Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • promocja

Imperia Normanów - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
Format:
EPUB
Data wydania:
29 października 2025
6366 pkt
punktów Virtualo

Imperia Normanów - ebook

Jak Normanowie zmienili Europę i rozwinęli cywilizację Zachodu.

W jaki sposób potomkowie wikińskich łupieżców zdołali zdominować Europę oraz basen Morza Śródziemnego i Bliski Wschód?

Ta opowieść o ambitnych awanturnikach i groźnych piratach, o zdobywanych i traconych fortunach zdradza, jak Normanowie nie tylko położyli podwaliny pod obecną Wielką Brytanię, ale także rozszerzyli swoją władzę i wpływy na Sycylię, północną Afrykę i Ziemię Świętą. Od Lizbony po Trypolis i Antiochię następcy Rollona budowali wspaniałe ośrodki kultury, zamki i kościoły.

Levi Roach przedstawia Normanów jako najemników w południowych Włoszech i Azji Mniejszej, krzyżowców na Bliskim Wschodzie i w Hiszpanii oraz zdobywców w Anglii, Walii, północnej Afryce i samej Normandii.

Ta obejmująca różne królestwa i kontynenty relacja ukazuje, jak Normanowie łączyli potęgę militarną i zręczność polityczną z głęboką wiarą i poczuciem własnego przeznaczenia. W półtora wieku zmienili Europę na własne podobieństwo, lecz potem – choć ich dziedzictwo było znaczące i trwałe – sami stopniowo roztopili się w tyglu europejskich narodów.

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8338-627-0
Rozmiar pliku: 7,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZEDMOWA

Kiedy sie­dem­na­sto­letni Fry­de­ryk II wjeż­dżał do Mogun­cji na początku grud­nia 1212 roku, witali go wiwa­tu­jący miesz­kańcy. Różne stron­nic­twa od lat wal­czyły o tron nie­miecki, teraz jed­nak wyglą­dało na to, że suk­ce­sja mło­dego Fry­de­ryka – „chłopca z Apu­lii”, jak czule go nazy­wano – pozwoli roz­wią­zać spory. Fry­de­ryk był ubrany z prze­py­chem: futra i ciężki płaszcz chro­niły go rów­nież przed mro­zem, do któ­rego nie był przy­zwy­cza­jony. Do mia­sta wpro­wa­dzał go miej­scowy archi­dia­kon, a tłum roz­stę­po­wał się przed nimi. Zmie­rzali do wiel­kiej kate­dry w cen­trum. Tam cze­kali już na Fry­de­ryka dwaj biskupi z reli­kwia­rzami na pier­siach. Potem dołą­czył do nich arcy­bi­skup Zyg­fryd i wpro­wa­dził nie­wielką świtę cesar­ską do świą­tyni.

Gdy tłum za ich ple­cami zaczął zapeł­niać kościół, Fry­de­ryk zło­żył swoją broń i płaszcz przed ołta­rzem. Następ­nie demon­stra­cyj­nie poło­żył się krzy­żem na posadzce, bła­ga­jąc Boga o łaskę. Za jego przy­kła­dem poszli obecni tam biskupi i pozo­stali duchowni, wzy­wa­jąc na pomoc świę­tych. Kiedy Fry­de­ryk wstał, arcy­bi­skup Zyg­fryd spy­tał go, czy wypełni cią­żące na nim jako na królu obo­wiązki (obrony Kościoła i swego ludu), na co Fry­de­ryk z ochotą odparł, że tak. Usły­szaw­szy to, wszy­scy obecni wykrzyk­nęli z apro­batą: „Amen! Amen! Niech tak będzie! Niech tak będzie!”. Po dal­szych modłach cere­mo­nia osią­gnęła punkt kul­mi­na­cyjny, gdy Zyg­fryd poświę­cił Fry­de­ryka krzyż­mem świę­tym, for­mal­nie namasz­cza­jąc go na króla. Następ­nie wrę­czył mu klej­noty koronne, czyli sym­bole jego wła­dzy monar­szej: miecz, któ­rym Fry­de­ryk miał bro­nić Kościoła i kar­cić nie­spra­wie­dli­wych; pier­ścień sta­no­wiący znak wiary chrze­ści­jań­skiej; dwa berła – cesar­skie i kró­lew­skie – żeby wyda­wał spra­wie­dliwe wyroki; oraz koronę będącą sym­bolem chwały i świę­to­ści jego maje­statu. Wresz­cie po kolej­nych modli­twach Zyg­fryd pod­szedł do sto­ją­cego przed ołta­rzem nowo koro­no­wa­nego króla i popro­wa­dził go wzdłuż chóru do tronu, który usta­wiono na pod­wyż­sze­niu. Fry­de­ryk zło­żył przy­sięgę koro­na­cyjną – uro­czy­stą obiet­nicę zapro­wa­dze­nia pokoju i spra­wie­dli­wo­ści oraz oka­zy­wa­nia nale­ży­tego miło­sier­dzia – po czym przy­jął poca­łu­nek pokoju od arcy­bi­skupa. W końcu zasiadł na tro­nie. W peł­nym maje­sta­cie swej wła­dzy obser­wo­wał trwa­jące nabo­żeń­stwo z głę­boką satys­fak­cją. Wjeż­dżał do Mogun­cji jako książę, a opu­ści to mia­sto jako namasz­czony przez Boga monar­cha. Był teraz kró­lem z Bożej łaski, władcą Niem­ców, i znaj­do­wał się na naj­lep­szej dro­dze do tego, aby zostać świę­tym cesa­rzem rzym­skim.

Fry­de­ryk był ostat­nim władcą ze zna­ko­mi­tego rodu, któ­rego naj­słyn­niej­szym przed­sta­wi­cie­lem był jego dziad, legen­darny cesarz nie­miecki Fry­de­ryk I Bar­ba­rossa. To wra­że­nie kon­ty­nu­acji było jed­nak zwod­ni­cze, gdyż młody Fry­de­ryk tak naprawdę nie był Niem­cem i led­wie znał kraje nie­mieckie. W rze­czy­wi­sto­ści był wło­skim Nor­ma­nem (dla­tego wła­śnie nazy­wano go „chłop­cem z Apu­lii”), który ni­gdy wcze­śniej nie posta­wił stopy na pół­noc od Alp. I jak miało poka­zać jego pano­wa­nie, znacz­nie wię­cej zawdzię­czał nor­mań­skiemu połu­dniu niż swoim nie­mieckim korze­niom. W póź­niej­szym okre­sie, gdy podzie­lił się wła­dzą z wła­snym synem, kró­lem nie­mieckim Hen­ry­kiem VII, wyma­gał od niego, aby sto­so­wał sycy­lij­skie metody rzą­dze­nia, znacz­nie surow­sze od tych, które znano w Niem­czech.

Fry­de­ryk II nie był jedy­nym władcą pocho­dze­nia nor­mań­skiego w tam­tej epoce. Anglia, więk­sza część Walii i wiel­kie poła­cie Irlan­dii – nie wspo­mi­na­jąc o wielu klu­czo­wych posia­dło­ściach we Fran­cji – znaj­do­wały się pod pano­wa­niem nie­sław­nego „złego króla Jana” bez Ziemi, bez­po­śred­niego potomka (w linii żeń­skiej) wiel­kiego nor­mań­skiego księ­cia, a potem króla angiel­skiego Wil­helma Zdo­bywcy. Na pół­noc od wło­ści Jana bez Ziemi leżała Szko­cja, nią zaś dłu­gie lata wła­dał z kolei król Wil­helm Lew, który sam był w trzech czwar­tych Nor­ma­nem i korzy­stał ze wspar­cia głów­nie nor­mań­skiej ary­sto­kra­cji. W base­nie Morza Śród­ziem­nego Fry­de­ryk II rzą­dził Sycy­lią i połu­dnio­wymi Wło­chami, a pra­wie połowa Ziemi Świę­tej była w rękach Boemunda IV z Antio­chii, pra­wnuka osła­wio­nego wło­sko-nor­mań­skiego najem­nika Boemunda z Tarentu.

Wraz z koro­na­cją Fry­de­ryka II na króla nie­miec­kiego potęga i wpływy Nor­ma­nów osią­gnęły apo­geum. W takiej czy innej for­mie zdo­mi­no­wali oni Europę Zachod­nią i Morze Śród­ziemne. Trudno prze­ce­nić ich rolę w tym okre­sie. Nor­man­dii dali nową ary­sto­kra­cję i dyna­stię rzą­dzącą; Bry­ta­nii oraz Irlan­dii – zamki, kul­turę rycer­ską, archi­tek­turę romań­ską i język fran­cu­ski (któ­rym w cza­sach Fry­de­ryka II na­dal mówili ary­sto­kraci); połu­dnio­wej Ita­lii – powią­za­nia z Rzy­mem oraz Kościo­łem kato­lic­kim; a Niem­com – nowe podej­ście do prawa i porządku. To osią­gnię­cie Nor­ma­nów miało jed­nak nie­by­wale kru­chy cha­rak­ter, gdyż we wszyst­kich wspo­mnia­nych wyżej kra­jach osie­dlali się oni i w miarę upływu czasu wta­piali w miej­scowe spo­łecz­no­ści. Skut­kiem takiego postę­po­wa­nia był świat, w któ­rym dzie­dzic­two nor­mań­skie było wyraź­nie widoczne, ale sami Nor­ma­no­wie coraz bar­dziej róż­nili się mię­dzy sobą, przyj­mu­jąc stop­niowo kul­tury rzą­dzo­nych przez sie­bie kra­jów. Ci, któ­rzy osie­dli w base­nie Morza Śród­ziemnego, już od dawna uwa­żali się za Sycy­lij­czy­ków, Apu­lij­czy­ków i Kala­bryj­czy­ków, a na Wyspach Bry­tyj­skich zaczy­nali już czuć się Angli­kami i Szko­tami (cho­ciaż w ary­sto­kra­tycz­nej odmia­nie fran­cu­sko­ję­zycz­nej). Jed­no­cze­śnie byli wszę­dzie i ni­gdzie – byli ludem o sław­nej prze­szło­ści, ale krót­kiej przy­szło­ści.

W tych latach domi­na­cji nor­mań­skiej rodziła się wspólna kul­tura euro­pej­ska, a Nor­ma­no­wie ode­grali w tym pro­ce­sie klu­czową rolę¹. To dzięki nim Wyspy Bry­tyj­skie i połu­dniowe Wło­chy stały się czę­ściami zachod­niej (i kato­lic­kiej) Europy. Ich wpływy nie ogra­ni­czały się jed­nak tylko do obsza­rów znaj­du­ją­cych się bez­po­śred­nio pod ich pano­wa­niem. Nor­ma­no­wie uczest­ni­czyli też w waż­nych epi­zo­dach chrze­ści­jań­skiego pod­boju muzuł­mań­skiej Hisz­pa­nii. W Afryce Pół­noc­nej zało­żyli kró­le­stwa, które co prawda ist­niały krótko, ale w szczy­to­wym momen­cie swo­jego roz­woju zagra­żały faty­midz­kim wład­com Egiptu i almo­hadz­kim panom Maroka. W istot­nym stop­niu przy­czy­nili się rów­nież do upadku pano­wa­nia Bizan­cjum w Azji Mniej­szej, co stało się główną przy­czyną zor­ga­ni­zo­wa­nia pierw­szej wyprawy krzy­żo­wej.

Zwa­żyw­szy na to, iż Nor­ma­no­wie byli potom­kami garstki wikin­gów, która około 911 roku przy­pły­nęła na led­wie kilku okrę­tach i osie­dliła się w ujściu Sekwany, ich póź­niej­sze osią­gnię­cia są zdu­mie­wa­jące. Następne stro­nice tej książki mają pomóc czy­tel­ni­kowi zro­zu­mieć, jak udało im się tego doko­nać dzięki połą­cze­niu szczę­ścia, śmia­ło­ści i poboż­no­ści. To opo­wieść o ambit­nych awan­tur­ni­kach i żąd­nych łupów gra­bież­cach, o zbi­ja­nych for­tu­nach i tra­co­nych kró­le­stwach. Zaczy­namy od legen­dar­nego Rol­lona, któ­rego pirac­kie najazdy wzdłuż Sekwany poło­żyły fun­da­ment pod przy­szłe księ­stwo Nor­man­dii. Następ­nie śle­dzimy losy jego potom­ków, któ­rzy zapew­nili sobie domi­na­cję nad pół­nocną Fran­cją, upo­raw­szy się z zagro­że­niem ze strony sąsia­dów z Flan­drii i Ande­ga­we­nii. W kolej­nych latach podej­mo­wali oni coraz śmiel­sze wyprawy: naj­pierw do Anglii, gdzie Wil­helm Zdo­bywca zagar­nął jedną z naj­cen­niej­szych koron euro­pej­skich, a potem do połu­dnio­wych Włoch, gdzie syno­wie skąd­inąd mało zna­nego Tan­kreda z Hau­te­ville zbu­do­wali rów­nie wspa­niałe kró­le­stwo. Z tych nowych baz Nor­ma­no­wie roz­cią­gnęli swoje wpływy jesz­cze dalej, osie­dla­jąc się w Szko­cji oraz pod­bi­ja­jąc znaczną część Walii i Irlan­dii. Jesz­cze bar­dziej spek­ta­ku­larny, choć względ­nie krót­ko­trwały, był ich wpływ we wschod­niej czę­ści Morza Śród­ziem­nego, gdzie omal nie dopro­wa­dzili do upadku cesar­stwa bizan­tyj­skiego. Wraz z koro­na­cją Fry­de­ryka II w grud­niu 1212 roku dali też Niem­com nowego króla. W owej epoce nad­mier­nie ambit­nych ludzi Nor­ma­no­wie nie­ustan­nie się wyróż­niali na tle innych: ich kościoły były więk­sze, ich władcy śmielsi, a ich woj­ska zacie­klej­sze w boju. Oto opo­wieść o nich.1

Obcy ludzie z obcego kraju: początki nad dolną Sekwaną ok. 911–942

Dwie armie sta­nęły naprze­ciwko sie­bie po obu stro­nach rzeki Epte w pół­noc­nej Fran­cji. Atmos­fera była napięta. Na jed­nym brzegu roz­ło­żył się dwór króla fran­cu­skiego (czy raczej zachod­nio­fran­kij­skiego) Karola III Pro­staka, u boku któ­rego wyróż­niał się moż­no­władca Robert z Neu­strii. Na dru­gim zaś usta­wiła się świta Rol­lona, wikiń­skiego gra­bieżcy, który od kilku już lat gra­so­wał wzdłuż brze­gów Sekwany. Tym razem jed­nak zamie­rzano zawrzeć ugodę. Nie­wiele wcze­śniej Rol­lon pró­bo­wał zająć Char­tres, ważne mia­sto kate­dralne leżące 80 kilo­me­trów na połu­dniowy zachód od Paryża, lecz został pobity przez Roberta z Neu­strii. Po tych wyda­rze­niach Karol Pro­stak pchnął posel­stwo do najeźdźcy. Zaofe­ro­wał wodzowi wikin­gów rękę swo­jej córki Giseli oraz zie­mie na pół­noc­nym wybrzeżu Fran­cji, pod warun­kiem że Rol­lon i jego ludzie przy­się­gną mu wierną służbę oraz przyjmą chrzest. Była to rzadka oka­zja, dla­tego skan­dy­naw­ski watażka ocho­czo na to przy­stał. Pozo­stało jedy­nie zatwier­dzić ten układ… a przy­naj­mniej tak się wyda­wało.

Wiemy, że gdy woj­ska zbie­rały się w Saint-Clair-sur-Epte, Rol­lon posłał arcy­bi­skupa Rouen z wia­do­mo­ścią dla fran­cu­skiego króla. Duchowny prze­ka­zał Karo­lowi, że Rol­lon i jego ludzie nie zado­wolą się już tere­nami, które począt­kowo dla nich prze­zna­czył (mię­dzy rzeką Andelle i morzem); teraz doma­gali się całego obszaru mię­dzy rzeką Epte i wybrze­żem, czyli pasa ziemi szer­szego o mniej wię­cej 50 kilo­me­trów. Gdyby takie żąda­nie wysu­nął kto­kol­wiek inny, zosta­łoby uznane za zwy­kłą bez­czel­ność, ale w przy­padku potęż­nego Rol­lona prze­łknięto je z nie­chę­cią. Robert z Neu­strii, który był gotów zostać ojcem chrzest­nym wodza wikin­gów, oznaj­mił Karo­lowi Pro­sta­kowi, że nie pozy­ska na służbę tak wiel­kiego wojow­nika bez żad­nych ustępstw. Dla­tego król zaczął łago­dzić swoje sta­no­wi­sko. Naj­pierw zamiast wspo­mnia­nych ziem zaofe­ro­wał Flan­drię i Bre­ta­nię, lecz Rol­lon nie zamie­rzał ustą­pić. W końcu Karol się ugiął – Rol­lon miał otrzy­mać wszyst­kie zie­mie leżące mię­dzy Epte i morzem.

