- promocja
- W empik go
Imperium burz. Szklany tron. Tom 5 - ebook
Imperium burz. Szklany tron. Tom 5 - ebook
Kontynuacja bestsellerowej serii.
Droga do tronu Terrasenu dopiero się rozpoczęła. I choć młoda królowa z każdym dniem coraz lepiej poznaje potęgę swojej magii, to wie, że nie wygra wojny z Erawanem w pojedynkę. Nadszedł czas szukania sojuszników. Kto odpowie na jej wezwanie? I jaką cenę będzie skłonna zapłacić za zwycięstwo z siłami ciemności? Imperium burz to piąty tom bestsellerowej serii Szklany tron.
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-280-4453-1 |
Rozmiar pliku: | 2,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dudnienie kościanych bębnów niosło się od zachodu słońca wśród poszarpanych zboczy Czarnych Gór.
Księżniczka Elena Galathynius od popołudnia przyglądała się ze skalistego cypla, na którym wznosił się jej namiot wojenny, trzeszczący pod naporem suchego wiatru, czarnym szeregom wojsk mrocznego władcy, przetaczającym się między szczytami. Teraz, gdy słońce już zaszło, widać było migoczące ogniska wrogiej armii, przywodzące na myśl rozgwieżdżone niebo.
Były ich tysiące. Tak wiele w porównaniu z tymi, które płonęły po jej stronie doliny…
Elena nie potrzebowała uszu Fae, by słyszeć modlitwy swej ludzkiej armii, zarówno te głośne, jak i szeptane w duchu. Przez ostatnich kilka godzin sama odmówiła ich wiele, choć wiedziała, że nie zostaną wysłuchane.
Nigdy dotąd nie zastanawiała się nad tym, gdzie przyjdzie jej zginąć. Nigdy też nie przyszło jej do głowy, że może się to zdarzyć tak daleko od zielonych gór Terrasenu. Że jej ciało może nie zostać spalone, lecz pożarte przez bestie mrocznego władcy.
Nikt się nie dowie, w którym miejscu padła księżniczka Terrasenu. Nikt nie będzie wiedział, gdzie zginęli jej żołnierze.
– Musisz odpocząć – rozległ się surowy, męski głos.
Elena obejrzała się za siebie. Jej rozpuszczone, srebrne włosy zaczepiały o ostre krawędzie jej pysznej zbroi. Gavin, który stał w wejściu do namiotu, mierzył ponurym spojrzeniem obie armie zebrane w dolinie. Wpatrywał się w wąski odcinek ziemi niczyjej, który wkrótce miał zniknąć pod nogami walczących.
Choć sam namawiał Elenę do odpoczynku, nie zdjął zbroi od dziesięciu godzin, odkąd wszedł do namiotu. Reszta dowódców wyszła stamtąd kilka minut wcześniej, ściskając pod pachami mapy. Nikt nie miał ani cienia nadziei w sercu. Elena wyczuwała zapach strachu i rozpaczy.
Sucha, kamienista ziemia ledwie zachrzęściła pod stopami Gavina. Lata włóczęgi po bezdrożach Południa nauczyły go sztuki bezszelestnego poruszania się. Elena znów wpatrywała się w niezliczone ogniska nieprzyjaciela.
– Wojska twego ojca nadal mają szansę dotrzeć na czas – powiedział ochrypłym głosem Gavin.
Tylko głupiec mógł nadal mieć nadzieję. Dzięki doskonałemu słuchowi nieśmiertelnej istoty Elena wychwyciła każde słowo debaty, która toczyła się w namiocie za jej plecami.
– Ta dolina to śmiertelna pułapka – oznajmiła.
I to ona sama ich tu przywiodła.
Gavin nie odpowiedział.
– Z nastaniem świtu – dodała Elena – ta ziemia spłynie krwią.
Przywódca armii, stojący u jej boku, nadal nie odzywał się ani słowem.
Rzadko się zdarzało, aby Gavin milczał. W jego skośnych oczach na próżno było dziś szukać blasku niepohamowanej zaciekłości, a jego zwykle rozwichrzone, brązowe włosy spływały bez życia. Elena nie pamiętała, kiedy po raz ostatni któreś z nich się kąpało.
Gavin odwrócił się ku niej i zmierzył ją tym samym szczerym spojrzeniem, które przenikało ją i obnażało od chwili, gdy poznała go pod dachem pałacu ojca prawie rok temu. A raczej stulecia temu.
To były inne czasy! To był zupełnie inny świat! Nadal przepełniało go światło i śpiew, a magia nie zaczęła jeszcze migotać i słabnąć w obliczu potężniejącego cienia, rzucanego przez Erawana i jego demonicznych żołnierzy. Elena zastanawiała się, jak długo wytrzyma Orynth po tym, jak jej armia na Południu zostanie rozbita i zmasakrowana. Myślała o tym, czy Erawan zniszczy najpierw błyszczący na szczycie góry pałac jej ojca, czy może spali królewską bibliotekę, serce i ośrodek wiedzy ostatniej epoki. Zanim spali cały jej lud.
– Do świtu pozostało jeszcze wiele godzin – rzekł Gavin. Jego grdyka podjechała w górę i opadła. – Jest jeszcze czas, by uciec.
– Roznieśliby nas na strzępy, nim udałoby nam się pokonać przełęcz…
– Nie myślę o nas, ale o tobie. – W blasku ogniska jego twarz wyglądała jak mieniąca się światłem płaskorzeźba. – Tylko i wyłącznie o tobie.
– Nie porzucę tych ludzi – powiedziała Elena i musnęła palcami jego dłoń. – Ani ciebie.
Twarz Gavina nawet nie drgnęła.
– Nie jesteśmy w stanie uniknąć tego, co czeka nas jutro. Nie unikniemy masakry. Słyszałaś, co powiedział posłaniec, prawda? Tak, wiem, że podsłuchiwałaś. Anielle zamieniło się w rzeźnię. Nasi sojusznicy na Północy już nie istnieją. Armia twego ojca jest za daleko. Wszyscy zginiemy przed zachodem słońca.
– Kiedyś i tak zginiemy.
– Nie. – Gavin ścisnął jej dłoń. – Ja zginę, a ze mną ci ludzie. Jeśli nie padniemy od ciosów wroga, pokona nas upływ czasu, ale ty…
Jego wzrok przeniósł się na jej delikatnie wyostrzone uszy, dziedzictwo jej rodu.
– Ale ty mogłabyś żyć przez całe stulecia. Przez tysiąclecia. Nie odrzucaj takiej szansy ze względu na skazaną na porażkę bitwę.
– Wolę zginąć jutro niż żyć okryta hańbą przez tysiąc lat.
Gavin jednakże wpatrywał się już w dolinę. Patrzył na swoich żołnierzy, ostatnią linię obrony przed hordą Erawana.
– Połącz się z armią swego ojca i kontynuuj walkę u jego boku – powiedział ochryple.
– To na nic. – Elena przełknęła ślinę.
Gavin powoli przeniósł na nią spojrzenie. Po tylu miesiącach wreszcie była gotowa do wyznania.
– Moc mego ojca słabnie. Niewiele mu jej pozostało. Światło Mali gaśnie z każdym dniem. Król nie jest w stanie stawić czoła Erawanowi z nadzieją na zwycięstwo.
Ostatnie słowa jej ojca, tuż przed wyruszeniem na tę feralną, skazaną na zagładę wyprawę, brzmiały: „Moje słońce zachodzi, Eleno. Zrób wszystko, by twoje nadal wschodziło”.
Gavin pobladł.
– I teraz mi to mówisz?
– Tak, Gavinie, ponieważ musisz wiedzieć, że dla mnie również nie ma żadnej nadziei. To, czy dziś w nocy ucieknę, czy jutro stanę do walki, nie ma właściwie znaczenia. Ten kontynent jest już stracony.
Gavin spojrzał na dziesiątki namiotów stojących na skalnym cyplu. Jego przyjaciele.
Jej przyjaciele.
– Nikt z nas nie ujdzie stąd żywy – rzekł.
Głos mu zadrżał, a oczy się zaszkliły. Elena ponownie ujęła jego dłoń. Nigdy dotąd, choć wiele razem przeżyli i mierzyli się już z niejednym koszmarem, nie widziała, jak Gavin płacze.
– Erawan zwycięży i zdobędzie władzę nad tą ziemią, a także nad wszystkimi innymi. Nikt mu nie zagrozi przez całą wieczność – wyszeptał.
W obozie pod nimi krzątali się żołnierze. Słychać było mamrotanie, przekleństwa, nawet płacz. Elena wiedziała, że powód ich przerażenia znajdował się po drugiej stronie doliny.
Wtedy ogniska przeciwnika zaczęły gasnąć jedno po drugim, jakby tłumiła je wielka dłoń ciemności. Kościane bębny zagrzmiały głośniej.
Wreszcie przybył.
Erawan we własnej osobie nadszedł, aby być świadkiem ostatniej bitwy Gavina.
– Nie będą czekać do świtu – oznajmił Gavin, a jego dłoń opadła na rękojeść miecza zwanego Damaris.
Elena złapała go jednak za ramię i zacisnęła palce na jego twardych niczym granit mięśniach, osłoniętych skórzaną zbroją.
Nadszedł Erawan.
Może bogowie nadal słuchali. Może jej matka z ognistą duszą zdołała jakoś ich przekonać. Elena spojrzała na surową, dziką twarz Gavina, którą ukochała ponad inne, i powiedziała:
– Nie wygramy tej bitwy. Na pewno też nie wygramy tej wojny.
Gavin drżał z niecierpliwości, by natychmiast skrzyknąć resztę dowódców, ale opanował się. Już dawno nauczył się poskramiać swą dziką naturę i słuchać z szacunkiem słów Eleny.
Uniosła wolną rękę, a surowa magia w jej żyłach zatańczyła. Płomienie zamieniły się w wodę, a pnącza w trzaskający lód. Jej moc nie mogła się równać bezdennej otchłani jej ojca, ale miała wszechstronne, przydatne zdolności, spuściznę po matce.
– Nie wygramy tej wojny – powtórzyła. Twarz Gavina migotała w blasku jej magii. – Ale możemy ją nieco opóźnić. Jestem w stanie przemierzyć tę dolinę w godzinę bądź dwie.
Zacisnęła pięść. Jej moc znikła.
– To jakieś szaleństwo, Eleno! – Gavin zmarszczył brwi. – Samobójstwo. Ludzie Erawana pochwycą cię, nim zdołasz prześlizgnąć się przez ich szeregi.
– Otóż to. Przywiodą mnie wówczas przed jego oblicze. Uznają mnie za cennego więźnia, a nie za zabójczynię.
– Nie – rzekł Gavin. W tym słowie kryły się zarówno rozkaz, jak i prośba.
– Jeśli zabijemy Erawana, jego bestie ogarnie panika. Zyskamy nieco czasu! Mój ojciec zdąży wówczas tu dotrzeć, zebrać resztki naszej armii i zniszczyć legiony wroga!
– Jeśli zabijemy Erawana… Mówisz, jakby to była łatwizna. To król Valgów, Eleno! Nawet jeśli postawią cię przed jego majestatem, obezwładni cię urokiem, zanim wykonasz choć jeden ruch!
Serce ją zabolało, ale zmusiła się, by dokończyć zdanie.
– Dlatego właśnie – szepnęła drżącymi ustami. – Dlatego właśnie chcę, byś porzucił dowództwo i poszedł tam ze mną.
Gavin wpatrywał się w nią. Po policzkach Eleny płynęły łzy.
– Ponieważ… ponieważ ktoś musi odwrócić jego uwagę. Ktoś musi zyskać dla mnie chwilę, bym mogła się przebić przez blokadę w jego umyśle.
Nie miała wątpliwości, że Erawan rzuci się najpierw na Gavina. Przywódca ludzi stawiał bowiem Mrocznemu Lordowi opór od lat i podejmował walkę tam, gdzie nikt inny nie był już w stanie. Jedyną osobą, której Erawan nienawidził bardziej od ludzkiego księcia, był jej własny ojciec.
Gavin przyglądał się jej jeszcze przez chwilę, a potem wyciągnął rękę i otarł jej łzy.
– Jego nie można zabić, Eleno. Słyszałaś słowa wyroczni twego ojca.
– Wiem. – Księżniczka pokiwała głową.
– A nawet jeśli zdołamy go okiełznać lub uwięzić. – Gavin zastanawiał się nad doborem słów. – Cóż, sama zdajesz sobie chyba sprawę z tego, że po prostu zepchniemy odpowiedzialność na kogoś innego. Na kogoś, kto będzie rządził tymi ziemiami wiele lat po nas. To na niego spadnie obowiązek dokończenia tej wojny.
– Ta wojna to dopiero drugie posunięcie w grze, która rozpoczęła się dawno temu za morzem – rzekła cicho Elena.
– Niemniej jeśli Erawan się uwolni, ten koszmar dopadnie kogoś innego po nas. Co więcej, nie uchronimy w ten sposób tych żołnierzy przed jutrzejszą rzezią.
– Jeśli niczego nie zrobimy, nie będzie komu przejąć po nas odpowiedzialności – odparła Elena.
W oczach Gavina tańczyły wątpliwości.
– Nasza magia gaśnie z każdym dniem – naciskała księżniczka – a bogowie nas porzucili. Uciekli od nas. Nie mamy sojuszników Fae poza tymi, którzy służą memu ojcu. Ich moc, podobnie jak nasza, słabnie. Niemniej, gdy nadejdzie pora na trzecie rozdanie, być może uczestnicy niedokończonej przez nas gry będą inni. Może zdarzy się to w przyszłości, w której ludzie i Fae będą walczyć ramię w ramię, emanując mocą. Może znajdą sposób, aby to zakończyć. Innymi słowy, Gavin, ta bitwa jest już przegrana. Z nadejściem świtu nasi przyjaciele zaczną ginąć na tym polu, a my wykorzystamy ten moment, by pojmać Erawana i zapewnić Erilei przyszłość.
Gavin zacisnął mocniej usta i otworzył szerzej szafirowe oczy.
– Nie możemy nikomu nic powiedzieć – dodała Elena łamiącym się głosem. – Nawet jeśli odniesiemy sukces, nikt nie może wiedzieć, jak tego dokonaliśmy.
Zwątpienie zaznaczyło się głębokimi bruzdami na jego twarzy. Elena mocniej zacisnęła dłoń na jego ręce.
– Nikt, Gavin.
Książę patrzył na nią z bólem, ale skinął głową. Trzymając się za ręce, spojrzeli na ciemność spowijającą góry. Kościane bębny mrocznego władcy biły niczym młoty o żelazo. Wkrótce ich złowróżbny rytm miały zagłuszyć wrzaski umierających żołnierzy. Wkrótce pola miały spłynąć potokami krwi.
– Jeśli rzeczywiście tego chcemy, powinniśmy ruszać w drogę – rzekł Gavin.
Jego uwagę przyciągnęły najbliższe namioty. Nie było czasu na pożegnanie czy ostatnie słowa.
– Przekażę Holdrenowi rozkaz, by poprowadził jutro naszą armię. Będzie wiedział, co powiedzieć reszcie.
Elena skinęła głową. Dalsza rozmowa nie była już potrzebna. Gavin wypuścił jej dłoń i ruszył w stronę namiotu, który stał najbliżej ich własnego. Należał do jego najbliższego przyjaciela i najwierniejszego z dowódców, który przypuszczalnie próbował jak najlepiej wykorzystać ostatnie godziny spędzane ze swoją młodą żoną.
Elena odwróciła wzrok, nim szerokie ramiona Gavina rozsunęły ciężkie klapy namiotu, a on sam znikł w środku. Spoglądała daleko nad ogniskami na dolinę, na ciemność kłębiącą się po drugiej stronie. Mogłaby przysiąc, że ta odpowiedziała jej spojrzeniem. Mogłaby przysiąc, że słyszy tysiące osełek, na których bestie mrocznego władcy ostrzyły zatrute kły.
Uniosła oczy ku zasnutemu dymem niebu. Kłęby rozsunęły się na krótką chwilę, by ukazać jej upstrzone gwiazdami sklepienie. Władca Północy zerkał na nią. Być może był to ostatni dar Mali dla tych krain, przynajmniej w tej epoce. Może bogini chciała w ten sposób podziękować Elenie bądź się z nią pożegnać.
Ponieważ Elena zamierzała właśnie wkroczyć w wieczną ciemność, by dać szansę Terrasenowi i całej Erilei.
Zmówiła w duchu ostatnią modlitwę, aby nienarodzeni jeszcze, odlegli potomkowie tej nocy, spadkobiercy brzemienia, które miało ocalić bądź pogrążyć Erileę, wybaczyli jej to, co właśnie chciała uczynić.