- nowość
In Your Arms - ebook
In Your Arms - ebook
W tle powieści rachunki do wyrównania. Mafia. Ciągłe zagrożenie. A w środku tego świata młodziutka Sin, która poznając pewnego mężczyznę o tajemniczym imieniu Olo, myślała, że złapała Pana Boga za nogi. Nie wiedziała jednak, ile ta pomyłka będzie ją kosztować. Trudno bowiem uwolnić się z rąk zazdrosnego psychopaty, którym jest jej narzeczony. Na domiar złego kobieta spotyka na swojej drodze kolejnego faceta i zaczyna mu ufać. A nie powinna, bo szybko okazuje się, że jest on podobnym do jej narzeczonego apodyktycznym, nieznoszącym sprzeciwu osobnikiem. Kim tak naprawdę są obaj mężczyźni? Jakie tajemnice skrywają przed Sin? A ona sama? Czy staje przed miłością z uczciwym i otwartym sercem? Tajemnicza, niebezpieczna, obezwładniającą historia, która rozpali wszystkie wasze zmysły.
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8290-624-0 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wchodzę do studia jak zawsze przed czasem. Jest już otwarte – znaczy, że moja przełożona przybyła przede mną.
Dzisiaj wielki dzień. Albo tylko nam się tak wydaje – kto wie.
Dziś poznamy nową twarz naszej kampanii, bo od kiedy stara zaszła w ciążę, nie mamy na jej miejsce nikogo. Nikt nie porusza się jak Ashley, nie wygląda i nawet nie zarzuca włosami jak ona. Jak dotąd codziennie kolejne kandydatki trafiały do kosza. Mnie jest wszystko jedno – ja każdemu mogę zrobić dobre zdjęcie, bo jestem świetnym fachowcem, ale nie każdy na tym zdjęciu wygląda na tyle perfekcyjnie, żeby pokazać odpowiednio i suknię, i biżuterię jednocześnie.
Tylko Ashley to umiała. Pracowała, dopóki nie było widać brzucha, ale musiała odejść. A nam grunt zaczął się palić pod nogami coraz bardziej.
Aż do ostatniego tygodnia, kiedy to nadeszło zgłoszenie z drugiego końca kraju. Piękna, młoda i pragnąca sukcesu Lizzy. Gdy przeczytałam jej CV i obejrzałam część portfolio, wiedziałam, że jest wyjątkowa. Śliczna, inteligentna, jeszcze bardzo dziewczęca, taka trochę słodko naiwna jak na dwadzieścia lat. Przynajmniej to odczytałam ze zdjęcia.
Lea jest zdenerwowana. Widzę to wyraźnie, kiedy tak siedzi ze zwieszoną głową przy moim biurku. Okej, rozumiem ją. Jeśli straci ten kontrakt, marzenia o Europie legną w gruzach. Twarz kolekcji naszej projektantki jest najważniejsza – a my straciłyśmy ją kilka tygodni przed rozpoczęciem kampanii. Co za pech.
Do tego musi się użerać ze mną – osobą, która bez swojego latte ze Starbucksa nawet nie zacznie dnia.
– Lea? Co tu robisz tak wcześnie?
– A ty? – pyta, jakby nie znała odpowiedzi.
– Wiesz, że tylko tu oddycham. Nie martw się. Proponujemy jej świetne warunki, ona je przyjmie – pocieszam szefową.
– Ale czy my przyjmiemy ją…
– Nie będę wybrzydzać, obiecuję. Ona ma w sobie to coś. Będzie dobrze, zobaczysz.
Uśmiecha się nareszcie na te słowa.
Tym razem muszę się powstrzymać i pomóc, a nie tylko zniechęcać. Ta nie, ta niedobra, ta taka, ta owaka. Muszę przestać. Muszę zrobić wszystko, żeby ta nowa się nadała.
Wpół do dziewiątej wpada nasza okładkowa ekipa. To modele i modelki naszej agencji. Wybrałyśmy tych ludzi spośród tysięcy innych, nigdy nas nie zawiedli. I my ich też nie.
Wszyscy udają się na makijaż i do pracowni krawieckiej na ostatnie przymiarki. Szykuję sprzęt, chłopcy przygotowują mi oświetlenie tak, jak chcę, i o dziewiątej zaczynamy od najpilniejszych sesji dla magazynów.
Moja ekipa jest tak wyczulona na moje słowa, gesty i prośby, że jeszcze nie powiem zdania, a ludzie już wiedzą, jak się poruszyć, jak przestawić lampę, gdzie postawić stopę i tak dalej.
Pracujemy razem prawie cztery lata, poznaliśmy się doskonale. I naprawdę nie wiem, jak wprowadzić tu kogoś nowego tak, by nie było burzy i zgrzytów.
Na początku myślałam, że na pierwszy plan wybierzemy jedną z naszych dziewczyn, ale to niezbyt dobry pomysł. Żadna nie jest tak perfekcyjna i jedna drugiej by zazdrościła. Lepiej poszukać kogoś z zewnątrz, ale znaleźć to już sztuka.
Punktualnie o dziesiątej rozlega się dzwonek na dole przy windach i Lea zjeżdża po oczekiwaną dziewczynę. Muszę skończyć ostatnie ujęcia i robię to w nadziei, że zdążę, zanim się pojawią.
Krzyczę na Chrisa, który źle mi podtrzymuje lampę akurat w momencie, kiedy Lea staje obok mnie z tą tajemniczą pięknością i jakimś mężczyzną, którego dostrzegam tylko kątem oka.
– Kurwa, Chris! Trzymaj te łapy! Zaraz spadnie im to na głowę!
Lea chwyta się za włosy. Zamierzam za to przeprosić, ale za chwilę. Jak tylko skończę zdjęcia.
– Dziesięć minut przerwy! – zarządzam, odkładam aparat na statyw i obracam się do gości.
Mojej uwagi nie przykuwa niestety długonoga, wysoka blondynka o rysach jak arystokratka, ale jej towarzysz.
Dawno nie widziałam tak przystojnego faceta gapiącego się na mnie migdałowymi oczami spod ciemnych brwi. Czarny garnitur idealnie pasuje do doskonałego ciała. Czarna koszula z rozpiętymi górnymi guzikami zresztą też. Nawet ten złoty łańcuszek na długiej szyi perfekcyjnie wtapia się w zestaw. Zabójcze spojrzenie, trzydniowy zarost i zapach, który można było poczuć już chyba od windy.
Drogi zapach. To jedyny taki zapach na świecie. Migdały i pomarańcza.
Przez chwilę mierzymy się wzrokiem – i on jest zaskoczony, i ja.
Zazwyczaj nikt nie może tu wejść – nie pozwalam na to. Nie rozumiem, czemu Lea zrobiła wyjątek.
– To nasza fotograf. Jest tu ze mną najdłużej i jest najlepsza w tym mieście – przedstawia mnie Lea, na co podaję dłoń Lizzy.
– Cinthia. Ale możesz mi mówić Sin – oznajmiam, a moja rozmówczyni wypuszcza wstrzymywane w płucach powietrze i się uśmiecha.
– Elizabeth. Ale jestem Liz.
– Dlaczego potrzebujesz adwokata? – dopytuję się zjadliwie, bezczelnie wskazując głową na tajemniczego nieznajomego. – Bałeś się, że mamy tu harem? Albo że to jakiś burdel? – dociekam, patrząc mu w oczy.
Widzę, że chce odpowiedzieć, ale nie daję mu takiej możliwości.
Doskonale wiem, jak to jest być pod kontrolą i nie móc oddychać. Nie pozwolę, żeby robił jej to samo, co ja mam w domu. Nie pozwolę, żeby patrzył na nią z tą zaborczością. Ona jest młoda i ma szansę się jeszcze uwolnić spod władzy tyrana – ja nie.
– Skoro zobaczyłeś, że wszystko jest w porządku, możesz wyjść i pozwolić swojej ukochanej żyć. Choć widzę, że dla niej lepiej by było, jakbyś ewentualnie…
– Sin! – przerywa mi w ostatniej chwili Lea.
I dobrze, bo tym krzykiem przypomina, co jej obiecałam.
Widzę, że nieznajomy patrzy na mnie z wściekłością, a jego oczy ciskają błyskawice. Zakładam ręce pod piersiami w odruchu obronnym i tupię, czekając na ripostę.
– To moja siostra. Będę tu tak długo, jak zechcę. I będę sprawdzał, co zechcę. Nie mierz wszystkich swoją miarą – odpowiada, podchodząc do mnie.
Staje tuż przede mną. Muszę zadzierać głowę, żeby nie spuścić go z oczu. Okej, pomyliłam się, nie powinnam była go tak pochopnie oceniać, ale mimo wszystko mam rację, sądząc, że jest zbyt zaborczy, bo nawet na mnie w tym momencie patrzy w ten sposób.
– Nie jesteś tu od decydowania, kto może wejść, a kto nie.
Wybucham śmiechem.
– Tak ci się wydaje? Proszę bardzo. Aparat jest twój. Nie muszę znosić tej nonszalancji, znajdę pracę gdziekolwiek, zresztą… Nie muszę wcale pracować. Ale nie pozwolę, żebyś łamał zasady, które obowiązują wszystkich. Więc albo ty stąd wyjdziesz, albo ja stąd wyjdę.
Ostatnie zdanie kieruję bardziej do Lei niż do człowieka, którego imienia nawet nie znam, ale jego widok i zapach sprawiają, że włoski jeżą mi się na całym ciele z podniecenia. Jest arogancki, zupełnie jak ja. Choć nie aż tak bardzo.
Kiedy siostra chwyta go za ramię, patrzy na nią z czułością. Wtedy odpuszcza, jego wzrok łagodnieje, a dłoń zbliża się do mojej.
– Przepraszam. Nie jestem nauczony, że czegoś nie mogę. Źle zaczęliśmy. David – mówi.
Chwytam tę seksowną, ciepłą dłoń, a prąd, który przechodzi po moim ciele, jest gorący i zbiera się w dole brzucha jak już dawno temu. Co za chemia… Widzę w jego oczach, że czuje to samo, puszczam więc jego dłoń i nadal patrząc mu w oczy, odpowiadam:
– Ja też przepraszam. Nie powinnam była… tak na ciebie naskakiwać.
Rzadko przepraszam, ale moje przeprosiny są szczere. Lea jest zszokowana, słysząc moje słowa, lecz ja naprawdę odpuszczam. Widzę, że źle zinterpretowałam sytuację. Moja podła natura daje o sobie znać zawsze, kiedy się nie spodziewam.
– Chodź – mówię do Lizzy i ciągnę ją za ramię do swojego gabinetu, słysząc, że jej brat i Lea podążają za nami.
Siadamy przy moim biurku i widzę wyraźnie, że Liz jest zdenerwowana i speszona, pewnie przeze mnie.
– Spokojnie, ja tylko tak źle wyglądam. Pokaż mi swoją teczkę.
Trochę ją rozweselam. Jej brat ciągle stoi nam nad głową, a to mnie tak wkurwia, że znowu mam ochotę wybuchnąć, ale powstrzymuję się, oglądając portfolio Liz. Jest piękną dziewczyną i z pewnością będzie piękną kobietą. Idealnie pasuje do mojego wyobrażenia o modelce, która ma zaprezentować te kreacje. Ma jasną cerę, prawie przezroczystą, jest drobna i ma zajebiście seksowne plecy. Kosmos.
Podnoszę głowę i uśmiecham się do niej uspokajająco, na co Lea również oddycha z ulgą.
– Jesteś naprawdę piękna i pasujesz do tej kolekcji idealnie. Myślę, że się dogadamy. Pod warunkiem, że twój brat nie będzie stał mi nad głową przez osiem godzin – dodaję, obracając się z krzywą miną na Davida.
Zachowuje kamienną twarz, nie odpowiada na moją zaczepkę. Wstaję od biurka i gestem przywołuję Allie – naszą makijażystkę.
– Skoro już jesteś, spróbujemy. Poznasz ekipę, a mój aparat pozna ciebie. Allie pomoże ci się ubrać. Cam! – krzyczę do naszego głównego modela. – Zrobimy sesję sparowaną i zobaczymy, jak to wyjdzie. Chris niech ustawi światło – wydaję te dyspozycje głosem pełnym profesjonalizmu, cały czas czując na sobie wzrok Davida i Lei.
Allie ubiera Liz w naszą najlepszą suknię. Jest krwistoczerwona, wykonana z najdelikatniejszego tiulu wyszytego cyrkoniami ze złota. Koronkowa góra zaś perfekcyjnie przylega do ciała Liz. Całość uszyta jakby na nią. Wszyscy zamieramy z zachwytu, kiedy wchodzi do sali, pokazując te piękne, smukłe nogi w szpilkach. Ja sama zapominam, że mam stanąć za obiektywem.
– Okej – reflektuję się w końcu.
Instruuję ich, jak mają się poruszać, dotykać, stać, i robię dziesiątki zdjęć.
Niestety, Liz jest zbyt zestresowana, żeby się wyluzować. Staramy się ją podbudować, żartować i rozluźnić, ale to niewiele daje.
Podchodzę więc bardzo blisko do sceny i po cichu pytam ją, czy obawia się brata. Uśmiecha się szczerze.
– Nie, coś ty. On naprawdę jest w porządku, uwierz mi. To ja. To chyba moja nieśmiałość – odpowiada i jakimś cudem jej wierzę.
– Cam! Spójrz na nią jak na tę jedyną! – mówię głośno. – Chwyć ją dłońmi za szyję, muśnij policzki kciukami i patrz tak, aż powiem, żebyś przestał.
– Sin…
– Nie umiesz wywołać w kobiecie tego gorąca?! – dopytuję się wkurwiona, że w tej czerwieni nie mogą mi zagrać tego, czego chcę.
Jej się nie dziwię, ale Cam mnie zawodzi. Już nie pierwszy raz.
– Ona tak na mnie nie działa!
– I nie ma działać! Masz to sobie tylko wyobrazić! To pożądanie! – wykrzykuję.
– Może ona nie umie mnie podniecić! – kłóci się nadal Cam, na co Liz ma łzy w oczach.
– Wciąż jestem dziewicą i nie zamierzam podniecać takiego ohydztwa jak ty! – odszczekuje się Liz, wprawiając nas wszystkich w osłupienie.
Zaczynam się histerycznie śmiać, a pozostali razem ze mną. Cam, Liz, Lea, dziewczyny i nawet kątem oka widzę Davida – przepełnionego dumą z powodu siostry.
– Ale ci przygadała. I masz rację – mówię, wracając za obiektyw. – Lepiej umrzeć dziewicą, niż przespać się z kimś nieodpowiednim. Okej, ustawcie się.
Po tej wymianie zdań Cam trochę inaczej patrzy na Lizzy. Ona na niego też. Atmosfera się rozluźnia, a tego właśnie potrzebowaliśmy.
I od razu zdjęcia są lepsze.
Przebieram moich modeli jeszcze kilka razy i o drugiej kończę wszelkie sesje. Muszę dziś przerobić te zdjęcia i wybrać najlepsze.
– Możemy wyjść? – Słyszę głos Jacka.
Podnoszę głowę znad komputera i patrzę mu w oczy.
– Jasne.
– Ale ja mam na myśli, czy możemy gdzieś dzisiaj wyjść i zabrać Liz na zapoznanie – doprecyzowuje i cieszę się, że to robi.
Ostatnie, czego potrzebuję, to pijanej, skacowanej ekipy jutro na zdjęciach.
Patrzę w oczy Lei, ale kiwa głową i tym razem ja muszę odpuścić, a oni muszą się poznać, po prostu tak będzie dobrze – i dla nich, i dla nas.
Spoglądam w oczekujące oczy Jacka, wiem, że jest najrozsądniejszą osobą w tej grupie i jeśli komuś mam zaufać, to tylko jemu.
– Żadnego alkoholu. Widzę was jutro o dziewiątej. Podpiszemy kontrakt.
Wszyscy aż huczą z radości, a ja czuję się jak matka, która pozwoliła swoim nieletnim dzieciom na alkohol.
Wracam do komputera, ale kątem oka widzę, że David wciąż tu jest i mi się przygląda. Lea gdzieś poszła, więc zostaliśmy sami.
– Usiądź, jeśli czegoś jeszcze chcesz – mówię, wskazując na krzesło naprzeciwko siebie.
– Też chciałem cię zabrać… na obiad… albo kolację, jak wolisz, w ramach przeprosin za swoje szczeniackie zachowanie.
Ta forma przeprosin mnie zaskakuje. David z pewnością nie należy do ludzi, którzy łatwo przyznają się do błędu. Raczej jest człowiekiem podobnym do mojego narzeczonego, któremu wydaje się, że dzięki pieniądzom i zajebistemu wyglądowi można mieć wszystko, a wszelkiego rodzaju odmowa powinna być karana.
Podoba mi się, że David się stara, i nawet jeśli robi to ze względu na swoją szczęśliwą siostrę – tym bardziej się to chwali. Serce mi rośnie, gdy patrzę na jego pełne oczekiwania migdałowe spojrzenie.
Nie mogę jednak przyjąć jego zaproszenia, choćbym chciała. To może zagrażać nie tylko mnie, lecz także jemu.
– Dzięki, ale nie trzeba. Nie musisz mnie przepraszać, nie oczekuję tego i sama nie jestem lepsza. Taki charakter, co zrobisz – odpowiadam, ale po jego minie widzę, że nie da za wygraną.
– Po prostu chcę poznać środowisko, w którym moja siostra będzie spędzać następne tygodnie. Jestem za nią odpowiedzialny, a Nowy Jork to nie jest miejsce na błędy. Dlatego między innymi chcę poznać ciebie. Chyba to rozumiesz.
– Oczywiście. Ale tu nie stanie jej się żadna krzywda. Nie pod naszym okiem. Do tego nie musisz mnie poznawać – oponuję i chcę przysunąć komputer bliżej, żeby móc udawać, że pracuję, ale David chwyta mnie za rękę.
Ten uścisk jest… naprawdę silny i męski. Moja dłoń zaczyna drżeć, choć robię wszystko, żeby to powstrzymać.
– Nalegam.
– Może to cię przekona, że nie zamierzam się z nikim spotykać – mówię, podnosząc drugą dłoń, na której lśni złoty pierścionek z niebieskim diamentem.
Pokazuję mu go przed oczy, na co zaczyna się śmiać i rozsiada się jeszcze bardziej frywolnie na moim krześle.
– Nie chcę cię zabrać do łóżka, to tylko zwykła rozmowa. – Jest bezczelny.
Puszczam to mimo uszu i zatapiam się w pracy, ale David nie wychodzi, póki nie wraca Lea. Patrzy na nas zaskoczona, aż zabiera go na kawę. I dobrze. Nie potrzebuję kolejnych kłopotów.
Staram skupić wszystkie zmysły na zdjęciach, ale… nie mogę. Po prostu. Ciągle mam przed sobą jego męską twarz, oczy wpatrujące się we mnie najpierw ze złością, potem z… troską. Nikt tak na mnie nie patrzył… kiedyś wydawało mi się, że ktoś patrzy, ale to była pomyłka mojego życia.
David i Lea nie wracają. Zamykam więc studio o ósmej, choć nie zrobiłam nawet połowy zaplanowanej pracy. Jack wysyła mi zdjęcia z imprezy na plaży, odpisuję zatem, że mam nadzieję, iż się dobrze bawią.
Wychodzę przed blok w momencie, kiedy przyjeżdża po mnie cholerna limuzyna z cholernym kierowcą mojego narzeczonego. Ani minuty wytchnienia. Nie rozglądając się, nie czekając, wsiadam i…
Pozwalam się zawieźć do mojego koszmaru.