalipsy i specjalistka od prawa, która musi posprzątać ten bałagan. Duchy i stworzenia z innego świata, a także przygody mózgów Boltzmanna – i wiele innych.

Iluminacje to seria błyskotliwych, zaskakujących opowieści, które ujawniają pełną moc wyobraźni i magii, jak również dogłębną znajomość ludzkiej natury.

Alan Moore (ur. 1953) jest angielskim pisarzem uznawanym powszechnie za najlepszego i najbardziej inspirującego scenarzystę w historii komiksu. Jego nowatorskie dzieła to między innymi Top 10, Prosto z piekła, Zagubione dziewczęta i Liga Niezwykłych Dżentelmenów. Moore jest także autorem komiksów Strażnicy i V jak Vendetta (oba zostały zekranizowane), Sagi o potworze z bagien, Zabójczego żartu (uznawanego za jedną z najlepszych opowieści o Jokerze) oraz bestsellerowego Jerusalem. Wielokrotnie nagradzany, otrzymał między innymi: British Eagle Awards for Best Comics Writer (1982 i 1983), Internation Horror Guild Award (1995), Hugo Award (1988), Locus Poll Award (1988), Bram Stoker Award (2000). Urodził się w Northampton i się z niego do dziś nie wyprowadził.

Kategoria: Horror i thriller
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8252-141-2
Rozmiar pliku: 4,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

NAWET NIE LEGENDA

_Z moich doświad­czeń wynika, że dzia­ła­nia dżil­kowca zwy­kle przy­pi­suje się eks­plo­zji magi­strali gazo­wej._

Merelda w końcu przy­je­chała na kon­fe­ren­cję CSI­CON-u, jak zwy­kle zwra­ca­jąc powszechną uwagę. Zapar­ko­wała samo­chód obok sta­rego zada­szo­nego targu i, zdy­szana, prze­szła całą Fet­ter Street, nim przy­po­mniała sobie, że koło­no­tat­nik z pro­po­zy­cjami cią­gle leży na tyl­nym sie­dze­niu auta (cała Merelda!). Więk­szość uczest­ni­ków spo­tka­nia już przy­była. Drzwi agen­cji obrotu nie­ru­cho­mo­ściami były zamknięte tylko na zatrzask. Merelda prze­szła przez nie­oświe­tlone biuro, dotarła do dużej sali kon­fe­ren­cyj­nej na zaple­czu, po czym spę­dziła miłe pięć minut na weso­łej papla­ni­nie, wita­jąc się z gośćmi.

Na końcu dłu­giego stołu kon­fe­ren­cyj­nego zauwa­żyła zde­ner­wo­wa­nego, nie­ogo­lo­nego Mar­cusa Clarke’a, zało­ży­ciela Cen­trum Stu­diów nad Incy­den­tami Cudow­nymi, Oso­bli­wymi i Nie­wy­tłu­ma­czal­nymi. Entu­zja­stycz­nie pero­ro­wał, roz­ma­wia­jąc z ponu­rym Davi­dem Wat­kin­sem. Wat­kins, zawsze naj­bar­dziej kon­ser­wa­tyw­nie ubrany uczest­nik spo­tkań odby­wa­ją­cych się co dwa tygo­dnie, był regio­nal­nym mana­ge­rem firmy Chal­combe & Ben­tine – dla­tego człon­ko­wie CSI­CON-u mogli korzy­stać z lokalu po godzi­nach pracy. Merelda nie­zgrab­nie zdjęła płaszcz pokryty kro­plami desz­czu i poma­chała do swo­jej przy­ja­ciółki Emmy, sie­dzą­cej naprze­ciwko Dave’a i Mar­cusa. Emma była nauczy­cielką i miała hopla na punk­cie kryp­to­zo­olo­gii. Sala kon­fe­ren­cyjna pach­niała skórą; gwar nie­skład­nych roz­mów przy­po­mi­nał ato­nalne dźwięki dzwon­ków wietrz­nych. Brian Appleby, Wysoki Brian, nawra­cał na wiarę w duchy gotkę Adrianę, stu­dentkę medio­znaw­stwa, która wstą­piła do grupy zale­d­wie kilka tygo­dni wcze­śniej. Brian Tay­lor, Niski Brian, nie poja­wił się na trze­cim spo­tka­niu z rzędu. Merelda przy­pusz­czała, że on i jego żona – San­dra, prawda? – są cią­gle zaab­sor­bo­wani nowo naro­dzo­nym dziec­kiem.

A zatem około dzie­się­ciu osób. Nie­źle. Errol Meeks opo­wie­dział aneg­dotę na temat boj­lera zaku­pio­nego nie­dawno do domu; wszy­scy wybuch­nęli śmie­chem i ogar­nęło ich lek­kie poczu­cie winy, że w gru­pie nie ma innych czar­no­skó­rych. Carl o cudzo­ziem­skim nazwi­sku koń­czą­cym się na „-wicz” (albo coś w tym rodzaju) sie­dział z nie­szczę­śliwą miną naj­bli­żej drzwi. Obok stał zwi­nięty dywan oparty o puste krze­sło. Merelda przy­po­mniała sobie, że mówił coś o zmia­nie miesz­ka­nia. Tak, chyba się prze­pro­wa­dza. Ponura mina Carla miała praw­do­po­dob­nie zwią­zek z Ali­son Macre­ady, która spo­glą­dała na niego ostro z końca stołu, gdzie sie­działa w pobliżu Dave’a i Mar­cusa. Roz­ma­wiała z dwoj­giem przy­ja­ciół i sąsia­dów z gór­nego pię­tra, Steve’em i She­ilą Den­to­nami. Przez ostat­nie pół­tora roku Carl i Ali­son byli parą, a ich roz­sta­nie tro­chę popsuło atmos­ferę na poprzed­nim spo­tka­niu. Przy­kre, ale takie rze­czy się zda­rzają.

Merelda prze­wie­siła płaszcz przez ramię jak tor­re­ador muletę i powoli okrą­żyła stół. Zatrzy­my­wała się przed kolej­nymi gośćmi, zamie­niała z nimi kilka słów, po czym usia­dła na wol­nym krze­śle obok Emmy. Wie­czór zapo­wia­dał się dość cie­ka­wie. Mar­cus zapla­no­wał wielką debatę nad zmianą pro­gramu badań CSI­CON-u, a także reorien­ta­cją nie­wiel­kiego kwar­tal­nika grupy – nosił on tytuł „Inte­re­sting Times”. Merelda spy­tała młodą nauczy­cielkę, co sądzi o „nie­zba­da­nych wodach”, na które pro­po­nuje wypły­nąć Mar­cus, ale Emma odpo­wie­działa, że nie jest pewna, czy dobrze go rozu­mie. Póź­niej zmie­niła temat i poka­zała Merel­dzie w komórce rze­kome zdję­cie czu­pa­ka­bry, tro­chę roz­ma­zane. Gwar roz­mów nagle ucichł jak w kinie, gdy gasną świa­tła, i Merelda zro­zu­miała, że spo­tka­nie wresz­cie się zaczyna. Zamie­niła się w słuch.

_Sie­dzia­łem, dopóki mogłem, a potem prze­pro­si­łem i wysze­dłem. Wiał wiatr i sią­piła mżawka. Usły­sza­łem, jak ktoś woła za moimi ple­cami: „Hej, pro­szę zacze­kać! Zapo­mniał pan… pra­nia”. Dwa tygo­dnie póź­niej powie­dziano mi, że mniej wię­cej w tym momen­cie dżil­ko­wiec roz­ło­żył boczne płe­twy. Oczy­wi­ście nikt dokład­nie nie wie­dział, co widzi, lecz uczest­nicy spo­tka­nia mieli tro­chę czasu – sekundę, naj­wy­żej dwie – by zro­zu­mieć, czego nie widzą. Może­cie uwa­żać, że taka dra­styczna akcja pre­wen­cyjna wiąże się dla mnie z dużym ryzy­kiem, ale z moich doświad­czeń wynika coś prze­ciw­nego._

David słu­chał Mar­cusa, kiwa­jąc głową i od czasu do czasu chrzą­ka­jąc z apro­batą, bo go lubił i znał od lat, choć, szcze­rze mówiąc, miał wąt­pli­wo­ści co do pro­jektu zmiany pro­gramu badań. Z pew­no­ścią grupa dzia­łała bar­dzo dobrze. Mimo to czuł, że nie może tego powie­dzieć. Miał nie­przy­jemną świa­do­mość, że jest naj­star­szym człon­kiem CSI­CON-u, i nie chciał ucho­dzić za prze­ciw­nika nowych idei, kon­ser­wa­ty­stę albo drę­twusa. Czy ludzie cią­gle mówią „drę­twus”? Nie wie­dział i z żalem godził się z tym, że staje się przez to jesz­cze bar­dziej drę­twy.

Mar­cus kiwał kró­ciutko ostrzy­żoną głową, coraz bar­dziej pod­eks­cy­to­wany.

– Mam na myśli to, że kiedy ludzie rela­cjo­nują zja­wi­ska, zwy­kle opi­sują je za pomocą zna­nych pojęć. A gdyby ktoś spo­tkał się ze zja­wi­skiem, które nie przy­staje do naszych kate­go­rii poję­cio­wych, i nie ma słów, by je opi­sać? Jak opi­sać? To nie­moż­liwe, prawda? Z pew­no­ścią ist­nieją tysiące przy­pad­ków, kiedy… – David sku­pił uwagę na pozo­sta­łych bada­czach nie­wy­tłu­ma­czal­nych feno­me­nów; gryźli łodygi rabar­baru, czę­stu­jąc się z tale­rzy­ków sto­ją­cych na poli­tu­ro­wa­nym stole, przy któ­rym zwy­kle odby­wały się dys­ku­sje o cenach nie­ru­cho­mo­ści pro­wa­dzone przez pra­cow­ni­ków firmy Chal­combe & Ben­tine. Doszło do zamie­sza­nia koło drzwi, gdy do sali wpa­dła elo­kwentna Merelda Jacobs. Skar­żyła się, że zosta­wiła coś w samo­cho­dzie i musiała wró­cić Fet­ter Street w ulew­nym desz­czu. Cóż, czyja to wina? Po dru­giej stro­nie sali, naprze­ciwko Carla Wasowca i jego chy­bo­tli­wego stosu sta­rych gazet, Brian Appleby jaw­nie pod­ry­wał nową człon­ki­nię, Adrianę. Jego wiel­kie jabłko Adama poru­sza­jące się gro­te­skowo w górę i w dół przy­po­mi­nało jojo. David wes­tchnął, choć tylko w duchu.

Może Mar­cus ma rację? Może CSI­CON rze­czy­wi­ście potrze­buje zmian? David przy­po­mniał sobie czasy, gdy zało­żyli go we dwóch, zale­d­wie trzy lata wcze­śniej, chyba w 2016 roku. Było to w trud­nym okre­sie, kiedy Davida opu­ściła Anne – ode­szła w siną dal. Zauwa­żył, jak nie­wielu ma przy­ja­ciół, i potrze­bo­wał kogoś, z kim mógłby poga­dać. Znał Mar­cusa od 2000 roku, gdy młod­szy męż­czy­zna był jego klien­tem i odkryli, że obaj od dawna czy­tają „For­tean Times”. Po odej­ściu Anne Mar­cus wpa­dał do niego na piwo dwa razy w tygo­dniu. W cza­sie jed­nego z takich spo­tkań rzu­cił pomysł stwo­rze­nia grupy zaj­mu­ją­cej się bada­niami zja­wisk nad­przy­ro­dzo­nych, „ale z poczu­ciem humoru”, jak się wyra­ził, po czym David beł­ko­tli­wie zasu­ge­ro­wał, by spo­ty­kali się w prze­stron­nej sali kon­fe­ren­cyj­nej w fir­mie – i po trzech latach w niej się znaj­do­wali. Gdyby David chciał być szczery, musiałby przy­znać, że w głębi duszy liczył na pozna­nie jakichś atrak­cyj­nych dziew­czyn, ale tak się nie stało. Miał nadzieję pode­rwać dłu­go­nogą She­ilę Hall, lecz ni stąd, ni zowąd wyszła za Steve’a Den­tona. „Czym się róż­nię od Briana Appleby’ego, wygła­sza­ją­cego cha­otyczne tyrady o polter­ge­iście z Enfield, by ukryć samot­ność?” – pomy­ślał.

Mar­cus, sie­dzący obok Davida, popro­sił o ciszę i zaczął entu­zja­stycz­nie pero­ro­wać na temat „stu­diów nad nega­tywną prze­strze­nią w feno­me­no­lo­gii”, cokol­wiek to miało zna­czyć. Wie­czór się roz­po­czął.

_Jak już wspo­mnia­łem, trzeba się przy­zwy­czaić do życia emo­cjo­nal­nego szep­czą­cego wacka. Wcze­śniej jej nie spo­tka­łem – i było oczy­wi­ste, że mnie nie znosi – ale myśla­łem głów­nie o sek­sie, który będziemy upra­wiać, a także o tym, jakie ładne ma oczy. Ow­szem, czu­łem lek­kie wyrzuty sumie­nia z powodu losu cze­ka­ją­cego uczest­ni­ków zebra­nia. Wiem, że to nie­zbyt racjo­nalne: widzia­łem ich po raz pierw­szy, a oni mnie po raz ostatni. Był to poże­gnalny wie­czór. Cho­ciaż uwa­żam to za nie­moż­liwe, usi­ło­wa­łem patrzeć na świat z ich punktu widze­nia i dla­tego im współczu­łem. Kiedy roz­ma­wia­łem z nimi przed dwoma tygo­dniami, nie wyda­wało się to przy­kre; chcia­łem, żeby spę­dzili ze sobą tro­chę czasu, bo z ich per­spek­tywy był to ostatni wie­czór. Nie wsta­łem i nie wysze­dłem natych­miast, bo nie jestem potwo­rem. Pra­gnę to pod­kre­ślić._

Posta­no­wiła wię­cej nie przy­cho­dzić na spo­tka­nia grupy. Pod­jęła decy­zję, gdy w poło­wie glę­dze­nia o umar­łych, któ­rzy nie mogą zaznać spo­koju, żyla­sty Brian spy­tał, czy widziała film z Timo­thym Spal­lem. Fan­ta­styczna kre­acja. Ma go w domu i gdyby Adriana miała ochotę wpaść i obej­rzeć…

Ogól­nie rzecz bio­rąc, doszła do wnio­sku, że CSI­CON nie speł­nił jej nadziei – tak naprawdę liczyła na zdo­by­cie mate­ria­łów do pracy magi­ster­skiej zaty­tu­ło­wa­nej _Sub­kul­tura bada­czy zja­wisk para­nor­mal­nych a współ­cze­sna pra­wica_. Czuła lek­kie wyrzuty sumie­nia: nie była z nimi szczera. Suge­ro­wała, że stu­diuje zja­wi­ska nad­przy­ro­dzone, choć w grun­cie rze­czy stu­dio­wała bada­ją­cych je ludzi.

U szczytu stołu łysy wykła­dowca lite­ra­tury angiel­skiej, z pew­no­ścią gej, ener­gicz­nie kon­ty­nu­ował mono­log. Jeśli Adriana dobrze rozu­miała, główna teza spro­wa­dzała się do tego, że zamiast szu­kać wam­pi­rów, lata­ją­cych tale­rzy, yeti, potwo­rów z Loch Ness i innych praw­do­po­dob­nie nie­ist­nie­ją­cych feno­me­nów, grupa powinna poszu­ki­wać zja­wisk, któ­rych ist­nie­nia nikt nawet nie podej­rzewa.

– Chcę powie­dzieć, że wszy­scy wie­dzą, czym są duchy. – Cóż, nie wie­dzą. – Powin­ni­śmy szu­kać zja­wisk, które są dla nas nie­wi­dzialne. – W oczy­wi­sty spo­sób obej­muje to duchy, jeśli się nad tym głę­biej zasta­no­wić. Po pro­stu, nie tylko w zna­cze­niu aka­de­mic­kim.

Adriana, sta­ran­nie uni­ka­jąc kon­taktu wzro­ko­wego z chu­dym jak szczapa sąsia­dem po lewej, zatrze­po­tała sztucz­nymi rzę­sami i zer­k­nęła na resztę grupy. Obok pero­ru­ją­cego i gesty­ku­lu­ją­cego pre­le­genta sie­dział pośred­nik obrotu nie­ru­cho­mo­ściami, który przy­po­mi­nał jej ojca, choć wyda­wał się jesz­cze bar­dziej przy­gnę­biony i ziry­to­wany. Nieco dalej, po prze­ciw­nej stro­nie, pewien Polak wycho­dził ze skóry, by wszy­scy zauwa­żyli nie­dawno kupione przez niego ultra­no­wo­cze­sne kolumny gło­śni­kowe, a na końcu stołu pięć­dzie­się­cio­kil­ku­let­nia rudo­włosa kobieta, która spóź­niła się na spo­tka­nie, osten­ta­cyj­nie prze­glą­dała koło­no­tat­nik i gło­śno cmo­kała. Obok niej słu­chała pre­le­genta niska blon­dynka ubrana w bluzę jak z kry­mi­nału skan­dy­naw­skiego – Adriana przy­pusz­czała, że to kolejna nauczy­cielka – a poza tym, po pra­wej, kilka pustych krze­seł dalej, sie­dział Errol. Był jedy­nym czar­no­skó­rym człon­kiem CSI­CON-u i, przy­pad­kowo, jedyną osobą, któ­rej imię zdo­łała zapa­mię­tać.

Żaden z nich nie był uży­teczny, bo żaden nie był szcze­gól­nie pra­wi­cowy. Powinna zmie­nić tak­tykę, zapi­sać się do Angiel­skiej Ligi Obrony i cze­kać na wzmianki o Atlan­ty­dzie albo teo­rii pustej Ziemi. Prze­su­nęła nie­wielką gumę do żucia z pra­wej strony ust na lewą i pod­jęła sta­now­czą decy­zję – nie przyj­dzie na następne spo­tka­nie za dwa tygo­dnie.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: