Imperium bólu - ebook
Imperium bólu - ebook
Kłamstwa. Zdrada. Ból.
Callum Torrio, okryty złą sławą handlarz bronią, zrobi wszystko, żeby odzyskać kobietę, którą kocha.
Szykuje się wojna pomiędzy przestępczymi rodzinami. Jeden fałszywy krok i sytuacja wymknie się spod kontroli.
Callum musi się ukrywać, ale musi też zrobić wszystko, co w jego mocy, żeby zadbać o bezpieczeństwo Bianki i ich nienarodzonego dziecka. Miłość do niej czyni go łatwym celem, ale też daje mu siłę.
Czy odnajdą szczęście, kiedy cała prawda wyjdzie na jaw, czy ich przeszłość boleśnie zniszczy to, co ich łączy?
| Kategoria: | Erotyka |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-91-8076-540-4 |
| Rozmiar pliku: | 2,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Callum Torrio, okryty złą sławą handlarz bronią, zrobi wszystko, żeby odzyskać kobietę, którą kocha.
Szykuje się wojna pomiędzy przestępczymi rodzinami. Jeden fałszywy krok i sytuacja wymknie się spod kontroli.
Callum musi się ukrywać, ale musi też zrobić wszystko, co w jego mocy, żeby zadbać o bezpieczeństwo Bianki i ich nienarodzonego dziecka. Miłość do niej czyni go łatwym celem, ale też daje mu siłę.
Czy odnajdą szczęście, kiedy cała prawda wyjdzie na jaw, czy ich przeszłość boleśnie zniszczy to, co ich łączy?Callum
– Kto jest w skrzyni?
Serce waliło mi tak mocno, że niemal zagłuszało słowa Romera. Zaglądałem do środka, mocno trzymając się brzegu.
Nie byłem w stanie wypowiedzieć ani słowa.
Przestałem myśleć. Nie ogarniałem tego, na co patrzyłem. Jakbym ktoś podzielił obraz na poszczególne elementy, a ja nie potrafiłem złożyć ich w całość.
Patrzyłem w zielone, znajome oczy, które nie raz ciskały gromy i patrzyły z dezaprobatą w moją stronę. Teraz były puste. Miałem wrażenie, że zaglądają w najgłębsze zakamarki mojej duszy. Dostrzegłem między nimi dziurę po kuli. Przeniosłem wzrok z twarzy Amandy na resztę jej ciała. W jej ramionach leżała moja – nasza córka. Opierała głowę o zakrwawione ramię matki. Wyglądało to tak, jakby Amanda ukołysała Tatum do snu.
Scenka przypominała mi karykaturę macierzyństwa, którą mógł zainscenizować tylko chory na umyśle, bezduszny idiota. Ciało Amandy było oparte plecami o wnętrze skrzyni. Głowę miała odchyloną, a z dziury między pozbawionymi życia oczami wyciekła strużka krwi, teraz już prawie zaschnięta.
W swoim życiu widziałem wiele okropieństw, obrazów, które prześladowały mnie przez długi czas, zakłócając sen. To skutek przemocy wywołanej chciwością. Pokłosie eksplozji, strzelanin i innych form zadawania śmierci. Ale to? To nie mogło się równać z niczym innym.
Nie chciałem przyjąć do świadomości tego, co widziałem. Wypierałem to. Ale nie mogłem się ruszyć. Nie potrafiłem oderwać wzroku od tego, co malowało się przed moimi oczami. Chyba wstrzymywałem oddech. Mijały minuta za minutą. To nie był sen, choć chciałbym, żeby mi się to śniło. Amanda nie żyła. Dopiero kiedy Romero mnie trącił, podbiegając do skrzyni, wróciłem do rzeczywistości. Wtedy wszystko do mnie dotarło. Ze zdwojoną siłą.
Tatum.
Ją też mogli zabić.
– Nie! – Dobiegł mnie zdławiony krzyk Romera. Sięgnął do wnętrza skrzyni i wziął bezwładną Tatum w ramiona.
Na bladej skórze jej twarzy dostrzegłem zaschniętą krew. Miała także posklejane krwią włosy i sine ślady na ramionach. Ktoś musiał ją mocno chwycić. Z pewnością się broniła.
– Tatum, obudź się! Otwórz oczy.
Złapałem córkę za nogi, żeby pomóc Romerowi położyć ją na podłodze.
Przyklęknąłem obok i przyłożyłem ucho do piersi Tatum. Chciałem usłyszeć bicie jej serca, dostrzec jakiekolwiek oznaki życia. Miałem wrażenie, że poruszam się w zwolnionym tempie. Różne wspomnienia napływały mi do głowy, świeże i klarowne, jakby to, czego dotyczyły, wydarzyło się zaledwie wczoraj.
Pierwsze kroki Tatum. Szła w moim kierunku z wyciągniętymi przed siebie pulchnymi rączkami. Wiedziała, że ją złapię, gdyby się potknęła.
Jej pierwszy występ taneczny. Miała na sobie anielskie skrzydła i brokat we włosach, który nie schodził przez kolejne kilka dni. Uśmiechała się do mnie, jakby był całym jej światem.
Któregoś roku na Halloween uparła się, że przebierze się za pirata, chociaż wszystkie jej koleżanki wolały być księżniczkami. Tatum chciała, żebym poczernił jej zęby i narysował jej zarost na policzkach. Zrobiłem to, choć miałem wtedy sporo pracy. Zrobiłem to, bo już wtedy miała tylko mnie. Zresztą od pierwszego dnia ujęła mnie za serce. Byłem jej tatą i takie rzeczy należały do moich obowiązków. Zrobiłbym dla niej wszystko.
Klatka piersiowa Tatum ledwie się unosiła. Oddychała, lecz z ogromnym trudem. To mi zupełnie wystarczyło.
– Oddycha – oznajmiłem. Przyłożyłem palce do jej nadgarstka. Wyczułem nierówny puls. W końcu mogłem trochę odetchnąć. Jej serce biło, ale potrzebowała pomocy. – Natychmiast musimy ja zawieść do szpitala.
Nie udało mi się zadbać o jej bezpieczeństwo. Nie stanąłem na wysokości zadania. Zawiodłem ją. Co ze mnie za ojciec, skoro nie potrafię ochronić własnej córki?
Spojrzałem na Romera. Wyglądał na wstrząśniętego, choć w jego oczach czaiła się jakaś dzikość. Wziął twarz Tatum między dłonie i popatrzył na nią. Dziewczyna subtelnie poruszyła oczami, sygnalizując, że czuje jego dotyk. Nie mogłem pozbierać myśli. Miałem poczucie, że o czymś zapomniałem. Niewyraźna i dręcząca myśl kołatał mi się po głowie, aż w końcu całkiem się uformowała.
Bianka.
– Gdzie jest Bianka?! – wykrzyczałem w przestrzeń. Rozglądałem się po wielkim pomieszczeniu, na próżno szukając jej wzrokiem. Pojeby, które dopuściły się tego czynu, opróżniły magazyn. Zabrali wszystko, oprócz skrzyni i ciał kilku moich ludzi, które w tej chwili ich koledzy ciągnęli po podłodze, żeby je zgromadzić w jednym miejscu.
– Kurwa mać! Co wy wyprawiacie?! – wrzasnąłem do nich.
Mężczyźni przerwali to, co robili.
– Gdzie jest Bianka?
Zdezorientowani ochroniarze gapili się na mnie.
– Sprawdziliśmy cały teren. Nie ma tu nikogo więcej.
Zamarłem. Zdawało mi się, że serce mi pękło.
– Znajdźcie ją! Macie przeszukać każdy centymetr tego miejsca! – rozkazałem.
Romero popatrzył mi w oczy.
– Nie ma jej tutaj, inaczej już byśmy ją znaleźli.
– Gdzie w takim razie może być? – Nie mogłem oddychać, nie mogłem trzeźwo myśleć. Najpierw Tatum, teraz Bianka.
Nie, to niemożliwe. Nie mogli jej porwać.
– Znajdźcie ją! – krzyknąłem przeraźliwym, prawie piskliwym głosem. Byłem na skraju załamania. Zakręciło mi się w głowie. Miałem wrażenie, że odcięło mi powietrze.
Gdzie ona jest? Gdzie mogli ją zabrać?
– Szefie, wiem, że się martwisz o Biankę, ale Tatum potrzebuje natychmiastowej pomocy medycznej. Ktoś uderzył ją w głowę. Może mieć wstrząs mózgu.
Bliski wybuchu, obróciłem się w stronę Romera, gotów urwać mu łeb, ale zobaczyłem, jak delikatnie bierze moją córkę na ręce i przytula do piersi. Wcześniej podobnie była wtulona w martwą matkę. Amanda. Nie żyła. Nic nie czułem, myśląc o tym. Byłem całkowicie zamrożony. Musiałem opanować chaos myśli panujący w głowie. Skupić się. Nie mogłem teraz stracić panowania nad sobą. Moja córka mnie potrzebuje. Wszyscy mnie potrzebują.
Romero miał rację. Tatum mogła odnieść obrażenia wewnętrzne.
– Zbierzcie komórki tych typów – rzucił Romero. – Przywieźcie mi je do szpitala.
Widziałem, że w tych telefonach nie znajdziemy nic, co naprowadziłoby nas na moją ptaszynę. Jeśli mieliby ją zabić, zostawiliby jej ciało tutaj. Na miejscu tych ludzi, kimkolwiek byli, zrobiłbym to samo. Jeśli chciałbym złamać człowieka, trafić w jego najczulszy punkt, zabiłbym kogoś, kogo kochał ponad swoje imperium i życie.
Jeśli ktoś chciałby utrzeć mi nosa, zabiłby Tatum i Biankę. Nie o to tutaj chodziło. Gdzieś więzili Biankę. Ten burdel, który tutaj zostawili, był tylko pokazem tego, co zrobią, jeśli nie zagram w ich grę. Znałem te taktyki. Sam stosowałem je raz czy dwa razy, tyle że nigdy nie robiłem tego kosztem niewinnych osób.
Na zewnątrz, gdzie nie unosił się metaliczny odór krwi, trochę się opanowałem i odzyskałem jasność myślenia. Nie mogłem się teraz załamać. Szkoda też czasu na obwinianie siebie czy gdybanie, co mogłem zrobić inaczej, żeby nie doszło do tej sytuacji. To później, jak odzyskam Biankę i będę wiedział, że z Tatum wszystko w porządku.
Teraz powinienem całkowicie skupić się na córce. Romero położył ją właśnie na tylnym siedzeniu samochodu. Usiadłem obok i położyłem jej głowę na swoich kolanach. Romero wskoczył na miejsce kierowcy.
– Obudź się, skarbie – szepnąłem, drżącą ręką gładząc Tatum po policzku. – Ocknij się, proszę. Nie mogę cię stracić.
– Kurwa, pozabijam ich wszystkich – wycedził z wściekłością Romero, ruszając z piskiem opon. Skręcił w prawo tak gwałtownie, że aż zarzuciło samochodem. Na głównej drodze wymijał wszystkich, dociskając gazu.
– Nie zabij przy okazji i nas – warknąłem, przytrzymując Tatum, żeby nie zsunęła się z siedzenia.
Romero tego nie skomentował, ale też nie zwolnił. Co rusz, gdzieś z boku rozlegał się klakson.
Nie leć w chuja i sam się przekonaj. Prześladowały mnie te słowa, mocno zapadły mi w pamięć. Miałem nie myśleć o tym, że to przeze mnie, ale nie było to łatwe, kiedy obok mnie leżało bezwładne ciało córki. Wiedziałem, że nie znalazłaby się w tej sytuacji, gdyby nie ja i mój styl życia. Przeoczyłem zagrożenie. Pozwoliłem jej poruszać się samej, bez ochrony. Nie powinienem był tego robić, mimo że narzekała na brak swobody i piekliła się, że jestem nadopiekuńczy. Usprawiedliwiałem się sam przed sobą, wymyślając wymówki, że przecież chciałem postąpić dobrze i dać jej przestrzeń, żeby mogła spokojnie zaleczyć rany.
Jak widać, świetnie się spisałem.
Tatum była nieprzytomna i na wpół żywa. Jej krew plamiła mi spodnie. Ktoś pozbawił ją wewnętrznego światła. Myślałem o przyszłości. Po tym, co się stało, co przeszła i ile wycierpiała, Tatum z pewnością nie będzie sobą. W końcu coś w niej całkiem pęknie. Ogarnęło mnie przerażenie. Rany fizycznie się zaleczą, ale te emocjonalne… Umysł często jest naszym najgorszym wrogiem. Zastanawiałem się, czy Tatum była świadkinią śmierci matki. Jeśli tak, to mógł to być gwóźdź do jej trumny. Zrobiło mi się niedobrze na myśl, że moja córeczka mogłaby się nigdy po tym nie podnieść.
– Znasz kogoś w szpitalu? Może powiadomimy ich, że jedziemy?
Romero wskazał ręką przez przednią szybę.
– Już prawie jesteśmy na miejscu.
Kilka skrzyżowań przed nami dostrzegłem budynek szpitala i biało-czerwone oznaczenie izby przyjęć. Musieliśmy jeszcze się przedrzeć przez zakorkowaną ulicę. Romero wcisnął klakson, ale to nic nie dało. Nie było jak powstrzymać wzmożonego przepływu samochodów.
– Kiedy tylko Tatum będzie w rękach lekarzy, musimy wziąć się do roboty. Trzeba podzwonić w parę miejsc. Straciliśmy cenne minuty i Bianka może być już daleko stąd. Kto mógłby być na tyle głupi, żeby odwalić coś takiego? Zresztą nieistotne, kto to zrobił. Najważniejsze, żebyśmy znaleźli Biankę całą i zdrową.
– Jeśli Amanda miała przy sobie telefon, chłopaki go nam przywiozą – powiedział Romero i pochylił się z frustracją, jakby liczył, że to przyspieszy jazdę. – Może tam znajdziemy jakieś wskazówki.
– Daj mi swój telefon – zażądałem.
Romero miał w nim zapisane wszystkie najważniejsze kontakty. Kiedy wziąłem od niego aparat, odszukałem kontakt do jednego z ochroniarzy, którzy zostali w magazynie. Wybrałem numer Bobby’ego.
– Znaleźliście komórkę Amandy? – rzuciłem bez żadnych wstępów.
– Nie było go w torebce, która leżała pod jej zwłokami – wyjaśnił Bobby. – Nie miała go też w kieszeniach.
– A jej samochód? Może jest na parkingu. Przeszukajcie wszystkie pojazdy. Czekam na informacje.
– Jasne, szefie – odpowiedział Bobby i się rozłączył.
Romero akurat podjechał przed wejście oddziału ratunkowego, mocno wciskając klakson. Zanim wyłączył silnik, podbiegło do nas dwóch ratowników.
– Potrzebuje natychmiastowej pomocy! – prawie wykrzyczałem, otwierając drzwi. – Wiem tylko, że jest ranna w głowę.
– Zajmiemy się nią. – Jeden z ratowników zabrał Tatum z siedzenia.
Czułem rozdzierający ból w całym ciele. Był nie do zniesienia. Paliła mnie skóra, kłuło mnie w sercu i oddychałem bardzo szybko. Kątem oka, truchtając za ratownikami wiozącymi Tatum na noszach, dostrzegłem, że Romero odjechał na parking.
Po chwili stanęła przede mną pielęgniarka z notebookiem.
– Potrzebuję jej danych, żeby wprowadzić do systemu – poinformowała mnie, blokując przejście.
Do Tatum podszedł lekarz.
– Czy to nie może zaczekać?
– Proszę o datę urodzenia, informacje o alergiach i ubezpieczeniu.
Czułem, że obudziła się we mnie dzika bestia żądna krwi. Musiałem jednak opanować furię. Przecież chodziło o moją córkę. Zrobienie chryi w szpitalu niczemu nie pomoże.
– Jane Doe – rzuciłem gniewnie.
Pielęgniarka spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
– Słucham?
– Dobrze pani słyszała. Nazywa się Jane Doe.
– Proszę pana, będę zmuszona wezwać policję.
– Będzie lepiej, jeśli pani tego nie zrobi.
– Czy wie pan, jak się nazywa ta dziewczyna? Wie pan, skąd ma te obrażenia? – oschle pytała pielęgniarka.
Musiałem położyć temu kres.
– Proszę mnie uważnie posłuchać – szepnąłem, nachylając się do kobiety.
Przestraszona, nieco się cofnęła.
– Mam gdzieś, jakich informacji potrzebujesz. Nie podam ich, bo dane tej dziewczyny nie zostaną zarejestrowane. To byłoby dla niej niebezpieczne. Nikt nie może wiedzieć, że została do was przywieziona. – Wolałem się porządnie zabezpieczyć. – Zapewniam, że to moja córka. Znalazłem ją w takim stanie. To musi wystarczyć. Mam gdzieś, ile badań musicie przeprowadzić. Zapłacę. Ale nikt nie piśnie ani słówka o tym, że ona jest waszą pacjentką. Jasne?
– Skąd mam wiedzieć, że sam pan jej tego nie zrobił?
– Przyjechałbym tu wtedy z nią, ryzykując, że zostanę złapany?
– Nie ma pan pojęcia, jak często takie rzeczy się zdarzają.
Pielęgniarka spojrzała w stronę, gdzie leżała Tatum.
– Powinnam kazać ochronie pana wyprowadzić, a jak dziewczyna odzyska przytomność, to opowie swoją wersję wydarzeń.
Musiałem wymyślić coś innego, bo moja strategia nie podziałała. Czy wyrzucą nas ze szpitala, jeśli powiem tej kobiecie prawdę?
– Ludzie, którzy jej to zrobili, są bardzo niebezpieczni i mają w dupie konwenanse. Mogą się tutaj pojawić i dokończyć, co zaczęli. Nie narażę jej na to. Przestań zarzucać mnie pytaniami i weź się do roboty. Wpisz do tej cholernej bazy, co tam chcesz, inaczej znajdę kogoś, kto jest ci bardzo bliski, i sprawię, że pożałujesz, że mnie nie posłuchałaś.
Kobieta zacisnęła wargi ze złości, ale bladość jej policzków zdradzała, że się boi.
– Nie raz słyszałam groźby – oznajmiła.
– Widocznie bez pokrycia. Przysięgam, że nie rzucam słów na wiatr. – Spojrzałem na identyfikator pielęgniarki. – Cecilia Miller. Ładne imię. Widzę, że masz obrączkę – rzuciłem, patrząc na jej lewą dłoń. – Pan Miller ma dobry gust. Niech zgadnę, dzieci i dom na przedmieściach z białym płotkiem. Szkoda, żeby kogoś spotkało coś złego, prawda? Masz jakąś bliższą rodzinę? Wiesz, żeby miał się kto zająć twoimi dziećmi, kiedy ciebie i męża zabraknie?
Cecilii zadrżał podbródek, ale opanowała się i przez chwilę patrzyła mi prosto w oczy. Być może zastanawiała się, na ile byłem zdeterminowany.
– Niech będzie „Joe Doe” – szepnęła, dając za wygraną.
Akurat, kiedy pielęgniarka dała mi spokój, w poczekalni pojawił się Romero z telefonem przy uchu. Zanim się zbliżył, rozłączył rozmowę.
– Znajdziemy ich – wyszeptał, patrząc w głąb sali, gdzie za parawanem lekarze krzątali się przy Tatum. – Znajdziemy ich i, kurwa, wybijemy co do jednego.
– Zaraz po tym, jak odzyskamy Biankę – odpowiedziałem, myśląc o bólu, który zdam tym ludziom.
– Dobrze byłoby do niego zadzwonić.
Wiedziałem, kogo Romero miał na myśli, ale była to ostatnia rzecz, którą chciałem zrobić. Kurwa mać. Mimo wszystko był to dobry pomysł, bo teraz liczyła się każda para oczu, żeby odszukać Biankę. Do tego Charlie miał ogromne doświadczenie w odnajdowaniu ludzi. Tyle że był jej ojcem. Wiedziałem, że mnie zabije, a co straszniejsze, oszaleje. Miał tylko Biankę i jeśli istnieje choćby nikłe podejrzenie, że ona nie żyje… Cóż, byłem w stanie wyobrazić sobie jego reakcję. Rozpętałby piekło. Nic by nas nie powstrzymało przed zrobieniem prawdziwego armagedonu ludziom, którzy mogli ją skrzywdzić.
– Zadzwonię do Charliego – oznajmiłem.
– Wiem, że nie chcesz mieć z nim zbyt wiele do czynienia, ale on faktycznie może pomóc.
– Niewątpliwie. Ale może też mnie zabić – westchnąłem. – Ale teraz to bez znaczenia.
Nigdy bym sobie nie wybaczył, gdyby coś się stało Biance.
Numer do domu Charliego miałem zapisany w kontaktach. Nie sądziłem, że kiedyś go wybiorę. Zadrżała mi dłoń, kiedy przykładałem komórkę do ucha.
– Halo? – W słuchawce rozległ się chropowaty głos Charliego.
– Cześć, tu Callum. – Zamknąłem oczy i dodałem: – Musisz przyjechać do szpitala. Mamy problem.Bianka
Cała się trzęsłam. Nawet szczękałam zębami. To był jedyny odgłos, który wypełniał ciasną przestrzeń. Być może w ten sposób odreagowywałam szok. Myślałam tylko o tym, co się wydarzyło.
Czy Tatum nic się nie stało? Co tak właściwie jej zrobili? Nic nie widziałam. Pamiętałam jedynie ciężar jej bezwładnego ciała leżącego na moich nogach. Wcześniej się na nie zsunęła. Był też ten przeraźliwy dźwięk. Jakby komuś łamano kości.
Im dłużej o tym myślałam, tym większe spazmy wstrząsały moim ciałem. Skup się. Wiedziałam, że jeśli chcę wyjść z tego cało, muszę przestać się tym zadręczać. Wciąż żyłam, a to już dużo.
Muszę się postarać dla maleństwa. Muszę przetrwać ze względu na moje dziecko. I przez wzgląd na mojego ojca, który już tak wiele w życiu stracił. I chcę też żyć dla Calluma. O Boże, gdzie on jest? Czy wie, co się stało? Na pewno już się zorientował, że zaginęłam.
Nie byłam pewna, ile minęło czasu, ale przez małe okno zrobione w nagim pustaku, widziałam, że na zewnątrz zrobiło się ciemno. Czyli minęło kilka godzin, od kiedy porwali nas z parkingu.
Czas nie ma tu znaczenia. Znałam przecież Calluma i wiedziałam, że mnie szuka.
Nagle poczułam przejmujący ból w dole brzucha. Zwinęłam się w kłębek na pryczy, na którą rzucono mnie, gdy tu dotarliśmy. Była brudna i cuchnęła pleśnią. Oprócz łóżka w pomieszczeniu nie dało się uświadczyć żadnego mebla. Gdzieś w tej małej, ciemnej przestrzeni kapała woda. Może z pękniętej rury. Rytmiczny odgłos był w pewien sposób kojący.
Oddychałam głęboko, żeby się uspokoić i skoncentrować na bólu. Na szczęście nie były to skurcze. Jeszcze niewiele wiedziałam o przebiegu ciąży, ale domyślałam się, że skurcze byłyby złym objawem. Tymczasem ja czułam się tak, jakby ktoś zawiązał mi supeł na żołądku. Przypominało to nieco nudności, co nie było zaskoczeniem. Lęk i przerażenie mogą wywołać taką reakcję. Chciało mi się krzyczeć z emocji, ale pohamowałam się, wracając myślami do Calluma. Wyobrażałam sobie, jak bardzo się w tej chwili piekli. Wiedziałam, o czym myślał. Nie miałam pojęcia, co ci ludzie zrobili Tatum. Co, jeśli ją zabili i podrzucili Callumowi jej ciało?
Mieliście przywieźć tylko tamtą. To były jedne z ostatnich słów, które wypowiedziała Amanda. Mój Boże. Przecież ona nie żyła. Tak po prostu ją zabito. Nie lubiłam jej, bo stawała na głowie, żeby poróżnić mnie z Callumem i próbowała namieszać mi w głowie. Wyzywała mnie od najgorszych, przeciągała sprawę rozwodową tylko po to, żeby unieszczęśliwić męża, i była okropną matką, przez co Tatum wyrobiła sobie mechanizm obronny, który polegał na zgrywaniu twardzielki. Wybudowała wokół siebie mur, który wzmacniał się za każdym razem, kiedy Amanda nie odebrała od niej telefonu, nie przyszła na spotkanie albo odwołała wspólne wakacje. Mimo to nie cieszyłam się, że umarła. Wiele razy odtwarzałam tę przerażającą scenę w głowie i zawsze widziałam to samo. Najpierw jej postać pojawiła się przede mną, tylko zarys sylwetki. Następnie usłyszałam wystrzał, po którym zarys jej ciała zniknął.
Nie miałam pojęcia, kto do niej strzelił. Nie wiedziałam też, czy był to ktoś, z kim współpracowała. Nie rozpoznałam głosu tamtego mężczyzny. Ciekawe, że nigdy nie padło jego imię. Wiem też, że po tym, jak zabił Amandę, strzelił również do kogoś innego. Nie wiem, kto to był. Usłyszałam tylko, jak coś głucho gruchnęło o podłogę, a później ktoś wyniósł mnie na zewnątrz. Mężczyzna zdjął mi z głowy obleśną poszewkę, dopiero kiedy zostawił mnie na pryczy w tym małym, obskurnym pomieszczeniu, ale nie udało mi się zobaczyć jego twarzy. Było zbyt ciemno.
Mrugnęłam, żeby wyostrzyć wzrok, i wpatrzyłam się w pokryte rdzą drzwi, które znajdowały się na wprost pryczy. Między podłogą a drzwiami zauważyłam szparę, przez którą wpadało światło. Ktoś był po drugiej stronie. No tak, przecież trzeba było mnie pilnować. Nie zostawiliby mnie tu samej, skoro stanowiłam dla nich jakąś wartość.
Serce zabiło mi mocniej z emocji. Będą chcieli użyć mnie, żeby dopaść Calluma. Tyle mogłam wydedukować, pomimo spowolnionego myślenia od szoku. Stopniowo układałam elementy łamigłówki. Cokolwiek kazano im zrobić, Tatum nie miała być w to wplątana. Może ją też tutaj przynieśli? Może doszli do wniosku, że dzięki temu więcej wydoją z Calluma. Podejrzewałam, że chodziło o pieniądze. Przypuszczalnie Amanda znalazła kogoś, kto potrzebował kasy. Przekonała go do swojego planu. Wiedziałam przecież, do czego nakłoniła Lucasa. Była zdolna do wszystkiego.
Czas przeszły. Jezu, to jakiś koszmar.
Tyle że smród pleśni był prawdziwy. Znowu mnie zemdliło i nie przestawałam się trząść. W uszach ciągle wybrzmiewał mi ten straszny, głuchy ton ciosu, który zadano Tatum. Pewnie w głowę. Mam nadzieję, że żyła. Jeśli umarła, to nie wiem, jak sobie poradzę w życiu bez niej. Co zrobię bez najlepszej przyjaciółki?
Spokojnie. Przez to gdybanie tylko się nakręcałam. Skupiłam się więc na oddychaniu. Nie mogłam myśleć w ten sposób. Nie będę panikować. Chcę wyjść z tego cało. Powinno mi się udać.
W szparze pod drzwiami zobaczyłam jakiś cień, który częściowo przyblokował dopływ światła. Przywarłam plecami do zimnej ściany, ale chociaż wytężałam słuch, nie rozumiałam, co mówią po drugiej stronie. Głosy były zbyt przytłumione. Kto tam był? Co planował ze mną zrobić? Zamarłam, kiedy usłyszałam przekręcanie klucza w zamku. Błagam, nie krzywdźcie mnie i mojego dziecka. Gwałtownie usiadłam prosto, przez co zakręciło mi się w głowie. Przyciągnęłam kolana do brzucha i otuliłam je rękami. Trzęsąc się, czekałam, aż drzwi zostaną otwarte. Ciekawe, czy ten ktoś po drugiej stronie celowo zwlekał z ich otwarciem, żeby mnie jeszcze bardziej przestraszyć.
Jeśli tak, to dobrze mu to wychodziło.
W końcu drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem. Po tylu godzinach w ciemności oślepiło mnie światło wpadające z drugiego pomieszczenia. Zmrużyłam oczy i odwróciłam głowę, kiedy jakiś mężczyzna przekroczył próg.
– Odpoczywasz? W twoim stanie to zalecane.
Głos należał do mężczyzny, z którym miałam do czynienia wcześniej, ale nadal nie wiedziałam, kim był. Wiedziałam za to, do czego był zdolny i z jaką łatwością przychodziło mu okrucieństwo, dlatego powstrzymałam silną chęć rzucenia się do ucieczki. Musiałam być ostrożna.
– Gdzie jest Tatum? – spytałam cicho, obracając głowę w kierunku oprawcy. Wzrok mi się powoli oswajał w nowym oświetleniu. Widziałam, że facet miał ciemne, tu i ówdzie pokryte siwizną, włosy i grubo ciosaną twarz.
– Jak uroczo – wycedził. – Bardziej martwisz się o przyjaciółkę niż o siebie. Szkoda, że jej matka się o nią nie troszczyła. Była za bardzo zaślepiona chciwością i nienawiścią. Smutne.
Jego oczy. Pamiętałam, jak spojrzał na mnie tymi lodowatymi oczami, kiedy wbiłam widelec w dłoń jego syna. Były wtedy pełne wściekłości i jadu.
– Jack Moroni – wysyczałam.
Wiele stało się jasne. Po tamtej feralnej kolacji jego stosunki z Callumem co prawda nie były najlepsze, ale zupełnie nie przywiązywałam do tego wagi, bo działo się tyle innych, ważniejszych rzeczy.
– Bianko Cole, szalenie mi miło, że mnie pamiętasz.
– Jak mogłabym zapomnieć? Gdzie jest Tatum? Natychmiast mi powiedz, co z nią zrobiłeś!
– Natychmiast? – Jack się roześmiał i spojrzał na osiłka stojącego tuż za nim. Facet miał broń przypiętą do pasa. Zrozumiałam, że w ten sposób Jack dyskretnie mnie ostrzegał.
– Callum nie nauczył cię, jak się grozi ludziom, co?
– Co jej zrobiłeś? – Z trudem powstrzymywałam łzy. Postanowiłam, że nie rozpłaczę się przy nim. Był zerem. Tchórzem, który nie potrafił stanąć do walki twarzą w twarz ze swoim wrogiem, więc w zamian porwał bezbronną kobietę.
– Wiesz, to działo się tak szybko, że nie zwróciłem uwagi.
– Jesteś chorym popaprańcem! – wysyczałam.
– Nie pierwszy raz to słyszę. – Ponownie spojrzał na swojego ochroniarza.
Obaj mężczyźni wybuchli śmiechem.
Tatum. To moja wina. Gdyby nie spotkała się ze mną, w tej chwili byłaby bezpieczna w domu, a ja nie zamartwiałabym się, czy nie leży gdzieś martwa obok Amandy.
– Jeśli ją zabiłeś, to przysięgam, że… – Nie dokończyłam myśli, zdjęta emocjami. Zresztą czym mogłam mu zagrozić? Śmiercią? Tym, że go skopię? Jak niby miałabym zrobić mu cokolwiek, kiedy tuż za nim stał uzbrojony goryl?
– Że co? – spytał ironicznym tonem. – Co mi zrobisz, jeśli zabiłem twoją przyjaciółeczkę, tak jak jej matkę?
No właśnie, co mogłam zrobić? Zupełnie nic i ten dupek doskonale to wiedział. Zacisnęłam zęby i zwinęłam dłonie w pięści, powstrzymując wybuch gniewu. Jeśli zabił Tatum, to przynajmniej przed śmiercią dowiedziała się, że jej matka nie chciała jej w to angażować, że chociaż była totalną egoistką, próbowała ją w jakiś sposób ochronić. Z pewnością słyszała złość i przestrach w głosie Amandy, kiedy nas zobaczyła.
Bardzo możliwe, że Tatum żyje. Jack nie potwierdził jednoznacznie, że ją zabił, więc będę się trzymała tej myśli. Zrobiło mi się niedobrze, ale opanowałam odruch wymiotny.
– W sumie to – rozbawiony Jack nagle spoważniał – twoja przyjaciółka dostała to, na co zasłużyła, przez ten swój niewyparzony język. Powinnaś wyciągnąć z tego lekcję i milczeć. Inaczej spotka cię to samo, co ją.
Przeszył mnie nieprzyjemny dreszcz, bo przypomniałam sobie tamten straszny odgłos. Był o wiele bardziej przejmujący niż strzał, który zabił Amandę.
– Dlaczego to robisz? – spytałam szeptem. – Próbujesz się zemścić za to, co zrobiłam twojemu synowi?
– Przecież inteligentna z ciebie dziewczyna. Naprawdę myślisz, że zadałbym sobie tyle trudu, bo dźgnęłaś Dominika widelcem? – Jack uśmiechnął się szyderczo, co mnie rozzłościło.
– Dlaczego w takim razie? – Odwzajemniłam jego ironiczny uśmieszek, omiatając go spojrzeniem od stóp do głów. – Niech zgadnę. Amanda owinęła sobie ciebie wokół paluszka, tak samo jak mojego byłego chłopaka. Zapewne obiecała ci coś wspaniałego.
– Pieprzysz głupoty – oburzył się Jack. Niewiele trzeba, żeby go zdenerwować. Czułam, że muszę sobie to zapamiętać. Nie chciałam skończyć z kulką w głowie.
– Czyżby? Powiedz, że to nie był jej pomysł. Amanda była jedną z niewielu osób, które wiedziały, że jestem w ciąży. Na pewno ci o tym powiedziała i wspólnie uknuliście plan porwania.
– Gówno prawda – odparł zwodniczo spokojnym tonem.
Prawie mnie nabrał, że jest opanowanym, racjonalnie myślącym człowiekiem. Mogłabym nawet uznać, że jest czarujący. Świetnie grał, to pewne.
Jack skrzyżował przed sobą ręce, uśmiechając się niemrawo.
– Biedna Amanda była typową pazerną kobietą, która miała się za mądrzejszą, niż faktycznie była. Popełniła błąd, myśląc, że to ona trzyma stery. Tak naprawdę dostarczyła mi amunicji, której potrzebowałem. Spierdolenie Callumowi biznesu to za niska cena za to, że mnie obraził. Musiałem inaczej go zmotywować do tego, żeby zapłacił za to, co się stało.
– Czego żądasz? – Nie do wiary, że zadałam to pytanie.
Jack wzruszył ramionami. Niesamowite, że na pierwszy rzut oka trudno było się domyślić, do czego ten mężczyzna jest zdolny.
– Tego jeszcze nie wiem. Amanda chciała wykorzystać twoją ciążę do tego, żeby wydoić z niego ostatniego centa. Ale mnie nie interesują pieniądze.
Zrobiłam zdziwioną minę, co rozbawiło Jacka.
– Masz mnie. Kasa jest ważna, ale zemsta daje więcej satysfakcji. Sprawię, że Callum pożałuje tego, że oszkalował mnie w oczach wszystkich naszych kontrahentów.
– Jak zamierasz to zrobić?
Jack westchnął i przechylił głowę.
– Dowiesz się w swoim czasie. Na razie nie masz się czym martwić.
– Jak to?
– Jeśli kocha cię tak, jak przypuszczam, bez wahania da mi to, czego zażądam. Podejrzewam, że szybko opuścisz to miejsce. – Jack rozkoszował się tym, smakował tę chwilę jak wytworne wino. Przyglądał się mojej reakcji, nie siląc się nawet na to, żeby ukryć zadowolenie. – Skoro już wspomniałaś mojego syna, to faktycznie, może następnym razem dobrze się zastanowisz, zanim dźgniesz faceta za to, że pogładził cię po udzie. Zobacz, jakie konsekwencje ma twoje działanie. Wszystko przez to, że nie potrafiłaś się opanować.
Wiedziałam, że Jack próbował mnie zawstydzić i że podsycałam jego zapędy, odpowiadając mu, ale nie mogłam trzymać języka za zębami.
– Twój syn mnie obmacywał, chociaż kazałam mu przestać.
– To twoje wersja.
Zrobiło mi się gorąco, a serce zabiło mocniej. Nie mogłam dać się mu sprowokować. Ale nic mnie tak nie wkurzało jak umniejszanie mojej osobie. Jack doskonale wiedział, co zrobił jego syn, ale miał to gdzieś.
– Po zastanowieniu – Jack opuścił ręce i zacisnął pięści – zadbam o to, żebyś pożałowała tego, co zrobiłaś. Oboje z Callumem macie zwyczaj reagować bez zastanowienia.
Co za skurwiel. Jak bardzo zranione miał ego, żeby zdecydować się na taki krok? Bałam się, że gorycz i złość w końcu wyleją się ze mnie jak lawa.
Miałam ochotę mu wykrzyczeć: „Pierdol się, zasrańcu”, ale w tej sytuacji nie chodziło tylko o mnie. Wierzyłam, że Callum bardzo mnie kocha i że jakoś mnie stąd wydostanie. Dlatego musiałam zrobić, co w mojej mocy, żeby dożyć tej chwili. Nie mogłam prowokować sytuacji, w których Jack mógłby stracić panowanie nad sobą.
– Masz coś do dodania? – Jack zrobił pauzę.
Przygryzłam sobie język do krwi, byleby tylko się nie odezwać.
– Tak myślałem.
– Dostaniesz wodę i jedzenie. Kiedyś. Daruj sobie wrzaski i wzywanie pomocy. Ściany są grube. Tylko wkurwisz moich ludzi. Zresztą w twoim stanie nie powinnaś się denerwować.
Nie reaguj. Tylko spokój.
Zdołałam się powstrzymać przed wybuchem emocji. Jack wyszedł, a jego goryl zatrzasnął drzwi. Poczekałam, aż cienie widoczne w szparze pod drzwiami znikną, i się rozpłakałam. Po dłuższej chwili ciszę przerywało jedynie rytmiczne bicie mojego zbolałego serca.
Jack chciał zaszantażować Calluma, wykorzystując do tego dziecko. Trudno sobie wyobrazić, że ktoś mógłby być aż tak cyniczny, ale przecież na moich oczach, tuż obok Tatum zabił jej matkę. Ten człowiek był zdolny do absolutnie wszystkiego.
A jeśli będzie chciał mnie więzić aż do porodu? Co, jeśli zabierze mi dziecko?
Przestań! W moim umyśle rozległ się głos Tatum, zupełnie jakby siedziała przy mnie. Gdyby rzeczywiście tu była, z pewnością krzyczałaby na całe gardło, grożąc, że obedrze porywaczy ze skóry. Ale ja nie mogłam tak postąpić. Musiałam chronić dziecko i zostać przy życiu dla ludzi, których kochałam. Nie mogłam też kierować myśli na tak straszne tory, bo to groziło pomieszaniem zmysłów.
Musiałam się jakoś trzymać. Callum mnie znajdzie – nas znajdzie. Zwinięta w kłębek, położyłam się na pryczy. Zimno przenikało mnie do szpiku kości. Miałam nadzieję, że to nie potrwa długo, bo czułam, że z każdą mijającą chwilą coraz bardziej się rozklejałam.Callum
– Gdzie on jest, do kurwy nędzy?!
Poznałem ten głos. Pieprzony Charlie. Tylko on mógł wparować do szpitala jak jakiś cholerny zbir.
Wyszedłem z sali Tatum na korytarz. Z drugiego końca szedł Charlie. Był cały czerwony na twarzy i patrzył na mnie zabójczym wzrokiem. Musiał dopiero co wyjść spod prysznica, kiedy do niego zadzwoniłem, bo miał mokre włosy, które przyklejały się mu do czoła. Zauważyłem, że miał na sobie spodnie dresowe i klapki. Szedł jak zaślepiony. Prawie staranował dwie pielęgniarki, które akurat pojawiły się na korytarzu.
Kiedy był tuż przede mną, zauważyłem drugiego mężczyznę, który pojawił się za plecami Charliego. Na szyi miał zawieszoną odznakę policyjną.
Kurwa, tylko nie to.
– Nie ma, kurwa, mowy! – zaprotestowałem, wskazując na wysokiego mężczyznę palcem. – Nie chcę, żeby policja się w to mieszała.
Charlie w końcu się zatrzymał i spojrzał na mnie gniewnie.
– Nie przyszedł tutaj jako glina, lecz jako przyjaciel.
– Przepraszam za to. – Mężczyzna schował odznakę pod koszulę. – Przyjechałem prosto z roboty. Ken Miller.
– Koło chuja mi lata, jak się nazywasz – warknąłem. – Nie obchodzi mnie też, że przyjechałeś tutaj w roli kumpla. Nie życzę sobie, żeby jakikolwiek glina był w to zaangażowany. Nawet w czasie wolnym. To mogłoby mieć koszmarne konsekwencje. – Ledwie nad sobą panowałem. Nie mogłem pozwolić na to, żeby ktoś pociągnął mnie do odpowiedzialności za rozlew krwi, którego zamierzałem się dopuścić.
– Gdzie ona jest? – spytał Charlie, jakby nagle sobie przypomniał, po co go wezwałem.
– Gdybym wiedział, to nie ściągałbym cię tutaj.
– Mogę wysłać dziesięć patroli, żeby jej szukały – zaproponował Ken, kładąc dłoń na ramieniu Charliego.
Miałem wrażenie, że ci idioci nie usłyszeli ani słowa z tego, co powiedziałem.
– Nie – syknąłem, kręcąc głową. – Wzywanie policji nie wchodzi w grę.
Charlie wyglądał, jakby miał za chwilę eksplodować.
– Twierdzisz, że zależy ci na mojej córce, ale za cholerę nie sięgniesz po pomoc policji? Patrole mogłyby jej już od jakiegoś czasu szukać! A ty co? Nic! Tylko stoisz tu z założonymi rękami!
Rzuciłem mu wrogie spojrzenie, zapominając na chwilę, że stoi przede mną człowiek, który wiele znaczy dla Bianki. Zaślepiła mnie wściekłość, bo praktycznie mnie poniżył. Zupełnie nie rozumiał, jak bardzo kocham jego córkę i że on tylko dzięki niej nadal oddycha. Gdybym nie wiedział, że jest dla niej tak ważny, zabiłbym go na miejscu.
– To może być słuszna taktyka – wtrącił się Ken, powstrzymując tym samym Charliego przed zadaniem mi ciosu. – Zgłoszenie tego mogłoby skomplikować sytuację.
– To twoja wina – wycedził Charlie. Miał zaczerwienione oczy i mógłbym przysiąc, że dostrzegłem w nich łzy. – Ostrzegałem ją przed tobą, ale mnie nie posłuchała. Przez to sprowadziła na siebie nieszczęście. To, że się z tobą związała, naraziło ją na ogromne niebezpieczeństwo. Oby nie zapłaciła za to życiem.
Nie miałem nic na swoją obronę. Charlie się nie mylił. To była moja wina. Gdyby Bianka się ze mną nie związała, wiodłaby zwykłe beztroskie życie. Mieszkałaby z chłopakiem, który pracował od dziewiątej do siedemnastej, a weekendy spędzałaby z przyjaciółmi. Wspólnie z nim planowałaby wakacje w jakimś ładnym miejscu i być może odkładałaby na dom. Mogłaby mieć proste, spokojne życie pozbawione niebezpieczeństw, na które była narażona, bo wybrała mnie. Tyle że należała do mnie i, do cholery, nie miałem zamiaru pozwolić jej odejść. Jej miejsce było przy mnie. Nie przyjmowałem do wiadomości innej opcji.
– Okej, spróbujmy zachować zimną krew – podsunął Ken. – Callum, zacznijmy do początku. Co się tak właściwie stało?
Najchętniej kazałbym mu się odwalić, ale nie mogłem odtrącić żadnej pomocnej dłoni, chociaż Romero w tej chwili obdzwaniał wszystkich, którzy byli mu winni jakąś przysługę. Poza tym, skoro Ken potrafił uspokoić Charliego na tyle, żeby ten myślał racjonalnie, dobrze, żeby był po mojej stronie. Dlatego schowałem dumę do kieszeni i niechętnie udzieliłem mu odpowiedzi:
– Dostałem, dostaliśmy esemesa. – Spojrzałem na Romera, który korzystając z tego, że Tatum zabrano na dodatkowe badania, załatwiał jakieś sprawy. Teraz szybkim krokiem z telefonem przy uchu chodził po szpitalnym pokoju. Słyszałem, jak wydaje komuś polecenia. Jak zawsze opanowany i konkretny, ale w wyrazie jego twarzy dostrzegałem też niepokój. Wyjąłem komórkę z kieszeni i pokazałem wiadomość Kenowi i Charliemu.
– Nie spytam, kogo wkurwiłeś – rzucił złośliwie Charlie. – Nie mamy czasu, żebyś teraz recytował nam całą listę nazwisk.
Odruchowo zacisnąłem dłonie w pięści. Miałem ochotę mu przywalić.
– Zaskoczę cię, ale nie mam w swoim otoczeniu aż tak wielu wrogów. Z czasem lista idiotów, którzy odważyliby się posunąć do czegoś takiego, znacznie się skróciła.
– Miałeś z kimś ostatnio jakiś grubszy konflikt? – spytał Ken.
– Jaja sobie robisz? Przecież on mógł zadrzeć z dosłownie każdym – obruszył się Charlie, chwytając się za głowę, po czym odwrócił się do nas plecami. Cały się trząsł ze złości i niespodziewanie walnął pięścią w ścianę korytarza, zostawiając w niej lekkie wgłębienie.
– Weź się w garść, Charlie – rzucił zniecierpliwiony Ken. – W takim stanie nie przydasz się do niczego.
– Wszystko przez ciebie! – Charlie jednak całkowicie stracił panowanie nad sobą i rzucił się w moją stronę. Ken nie zdążył go powstrzymać. Charlie był zbyt wzburzony, żeby zadać celny i silny cios. Ledwie musnął moje ramię. Chwyciłem go za rękę i wykręcając ją, pchnąłem go na ścianę.
Zamurowało go, ale szybko odzyskał animusz.
– Jesteś jak pieprzony rak, który niszczy wszystko dookoła siebie! Dlaczego nie zostawiłeś jej w spokoju? Bianka jest zbyt młoda, żeby rozumieć takie sprawy, ale ty powinieneś być mądrzejszy, do cholery!
– Wiem – przyznałem cicho, puszczając Charliego. Na szczęście Ken stanął między nami, inaczej mógłbym skręcić temu durniowi kark. Musiałem sobie w kółko powtarzać, że Bianka go kocha.
– Gdyby ci na niej zależało, odrzuciłbyś ją! Nigdy nie będzie przy tobie bezpieczna! Ani szczęśliwa! – Charlie gwałtownie odepchnął Kena. Jeszcze był nabuzowany i chętnie by mnie udusił.
– Myślisz, że nie chciałem tego zrobić? Że nie próbowałem odejść? Dobrze wiem, że beze mnie byłoby jej lepiej. Nawet nie wiesz, jak ogromne mam poczucie winy. To, co mi zarzucasz, sam sobie powtarzam, od kiedy zniknęła.
– Jak możesz patrzeć w lustro? Jak? – Charlie wściekle wydął usta. – Na twoim miejscu wyskoczyłbym przez okno! Kurwa mać! A jeśli ona umrze? Będziesz mógł z tym żyć? Udźwigniesz świadomość, że zginęła przez ciebie?
Nie wytrzymałem. Chciałem być silny ze względu na Biankę, ale coś we mnie pękło. Charliemu oczy prawie wyszły z orbit, kiedy zacisnąłem dłonie na jego szyi, przygniatając go do ściany.
– Jak umrze, będziesz mógł mnie zastrzelić. Bez niej moje życie nie ma, kurwa, sensu. Możesz mi nie wierzyć, ale też ją kocham! Zdaję sobie sprawę z tego, że przez to, czym się zajmuję i kim jestem, narażam jej życie, ale kiedy już ją odzyskam, zrobię wszystko, co trzeba, żeby taka sytuacja się nigdy nie powtórzyła. Będę jej szukał, ile trzeba. Wiem, że mnie potrzebuje. Też pragnę wziąć ją w ramiona. Konam z niepokoju.
– Uspokójcie się, do diabła! – krzyknął Ken, wyswobadzając Charliego z mojego uścisku. – To w niczym nie pomaga.
– Masz rację co do jednego – powiedziałem Charliemu, który rozmasowywał sobie szyję, patrząc na mnie złowrogo. – Zasługuję na cały ten ból i smutek. To mnie powinni pobić, mnie powinni połamać kości albo wpakować kulkę. Ani Tatum, ani Bianka nie powinny doświadczać czegoś takiego. – Zadrżał mi głos. – Żadna z nich sobie na to nie zapracowała, tym bardziej twój wnuk.
Charlie pobladł, jakby zobaczył ducha. Przez chwilę zastanawiałem się, czy dobrze mnie usłyszał. Choć rozumiałem, co czuł. Podobne emocje przetoczyły się przeze mnie w magazynie, kiedy zajrzałem do tamtej cholernej skrzyni.
– Chyba się przesłyszałem.
– Nie, jest tak, jak powiedziałem. Bianka spodziewa się dziecka.
– Nie! – ryknął Charlie, zawisając na Kenie.
Przyjaciel musiał go mocno podtrzymać, żeby nie upadł na podłogę.
– Kłamiesz! Bianka jest zbyt mądra, żeby wpakować się w coś takiego.
– Myśl, co chcesz, ale to prawda. – Zignorowałem jego załamkę emocjonalną. – Bianka jest w ciąży. Więc tym bardziej jesteś w błędzie, myśląc, że ta sytuacja mnie nie rusza. Wolałbyś zobaczyć, jak się wykrwawiam? Wtedy byś uwierzył w moje uczucia do Bianki? To by dowiodło, jak bardzo przejmuję się tą sytuacją?
Na końcu korytarza otworzyły się drzwi windy. Sanitariusze wyprowadzili z niej łóżko, na którym leżała blada jak ściana i nieruchoma Tatum. Starałem się nie patrzeć na rurki, które wychodziły z jej ciała. Pękało mi serce od tego widoku. Tym bardziej, że to moja wina. Moja córka znalazła się tutaj przeze mnie. Tatum będzie zrozpaczona, kiedy odkryje wygolony placek z tyłu głowy, gdzie założono jej dziesięć szwów. Porzuciłem Charliego, zapominając o naszej wymianie zdań, i podbiegłem do pielęgniarki.
– Jeszcze nie mamy wyników – powiedziała kobieta, gdy tylko się do niej zbliżyłem. – Wiem, że chce pan informacji, ale trzeba cierpliwie czekać.
– A jeśli ona nie może czekać? – rzuciłem desperacko, chwytając kruchą dłoń Tatum.
– Panie Torrio, jej źrenice prawidłowo reagują na światło – wyjaśniła pielęgniarka. – Nie ma podstaw, by podejrzewać, że doznała poważnych obrażeń. To prawdopodobnie tylko zwykły wstrząs mózgu, a jego skutki miną z czasem. Teraz trzeba czekać na wyniki. Wtedy lekarz będzie mógł potwierdzić diagnozę.
Tatum mogła dziś umrzeć, a ja nic nie zrobiłem, żeby temu zapobiec. Wystarczyła chwila i całe moje życie ległoby w gruzach.
– Trzymaj się, skarbie – szepnąłem, ściskając dłoń córki. – Zapłacą za to. Obiecuję.
– Szefie – Romero wszedł za nami do pokoju i podał mi telefon – Costello.
Ten to ma, kurwa, wyczucie czasu!
– Słuchaj, Sebastian, nie bardzo mogę teraz gadać.
– O, nasze spotkanie dziś wieczorem jest nieaktualne?
Puściłem rękę Tatum i wyszedłem na korytarz.
– Podziały się okropne rzeczy – szepnąłem. Nie chciałem tego przed nim ukrywać. Być może będzie mógł mi jakoś pomóc. Trudno, jeśli musiałem okazać przed nim słabość. To nie zbyt wysoka cena za bezpieczne sprowadzenie Bianki do domu.
– Co to za odgłosy? Zupełnie jakbyś był w szpitalu.
Inteligentny chłopak.
– Tak, jesteśmy w szpitalu.
– Co się stało? – Brzmiał na szczerze zaciekawionego, ale wiedziałem, że był zwyczajnie żądny informacji. Mimo to naprędce wprowadziłem go w temat, podając tylko najważniejsze fakty. Nie chciałem tracić cennego czasu.
– Jestem pewien, że moja była żona maczała w tym palce, ale nie wiem, z kim współpracowała. Romero bada to teraz, więc niedługo powinniśmy mieć więcej danych.
Przez uchylone drzwi pokoju widziałem Romera siedzącego przy łóżku Tatum. Miałem wrażenie, że wpatrywał się w nią, nie mrugając. Nigdy jeszcze nie widziałem, żeby patrzył na kogoś tak żarliwie.
– Obstawiam, że to Jack Moroni.
– Popytam tu i tam. Może ktoś coś wie. Chciałbym ci pomóc.
Nie mogłem odrzucić jego propozycji. Moje życie wywróciło się do góry nogami. Życie mojej córki, nienarodzonego dziecka i kobiety, którą kocham, wisiało na włosku. Potrzebowali mnie. Nie mogłem się rozsypać tak jak Charlie. Nie mogłem pozwolić sobie na wahania nastroju od żałości, przez wściekłość, po przerażenie i bezsilność. Musiałem działać.
– Dzięki. Daj znać, kiedy się czegoś dowiesz – wymamrotałem do słuchawki i się rozłączyłem. Mocno zacisnąłem palce na aparacie. Gdzieś tam miłość mojego życia była przetrzymywana na łasce kogoś, kto chciał czegoś ode mnie.
Nie wybaczę sobie, jeśli ją stracę. Jeśli stracę nasze dziecko. Wiedziałem, że muszę ją znaleźć. Zrównam to miasto z ziemią, jeśli trzeba, ale sprowadzę Biankę do domu.