Imperfect - ebook
Spin-off powieści Ideal!
Dziewiętnastoletnia Blair Rogers od dawna ma dokładnie określoną wizję swojej przyszłości. Zakłada, że wraz z przyjaciółmi i chłopakiem dostanie się na Princeton University i wspólnie spędzą tam wiele szczęśliwych lat.
Jest jednak coś, czego Blair kompletnie nie przewidziała.
Nie dostaje się na wymarzoną uczelnię.
Zrozpaczona dziewczyna jest zmuszona rozstać się z przyjaciółmi i rozpocząć naukę na San Francisco State University, gdzie udali się również uczniowie, za którymi – delikatnie rzecz ujmując – ona nie przepada.
W pokoju akademickim czeka na nią Maddie, jej współlokatorka, różniąca się od znanych Blair ludzi. Jakby tego było mało w ramach zajęć na uczelni dziewczyna musi przeprowadzić wywiad z Zaynem Russelem, narcystycznym mechanikiem samochodowym, który odsiadywał karę w więzieniu.
Blair wie, że nie chce mieć z tym chłopakiem nic wspólnego.
Przynajmniej tak sobie powtarza.
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej szesnastego roku życia. Opis pochodzi od Wydawcy.
| Kategoria: | Young Adult |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8418-143-0 |
| Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Był pierwszy kwietnia.
Dzisiejszy dzień spokojnie mogłam określić mianem najważniejszego w moim życiu. Przygotowywałam się na ten moment całe cztery lata, a dokładniej tysiąc czterysta sześćdziesiąt jeden dni. Przepłakałam godziny nad książkami, zarywałam noce na naukę, a każdą wolną chwilę poświęcałam na zajęcia dodatkowe, którymi mogłam się wykazać podczas procesu rekrutacji. Wszystko po to, aby dostać się na upragnioną uczelnię i spełnić marzenia.
Nikt ani nic nie mogło zepsuć mi tego dnia.
Otworzyłam oczy równo o siódmej pięćdziesiąt dziewięć, minutę przed budzikiem. Nie czując żadnego zmęczenia, wstałam i się rozciągnęłam. Miałam ustalony plan na cały dzień i zamierzałam dopilnować, aby wszystko poszło zgodnie z nim.
Starannie pościeliłam łóżko, uprzątnęłam pokój, zrobiłam poranną pielęgnację i umyłam zęby. Z szafy wyciągnęłam gotowy outfit, który składał się z ciemnych wzorzystych rajstop, czarnej spódniczki oraz bordowej bluzki z długim rękawem. Ułożyłam ubrania na pościeli. W kącie pokoju czekały wysokie, skórzane kozaki do kolan oraz bordowa torebka marki Chanel. Wczoraj wieczorem przygotowałam sobie strój, żeby dziś nie marnować na to czasu.
Chociaż czas poświęcony na modę nigdy nie jest stracony.
Zeszłam do kuchni i zabrałam się do przygotowywania śniadania. Było po dziewiątej, a więc moja rodzina jeszcze spała. Spodziewałam się, że rodzice obudzą się co najmniej za godzinę, a Trey pewnie wstanie o dwunastej. Jedynie ja z całej naszej czwórki byłam rannym ptaszkiem, co często przynosiło korzyści. Jedną z nich było to, że miałam całą kuchnię dla siebie i nikt nie przeszkadzał mi w jedzeniu. Lubiłam wtedy włączać cicho muzykę i bujać się do rytmu, kiedy nikt mnie nie widział. Teraz też to zrobiłam.
– I came home in the mornin’ light. My mother says „When you gonna live your life right?”² – zanuciłam, przykładając do ust łyżkę do mieszania.
Kochałam stare hity i czasem żałowałam, że nie urodziłam się w latach świetności swoich dziadków.
– Oh, momma dear, we’re not the fortunate ones. And girls, they wanna have fun. Oh, girls just wanna have fun.
Uśmiechnęłam się sama do siebie i zaczęłam kręcić biodrami. Uwielbiałam takie momenty, kiedy mogłam być sobą. Od zawsze ciągnęło mnie do tańca, ale nigdy nie poprosiłam rodziców, żeby zapisali mnie na dodatkowe zajęcia, chociaż wiedziałam, że na pewno by to zrobili. Taniec był chyba po prostu dla mnie na tyle intymny, że wolałam zostawić go dla siebie.
– Nie miałam pojęcia, że potrafisz tak dobrze tańczyć.
Gwałtownie się wyprostowałam, a następnie rzuciłam się w kierunku telefonu. Speszona wyłączyłam piosenkę i wbiłam wzrok w jajecznicę. Ziścił się mój największy koszmar – ktoś mnie przyłapał.
Mama rzuciła mi rozbawione spojrzenie i podeszła do ekspresu do kawy. Włączyła go, po czym wyciągnęła z szafki swój ulubiony kubek.
– Jakoś tak. – Wzruszyłam ramionami, bo nie miałam pomysłu, co powiedzieć.
Moja mama wiedziała o mnie stosunkowo mało, ponieważ nigdy nie miałam ochoty dzielić się z nią swoimi marzeniami, sekretami czy pasjami. Raz chciałam to zrobić, ale wtedy sprowadziła rozmowę na temat przyjaciół i spędzania z nimi czasu, więc szybko się poddałam.
– Lubię tę piosenkę.
Sięgnęła po mój telefon i stuknęła w ekran, a z głośników znów zaczęło płynąć dzieło Cyndi Lauper.
Some boys take a beautiful girl. And hide her away from the rest of the world. I wanna be the one to walk in the sun. Oh, girls, they wanna have fun.
– Za tydzień przychodzą e-maile z uczelni, nie?
Policzyłam do trzech, zanim wykrztusiłam z siebie odpowiedź:
– Nie, mamo, to dzisiaj.
Taka właśnie była Tessa Rogers. Nie pamiętała nawet, kiedy nastąpi najważniejszy dzień życia jej córki. Wszystko, co niezwiązane z imprezami czy innymi pierdołami, w ogóle jej nie interesowało.
– Och! – Otworzyła usta ze zdziwienia. – Musiały pomylić mi się tygodnie. Nie wiedziałam, że już jest kwiecień.
– Taaa – mruknęłam.
Udawałyśmy, że wczorajsza wymiana zdań nie miała miejsca. Robiłyśmy tak za każdym razem, bo gdybyśmy miały to rozpamiętywać, byłybyśmy na siebie wiecznie obrażone. Nie żeby jakoś bardzo mi to przeszkadzało.
– W takim razie pokaż, czy się dostałaś.
Nałożyłam sobie jedzenie na talerz.
– Powiem wam wieczorem, kiedy sama już będę wiedziała.
– Nie powinni wysyłać wiadomości z rana?
Ruszyłam w stronę swojego pokoju.
– Już wysłali, ale umówiłam się z Cassie, Jules i Loganem, że otworzymy je wspólnie. Spotykamy się wieczorem u Cassie.
W sumie to ta nagła zmiana planów nastąpiła o czwartej nad ranem, kiedy to Cassie napisała na grupie, że fajnie byłoby coś takiego zorganizować. Wszyscy na to przystaliśmy.
Mama pokiwała głową.
– Trzymam kciuki.
Kłamstwo. Wcale ich nie trzymała. Wolałaby, abym dostała się na jakąś państwową uczelnię, bo to na takich według niej dzieje się najwięcej.
Od razu po tym, jak zjadłam śniadanie przy biurku, poszłam do łazienki. Szykowałam się nie tylko na oficjalne sprawdzenie wyników, lecz także na obiad z Loganem. Dopiero o drugiej w nocy raczył mi odpisać, a przez to, że nie mogłam zasnąć, bo się ciągle zamartwiałam, zdecydowałam, że się z nim spotkam. Jeszcze kilka godzin temu nastawiałam się na ostrą reprymendę, ale teraz przeszła mi na nią chęć. To był zbyt ważny dzień dla nas obojga i nie zamierzałam go zepsuć kłótnią. Oczekiwałam rozmowy z klasą.
Pod prysznicem spędziłam sporo czasu, bo musiałam zrobić peeling i się wydepilować. Stanęłam przed lustrem w samym ręczniku i zaczęłam rozczesywać włosy, przyglądając się swojemu odbiciu.
Byłam skrajnie podobna do mamy, i tym razem w pozytywnym znaczeniu. Brunatne, grube włosy sięgały mi aż do pasa, co było skutkiem ciągłego używania wcierek i korzystania z najlepszych jakościowo produktów. Rysy mojej twarzy także podobne były do rysów Tessy Rogers, czekoladowe oczy jednak odziedziczyłam po tacie. Akurat za urodę śmiało mogłam podziękować rodzicom.
Westchnęłam, po czym zabrałam się do suszenia włosów. Przymykałam powieki, żeby uniknąć podmuchu ciepłego powietrza. Nienawidziłam tej części porannej rutyny, ponieważ za każdym razem rozbolewała mnie przy tym ręka.
Kiedy skończyłam, odłożyłam suszarkę na miejsce. Już miałam odejść, lecz nagle kątem oka zauważyłam coś bardzo, ale to bardzo niepokojącego. Stanęłam jak wryta i wpatrywałam się we własne odbicie. Na moment straciłam czucie w każdym skrawku ciała. Sparaliżowana ledwo mogłam cokolwiek z siebie wydusić, ale w końcu ryknęłam:
– Trey!!!
Mój brat jakby tylko czekał na ten moment, bo w ułamku sekundy wpadł do łazienki. Już przy wejściu krztusił się śmiechem i potykał o własne nogi. Położył sobie dłonie na brzuchu, a po sekundzie wskazał na mnie palcem.
– Prima aprilis!
Nie.
Zabiję go.
Jebany pierwszy kwietnia.
Jebane prima aprilis.
– Trey – powiedziałam ze spokojem, na co momentalnie umilkł.
Zdał sobie sprawę, jak bardzo ma przechlapane, bo moje kolejne słowa już nie były tak łagodne:
– Chcesz prima aprilis?! Proszę bardzo! – W samym ręczniku wybiegłam z łazienki, popychając chłopca na kafelki. Na korytarzu zdążyłam zauważyć zaspanego tatę, który właśnie wychodził z sypialni, oraz zaniepokojoną mamę wchodzącą na piętro. Za sobą słyszałam krzyki Treya i błagania, abym tego nie robiła.
Drzwi do jego pokoju z hukiem obiły się o ścianę, a ja wdarłam się do pomieszczenia. Od razu ruszyłam w stronę terrarium, w którym słodko spała niewielka jaszczurka o imieniu Mike. Bez wahania sięgnęłam po najlepszego przyjaciela swojego brata, a następnie złapałam nożyczki leżące na jego biurku. Przyłożyłam ostrze do gada.
W tym samym momencie Trey – a za nim rodzice – wbiegli do pokoju. Chłopiec wytrzeszczył oczy.
– Ty chora psychicznie wariatko! Zostaw Mike’a!
Mama z tatą wyglądali na porządnie zdziwionych, choć mężczyzna uśmiechał się pod nosem.
– Ostrzegałam cię, gówniarzu, że jeśli znów coś odwalisz, to możesz się z nim pożegnać! – krzyknęłam rozwścieczona.
Mój brat definitywnie przesadził.
– Przecież to głupi żart! – zawołał rozdrażniony, lecz zachowywał bezpieczny dystans, abym przypadkiem nie wyrządziła krzywdy zwierzęciu. – I tak nic nie widać!
Sam w to nie wierzył.
– Nic nie widać? – prychnęłam, potrząsając głową. – Wyglądam jak jakaś patuska, co na powitanie mówi „elo”, a wieczorami handluje prochami i spotyka się z Brianem!
– Nie obrażaj wujka. – Tata chrząknął.
– Przecież pójdziesz do fryzjerki i ona ci to zmyje, idiotko! – drążył mój brat. Co chwilę spoglądał z niepokojem na Mike’a.
– To nie o to chodzi! Dziś otwieram e-mail z decyzją o przyjęciu na Princeton, a wyglądam jak gówno! Wszystko miało być idealnie, ale ty mi to zniszczyłeś!
– Mamo, tato, powiedzcie jej coś! – zwrócił się błagalnie do rodziców.
Musiał być głupi, jeśli sądził, że oni mogą coś zdziałać w tej sytuacji. Chyba jeszcze nie pojął, że ich umiejętności wychowawcze zatrzymały się na poziomie pierwszym.
Mama przetarła dłonią twarz, a tata z rozbawieniem wpatrywał się w moje włosy. Przypominam, że wyglądałam jak upiór, a w dłoni trzymałam jaszczurkę i nożyczki.
– Blair, odłóż Mike’a – nakazała. – A ty, Trey, przeproś siostrę. Faktycznie przesadziłeś.
Dziesięciolatek już otworzył usta, aby odpyskować, ale na szczęście w porę je zamknął i zrezygnowany odwrócił głowę w moją stronę.
– Przepraszam – burknął.
Wiedziałam, że jego przeprosiny nie były szczere i zrobił to tylko po to, żebym oddała mu przyjaciela.
– Mam w dupie twoje przeprosiny – warknęłam. – Powiedz Mike’owi: „pa”.
Z przerażeniem rzucił się w moją stronę.
– Nie!
Chłopiec upadł na kolana przez to, że odsunęłam się w odpowiednim momencie na bok. W tym czasie odłożyłam straumatyzowanego Mike’a do terrarium. Tak naprawdę nigdy nie zamierzałam go uśmiercić. Lubiłam zwierzęta i nie wyobrażałam sobie, że mogłabym wyrządzić gadowi krzywdę, ale Trey nie musiał o tym wiedzieć.
– Następnym razem od razu odetnę mu głowę.
Kiedy ruszyłam do przodu, usłyszałam, że Trey odetchnął z ulgą.
– Jesteś chora – wymamrotał cicho pod nosem.
Ku jego nieszczęściu usłyszałam to. Uniosłam brew i powoli zaczęłam się odwracać.
– Powiedziałeś coś czy się przesłyszałam?
Trey spuścił wzrok i wzruszył niemrawo ramionami.
– Przesłyszałaś się.
– Taką mam nadzieję.
Minęłam rechoczących rodziców, a raczej tatę, który umierał ze śmiechu, kiedy przyjrzał się dokładniej moim włosom. Mama starała się posłać mi współczujące spojrzenie, ale słabo jej to wychodziło.
Z wściekłością zamknęłam za sobą drzwi od łazienki i ponownie stanęłam przed lustrem. Łzy zgromadziły mi się w kącikach oczu. Wyglądałam paskudnie.
Z niechęcią zrobiłam sobie zdjęcie i weszłam w konwersację ze swoją fryzjerką.
Ja:
Wysłano zdjęcie.
SOS. Musisz mi pomóc
Odpisała niemal od razu.
Lucy:
MATKO BOSKA KTO CIĘ TAK SKRZYWDZIŁ?
BIEDNY TREY. DOMYŚLAM SIĘ ŻE TO JEGO SPRAWKA
Biedna ja!
Ja:
Masz jakiś wolny termin?
Lucy była najlepszą fryzjerką w całym Daly City, więc znalezienie u niej wolnego terminu – a szczególnie na początku każdego miesiąca – graniczyło z cudem.
Lucy:
Dopiero w maju ale nie zostawię cię w potrzebie. przyjedź w poniedziałek o 19 zostanę po godzinach.
Kamień spadł mi z serca.
Ja:
dziękuję. Będę ci wdzięczna do końca życia <3
Ponownie spojrzałam w lustro. Tym razem nie powstrzymałam płaczu. Gorzej już chyba być nie może.
***
Od szyi w dół czułam się pięknie. Naprawdę. Ubiór zdecydowanie pasował do mojego stylu i sama stwierdziłam, że wyglądam ładnie. Niestety wszystko psuło się od obojczyków w górę. Paskudne włosy spięłam klamrą, mając nadzieję, że nikt nie zauważy zmiany ich koloru. Podkreśliłam usta najbardziej krwistą szminką, aby ta skutecznie odwracała uwagę od koszmarnej fryzury.
Ostatnim razem wyglądałam tak brzydko osiemnaście lat temu. Miałam wtedy roczek, a rodzice nieco mnie roztyli kalorycznymi papkami dla dzieci.
Weszłam do przestronnej restauracji, która na szczęście nie była aż tak ekskluzywna. Obawiałam się, że nie dałabym rady pokazać się w takim wydaniu w miejscu o nienagannej opinii. Wstydziłam się cholernych włosów.
Niepewnym krokiem ruszyłam do najbardziej oddalonego stolika, przy którym siedział już Logan. Wzrok chłopaka utkwiony był w telefonie, przez co mnie nie zauważył. Dopiero kiedy odsunęłam krzesło, uniósł ze zmęczeniem głowę. Unikałam jego spojrzenia. Nie chciałam ujrzeć szczerego rozbawienia, kiedy dostrzeże to paskudztwo na mojej głowie.
– Co ty zrobiłaś? – zapytał, nagle poważniejąc.
Westchnęłam, przecierając twarz dłońmi.
– Trey zrobił mi nieśmieszny żart z okazji prima aprilis – mruknęłam, sięgając po kartę dań. – Jest aż tak źle? – Popatrzyłam na niego kątem oka.
Krzywił się.
Czyli było okropnie.
– Wyglądasz trochę jak dziewczyna spod ciemnej gwiazdy – rzucił po chwili, sprawnie unikając odpowiedzi na moje pytanie.
– Nic nawet nie mów. – Zacisnęłam usta w wąską linię. – Na szczęście Lucy przyjmie mnie w poniedziałek, więc nie ma aż takiej tragedii. Zawsze ma pozajmowane terminy, dlatego cieszę się, że zrobiła dla mnie wyjątek. Mimo wszystko źle się czuję z tym, że będzie musiała zostać po godzinach. To nie w porządku i…
Logan przerwał mi gwałtownie uniesieniem dłoni. Natychmiast umilkłam, zdając sobie sprawę z tego, do czego zmierzał.
– Słowotok, Blair – bąknął zniesmaczony. – Mówiłem ci, żebyś tego nie robiła. To irytujące.
Logan od lat próbował wyeliminować u mnie natłok słów. Ku jego niezadowoleniu występował on bardzo często, więc usilnie starał się ograniczyć jego częstotliwość do zera. Wielokrotnie zwracał mi uwagę, ale ja nigdy nie potrafiłam nad tym zapanować.
– Wiem, przepraszam.
W tym samym momencie podeszła do nas kelnerka. Zamówiłam tylko krewetki tygrysie i jakiegoś bezalkoholowego drinka. Kiedy dziewczyna odeszła, wbiłam wzrok w Logana. Ten niezbyt się tym przejął, bo zaczął z zainteresowaniem przeglądać kartę alkoholi.
– Co ty robisz? – Mój ton nie należał do najmilszych.
Zmarszczył czoło, ale nie uniósł głowy.
– O co ci chodzi?
– Od kiedy pijesz?
Logan westchnął, po czym w końcu zaszczycił mnie spojrzeniem.
– Chodzi ci o wczorajszą imprezę?
– Raczej dzisiejszą, bo wróciłeś nad ranem – syknęłam.
– No i co? – Uniósł prowokująco brew.
Nie poznawałam własnego chłopaka po czterech latach związku.
– No i co? – przedrzeźniłam go. – Pomijam fakt, że poszedłeś na imprezę, bo ta rozmowa jest już za nami. Chciałeś, to poszedłeś. Szanuję to, ale nie rozumiem. – Zrobiłam głębszy wdech. – Ale obiecałeś, że nie będziesz pił.
– Nie obiecałem, że nie będę – przerwał mi nagle. – Powiedziałem, że to, że idę na imprezę, nie oznacza, że będę na niej pić alkohol.
Ściągnęłam brwi, nie rozumiejąc.
– Logan, to to samo.
– Nie. Nie ma w tym zdaniu żadnej obietnicy.
Ręce mi opadały. Nie wierzyłam własnym uszom.
– Czy ty… – zająknęłam się – czy ty siebie w ogóle słyszysz?
Logan wyglądał na niewzruszonego. Ze spokojem wypił wodę z cytryną, którą sekundę temu przyniosła kelnerka. Mnie, w przeciwieństwie do niego, prawie roznosiło.
– Robisz mi aferę o chwilę zabawy? – zapytał ze stoickim spokojem.
Znów podniósł mi ciśnienie.
– Nie. Robię ci aferę o twoją hipokryzję. Bo gdybyś nigdy nie zakazywał mi chodzić na imprezy, to nie miałabym prawa się o cokolwiek do ciebie przyczepić, ale w momencie, kiedy to ty w głównej mierze nastawiłeś mnie przeciwko temu wszystkiemu, nie powinieneś tak się zachowywać.
– Ludzie się zmieniają, Blair. Dziś pójdę na imprezę, a jutro będę jebał wszystkie osoby biorące w nich udział – wymamrotał, nic sobie nie robiąc z moich słów. – A te zażalenia składaj samej sobie. Miałaś język, mogłaś się odezwać, jeśli coś ci nie pasowało.
Przewróciłam oczami.
– Gdybym ci powiedziała, że chcę iść na imprezę, a co gorsza, faktycznie bym na nią poszła, tobyś ze mną zerwał.
Logan uśmiechnął się pod nosem.
– To nie jest zabawne.
Uśmiechał się i uśmiechał, a ja tego nie rozumiałam.
– Dlaczego w takim razie nadal ze mną jesteś? – Emanował arogancją. – Z twoich opowieści wynika, że jestem strasznie toksyczny, więc pytanie brzmi: dlaczego?
Mentalnie uderzył mnie w policzek. Nie spodziewałam się takiego pytania, a jeszcze mniej tego, że odważy się je zadać. Nigdy nie wchodziliśmy na tak mroczne tematy dotyczące naszego związku, a ja pragnęłam, aby tak pozostało. Nie chciałam zrywać. We dwójkę byliśmy idealni, a nasza relacja to spełnienie moich marzeń.
– Bo cię kocham.
Logan skinął lekko głową, przyglądając się mojej twarzy. Czułam się nieco speszona. Nawet po czterech latach mnie onieśmielał.
– Ja ciebie też, więc się nie kłóćmy. Szczególnie w tak ważnym dla nas dniu.
Nie mogłam jeszcze odetchnąć z ulgą. Nie, kiedy niewyjaśniona sprawa wisiała w powietrzu.
– Ale wrócimy do tego?
Chłopak niemrawo przytaknął. Kelnerka przyniosła nasze dania i Logan zabrał się do jedzenia. Mój burczący brzuch także kazał mi zająć się krewetkami.
– Idziemy od razu do Cassie? Zbliża się szósta. – Minęła chwila, zanim postanowiłam podjąć jakiś temat.
– Możemy. – Wzruszył ramionami. – Ale nie zostaniemy długo, bo rodzice zaprosili nas na kolację.
Prawie wypuściłam widelec.
– Że co? – wydukałam. Mój brzuch od razu zacisnął się ze stresu. – Dlaczego nic mi nie powiedziałeś?
– Zapomniałem – mruknął.
Ach, tak, zapomniał, bo miał pieprzonego kaca!
– Jak ty sobie to wyobrażasz? – syknęłam, biorąc między palce kosmyk włosów. – Z tymi kudłami nigdy nie pokażę się twoim rodzicom!
Państwo Eastonowie byli majętnymi ludźmi z klasą i na pewno nie chcieliby gościć u siebie jakiejś szemranej ulicznicy!
– Przesadzasz – burknął. – Nawet nie zauważą.
Uniosłam brew. Niczego nie byłam tak pewna jak tego, że nie umknie to ich czujnemu oku.
– Twoja matka ostatnio zapytała mnie, czy widziałam pryszcza na swojej żuchwie. Sama ledwo go zauważyłam, bo był podskórny!
Logan się zaśmiał. Dobrze wiedział, że mam rację. Lubiłam jego rodziców, ale często bywali dosyć bezpośredni i wścibscy.
– Jeśli dowiedzą się, że przyjęli cię na Princeton, to nawet nie dostrzegą nowego koloru włosów. Będą zbyt zajęci opowiadaniem, jaka to prestiżowa uczelnia i jak wiele im dała.
Eastonowie byli absolwentami Princeton, co stanowiło niemałe wyróżnienie. Pragnęłam, aby dzieci moje i Logana podziwiały nas tak bardzo, jak ja podziwiam jego rodziców.
– Miejmy taką nadzieję.
Logan poprosił o rachunek, a ja zajęłam się rozmyślaniem o naszej przyszłości. Widziałam nas w Princeton jako dwoje najlepszych studentów na całej uczelni.
Marzenia ściętej głowy? Raczej cele do osiągnięcia.
***
– Ale się ekscytuję! – pisnęła Cassie, zapraszając nas do domu.
Weszłam pierwsza, więc to nie mnie przypadło zamykanie drzwi. Rozejrzałam się pobieżnie po wnętrzu, a po chwili zdjęłam buty. Byłam u Cassie już wiele razy, więc nie za bardzo skupiałam uwagę na wystroju.
– Są twoi rodzice?
Szłam za dziewczyną w głąb salonu.
– Nie. – Pokręciła głową. – Poprosiłam, żeby zostawili nas samych na ten wieczór, więc są dziś u dziadków. Wszystko musi być idealnie.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Cieszyłam się, że nie tylko ja tak poważnie podchodzę do tego dnia.
– Otwieramy maile o pełnej godzinie? – zapytała cicho Jules, spoglądając na zegarek. – Jest szósta czterdzieści. Wolimy o siódmej czy o ósmej?
– O ósmej – odpowiedziałam, a reszta przytaknęła. Musiałam psychicznie nastawić się na ten moment.
– Patrzcie, co mam!
Cassie na chwilę opuściła salon, aby po sekundzie wrócić z niewielkim aparatem fotograficznym w dłoni.
– To aparat moich rodziców! – Wyszczerzyła się. – Mają go od dwudziestu lat i pozwolili mi nas nagrać, kiedy otwieramy maile.
Logan rozparł się na kanapie, biorąc w dłonie książkę leżącą na stoliku.
– Ktoś jeszcze używa aparatów oprócz profesjonalnych fotografów? – prychnął. – Przecież wszystko mamy tu. – Podniósł telefon.
Przewróciłam oczami i podeszłam do zmieszanej Cassie.
– Kocham stare przedmioty. Tak samo jak stare piosenki, dzieła sztuki, poezje, historie, osobowości.
Dziewczyna uśmiechnęła się wdzięcznie, podając mi przedmiot. Obróciłam go w dłoniach. Ostatnimi czasy podobały mi się takie starocie.
– Jak było wczoraj na imprezie? – zapytała Jules, a ja odwróciłam głowę i skierowałam ku niej wzrok. Usiadła obok Logana. Ten się przesunął, robiąc jej miejsce.
– Świetnie! – Klasnęła radośnie Cassie, podchodząc do nich. – Żałuj, że cię nie było.
– Wiecie, że nie mogłam. – Jules wydęła wargi. – Tata by mnie zabił.
Zajęłam miejsce na skórzanym fotelu.
– Jaspera tak poniosło, że biegał bez bokserek po całej ulicy – zarechotała głośno.
Zszokowało mnie, kiedy Logan uniósł kącik ust. Przecież to żenujące.
– Brzmi fajnie – stęknęła.
Brzmi fajnie? Nie poznawałam przyjaciół.
– Fajnie? – wykrztusiłam z niedowierzaniem. – Od kiedy robienie z siebie idioty stało się cool?
– A wy jak się bawiliście? – Jules mnie zignorowała. Mała pieprzona Jules mnie zignorowała!
Cassie musiała zauważyć moją minę, bo zaśmiała się niezręcznie, drapiąc się po nosie, a sekundę później wykrzyknęła:
– A co wy na to, żebyśmy już teraz sprawdzili maile? Po co tyle czekać?!
Milczeliśmy. Logan wpatrywał się z irytującym podziwem w Jules, co było, kurwa, irracjonalne. Ja zabijałam ją wzrokiem, a urocza, niczemu winna Jules uśmiechała się słabo do mojego chłopaka. Los ewidentnie tego dnia robił sobie ze mnie żarty.
– Dobra, przygotujcie się!
Cassie zabrała ode mnie aparat, a następnie ustawiła na kominku. Chwilę coś przy nim majstrowała, aż w końcu zajęła miejsce na kanapie. Kazała nam wszystkim usiąść obok siebie, co wywołało spore poruszenie, ale nikt jawnie nie protestował. Cała czwórka wyjęła telefony z kieszeni i każdy wszedł na swoją pocztę.
Natychmiast zaczęłam się stresować. Z jednej strony wiedziałam, że mam spore szanse na przyjęcie i moja porażka była wręcz niemożliwa, jednak z drugiej zawsze istniało jakieś „ale”. Bałam się, że tym razem „ale” dosięgnie także i mnie.
– „Szanowny Panie Loganie, z ogromną radością informujemy, że po dokładnej analizie Pana aplikacji Komisja Rekrutacyjna zdecydowała o przyjęciu Pana na studia na Uniwersytecie Princeton. Gratulujemy!”.
– „Szanowna Pani Cassie, z ogromną radością informujemy, że po dokładnej analizie Pani aplikacji Komisja Rekrutacyjna zdecydowała o przyjęciu Pani na studia na Uniwersytecie Princeton. Gratulujemy!”.
Jak na złość mój internet zaczął szwankować. Ze łzami w oczach natarczywie klikałam w mail.
– „Szanowna Pani Jules, z ogromną radością informujemy, że po dokładnej analizie Pani aplikacji Komisja Rekrutacyjna zdecydowała o przyjęciu Pani na studia na Uniwersytecie Princeton. Gratulujemy!”.
W końcu mi się udało.
– „Szanowna Pani Blair, dziękujemy za zainteresowanie Uniwersytetem Princeton i za złożenie aplikacji na naszą uczelnię. Po dokładnym rozpatrzeniu Pani zgłoszenia z przykrością informujemy, że decyzja o przyjęciu Pani na studia w zbliżającym się roku akademickim jest odmowna…”.
Przymknęłam powieki i wypuściłam z ręki telefon. Chyba leciałam do tyłu.