Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Improwizacja w literaturze polskiej XX wieku - ebook

Data wydania:
1 stycznia 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,90

Improwizacja w literaturze polskiej XX wieku - ebook

Tomasz Bocheński zabiera czytelnika w podróż po nowych, śmiałych interpretacjach twórczości najwybitniejszych pisarzy XX wieku: Wiesława Myśliwskiego, Brunona Schulza, Witolda Gombrowicza, Juliana Tuwima i Witkacego. Ta osobista wyprawa, wyznaczana zaczerpniętą z muzykologii kategorią improwizacji –wykorzystaną w taki sposób po raz pierwszy w literaturoznawstwie polskim – sama także nabiera rytmu niecodziennej autorskiej improwizacji. Zarazem jednak autor, odsłaniając kolejne warstwy tekstów i docierając do warstwy pierwotnej, kluczowej, pozostaje blisko wyjaśnianego tekstu literackiego, pozwala mówić interpretowanym utworom.

Spis treści

Wstęp do improwizacji

Wiesław Myśliwski

Rozdział 1. Traktat z nieistnieniem

Trzy powieści, dwie kwestie

Melodia istnienia

Apokryf o logosie

Groza utraty siebie

Biografia jako los

Niemy koncert

Od grania do słyszenia

Przestrzec przed nieistnieniem

Wsłuchiwanie

Nietożsamość z sobą

Walka o niebylejakość

Literacki rozmówca

Rozdział 2. Trzy inwencje Myśliwskiego

Inwencja pierwsza – „gdyby”

Inwencja druga – zawołanie i odzew

Jeszcze pół inwencji

Inwencja trzecia – medytacja nad szczegółem

Rozdział 3. Strącone ze schodów

Metafizyczna zagadka, czyli Ucho Igielne

Starcza pustka i młodzieńcza energia

Mit igielny

Realne z nadrealnym

Koniec czyni początek

Potrzeba odnowienia własnej sztuki

Bruno Schulz

Rozdział 1. Okrucieństwo nowoczesności wypowiedziane przez Brunona Schulza

Nowy Meksyk

Ubytek treści

Konieczna metamorfoza

Program wtórej demiurgii

Przemiana wiedzy o rzeczach

Wymienność ciężaru i lekkości

Humor władzy i humor pokory

Rozdział 2. Schulz improwizujący

Banał pierwszym podejrzanym

Improwizacja ożywiająca komunał

Słowa-przedmioty

Odjazd na metaforze

Odbicie w lustrze – improwizacja

Samotność, cóż po tobie?

Duet niesłuchających siebie improwizatorów

Rozdział 3. Rzecz o warstwach u Schulza

Płynna, śluzowata nowoczesność

Preparowanie literatury

Przemiana Księgi w książki

Teoria improwizacji z Schulza wyeksplikowana

Zejść do Matek po inwencję

Ze Spenglerem do Matek

Nazwane stare staje się najnowsze

Witold Gombrowicz

Rozdział 1. Autoapologia, czyli Dziennik Gombrowicza

„Stałem się literaturą”

Tasiemiec, który sięgnął słońca

„Świat istnieje dla nas tylko jako możliwość bólu, lub rozkoszy”

Śmiech z pomnożonej litości

Apokryf Gombrowicza

„Deklaracja Nierówności”

Rzecznik młodych kultur

„Wtórna młodość”

„Bądź zawsze obcy”

Suwenir o zmarłym przyjacielu

Rozdział 2. Pan nad improwizacją

Całość narodzi się po urodzeniu

Pisarz powściąganej improwizacji

„Fałszywy asceta”

Rozmowa konieczności z wolnością

Negliż władzy i wojny

Atlas sadystyczny

O, solitude

Rozdział 3. Co ukrył Gombrowicz w Opętanych?

Okrucieństwo, obojętność i ekscytacja

Niższość spreparowana

„Stać się gorszym, niższym”

Fornalizm

Zejście do siebie, czyli euforyczna katabaza

Rozdział 4. Ślub na szczęście?

Zazdrość o pijaństwo

Chłodna krytyka poetyckiego szału

Pompowanie sławy

Pożądanie zamienione w teorie pożądania

Julian Tuwim

Rozdział 1. Tuwima dialogi z banałem

Spadająca chusteczka poruszająca wszechświat

Anachoreta w środku miejskiego zgiełku

Kadencje wygrane na banale

Upiorny banał epoki

Witkacy

Rozdział 1. Witkacy, czyli improwizacje wizjonera

Niezapisane wariacje

Kraina doznań istotnych

Związek profecji i narracji

Objaśniające amplifikacje

Attyla, Chimborazo i mózg w lemoniadzie

Rozdział 2. Witkacowska etyka improwizacji

Diabeł tkwi w wariacjach

Wariacje nieczyste

Improwizacja w niemytych społecznościach

Rozdział 3. Czy współczesny bubek może się wyzwolić, czyli Nowe Wyzwolenie Witkacego

Witkacy dziedziczy po Wyspiańskim

Wartość społeczna sztuki czystej

Wizja artystyczna a społeczne treści

Dlaczego Witkacy chce śnić?

Nadchodzą Ktosie

Postępowiec ograniczony

Nowe wyzwolenie nie może się powieść

Bibliografia

Nota bibliograficzna

Kategoria: Polonistyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8220-832-0
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Spis treści

Wstęp do improwizacji

Wiesław Myśliwski

Rozdział 1. Traktat z nieistnieniem

Trzy powieści, dwie kwestie

Melodia istnienia

Apokryf o logosie

Groza utraty siebie

Biografia jako los

Niemy koncert

Od grania do słyszenia

Przestrzec przed nieistnieniem

Wsłuchiwanie

Nietożsamość z sobą

Walka o niebylejakość

Literacki rozmówca

Rozdział 2. Trzy inwencje Myśliwskiego

Inwencja pierwsza – „gdyby”

Inwencja druga – zawołanie i odzew

Jeszcze pół inwencji

Inwencja trzecia – medytacja nad szczegółem

Rozdział 3. Strącone ze schodów

Metafizyczna zagadka, czyli Ucho Igielne

Starcza pustka i młodzieńcza energia

Mit igielny

Realne z nadrealnym

Koniec czyni początek

Potrzeba odnowienia własnej sztuki

Bruno Schulz

Rozdział 1. Okrucieństwo nowoczesności wypowiedziane przez Brunona Schulza

Nowy Meksyk

Ubytek treści

Konieczna metamorfoza

Program wtórej demiurgii

Przemiana wiedzy o rzeczach

Wymienność ciężaru i lekkości

Humor władzy i humor pokory

Rozdział 2. Schulz improwizujący

Banał pierwszym podejrzanym

Improwizacja ożywiająca komunał

Słowa-przedmioty

Odjazd na metaforze

Odbicie w lustrze – improwizacja

Samotność, cóż po tobie?

Duet niesłuchających siebie improwizatorów

Rozdział 3. Rzecz o warstwach u Schulza

Płynna, śluzowata nowoczesność

Preparowanie literatury

Przemiana Księgi w książki

Teoria improwizacji z Schulza wyeksplikowana

Zejść do Matek po inwencję

Ze Spenglerem do Matek

Nazwane stare staje się najnowsze

Witold Gombrowicz

Rozdział 1. Autoapologia, czyli Dziennik Gombrowicza

„Stałem się literaturą”

Tasiemiec, który sięgnął słońca

„Świat istnieje dla nas tylko jako możliwość bólu, lub rozkoszy”

Śmiech z pomnożonej litości

Apokryf Gombrowicza

„Deklaracja Nierówności”

Rzecznik młodych kultur

„Wtórna młodość”

„Bądź zawsze obcy”

Suwenir o zmarłym przyjacielu

Rozdział 2. Pan nad improwizacją

Całość narodzi się po urodzeniu

Pisarz powściąganej improwizacji

„Fałszywy asceta”

Rozmowa konieczności z wolnością

Negliż władzy i wojny

Atlas sadystyczny

O, solitude

Rozdział 3. Co ukrył Gombrowicz w Opętanych?

Okrucieństwo, obojętność i ekscytacja

Niższość spreparowana

„Stać się gorszym, niższym”

Fornalizm

Zejście do siebie, czyli euforyczna katabaza

Rozdział 4. Ślub na szczęście?

Zazdrość o pijaństwo

Chłodna krytyka poetyckiego szału

Pompowanie sławy

Pożądanie zamienione w teorie pożądania

Julian Tuwim

Rozdział 1. Tuwima dialogi z banałem

Spadająca chusteczka poruszająca wszechświat

Anachoreta w środku miejskiego zgiełku

Kadencje wygrane na banale

Upiorny banał epoki

Witkacy

Rozdział 1. Witkacy, czyli improwizacje wizjonera

Niezapisane wariacje

Kraina doznań istotnych

Związek profecji i narracji

Objaśniające amplifikacje

Attyla, Chimborazo i mózg w lemoniadzie

Rozdział 2. Witkacowska etyka improwizacji

Diabeł tkwi w wariacjach

Wariacje nieczyste

Improwizacja w niemytych społecznościach

Rozdział 3. Czy współczesny bubek może się wyzwolić, czyli Nowe Wyzwolenie Witkacego

Witkacy dziedziczy po Wyspiańskim

Wartość społeczna sztuki czystej

Wizja artystyczna a społeczne treści

Dlaczego Witkacy chce śnić?

Nadchodzą Ktosie

Postępowiec ograniczony

Nowe wyzwolenie nie może się powieść

Bibliografia

Nota bibliograficznaWstęp do improwizacji

Improwizacja to jedno z najważniejszych słów w kulturze polskiej. Wielka Improwizacja! Tak wielka, że potrafi poruszyć koła historii, jakby sama stanowiła przyzwolenie na dziejową improwizację, jakby sama mogła przekroczyć mury teatru, jakby potrafiła natchnąć zastygłe formy. Improwizować przeciwko czy na przekór zamknięciu, osaczeniu, więzieniu – tak mówi do nas przecież Konrad. I monolog z III części Dziadów miał taką siłę sprawczą, że potrafił naruszyć formy pozornie nienaruszalne, ale czy potrafił wykreować nowe, swobodne formy rzeczywistości? Potrafił, mówią słowa dramatu, gdyż wyrażają wiarę w sprawczą moc poezji wyimprowizowanej z kosmicznej harmonii:

Ty Boże, ty naturo! dajcie posłuchanie. –

Godna to was muzyka i godne śpiewanie. –

Ja mistrz!

Ja mistrz wyciągam dłonie!

Wyciągam aż w niebiosa i kładę me dłonie

Na gwiazdach jak na szklannych harmoniki kręgach.

To nagłym, to wolnym ruchem,

Kręcę gwiazdy moim duchem.

Milijon tonów płynie; w tonów milijonie

Każdy ton ja dobyłem, wiem o każdym tonie;

Zgadzam je, dzielę i łączę,

I w tęcze, i w akordy, i we strofy plączę,

Rozlewam je we dźwiękach i w błyskawic wstęgach1.

Wszyscy to wiemy – Wielka improwizacja zawiera w sobie wzniosłą pochwałę natchnionej poezji, ale czy odczytujemy z niej również przenikliwie sformułowaną poetykę improwizacji? Pisze przecież poeta o „muzyce” godnej „natury” i dobywaniu tonów z kręgów kosmicznej harmonii. Napisał też Mickiewicz rolę dla mnie – piszącego i dociekającego istoty improwizacji oraz dla wielu innych czytelników i interpretatorów uwolnionego pisania:

Pieśni ma, tyś jest gwiazdą za granicą świata!

I wzrok ziemski, do ciebie wysłany za gońca,

Choć szklanne weźmie skrzydła, ciebie nie dolata,

Tylko o twoję mleczną drogę się uderzy;

Domyśla się, że to słońca,

Lecz ich nie zliczy, nie zmierzy2.

Na szklanych (szklannych) skrzydłach postanowiłem się wyprawić w stronę szklanych harmonii improwizujących artystów: Wiesława Myśliwskiego, Witolda Gombrowicza, Brunona Schulza, Juliana Tuwima i Stanisława Ignacego Witkiewicza. Z pewnością to zadanie niezwykle trudne – tak mówi poeta – choć może nie trzeba wznosić się tak wysoko, gdy nie interpretuje się wieszczych strof, a tylko nowoczesną literaturę, może nowoczesna literatura tak wysoko nie wlatuje, jak latały słowa Mickiewiczowskie, może uda się ją „zmierzyć” i „zliczyć”? Dla interpretatora – lepiej, żeby wysoko wzlatywała, lepiej, by nowoczesnymi formami literatura poznawała, stwarzała, wymyślała odrębne światy, do których nauce, polityce czy wiedzy zbiorowej trudno się zbliżyć. Wymieniłby słowo „zbliżyć” na podobne – „dotrzeć”, które zawiera w sobie wysiłek przedzierania się przez kolejne warstwy. Należy docierać do warstw pierwotnych, ukrytych pod wielowarstwową strukturą naniesioną przez czas – oto cel oczywisty. Ufając regresowi dotrzeć do matecznika znaczeń, dotrzeć do matrycy formy, dotrzeć do Matek – któż nie zna tej Goetheańskiej metafory. Palimpsestowe warstwy tekstu powinny skrywać ślady improwizacji – praktyki pierwotnej, nie tylko w sferze muzyki3, ale i literatury. Pojmuję jednak wyrażenie „praktyka pierwotna” podobnie jak Artaud, Breton czy Witkacy, czyli jako sposób odnowienia martwiejących form współczesnej sztuki, a nie jako sięganie do technik oralnych sprzed istnienia pisma. Odnowione praktyki pierwotne tworzą czasem najnowszą warstwą palimpsestu!

Improwizacja to praktyka twórcza obecna zapewne w całej historii literatury zachodniej. Znamy dość dobrze romantyczne improwizacje poetyckie, te nadzwyczajne oraz całkiem zwyczajne czy pospolite (grafomańskie4) dowody natchnienia5. Współcześnie również poznajemy, choć zwykle nie naukowo, improwizowane formy słowne, zwykle wspierające się na muzyce, często przyjmujące formę publicznej rywalizacji: slam, hip-hop, melorecytacja, stand-up, turnieje opowiadaczy dowcipów, baśni, legend itp. Zdarza się, że te formy stają się podstawową narracyjnych utworów literackich: jak Paw Królowej Doroty Masłowskiej czy Mikrotyki Pawła Sołtysa. Można zauważyć, że współcześnie improwizacja jako metoda twórcza jest niezwykle popularna. Improwizują aktorzy, reżyserzy teatralni, muzycy klasyczni, bluesowi, jazzowi, hip-hopowi, folkowi, ludowi, rockowi, muzycy flamenco, qawwali, wykonawcy pustynnego bluesa, gamelanu, rag, fado, śpiewacy ludowi z Sardynii, Bułgarii czy Polesia itd., improwizują tancerze, performerzy, poeci, wykładowcy, konferansjerzy, pacjenci na terapii… W czasach coraz większej liczby rygorów się improwizuje! Ale jak się improwizuje w literaturze nowoczesnej?

Witkacy i Gombrowicz tworzą teorie sztuki, Tuwim i Myśliwski unikają teoretyzowania. A Schulz? Krytyczny wobec teorii jednak powściągliwie teoretyzuje w Mityzacji rzeczywistości, w tekstach krytycznych i w listach. Witkacy i Gombrowicz chcą przy pomocy formy panować nad elementami wyimprowizowanymi, Schulz, Tuwim i Myśliwski oddają się wariacjom. Silna teoria niekoniecznie zamyka drogę do swobodnych inwencji, choć w improwizowanych frazach zwykle przeobraża się w technikę kontrolującą przebieg tekstu. Brak czy rudymenty teorii niekoniecznie prowadzą do wolności twórczej, gdyż nie pozwalają kontrolować fraz zużytych czy autoplagiatowych. W wybranych tekstach pięciu twórców śledzę ślady improwizacji, szukam teoretycznych uzasadnień i filozoficznych kontekstów. Interpretacje autorskich koncepcji ułożyłem w formie przypominającej palimpsest, schodzę bowiem w głąb czasu – od warstw najnowszych do najstarszych, od pisarza najbliższego współczesności (Myśliwski) do autora najdalszego (Witkacy). Jakże jednak zwodnicze są struktury czasu! Najnowsze błyskawicznie się starzeje, najstarsze bywa pełne życia. Matki tkwiące w czeluściach dają twórczą energię (Schulz, Witkacy), ojcowie panujący nad teraźniejszością czują, że tracą siły (Gombrowicz, Myśliwski).

Jakie imię nosi najważniejszy z wielu darów, które przynosi improwizacja? Improwizator przeżywa niezwykłe wtajemniczenie, wchodzi do wnętrza tekstu i zapomina o zewnętrzu6. Tak opisałbym ten nadzwyczajny dar – to możliwość „unicestwienia” świata. Dodaję konieczną korektę – „unicestwia się” jeden świat, by w innym się zanurzyć. Zapomina się o otoczeniu na rzecz innego otoczenia – dzieła, które powstaje. I w tym dziele in statu nascendi odnaleźć można radość immanencji, i wewnętrzną wolność. To szczególna immanencja, znajdująca się w ruchu, nieprzewidywalna – przynajmniej w części, w pewnym sensie nieskończona, uzależniona głównie od inwencji, rozumianej szeroko jak u Graciana, jako talent potrafiący zapanować nad improwizatorem. Immanencja inwencji! Można się w niej zanurzyć i zapomnieć o świecie. Zamiast świata znajduje się inny świat wewnętrzny, zadziwiający, choć przez samego improwizującego swobodnie tworzony, świat, nad którym się przestaje panować, świat wymykający się kontroli7. Zdarzało się zatem wybitnym improwizatorom mówić o mistyce improwizacji, nie tylko autorom dawnym. Nie lekceważę mówienia o „mistycznych” doznaniach czy wizji – zbyt często się pojawia w tekstach moich autorów. Zanurzyć się w rzeczy przez siebie improwizowanej, to dać się pochłonąć przez przedmiot, i – w jakimś sensie – sprawić, że ten przedmiot staje się ważniejszy niż inne przedmioty świata tego, łącznie z improwizatorem i jego instrumentami. Zdaje się, jakby wszystko mogłoby się zmieścić w rzeczy małej i jeszcze nieznanej. „Nieskończoność w szklance mieść” – jak wyimprowizował Witkacy. Gdybyśmy szukali paradoksu, powiedzielibyśmy np. o immanencji, która mieści transcendencję albo o kosmosie inwencji. Moglibyśmy też stworzyć zagadkę: co może zmieścić człowieka i jego świat?

Naprawdę, może improwizator zanurzyć się bez reszty w improwizacji? Może – odpowiedziałbym, choć zwykle nie bez reszty. Jakaś resztka panowania, władzy, techniki, przewidywania, powtarzania znanego, czyli zewnętrznego, ciągnie improwizującego na powierzchnię improwizacji, ciągnie ku zewnętrzności. Bez tego panowania formalnego zbyt często indywidualne wariacje grzęzłyby w banale, grafomanii, oczywistym przebiegu, w naśladownictwie, autoplagiacie i w innych zużytych formach. Formalne opanowanie inwencji nie tylko pozwala panować nad własnym głosem, ale i w głosach innych znajdować twórcze impulsy. W sztukach performatywnych zdarza się, że dwie immanencje wzajemnie się wspomagają, nie pozwalając wtargnąć zewnętrzności – immanencja „aktora” i immanencja widzów. Improwizator wciąga ich do swojego grania, oni dają się wciągnąć i pomagają mu w jego wyprawie do wnętrza „roli”. Oddają się, on i oni, przedmiotowi wewnętrznemu, stwarzanemu, przekształcanemu. Zapominają o zewnętrzności, zapewne w takim celu przyszli. W literaturze ta wspólnota również może powstać, gdy widzowie słuchają autorskiej recytacji, i może się zebrać, gdy głos pisarza jednoczy czytelników oddzielonych od siebie czasem i przestrzenią. Wspólnota na przekór zewnętrzności, czy lepiej mówiąc – wspólnota wewnętrzności, powstaje z ludzi pochłoniętych przez improwizację. Tworzy tę wspólnotę raczej stan zanurzenia niż sam przedmiot. Dać się wchłonąć czy pochłonąć przez inwencję improwizatora to paradoksalne doświadczenie, oznaczające poddanie się przygodzie innego, jakby była naszą przygodą.

Improwizacja zapisana w utworze literackim ma inny wymiar niż improwizacja muzyczna czy „romantyczna” improwizacja poetycka, inny niż twórczość przedstawiana ex tempore przed słuchaczami. Improwizacja, która musi się zdarzyć przed publicznością, zawiera zwykle elementy teatru tworzenia, nawet mistyfikacji czy udawanego natchnienia, i często podaje w wątpliwość spontaniczność aktu twórczego, wątpliwość usuwaną przez konwencję przedstawienia. Inaczej rozumiem ślady improwizacji zapisanej, gdyż nieudane, nie dające twórczych efektów improwizowane fragmenty pisarz może po prostu odrzucić. W publicznym improwizowaniu w większości przypadków wskazuje się wyraźnie początek i koniec improwizowanych fraz, w literaturze raczej granice się zaciera, i rzadko wskazuje się miejsca (Witkacy, Gombrowicz), w których pisarz daje się nieść słowom. Piszę „zwykle” i „raczej”, by nie pominąć przypadków granicznych i by unikać dialektyki.

Improwizacja literacka stanowi skrytą warstwę tekstu, gdy zostaje przez autora przepisana, uformowana, obłożona kontekstem czy uzupełniona. Czasem z zapisanej improwizacji zostaje zdanie czy kilka zdań, które niełatwo rozpoznać w większej całości. W tym sensie improwizacja zapisana w prozie zawiera czasem tylko ślady, często zatarte, beztroskiej swobody twórczej, ślady swobodnego pisania, nie liczącego się z zaplanowanym przebiegiem utworu. Zdarza się, że po improwizacji zostaje tylko niespodziewane zwieńczenie jakiejś całości, podporządkowane wcześniejszemu swobodnemu rozwijaniu później wymazanej formy. Nawet u pisarzy klasycyzujących, dążących do powściąganej formy, znaleźć można ślady improwizacji, choćby w twórczości Zbigniewa Herberta. Zresztą szorstkości Herberta, czyli swoiste dysonansowe akordy, to wyraźne ślady swobodnego prowadzenia frazy. Herbert, podobnie jak Witkacy, zostawia chropowatości, bo zawierają energię niepodporządkowaną wyważonej formie. Dysonansowe wyrażenia czy fragmenty wierszy to ich Monkowskie czy Mingusowskie zwroty autoteliczne – zmuszają czytającego, by się na nich zatrzymał, by potknął się o nie i przejął brzmieniem. Pochodzą te dysonanse jakby z innego utworu, jakby oznaczały wtargnięcie innej muzyki do brzmienia tekstu. Ale tej muzyki właściwie naruszającej integralność tekstu, nie chcą – twórcy tak różni jak Herbert i Witkacy – harmonizować z tonacją całego utworu, gdyż wtedy straciłaby swoje odmienne brzmienie.

Banały, zużyte chwyty, powtórzenia to ważne problemy pisarzy wariacyjnych fraz. Improwizacja słowna nie pozwala przecież na pełną kontrolę języka. Korzysta z automatyzmu mówienia, ale szuka nieautomatycznych wypowiedzeń. Kiedy nie panuje się całkowicie nad pisaniem czy mówieniem, często jest się „mówionym” przez utarte zwroty, przez nawykowe powiedzenia, przez perseweracje. Utarte wyrażenia nie są celem improwizacji, raczej koniecznością. Nawykowe, zużyte konstrukcje pisarz musi postawić w nowym kontekście lub nadać im niespotykany sens, by ujawniły twórczy potencjał. Mają jeszcze utarte wyrażenia jeden niejawny walor – nie zatrzymują biegu mówiącego ani czytającego. Zrozumiałe natychmiast lub pozbawione znaczenia, czyli uwalniane od sensu, mogą być traktowane tylko jako brzmienia. Perseweracje są jak fragmenty melodii czy zwroty melodyczne, które wszyscy rozpoznają. Automatyczne mówienie uwalniać może od znaczenia, dlatego stanowi ważny element improwizowanych fraz. Te automatyzmy mogą pochodzić zarówno z języka mówionego, jak i pisanego. Pełno tych zużytych, gotowych fraz w nauce, publicystyce, mediach… Improwizacja musi modyfikować te sprawdzone cząstki, prowadzące do przewidywalnych konkluzji, by wyruszyć ku niepewnemu i nieoczekiwanemu. Jej sprawą jest naruszyć pewność i przewidywalność, i nie dać się sprowadzić na utarte tory pisania.

Improwizacja mierzy się zatem z formami zużytymi, martwymi, wielokrotnie wykorzystywanymi. Te formy mają postać fraz, wyrażeń czy słów. W codziennej komunikacji stanowią oczywistą część wypowiedzi, szczególnie współcześnie, gdy komunikacja opiera się zwykle na wypowiadaniu spodziewanych, znanych formuł. Zużyte, świetnie znane formy mogą napędzać codzienne wypowiedzi, mogą świadczyć o świetnej znajomości gotowych form, ale elokwentne posługiwanie się nimi jeszcze nie wyraża twórczego impulsu. Żeby zużyta forma pozwalała na wypowiedzenie twórczej frazy, musi ulec twórczemu przekształceniu, musi podlegać formalnej wynalazczości. Współczesna improwizacja mierzy się z coraz większą ilością zużytych form, multiplikowaną przez społeczną komunikację. Skąd biorą się zużyte formy? Witkacy odpowiedziałby, że gotowe, martwe, mechaniczne wypowiedzenia wynikają z procesów historiozoficznych, czyli z coraz większej mechanizacji, której podlega i władza, i społeczeństwo. Tuwim powiedziałby, że zużyte to znak abdykacji ducha poetyckiego, który zwykle siłą inwencji potrafi ożywić zużyte słowa. Gombrowicz widziałby prymat zużytych form jako wyraz niezdolności jednostki do stwarzania się, a zatem jako ukryty i jawny efekt oddziaływania tradycyjnych form panowania, narodu, zasad moralnych, hierarchii sacrum itd. Dla Schulza zużyte wyraża przemoc martwych formuł, którymi posługuje się społeczność, by zapanować nad skrytą, twórczą, wolną działalnością nielicznych jednostek, właściwie, by wydobyć na światło dzienne i prześladować ciemne, heretyckie, inwencyjne prace artystyczne. Dla Myśliwskiego martwe formy wyrażają panowanie nad refleksją i twórczym mówieniem, panowanie, które zmienia swą formę – od pańskiej przemocy nad językiem chłopskim przechodzi do zagłuszania uważnego, wybrednego mówienia i poznawania – przez wszechobecny szum memów. Na pytanie, skąd biorą się formy zużyte, literatura odpowiada równie przenikliwie jak językoznawstwo, socjologia czy filozofia polityczna. Rzeczą literatury jest jednak przeobrażenie martwego w żyjące, zużytego – w gotowe do użycia, ustalonego – w nieustalone itd. Improwizacja jest nadzieją na nowe, nieprzewidywalne złożenia, na dotarcie do nowej składni, która ma potencjał twórczy w sobie, potencjał przygody. Oczywiście nie chodzi tylko o uwolnienie się od schematów składni artystycznej, chodzi także o uwolnienie gestu zapisywania. Mówienie uwalniane i pisanie uwalniane współistnieją w improwizacji. Obie te sfery ujawniają się w literaturze zazwyczaj dyskretnie, chyba że pisarz wprowadza metatekstowe uwagi na temat własnych inwencji.

Uważam, że analiza śladów improwizacji to znakomita metoda badania procesu twórczego, to zaproszenie do laboratorium formy. Z improwizacji dochodzi głos, który poprzedza pismo, czy też chce wymknąć się kontroli pisma. Ślady wolnych inwencji pozwalają się przyjrzeć formom, których autor bezwiednie używa. Nie chodzi tylko o sprawdzone, powielone czy wyćwiczone rozwiązania, ale również o takie formy, których się po sobie nie spodziewało, które nie wiadomo skąd przyszły. Podstawową sprawą jest też popełnianie błędów, wynikające z „inwazji” niezamierzonego, niekontrolowanego. Błąd – jak wiadomo – może zostać wykorzystany jako początek inwencji. Byłoby naiwnością uważać, że znajdzie się jedno źródło improwizacji albo znajdzie się jedno źródło twórczości, dlatego podejrzliwie przyglądam się zapisanym przez pisarzy wyraźnym receptom na twórczość – sztuka nie rodzi się z jednej recepty ani z jednego sposobu, ani z jednej manii czy muzy. Sceptycznie przyglądać się receptom wybitnych pisarzy, praktykom codziennego obowiązku stawiania znaków oraz działaniom improwizatorów unoszonych przez własne pisanie – to cel moich analiz. Wsłuchuję się w „natchnione frazy”, literaturę pisaną głośno odczytuję. Improwizowane fragmenty w prozie domagają się bowiem wykonania, czyli czytania na głos, a nie tylko cichego, choć i czytanie ciche może oddawać muzykę zdań, podobnie jak czytanie muzycznej partytury. Zdolność do słyszenia muzyki tekstu częściej się zresztą spotyka niż umiejętność słyszenia muzycznych partytur, ale mimo wszystko to zdolność rzadko spotykana. Ale co słyszymy, gdy czytamy na głos dziennik albo powieść, czyli gatunki z muzycznością rzadko wiązane?

Związek prozy i muzyki wydaje się nieoczywisty. Zrytmizowane, muzyczne frazy nie warunkują istnienia powieści czy opowiadania. Muzyczny walor tekstu zwykle traktuje się jako efekt oddziaływania poezji. Odwróciłbym to rozumowanie i mówiłby raczej o utracie elementu muzycznego w kulturze współczesnej, o demuzykalizacji form mówionych i pisanych. To amuzja raczej decyduje o formie współczesnej prozy, poezji i muzyki niż wewnętrzne zależności między różnymi odmianami literatury. Przeciwwagę wobec tej utraty słuchu muzycznego, pokazującego się we wszystkich współczesnych gatunkach literackich, stanowi proza (i poezja) z elementem muzycznym. Posłuchajmy Josifa Brodskiego: „Dobry styl w prozie jest zawsze dłużnikiem precyzji, tempa i lakonicznej intensywności dykcji poetyckiej. Poezja, dziecię epitafium i epigramatu, poczęte, zda się, jako skrót prowadzący do wszystkich tematów, cieszy się u prozy wielkim posłuchem”8.

Środki muzyczne takie jak rytm, melodia zdania, asonansowe i dysonansowe zestawienia słów, fraz, zdań czy akapitów, kontrapunkt z użyciem słownych rejestrów albo odmiennej składni, polifoniczne połączenie głosów, harmonizacja metafor w zdaniach, użycie znaków pustych, używanie katachrez podporządkowanych brzmieniu, przetwarzanie motywów w inwencjach nieretorycznych itd. itd. to środki muzyczne charakterystyczne dla improwizacji literackich; wszystkich nie wyliczę. Improwizacja opiera się głownie na środkach nieretorycznych, umyka figurom myśli, choć wychodzi nieraz od inwencji znanych z podręczników retoryki. Może korzystać z elementów wielu odmiennych technik pisarskich: toku rapsodycznego czy asocjacyjnego, ze strumienia świadomości, z pisania automatycznego, poematu rozproszonego, ze słów na wolności, centonu i wielu innych; posługuje się tymi technikami jako głosami gotowymi do użycia i przetworzenia.

Na koniec zapisuję usprawiedliwienie. Książkę niniejszą napisał literaturoznawca, praktyk improwizacji, oczywiście w ograniczonym zakresie akademickiego standardu, autor improwizowanych wykładów, dialogów czy esejów. Zdarzyło się również w przedstawionych studiach, że autor oddawał się wariacjom na tematach wyciągniętych podczas hermeneutycznej egzegezy. W ograniczonym zakresie traktował zatem improwizowanie również jako formę poznania filologicznego. Autor przedstawia czytelnikom pierwszą polską książkę o współczesnych pisarzach-improwizatorach i o współczesnej improwizacji literackiej. Może to w ogóle pierwsza książka o współczesnej improwizacji literackiej? Na pewno jedna pośród licznych prac o improwizacji poetyckiej czy teatralnej oraz jedna pośród wielości rozpraw o improwizacji muzycznej. Taka niewielka modyfikacja ulubionego akordu Witkacego. Zamiast jedności w wielości – jedna w wielości.

------------------------------------------------------------------------

1 A. Mickiewicz, Dziady. Część trzecia. W: tegoż, Dzieła. T. III: Utwory dramatyczne. Oprac. S. Pigoń. Warszawa 1949, s. 159.

2 Tamże, s. 158.

3 „Historycznie rzecz biorąc, swobodna improwizacja jest najstarszą praktyką muzyczną. Pierwsze znane ludzkości formy muzykowania po prostu nie mogły mieć innego źródła i rozsądnie będzie założyć, że od tamtej pory niemal przez cały czas funkcjonowały tradycje o podobnym charakterze”. D. Bailey, Swobodna improwizacja. W: Kultura dźwięku. Teksty o muzyce nowoczesnej. Wybór i red. Ch. Cox, D. Warner. Gdańsk 2010, s. 327.

4 „Improwizacja pociągała poetów, była uważana za szczególny dar, aż się zdewaluowała do gry towarzyskiej albo groteski branej na serio, jak u poczciwej Deotymy”. J. Parandowski, Alchemia słowa. Warszawa 1961, s. 111.

5 Tradycję improwizacji poetyckiej oraz jej związek z wizją proroczą najpełniej opisał Wiktor Weintraub. Zob. W. Weintraub, Poeta i prorok. Rzecz o profetyzmie Mickiewicza. Warszawa 1982. Por. także I. Puchalska, Improwizacja poetycka w kulturze polskiej XIX wieku na tle europejskim. Kraków 2013.

6 Vaneigem pochwalał improwizację jako wyraz spontaniczności, która powinna odnowić życie społeczne; improwizację w węższym znaczeniu – jazzową, i w szerszym – jako spontaniczny gest społeczny. Zob. R. Vaneigem, Rewolucja życia społecznego. Przeł. M. Kwaterko. Gdańsk 2004, s. 192–193.

7 O braku kontroli, o swoistej wolności, o niemożliwości antycypowania improwizacji mówi większość analiz dotyczących improwizowania w muzyce. Por. E. Langraf, Improvisation as Art. Conceptual Challenges, Historical Perpectives. New York–London–New Delhi–Sydney 2011. Zdaniem Langrafa nie można kontrolować języka ani przewidzieć biegu improwizacji; przywołuje m.in. argumenty Derridy, zob. s. 21–23. Por. G. Peters, Freedom, Origination, and Irony. W: tegoż, The Philosophy of Improvisation. Chicago 2011, s. 21–73; B.E. Benson, The Improvisations of Musical Dialogue. A Phenomenology of Music. Cambridge 2003; H. Gembalski, Improwizowana forma otwarta. Między wolnością a koniecznością. Katowice 2015.

8 J. Brodski, Pochwała nudy. Przeł. M. Kłobukowski, A. Kołyszko. Kraków 2016, s. 83–84.Rozdział 1

Traktat z nieistnieniem

Trzy powieści, dwie kwestie

Traktat o łuskaniu fasoli, Ostatnie rozdanie i Ucho Igielne, trzy ostatnie powieści Wiesława Myśliwskiego, wolno traktować jako trylogię? Tych trzech książek nie łączą bohaterowie, nie łączą też wątki fabularne, nie łączy jedna forma opowieści w trzech realizacjach. Jeśli postrzegamy te trzy tomy w wielkim uproszczeniu, czyli jako monolog o istotności i nieistotności istnienia, opowieść o stracie uczucia i sztuki oraz powiastkę o tragicznej niemożności rozpoznania siebie, to nawet w tak wielkim skrócie dostrzegamy powinowactwo trzech utworów, podobną powagę znaczeń i wspólny rejestr medytacji filozoficznej. Jeśli wsłuchamy się w ten rejestr, usłyszymy, że wybrzmiewają w nim dwa problemy wielkiej wagi. W trzech ostatnich powieściach Myśliwskiego częściej niż w poprzednich czterech wsłuchać się możemy w medytacje, zakończone często pytaniem filozoficznym albo sentencją, w medytacje o tożsamości ze sobą i o podstawowych zadaniach sztuki. Te dwa problemy z trzech ostatnich powieści Myśliwskiego czynią trylogię. Na pewno można z tej „trylogii” odczytać ontologię i estetykę twórczości oraz poznać ścisły związek między koncepcją tożsamości a zadaniami sztuki.

Od Traktatu do Ucha Myśliwski w medytacji na temat nietożsamości ze sobą dochodzi do krańca, do zagubienia linii między dwoma osobnymi ja – starczym i młodzieńczym. Z trudem ja odzyskiwać dzięki muzyce (Traktat), gubić siebie przez porzucenie malarstwa (Ostatnie rozdanie) i nie rozpoznać samego siebie zmienionego przez czas (Ucho Igielne) – to trzy stopnie tożsamości opowiedziane w trzech ostatnich powieściach. Myśliwski schodzi po medytacyjnych stopniach poznania w stronę nietożsamości. I maskuje tę katabazę – gdyż to schodzenie kryje grozę – inną, „jaśniejszą” gradacją: wchodzeniem po stopniach komizmu. Ostatnia powieść ma w sobie najwięcej humoru i energii z całej trylogii, a przedostatnia w trylogii – ma najmniej. Humor ponad kłopotami z istnieniem, nad medytacją o tożsamości, nawet ponad utratą jedności ja, humor nawet na ostatnim stopniu katabazy? Trudno się (nie) uśmiechnąć.

W Traktacie o łuskaniu fasoli słuchamy opowieści narratora, który oddalił się od czasu – od ludzkich spraw i od dawnych swoich aktywności. W domku nad jeziorem przepowiada tajemniczemu przybyszowi własną egzystencję, przegląda nurt główny i meandry danego mu istnienia, czasem tylko porzucając pamięć, dla teraźniejszej aktywności ludzi nad jeziorem. Nieznajomemu opowiada siebie, nieznajomemu, który wiadomo, że kiedyś zjawić się musiał w ustronnym miejscu. Opowiadający właśnie potrzebuje obcego, by opowiedzieć siebie, potrzebuje go jak niezrozumiałego przypadku, jak zagadkowego spotkania, jak przeczucia śmierci, a może nawet i śmierci samej. Obcy wzmacnia w opowiadającym odczucie niepewności własnej egzystencji i w ogóle odczucie dziwności istnienia. Narrator mógłby przecież przybyszowi opowiedzieć o własnej przeszłości, jak się opowiada biografię, przechodząc od zdarzenia do zdarzenia, według wybranej konwencji autobiograficznej. I wysłuchujemy w Traktacie również fragmentów takiej konwencjonalnej biografii: o dziecięcej traumie wojny, o powojennej edukacji, pracy elektryka, karierze saksofonisty zespołu estradowego, o występach i zarobkach w zagranicznych salach balowych, wreszcie o nadzorowaniu letnich domów nad jeziorem. Fragmenty biografii konwencjonalnej szybko przeobrażają się jednak w inną opowieść, która sama szuka dla siebie wytłumaczenia, przeobrażają się w medytacje nad dziwnością tożsamości, pamięci i dziwnością samego czasu. Bohater rozmawia z obcym, który przyjechał po fasolę, z uosobieniem znaku zapytania, jeśli pytajnik może stać się osobą, ale i rozmawia sam ze sobą w obecności obcego. Słyszymy, jak narrator w samego siebie się zagłębia i wtedy znika dla niego miejsce – domek nad jeziorem, czas – późny wieczór, i – dodajmy – wieczór życia, znika również obcy, który przyszedł po fasolę, i właściwie znika on sam – opowiadający, a wraz z nim – my czytelnicy zniknąć możemy w nurcie opowieści. Powiedzmy, że ja znika w się. Tożsamość tak wnikliwie śledzi ślady zostawione przez się w przeszłości, aż zaczyna podawać w wątpliwość siebie, zaczyna wątpić w jedność własnego ja. Opowieść unosi narratora, który zapomina o sobie teraźniejszym, o czasie fizycznym i o obcym przybyszu, o bożym świecie zapomina w medytacji nad śladami biografii. Gdyby całkiem mógł zapomnieć, a my wraz nim, gdyby można było oddać się tylko stawaniu się, zanurzenie się w opowieści w pełni uwalniałoby od trosk ja. Ale nie uwalnia, gdyż musi to ja przypomnieć o sobie, choćby ja stawało się niepewne, pokawałkowane, nierealne. A kiedy o sobie przypomina, wtedy można się ja uchwycić, by wydobyć się z nurtu opowieści, a także by samą opowieść zobaczyć jako część większego, ludzkiego doświadczenia. Narrator rozpatrujący własną pamięć odzyskuje wtedy złudne poczucie własnej realności, z łuskającego własną biografię staje się łuskającym fasolę. Może wtedy zadziwić się swemu zatopieniu w pamięci i zdziwienie to przedstawić w formie sentencji, gdyż w anabazie widzi się własne ja podobne innym ja zanurzonym we własnym istnieniu, w anabazie wypowiedzieć można doświadczenie katabazy.

Melodia istnienia

W Traktacie nie chodzi tylko opowieść o istnieniu ja, ale o coś więcej – o istnienie świata. W medytacyjnych fragmentach widzimy jak Myśliwski, mistrz konkretu, tak zagłębia się w przedmiot – w stroik saksofonu czy kapelusz, że sam przedmiot staje się synekdochą rzeczy świata tego, że z przedmiotu wychodzi sens uniwersum, i wtedy również sam przedmiot staje się prawie nierealny, sam konkret traci konkretność. Wtedy ujawnia się właściwy sens medytacji, która się zaczyna od ja odczuwającego konkret, by w końcu uwolnić się od ja i od konkretu. W powieści nie chodzi jednak tylko o medytację, która – jak wiadomo – może obejść się bez pisma, ale o bardziej kapryśną formę – o improwizację, która w swoim przebiegu daleka jest od przewidywalności. Improwizacja zagłębia się i wychodzi na powierzchnię, zgłębia przedmiot, temat czy frazę, by ją porzucić dla innej formy, być może oferującej więcej twórczych pomysłów, więcej energii. Medytacyjne fragmenty stają zatem częścią większych improwizowanych całości. Improwizacja podpowiada też inny sens Traktatu, i nie tylko tej powieści, trudny do uchwycenia, gdy poprzestaje się na metaforach katabazy i anabazy. Kiedy narrator wypowiada sentencjonalne frazy, by zamknąć w słowach doświadczenie własnej biografii, znajduje formuły, które mogą stanowić podstawę następnej katabazy, następnego zgłębiania się. Sentencje w Traktacie to standardy czekające na pełnego inwencji improwizatora, to kilka akordów1 wydobytych z melodii istnienia – tak można nazwać aforystyczne zwieńczenia improwizacji, parafrazując zresztą słowa, które znajdujemy w powieści Myśliwskiego. W improwizowanych fragmentach konkretność traci opowiadający i konkret, w sentencjach, stanowiących nieraz codę improwizacji, odzyskuje się poczucie realności, choć w samej sentencji znajduje się również zachęta do następnej improwizacji, do ponownego zagłębienia się w opowieść, do medytacji nad przedmiotem, do palimpsestu komentarza. Sentencja jest również rodzajem komentarza do opowieści i na sentencji pisarz się czasem zatrzymuje, szczególnie wtedy, gdy formułuje prawdy obejmujące całe doświadczenie egzystencjalne jednostki. Te sapiencje przyjmujące kształt „ludowej” krystalizacji doświadczenia egzystencji, wyrażają z „epickim dystansem”, czasem z „cierpkim humorem” kaprysy losu. Wyrażenia „epicki dystans” i „cierpki humor” pożyczam od Jerzego Stempowskiego, który w ludowych sentencjach i przysłowiach znajdował ślady klasycznych aforyzmów: „Nawet w swych formach prymitywnych, w naiwnej twórczości ludowej słowo zbliża się do funkcji drogiego kamienia. Przysłowia są próbą przekazania w najbardziej skondensowanej i doskonałej mnemotechnicznie formie dorobku myślowego powstałego z gorzkiego najczęściej doświadczenia pokoleń. Temu samemu celowi służą sentencje umieszczane na misach przez garncarzy i przez cieśli na drzwiach domów”2.

Tradycja umieszczania sentencji na domach i misach (na talerzach, kubkach, makatkach, w kalendarzach, obrazach, rzeźbach…) zanika podobnie jak umieszczanie sapiencji w literackiej formie, w wierszu, poemacie, powieści, utworze dramatycznym? Myśliwski byłby jednym z ostatnich pisarzy, który dzięki improwizacji rozwija zanikającą tradycję oralnej opowieści o własnych losie. Przegląda i dopowiada opowieści innych, by czyiś los wyrazić sentencjonalnie oraz odnawia nieużywane mądrości, by odżyły.

Narrator i bohater Traktatu może zagłębić się w siebie, dzięki rytuałowi łuskania. Rytualizacja czynności codziennych to na pewno jedna z najważniejszych cech prozy Myśliwskiego. Drobiazgowo, z wyostrzoną uwagą, pisarz w powieściach zgłębia różne porządki: łuskania fasoli, gry w karty, krawieckiego nicowania i szycia ubrań, gry na saksofonie, golenia się brzytwą, wchodzenia po schodach, parzenia kawy, pieczenia ciasta itd. itd., jakby te sumienne, szczegółowe przedstawienia miały przywrócić zgubione znaczenie. Przypuszczamy, że dzięki temu zagłębianiu się w codzienność pisarz chciałby czynnościom wykonywanym automatycznie przywrócić gubione znaczenie. Opisywane przez Myśliwskiego praktyki jeszcze trwają, jeszcze przypisuje im się jakieś sensy, ale za chwilę znikną, jak zanika ich znaczenie. Czynności przestają mówić, więc trzeba im przywrócić – jeśli to możliwe – głos, tradycyjne praktyki stają się niezrozumiałe, więc trzeba im przywrócić – jeśli to możliwe – sens. Dzięki rytualizacji tradycyjnych czynności można odnaleźć symboliczne znaczenie wykonywanych gestów. Odczucie metaforycznego znaczenia codziennych praktyk dzieli tylko krok od sakralizacji codzienności, od „mistyki dnia powszedniego”3, tyle że Myśliwski zatrzymuje się na tej drodze, niedaleko uświęcającego kresu. Rytualizacje pisarza naznaczone są nowoczesną niewiarą w możliwość przywrócenia utraconego sensu i w możliwość przeciwstawienia się czasowi wymazującego znaczenie. Niewiara to może zbyt mocne słowo, może należy mówić o sceptycznej, realistycznej ocenie szansy? Jeśli zwiążemy tę sceptyczną ocenę rytualizacji z innym problemem – poszukiwaniem jedności tożsamości4, dostrzeżemy ukryty sens Traktatu. Poczucie jedności siebie traci się podobnie jak traci się odwieczny sens powszednich praktyk. I tak odzyskuje się tę jedność, jak pojmuje się gubione znaczenie czynności wykonywanych bezwiednie. Myśliwski odnowić chce duchowy związek między osobą, czynnością a przedmiotem, odnowić na ile to możliwe w czasach nowoczesnych; na ile to możliwe zgłębia sens tradycyjnych praktyk. Jak widzimy, można zgłębiać sens łuskania fasoli przez prawie całą powieść.

Apokryf o logosie

Punkt. Słowo niezwykle ważne w Traktacie, oznaczające takie miejsce, gdzie dwie osoby mogą być ze sobą twarzą w twarz, choć w istocie znajdują się obok siebie, siebie nie widzący. Szukam takiego punktu, by z ontologii Myśliwskiego wydobyć teorię sztuki. Zacznę od apokryfu, od formy, która łączy w sobie niepewność realności i złudną pewność sentencji. Ten apokryf, ten punkt znajdziemy na początku utworu, po nadzwyczaj realnej opowieści o mieszkańcach letnich domków nad jeziorem, o nieodpowiedzialności nad wodą, o pokątnych przyjemnościach, o skrytej przemocy domowej i w końcu o krzyku, który nie wiadomo, czy się przyśnił opowiadającemu, czy na jawie wybrzmiał. Krzyk, na pół realny, na pół senny, pozwala przejść narratorowi do rozważań na temat opowieści, a właściwie wydobyć się z dotykalnego, koszmaru realności. To przykład transgresji, tak charakterystycznej dla Myśliwskiego, przykład szybkiego wyjścia z realności, z codzienności, z trywialności czy nawet wulgarności, w sferę sentencji, która oddala na chwilę brud świata, choć o nim nie zapomina ani go nie lekceważy. Jak się wspinamy z dna ludzkiego? Na dnie ma swoje miejsce świat niskich przyjemności, wyżej znajduje się najpierw krzyk ze środka snu, potem trawers o opowiadaniu snu, stopień w górę odnaleźć można niepewną półkę ze snem, którego nie powinno się opowiadać, bo opowiedziany snem być przestaje, a kiedy tej półki niepewnej się chwycimy, możemy wspiąć się do grani szczytowej, gdzie króluje wszystko, co opowiedziane, organiczne, rozrastające się, żyjące swoim życiem. Powyżej tej niepewnej grani opowieści, którą niektórzy biorą za sam szczyt i schodzą przedwcześnie w dół, znajduje się wierzchołek. Łatwo go możemy przeoczyć, gdyż łudzi nas odczucie, że wspinamy się we mgle, ciągle na granicy nierealności. Przewodnik, nasz narrator, sam jest niepewny drogi: jeśli opowieść, ta organiczna siła, wszystko zagarnia, gdzie kryje się prawda, gdzie znajduje się szczytowe poznanie? Ze szczytu powinniśmy rozejrzeć się w mikrokosmosie ludzkich spraw, by odczuć świat większy od nas. Nasz przewodnik z Traktatu podpowiada nam, że zbliżymy się do prawdy, do szczytu, jeśli pozwolimy na organiczne życie opowieści. Na szczycie czeka na nas zagadka – zbliżamy się do prawdy, gdy oddalamy się od prawdy. Tak należy odczytać słowa przewodnika: „Ale kto wie, może w ten sposób zbliża się do prawdy?”5. Niezwykłe! Kiedy pochłonął nas żywioł opowieści, kiedy oddalił nas od tego, „jak było, jest czy będzie”, wtedy zbliża nas do prawdy – on, żywioł opowieści?! Kogo on tak pochłonął, że poprowadzić może do prawdy o świecie? Narratora Traktatu – to jasne. I Myśliwskiego – autora organicznych opowieści. I nas czytelników mógłby poprowadzić, gdyśmy dali się pochłonąć? Wybieram to słowo „pochłonąć”, by oddać grozę, którą kryje paradoks i którą kryje zagadka. Rozrastająca się powieść może pochłonąć, jak jakiś mityczny potwór, choćby jak Saturn z obrazu Francisca Goi. Groza kryje się w paradoksie! Może uda się zejść kilka stopni niżej albo lepiej – może uda się zbiec w dół i uciec przed organicznym żywiołem opowieści? Zejść do czasu, gdy świat jeszcze trwał w dziewiczym stanie nieopowiedzianego?

Na tę myśl o regresie do nieopowiedzianego musiał wpaść też nieznajomy z Traktatu, skoro otaczała go już opowieść narratora jak wiciokrzew, bluszcz czy pajęczyna; zapewne mocno odczuł, że przed opowieścią trudno uciec, ponieważ była już na początku. Posłuchajmy wreszcie apokryfu o logosie, tzn. o opowiedzianym, opowiedzianym przez narratora:

Niech pan zagłębi się, niech pan spróbuje jakby tą pierwszą myślą, o ile to możliwe, tą nieskażoną jeszcze niczym, dotknąć świata. Przyzna pan wówczas, że to, co opowiedziane, nie odwrotnie, ustanawia to, jak było, jest czy będzie, nadaje temu wymiar, skazuje na nicość lub na zmartwychwstanie. I tylko to, co opowiedziane, jest jedyną możliwą wiecznością. Żyjemy w tym, co opowiedziane. Świat jest tym, co opowiedziane. Dlatego coraz ciężej żyć. I może tylko sny stanowią o nas. Może jeszcze tylko sny są nasze?6

Znamy historyczną linię logosu, która z kultury greckiej, przez Filona z Aleksandrii i Orygenesa idzie do św. Jana, znamy apokryficzne opowieści współzawodników chrześcijaństwa7 i wiemy o bardzo licznych literackich parafrazach stwarzania przez słowo, aż do awangardowych koncepcji słów pierwszych. Czy trzeba dodawać, że wsłuchiwaliśmy się w platońskiego Fajdrosa, w gnozę, mistykę chrześcijańską, nowoczesną, zaczynającą się w XIX w. krytykę chrześcijaństwa jako kulturowej koncepcji, że mamy za sobą Stirnera, Schopenhauera, Nietzschego i Wittgensteina oraz ich XX-wiecznych Spadkobierców – długo można wymieniać? W skromnym apokryfie Myśliwskiego brzmi spadek po tym dziedzictwie, ach, nie tylko spadek, to dziedzictwo chciałoby się zmieścić w tej apokryficznej przypowieści, ale się nie może zmieścić. Słowem: sięgamy do czasów sprzed słowa, słowem sięgamy do czasów po końcu naszego słowa, w słowie umieramy, w słowie nicość zamieniamy się w nic i w słowie zmartwychwstajemy, świat to nasze słowa. W apokryfie rozpoznajemy również obraz ludzkiego pogrążania się w słowach, wypowiedziany potocznie, w formie codziennej skargi: „Dlatego coraz ciężej żyć”. Narrator mówi chyba o coraz większym ciężarze opowieści, chyba o rosnącym świecie opowieści, o chaosie opowiedzianego, o historycznej proliferacji słowa, o bylejakości opowiadania? Podpowiadam te komentarze, ponieważ znam inne wypowiedzi narratora, znam jego komentarze do apokryfu i znam komentarze innych narratorów Myśliwskiego do opowiedzianego. Skarga „coraz ciężej żyć” brzmi jak katastroficzne uzupełnienie i do ponowoczesnych koncepcji narratologicznych, i do powszechnego użycia słowa „narracja”. Jeśli pamiętamy o sensie anabazy – o oddalaniu się, które w istocie może być zbliżaniem się do prawdy, zrozumiemy koniec apokryfu. „Sny stanowią o nas”, podobnie jak wsłuchiwanie się w organiczne życie opowieści. Sny zawierają przeczucie stanu sprzed słowa. A jeśli nawet zamieniamy je na opowieść i przestają być snami, to mimo wszystko podważają fundamenty realności. Apokryf umieszczony na początku Traktatu pozwala sobie zadać autorowi podstawowe pytanie: o znaczenie sztuki w świecie opowiedzianym, a w szczególności – o sens powieści. Zdaje się nam, że ten apokryf już słyszeliśmy, może od przyjaciela na spacerze w lesie albo od nieznajomej w czasie długiej podróży, gdyż wyszedł prosto z potoczności, z mowy żywej, jaką jeszcze się ciągle słyszy, właściwie zdaje się nam, że sami moglibyśmy ten apokryf wypowiedzieć. Ale mówi za nas ktoś inny, bardzo do nas, rozmyślających o związku istnienia i opowieści, podobny.------------------------------------------------------------------------

1 Terminu „akord” używa David Daiches w analizie Ulissesa Joyce’a, pokazując konsekwencje nadużywania tego chwytu formalnego. D. Daiches, Krytyk i jego światy. Szkice literackie. Wybór M. Sprusiński. Przeł. E. Krasińska, A. Kreczmar, M. Ronikier. Warszawa 1976, s. 49–50.

2 J. Stempowski, Eseje dla Kassandry. Gdańsk 2005, s. 173–174.

3 Pożyczam frazę od Anny Sobolewskiej, zob. A. Sobolewska, Mistyka dnia powszedniego. Warszawa 1992.

4 Dla Piotra Biłosa „gry z ja” stanowią istotę praktyki twórczej Myśliwskiego. Z utraty jedności przez jednostkę oraz z prób przywrócenia tej jedności uczynił Biłos podstawę monografii. Tytuł wersji pierwotnej francuskiej, poszerzonej w stosunku do wersji polskiej, dobrze oddaje zamiary badacza. Por. P.P. Bilos, Les Jeux de je. Construction et déconstruction du récit romanesque chez Wiesław Myśliwski. Paris 2016; oraz P. Biłos, Powieściowe światy Wiesława Myśliwskiego. Kraków 2017.

5 W. Myśliwski, Traktat o łuskaniu fasoli. Kraków 2006, s. 69.

6 Tamże.

7 Wyrażenie używane przez Tadeusza Zielińskiego w cyklu książek o tym podtytule.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: