- promocja
- W empik go
Imperium. Smoki Haldoru - ebook
Imperium. Smoki Haldoru - ebook
Pierwsza w historii polskiej fantastyki powieść fantasy!
„Imperium” zostało wydane po raz pierwszy w 1987 roku. To bardziej fikcja historyczna niż fantastyka w pełnym tego słowa znaczeniu – opowieść o mechanizmach dochodzenia do władzy w quasi-średniowiecznym świecie, skrytobójstwach i wojnach. Bohaterowie książki muszą zmierzyć się z własnymi słabościami, ze zdradą, z wielopiętrowymi intrygami, a nie z magią lub potworami. „Imperium” jest opowieścią zarówno o bohaterstwie, jak i o niegodziwości, a także o tym, jak kaprysy i decyzje możnych tego świata – a czasami zwykły przypadek – wstrząsają losem całych królestw i tysięcy ich mieszkańców.
Ta edycja jest wydaniem jubileuszowym związanym z 40-leciem pracy twórczej Jacka Piekary. Powieść jest dostępna jako audiobook i ebook w aplikacji Empik Go.
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-272-8224-8 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Pierwszy tom tej książki (choć zważywszy na jego małą objętość, lepiej powiedzieć: tomik), zatytułowany _Imperium. Smoki Haldoru_, ukazał się w roku 1987 w wydawnictwie Iskry. Mógł zostać opublikowany dzięki entuzjazmowi, z jakim potraktował go nieżyjący już niestety redaktor Mirosław Kowalski, późniejszy szef wydawnictwa SuperNowa i wydawca książek Andrzeja Sapkowskiego. Cały osiemdziesięciotysięczny nakład tej niewielkiej książeczki został wyprzedany w ciągu kilku dni. W dzisiejszych czasach rzecz do wyobrażenia chyba tylko w przypadku powieści J.K. Rowling. Od razu jednak zaznaczę, że ta rewelacyjna sprzedaż nie była zasługą ani geniuszu autora, ani wyjątkowej jakości jego utworu. Po prostu polski rynek był złakniony i spragniony literatury fantasy. W czasach PRL była bowiem rzadkością, a polscy pisarze nie uprawiali tego gatunku w ogóle, zajmując się chętnie science fiction lub bardzo popularną wtedy fantastyką społeczną. Czytelnicy żądali zaś miecza i magii, pragnęli czytać o potworach i walkach bohaterów, chcieli poznawać czarodziejskie sekrety. Fantasy było w tamtych czasach reprezentowane w zasadzie tylko przez Tolkiena i jego popularne książki ze świata Śródziemia. Jednak jak pamiętam swoją pracę nad _Smokami Haldoru_, to byłem przede wszystkim pod wpływem niezwykłej książki wybitnego francuskiego pisarza Jeana d’Ormessona zatytułowanej _Chwała cesarstwa_.
Nieco później dopisałem tom drugi tej historii, który ukazał się w roku 1990 w wydawnictwie Białowieża razem z tomem pierwszym, pod wspólnym tytułem _Imperium_. Tę właśnie wersję macie teraz przed sobą.
Życzę Wam interesującej i sympatycznej lektury, ale pamiętajcie: macie do czynienia z utworem napisanym przez bardzo, bardzo młodego pisarza. Może i byłem już wtedy diamentem – jak twierdziły życzliwe mi osoby;) – ale z perspektywy lat muszę przyznać, że był to diament wymagający jeszcze solidnego szlifu…
Tak więc zostaliście lojalnie ostrzeżeni, ale jeśli ostrzeżenie Was nie zatrwożyło, to cóż – ruszajmy!PROLOG
Czy możesz uważać za mającego potęgę kogoś, kto – jak widzisz – nie może dokonać tego, czego pragnie? Czy możesz uważać za potężnego tego, kto się otacza uzbrojoną strażą przyboczną, kto tych, których straszy, sam jeszcze bardziej się boi, kto – by się zdawało, że ma potęgę – pozostaje w rękach tych, którzy mu służą?
Beocjusz
Gordor – zlepek dziewięciu półsamodzielnych marchii: Barren, Khominden, Leutenree, Ohgaden, Deonshee, Wedder, Mermond, Revgardh, Omelor – rządzonych dziedzicznie przez grafowskie rody, w mniejszym lub większym stopniu uzależnione od cesarza Kagardu. Tak właśnie było aż do czasów Kashoogi Wielkiego. Ale nim pokusimy się opowiedzieć o tym władcy-wojowniku, należy sięgnąć jeszcze dalej w przeszłość, cofnąć się aż do czasów Merfisa I, protoplasty dynastii weddersko-mermondzkiej i dynastii omelorskiej.
Kim był Merfis I, w jaki sposób zdołał zdobyć władzę potężną, jak żaden z gordorskich grafów przed nim? Wiedzieć przecież trzeba, że marchia Wedder, której był władcą, a zwłaszcza jej prowincje przygraniczne były wiecznym źródłem sporów pomiędzy ościennymi marchiami. I samodzielne istnienie Wedder zawdzięczał nie tyle własnej sile, ile niezgodzie panującej wśród sąsiadów.
Niewątpliwie nieprzeciętną jednostką musiał być ten, który ze słabej, choć bogatej marchii potrafił stworzyć główne źródła oporu przeciwko ingerencji kagardzkiej i jednocześnie pierwszy zalążek niepodległego i zjednoczonego Gordoru.
Merfis przyszedł na świat w roku 1529 według kagardzkiej rachuby czasu, lecz w zgodzie z edyktem Kashoogi Wielkiego uznamy datę jego urodzin za rok 0 nowej ery. Młodość spędził na dworze cesarza Kagardu i tam poznał doskonale zarówno język, jak i obyczaje panujące w najpotężniejszym państwie kontynentu. Początkowo przeznaczono go do stanu kapłańskiego, stąd też wyśmienicie poznał wiele nauk zastrzeżonych dla duchownych, a jego mistrzami byli tak słynni uczeni jak Hiron Astrolog czy Lekem Rudobrody. Śmierć Harfina, brata Merfisa, zmusiła grafa Wedder do odwołania młodszego syna z cesarskiego dworu i przygotowania go do objęcia władzy w marchii. W roku 19 stary graf zmarł i Merfis zasiadł na tronie. Już pierwsze postępki młodego władcy wskazywały na jego niepospolite zdolności wojskowe i polityczne. Zwyciężywszy w bitwie pod Harradin koalicję zuchwałych grafów z Leutenree, Ohgadenu i Deonshee oraz rozgromiwszy ich uciekające wojska na brodzie przez Perren, związał się z panującym w Mermondzie rodem Werre, poślubiając w rok po bitwie pod Harradin najstarszą córkę grafa Mermondu, stając się po jego śmierci grafem – powiernikiem Mermondu. Pełne władztwo nad tą marchią miał otrzymać dopiero syn Merfisa i Fallei, który przyszedł na świat w 23 roku i otrzymał imię Berdok ku czci niedawno zmarłego ojca Fallei. Podobno wiele znaków na niebie i ziemi świadczyło o tym, że rodzi się człowiek, którego istnienie wywrze ogromny wpływ na dzieje świata. Tak więc najpierw dwie ogniste komety przeleciały nad zamkiem w Weerdengard, a następnie, gdy pani Fallei, będąc już brzemienną, uczestniczyła w wielkich łowach w lasach berkhańskich, dwa orły, samiec i samica, zaczęły krążyć nad jej głową, po czym spokojnie usiadły u jej stóp. Podobno też noc, w czasie której przyszedł na świat Berdok, pełna była znaków tyle groźnych, co tajemniczych. Stara piastunka Berdoka, będąc świadkiem połogu, wspominała ponoć po wielu latach, że gdy dziecko wydało pierwszy krzyk, natychmiast nad Weerdengard rozpętała się ogromna burza, a gdy ucichła, zza chmur wyłonił się księżyc w pełni nie złotej jednak, lecz krwistoczerwonej barwy. Pewne jest jednak inne wydarzenie, o wiele bardziej znaczące. Otóż pewien jeniec z plemienia barbarzyńców zamieszkującego puszcze na zachód od Khomindenu, wdarł się podstępnie do komnaty, w której leżało uśpione dziecko i zbliżył się do kołyski z nożem w dłoni, chcąc zdradziecko zamordować syna swego pogromcy. Wtedy jakaś siła odebrała moc jego dłoniom i sam przebił się u stóp kołyski.
Astrologowie mówili też, że chwila narodzin Berdoka przypadła na czas, w którym gwiazdy ustawiły się w konfiguracji tak niezwykłej, a zarazem tak przerażającej, iż sami mędrcy przez długie tygodnie nie chcieli Merfisowi ujawnić uczonych prognoz. Wreszcie jednak zdradzili, że syn jego osiągnie władzę tak wielką, jak nikt dotąd w Gordorze, utopiwszy pierwej kraj we krwi, który wszak wyjdzie z tej próby zwycięsko oczyszczony i tym potężniejszy. Wróżyli, że następca Merfisa charakteru porywczego i gniewnego surowy będzie dla siebie i poddanych, a serce jego rozmiłuje się w wojennej pożodze i okrucieństwie. Przepowiadali mu długie życie, mimo licznych czyhających na jego drodze niebezpieczeństw, śmierć zaś haniebną i niegodną rycerza. Zwycięzca bitew i wojen, potężny władca, którego serce nie będzie znało litości i przebaczenia, umrze otoczony nienawiścią żony, dzieci i poddanych. Niestety słowa mędrców miały się spełnić co do joty, lecz Merfis sam przecież będący uczniem jednego z najsławniejszych badaczy gwiazd, ufając swej wiedzy, śmiał wprost zaprzeczać zdaniu uczonych mężów i nie przyjął żadnej rady, której mu udzielili. Litować się tylko należy nad zaślepieniem tak światłego władcy i współczuć mu, gdyż jego słabość do pierworodnego utrzymywała się nawet wtedy, gdy postępki Berdoka zaczęły przynosić hańbę całemu rodowi. W innych natomiast sprawach Merfis był tak przezorny i rozważny, że zasłużył sobie u potomnych na przydomek Mędrca. Doprowadził Wedder i Mermond do szczytu potęgi i rozkwitu, a gdy w 36 roku w dwa lata po śmierci ukochanej żony poślubił Harunę, córkę grafa Khomindenu, zabezpieczył w ten sposób od napaści zachodnie granice swych włości. I choć nie mógł liczyć na żadną khomindeńską sukcesję (gdyż Haruna miała jeszcze dwóch starszych braci), to ożenek ten wzmocnił pozycję Wedder i Mermondu w Gordorze. Nie było to jednak szczęśliwe małżeństwo. Haruna mimo niezwykłej piękności rychło stała się Merfisowi niemiła. Ustawicznie podejrzewał ją (prawdopodobnie słusznie) o liczne zdrady. Dlatego też serdecznie nienawidził dwóch synów Haruny, Irlina nazwanego później Srebrnowłosym i Heggewa, który przeszedł do historii z przydomkiem Wygnańca. Przypuszczał bowiem, że obaj nie są jego dziećmi. Przeżył wszakże z małżonką aż dwadzieścia lat, gdyż związek ten zapewniał mu przyjaźń Khomindenu, która w ciężkich i niebezpiecznych czasach mogła stać się niezbędna.
Tak jak pierwsze lata panowania Merfisa charakteryzują się ekspansją na zewnątrz, tak następny okres to stałe umacnianie władzy wewnątrz państwa i walka z samowolnymi i zuchwałymi Wielkimi Rodami. Zakończyła się ona zwycięsko dla władcy w roku 52 w czasie krótkotrwałego buntu, który z pomocą Khomindenu został utopiony we krwi. Kiedy jednak w roku 62 zmarła Haruna, graf Khomindenu zerwał traktat przyjaźni i zbliżył się do nienawistnych rodowi Wedder grafów z Ohgadenu, Leutenree i Deonshee. Merfis próżno szukał pomocy w Omelorze i Revgardzie, aż wreszcie zrozpaczony sprzymierzył się z księciem Bellen-Deir, biorąc za żonę jego młodą bratanicę Erthenvol. Tego było za wiele dumnym grafom Gordoru, szczerze nienawidzącym obcego władztwa. Książę Bellen-Deir był najbardziej oddanym lennikiem cesarza Kagardu. Mieli więc powody do obaw, że gdy władzę w Mermondzie i Wedder zechce objąć potomek Merfisa i Erthenvol, umocnią się tym samym wpływy cesarza Kagardu. W tej sytuacji dała się poznać polityczna zręczność i przebiegłość Berdoka, który sprzymierzywszy się z grafami przeciw własnemu ojcu, zgładził go podstępnie (Merfis został zasztyletowany w łaźni), po czym sam objął władzę. Dwaj jego przyrodni bracia, dwudziestosześcioletni wówczas Ilrin i o rok młodszy Heggew, musieli ratować się ucieczką na czele ostatnich wiernych im oddziałów. Jednakże długie ręce Berdoka sięgnęły po Ilrina. Został on otruty, Heggew zaś schronił się w stolicy Omeloru, Ottin. Erthenvol, nosząca w swym łonie pierworodnego syna, zbiegła do Bellen-Deir, próżno szukając zbrojnej pomocy księcia lub cesarza Kagardu.
Sytuacja Berdoka była jednak niezwykle trudna, gdyż tak jak zyskał pomoc grafów przeciwko cudzoziemce, tak nie mógł liczyć na ich poparcie w rozprawie z własnymi braćmi. W obronie praw wygnanego Heggewa wystąpił władca Khomindenu, jego wuj, a po wahaniach i rozterkach również władca Omeloru, ulegając prośbom zakochanej w urodziwym zbiegu córki. Zdobycie tronu w Wedder i Mermondzie przez Heggewa oraz jego ożenek z Mantą, córką grafa Omeloru, mogłoby doprowadzić do powstania sojuszu pięciu marchii (licząc odwiecznego sprzymierzeńca Omelorczyków ród Garha panujący w Revgardzie). Sojusz ten zagrażałby władzy cesarza Kagardu. Dlatego też cesarz i książę Bellen-Deir poparli rządzącego Berdoka, choć mogli czuć ku niemu uzasadnioną wygnaniem Erthenvol nienawiść. Rozgorzała dwuletnia wojna nazwana w historii sukcesyjną wojną weddersko-mermondzką.
W wojnie tej oddziały Berdoka (złożone po części z tajjońskich i esumarskich najemników) rozgromiły w bitwie pod Alra oddziały khomindeńskie, zmuszając grafa tejże marchii do zawarcia pokoju. Tymczasem cesarz Kagardu doznał klęski na polach Jaava, a w wąwozie Kammar oddziały jego zostały wybite do ostatniego człowieka. Sam włodarz Kagardu postradał życie, ale książę Bellen-Deir kontynuował walkę na tyle skutecznie, iż Omelorczycy związani z nim na wschodzie nie byli w stanie zaatakować Wedder i Mermondu. Już w roku 66 po zwycięstwach nad rodzimą opozycją i ingerencją zewnętrzną mógł Berdok spokojnie zasiąść na tronie w Wedder i Mermondzie. Obecnie twierdzi się, iż zwycięstwo głównie zawdzięczał neutralności trzech północnych marchii (Ohgaden, Deonshee i Leutenree), które uwikłane w wewnętrzne spory oraz walczące na północ z Pesterhardem, nie miały dość sił, aby wziąć udział w jeszcze jednej wojnie.
Aby zrozumieć dalsze losy rodu Merfisa I, znów musimy cofnąć się w przeszłość i zająć życiem prywatnym grafa Berdoka. Już w roku 40, a więc gdy miał zaledwie siedemnaście lat, poślubił córkę rycerza Borgara, piękną Ellerę, która urodziła mu dwóch synów. W 53 roku Kashoogę, a w czternaście lat później Merfisa. Przy urodzinach drugiego syna Ellera zmarła i wtedy Berdok rozpoczął starania o rękę najmłodszej córki cesarza Kagardu, Tannis. Cesarz, panujący dopiero od roku, po śmierci ojca również pragnął mieć na terenie Gordoru oddanego sojusznika i dlatego małżeństwo z Tannis doszło do skutku już w 69 roku. Wywołało sprzeciw gordorskich grafów wynikający z tych samych przyczyn, jak w roku 62, gdy Merfis I związał się z Erthenvol. Wtedy spowodowało to upadek i śmierć Merfisa, teraz zaś Berdok potrafił już poradzić sobie z sąsiadami. Nie doszło nawet do nowej wojny. Żadna z marchii nie czuła się bowiem na siłach wystąpić przeciw sprzymierzonym siłom grafa Mermondu i Wedder oraz cesarza Kagardu. Piętnaście lat panowania Berdoka to okres wciąż rosnącej potęgi jego marchii, ale też i czas okrutnego wyzysku, samowoli i niczym niezdławionej przemocy. Dziki charakter grafa doskonale dał się poznać, gdy poczuł pełnię władzy w swoich rękach. Przytoczmy zresztą ustęp z dzieła Larbona Mnicha „Kashooga Wielki – światło boskiej siły” z rozdziału zatytułowanego „Nikczemny dom szlachetnego”. Otóż w pewnym miejscu Larbon pisze te słowa:
_„Próżno szukać na świecie szerokim człeka, którego czyny podłością a nikczemnością swą przewyższyć by mogły tegoż oto władcę, któren niepomny na ród swój wysoki i pochodzenie szlachetne zdawał się przypominać bestię, co za cel swoich działań nienawistnych przyjęła brukać czystość i ból zadawać wszelkiej niewinności. Zbrodnie jego ohydztwem blask jasnego słońca przysłoniły. Cóż uczynił ze szlachetnymi rycerzami Agryldą i Mektem? Wierzę, że niepomszczone ich dusze dotąd jeszcze błagalnie wzywają pomsty, bowiem za słowa sprzeciwu jedynie on ciała ich dotknął mękami tak straszliwymi, iż słowa o nich przez gardło człekom i prawemu przejść by nawet nie mogły. Ponoć gadali_ _na dworze, że kat sam, co twarde ma serce i nieczuły jest na ból ludzki, rzewnymi łzami płakał, patrząc na mękę szlachetnych rycerzy_.
_Prędzej psa wściekłego, którego szczęki pianą krwawą ociekają, na tronie było osadzić niźli_ _nikczemnika i podlca tego. Cóż on uczynił z przecudną i z cnoty swej słynącą panią Lariną, cóż za stworzenie piekielne mogło pokalać tę duszę i ciało to, co grzesznych występków nie znało? Pohańbił ją sam i żołnierzom swym – psom wściekłym z Tajjonu – hańbić rozkazał, co też czynili_ _w podłej radości. Pani Larina z ran cielesnych i dusznej zgryzoty rychło na łono Błogosławionej Matki schroniła się. A wspomnijcież te uczty rozwiązłe bezeceństw wszelakich pełne, gdzie nie oszczędzano ani dzieweczki skromnej, ani pacholęcia niewinnego, ani matrony dostojnej, a występni pławili_ _się we wszelkim plugastwie”_.
Przyznać należy, iż wszystko, co pisze Larbon, jest prawdą, aczkolwiek w dość interesujący sposób przedstawioną. Bowiem w rzeczywistości rycerz Agrylda był głową spisku arystokratycznego skierowanego przeciw Berdokowi, co Mnich dość łagodnie przedstawia jako „słowo sprzeciwu”. Dotąd niewyjaśniona jest sprawa szlachetnej Lariny (zresztą siostrzenicy Agryldy). Domyślać się można, że jej hańba była raczej dodatkową torturą zadaną rycerzowi niż przejawem rozpustnego charakteru władcy. Nie umniejsza to bynajmniej winy Berdoka. Świadczyć może jednak, że żadne z działań tego władcy nie było spowodowane nierozumnymi porywami, lecz każde służyć miało z góry wyznaczonemu celowi. Larbon w swym dziele przedstawia Berdoka nie tylko jako nikczemnika i okrutnika (którym niewątpliwie był), lecz także jako głupca (którym z całą pewnością nie był). Polityka grafa opierała się na przeświadczeniu, że wszelki opór musi być bezlitośnie zdławiony, a buntownicy i ich rodziny jak najsurowiej ukarani. Zauważyć należy, że Berdok nigdy nie stosował terroru przeciwko tym, którzy nic mu nie zawinili, a wręcz otwarcie twierdził: „Kto pilnie słucha rozkazów swego władcy, ten wraz z rodziną żyć będzie w szczęściu i dostatku”. Rzeczywiście tak było. Tym też należy tłumaczyć okoliczność, że Berdok zmarł śmiercią naturalną, opiwszy się zbytnio winem na uczcie, a nie został podstępnie zamordowany. Otoczył się ludźmi całkowicie sobie uległymi, wśród których szereg było obdarzonych niepospolitymi przymiotami rozumu, a władca zręcznie je wykorzystywał do swych celów. Rozumiał też, że zasłużywszy na nienawiść ogromnej części wielkiego rycerstwa, musi się na kimś oprzeć. Toteż prócz swej trzytysięcznej najemnej gwardii tajjońskiej stworzył elitarne oddziały złożone z upokarzanego dotąd przez arystokrację ubogiego rycerstwa. Wojsko to, zasmakowawszy w nieznanej dotąd swobodzie i zbytku, było mu całkowicie oddane. Usilnie też się starał, aby w kraju kwitło rolnictwo i rzemiosło i aby nikt nie głodował, gdyż jak mówił: „głodny wilk rzuci się nawet na niedźwiedzia, a syty może zbyt wiele utracić i raczej woli mu pokornie służyć”. Polityka ta odniosła zamierzone skutki, gdyż od roku 63 do 79, czyli przez szesnaście lat rządów Berdoka, nie wybuchł ani jeden plebejski bunt.
W roku 76, a więc zaledwie trzy lata przed śmiercią, Berdok najeżdża marchię Deonshee i w czasie jednego lata podbija ją, wyrzynając w pień wszystkich członków arystokratycznych rodów i całą rodzinę grafa marchii. Edryka każe w okrutny sposób publicznie stracić. Następnie za zezwoleniem cesarza Kagardu, który nadal nominalnie pozostaje seniorem grafów Gordoru, przyjmuje tytuł grafa Deonshee i obejmuje tę marchię we władanie. Pół roku przed śmiercią zwycięża też grafa Ohgadenu Hammira, ale tym razem cesarz Kagardu, zaniepokojony perspektywą zjednoczenia wielkiej części Gordoru pod berłem Berdoka, nie wyraża zgody na włączenie Ohgadenu do państwa sojusznika, a wręcz przeciwnie, rozpoczyna rozmowy z jego przeciwnikami – grafami Omeloru, Revgardhu i Khomindenu.
Berdok, przerażony perspektywą zjednoczenia wrogów i to pod protekcją dotychczasowego sprzymierzeńca, opuszcza Ohgaden i raz jeszcze składa cesarzowi wiernopoddańczy hołd. Zawiedziony w swych politycznych rachubach, dręczony nieuleczalną chorobą, którą zawdzięczał nadmiernemu umiłowaniu rozpusty, umiera w wieku 56 lat. Tak jak przepowiadali astrologowie, znienawidzony przez wszystkich, nawet tych, których uważał za przyjaciół. Przed śmiercią wyraża jeszcze ostatnią wolę i dzieli włości między trzech synów. Mermond dostaje się dwunastoletniemu wówczas Merfisowi, Wedder otrzymuje dwudziestosześcioletni Kashooga, a władza w Deonshee przekazana zostaje sześcioletniemu Voodeltowi, synowi Berdoka z drugiego małżeństwa. Drugi syn Tannis, ośmioletni Gerond, przeznaczony zostaje do stanu kapłańskiego.
Teraz, aby w pełni zrozumieć to, co wydarzyło się po śmierci Berdoka, znów musimy cofnąć się w przeszłość i wrócić do Heggewa Wygnańca, cudem ocalałego w 63 roku, gdy po śmierci Merfisa I jego syn Berdok dokonał rzezi wśród rodzimej opozycji. Jak wiadomo, Heggew, przyrodni brat Berdoka, uciekł na czele wiernych sług do Omeloru i tam, nie ujawniając swego pochodzenia, krył się przed zemstą władcy Wedder i Mermondu. Niepisane jednak było mu życie prześladowanego zbiega.
Otóż zdarzyło się, iż pewnej pochmurnej jesiennej nocy Heggew miał spotkać się ze swymi szpiegami z Wedder w lasach nieopodal stolicy Omeloru, Ottin. Mieli mu oni donieść, czy możliwe będzie przedostanie się przez Wedder do Khomindenu, gdzie władcą był kuzyn Heggewa. Spotkanie odbyło się w pobliżu traktu prowadzącego do Ottin, gdy nagle rozmowę spiskowców zakłócił turkot zbliżającego się wozu. Wkrótce też ujrzeli, że tuż obok nich rozpętała się walka pomiędzy rycerzami konwojującymi kolasę a rabusiami. Heggew, niewiele myśląc, skrzyknął swych ludzi i ruszył na pomoc napadniętym. A czas był już najwyższy, gdyż ostatni z obrońców padł martwy ze strzałą w piersiach.
Niewielu rycerzy było wraz z Wygnańcem, ale krzepcy i zahartowani w boju odparli atak zbójców. Ujrzeli kobiecą postać wyłaniającą się ze środka i Heggew poznał, iż uratowali córkę grafa Omeloru, Mantę.
Był wtedy rok 64. Już w dwa lata później Heggew poślubił Mantę. Przedtem jeszcze stanął na czele omelorskich wojsk i właśnie jemu zawdzięczać należy dwa ogromne zwycięstwa nad cesarzem Kagardu – na polach Jaava i w wąwozie Kammar. Ciężko raniony w tej ostatniej bitwie musiał oddać dowództwo jednemu z omelorskich arystokratów, a ten nieobdarzony niestety wojennym geniuszem nie potrafił osiągnąć decydującego zwycięstwa nad księciem Bellen-Deir. Jak już wspomnieliśmy, Berdok wyszedł z wojny sukcesyjnej zwycięsko i w roku 66 całkowicie opanował sytuację w podległych mu marchiach. Jednakże w dniu jego śmierci przyszły los państwa zdawał się budzić obawy. Berdok raz jeszcze wykazał się umiejętnościami dyplomatycznymi i zdolnością przewidywania sytuacji. Wiedział, że jego państwo nie jest w stanie się utrzymać, jeżeli odda tron jednemu z synów. Natomiast sądził (i słusznie), że grafowie uspokojeni podziałem kraju między trzech synów Berdoka, co tym samym spowoduje jego osłabienie, nie będą już chcieli wzniecać nowej wojny. Najstarszy – Kashooga – otrzymał w spadku po ojcu tron w Wedder, Merfisowi dostał się Mermond. Ponieważ chłopiec miał zaledwie dwanaście lat, Berdok o opiekę nad nim prosił w swej ostatniej woli jednego z najzagorzalszych wrogów grafa Khomindenu. Pieczę nad sześcioletnim Voodeltem, któremu przypadło Deonshee, polecił grafowi Omeloru i księciu Bellen-Deir. Wszystko stało się, tak jak przewidział Berdok. Tronu Kashoogi bronili oddani mu możnowładcy i rycerstwo, tron Merfisa został publicznie uznany przez grafa Khomindenu, a sukcesja Voodelta w Deonshee stała się bezpieczna, gdyż władcy Omeloru i Bellen-Deir, którzy nosili się poprzednio z zamiarem co najmniej złupienia tejże marchii, teraz szachowali się wzajemnie. Doprowadziło to do tego, iż obaj starali się jak najzręczniej umocnić władzę Voodelta, jednocześnie zdobywając wpływ na sprawy marchii.
Potęga, którą zapoczątkował Merfis I, a utrwalił Berdok, zdawała się jednak kończyć nieodwołalnie wraz z jego śmiercią. Gordor w tym czasie, mimo iż z powrotem rozbity na dziewięć samodzielnych marchii, w rzeczywistości był scalony jak nigdy dotąd. Wspólna walka z Berdokiem doprowadziła do sojuszy, które przetrwały śmierć władcy. Na dworze w Wedder zaczęły się rodzić pierwsze plany ostatecznego zerwania lenniczej zależności od cesarza Kagardu. Ale na wybuch wojny trzeba było czekać aż do roku 84, kiedy to Kashooga i Heggew publicznie ogłosili się królami Gordoru (z umową o wzajemne dziedziczenie tronu) i zostali koronowani oraz namaszczeni w Złotej Świątyni w Weerdengard. Młody Merfis graf Mermondu, a także Voodelt graf Deonshee i Berdhurg graf Revgardhu złożyli hołd lenny nowym królom i przysięgli im dozgonną wierność. W odpowiedzi na to cesarz Kagardu i książę Bellen-Deir wkroczyli z wojskami na teren Omeloru i Deonshee, ale trzykrotnie pokonani (pod Ajgord, Sangalą i Morgandirem) musieli uznać nową władzę w Gordorze.
W czasie jednej z ostatnich bitew poległ współkról Gordoru Heggew i cała władza przeszła w ręce Kashoogi. Syn Heggewa, siedemnastoletni Mirmodh, złożył królowi hołd lenny i od tej pory cała zachodnia część Gordoru dostała się pod rządy Kashoogi.
Walka jednak jeszcze się nie zakończyła. Khominden, Leutenree, Ohgaden i Barren nadal pozostawały poza strefą wpływów nowego króla. Kashooga pragnął z początku pokojowego rozstrzygnięcia sporu, ale widząc niezłomny upór grafów, począł zbierać wojska, aby siłą zmusić opornych do uznania jego władzy. Niespodziewana pomoc przyszła ze strony Baradh-Ardha, młodszego brata grafa Barren, który niechętnie patrząc na zacieśniające się stosunki z Królestwem Pesterhardu, wywołał wojnę domową i na czele wiernych sobie oddziałów zmusił brata do ucieczki z marchii. Sam objął w niej władzę, po czym złożył hołd lenny królowi Kashoodze. Wtedy to również graf Khomindenu, który od dłuższego już czasu nie potrafił uczynić jednoznacznego wyboru, wreszcie zdecydował się poddać rządom władcy Gordoru. Jedynie grafowie Leutenree i Ohgadenu zawarli sojusz, a następnie unię pomiędzy swoimi marchiami i poprzysięgli nigdy, póki tylko starczy im życia, nie zhańbić się oddaniem pod władzę Kashoogi.
Rozgorzała nowa wojna, która trwała długie pięć lat. Grafowie Leutenree i Ohgadenu zamknęli wojska w rozlicznych surowych i potężnych twierdzach. Ostatnią z nich zdobyto dopiero w 91 roku. Przedtem jednak obie marchie zostały złupione i spustoszone przez oblegające zamki oddziały. Po zwycięstwie dała się poznać cała prawość i szlachetność serca młodego króla. Dla wrogów okazał się łaskawy i wyrozumiały i chociaż odebrał dwóm grafom władzę w marchiach, mianując grafami wybranych przez siebie i oddanych sobie arystokratów, to jednak pokonanym wrogom zostawił swobodę wyboru tego, czy pragną pozostać i wiernie mu służyć, czy udać się na wygnanie.
Z równą wspaniałomyślnością potraktował przyrodniego brata Voodelta, którego wpierw wielekroć ostrzegał przed konszachtami z księciem Bellen-Deir. Potem, widząc jawne oznaki spisku, ukarał zaledwie wygnaniem i to pozostawiając mu cały majątek. Kashooga odziedziczył po ojcu geniusz polityczny i wojenny, siłę i odwagę, a po matce prawość, szlachetność i dobre, wybaczające serce.
Trzydzieści sześć lat jego panowania to okres spokoju, dobrobytu i wciąż rosnącej siły Gordoru. Zarówno chłopi, mieszczanie, jak duchowni i rycerstwo byli zadowoleni z rządów młodego króla, bowiem tak jak Berdok pragnął oprzeć się na sile, gwałcie i strachu, tak Kashooga zdobył władzę sprawiedliwością i rozumem. Nigdy przedtem i nigdy potem żaden z królów nie osiągnął takiej potęgi. Ona właśnie uczyniła Gordor największym mocarstwem kontynentu. Ani Pesterhard, ani Bellen-Deir i Kagard nie miały odwagi napaść królestwa. Ale panujący na granicach pokój nie każdemu odpowiadał. Otóż już w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych zaczęły się odzywać wśród średniego i drobnego rycerstwa Gordoru coraz silniejsze głosy niezadowolenia. Przypomnieć bowiem należy, iż częste łupieżcze wyprawy na Kagard, Bellen-Deir i Pesterhard bądź też wzajemne walki pomiędzy grafami dotąd zajmowały rycerstwo. Po roku 92, gdy edyktem Kashoogi potwierdzonym następnie przez Wielką Radę zostały zabronione wojny prywatne, a w roku 93 również samowolne wyprawy poza granice, rycerstwo pozbawiono głównego źródła dochodów. Stąd też wywierano coraz silniejszą presję na władcę, aby poprowadził wojowników Gordoru na nową i zwycięską wojnę. Wreszcie w roku 95 władca powziął ostateczną decyzję uderzenia na Księstwo Tajjonu – państwo leżące na południowy wschód od marchii Khominden. Wybór właśnie Tajjonu na pierwszą ofiarę podyktowany był względami emocjonalnymi, gdyż w Gordorze dotąd jeszcze pamiętano okrutną władzę zwerbowanych przez Berdoka tajjońskich najemników, jak i ekonomicznymi. Tajjon kontrolował blisko połowę handlu pomiędzy południem a północą. Na terenie księstwa leżało ujście rzeki Eltary, którą spławiano towary z dalekiego południa, przeładowywano je w porcie Bad-Khared na statki i rozwożono do Gordoru, Kagardu i leżącego na południe od Cesarstwa księstwa Simirty. Handel prowadzony przez Tajjon przynosił krociowe zyski i Kashooga postanowił siłą opanować ujście Eltary, co zapewniłoby Gordorowi kontrolę nad wymianą towarów między północą a południem. Wojna z Tajjonem mogła przynieść polityczne i ekonomiczne zyski, ale niestety nie została zaplanowana z należytą powagą i dokładnością. Zapytać tylko wypada, jak mądry władca mógł lekkomyślnie podejść do problemu tak wielkiej rangi jak okiełzanie Tajjonu, słynącego z licznych potężnych twierdz, ogromnej floty i bitnych zastępów rycerstwa.
Z początkiem 96 roku z Khomindenu wyruszyły prowadzone przez grafa tej marchii Ervina gordorskie zastępy. Zaledwie trzy tysiące rycerstwa maszerowało z Erwinem, ale że każdy z wojów wiódł ze sobą zbrojne sługi, liczba armii sięgała piętnastu tysięcy ludzi. Skromne te siły miały pokonać władcę Tajjonu, choć ten zdolny był do skrzyknięcia blisko dziesięciu tysięcy rycerzy zahartowanych przez długie lata wojen. Już pierwsze dni po wkroczeniu na wrogie tereny zdawały się zapowiadać klęskę. Najpierw oddziały granicznej straży Tajjonu, liczące niewiele ponad pięciuset ludzi, zatrzymały gordorską armię, przez blisko tydzień zadając jej dotkliwe straty. Następnie, przy przekraczaniu rzeki Alkam, potonęła niemal połowa wozów, a panika, która wszczęła się wśród czeladzi, doprowadziła do tego, iż dwustuosobowy oddziałek tajjoński o mało co nie rozbił całej armii. Ervin od samego początku wyprawy niedomagał, a stan jego pogorszył się tak bardzo po przymusowej kąpieli w lodowatych wodach Alkamu, że graf musiał jak najszybciej wracać do Gordoru. Dowództwo przekazał swemu młodemu synowi Alfeezowi, co obruszyło i obraziło uczestniczącego w wyprawie grafa Barren Baradh-Ardha. Spory pomiędzy dwoma wodzami okazały się tak zajadłe, iż w końcu armia gordorska podzieliła się na dwie części. Urażony i pełen wiary w swe dowódcze talenty Baradh-Ardh ruszył w stronę portu Bad-Khared na czele tysiąca rycerzy i czterech tysięcy zbrojnych sług. Drogę zastąpiły mu oddziały tajjońskie blisko dwakroć liczniejsze i Baradh-Ardh pomimo nadludzkiej odwagi i poświęcenia zmuszony został do cofnięcia się na półwysep Ihura, gdzie po tragicznych dwumiesięcznych walkach jego otoczona morzem, zdziesiątkowana i zagłodzona armia złożyła broń.
Nie lepiej niestety powiodło się Alfeezowi, mimo iż zrozumiał, że z ludźmi, którzy mu pozostali, nie opanuje Tajjonu. Zaczął się wycofywać w stronę Khomindenu. Było już jednak za późno i w czasie powrotnej przeprawy przez Alkam otoczona ze wszystkich stron przez wrogów armia Alfeeza została rozbita, a on sam ciężko ranny przedarł się z ocalałymi rycerzami do Khomindenu. Tam zaś czekała go niełaska rozgniewanego króla i tylko dzięki wstawiennictwu Merfisa Alfeez nie został ukarany wygnaniem, lecz jedynie otrzymał zakaz pojawiania się na dworze w Weerdengard. Natomiast wykupiony z tajjońskiej niewoli Baradh-Ardh uznany został za bohatera i sam król zaszczycił go łaską, nadając mu przydomek Walecznego. Był to, jak się okazało, duży błąd Kashoogi, gdyż skłócił w ten sposób dwóch potężnych grafów i Alfeez przez długie jeszcze lata pamiętał rodowi Ardh swoje upokorzenie. Władca Gordoru nauczony dotkliwą klęską (której jeszcze nie przypisywano jemu samemu, lecz tylko Ervinowi i Alfeezowi) postanowił cierpliwie i dokładnie przygotować się do następnej wojny. Doszedł do słusznego wniosku, iż tylko pokonanie tajjońskiej floty może owocować zwycięstwem na lądzie. Dlatego też wzniesiono cztery wojenne porty (jeden w Khomindenie, dwa w Mermondzie i jeden w Omelorze) oraz rozpoczęto budowę floty. Do tej pory bowiem grafowie marchii, które położone były nad Skalnym Morzem, dysponowali zaledwie kilkoma kaperskimi stateczkami przeznaczonymi do drobnych zadań. I choć statki te czyniły czasem poważne szkody tajjońskim kupcom, to nie można nawet było marzyć o tym, aby pokonały flotę wojenną księstwa. Dlatego też do roku 99 zbudowano czterdzieści nowych wspaniałych okrętów. Ich dowództwo powierzono Birlekiemu z Karatis, człowiekowi niskiego stanu, który dowodząc przez lata kaperami z Mermondu, posiadł rozległą wiedzę o walce na morzu.
Kashooga oprócz zbudowania floty powołał na wojnę rycerstwo z całego Gordoru i utworzył z niego trzy armie. Jedna pod dowództwem Baradh-Ardha złożona z Barreńczyków i Leutenreeńczyków miała przedrzeć się przez lasy khomindeńskie i uderzyć na Tajjon od wschodu. Druga, której przewodził Mirmodh graf Omeloru, syn króla Heggewa, miała przejść północną granicę Tajjonu wraz z dowodzoną przez Kashoogę trzecią armią. Następnie wniknąć jak najdalej w głąb księstwa, pozostawiając Kashoodze walkę o zdobycie portu Bad-Khared i ujścia Eltary. Tymczasem zadaniem floty było rozbicie morskiej potęgi Tajjonu, opanowanie zatoki Ihura i wspomożenie ataku na Bad-Khared oraz odcięcie portu od dostaw żywności. Plan wydawał się doskonały i opracowany niezwykle dokładnie, gdyż nad każdym szczegółem radzili najwybitniejsi gordorscy dowódcy. Jednocześnie przezornie pozostawiono na granicach z Pesterhardem, Kagardem i Bellen-Deir silne oddziały strażnicze, a namiestnikiem Kashoogi w kraju został jego rozważny i wierny brat, trzydziestoletni Merfis.
Wczesną wiosną 100 roku, gdy dopiero co stopniały śniegi i lody, trzy armie, każda licząca po pięć tysięcy rycerzy i blisko piętnaście tysięcy zbrojnych sług, przekroczyły granice Khomindenu. Wcześniej władca Tajjonu, widząc przygniatającą przewagę wojsk króla Kashoogi, wysyłał poselstwo za poselstwem, obiecując nawet złożenie hołdu lennego w zamian tylko, aby Tajjon został równą innym na prawach marchią. Ale było już za późno na jakąkolwiek ugodę. Król Gordoru wiedział doskonale, iż złakniona walki i wojennych zdobyczy armia nie wstrzyma pochodu. Złożono więc bogate ofiary błagalne w przybytkach Świętej Matki i rycerstwo z nadzieją w sercach ruszyło na podbój Tajjonu. Z początku wszystko zdawało się iść po myśli króla i jego wodzów. Bez trudu przekroczono rzekę Alkam, nie spotykając żadnego oporu, a następnie armia Kashoogi skierowała się pod mury Bad-Khared, Mirmodh zaś ze swymi oddziałami ruszył w głąb Tajjonu. Jednakże port okazał się ciężki do zdobycia i namiestnik Bad-Khared odpierał jeden szturm za drugim, a tymczasem nadal nie było widać gordorskiej floty. Od Mirmodha dochodziły niepokojące wieści mówiące o tym, że graf Omeloru próżno czeka na armię Barad-Ardha. W środku lata losy wojny przechyliły się na stronę Gordoru. Mirmodh rozbił armię księcia Tajjonu u samych bram jego stolicy, po czym zdobył miasto. Ze wschodu nadciągnęła wreszcie armia Barad-Ardha i zaszła od tyłu ostatnie tajjońskie oddziały, które w ten sposób znalazły się w okrążeniu. Mirmodh i Barad-Ardh mieli wówczas pod rozkazami jeszcze powyżej trzydziestu tysięcy zbrojnych, a dowodzący wojskami Tajjonu grabia Goeldum zgromadził ich zaledwie niecałe dwanaście tysięcy. Jednakże bitwa pod Labontem, do której wtedy doszło, okazała się pasmem straszliwych w skutkach błędów obu gordorskich dowódców. Najpierw Barad-Ardh dał się wciągnąć w zasadzkę w dolinie Egiem, a potem spieszący mu z pomocą Mirmodh, oszukany przez przewodników zdrajców, skierował pancerną jazdę wprost do przepaści. Gdy graf Omeloru dotarł w końcu do Barad-Ardha i odepchnął Tajjończyków, wyzwalając towarzysza z opresji, ujrzał przeraźliwe straty. Blisko trzy tysiące rycerstwa i drugie tyle sług znalazło śmierć podczas bitwy. Mirmodh błędnie wtedy przypuszczał, iż grabia Goeldum poniósł również poważne straty (jak się później okazało, poległo zaledwie około tysiąca Tajjończyków), a poza tym zlekceważył meldunki o nadchodzących z południa tajjońskich posiłkach, sądząc, iż są to luźne grupki chłopstwa bądź też powracający do armii rozproszeni wojownicy księcia. Graf Omeloru wysłał więc tylko liczący sześciuset ludzi oddział, a sam ruszył w pościg za grabią Goeldumem. Plan gordorskich dowódców był niezwykle prosty i wydawało się, że może przynieść pożądany skutek. Otóż obie armie wzięły Tajjończyków w widły i zaczęły spychać w stronę morza. Grabia Goeldum był zrozpaczony. Odniósł zwycięstwo, a mimo to nadal musiał uciekać i zdawało się, że w końcu wpadnie w potrzask. Po trzech dniach bezustannego marszu armia tajjońska znalazła się zaledwie dwie godziny drogi od morskich wybrzeży. Mirmodh i Barad-Ardh zaplanowali decydujący atak na ranek następnego dnia, lecz tymczasem w nocy patrole doniosły o zbliżającym się od północy do gordorskich pozycji oddziale jazdy. Mirmodh, sądząc, że to wraca wysłany przez niego podjazd, nie podjął żadnych kroków ostrożności i półtoratysięczny zastęp tajjońskiej konnicy runął na prawie zupełnie nieprzygotowanych Gordorczyków. W obozie zapanowała panika, Mirmodh zdezorientowany, ranny już w pierwszych chwilach walki zdołał zebrać jednak obok siebie część rycerstwa i z trudem odparł atak. Grabia Goeldum, wykorzystując panikę, przemknął między dwoma armiami i ruszył spiesznym marszem na ratunek portowi Bad-Khared.
Rankiem Mirmodh i Barad-Ardh mieli czas, aby poznać ciężar i ujrzeć rozmiary poniesionych strat. Z trzydziestu tysięcy zbrojnych, którzy ruszyli za grabią Goeldumem, pozostała zaledwie połowa, a przeciwnik tymczasem zajął znacznie lepszą pozycję strategiczną. Oczywiście losy wojny nie były jeszcze przesądzone. Liczyć się należało z tym, że król oblegający port Bad-Khared spodziewa się z południa wszystkiego, lecz nie nadchodzącej silnej armii tajjońskiej. Na szczęście goniec Mirmodha dotarł do Kashoogi przed wrogimi oddziałami i król miał czas, aby przygotować się do obrony. Meldunek ten jednak przekreślił jego ostatnie nadzieje na szybkie zwycięstwo. Klęska grafów była kroplą przepełniającą czarę goryczy. Port Bad-Khared nadal bronił się skutecznie, odpierając wszystkie ataki, a tajjońska flota po dwóch bitwach, w których prawie doszczętnie zniszczono siły Birlekiego z Karatis, niepodzielnie królowała na morzu. Grabia Goeldum uderzył całymi siłami na oblegających port Gordorczyków.
Bitwa trwała dwa dni i skończyła się druzgocącą klęską Kashoogi. Sam król raniony oszczepem w udo cudem uniknął śmierci. Wojska musiały odstąpić od oblegania Bad-Khared i grabia Goeldum schronił się z armią za jego potężnymi murami. Trzy dni później nadciągnęli Mirmodh i Barad-Ardh. Obaj usłyszeli z ust króla wyrok śmierci. W końcu jednak zostali tylko odesłani z powrotem do Gordoru, a na ich miejsce przybył, prowadząc świeże oddziały, Merfis, brat Kashoogi. Król nie potrafił pogodzić się z faktem, że kampania została już przegrana. Obwarował się w silnym obozie na płaskowyżu Ghalar-Merlok i po przybyciu posiłków z Mermondu znów ruszył do walki. Doskonała sytuacja z lata nie mogła się już jednak powtórzyć. Kashooga dowodził teraz dwudziestoośmiotysięczną armią zmęczonych i zdemoralizowanych ciągłymi klęskami ludzi oraz trzema tysiącami rycerstwa przyprowadzonego przez Merfisa z Mermondu. Tymczasem książę Tajjonu zebrał siły prawie równe gordorskiej armii. Nadchodziła pora deszczów i chłodów, a kolejne tygodnie walk były tylko wzajemnym wypróbowywaniem sił.