Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Inna - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Inna - ebook

Gorące uczucie sprawia, że wszystko inne staje się nieważne. Motyle w brzuchu warte są każdej ceny. Nawet krótka chwila bez obiektu westchnień naznaczona jest wielką tęsknotą. To właśnie jest Miłość. Lena bez miłości uschłaby jak prymulka i dlatego jej podporządkowała całe swoje życie. Niestety w pewnym momencie pomyliła się, biorąc zauroczenie za prawdziwą miłość. A potem było już za późno. Mąż nie okazał się tym Jedynym. Jednak czy młody mężczyzna, który pojawił się w jej życiu, nim się okaże?

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8189-436-4
Rozmiar pliku: 2,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

Sędzina uderzyła młotkiem o stół, tym samym przywołując zgromadzonych do porządku.

Spojrzała groźnie na Lenę, która stała w miejscu dla świadków na miękkich nogach i ze spoconymi dłońmi. Następnie monotonnym głosem pouczyła Lenę o jej prawach i obowiązkach, przypomniała o bezwarunkowym mówieniu prawdy i oznajmiła, że fałszywe zeznania są karalne, popierając ten fakt przytoczeniem odpowiedniego artykułu z kodeksu karnego.

Zanim sędzina rozpoczęła przesłuchanie, Lena spojrzała na Marcela. Stał z opuszczoną głową obok Pawła i trzeciego mężczyzny, zwanego Łysym. Nie próbował nawiązywać kontaktu wzrokowego. Dziewczyna podejrzewała, iż obawiał się jej zeznań.

Nie widzieli się od trzech miesięcy, kiedy to policja zabrała Marcela z jej mieszkania. Jego widok zdekoncentrował ją tak, że z trudem skupiła się na tym, co mówi do niej sędzina.

— Dlaczego pani nie słucha? — huknęła gromko kobieta. — Jeszcze raz pytam. Jak się pani nazywa? Proszę też o podanie adresu zamieszkania i daty urodzenia.

Lena drżącym głosem odpowiedziała na zadane pytania.

— Czy jest pani spokrewniona z oskarżonym Marcelem Słowikiem?

— Jestem jego konkubiną — dziewczyna wymówiła ostatnie słowo, krzywiąc się lekko. Jak to paskudnie brzmiało: „konkubina”, no ale nie było wyjścia, musiała go użyć, żeby osiągnąć swój cel. — I chciałabym skorzystać z przysługującego mi prawa do odmowy zeznań — dodała.

— Czyli rozumiem, że mieszkaliście ze sobą, skoro twierdzi pani, że jest konkubiną pana Słowika? — chciała upewnić się sędzina.

— Tak. Mieszkaliśmy ze sobą przez ostatni rok.

— Nie mam więcej pytań. Świadek jest wolny.

Lena opuściła miejsce do składania zeznań i usiadła na ławce dla świadków. Odważnie spojrzała na Marcela. Tym razem chłopak nie unikał jej wzrokiem. Zobaczyła wyraźną ulgę w jego oczach. I o cholera, nadzieję…Rozdział II

W czwartek Antek został dłużej w pracowni, gdyż jak zwykle nazbierało mu się trochę zaległości w zleceniach. Mimo że był sierpień, czyli czas urlopów i zleceń jakby mniej, nigdy nie mógł się wyrobić. Nie umiał zrozumieć, dlaczego tak się dzieje, skoro codziennie od rana siedział w firmie.

Kończył drukować naklejki dla ciastkarni, kiedy przyszedł Filip.

— Muszę ci coś powiedzieć! — zaczął od progu z poważną miną. — Masz chwilę?

— Chodź. Coś się stało? — zdziwił się Antek.

— Najlepiej skończ to, co masz do zrobienia i poszlibyśmy na piwo… — zaproponował tamten, a Antek poczuł niepokój.

Filip nigdy nie był taki oficjalny. Zwykle wesoły, pozytywnie nastawiony do życia, a tu nagle powaga na twarzy, aż nieadekwatna do jego usposobienia. Antek uznał, że nie warto skazywać się na mękę oczekiwania tego, co nieuniknione, szybko dokończył cięcie wizytówek, zamknął pracownię i wyszli. Podczas krótkiego spaceru kolega milczał, wolał zaczekać, aż usiądą przy piwie, a gdy już to zrobili, wypalił:

— Jest mi bardzo trudno rozmawiać o tych sprawach, ale muszę ci o czymś powiedzieć…

— Wal śmiało — zachęcił go Antek. Chciał już mieć to za sobą, cokolwiek by to nie było.

— Iza rozmawiała z Lenką, która jej się przyznała, że ma romans z tym młodym Marcelem z waszej klatki.

Antek zamarł.

— Jak to romans? — zapytał trochę zbyt głośno.

— Podobno zaczęło się na waszych wakacjach, na jakimś spacerze.

— Nie żartuj. Nie wyobrażam sobie, żeby mnie kobieta zdradzała! — wykrzyknął samolubnie, aż inni amatorzy piwa zaczęli zwracać na nich uwagę.

Filip poczuł się nieswojo.

— Właściwie to przyznała się tylko do jakiegoś pocałunku, ale kto ją tam wie? — dodał, starając się w jakimś stopniu zbagatelizować przekazane informacje. — Może na razie nie rób z tego problemu — zasugerował. — Jeśli coś jest na rzeczy, to Lena pewnie sama się zdradzi. Kobiety są bardzo emocjonalne. Szybko się zakochują i wtedy popełniają błędy. Poza tym na życiowe decyzje zawsze jest czas.

— Masz rację. Pewnie z trudem mi to przyjdzie, ale poobserwuję ją, zwłaszcza że po Lenie zaraz widać wszelkie emocje i choćby nie wiem, jak się starała, nie potrafi ukryć tego, co czuje.

— Wiesz? Swoją drogą, nie rozumiem jej… — odważył się wyrazić swoje zdanie Filip — Ma duże oparcie w tobie, pracujesz, żyły sobie wypruwasz, pomagasz w domu, zajmujesz się dzieckiem, nie zdradzasz jej. A tu takie podziękowanie?

Antek nerwowo przełknął ślinę. Gładko przełknął wszystkie komplementy, ale jego niepokój wzbudził temat wierności.

— Z tą wiernością, to tak nie do końca… — wyznał.

— Jak to nie do końca? Jak można być wiernym nie do końca? Albo się jest, albo się nie jest, więc jak z tobą jest? Zdradziłeś Lenkę? — Filip był zszokowany. Sam miał żelazne, można by rzec, staroświeckie zasady dotyczące wierności. W głowie mu się nie mieściło, że można zdradzić żonę. Dotychczas Antek prezentował mu się jako oddany mąż i ojciec. Trudno było uwierzyć, że kolega szuka przygód. W sumie to mało rozmawiali o kobietach, a jeśli już to o własnych żonach, ale właśnie dlatego, że nie rozmawiali, wydawało mu się, że ten problem nie istnieje.

— Oj tam, zaraz „zdradziłeś”! — Antek nie robił problemu ze swojego podejścia do zdrady. — Kilka skoków w bok nikomu nie zaszkodzi, w końcu to tylko seks. Czułość i miłość zostawiam dla żony. Nie zakochuję się w innych. Nie mam romansu z jedną kobietą przez kilka miesięcy, tylko zmieniam partnerki jak rękawiczki. Czasem się umawiam z jakąś klientką, by omówić zlecenie. Tworzę nić porozumienia. Robię klimat, by mogła mi się zwierzyć. Potakuję, głaszczę po rączkach, robię współczujące miny. Gdy tylko okazuje się, że ofiara jest mężatką, przystępuję do ataku.

— Mężatką? Czemu mężatką? — mało inteligentnie zdziwił się Filip.

— Najlepsze są mężatki! Im też zależy, żeby sprawa została w tajemnicy. Nie klepią na prawo i lewo o tym, co się między nami dzieje. A ja uważnie je obserwuję. Gdy zauważam, że zaczynają się zakochiwać, zrywam kontakty.

— No ale mówiłeś, że to klientki… W każdej chwili mogą pojawić się znowu.

— Mogą, ale wtedy przybieram oficjalny ton, a poza tym przy kolejnym zleceniu podaję im astronomiczną cenę za daną usługę i one same rezygnują.

— Nie szkoda ci tracić klientów???

— Och, trafiają się kolejne. Uwielbiam poczuć nowe i chętne ciało pod sobą. Lenka nie zawsze ma ochotę, a ja mam duże potrzeby. Niech się cieszy, że nie chodzę na dziwki.

— Na dziwki? Poszedłbyś na dziwki? — Filip był coraz bardziej zszokowany.

— Jak w domu żona nie daje, to gdzieś trzeba spuścić z krzyża — zaśmiał się nieprzyjemnie, nie zważając na dezaprobatę w oczach kolegi. — Nie, na dziwki nie chodzę. — Uspokoił go. — Uważam, że prawdziwy facet nie musi płacić za seks. To dobre dla zwykłego niedorajdy.

— Nie boisz się, że powiem o tym Izie, a ona powtórzy Lenie, tak jak to miało miejsce w przypadku sprawy z Marcelem? — zapytał Filip ze złością.

— Faceci nie mają takich długich jęzorów jak baby. Trzymają sztamę. Nie powiesz!

— Masz rację, nie powiem — z rezygnacją pokiwał głową Filip. — Nie masz żadnego poczucia winy?

— Przecież te wszystkie panienki to jej wina! Gdyby Lena była bardziej chętna — szybko rozgrzeszył się Antek — nie szukałbym spełnienia poza domem. Ostrzegałem kiedyś, że ją zdradzę, jeśli będzie mi odmawiać, ale chyba nie wzięła tego na poważnie… W każdym razie nic się nie zmieniło. Dodam tutaj, że zdarza jej się odmówić mi dlatego, iż nie zająłem się Polą, gdy mnie o to prosiła. Przychodzi wieczór, ja robię podchody, a ona zimna jak głaz. Gdy pojechaliśmy na wakacje tylko we dwoje, myślałem, że coś się zmieni, że Lena zrobi się bardziej namiętna. Ona zaś tylko wściekała się, że dużo piję, a w następstwie, że dużo śpię. Właściwie cały ten urlop spędziliśmy oddzielnie, choć w jednym towarzystwie, ale nie krzywdowałem sobie. Szybko znalazłem naprawdę zjawiskowy i jednocześnie dyskretny obiekt zainteresowania w postaci Milenki.

— Milenki? — Filip przestał już nadążać za kolegą. — To ta z waszego towarzystwa?

— Tak. Pewnego wieczora wyjątkowo ostro popiłem z chłopakami. Następnego dnia rano Lena poszła na plażę, a ja spałem do południa. Oczywiście wkurzyłem się, kiedy zobaczyłem, że jej nie ma. Uważam, że powinna była na mnie poczekać, ale wiesz, jakie są baby? — zapytał retorycznie. — Tylko słońce się liczy! Po powrocie do domu każda jedna musi być bardziej opalona od koleżanek. Zwlekłem się z łóżka i poszedłem za nią na tę cholerną plażę. Dla mnie to żadna przyjemność leżeć i się smażyć. Nie było jej na kocu, co mnie jeszcze bardziej wkurzyło. Spacerków jej się zachciało — dodał ironicznie. — Cała ekipa zbierała się właśnie na obiad, zaproponowali, żebym poszedł z nimi, ale postanowiłem zaczekać. Czekałem ponad godzinę, aż moja żona łaskawie zjawi się w grajdołku. Wróciła z wypiekami na twarzy w towarzystwie Marcela. Nie zważając na niego, zrobiłem jej awanturę, a następnie zabrałem się i poszedłem w cholerę, byle dalej od ludzi, a zwłaszcza od mojej podłej żony. Musiałem ochłonąć, gdyż obudził się we mnie samiec. Jakiś smarkacz zaczął wchodzić na moje terytorium, więc musiałem pokazać mu, kto tu rządzi. Jeszcze wtedy nie miałem żadnego chytrego planu, ale najwyraźniej mam więcej szczęścia niż rozumu. Otóż spotkałem Milenę. Samą! Zaprosiłem ją na piwo, a później na spacer po plaży. Poszliśmy w stronę jednostki wojskowej, która znajduje się na peryferiach miasta. Chyba podświadomie oboje wybraliśmy naprawdę bezludne miejsce. Lekko pijana Milena zdjęła z siebie kostium kąpielowy i weszła do morza, wołając, bym zrobił to samo. Mnie nie trzeba było dwa razy powtarzać. Zrzuciłem kąpielówki i wbiegłem za nią. Podpłynąłem do niej i zacząłem dotykać jej piersi. Duuużych piersi — zaakcentował. — Oj, jak ja takie lubię. Lenka ma dwa wypryski zamiast cycków, więc tym bardziej podniecały mnie balony Milenki.

Filip skrzywił się znowu na słowa wypowiedziane przez Antka. Sam nie był amatorem wielkich piersi. Jak każdy normalny facet lubił popatrzeć na kobiety, ale bardziej niż duże piersi, cenił sobie zgrabne i szczupłe sylwetki. Nie wyobrażał sobie też, że mógłby publicznie skrytykować jakąkolwiek część ciała swojej żony, gdyż za bardzo ją szanował.

W ogóle po dzisiejszym spotkaniu z Antkiem czuł się jak uderzony obuchem w głowę. Antek zdradzał Lenę i nie czuł z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia. Ba, nawet uważał, że skok w bok to nie zdrada, o ile taki romans nie trwa kilka miesięcy, i o ile nie wzbudza w nim żadnych głębszych uczuć.

Czy Antek w ogóle był zdolny do jakichkolwiek uniesień duchowych? — zastanawiał się Filip. — Nie! — odpowiedział sam sobie. Jego kolega był typowym facetem, egoistą, nastawionym na spełnianie własnych zachcianek. Siedział sobie teraz, popijając piwo, z bardzo zadowoloną z siebie miną.

Filipa nie spodziewał się, że z Antka wylezie takie prostactwo. Jego poglądy i ten cholerny męski szowinizm wołały o pomstę do nieba. Sam był mężczyzną, ale pewne rzeczy nie mieściły mu się w głowie. Dzisiejsza rozmowa znacznie zmieniła opinię Filipa na temat kolegi. W duchu stwierdził, że wcale go nie znał, tym bardziej że dotychczasowe spotkania, w obecności obu żon, owocowały zwykle neutralnymi tematami do rozmowy. I całe szczęście — pomyślał. Wcale nie był zadowolony, że Antek zwierzył mu się ze swoich podbojów. Zbyt taktowny, by prawić koledze morały, z rezygnacją zwiesił głowę. Nie zgadzał się ze stwierdzeniem, że jednorazowe skoki w bok to nie zdrada, ale nie czuł się upoważniony, by przestawić swoją opinię. Tak naprawdę powiedział koledze o romansie Leny z Marcelem tylko dlatego, że Iza nalegała. Ona lubiła plotki, zawsze przesadnie interesowała się życiem innych ludzi, co bardzo mu przeszkadzało. Cwaniara, sama miała czyste sumienie. To nie ona zdradziła sekret przyjaciółki, tylko on.

Filip oderwał się wreszcie od swych myśli, ale najwyraźniej nie stracił niczego wartościowego z wywodu kolegi, gdyż ten nadal perorował o piersiach Milenki:

— Powiedziałem jej to, po czym ją wziąłem w tym morzu na stojąco. A później jeszcze raz na plaży. Piasek mieliśmy wszędzie, ale było fenomenalnie! — wykrzyknął. — Milena to petarda! Później wróciliśmy do naszego grajdołka deptakiem, a po drodze spotkaliśmy Pawła, Olka i Marcela. Alibi się samo znalazło, jak widzisz. Lena była przekonana, że wszyscy razem byliśmy na obiedzie.

— Nie wiedziałem Antek, że lubisz się zabawić. W sumie nigdy o tym nie gadaliśmy… — podsumował Filip.

— Zawsze lubiłem. Właściwie, tylko gdy chodziłem z Leną, nie potrzebowałem innych kobiet. Później ożeniłem się i ta potrzeba wróciła. Wiesz, Lena straciła ochotę na seks, gdy zaszła w ciążę, więc musiałem szukać gdzie indziej. Nie radziłem sobie z jego brakiem. Należę do facetów, którzy potrzebują go dużo. Moja żona woli się przytulać. Lubi, gdy jej mówię, że ją kocham, że ładnie wygląda. Lubi, gdy jestem miły. Złości się, gdy adoruję inne kobiety. Jest bardzo zazdrosna. Na szczęście tam nad morzem niczego nie zauważyła. Chyba dlatego, że była zajęta Marcelem. Może i dobrze się stało, że się nią zainteresował, choć nie sądzę, żeby mieli romans… — dywagował Antek, przechylając kufel i wypijając ostatni łyk piwa.

— Zamówię jeszcze po jednym piwku, jeśli nie masz nic przeciwko temu? — przerwał mu Filip. Wstał i podszedł do baru. Wyczerpały go te zwierzenia, ale czuł się w obowiązku, doprowadzić sprawę do końca. Może uda mu się namówić Antka, żeby zrezygnował z romansów. Może rzeczywiście Lena tylko zauroczyła się tym młodym chłopakiem, a Iza po prostu wyolbrzymiła sprawę. Jego żona miała tendencje do rozdmuchiwania czyichś problemów. Lubiła ploteczki, a tego z kolei nie lubi w niej Filip.

Wrócił do stolika z dwoma pełnymi kuflami. Stuknęli się nimi. Upili po łyku.

— Tam nad morzem jeszcze kilka razy spotkałem się z Mileną — Antek wpadł w trans zwierzeń seksualnych, chyba nie miał komu o tym opowiedzieć. — Raz poszliśmy wszyscy na dyskotekę. Milena rzekomo źle się poczuła, więc zaoferowałem się, że ją odprowadzę do hotelu. Wylądowaliśmy w jej pokoju. Do siebie wróciłem, gdy już było jasno. Lena nie miała o tym zielonego pojęcia, ponieważ wróciła później niż ja. Podobno byli nad morzem. Siedzieli w tych koszach.

— Była wtedy z Marcelem? — chciał wiedzieć Filip.

— Była ze wszystkimi. W grupie nie miała możliwości wyciąć żadnego numeru. Martwiłbym się, gdyby byli sami.

— I mówisz o tym tak spokojnie?

— Oj, proszę cię… Co mogli robić w tym koszu, zwłaszcza że obok siedzieli znajomi? Lena nie odważyłaby się na szybki numerek — zarechotał, jak z najlepszego żartu. — Wiesz, ze mnie taki trochę pies ogrodnika… Nie chciałbym, żeby mi się żona puściła. Nawet nie podejrzewałbym jej o to, chociaż trochę zdziwiony byłem, że mnie nie pilnuje. Zwykle to robi. Ciągle czuję jej oddech na plecach. A tymczasem miałem wolną rękę. Teraz wiem dlaczego…

— Spotykasz się nadal z Mileną?

— Nie, co ty? To młoda dziewczyna. Jeszcze mi w ciążę zajdzie i dopiero będę miał kłopot. A Lenie przyjrzę się oczywiście… Dzięki stary, że mi powiedziałeś… — Antek poklepał Filipa po plecach, a temu zrobiło się niedobrze. Nie zasłużył na podziękowania.

— Próbowałeś kiedyś rozmawiać z Leną o seksie? No wiesz, o swoich dużych potrzebach… Wytłumaczyć jej, jak często potrzebujesz się kochać. Może wtedy nie musiałbyś szukać przygód gdzie indziej? — Filip postanowił zabawić się w terapeutę.

— A po co? — Antek nie widział żadnego problemu. — Tak naprawdę moje życie byłoby nudne, gdybym był wierny Lenie. Uwielbiam polować. Uwielbiam być upolowany. Co chwilę inna kobieta. To mnie kręci.

Filip po raz enty tego dnia skrzywił się na te słowa. Bardzo żałował, że dał się Izie namówić na tę rozmowę.

Nie było już więcej nic do powiedzenia. Panowie rozstali się i każdy poszedł do domu. Zrobiło się późno.

Lena przywitała Antka pretensjami.

— Gdzie byłeś tak długo?

— Z Filipem na piwie. Miał do mnie jedną sprawę i musieliśmy pogadać.

— Ciągle nie ma cię w domu.

— Nie marudź, tylko daj mi coś zjeść, bo głodny jestem. Co w ogóle dziś zrobiłaś na obiad?

— Pomidorówkę. Pola lubi.

— Zjadłbym coś bardziej treściwego zamiast zupy — narzekał Antek. Nie lubił zup. Zupa nie była dla niego obiadem. Kochał mięso.

— To zacznij sobie sam gotować. Każdego dnia robię ciepły posiłek, a ty wciąż narzekasz… — odszczeknęła się żona.

Nie odezwał się. Nalał sobie zupy do talerza i poszedł jeść do salonu. Wiedział, że mu Lena nie poda. Nie miał wyjścia, musiał obsłużyć się sam.

Nie zawsze tak było — zamyślił się. — Na samym początku Lena skakała koło mnie, usługiwała mi, gotowała różne cuda, a teraz przestała. Ciekawe czemu? Czyżby przyczyną był Marcel? Eeee… chyba nie, bo ten stan trwa od dawna.

***

Antek postanowił ożenić się z Leną, gdy zaszła w ciążę. Chodzili razem do szkoły, a parą zostali w ostatniej klasie liceum. Właściwie Antek odbił Lenę jej wieloletniemu chłopakowi, z powodu czego, do dziś miał satysfakcję. Była dla niego jak trofeum. Nie zostawiłby jej wtedy pod żadnym pozorem, żeby tylko nie dopuścić do jej powrotu do tamtego. Facet działał mu na nerwy, więc trzeba mu było utrzeć nosa. Lena podobała mu się od zawsze, ale była taka wyniosła. Obnosiła się ze swoim związkiem po całej szkole. Antek do niej zagadywał, ale nie działało to na nią w żaden sposób. Dopiero wycieczka klasowa wiele zmieniła. Pojechali całą klasą do Wisły. Była szkolna dyskoteka, po kryjomu rozluźniające piwko, a później wieczorem wspólny spacer. Wtedy pierwszy raz ją pocałował. Po powrocie nie odpuścił. Stwierdził, że trzeba kuć żelazo, póki gorące. No i kuł. Kręcił się koło Leny na każdej przerwie, aż mu uległa bezpowrotnie. Zerwała z tamtym. Przez jakiś czas Antek czuł się wspaniale. Nawet zapomniał o innych dziewczynach. Potem ta ciąża trochę im życie skomplikowała. Mieli plany pójść na studia, a tymczasem musiał zachować się jak prawdziwy mężczyzna i pójść do pracy. W sumie to był z siebie dumny, że tak postąpił. W końcu nie każdy facet na wieść o tym, że jego dziewczyna będzie miała dziecko, zachowałby się jak on. O ironio, to Lena na początku się opierała. Chciała żyć bez ślubu. A to jeszcze bardziej wzbudziło w nim potrzebę zawarcia małżeństwa. Antek był przekonany, że Lena była w nim bardzo zakochana. Zaś niechęć zalegalizowania związku, jego zdaniem, brała się z tego, że to dla Leny było ograniczeniem wolności, o której bez przerwy mu truła. Tak w ogóle, uważał, że jego żona teraz ma lepiej niż kiedyś. Dużo więcej swobody niż za czasów mieszkania z rodzicami. No wiadomo, że doszły jej różne obowiązki domowe, jak opieka nad Polą, sprzątanie czy gotowanie. Owszem, oczekiwała od niego, że będą w tej materii partnerami, ale on się dzielnie opierał. Gotować nie umiał i nie chciał się nauczyć. Uważał, że od tej czynności zdecydowanie są kobiety. Mówił nawet o tym głośno, czym doprowadzał ją do szału. Żona chciała sprawiedliwego podziału obowiązków domowych. Ona też nie lubiła gotować, ale jego zdaniem powinna chociaż udawać, że lubi. Wstyd mu było, kiedy mówiła do znajomych, że w kuchni robi wszystko, by spędzać tam jak najmniej czasu. Rozmowy o robieniu pierogów kwitowała stwierdzeniem, że na ich lepienie szkoda czasu, skoro można je kupić w sklepie. Jego własna matka całe życie gotowała. I była w tym mistrzynią. Regularnie robiła pyzy, pierogi, knedle, czy nawet makaron. Teraz więc bardzo tęsknił za kuchnią mamusi. Lena serwowała wyłącznie schabowe, bo jak twierdziła, robi się je szybciej niż jakiekolwiek dania mączno-jajeczne. O pieczeniu ciast też nie było mowy. On bardzo chętnie zjadłby od czasu do czasu jakiś serniczek. Oczywiście zgłaszał swoje kulinarne postulaty, ale wtedy Lena szła do cukierni i przynosiła mu taki paskudny, bo kupny.

Za zajmowaniem się dziećmi też nie przepadała. Nie bawiła się z Polą. Odsyłała dziecko do niego, choć wiedziała, że ciężko pracował przez cały dzień i jest bardzo zmęczony. Sama w tym czasie łapała za książkę i odpływała do innego świata. W ogóle te jej książki wychodziły mu bokiem. Wiecznie tylko to ją interesowało. W wannie zwykle bardzo długo czytała, a on jak głupi w łóżku czekał.

***

Zadzwonił telefon. Odebrała Lena i podała mu słuchawkę.

Dzwonił Andrzej z informacją, że w sobotę jest u nich impreza. Antek nie konsultując tego z Leną, potwierdził obecność. Widział, że żona stoi w progu salonu i słucha jego rozmowy.

— W sobotę idziemy do Anki i Andrzeja. Pogadaj z moją matką, żeby wzięła Polę do siebie — polecił.

— Pogadam, ale boję się, że straci cierpliwość. Ostatnio w każdy weekend ma Polę na karku.

— Jeśli tego nie załatwisz, będziemy zmuszeni zabrać ją ze sobą…

— Nie żartuj — obruszyła się. — Wtedy bawił się będziesz tylko ty, ja będę w tym czasie zajmować się dzieckiem.

— W końcu od tego są kobiety. Ty jesteś matką — dodał.

— Nie wkurzaj mnie. Znowu używasz tych samych, słabych argumentów. Ty jesteś ojcem i tak samo możesz się nią zająć.

— Ja tam moja droga, będę ostro pił. Po to tam pójdę.

— Ok. Porozmawiam z twoją mamą — skapitulowała — Może się zgodzi?

Antek uznał rozmowę za skończoną. Wziął pilota i włączył telewizor. Lena poszła się kąpać. Znowu z książką.

Miał ochotę na małe „co nieco”, ale po tej wymianie zdań, nie liczył na cokolwiek. Lena lubiła mścić się na nim, odmawiając mu seksu. Bardzo go to wkurzało. W końcu była jego żoną i miał prawo wymagać spełnienia, tak zwanego, obowiązku małżeńskiego. W ogóle to nie rozumiał, jak może to być nazywane obowiązkiem. Obowiązek inaczej przymus, coś, co robi się bardzo niechętnie. Przecież seks to najwyższa przyjemność. On mógłby się kochać bez przerwy. Lena zaś powtarzała, że z czynności na literę „S”, dla niej najbardziej liczy się „sen”. Sama jest sobie winna, że szuka seksu u innych kobiet, które są zawsze chętne i zwykle bardzo dobre w łóżku.

Na początku wydawało mu się, że pana Boga za nogi złapał, żeniąc się z Leną. Rodziców miała majętnych. Spodziewał się więc, że będą w córkę ładować pieniądze. Ojciec był radnym w mieście przez kilka kadencji. Tymczasem dawał im tak zwaną „wędkę”, zamiast „ryby”. Miał kontakty. Przysyłał im klientów. Niestety, na razie wciąż zleceń było za mało, żeby dobrze im się żyło.

Nie tak to sobie wyobrażałem. Rodzice mieli kasę pompować, a ja miałem się nie przepracowywać w firmie — myślał dalej, ściszając głos w telewizorze i nasłuchując. Lena nadal siedziała w łazience. — Tymczasem padam na pysk, a pieniędzy jak nie było, tak nie ma.

Brak płynności finansowej bardzo frustrował Antka, przede wszystkim ze względu na Lenę, która ciągle narzekała na ten fakt. Przecież pieniądze zawsze można załatwić, nawet gdy się ich nie ma — tak myślał. Mama Leny w końcu zawsze im pożyczała, a że nie zawsze jej oddawali, to normalna sprawa. Od tego są rodzice. Tylko teść krzywo patrzył. Nie raz im powtarzał, że powinni być odpowiedzialni za swoje życie, że nie powinni na nich wisieć, bo nigdy nie nauczą się samodzielności. Lena patrzyła wtedy znacząco, a czasem rzucała uwagę o tym, że Antek trwoni pieniądze i że ona nie ma siły z nim walczyć.

Jak to trwoni? Uważał, że skoro jest właścicielem firmy, nie powinien żony pytać, czy może wydać zarobione pieniądze, na przykład na naprawę auta. W końcu, żeby auto jeździło, musi być sprawne.

Lena wreszcie wyszła z łazienki. Położyła się obok niego i znowu wzięła do ręki książkę. Miał ochotę wyrwać jej ją z ręki. Najchętniej spaliłby całą „makulaturę” zalegającą na półkach biblioteczki. Jak można było tyle czytać?

— Może byśmy się pokochali? — Antek postanowił jednak spróbować i znacząco dotknął jej uda.

Odsunęła natrętną rękę.

— Nie mam siły na seks. Jestem zmęczona i chciałabym się zrelaksować, tak jak lubię, to znaczy poczytać — powiedziała.

— Chcesz powiedzieć, że czytanie jest dla ciebie bardziej relaksujące niż kochanie?

— Owszem, to chcę powiedzieć. Uprawianie seksu to wysiłek fizyczny, a ja nie mam siły ruszyć ani ręką, ani nogą.

— Przecież możesz leżeć, a ja wszystko zrobię — zażartował, chociaż nie uśmiechał mu się taki scenariusz.

— Nie! — odmowa Leny była kategoryczna. Antek poczuł się tak, jakby dostał w twarz. Upokarzające było proszenie się o seks.

— Zobaczysz, znajdę sobie kochankę i wtedy będziesz płakać rzewnymi łzami.

— Nie strasz. Koniec tej dyskusji. Idę spać, skoro nie dajesz mi spokojnie poczytać.

***

Następnego dnia Lena obudziła go po siódmej. Był nieprzytomny. Zdecydowanie powinni zmienić godziny pracy. Przez pół godziny nie reagował na jej nawoływania i kombinował, jak przedłużyć pobyt w łóżku, ale żona była nieugięta. Dał wyraz swemu niezadowoleniu, burcząc na Lenę i dziecko. Złośliwie nie spieszył się z myciem i ubieraniem, pozwalając by jego rodzina czekała w przedpokoju, przebierając nogami.

Zawieźli Polę do przedszkola i pojechali do pracowni. Lena od razu usiadła przy komputerze i w programie graficznym zaczęła przygotowywać projekt reklamy dla cukierni. On zaś zrobił sobie kawę i zapalił papierosa.

Nie rozumiał, jak jego żona może przyjść do pracy i od razu wziąć się do roboty. Rano trzeba się najpierw obudzić. Takie budzenie zajmowało mu przynajmniej dwie godziny. Dopiero wtedy gotów był na jakiekolwiek działanie. Uwielbiał kiedy wpadał któryś z kolegów na pogaduszki. Antek miał wtedy pretekst, by jeszcze przez kilka godzin odwlec, co nieuchronne, czyli zabranie się do pracy. Nie zwracał uwagi na błyskawice w spojrzeniu Leny i jej uwagi o tym, że zaraz przyjdzie klient po odbiór zlecenia. Klienta zawsze można ściemnić. Czasem się złościł, że jest nieuprzejma dla znajomych, dając im do zrozumienia, że przeszkadzają im pracy. On wcale nie uważał, że przeszkadzali. Zawsze mieli jakąś ważną sprawę, którą trzeba było pilnie omówić.

I jakby ściągnął myślami jednego z kolegów, bo w drzwiach pojawił się Andrzej.

— Hej, co porabiacie? — przywitał się.

— Ja ciężko pracuję, a Antek obija się — odpowiedziała Lena, częstując gościa nieprzychylnym spojrzeniem.

— To co, przyjdziecie na imprezkę? — Kolega znał zagrania Lenki, więc zupełnie zignorował jej oficjalny ton. — Tylko zostawcie dziecko u mamusi, bo będzie kupa ludzi.

— A to jakaś okazja, że będzie kupa ludzi? — Zainteresował się Antek.

— Urodziny Anki. Popijemy, potańczymy. Będzie fajnie…

— Na pewno. Przyjdziemy. Załatwiamy właśnie z moją mamą, żeby wzięła Polę do siebie.

— Jeszcze nic nie załatwiliśmy — sprostowała Lena.

— Oj, najwyżej ty zostaniesz w domu — odwrócił się do niej Antek. Czasem z rana lubił podnieść żonie ciśnienie. Dla zdrowotności. No i za te wszystkie odmowy…

— Albo idziemy razem, albo wcale — odpowiedziała mu.

— Kto mi zabroni pójść? Załatwiaj sobie z moją mamusią, to też pójdziesz, a jak tego nie zrobisz, zawsze możesz wziąć Polę ze sobą. Będziesz miała zajęcie, w końcu jesteś matką — dodał złośliwie, wiedząc że Lena nienawidzi, kiedy używa tego argumentu.

Nie odezwała się. Szczękę miała zaciśniętą, jakby ją zęby bolały. Widział, ile kosztuje ją ta pyskówka. Podświadomie też wyczuł, że się bała, iż pójdzie na imprezę bez niej. Poszedłby oczywiście, ale jak ją znał, nie dopuściłaby do takiej sytuacji. Choćby miała z dzieckiem pójść, to by poszła. Taka była — zazdrośnica jedna.

Na szczęście na imprezie, na której jest tłum ludzi, zawsze idzie poflirtować z dziewczynami. Antek zdawał sobie sprawę, że Lena nie jest w stanie go upilnować.

Ach te kobiety — pomyślał z rozmarzeniem, ale zaraz przywołał się do porządku i zaproponował Andrzejowi kawę.

Koledze nie spieszyło się. Wykonywał usługi w zakresie prac wysokościowych z wykorzystaniem technik alpinistycznych. Taki wolny zawód, dobrze płatny w dodatku. Antek mu trochę zazdrościł. Po pierwsze tego, że Andrzej nie musiał codziennie wstać na określoną godzinę, a po drugie dużych pieniędzy. Choć z drugiej strony, przyznał w duchu, że jakoś nie widzi, by Anka z Andrzejem byli przesadnie bogaci. Żyli sobie na peryferiach miasta w małym domku, który prosił się o remont generalny. Mieli dwie dorastające córki. Jeździli dziesięcioletnim suzuki swiftem. Kupili go niedawno.

Gdy tylko Polska wyszła z komuny, na rynku zaczęły się pojawiać zagraniczne samochody, co wszyscy dookoła skrzętnie wykorzystywali. On sam przecież kupił mercedesa, z którego był bardzo dumny. Czasem co prawda coś się w autku popsuło, ale w końcu, od czego są warsztaty? Lena tylko kręciła nosem, gdy słyszała, że znowu trzeba wydać pieniądze na naprawę.

— Jak to baba, a tyłek wozić chciała — pomyślał.

— Co tam Andrzejku, nie pracujesz? — zagadnął kolegę, gdy zobaczył, że Lena całkowicie ignoruje gościa.

— Mam teraz wolne. Za tydzień jadę na robotę. Będziemy malować bloki energetyczne Elektrowni Bełchatów. Szykuje się miesięczny wyjazd. Trochę odsapnę od domu. Zatęsknię za żonką. Wtedy się bardziej kocha — uśmiechnął się.

— Dziwię się Ance, że cię puszcza — wtrąciła się Lena — Faceci spuszczeni ze smyczy głupieją i latają za innymi babami, jak te psy za sukami.

— Co ty opowiadasz Lenuś? Ja nawet nie spojrzę w innym kierunku — gwałtownie zaprzeczył Andrzej.

— A ja lubię popatrzeć — Antek znowu nie powstrzymał się od wbicia szpili Lenie. — Czasem nawet lubię dotknąć. Pomacać. Powąchać.

— Ja ci zaraz podotykam — pogroziła mu Lena. — I panience też wpieprzę, jak się będzie brała za cudzego męża.

— Jaka jesteś nieużyta. Sama nie korzystasz i innej też nie dasz?!

— Uważam, że ty Antek, masz jakiś problem z tymi sprawami. Jesteś niewyżyty seksualnie i tyle! — Lena nie przejmowała się wcale, że tę niezręczną rozmowę prowadzą w obecności Andrzeja.

— Oj dzieci, dzieci, nie kłóćcie się — Andrzej czuł w obowiązku się wtrącić. Był o kilka lat starszy od nich, bardziej doświadczony. Takie sprawy miał już za sobą. Oni z Anką też swego czasu mieli różne problemy. Na szczęście już za nimi. — Kiedyś się dotrzecie, dopasujecie pod każdym względem. Musicie tylko dać sobie czas.

— Nie zawsze się tak da, Andrzejku. Ale zmieńmy temat — powiedział Antek. — Nie będziemy prać naszych brudów w twojej obecności.

— Słuchajcie, ja zmykam. Dziękuję za kawkę. Widzimy się w sobotę.

Mężczyzna wyszedł, a Antek spojrzał na zegarek. Dwunasta.

Cholera — pomyślał. — A ja dzisiaj nic jeszcze nie zrobiłem. I nie zrobię… — drzwi od pracowni otworzyły się po raz kolejny.

— Dzień dobry panie Antku — zaszczebiotała czarnowłosa klientka ze sklepu z artykułami budowlanymi. Była wyjątkowo atrakcyjną kobietą, kilka lat starszą od niego. Ubrana w białą sukienkę z głębokim dekoltem. Piersi chciały z niego wyskoczyć. Na opalonych nogach miała złote szpileczki. A na kostce prowokujący łańcuszek.

— Dzień dobry — uśmiechnął się Antek. — Czy mogę służyć pani Klaudio? — zapytał i skupił wzrok na jej biuście. Ona zaś prowokująco nachyliła się nad biurkiem.

Ależ ona ma biust — pomyślał. — Może uda mi się z nią umówić? Chyba właśnie dała mi do zrozumienia, że ma na to ochotę. Gdyby było inaczej, nie podsuwałaby mi cycków prawie pod nos…

— Chciałabym u państwa zamówić papiery firmowe i wizytówki… — pani Klaudia jakby dopiero teraz zauważyła Lenę. — Tyle że, zapomniałam zabrać logo firmy na wzór — zawahała się, patrząc na Antka. — Czy mógłby pan podjechać do mnie dzisiaj po południu i je zabrać? Bardzo zależy mi na czasie.

— Oczywiście. Klient nasz pan — zapewnił szybko Antek, bojąc się, że Lena powie, iż mają inne plany — O której pani pasuje?

— Może być po osiemnastej. Będę dłużej w sklepie, bo muszę zrobić inwentaryzację. Coś mi się nie zgadza w ilości towaru.

— Dobrze. Zawiozę tylko żonę do przedszkola po córkę i zaraz się u pani zjawię.

— Nie zajmę panu dużo czasu — dodała Klaudia jakby na użytek zaniepokojonej Leny. — Można rzec, że to będzie chwilka. To nie przeszkadzam teraz. Mam jeszcze sporo do załatwienia. Do widzenia państwu.

Drzwi cicho się zamknęły, a Antek niezwłocznie zabrał się do zaległej pracy. Założył matrycę. Ustawił maszynę offsetową i zaczął drukować ulotki dla jednej z firm. Szum Romayora 314 zapełnił ciszę, jaka powstała po wyjściu kobiety. Antek dyskretnie obserwował Lenę, która schowała się za monitorem komputera. Czuł, że jest wściekła. Znał swoją żonę. Wiedział, że ma kompleksy, które wychodzą w obecności kobiet takich jak Klaudia.

Do momentu wyjścia z pracowni małżonkowie nie odezwali się do siebie. Lena chyba bała się zaczynać tematu Klaudii, a Antek był tak podekscytowany rychłym spotkaniem z klientką, że nie zwracał uwagi na dziewczynę.

W końcu zawiózł rodzinę pod dom i pojechał do sklepu budowlanego, który prowadziła Klaudia. Zaparkował przed budynkiem. Drzwi były otwarte. Wszedł do środka. Gdy tylko się pojawił, z zaplecza wyszła sama właścicielka.

— O jest pan… Super. Zamknę tylko drzwi na klucz, żeby mnie ktoś nie okradł — zażartowała — gdy my będziemy w biurze — powiedziała, po czym przekręciła klucz w zamku.

Weszli do biura gdzie stała grafitowa, skórzana kanapa, dwa fotele, stolik okolicznościowy i barek. Z tyłu mieściło się duże biurko i dwie szafy aktowe. Pomieszczenie było duże i czuć w nim było luksus. Nie to, co jego kanciapa, z metalowymi szafami aktowymi odkupionymi od likwidowanego przedsiębiorstwa, produkującego lampy w czasach komuny. Muszą pomyśleć z Leną choćby o pomalowaniu mebli, bo wstyd tak klientów przyjmować…

— Piękne ma pani biuro, pani Klaudio — zauważył Antek.

— Proszę usiąść, a ja zrobię jakiegoś drinka — odparła, ignorując komplement.

— Przyjechałem samochodem.

— Och, jeden drink panu nie zaszkodzi. Może bezpieczniejsze więc będzie białe wino? Lubi pan?

Antek nie oponował więcej, tylko kiwnął głową. Usiadł na kanapie i czekał. Właścicielka firmy bardzo mu się podobała. Jej piękna twarz, figura, styl, w jakim się nosiła, nawet to, że była trochę od niego starsza. Lubił, gdy kobiety same na niego polowały. Wiedział też, że im się podoba, gdyż często dawały mu to do zrozumienia. W ogóle nie myślał o Lenie, nie miał żadnych wyrzutów sumienia. Uważał, że jest młody i coś mu się od życia należy.

Klaudia tymczasem podała mu kieliszek, zgarnęła z biurka papiery i usiadła obok niego. Owionął go zapach jej perfum. Lubił tę kwiatową nutę zapachową.

Ona tymczasem podała mu kartkę, na której znajdowało się logo firmy.

— To nasz znak firmowy. Na pewno potrafisz go skopiować? — upewniła się, bez ceregieli przechodząc na „ty”.

— Oczywiście. Mamy taki specjalny program. Moja żona jest specjalistką — pochwalił się, ale kobieta zignorowała uwagę.

— Potrzebujemy dziesięć kompletów wizytówek dla naszych pracowników oraz dla mnie i dla mojego męża. Tu masz dane wszystkich osób i ich stanowiska — wręczyła mu drugą kartkę. — Na kiedy mogę się spodziewać realizacji?

— Myślę, że pod koniec przyszłego tygodnia.

— Pamiętaj Antku, że lubię, gdy moi kontrahenci wywiązują się z terminów.

— Będzie wszystko na czas.

Najwyraźniej interesy zostały zakończone, gdyż Klaudia sięgnęła po butelkę i dolała im wina. Jej biust był bardzo blisko.

Zauważyła jego wzrok i uśmiechnęła się lekko.

— A teraz opowiedz mi coś o sobie… — zagaiła, kładąc mu rękę na kolanie.

— No cóż… — zawahał się Antek — Nie wiem, co chciałabyś wiedzieć?

Klaudia uśmiechnęła się.

— Cokolwiek…

— Mam pustkę w głowie, gdy siedzisz tak blisko — wypalił. — Tak pięknie pachniesz…

Antek postanowił działać. Nie był pierwszym lepszym młokosem, który będzie cały wieczór rozmawiać o pierdołach. Nachylił się i pocałował Klaudię. Odwzajemniła pocałunek.

— Oboje wiemy, po co przyszedłeś — powiedziała — więc nie marnuj czasu.

Sięgnął do zamka jej sukienki i rozpiął go. Sukienka sfrunęła na podłogę. Szybko pozbyli się reszty garderoby. Nago Klaudia wyglądała jeszcze lepiej, niż się spodziewał. Miała płaski brzuch i duże jędrne piersi oraz długie nogi. Była świadoma swej atrakcyjności i seksualności.

Minęły dwie godziny, zanim zakończyli spotkanie. Okazało się, że mają bardzo podobne potrzeby. Antek chętnie spędziłby z kobietą jeszcze trochę czasu, ale ona musiała wracać do domu. Mąż również była na spotkaniu „biznesowym” i mieli się spotkać w domu na kolacji.

— Spotkamy się w przyszłym tygodniu, gdy dostarczysz mi zamówienie — powiedziała na koniec Klaudia.

Spodobało mu się, że konkretnie dała mu do zrozumienia, iż będzie jakiś ciąg dalszy. Nie była byle smarkulą, która się w nim zakochała, tylko kobietą, która potrzebowała wyłącznie zaspokoić swoje potrzeby.

Nie pierwszy zresztą raz trafiał mu się taki układ. Często do firmy przychodziły właścicielki firm. Niejednokrotnie potrzebowały nie tylko usług poligraficznych czy reklamowych, ale także seksualnych, a on chętnie im je świadczył. Wręcz był zachwycony.

***

W domu szybko zamknął się w łazience. Musiał natychmiast zmyć z siebie zapach seksu. Gdy wyszedł, pachniał tylko kąpielą. Dzisiaj nie będzie musiał się o nic prosić. Po tym maratonie nawet nie byłby w stanie. Spełnienie miał za sobą.

Lena jak zwykle czytała. Nawet nie podniosła głowy, gdy wszedł, ale wiedział, że jest wściekła.

Późno wrócił — ot cały problem. Na szczęście następnego dnia była sobota i impreza u Andrzeja.

Rano zawieźli Polę do jego mamy. Na szczęście Lenie udało się ją uprosić, by zabrała małą na weekend. Później Antkowi już nic się nie chciało. Przeleżał na kanapie cały dzień, mimo że mógł go spożytkować na uporanie się z zaległymi zleceniami.

Lena w międzyczasie zdążyła skoczyć do sklepu po prezent dla Anki. Nie było jej chyba ze trzy godziny. Jak zwykle załatwiała takie sprawy na ostatnią chwilę, choć wiedziała, że doprowadza go to do szału. Wiedząc, że znajomi mają gramofon, kupiła Ance winylową płytę Deep Forest i do tego butelkę czerwonego wina. Jubilatka powinna się ucieszyć. Wszystkie imprezy odbywały się przy tej etnicznej muzyce.

Mało brakło, a przez te zakupy, spóźniliby się na imprezę. Lena pojechała w czerwonej sukience i balerinkach. On sam wskoczył w jedwabną koszulę w kolorze fioletowym i w dżinsy.

Musiał jednak przyznać, że bardzo się postarała. Na co dzień biegała w t-shirtach, dżinsach i adidasach. Włosy związywała gumką i prawie się nie malowała.

— Pięknie wyglądasz — powiedział jej w końcu. Niech się cieszy, że zauważył zmianę w wyglądzie.

— Dziękuję.

Gdy dotarli na miejsce, impreza trwała w najlepsze. Lena od razu poszła tańczyć, a on usiadł z chłopakami przy butelce.

— Co Lena taka skwaszona? — zapytał bez ceregieli Andrzej. — Jeszcze się nie pogodziliście od wczoraj?

— Wczoraj po twoim wyjściu przyjechała klientka ze sklepu budowlanego. Niezła dupa. Zamówiła wizytówki i papiery firmowe, ale zapomniała swego logo na wzór. Musiałem po nie jechać do niej. Wiesz, jak to jest w interesach… Nie wypada wejść i wyjść. Wypiłem kawę — blefował Antek — i jakimś cudem minęły dwie godziny.

— No przecież to normalne, że trzeba dbać o klientów — zauważył Filip.

— No widzisz, taka jest moja żona. Ciągle ma pretensje o to, że nie poświęcam czasu ani jej, ani Poli.

— Może ma rację? — zapytał Andrzej.

— Trochę ma, ale z drugiej strony, ciągle jesteśmy bez kasy, więc robię, co mogę, by ją zarobić. Nie można mieć wszystkiego — bronił się Antek.

— Dawniej nasi rodzice pracowali na państwowych posadkach i nikt się nie martwił o brak pracy. Ten zasrany kapitalizm spowodował, że jesteśmy co prawda wolni, ale za to musimy harować, żeby żyć na jakimś godnym poziomie — zauważył Andrzej.

— Tylko ten ocet na półkach mnie wkurzał. Kiedy mieliśmy naście lat, nic nie było w sklepach. Ja sobie buty sam kleiłem, bo mnie nie było stać na nowe.

Lena podeszła i oparła się o fotel, na którym siedział Antek.

— A ja szyłam sobie spódnice ze starych ubrań mojej babci i na babcinej maszynie Singer — wtrąciła się do rozmowy, przysiadając na oparciu fotela, zmęczona po intensywnym tańcu — Przekopywałam szafy, strychy i wszelkie schowki w poszukiwaniu takich skarbów. Farbowałam stare podkoszulki dziadka.

— O czym to świadczy moi drodzy? — zagadkowo zapytał Andrzej.

Wszyscy popatrzyli na niego, nie wiedząc, o co mu chodzi.

— O tym, że jako młodzi ludzie, żyjący w latach osiemdziesiątych, byliśmy kreatywni w każdej dziedzinie. Ubieraliśmy się kolorowo, mimo że na półkach w sklepach królował wyłącznie sławetny ocet. Ależ to była fantazyjna moda… Cekiny, kreszowe dresy i trwałe ondulacje. Dziś wyglądalibyśmy śmiesznie, a wtedy?

— Ależ oczywiście — przypomniała sobie Lena. — Sama robiłam sobie trwałą. Włosy były później jak siano, ale przez pierwszy miesiąc dumnie potrząsałam grzywą.

— A ja jeździłem na saksy na Węgry — przyznał się Janek, siedzący obok Antka trzydziestopięciolatek — przywoziłem najmodniejsze wtedy kurtki dżinsowe, zwane „katanami”, z charakterystycznym trójkątem na plecach oraz ten drugi fason z odpinanymi rękawami. Krocie zarabiałem na neonowych różowych i turkusowych kompletach czapek z szalikami. Te czapki miały taki śmieszny smerfowy kształt.

— Wszyscy nosili to samo — dodał Antek — i nikt się nie wyróżniał, ale chyba też nikomu to nie przeszkadzało. Te wszystkie ciuchy strasznie dużo kosztowały. Jak ktoś miał dewizy, to kupował.

— Mnie nie było stać ani na te kurtki, ani na czapeczki. Jak zebrałam pieniądze z osiemnastki i pojechałam na czarny rynek do Katowic, to za wszystko kupiłam jeden bawełniany podkoszulek na ramiączkach — przyznała smutno Lena. — Był z takiej miękkiej i dobrej gatunkowo bawełny, jakiej wcześniej na oczy nie widziałam. Miał kolor czerwony.

— Ty Lenka chyba w ogóle lubisz czerwony — zauważył Andrzej. — W tej czerwonej sukience wyglądasz wystrzałowo.

Lena zaczerwieniła się, a Antek uśmiechnął się drwiąco. Po wieczorze spędzonym z Klaudią miał poczucie, że jego żona choćby nie wiadomo co robiła ze swoim wyglądem, to i tak nie dorówna tamtej. Nikomu co prawda nie opowiadał o swym podboju, ale czuł triumf. W końcu nie każdy facet potrafi poderwać tak piękną kobietę, a jemu się udało bez żadnego problemu. A tak swoją drogą, musi się pospieszyć z tym zleceniem — na chwilę oderwał się od rzeczywistości — bo tym szybciej będzie mógł kochać się z Klaudią. Dwie godziny intensywnego seksu bardzo go kusiły…

Do pokoju wpadła Anka.

— Co tak dyskutujecie? Przyszliście na stypę, czy na imprezę? Dziewczyny nie mają z kim tańczyć. — Zawsze lubiła Antka, więc do niego wyciągnęła rękę. — Idziemy tańczyć — zakomenderowała.

Antek nie dał się prosić, choć tancerzem był marnym. Nie lubił muzyki typu disco. Wolał taką, której się słuchało, ale niekoniecznie przy niej tańczyło. Odkąd jednak zaprzyjaźnili się z tą grupą ludzi, bywał na imprezach, gdzie głównym zajęciem był taniec. No, oczywiście poza piciem.

Trafili z Anką na dość wolny utwór, więc miał okazję trochę ją bezkarnie poprzytulać. Lubił Ankę. To była taka flirciara. Może niespecjalnie ładna, ale zgrabna i dość szczupła. Przy niej z reguły bardzo się odprężał. Nie musiał się pilnować, że powie coś, co spowoduje, że Anka się obrazi. Zawsze uśmiechnięta, skora do zabawy.

Teraz też uśmiechała się do niego i nic nie mówiła. Nie czuł się z tego powodu jakoś specjalnie skrępowany.

Nagle przy drzwiach wejściowych zrobiło się zamieszanie. Anka natychmiast oderwała się od niego i poszła w tamtym kierunku. Okazało się, że przyjechali spóźnieni goście. Antek ich nie znał. Facet miał na imię Marcin, a jego żona Justyna.

Impreza znowu przeniosła się do stołu. Panowie narzucili duże tempo w piciu i Antkowi zaczęło kręcić się w głowie. Nie miał siły już tańczyć. W końcu zasnął przy stole. Nie pamiętał, że podeszła do niego Lena z zamiarem namówienia do powrotu do domu, a on powiedział:

— Klaudia jessszteś taaaka piękna…

— Ja ci dam Klaudię, gnojku — wycedziła przez zęby Lena.

Antek nie miał pojęcia, jak znalazł się w domu. Obudził go kac i potworny ból głowy. Spojrzał na zegarek. Południe. Dobrze, że była niedziela. Nie zamierzał przez cały dzień ruszać się z domu. Musiał odespać imprezę.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: