- W empik go
Inframundo - ebook
Inframundo - ebook
Greta jest marzycielką śniącą na jawie, kochającą ponad wszystko stare filmy oraz ich bohaterów, z którymi potrafi rozmawiać dzięki swojej bujnej wyobraźni. Pracuje w starym, tajemniczym kinie „Inframundo”, z którym wiążą się jej najpiękniejsze wspomnienia i najważniejsze przeżyte chwile. Greta żyje jednocześnie w dwóch światach – realnym, który nie ma dla niej większego znaczenia oraz wyimaginowanym – pełnym jej ukochanych bohaterów filmowych i wątków z produkcji kinowych, które przesłaniają jej codzienność.
Kiedy umiera właścicielka kina, okazuje się, że od tej pory będzie ono należało do Grety oraz jej przyjaciół. Z czasem „Inframundo” ujawnia przed kobietą coraz więcej skrywanych tajemnic…
Powieść kierowana jest przede wszystkim do wkraczających w dorosłość młodych ludzi, którzy pełni są niepewności co do wyboru przyszłej drogi życiowej oraz do wszelkiej maści marzycieli.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7722-651-3 |
Rozmiar pliku: | 737 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Greta wyrównała wygniecenia na białej bluzce z podobizną Zeldy Nomentan i poprawiła rozczochraną fryzurę.
Upewnili się, że druga taśma leci bez zakłóceń. Greta wróciła na swoje stanowisko przed okienkiem, Laudo zaś usiadł obok niej.
– Greta, czy ty mnie w ogóle lubisz?
– Jakie ty nierozsądne pytania zadajesz – odparła bez cienia emocji. – Przecież jesteśmy parą, czy coś w tym stylu. Ludzie w naszym wieku robią takie rzeczy – układają się w pary jak buty w sklepie i czerpią z tego różne korzyści. Masz z kim pogadać, z kim pójść na zabawę; no i jest też seks. Czego chcesz więcej?
Na ekranie Zelda Nomentan ocucała omdlałą Ive Floes, nie wiedząc jeszcze, że niedługo staną się rywalkami.
– Czy jestem ci zupełnie obojętny, Greto? Chodzi mi o to, że... to prawda – łączymy się w pary, ale wydaje mi się, że mogłabyś być z kimkolwiek innym. Z „kimś”. Niekoniecznie ze mną.
Greta westchnęła cicho.
– Laudo, męczy mnie to. Jeśli ci ulży, to wyjdę za ciebie. Możemy wziąć ślub nawet dziś, tylko mnie już nie męcz.
Nie oderwała wzroku od ekranu. Laudo chciał coś powiedzieć, ale nic mądrego nie przyszło mu do głowy.
– Idę naprawić tę maszynę do popcornu – odparł.
Greta poruszała bezgłośnie ustami razem z Ive:
– Splątałeś mi myśli i jeszcze śmiesz mnie porównywać z tą... z tą...!
Zamknęła oczy. Projektor klekotał cichutko, utulając ją do snu.
Larson Merill trzymał w ramionach Ive, którą miał wsadzić na statek, tak by już nigdy więcej się nie spotkali. Spojrzał w kamerę.
– Czy to ładnie? – spytał.
– Nieładnie – odparła Greta. – Przecież wiesz, że zetknęło was ze sobą przeznaczenie, Larson. Nie oszukasz przeznaczenia, wsadzając ją na statek.
– A ty, Greto? – spytał Larson Merill wprost z ekranu.
– Ja?
– Tak. Ty. Gdzie twoje serce?
Greta otworzyła oczy. Ive spoglądała smutno w stronę brzegu z pokładu wielkiego wycieczkowego statku.
2
Jowita stanęła na środku pięknego holu kina Inframundo. Znowu trzeba polerować podłogę. Tego typu posadzka bez polerowania jest gorsza, niż jakby jej w ogóle nie było.
Spojrzała w górę. Najbardziej ze wszystkiego na świecie Jowita bała się zacieków. Jeśli pojawi się choć jeden na suficie – nie będzie miała pojęcia, co zrobić. „Może usunąć cały sufit i wymienić na nowy?” – zakpiła w myślach.
– Dzień dobry – usłyszała.
– Dzień dobry, Laudo – odparła.
Chłopak siedział za lśniącą ladą przy maszynie do popcornu, która – tak, niestety, Jowicie doniesiono o tym dziś rano – znowu się popsuła.
Podeszła bliżej.
– Jakiś cień szansy na naprawienie? – spytała.
– Cień szansy to za mało, żeby naprawić to stare badziewie – mruknął zdenerwowany.
Jowita puściła tę uwagę mimo uszu. Bardzo lubiła swoich pracowników, których traktowała jak rodzinę – podobnie jak kino było dla niej domem. Szczególnie zaś ceniła Laudo – za jego dobroduszność i uczynność. Był zdaniem Jowity bardzo przystojnym, młodym mężczyzną – wysokim i postawnym, ale nosił w sobie tak wiele łagodności, że często nie traktowano go zbyt poważnie; mimo że miał już prawie trzydzieści lat, wszyscy uważali go za chłopca.
Jowita zatrudniała troje pracowników – Erwina pracowała jako kasjerka, Greta obsługiwała projektor, a Laudo zajmował się wszelkimi sprawami technicznymi, usterkami, naprawami, podtrzymywaniem podupadających konstrukcji i łataniem dziur.
W rzeczywistości jednak cała czwórka, z Jowitą włącznie, robiła wszystko, co tylko mogła, by ukochane kino Inframundo nie umarło i by wciąż notowano w nim ruch widzów, oglądających filmy wyświetlane przez klekoczący projektor.
Jowita poczuła swąd palonej kukurydzy akurat w momencie, gdy dwuskrzydłowe drzwi od sali kinowej zostały otwarte i wyszli przez nie widzowie.
Laudo zaklął pod nosem, gdy popcorn wystrzelił mu w twarz.
– Czy podobała się państwu projekcja? – spytała Jowita wychodzących.
Rumiany chłopak, idący za rękę z rozczochraną dziewczyną, odparł:
– Bardzo!
– A czy widział pan chociaż jedną jego scenę, czy tylko „oczy” tej ślicznotki? – spytała Jowita uszczypliwie, ale z uśmiechem.
Chłopak nic nie odpowiedział – chwycił partnerkę pod rękę i wyprowadził na zewnątrz jak żandarm.
– Chyba mamy stałych klientów – zwróciła się Jowita do Laudo. – Zawsze byłam zdania, że bardziej opłacałoby się otworzyć burdel niż kino, ale cóż poradzę na to, że mój świętej pamięci tatuś wolał utopić pieniądze w sztuce zamiast między biustami panien lekkich obyczajów...?
Laudo, wściekły na plującą przypaloną kukurydzą maszynę, mruknął tylko:
– Chyba nic pani nie poradzi.
I wtedy właśnie konfiguracja tej chwili przestawiła się, sprawiając, że wydarzenia, konieczne następstwa minionych chwil, decyzje, których nikt nie podejmuje – wskoczyły na swoje miejsca, jakby nigdzie indziej nie pasowały tak dobrze.
Leniwa Ziemia przekręciła się o ułamek codziennego obrotu i od tej chwili nic już nie miało być takie jak dawniej.
Stało się to dokładnie w momencie, gdy do holu weszła Greta. Podniosła wzrok na Jowitę i przerażona wrzasnęła tak, jak jeszcze nikt w tym mieście nie słyszał, by Greta krzyknęła.
Na ten wrzask kobieta podskoczyła, a Laudo huknął się w głowę, którą włożył wcześniej do maszyny, sprawiając, że ta zaczęła pluć przypalonym popcornem.
Greta zasłoniła usta dłońmi i zamknęła oczy.
– Greta, co się stało? – spytała Jowita.
– Nic – odparła, z całych sił zamykając oczy i zakrywając usta.
– Greta? – spytał zaniepokojony Laudo. W jednej chwili przeszła mu cała złość na dziewczynę.
Podbiegł do niej, sądząc, że może trzeba będzie ją podtrzymać, by nie upadła.
– Źle się czujesz? Coś cię boli? Co się stało? – dopytywał się, przytulając ją.
Greta otworzyła oczy z ociąganiem – podglądając najpierw spod powiek, a potem powoli, powoli odkryła usta i odetchnęła.
– Nic, już nic – odparła, patrząc podejrzliwie na Jowitę.
– Greto, słabo ci? – spytała starsza kobieta.
– Nie, już dobrze – odparła zmieszana. – Przepraszam za to zamieszanie. Zakręciło mi się w głowie – za długo gapiłam się w ekran, trochę przysnęłam... nie jadłam nic od śniadania... Och, nic, nic – zakręciło mi się tylko w głowie – tłumaczyła się nerwowo, co było do niej niepodobne, jako że zwykle oznajmiała wszystko niewzruszonym tonem.
Laudo nachylił się do ucha dziewczyny pod pretekstem pocałowania jej.
– Kłamiesz – szepnął.
Greta spojrzała mu w oczy, błagając wzrokiem, by nie musiała tłumaczyć się przy Jowicie.
– Zbladła trochę. Cóż – chyba faktycznie zrobiło jej się nieco słabo. Następny seans za godzinę. Jeśli nie ma pani nic przeciwko, wezmę ją na obiad.
Jowita przyglądała im się podejrzliwie.
– Idźcie, dzieciaki. Greta, na pewno wszystko dobrze?
– Tak – skłamała w odpowiedzi.
Laudo zostawił narzędzia przy upartej maszynie do popcornu i podtrzymując Gretę, choć ta była zdania, że to nie jest konieczne, otworzył drzwi wyjściowe od kina.
Jowita pozostała sama pośrodku holu. Czuła, jakby jej wnętrze przewiercał malutki robaczek. Znowu.
Rozłożyła ramiona, wsparła się na obolałych ze starości biodrach i zawirowała wokół własnej osi.
– Otwórzcie wrota, tchórze! Oto nadchodzą wasze cienie! – krzyknęła, dając echu powtórzyć jeden ze swoich ulubionych filmowych cytatów.
3
Poszli do Hokus-Pokusa zjeść coś i porozmawiać.
– A teraz siadaj – odezwał się Laudo, sadzając Gretę po drugiej stronie stolika, naprzeciwko siebie – i mów.
– Co chcesz usłyszeć?
– Wiesz co, Greto. Jeśli myślisz...
– Cześć, dzieciaki, co wam podać? – spytała kelnerka z notesikiem w dłoni.
– Dwa razy zestaw dnia, a potem kawa – odparł szybko Laudo i uśmiechnął się z wymuszoną uprzejmością.
– Zestaw i kawa. Robi się – mrugnęła do niego kelnerka.
Greta zapadła się w kanapie, na której siedziała, opierając o nią mocno plecy. Zwróciła głowę w stronę okna i wpatrywała się w ludzi poruszających się z lewa na prawo, z prawa na lewo, zupełnie jak w tym filmie... Widziała go raz... jaki on miał tytuł...?
– Greta!
Spojrzała na Emila.
– Dobrze, Laudo, powiem ci, ale znowu weźmiesz mnie za wariatkę.
– Kochanie, mam cię za wariatkę, odkąd się znamy.
Greta pochyliła się do niego nad stolikiem i wyszeptała:
– Pamiętasz ten film o facecie, który podchodził do ludzi od tyłu, śpiewał im kołysankę, a potem zamykał im dłonią oczy i oni usypiali?
– Nie bardzo.
– Czarno-biały, stare kino – złościła się Greta. – Nie pamiętam dokładnie tytułu... coś z kołysanki.
– Wiem! Wiem który. Ten gość był trochę podobny do szpiega z Krainy Deszczowców. Tajemniczy Usypiacz – zaśmiał się Laudo. – Miał długą, czarną pelerynę i... no i co z tego, że pamiętam ten film?
Greta wzięła głęboki oddech.
– Zobaczyłam tego faceta za plecami Jowity.
Kelnerka przyniosła jedzenie.
– Wielkie dzięki – uśmiechnął się do niej Laudo, spoglądając kątem oka na Gretę.
Gdy już zostali sami, mężczyzna chwycił powoli widelec i obracając go delikatnie w dłoni, przemówił.
– Dobra – powiedział spokojnie. – Fajnie. Widziałaś go za plecami Jowity, tak?
– Tak.
– Teraz – przed chwilą?
– Jak weszłam do holu kina. Byłeś tam ty, przy maszynie do kukurydzy, i Jowita – twarzą do mnie. Za jej plecami stał ten facet w czarnej pelerynie. Nucił Jowicie do ucha i właśnie miał zakryć dłonią jej oczy. A potem znikł.
Laudo wziął głęboki oddech i... roześmiał się.
– O cholera, ale mi ulżyło. Bałem się, że coś ci jest, że coś cię przestraszyło.
Greta spojrzała na niego zdziwiona.
– No, a tymczasem ja tylko widziałam Tajemniczego Usypiacza za plecami Jowity – zakpiła.
Laudo uśmiechnął się i pocałował ją w czoło.
– Bez urazy, kochanie, ale zwykle wyobraźnia... trochę cię ponosi. Czy wiesz, że oglądając filmy, odpowiadasz na pytania bohaterów, zupełnie jakby to do ciebie się zwracali?
Greta spuściła wzrok.
– No... to prawda – czasami tak robię.
– A czy wiesz, że czasem prowadzisz z nimi krótkie dialogi?
– Tak, no wiem. Zamykam tylko oczy i... widzę ich, jakby byli żywi. Po prostu mam dość bujną wyobraźnię.
Laudo napchał sobie jedzenia w usta.
– No widzisz, sama sobie odpowiedziałaś na pytanie. Zapewne jeszcze wcześniej trochę przysnęłaś przy filmie, prawda?
– Zdaje się, że tak – zamyśliła się Greta.
– No to koniec zagadki. Dobre te frytki, spróbuj.
– Zawsze jak przychodzę z tobą, dostajemy wyjątkowo dobre. Ta kelnerka się w tobie podkochuje, czy ty o tym wiesz? – spytała Greta, zajmując się swoim posiłkiem.
– Ponosi cię wyobraźnia – zaśmiał się, choć zrobiło mu się miło.
– Mam tylko nadzieję, że w ramach tego bonusu nie dostanę kiedyś trutki na szczury w sałatce.
Laudo mógłby równie dobrze podnieść talerz, przechylić go i wsypać jego zawartość do ust – takie miał tempo jedzenia; sztućców używał tylko pro forma.
– No to – zaczął, nie przejmując się brakiem miejsca do manewrowania językiem w ustach – jak dokładnie wyglądał ten facet, którego sobie wyobraziłaś stojącego za plecami Jowity?
Greta napiła się soku.
– Tak samo jak ten w filmie. Strasznie blady, wielkie, puste oczy, niepokojący wyraz twarzy. I najgorsze...
– Co?
– Że nie wiadomo, czy spodziewać się po nim czegoś złego, czy dobrego.
– Jedz, Greta, bo te wizje się nasilą.
– I jest coś jeszcze, Laudo.
– Co? – spytał, odstawiając pusty talerz.
– Nie wiem. Coś jeszcze. Jest jeszcze jakaś sprawa, która nie daje mi spokoju – jakbym miała o czymś powiedzieć, ale dawno temu zapomniałam o czym. Jakby ktoś mi o czymś powiedział, ale zbyt cichym szeptem.
– Zamówię nam kawę – odparł Laudo i wstał z miejsca.
Greta spojrzała za nim. Ładna kelnereczka uśmiechała się do niego i poprawiała sobie kołnierzyk, włosy, kolczyki za każdym razem, gdy odwrócił wzrok.
– Blokuję fajnego chłopaka – powiedziała do siebie Greta bez żalu, rozbawienia czy smutku. Bez niczego.
Patrzyła, jak Laudo wybiera im ciastko do kawy, i wyobrażała sobie, co by było, gdyby teraz kelnerka go pocałowała. Czy stałaby się dla Grety rywalką, jak Ive dla Zeldy? Czy może Greta oddałaby jej pole bez złości? Czy kazałaby Laudo wsadzić kelnerkę na statek i odesłać ją na zawsze?
4
Robaczek był nawet miły. Strasznie łaskotał Jowitę w środku brzucha, ale w zasadzie nie sprawiał jej bólu. „Na pewno nie takiego, jaki często ludzie czują podczas swojego życia” – pomyślała. Na przykład takiego, jaki odczuwają kobiety podczas porodu. Czy gdyby Jowita urodziła kiedyś dziecko, to porównywałaby ten ból do tego, co dolegało jej na starość? Choć niektóre matki twierdzą, że urodzenie dziecka to niemal żaden problem. A już na pewno nie problem w porównaniu z samym macierzyństwem. Tego jednak Jowita nie mogła wiedzieć. Nie było jej dane zostać matką.
– Robaczek. Ciągle ten robaczek – szepnęła do siebie.
Wyjęła zza lady wypolerowaną drewnianą laskę. Używała jej tylko wtedy, gdy nikt nie widział. Gdy zamykała kino od środka i chodziła po holu, po schodach, zaglądała w jego zakamarki. Czasami czuła, że kino nie jest pod jej opieką, lecz to ono opiekuje się nią. Było jej matką. Niekiedy Jowita wyobrażała sobie, że wielki hol lub przytulna bordowo-złota sala kinowa to łono, w którym ona – maleńka istotka – sobie żyje i czuje się bezpiecznie.
Wszystko, co miała, było tu. Wszystko, co było dla niej coś warte, mieściło się w tych kilku ścianach. Gdyby miastu zagroziło trzęsienie ziemi, Jowita zostałaby w kinie, woląc umrzeć razem z nim, niż zostawić je w zgliszczach bez opieki.
Wspierając się na lasce, doczłapała się do drzwi wejściowych. Gdy nikt jej nie obserwował, kulała znacznie bardziej niż zwykle. Stawy biodrowe strasznie ją bolały, dokuczały jej plecy, stopy, a zresztą! Wszystko ją w ten czy inny sposób bolało – spójrzmy prawdzie w oczy.
Zamknęła dwuskrzydłowe drzwi i zaryglowała je. Wywiesiła kartkę Zamknięte.
Wspięła się do reżyserki i odnalazła film swojej młodości. Film, który odmienił jej życie, uczynił z niej zakonnicę, dla której kino Inframundo stało się zakonem i świątynią zarazem.
Zeszła na dół, na widownię. Usiadła w pierwszym rzędzie, posadziła swoją laskę na fotelu obok. Rozparła się wygodnie. Patrząc w swój ukochany film, roześmiała się w głos.
I zasnęła na zawsze.
5
– Dziwnie się czuję – powiedziała Greta.
– Podejrzewasz trutkę w ciastku? – uśmiechnął się Laudo.
– Nie. Nie czuję się źle. Tylko dziwnie.
– Proszę, proszę, kogo widzą moje oczy – usłyszeli.
Odwrócili się w stronę, z której dobiegał głos.
Laudo westchnął pod nosem.
– Co to – już się nie kłania starej nauczycielce? – spytała kobieta w średnim wieku, stając nad ich stolikiem z rękoma wspartymi na biodrach.
– Dzień dobry, pani profesor – odezwała się od niechcenia Greta.
– Nie wiem, czy taki dobry dla ciebie, Greto – odparła, ściągając koronkowe rękawiczki, które nosiła mimo lata.
Dosiadła się do nich bez pytania.
– Młody człowieku, czy możesz mi zamówić kawę? – spytała, machnąwszy w jego stronę od niechcenia, jakby przepędzała muchę.
Laudo, nie odpowiadając na pytanie, wstał i podszedł do lady.
– Greto, żal cię tu widzieć.
– Dlaczego? – spytała bez emocji Greta.
– Żal na ciebie patrzeć, jak siedzisz tu, marnujesz się, sprawiając, że twoje życie upływa na niczym. Mimo to cieszę się, że cię widzę – minęło kilka ładnych lat, odkąd odwiedziłaś swoją starą profesorkę.
– Nigdy pani nie odwiedziłam, odkąd skończyła się szkoła – sprostowała Greta.
– Otóż to – wykrzywiła się kobieta, poprawiając szare, perfekcyjnie przylizane włosy. – Twoja porażka życiowa bardzo leży mi na sercu. Mimo wszystko zawsze trzymałam za ciebie kciuki. I nadal trzymam, choć widzę, że stoisz już nad przepaścią zmarnowania.
– Żyje mi się bardzo dobrze – odparła Greta.
– Nadal pracujesz w tym starym kinie?
– Tak.
Kobieta jęknęła z dezaprobatą, wywracając oczyma, i dotknęła czoła wierzchem dłoni, jakby zrobiło jej się słabo.
– Na Boga! Już w szkole średniej powtarzałam twojemu wujowi, że musi cię krócej trzymać, bo nic z ciebie nie będzie, mimo że masz wielki potencjał. Nie cierpię mieć zawsze racji.
– Mój wujek nie potrafi siebie samego trzymać krótko, a co dopiero mnie. Sama trzymam się na takiej długości, na jakiej uważam to za stosowne – wzruszyła ramionami Greta.
Nauczycielka nie dawała jednak za wygraną.
– Już wtedy, gdy pracowałaś w tym obskurnym miejscu dorywczo, wiedziałam! Przeczuwałam, że to się źle skończy.
– Skończyło się bardzo dobrze.
– Greto, byłaś moją najzdolniejszą uczennicą. Krnąbrną – przyznaję. Ale najzdolniejszą. Tymczasem twoja edukacja zatrzymała się tu – w tym mieście, w tamtym podupadającym kinie. Czy ty nie masz żadnych aspiracji, dziewczyno?
– Chyba już za późno na tę przemowę – zauważyła Greta, pociągając przez słomkę sok pomarańczowy. – Jestem już dorosła i wiodę życie, które kocham. A pani?
Kobieta położyła dłoń na mostku.
– Słucham?
– Czy pani wiedzie życie, które kocha?
– Co za tupet! Dziecko, ja w przeciwieństwie do ciebie przeszłam szczeble edukacji... – westchnęła i zmieniła ton. – Przecież nikt ci nie bronił oglądać tych twoich filmów, czy coś takiego. Ale trzeba było sobie zapewnić dodatkowo...
– Co? – spytała Greta. – Pracę niedocenionej polonistki? Nie, dziękuję. Proszę wybaczyć, ale muszę iść do pracy.
Kiwnęła na Laudo, który stał przy barze, rozmawiając z kelnerką.
Greta wyszła z Hokusa, zastanawiając się, czy gdyby to był film, lepiej byłoby zakończyć scenę rozmowy ze starą nauczycielką kłótnią, milczeniem, czy może wykpieniem kobiety. A gdyby tak bohaterka wylała na głowę starej belferki sok? Albo chlusnęła nim w jej twarz...?
6
Pod Inframundo zastali Erwinę.
– No, nareszcie! – krzyknęła. – Nie mogę się dostać do kina. Zamknięte od środka.
Laudo podszedł do drzwi i chwycił w dłoń kartkę Zamknięte.
– O co chodzi? – spytała Erwina. – Zamykaliście kino?
Greta próbowała na nią spojrzeć, ale co innego przykuło jej uwagę. Kątem oka dostrzegła, że ktoś im się przygląda.
Na granicy pola widzenia stał Tajemniczy Usypiacz. Patrzył na Gretę swoimi wielkimi, pustymi oczyma. Przyłożył palec wskazujący do ust, prosząc o milczenie i uspokajając.
Greta wyobraziła sobie tę scenę. Wchodzą do środka. Szukają Jowity, wołają ją, zaczynają biegać po kinie, szukając wszędzie, tylko nie na widowni.
W końcu wchodzą tam, znajdują Jowitę uśpioną na zawsze przez Tajemniczego Usypiacza.
Greta próbuje ją ocucić, potrząsa nią, policzkuje, a gdy zdaje sobie sprawę, że już nigdy jej nie obudzi, pada na kolana.
– Nieeee! – krzyczy z wyrzutem w stronę niebios.
A kamera pokazałaby to od góry, żeby dodać tragizmu.
Greta pochyliłaby się nad Jowitą i wyszeptała jej do ucha tajemnicę, której nikt nigdy nie poznał:
– Byłaś dla mnie jak matka. Byłaś jedyną mamą, jaką miałam.
Uroniłaby tylko jedną, samotną łzę.
– Nie wiem, czemu jest zamknięte – odparł Laudo – ale mam zapasowe klucze od wszystkich drzwi kina. Również od wejściowych.
Sięgnął do kieszeni po brzęczący pęk i otworzył drzwi.
Laudo wszedł do środka, rozglądając się.
– Jowita! – zawołał.
Erwina wbiegła po schodkach na górę, gdzie Jowita miała urządzony swój pokoik, w którym mieszkała.
– Jowita?! – krzyknęła Erwina.
Greta westchnęła ciężko. Odwróciła wzrok od Tajemniczego Usypiacza i przestąpiła próg kina. Skierowała swoje powolne kroki na widownię.
Pchnęła drzwi.
Zobaczyła Jowitę siedzącą w pierwszym rzędzie. Na ekranie czarno-biała Ive Floes.
Greta podeszła do Jowity i spojrzała w jej bladą twarz. Zamknęła jej delikatnie oczy i powiedziała beznamiętnie:
– Jowita umarła.
7
– Tak jakby śmierć pierwszy raz zawitała w te strony – prychnęła Greta.
– Tak jakbyś ty miała do czynienia ze śmiercią codziennie, Greto – zakpił smutno Laudo.
Erwina płakała w kącie.
– Co my teraz poczniemy? Kochaliśmy ją wszyscy – jęknęła.
Greta zamyśliła się. Tajemniczy Usypiacz przyszedł i odszedł. Takie widać są prawidła tego świata. Było jednak coś jeszcze. Greta wiedziała, że jest jakaś ważna sprawa, która nie została wyjaśniona. Drażniło ją to uczucie tak, jak drażniące jest, gdy chce się użyć jakiegoś słowa, pamięta się jego znaczenie, lecz nie można sobie przypomnieć brzmienia.
– Nie możemy tu tak siedzieć w nieskończoność – stwierdził Laudo. – W czwórkę... to znaczy... w trójkę.
Jowita wciąż spała wiecznym snem na fotelu. Erwina podchodziła do niej co jakiś czas, składając pocałunek na jej policzku lub dłoni.
– Dlaczego robisz coś takiego? – spytała Greta.
– Bo ją kochałam. Nie mogę uwierzyć, że zaraz się nie ocknie.
– Kto? – spytała Greta.
– Jowita.
– Jowity już tu nie ma. Jest do niej tylko podobna. Nie całuj tego, czym nie jest.
– Greta, nie masz cienia wrażliwości – zachlipała Erwina.
– Może i nie mam – odparła, patrząc na oblicze Jowity.
Zdaniem Grety to, co mówiła Erwina, nie było prawdą. Jowita wcale nie wyglądała, jakby miała zaraz się obudzić. Coś z niej uleciało, zmieniło się coś na zawsze. Coś jakby opadło, sprawiając, że ich ukochana Jowita była już tylko trupem.
– Trupem – powiedziała cicho Greta.
– Musimy coś z nią zrobić – stwierdził Laudo. – Zdaje się, że nie możemy wiecznie siedzieć za zamkniętymi drzwiami, informując widzów jedynie o tym, że „seans odwołany”.
Zapadła cisza.
Greta usiadła na scenie.
– Wiem, że jest coś jeszcze – szepnęła. – Gdy zobaczyłam Jowitę w tym holu – żywą po raz ostatni, uświadomiłam sobie coś jeszcze. Ale nie pamiętam co.
Laudo pogłaskał po plecach kulącą się Erwinę i wyszedł z widowni.
W holu wisiał stary telefon z tarczą numerową, którą Laudo wprawiał teraz w ruch.
– Co robisz? – spytała Erwina.
– Dzwonię. Trzeba wezwać lekarza, żeby stwierdził zgon. I zająć się całą resztą.
Greta zamknęła oczy. Wyobraziła sobie doktora, który przyjeżdża do kina, podchodzi do Jowity i mówi:
– Przecież ona śpi.
– Śpi? – spytałaby Erwina.
– Tak, wystarczy ją tylko połaskotać.
Połaskotałby Jowitę, a ona podskoczyłaby z miejsca.
Co by powiedziała?
Rozpłakałaby się. I zapytałaby z wyrzutem:
– Dlaczego zabraliście mi mój sen?
I znowu powróciłaby do kuśtykania o lasce (Greta doskonale o tej lasce wiedziała) i do bolących pleców, przez które nie mogła spać po nocach (o tym także Greta wiedziała), do filmów, napełniających ją tylko pełnym goryczy rozrzewnieniem względem dawnych lat.
Greta snuła tę wizję, bawiąc się nią, jako że uważała śmierć Jowity za happy end – jedyny możliwy happy end każdego życia.
Spojrzała raz jeszcze na ciało Jowity. Tam dam dam. Taka melodia zagrałaby teraz w filmie biograficznym na jej temat. Tak, pasowałaby patetyczna, ale szczęśliwa muzyka. Tak by widz rozumiał doniosłość chwili, ale też potrafił się z nią pogodzić z uśmiechem i łzami zarazem.
Odetchnęła z ulgą. Właśnie pogodziła się ze śmiercią Jowity. Właśnie wybaczyła jej to, że ich zostawiła. Właśnie rozgrzeszyła ją i siebie ze wszystkiego. Zrobiło jej się lekko.
Czuła jednak jakieś łaskotanie... Nie wiedziała, czy jest bardziej fizyczne, czy psychiczne. Czuła je w trzewiach, ale i w głowie.
Jakby... jakiś mały robaczek poruszał się w jej wnętrzu.
8
Na pogrzeb przyszło niewielu żałobników. Wujek Grety – Mikołaj – nie dał sobie włożyć garnituru i stał nad trumną w swoim szlafroku frotté, chudych nóżkach i kapciach. Jowita była jego starszą koleżanką, jeszcze z czasów szkolnych, Mikołaj twierdził więc, że:
– Znała mnie takiego – w szlafroku i o bladych nogach. Boję się, że by mnie nie poznała, gdybym przyszedł na pogrzeb, wyglądając inaczej, Retko. Ludzie w zaświatach widzą trochę inaczej. A chcę, żeby zobaczyła, że przyszedłem tu, by ją pożegnać.
– Wujku, byłam przekonana, że nie wierzysz w nieśmiertelność duszy. Biologiczny rozkład i koniec człowieka – stwierdziła spokojnie Greta.
– Bo to prawda. Jako umysł światły i naukowiec nie mogę się dać omamić tym bzdurom o piekle, niebie czy nieśmiertelnych duszach. Mimo to wolałbym, żeby Jowita mnie poznała, gdy będzie patrzeć na nas z góry.
Brat Erwiny, Sylwester, który kochał Jowitę, podobnie jak kochał wszystkich ludzi, jacy okazali mu choć cień życzliwości, przejmował się tak bardzo, że zwymiotował na trumnę i trzeba ją było umyć jeszcze przed opuszczeniem w dół. Sylwester przyniósł też Jowicie mnóstwo swoich pięknych rysunków, o które zawsze prosiła go po zakończonym seansie. Rysował bohaterów filmowych – miał darmowy wstęp na wszystkie bajki dla dzieci i ograniczony wstęp na filmy, w których bohaterowie się całowali, bo wtedy zwykle obnażał swojego penisa i pokazywał wszystkim widzom, co było nieco kłopotliwe.
Przyszedł także Lukas, który wyciągał Sylwestra z miejskiej fontanny, ilekroć ten wpakował się tam nago, uznając to za doskonałą rozrywkę. Lukas był właścicielem klubu go-go, w którym tańczyły rozebrane kobiety, oraz szefem piekarni – zawsze więc powtarzał, że daje ludziom dwie rzeczy, jakich najbardziej potrzebują – chleb i rozrywkę.
Lukas nie mógł wybaczyć Jowicie, że odeszła. Był na nią wściekły. Tak wściekły, że nie chciał nawet słuchać przemowy przygotowanej przed Gretę. Tak wściekły, że nie wytrzymał do końca pogrzebu. Tak wściekły, że „nic go nie obchodziło, że ta stara baba kopnęła w kalendarz”.
Tak wściekły, że uciekł do samochodu, gdzie rozpłakał się jak dziecko.
Przemowa Grety brzmiała następująco:
– Jowito. Niech ci się wiedzie, gdziekolwiek jesteś lub cię nie ma.
Jowita była ateistką, kiedy więc Greta rozmawiała z proboszczem, ten zapytał:
– Czy myśli pani, że pani Jowicie przeszkadzałby krzyż nad grobem?
– Chyba nie. Nosiła nawet taki złoty na łańcuszku. Uwielbiała też filmy o Chrystusie i ewangelistach.
– Ale nie wierzyła w Boga?
– Zdaje się, że nie.
Proboszcz zamyślił się na chwilę, po czym oznajmił:
– W takim razie pozostaje nam mieć nadzieję, że nasz dobry Pan Bóg przekona ją do swego istnienia, gdy już pani Jowita przyjdzie przed Jego oblicze.
Po pogrzebie zamiast stypy zorganizowano pokaz filmów niemych, które zdaniem Grety dobrze oddawały nastrój chwili.
Po pokazie wszyscy rozeszli się do domów, a Greta wraz z Laudo zamknęła kino Inframundo na klucz, po czym ucałowała jego drzwi wejściowe jak czoło dziecka.
– Dobranoc – szepnęła do kina. – Słodkich snów.