W zamian za to Rol­lon uznał zwierzch­nic­two króla Fran­ków. Publicz­nie wło­żył dło­nie w jego ręce w rytu­al­nym akcie komen­da­cji (czy też hołdu len­nego, jak miano go póź­niej nazy­wać). Żaden z przod­ków Rol­lona nie pod­po­rząd­ko­wał się innemu władcy w taki spo­sób, ale też żaden z nich nie otrzy­mał za to rów­nie wiel­kiej nagrody. Zresztą Rol­lon nie stra­cił do końca poczu­cia dumy. Odmó­wił uca­ło­wa­nia stopy króla na znak wdzięcz­no­ści, jak naka­zy­wał zwy­czaj. W zastęp­stwie Rol­lona miał to uczy­nić jeden z jego ludzi, jed­nak nawet dla zwy­kłego wikinga było to za wiele. Zamiast schy­lić się, żeby uca­ło­wać stopę, męż­czy­zna bez­ce­re­mo­nial­nie chwy­cił Karola za nogę i zadarł ją do góry, wsku­tek czego prze­wró­cił monar­chę. Trudno było o dobit­niej­szą demon­stra­cję wyż­szo­ści Rol­lona i jego ludzi nad Fran­kami.

A przy­naj­mniej Dudon z Saint-Quen­tin, będący naszym głów­nym źró­dłem infor­ma­cji o począt­kach osad­nic­twa nor­mań­skiego we Fran­cji, chciał, żeby­śmy w to uwie­rzyli². Pro­blem polega na tym, że Dudon pisał bli­sko sto lat po tych wyda­rze­niach (ukoń­czył swoje dzieło _Histo­ria Nor­man­no­rum_ w poło­wie dru­giej dekady XI wieku) i czę­sto nie spo­sób stwier­dzić, gdzie koń­czy się rze­czy­wi­stość, a zaczyna bujna wyobraź­nia kro­ni­ka­rza. Dwa pierw­sze przy­kłady z brzegu: Dudon twier­dzi, że arcy­bi­skup Rouen miał na imię Franko, jed­nak w cza­sie zawie­ra­nia układu z Rol­lo­nem arcy­bi­skupem był nie Franko, lecz Gwi­don; nato­miast Gisela – o ile w ogóle ist­niała – nie mogła mieć wtedy wię­cej niż trzy lub cztery lata. Pewne nie jest nawet to, czy poro­zu­mie­nie fak­tycz­nie zawarto w Saint-Clair-sur-Epte. Rzeka Epte wyzna­czała prze­bieg gra­nicy mię­dzy Nor­man­dią i Fran­cją w póź­niej­szych cza­sach, zapewne dopiero od lat 30. X wieku. W Saint-Clair istot­nie odbyło się ważne spo­tka­nie – wnuka Rol­lona z kró­lem fran­cu­skim – ale dopiero w 942 roku. Dudon mógł zatem wzo­ro­wać swój opis na tym wyda­rze­niu³.

Nie­stety dla nas kro­nika Dudona to nie­mal wszystko, co mamy. Nie ulega wąt­pli­wo­ści, że mniej wię­cej w tym cza­sie zawarto jakieś poro­zu­mie­nie z wikin­gami, ale poza tym trudno cokol­wiek stwier­dzić z cał­ko­witą pew­no­ścią. Brak zain­te­re­so­wa­nia współ­cze­snych tym wcze­snym osad­nic­twem wikiń­skim jest zupeł­nie zro­zu­miały. Wbrew twier­dze­niom Dudona bowiem układ z Saint-Clair nie był niczym nad­zwy­czaj­nym. Wikin­go­wie (zwani też „ludźmi Pół­nocy”) gwał­tow­nie wdarli się na scenę histo­rii pod koniec VIII wieku, roz­po­czy­na­jąc serię bły­ska­wicz­nych ata­ków na nie­bro­nione wybrzeża zachod­niej Europy. Do dzi­siaj toczą się spory o to, co począt­kowo skło­niło ich do szu­ka­nia szczę­ścia w zamor­skich kra­jach, ale naj­wy­raź­niej zło­żyły się na to różne czyn­niki. W Skan­dy­na­wii powsta­wały nowe kró­le­stwa, przez co powięk­szała się grupa nie­za­do­wo­lo­nych drob­niej­szych wodzów (i ich ludzi), któ­rzy prze­grali walkę o tron. Roz­wój żeglugi spra­wił z kolei, że wyprawy do dale­kich kra­jów stały się łatwiej­sze niż kie­dy­kol­wiek wcze­śniej. Do tego trzeba dodać nie­sta­bilną sytu­ację poli­tyczną w wielu czę­ściach Europy (zwłasz­cza na Wyspach Bry­tyj­skich). Najazdy wikin­gów roz­po­częły się w dru­giej poło­wie VIII wieku (być może nawet już w latach 60. lub 70. tego stu­le­cia) i stop­niowo przy­bie­rały na sile, co dopro­wa­dziło do pod­boju znacz­nych obsza­rów kon­ty­nen­tal­nej Europy oraz Wysp Bry­tyj­skich⁴.

W tych oko­licz­no­ściach trudno się dzi­wić, że władcy zachod­nio­eu­ro­pej­scy zaczęli wer­bo­wać wikin­gów do swo­ich armii. Dzięki temu nie tylko pozby­wali się poten­cjal­nego zagro­że­nia, ale czę­sto zapew­niali sobie naj­lep­szą obronę; to było jak zatrud­nie­nie zło­dzieja do łapa­nia zło­dziei. Jed­nak „ludzie Pół­nocy” wypra­wiali się za morze nie tylko w poszu­ki­wa­niu łatwych łupów i wkrótce powszechne stało się ofe­ro­wa­nie im ziemi w zamian za dłuż­szą służbę. Szcze­gól­nie popu­larne było osa­dza­nie grup wikin­gów w rejo­nach nad­brzeż­nych, któ­rych mieli bro­nić przed wła­snymi roda­kami⁵. W ten spo­sób wie­lo­krot­nie nada­wano im różne czę­ści Flan­drii, co mogło skło­nić Karola Pro­staka do próby wci­śnię­cia Rol­lo­nowi kawałka wła­śnie tej kra­iny.

Sam Rol­lon pocho­dził z Nor­we­gii i zaczy­nał karierę w sze­re­gach „wiel­kiej armii wikiń­skiej”, która w latach 60. i 70. IX wieku pod­biła znaczną część Anglii. Praw­do­po­dob­nie nie uczest­ni­czył w pierw­szych eta­pach tych pod­bo­jów, ale wiele wska­zuje na to, że dołą­czył do owych wojsk, zanim na początku lat 80. IX wieku prze­nio­sły się one z Anglii do pół­noc­nej Fran­cji, a następ­nie brał udział w słyn­nym oblę­że­niu Paryża w latach 885–886. Cho­ciaż przy­szła sto­lica fran­cu­ska obro­niła się wtedy, ele­menty armii wikiń­skiej zaczęły pusto­szyć więk­szą część Bre­ta­nii oraz tereny nad dolną Sekwaną. A Rol­lon był jed­nym z wodzów wikiń­skich, któ­rzy posta­no­wili osie­dlić się nie­opo­dal ujścia tej rzeki.

Przy braku bar­dziej szcze­gó­ło­wych źró­deł trudno dokład­niej usta­lić cha­rak­ter dzia­łań podej­mo­wa­nych w tym okre­sie przez Rol­lona. Arche­olo­gów kusi cza­sami, żeby łączyć wcze­sne dowody osad­nic­twa skan­dy­naw­skiego na tere­nach póź­niej­szej Nor­man­dii z nie­stwo­rzo­nymi opo­wie­ściami o wyczy­nach Rol­lona w latach 90. IX wieku, jakie na kar­tach swo­jej kro­niki snuje Dudon, dro­bia­zgowo opi­su­jąc roz­wój nowej potęgi wikiń­skiej. Wszel­kie barwne opisy tego kro­ni­ka­rza (będące naj­wy­raź­niej wytwo­rem jego fan­ta­zji) należy jed­nak trak­to­wać ostroż­nie⁶. Przy­pusz­czal­nie Rol­lon wraz ze swoją armią był aktywny nad dolną Sekwaną – i być może tam się osie­dlił – zanim jesz­cze około 911 roku zawarł układ z Karo­lem Pro­sta­kiem. Następ­nie w któ­rymś momen­cie to wtar­gnię­cie przy­by­szów z pół­nocy zostało sfor­ma­li­zo­wane jakimś poro­zu­mie­niem z kró­lem Fran­cji (być może zawar­tym w Saint-Clair). Nasze naj­wcze­śniej­sze infor­ma­cje na ten temat pocho­dzą nie od Dudona, ale z przy­wi­le­jów (czyli doku­men­tów nada­ją­cych zie­mię lub prawa) wyda­nych w imie­niu króla Karola⁷. Pierw­szy z nich, z roku 905, poświad­cza, iż w tam­tym momen­cie cen­trum póź­niej­szej Nor­man­dii na­dal znaj­do­wało się w rękach kró­lew­skich, gdyż Karol poda­ro­wał jede­na­stu chło­pów pańsz­czyź­nia­nych z miej­sco­wo­ści Pîtres (nieco na połu­dnie od Rouen) swo­jemu kanc­le­rzowi, nie­ja­kiemu Ernu­stu­sowi. Są jed­nak też pewne oznaki świad­czące o tym, że ten region był już wtedy pod pre­sją z zewnątrz. W kolej­nym przy­wi­leju, wyda­nym w roku 906, odno­to­wano bowiem, że mnisi z Saint-Mar­couf na zacho­dzie póź­niej­szej Nor­man­dii prze­nie­śli reli­kwie swo­jego patrona, Świę­tego Mar­kulfa, do Corbény (na pół­noc od Reims) z powodu ata­ków pogan (czyli wikin­gów). Bez­sprzecz­nie miesz­kań­com tego regionu coraz bar­dziej dawała się we znaki obec­ność „ludzi Pół­nocy”, wśród któ­rych zapewne był rów­nież Rol­lon ze swymi towa­rzy­szami. Nie spo­sób jed­nak mówić tutaj o jakiejś kata­stro­fie, gdyż w tym samym doku­men­cie wspo­mina się też o moż­li­wo­ści powrotu reli­kwii Mar­kulfa na ich wła­ściwe miej­sce.

Naj­waż­niej­szy jest przy­wi­lej nadany w marcu 918 roku pary­skiemu klasz­to­rowi Saint-Ger­main-des-Prés, który wspo­mina o ukła­dzie zawar­tym przez króla Karola z Rol­lo­nem. Doku­ment ów przy­zna­wał klasz­to­rowi zie­mie pomniej­szego opac­twa bene­dyk­tyń­skiego La Croix Saint-Ouen nad rzeką Eure, w obec­nej miej­sco­wo­ści La Croix-Saint-Leu­froy poło­żo­nej nie­całe 40 kilo­me­trów na połu­dnie od Rouen. Powo­dem było to, że klasz­tor w La Croix, podob­nie jak w Saint-Mar­couf, ucier­piał z rąk wikiń­skich sąsia­dów tak mocno (w przy­wi­leju zna­la­zła się dra­ma­tyczna wzmianka o „sro­go­ści pogan”), że nie mógł dalej utrzy­my­wać swo­jej pozy­cji. W związku z tym majątki klasz­toru prze­ka­zano pary­skiemu opac­twu Saint-Ger­main leżą­cemu z dala od nie­bez­pie­czeństw. Poczy­niono przy tym ważne zastrze­że­nie. Król Karol nie nadał klasz­to­rowi z Paryża wszyst­kich ziem La Croix, lecz tylko grunty nie­na­le­żące do „tej czę­ści mająt­ków opac­twa, które nada­li­śmy ludziom Pół­nocy znad Sekwany, a mia­no­wi­cie Rol­lo­nowi i jego stron­ni­kom, dla ochrony kró­le­stwa”. Obec­ność wikin­gów nad dolną Sekwaną nie­wąt­pli­wie była już wtedy utrwa­lona i kró­lew­ski przy­wi­lej nie naru­szał ich stanu posia­da­nia.

W ten spo­sób wio­sną 918 roku znaczna część obszaru przy­szłej Nor­man­dii zna­la­zła się w rękach Rol­lona i jego ludzi. Cho­ciaż Dudon odma­lo­wuje w swo­jej kro­nice obraz har­mo­nij­nej współ­pracy króla i jego czo­ło­wego moż­no­władcy Roberta z Neu­strii, to rze­czy­wi­stość pra­wie na pewno była bar­dziej zło­żona. Dudon pisał jed­nak w cza­sach, gdy potom­ko­wie Roberta z Neu­strii zasia­dali już na tro­nie fran­cu­skim¹, popie­rani przez spad­ko­bier­ców Rol­lona, któ­rzy wie­lo­krot­nie wspie­rali ich w wal­kach wewnętrz­nych, jakie toczyły się do tego czasu. Dudon wolał zatem uda­wać, że owe rody były sprzy­mie­rzone od samego początku. W rze­czy­wi­sto­ści poro­zu­mie­nie zawarte z Rol­lo­nem było nie­ko­rzystne dla Roberta, któ­rego ród od ponad pół wieku domi­no­wał w mar­chii Neu­strii, dużym regio­nie w pół­nocno-zachod­niej Fran­cji. Zie­mie nadane Rol­lo­nowi zostały wykro­jone bez­po­śred­nio z tego obszaru i trudno uwie­rzyć, że Robert był z tego zado­wo­lony, a tym bar­dziej – jak pró­buje prze­ko­ny­wać Dudon – że sam nama­wiał króla do prze­ka­za­nia obcemu tych tere­nów. Wąt­pli­wo­ści te potwier­dza treść wspo­mnia­nego przy­wi­leju w spra­wie klasz­toru w La Croix-Saint-Leu­froy. Opac­twa La Croix i Saint-Ger­main znaj­do­wały się bowiem na tere­nach kon­tro­lo­wa­nych przez Roberta z Neu­strii i cała ta trans­ak­cja sta­no­wiła naj­wy­raź­niej próbę ogra­ni­cze­nia jego strat przez prze­ka­za­nie posia­dło­ści bar­dziej nara­żo­nego opac­twa temu, które było bez­piecz­niej­sze.

Pod wzglę­dem poli­tycz­nym układ Karola Pro­staka z Rol­lo­nem był suk­ce­sem. „Ludzie Pół­nocy” oka­zali się nie tylko sku­tecz­nym narzę­dziem odstra­sza­nia innych grup wikin­gów, ale także wier­nymi sojusz­ni­kami dworu kró­lew­skiego w cza­sie walk poli­tycz­nych, które wynisz­czały Fran­cję w X wieku. Naj­więk­sze zagro­że­nie dla Karola Pro­staka sta­no­wił wła­śnie Robert z Neu­strii, któ­rego star­szy brat w latach 90. IX wieku krótko zasia­dał na tro­nie kró­lew­skim². To dla­tego Karol na zie­miach Roberta osie­dlił Rol­lona i jego ludzi, ci zaś w następ­nych latach pozo­sta­wali wier­nymi sprzy­mie­rzeń­cami króla. Klu­czowy moment nastą­pił na prze­ło­mie 922 i 923 roku, gdy Robert z Neu­strii się zbun­to­wał i zażą­dał dla sie­bie korony. Osta­tecz­nie poległ w bitwie pod Sois­sons w 923 roku, ale to jego strona wyszła zwy­cię­sko z tej kon­fron­ta­cji, bio­rąc do nie­woli Karola Pro­staka. W rezul­ta­cie tron fran­cu­ski odzie­dzi­czył zięć Roberta z Neu­strii, książę Bur­gun­dii Rudolf. Wła­śnie w cza­sie tego kon­fliktu Karol Pro­stak wezwał na pomoc swo­ich wikiń­skich sojusz­ni­ków. Rol­lon ocho­czo chwy­cił za broń w imie­niu oba­lo­nego władcy, ale obrana przez Karola stra­te­gia przy­nio­sła sku­tek odwrotny do zamie­rzo­nego. Rol­lon bowiem nie był w sta­nie go uwol­nić, a jego inter­wen­cja jesz­cze bar­dziej pogor­szyła rela­cje króla z jego fran­cu­skimi pod­da­nymi. W tam­tym cza­sie układy z pogań­skimi wikin­gami były w naj­lep­szym razie nie­po­pu­larne, gdyż wspo­mnie­nia spu­sto­szeń doko­na­nych przez Rol­lona i jego ludzi pozo­sta­wały na­dal świeże.

Karol Pro­stak zyskał więc nie­wiele na ukła­dzie z Rol­lo­nem, nato­miast ten zdo­łał z powo­dze­niem wyko­rzy­stać powstały w rezul­ta­cie zamęt. Naszym głów­nym źró­dłem infor­ma­cji na ten temat są _Anna­les_ Flo­do­arda, kro­nika pisana w tam­tych cza­sach w pobli­skim Reims. Rol­lon jest w niej nazy­wany „księ­ciem ludzi Pół­nocy” (_prin­ceps Nord­man­no­rum_). W owym tek­ście można rów­nież zna­leźć wzmianki o wcze­śniej­szym ukła­dzie z Karo­lem Pro­sta­kiem – prze­ciw­nicy króla twier­dzili (dosyć ten­den­cyj­nie), że Rol­lon go zła­mał, udzie­la­jąc pomocy Karo­lowi, gdyż uczy­nił to wbrew woli nowego króla Rudolfa. Jest to zatem wyraźne nawią­za­nie do pier­wot­nego układu zawar­tego z Rol­lonem około 911 roku, wspo­mnia­nego zarówno w przy­wi­leju z 918 roku, jak i w kro­nice Dudona. Lojal­ność wobec króla nie była jed­nak dla Rol­lona i jego ludzi wyłącz­nym bodź­cem do dzia­ła­nia. Flo­do­ard twier­dzi bowiem, że w zamian za pomoc Karol obie­cał wikin­gowi „połać ziemi”, i sfor­mu­ło­wa­nie to praw­do­po­dob­nie ozna­cza roz­sze­rze­nie pier­wot­nego nada­nia ziem­skiego. Kiedy w 924 roku Rudolf zawie­rał pokój z Rol­lonem, musiał prze­ku­pić go leżą­cymi dalej na zachód hrab­stwami Maine i Bes­sin⁸.

W następ­nych latach nowy orga­nizm pań­stwowy zało­żony przez wikin­gów u ujścia Sekwany kon­ty­nu­ował eks­pan­sję tery­to­rialną. Co prawda w 925 roku stron­nicy Rudolfa Bur­gundz­kiego poko­nali Rol­lona, ale w 933 syn tego ostat­niego, Wil­helm I Długi Miecz, był już w sta­nie zażą­dać od króla fran­cu­skiego kolej­nych nadań ziem­skich. W zamian za zło­żony przez Wil­helma hołd Rudolf prze­ka­zał nor­mań­skiemu księ­ciu wschod­nią Bre­ta­nię (zapewne pół­wy­sep Coten­tin i region Avran­chin). Powoli, lecz sys­te­ma­tycz­nie tery­to­rium „ludzi Pół­nocy” nad Sekwaną zaczy­nało przy­bie­rać kształt póź­niej­szego księ­stwa Nor­man­dii. Powoli, lecz sys­te­ma­tycz­nie pogań­scy „ludzie Pół­nocy” zmie­niali się w chrze­ści­jań­skich Nor­ma­nów. Dokoń­cze­nie tego pro­cesu wyma­gało jed­nak jesz­cze pół wieku mozol­nych sta­rań.

Infor­ma­cje zawarte w kro­nice Flo­do­arda i przy­wi­leje Karola Pro­staka w zasa­dzie potwier­dzają zatem rela­cję Dudona, lecz z dru­giej strony uwy­pu­klają pro­blemy, jakich nastrę­cza ona histo­ry­kom. Według Dudona w pełni ukształ­to­wane księ­stwo Nor­man­dii wysko­czyło bowiem z głów Rol­lona i Karola niczym Atena z głowy Zeusa. W rze­czy­wi­sto­ści nato­miast pierw­sze nada­nie ziem­skie dla wodza wikin­gów było znacz­nie mniej­sze od opi­sy­wa­nego przez Dudona, a osta­teczne roz­miary osią­gnęło naj­wcze­śniej w latach 30. X wieku. Flo­do­ard był naocz­nym świad­kiem przed­sta­wia­nych przez sie­bie wyda­rzeń i w tej spra­wie nie miał powodu, żeby wpro­wa­dzać czy­tel­nika w błąd. W Histo­ria _Remen­sis ecc­le­siae_ pisze on, że nada­nie ziem­skie dla Rol­lona począt­kowo obej­mo­wało jedy­nie Rouen oraz ota­cza­jące to mia­sto _pagi_ – _pagus_ było lokalną jed­nostką admi­ni­stra­cyjną w ówcze­snej Fran­cji – na pół­noc­nym wybrzeżu (Talou, Caux, Roumois oraz czę­ści Vexin i Évrecin). Pasuje to do innych dowo­dów, które wska­zują na to, że księ­stwo Nor­man­dii roz­ra­stało się powoli, począw­szy od Rouen i jego oko­lic⁹.

Takie źró­dła mogą rzu­cić nieco świa­tła na kwe­stie pomi­jane przez Dudona, jed­nak mówią nie­wiele o kon­kret­nych realiach począt­ków osad­nic­twa nor­mań­skiego. Tutaj z pomocą przy­cho­dzi bada­nie nazw miej­sco­wych (topo­ni­mia). Ludzie mają skłon­ność do nazy­wa­nia zakła­da­nych osad i ele­men­tów kra­jo­brazu w rodzi­mym języku, dla­tego odna­le­zie­nie na mapie nazw pocho­dze­nia skan­dy­naw­skiego pomaga okre­ślić zasięg począt­ko­wej obec­no­ści „ludzi Pół­nocy” w tym rejo­nie. Wiele takich nazw można zna­leźć na tere­nach obec­nej Nor­man­dii, w odróż­nie­niu od innych regio­nów pół­noc­nej Fran­cji. Miej­sca te są sku­pione wzdłuż wybrzeża, a dokład­nie na zie­miach mię­dzy Sekwaną i rzeką Bre­sle, które według rela­cji Flo­do­arda sta­no­wiły obszar pier­wot­nego osad­nic­twa ludzi Rol­lona. Więk­szość z owych nazw składa się z jakie­goś nor­dyc­kiego imie­nia i fran­cu­skiego przy­rostka (na przy­kład Toqu­eville, czyli „wio­ska Tokiego”), ewen­tu­al­nie skan­dy­naw­skiego przy­rostka, takiego jak _-tot_ („wła­sność”), oraz fran­cu­skiego lub skan­dy­naw­skiego imie­nia (na przy­kład Rober­tot, Hat­te­in­tot). Takie mie­szane formy świad­czą o tym, że tam­tej­sza lud­ność fran­cu­sko­ję­zyczna zaczęła wcho­dzić w zna­czące inte­rak­cje z przy­by­szami uży­wa­ją­cymi języka sta­ro­nor­dyc­kiego. Nazwy miej­scowe koń­czące się na -tuit lub -thuit, pocho­dzące od sta­ro­nor­dyc­kiego _þveit_ („poręba”, „wycinka”), wska­zują na to, że co naj­mniej nie­któ­rzy osad­nicy byli (lub stali się) rol­ni­kami zmu­szo­nymi do kar­czo­wa­nia oko­licz­nych lasów. Nie­liczne nazwy miej­scowe mogą nawet być anglo-skan­dy­naw­skie, to zna­czy zostały stwo­rzone przez wikin­gów, któ­rzy wcze­śniej żyli w Anglii. Z kolei obec­ność cel­tyc­kich nazw miej­sco­wych może wska­zy­wać na ele­menty pocho­dzące z innych czę­ści Wysp Bry­tyj­skich (być może wyspy Man lub wysp szkoc­kich). Te wpływy języ­kowe roz­cią­gają się także na nor­mań­ski dia­lekt języka fran­cu­skiego, który prze­cho­wał sze­reg słów zapo­ży­czo­nych ze sta­ro­nor­dyc­kiego, zwłasz­cza tych doty­czą­cych zajęć zwią­za­nych z morzem.

Wszystko to razem dowo­dzi, że począt­kowo liczba przy­by­szów nor­dyc­ko­ję­zycz­nych była znaczna i w rejo­nie tym pano­wała dwu­ję­zycz­ność, lecz język fran­cu­ski zaczął wkrótce domi­no­wać, a ze sta­ro­nor­dyc­kiego ostały się tylko nie­liczne skost­niałe zapo­ży­cze­nia w nazwach miej­sco­wych i okre­śle­niach tech­nicz­nych¹⁰. Pomimo tych wcze­snych kon­tak­tów mię­dzy spo­łecz­no­ściami uży­wa­ją­cymi dwóch róż­nych języ­ków i cał­kiem spo­rej liczby nazw miej­sco­wych pocho­dze­nia skan­dy­naw­skiego – porów­ny­wal­nej z tym, co znamy z pół­noc­nej i wschod­niej Anglii – sta­ro­nor­dyc­kie zapo­ży­cze­nia w miej­sco­wym dia­lek­cie nor­mandz­kim języka fran­cu­skiego są o wiele rzad­sze niż w języku angiel­skim. Musimy jed­nak pamię­tać, że język sta­ro­an­giel­ski był znacz­nie bar­dziej zbli­żony do sta­ro­nor­dyc­kiego uży­wa­nego przez osad­ni­ków ze Skan­dy­na­wii, co zapewne sprzy­jało inte­rak­cjom języ­ko­wym¹¹. Nato­miast sta­ro­fran­cu­ski i sta­ro­nor­dycki były wza­jem­nie nie­zro­zu­miałe, dla­tego kon­takty mię­dzy nimi praw­do­po­dob­nie ogra­ni­czały się do zapo­ży­cza­nia okre­śleń tech­nicz­nych i nazw osad.

Cho­ciaż nazwy miej­scowe nie świad­czą o licz­bie osad­ni­ków, ich ist­nie­nie dowo­dzi, że wpływy skan­dy­naw­skie w tym regio­nie nie były powierz­chowne lub tym­cza­sowe. Nowe nazwy osad rzadko się przyj­mują, jeśli w oko­licy nie żyje dosta­tecz­nie dużo osób mówią­cych danym języ­kiem. Nato­miast cha­rak­ter i zasięg wystę­po­wa­nia owych nazw wska­zują na to, że oprócz wojow­ni­ków i ary­sto­kra­cji wśród osad­ni­ków byli także rol­nicy oraz rze­mieśl­nicy. Mimo to jest mało praw­do­po­dobne, żeby ludzie mówiący języ­kiem sta­ro­nor­dyc­kim sta­no­wili więk­szość na tym obsza­rze, poza nie­wiel­kimi enkla­wami. Obok prze­ja­wów zacho­dzą­cych zmian dostrzec można rów­nież nie­zbite dowody dal­szego ist­nie­nia dotych­cza­so­wych struk­tur admi­ni­stra­cyj­nych. Fran­kij­ski sys­tem rzą­dów w dużej mie­rze prze­trwał w Nor­man­dii w nie­na­ru­szo­nym sta­nie, Rol­lon i jego spad­ko­biercy zaś odgry­wali na tym tere­nie mniej wię­cej taką samą rolę jak ksią­żęta i hra­bio­wie w sąsied­nich regio­nach. Nieco więk­sze zakłó­ce­nia nastą­piły w struk­turach kościel­nych, co było zapewne skut­kiem napływu pogań­skich pira­tów do chrze­ści­jań­skiego kró­le­stwa. Nie­mniej nawet w tej dzie­dzi­nie można odna­leźć oznaki dal­szego funk­cjo­no­wa­nia dotych­cza­so­wych insty­tu­cji oraz ich żywot­no­ści. Szcze­gól­nie ważną rolę odgry­wał Franko, arcy­bi­skup Rouen. Dudon przy­pi­suje mu jedną z głów­nych ról w zawar­ciu pierw­szego poro­zu­mie­nia z Rol­lonem. I cho­ciaż kro­ni­karz ewi­dent­nie pomy­lił imię arcy­bi­skupa, istotne jest to, że tery­to­rium póź­niej­szego księ­stwa Nor­man­dii pokrywa się nie­mal w stu pro­cen­tach z obsza­rem pro­win­cji kościel­nej Rouen. Ludzie żyjący w tam­tej epoce zda­wali sobie z tego sprawę, o czym świad­czyć może fakt, że kolejny ówcze­sny kro­ni­karz, Richer z Reims, w poło­wie lat 90. X wieku zrów­nuje (kościelną) pro­win­cję Rouen z regio­nem osad­nic­twa wikiń­skiego¹².

O mecha­ni­zmach tego pro­cesu osad­nic­twa i akul­tu­ra­cji wia­domo nie­stety nie­wiele. Z pew­no­ścią ważną jego czę­ścią było przy­ję­cie chrze­ści­jań­stwa. Dudon twier­dzi, że Rol­lon został ochrzczony w Saint-Clair-sur-Epte, a jego ojcem chrzest­nym był Robert z Neu­strii. Opis ten wyraź­nie przy­po­mina wcze­śniej­szy o parę stu­leci chrzest cesa­rza rzym­skiego Kon­stan­tyna Wiel­kiego (zm. 337). O ile jed­nak możemy wąt­pić w szcze­góły rela­cji Dudona, o tyle mamy wszel­kie powody wie­rzyć, iż przy­ję­cie chrze­ści­jań­stwa było czę­ścią umowy zawar­tej z Rol­lonem. Chrzest już od dawna sta­no­wił bowiem nie­zbędny waru­nek przy­ję­cia na służbę kró­lew­ską w pań­stwie Fran­ków. Flo­do­ard także pisze, że Rol­lon i jego ludzie otrzy­mali zie­mie „w celu pie­lę­gno­wa­nia wiary i utrzy­ma­nia pokoju”¹³.

Sam chrzest nie sta­nowi wszakże żad­nej gwa­ran­cji chrze­ści­jań­skiego postę­po­wa­nia w dal­szym życiu. Musimy zało­żyć, że pełny pro­ces przy­ję­cia oby­cza­jów chrze­ści­jań­skich zajął co naj­mniej jedno lub dwa poko­le­nia. Tam, gdzie lokalni biskupi pozo­stali na miej­scu, odgry­wali klu­czową rolę w krze­wie­niu nowej wiary. Dwiema naj­waż­niej­szymi posta­ciami byli tutaj Gwi­don z Rouen (tam­tej­szy arcy­bi­skup w cza­sie zawar­cia pierw­szego układu z Rol­lo­nem) oraz Her­we­usz (Hervé) z Reims. Flo­do­ard pisze, że ten drugi „pra­co­wał ciężko nad poskro­mie­niem i nawró­ce­niem ludzi Pół­nocy, aż w końcu zaczęli oni przyj­mo­wać wiarę po bitwie, którą hra­bia Robert sto­czył z nimi pod Char­tres”¹⁴. Jest to czy­telne nawią­za­nie do uwa­run­ko­wań ist­nie­ją­cych w począt­kach osad­nic­twa wikiń­skiego w Nor­man­dii. Swoją wie­dzę na ten temat Flo­do­ard zawdzię­czał zbio­rowi dwu­dzie­stu trzech tek­stów (po łaci­nie _capi­tula_) zawie­ra­ją­cych nauki ojców Kościoła w kwe­stiach nawra­ca­nia pogan i wiary chrze­ści­jań­skiej. Skom­pi­lo­wał go Her­we­usz na prośbę arcy­bi­skupa Gwi­dona, który bez­sprzecz­nie kie­ro­wał akcją chry­stia­ni­za­cji na obsza­rze osad­nic­twa wikiń­skiego. W sumie jest on czymś w rodzaju pod­ręcz­nika misjo­na­rza. Jed­nym z głów­nych przed­mio­tów tro­ski była dla Her­we­usza groźba powrotu już ochrzczo­nych do pogań­stwa. Apo­sta­zja (wypar­cie się wiary) była bowiem powszech­nym pro­ble­mem w pracy misyj­nej¹⁵.

Nie­mniej jed­nak wszystko wska­zuje na to, że więk­szość z tych, któ­rzy przy­pły­nęli z Rol­lo­nem, dosyć szybko przy­jęła wiarę chrze­ści­jań­ską. W Nor­man­dii nie ma żad­nych śla­dów typowo pogań­skich pochów­ków skan­dy­naw­skich, z jakimi mamy do czy­nie­nia w tym okre­sie w innych czę­ściach Europy. Nie znaj­du­jemy żad­nych, rzeź­bio­nych w kamie­niu lub metalu, wize­run­ków bóstw nor­dyc­kich, które wystę­pują powszech­nie na dużych poła­ciach pół­noc­nej i wschod­niej Anglii. Jeśli cho­dzi o pozy­ski­wa­nie serc i umy­słów, to stop­niowa inte­gra­cja spo­łecz­no­ści przy­by­szów z miej­scową popu­la­cją chrze­ści­jań­skich Fran­ków/Fran­cu­zów musiała odgry­wać w tym pro­ce­sie rolę rów­nie istotną jak dzia­łal­ność Kościoła insty­tu­cjo­nal­nego. Barwny opis Dudona w tym wypadku może się oka­zać bar­dziej pomocny. Zgod­nie z nim w cza­sie swo­ich począt­ko­wych wypraw łupie­skich Rol­lon wziął jako brankę miej­scową dziew­czynę o imie­niu Poppa, a następ­nie pojął ją za żonę. To wła­śnie ona uro­dziła mu syna Wil­helma, który osta­tecz­nie został jego następcą. Opo­wieść ta ma posmak legendy, dla­tego są poważne powody, aby wąt­pić w jej praw­dzi­wość histo­ryczną, podob­nie jak w histo­rię o póź­niej­szym mał­żeń­stwie Rol­lona z Giselą. Mimo to jest cał­kiem moż­liwe, że pierw­sza mał­żonka Rol­lona była miej­scową kobietą, gdyż imię Wil­helm było popu­larne u Fran­ków. Z pew­no­ścią Rol­lon nie był jedy­nym przy­by­szem, który poślu­bił miej­scową kobietę. Cho­ciaż niektó­rzy zapewne przy­wieźli ze sobą żony i dzieci, to i tak męż­czyźni zde­cy­do­wa­nie prze­wa­żali wśród osad­ni­ków wikiń­skich, co musiało skut­ko­wać licz­nymi mał­żeń­stwami mie­sza­nymi. Matki zazwy­czaj odgry­wają szcze­gól­nie ważną rolę w nauce języka, a to bez wąt­pie­nia poma­gało we wza­jem­nej inte­gra­cji. W rezul­ta­cie dru­gie poko­le­nie „ludzi Pół­nocy” osia­dłych nad Sekwaną było już w więk­szo­ści fran­cu­sko­ję­zyczne¹⁶. Być może Rol­lon był nie­wiele wię­cej niż pogań­skim pira­tem, ale jego syn Wil­helm Długi Miecz wyka­zy­wał już wszel­kie typowe cechy fran­cu­skiego ary­sto­kraty: był poboż­nym chrze­ści­ja­ni­nem i co naj­waż­niej­sze, mówił po fran­cu­sku.

O stop­niu zin­te­gro­wa­nia dzieci Rol­lona ze spo­łe­czeń­stwem fran­cu­skim świad­czą ich mał­żeń­stwa. Jego syn Wil­helm poślu­bił Luit­gardę (zwaną rów­nież Ley­ardą), córkę Her­berta II, hra­biego Ver­man­dois, w latach 20. X wieku naj­po­tęż­niej­szego wiel­moży pół­noc­nej Fran­cji (i bez­po­śred­niego sąsiada Wil­helma na wscho­dzie), nato­miast córka Ger­lok, przy­jąw­szy na chrzcie fran­cu­skie imię Adela, wyszła za Wil­helma III Jasno­wło­sego, księ­cia Akwi­ta­nii i hra­biego Poitou, czo­ło­wego moż­no­władcę z połu­dnia. Cał­ko­wi­cie fran­cu­ski świa­to­po­gląd reli­gijny i kul­tu­ralny rodzeń­stwa potwier­dza poetycka pieśń żałobna (_planc­tus_) skom­po­no­wana po śmierci Wil­helma Dłu­giego Mie­cza, naj­wy­raź­niej na prośbę Adeli. Utwór ten napi­sano po łaci­nie, a jego autor zwraca się do obojga w taki sam spo­sób jak do jakich­kol­wiek innych przed­sta­wi­cieli miej­sco­wej ary­sto­kra­cji fran­cu­skiej¹⁷.

Nie zna­czy to jed­nak wcale, że ludzie Rol­lona zapo­mnieli o swoim pocho­dze­niu. Jak poka­zuje kro­nika Dudona i jej kon­ty­nu­acje pióra Wil­helma z Jumièges oraz innych auto­rów z XI i XII wieku, jesz­cze w kolej­nych stu­le­ciach Nor­ma­no­wie byli dumni ze swo­jego pogań­skiego rodo­wodu, nawet jeśli poczu­cie to wyra­żali fran­cu­ską lub łaciń­ską prozą i poezją. Nie zerwano rów­nież kon­tak­tów ze Skan­dy­na­wią, o czym świad­czą póź­niej­sze fale osad­nic­twa. Ich kata­li­za­to­rem był pierw­szy kry­zys wła­dzy ksią­żę­cej w Nor­man­dii wywo­łany zgo­nem Wil­helma Dłu­giego Mie­cza w 942 roku. Jego mał­żeń­stwo z Luit­gardą nie przy­nio­sło bowiem męskich potom­ków, nato­miast Ryszard, syn z wcze­śniej­szego związku z bre­toń­ską ary­sto­kratką, miał wów­czas nie wię­cej niż dzie­sięć lat.

W następ­nych latach w Nor­man­dii widoczne były oznaki pogłę­bia­ją­cego się roz­przę­że­nia. Per­spek­tywa gra­bieży i osie­dle­nia się przy­cią­gnęła nowe bandy wikin­gów. Wewnątrz samego księ­stwa poja­wiali się nowi ambitni wodzo­wie, na czele z watażką Haral­dem kon­tro­lu­ją­cym Bay­eux i jego oko­lice. Nara­sta­jące podziały miały czę­ściowo cha­rak­ter reli­gijny. Nie­któ­rzy „ludzie Pół­nocy” porzu­cili wiarę chrze­ści­jań­ską (tak jak się oba­wiał Her­we­usz) i wzy­wali swo­ich ziom­ków z zagra­nicy, nato­miast ci lepiej zin­te­gro­wani ze spo­łe­czeń­stwem fran­kij­skim pozo­stali wierni dwo­rowi ksią­żę­cemu.

Wcze­śniej­sze osad­nic­two wikiń­skie w Bre­ta­nii i nad Loarą po upły­wie jed­nego lub dwóch poko­leń roz­to­piło się wśród miej­sco­wej lud­no­ści i wyda­wało się, że teraz powtó­rzy się to nad Sekwaną. Ta nie­sta­bil­ność poli­tyczna przy­cią­gała rów­nież uwagę potęż­nych sąsia­dów. Zarówno król fran­cu­ski Ludwik IV Zamor­ski, syn Karola Pro­staka, jak i książę Hugo Wielki, syn Roberta z Neu­strii, sta­rali się wyko­rzy­stać mało­let­niość księ­cia nor­mandz­kiego Ryszarda. Hugo zajął znaczną część spu­ści­zny Rol­lona i Wil­helma Dłu­giego Mie­cza na zacho­dzie, a dobrze roku­jące oblę­że­nie Bay­eux w 944 roku prze­rwał dopiero na pole­ce­nie króla Ludwika. Tym­cza­sem ten ostatni zajął wschod­nią część Nor­man­dii aż po Rouen będące głów­nym ośrod­kiem wła­dzy w księ­stwie.

Tylko nie­wielka część miej­sco­wych „ludzi Pół­nocy” pozo­stała wierna księ­ciu nor­mandz­kiemu Ryszar­dowi, który był na­dal za młody, żeby ode­grać jakąś aktywną rolę w wyda­rze­niach. Kiedy wszystko wyda­wało się już stra­cone, typowe dla Nor­ma­nów połą­cze­nie szczę­śli­wego zbiegu oko­licz­no­ści z bra­wurą oca­liło Ryszarda i jego ludzi. Sto­sunki mię­dzy Ludwi­kiem IV i Hugo­nem Wiel­kim już od dawna były napięte. Wkrótce po tym, jak król zmu­sił Hugona do prze­rwa­nia oblę­że­nia Bay­eux, zostały nie­odwo­łal­nie zerwane, co pozwo­liło Ryszar­dowi i jego dorad­com zawrzeć sojusz z ura­żo­nym księ­ciem. Obaj nawią­zali także przy­ja­zne sto­sunki z Haral­dem z Bay­eux. To dru­gie oka­zało się klu­czowe, gdyż w cza­sie walk w 945 roku ludzie Haralda poj­mali samego Ludwika IV, co unie­moż­li­wiło pla­no­waną przez władcę dal­szą eks­pan­sję na pół­nocy. Ludwik został uwol­niony i prze­ka­zany w ręce księ­cia Hugona, ten zaś uwię­ził króla i zaczął spra­wo­wać rze­czy­wi­stą wła­dzę w kró­le­stwie. Kiedy bez­po­śred­nie zagro­że­nie dla Nor­man­dii zostało w ten spo­sób zaże­gnane, Ryszard i jego doradcy mogli się sku­pić na odbu­do­wie wła­dzy i potęgi ksią­żę­cej¹⁸. Nie­wiele bra­ko­wało, żeby następcy Rol­lona zaprze­pa­ścili jego spu­ści­znę, ale osta­tecz­nie udało im się ją zacho­wać, cho­ciaż na sąsied­nich tere­nach osad­nic­two wikiń­skie się nie utrzy­mało. Jak teraz mieli spra­wo­wać nowo zdo­bytą wła­dzę i wyko­rzy­sty­wać wpływy?

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1.

Sam Robert z Neu­strii (865–923) po śmierci Karola Pro­staka także był krótko kró­lem Fran­ków Zachod­nich w latach 922–923. Jego wnuk Hugo Kapet (ok. 940–996) zało­żył w 987 roku fran­cu­ską dyna­stię kró­lew­ską Kape­tyn­gów i pano­wał do roku 996. Następ­nie tron objął jego syn Robert II Pobożny, który wła­dał w latach 996–1031, czyli w okre­sie, gdy pisał Dudon z Saint-Quen­tin – przyp. tłum.

2.

Odon (ok. 860–898) był kró­lem Fran­ków Zachod­nich w latach 888–898 – przyp. tłum.Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1.

R. Bar­tlett, _The Making of Europe: Conqu­est, Colo­ni­za­tion and Cul­tu­ral Change, 950–1350,_ Lon­don 1994 ; R.R. Davies, _First English Empire: Power and Iden­ti­ties in the Bri­tish Isles 1093–1343_, Oxford 2000.

2.

Dudo of St-Quen­tin, _Histo­ria Nor­man­no­rum_, II.25–29, red. J. Lair, Caen 1865.

3.

O Dudo­nie z Saint-Quen­tin zob. B. Pohl, _Dudo of Saint-Quen­tin’s_ Histo­ria Nor­man­no­rum_: History, Tra­di­tion and Memory_, Wood­bridge 2015; na temat jego rela­cji zob. J.L. Nel­son, _Nor­mandy’s Early History since Nor­mandy before 1066_ _Nor­mandy and its Neigh­bo­urs, 900_–_1250: Essays for David Bates_, red. D. Cro­uch, K. Thomp­son, Turn­hout 2011, s. 9–12; por. Dudo of St-Quen­tin, _History of the Nor­mans_, tłum. E. Chri­stian­sen, Wood­bridge 1998, s. 195 przyp. 201.

4.

Dosko­nałe wpro­wa­dze­nie w tema­tykę wikin­gów zob. N. Price, _The Chil­dren of Ash and Elm: A History of the Vikings_, Lon­don 2020 ; C. Jar­man, _River Kings: The Vikings from Scan­di­na­via to the Silk Road_, Lon­don 2021.

5.

S. Coupland, _From Poachers to Game­ke­epers: Scan­di­na­vian War­lords and Caro­lin­gian Kings_, „Early Medie­val Europe”, vol. 7 (1998), s. 85–114.

6.

Zob. J. Le Maho, _Rouen à l’époque des incur­sions Vikings (841–911)_, „Bul­le­tin de la Com­mis­sion des Antiquités de la Seine Mari­time”, t. 43 (1995), s. 143–202, por. F. Neveux, _The Nor­mans: The Conqu­ests that Chan­ged the Face of Europe_, tłum. H. Cur­tis, Lon­don 2008, s. 55–63. Na temat owych prze­stróg zob. P. Bau­duin_, La Première Nor­man­die (X_e_–XI_e _siècles)_, Caen 2004, s. 110–112; Nel­son, _Nor­mandy’s Early History_, op. cit., s. 12–15. Na temat poczy­nań wikin­gów w zachod­niej Fran­cji i Bre­ta­nii zob. J.L. Nel­son, _The Fran­kish Empire_ _The Oxford Illu­stra­ted History of the Vikings_, red. P.H. Sawyer, Oxford 1997, s. 19–47; N.S. Price, _The Vikings in Brit­tany_, Lon­don 1989.

7.

_Recu­eil des actes de Char­les III le Sim­ple, roi de France (893–923)_, red. P. Lauer, Paris 1940–1949), nr 51, 53, 92. Wcze­śniej­sze i póź­niej­sze przy­wi­leje są prze­cho­wy­wane we fran­cu­skich Archi­wach Naro­do­wych pod sygna­tu­rami: Paris, Archi­ves natio­na­les, K 16/5 oraz Paris, Archi­ves natio­na­les, K 16/9. O tych dru­gich w kon­tek­ście zob. G. Koziol, _The Poli­tics of Memory and Iden­tity in Caro­lin­gian Royal Diplo­mas: The West Fran­kish King­dom (840–987)_, Turn­hout 2012, s. 436–439. Por. F. Lifshitz, _The Migra­tion of Neu­strian Relics in the Viking Age: The Myth of Volun­tary Exo­dus, the Reality of Coer­cion and Theft_, „Early Medie­val Europe”, vol. 4 (1995), s. 175–192.

8.

Flo­do­ard, _Anna­les_, s.a., 923–924, red. P. Lauer, Paris 1906. Na temat poli­tyki Karola zob. F. McNair, _After Sois­sons: The Last Years of Char­les the Sim­ple (923–9)_, „Reti Medie­vali Rivi­sta”, 18.ii (2017), s. 29–48, zwłasz­cza 38–40.

9.

Flo­do­ard, _Histo­ria Remen­sis ecc­le­siae_, IV.14, red. M. Strat­mann, Monu­menta Ger­ma­niae Histo­rica: Scrip­to­res 36, Han­no­ver 1998.

10.

L. Abrams, _Early Nor­mandy_, „Anglo-Nor­man Stu­dies”, vol. 35 (2013), s. 45–64.

11.

Por. M. Tow­nend, _Lan­gu­age and History in Viking Age England: Lin­gu­istic Rela­tions between Spe­akers of Old Norse and Old English_, Turn­hout 2002, s. 181–211.

12.

Richer of Saint-Rémi, _Histo­riae_, I.4, red. H. Hof­f­mann, Monu­menta Ger­ma­niae Histo­rica: Scrip­to­res 38, Han­no­ver 2000. Por. D. Bates, _Nor­mandy Before 1066_, Lon­don 1982; F. Lifshitz, _La Nor­man­die caro­lin­gienne, essai sur la continuité, avec uti­li­sa­tion de sour­ces négligées_, „Anna­les de Nor­man­die”, vol. 48 (1998), s. 505–552; R. Allen, _The Nor­man Epi­sco­pate 989–1110_, nie­pu­bli­ko­wana roz­prawa dok­tor­ska, Uni­wer­sy­tet Glas­gow 2009, s. 6–28.

13.

Flo­do­ard, _Anna­les_, op. cit., 923.

14.

Flo­do­ard, _Histo­ria Remen­sis ecc­le­siae_, op. cit., IV.14.

15.

_PL_, cxxxii, kol. 661–674, por. Nel­son, _Nor­mandy’s Early History_, op. cit., s. 4–9; M.-C. Isaïa, _Hagio­gra­phie et pasto­rale: la col­lec­tion cano­ni­que d’Hervé archevêque de Rhe­ims (m. 922)_, „Mélanges de Science Reli­gieuse”, t. 67 (2010), s. 27–48.

16.

E. van Houts, _Exo­gamy and Misce­ge­na­tion in the Nor­man Worlds_ _The Nor­mans and the ‘Nor­man Edge’: Peoples, Poli­ties and Iden­ti­ties on the Fron­tiers of Medie­val Europe_, red. K.J. Strin­ger, A. Joti­schky, Lon­don 2019, s. 129–147.

17.

E. van Houts, _The_ Planc­tus _on the Death of Wil­liam Long­sword (943) as a Source for Tenth-Cen­tury Cul­ture in Nor­mandy and Aqu­ita­ine_, „Anglo-Nor­man Stu­dies”, vol. 36 (2014), s. 1–22, tekst na s. 18–20. Ów _planc­tus_ – nasze jedyne źró­dło pocho­dzące ści­śle z epoki – opi­suje Wil­helma jako uro­dzo­nego „za morzem” (_trans­ma­rino_), ale w świe­tle brzmie­nia jego imie­nia można zało­żyć, że jego matka była raczej fran­kij­skiego niż walij­skiego lub irlandz­kiego pocho­dze­nia (jak twier­dzi van Houts). Istot­nie, _planc­tus_ stwier­dza jedy­nie, że uro­dził się on za gra­nicą, a nie, że jego matka była cudzo­ziemką. Mimo to jest moż­liwe, że imię Wil­helm nadano mu na chrzcie (Rol­lon na chrzcie przy­jął imię Robert).

18.

F. McNair, _The Poli­tics of Being Nor­man in the Reign of Richard the Fear­less, Duke of Nor­mandy (r. 942–96)_, „Early Medie­val Europe”, vol. 23 (2015), s. 308–328. Por. Bates, _Nor­mandy_, op. cit., s. 13–15.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij