Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Inne niebo - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
26 kwietnia 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Inne niebo - ebook

Podróż Julii, zapoczątkowana w "Magii ukrytej w kamieniu" i kontynuowana w drugim tomie – "Las Potępionych", nadal nie dobiegła końca. Życie dziewczyny jest w ciągłym niebezpieczeństwie. Wieszczba piętrzy problemy, a liczni wrogowie czekają, aby zadać ostateczny cios. Osamotniona, pozbawiona oparcia Julia nadal stara się odkryć najważniejszy sekret Burii. Czy uda się jej zdjąć klątwę nałożoną przed wiekami? Czy wreszcie nad Burią zaświeci słońce?

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7835-725-4
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

I. NIESPODZIEWANY CIOS

Kilka mie­się­cy, któ­re spę­dzi­łam naj­pierw w Bu­rii, a póź­niej w Ce­do­wii, nie przy­bli­ży­ło mnie do roz­wią­za­nia ta­jem­ni­cy Ma­teo. Po­zna­łam wpraw­dzie kil­ka se­kre­tów, jed­nak na­dal da­le­ka by­łam od od­kry­cia praw­dy. Ze­msta bo­gów przed wie­ka­mi po­łą­czy­ła moje losy z lo­sa­mi Oilell, spra­wia­jąc, iż przy­szło mi do­świad­czyć cier­pień bę­dą­cych udzia­łem sio­stry Ca­ha­la. Tak jak i ona we­szłam w skom­pli­ko­wa­ne re­la­cje uczu­cio­we z trze­ma męż­czy­zna­mi, tak jak i ona mu­sia­łam po­że­gnać swo­ją naj­więk­szą mi­łość. Tak jak Oilell sta­łam się rów­nież od­po­wie­dzial­na za ska­za­nie naj­bliż­szej memu ser­cu oso­by na wiecz­ność w La­sie Po­tę­pio­nych. Zło­wro­gie fa­tum wi­sia­ło nad moją gło­wą, ni­czym ciem­ne chmu­ry nad po­grą­żo­ną w cha­osie kra­iną.

Ja, Ju­lia, dziew­czy­na z dwu­dzie­ste­go pierw­sze­go wie­ku, tra­fia­jąc do Bu­rii, sta­łam się ma­gi­kiem, cza­ro­dziej­ką, któ­ra, ko­rzy­sta­jąc z cu­dów współ­cze­snej mi tech­ni­ki, za­skar­bi­ła so­bie przy­chyl­ność księ­cia Ekhar­da. Dzię­ki jego opie­ce mo­głam za­adap­to­wać się do wa­run­ków jak­że od­mien­nych od tych mi zna­nych. To, że prze­trwa­łam, że nie spło­nę­łam na sto­sie, za­wdzię­cza­łam przede wszyst­kim Wey­li­no­wi, któ­ry jako pierw­szy wy­cią­gnął do mnie po­moc­ną dłoń. To rów­nież on oca­lił moje ży­cie, gdy uzna­na za zdraj­czy­nię i po­są­dzo­na o pa­ra­nie się czar­ną ma­gią, mia­łam zo­stać ska­za­na na śmierć.

Ucie­ka­jąc przed okrut­ną karą, po­dą­ża­jąc przez Las Po­tę­pio­nych, od­kry­łam swo­je prze­zna­cze­nie. Nie wpły­nę­ło to jed­nak na po­pra­wę mo­jej sy­tu­acji. Wręcz prze­ciw­nie. Do­pie­ro wte­dy zro­zu­mia­łam, iż wszyst­ko, co się ma wy­da­rzyć, już daw­no zo­sta­ło za­pla­no­wa­ne, a ja je­stem je­dy­nie pion­kiem. Moje ży­cie przy­po­mi­na­ło roz­pę­dzo­ną ko­lej­kę gór­ską. Raz znaj­do­wa­łam się na sa­mym dole, a za chwi­lę wzno­si­łam się na szczyt, z któ­re­go zjazd przy­pra­wiał mnie o sza­leń­stwo. Zo­sta­jąc zmu­szo­ną do ślu­bu z Ewe­nem, by­łam pew­na, iż po­ślu­biam znaj­dę bez żad­nych praw i ma­jąt­ku, a tym­cza­sem oka­za­ło się, iż po­moc­nik me­dy­ka tak na­praw­dę jest wy­brań­cem bo­gów i wnu­kiem po­tęż­ne­go wiel­kie­go księ­cia Ca­ha­la.

Zo­sta­łam księż­ną. Tak, tak do­kład­nie. Czyż to nie za­baw­ne? A jed­nak ten za­szczyt­ny ty­tuł nie uchro­nił mnie przed ko­lej­ną klę­ską. Prze­zna­cze­nia nie moż­na oszu­kać. Od­na­la­zło mnie w Ce­do­wii i dało o so­bie znać z jesz­cze więk­szą i okrut­niej­szą siłą. Stra­ci­łam Her­ma­na… Te­raz mu­sia­łam opu­ścić Ewe­na. Moje ży­cie w tej dziw­nej kra­inie za­to­czy­ło koło. Po­now­nie zo­sta­łam zmu­szo­na do uciecz­ki. Zno­wu, ni­czym prze­stęp­ca, chył­kiem opusz­cza­łam za­mek, któ­ry ja­wił mi się jako bez­piecz­na przy­stań. Pło­ną­cy za­mek Cle­d­wi­na zo­stał za nami. Z od­da­li do­la­ty­wa­ły nas przy­tłu­mio­ne okrzy­ki wo­jen­ne wal­czą­cych ry­ce­rzy i szczęk orę­ża. Wpraw­dzie by­li­śmy w dość spo­rej od­le­gło­ści od ob­lę­żo­nej twier­dzy, jed­nak od­gło­sy nio­sły się po­przez wrzo­so­wi­ska i pa­gór­ki, od­bi­ja­jąc się echem od skał, na któ­rych sta­li­śmy.

Nie mo­głam na to dłu­żej pa­trzeć. Od­wró­ci­łam się i przy­mknę­łam po­wie­ki. Chcia­łam po­zbyć się tego prze­ra­ża­ją­ce­go wi­do­ku. My by­li­śmy bez­piecz­ni, ale wszy­scy, któ­rzy po­zo­sta­li w zam­ku, zo­sta­li wy­da­ni na pa­stwę wro­ga.

Czy Mo­re­ena oka­że li­tość pod­da­ją­cym się? Czy do­cho­wa wa­run­ków ka­pi­tu­la­cji? Je­śli tyl­ko po to, aby osią­gnąć swój cel, po­zba­wi­ła ży­cia nie­win­ne dzie­ci, mu­sia­ła być zdol­na do wszyst­kie­go.

Mar­twi­łam się o No­elę, Ori­na, księ­cia Cle­d­wi­na, no i o… Ewe­na. Zna­łam na­sta­wie­nie Mo­re­eny do mo­je­go męża. Uwa­ża­ła go za znaj­dę i nie chcia­ła za­ak­cep­to­wać fak­tu, iż był wnu­kiem księ­cia.

‒ Naj­mi­ło­ściw­sza pani… – Lu­cjusz pod­szedł do mnie i po­ło­żył mi dłoń na ra­mie­niu. – Wszyst­ko bę­dzie do­brze.

‒ Wie­rzysz w to? – Otwo­rzy­łam oczy i spoj­rza­łam na nie­go. – Wie­rzysz, że może być do­brze? Je­steś aż tak na­iw­ny?

Nie od­po­wie­dział, a w jego wzro­ku do­strze­głam bez­miar smut­ku. On tak­że mar­twił się o losy swo­ich bli­skich. Po­zo­sta­wił na zam­ku mi­łość swe­go ży­cia. Był ko­lej­ną oso­bą, któ­ra cier­pia­ła prze­ze mnie. Po­czu­łam się win­na.

‒ Prze­pra­szam. – Te­raz to ja go po­cie­sza­łam. – Masz ra­cję, bę­dzie do­brze. Trze­ba w to wie­rzyć. Na pew­no bę­dzie do­brze.

‒ Mu­si­my ru­szać – ode­zwał się Wey­lin. Na­dal stał ukry­ty za ska­łą i pa­trzył na łunę wzno­szą­cą się nad zam­kiem. – Trze­ba tyl­ko za­cho­wać ostroż­ność, bo woj­ska Mo­re­eny mogą pa­tro­lo­wać dro­gi.

‒ Dla­te­go nie mo­że­my po­dró­żo­wać tak jak te­raz. – Lu­cjusz otrzą­snął się ze smut­nych my­śli. Na po­wrót stał się rze­czo­wym i kom­pe­tent­nym se­kre­ta­rzem księ­cia. Obo­wią­zek przede wszyst­kim.

‒ W ta­kim ra­zie co pro­po­nu­jesz?

‒ Naj­mi­ło­ściw­szy pan o wszyst­kim po­my­ślał. – Lu­cjusz się­gnął do le­żą­ce­go u jego stóp wor­ka po­dróż­ne­go. – Mu­sim się prze­brać, aby po­dej­rzeń ni­ja­kich nie wzbu­dzać. W na­szych sza­tach je­ste­śmy zbyt wi­docz­ni. Trza nam stać się jed­ny­mi z ludu.

Roz­su­płał trocz­ki wią­żą­ce pa­ku­nek i wy­łu­skał z nie­go kil­ka sza­rych, pro­stych szat, ja­kie no­szą zwy­kli wie­śnia­cy.

‒ Nasz pan ka­zał od chło­pów, któ­rzy schro­ni­li się na zam­ku, wziąć co lep­sze odzie­nie, co­by­śmy mo­gli wro­ga zmy­lić.

‒ Te sza­ty? – Wey­lin czub­kiem mie­cza uniósł je­den ze stro­jów. – Mamy je na sie­bie wdziać?

‒ Nie ina­czej – po­twier­dził Lu­cjusz. – Bę­dziem uda­wać zwy­kłych wie­śnia­ków, któ­rzy po­dró­żu­ją do są­sied­niej wsi.

‒ Kpić ra­czysz? – Wey­lin zmarsz­czył brwi.

Do­strze­głam, że mię­sień na jego po­licz­ku zno­wu za­czął nie­bez­piecz­nie drgać. Do­brze wie­dzia­łam, że jest to ozna­ka ogrom­ne­go wzbu­rze­nia.

‒ Gdzież­bym śmiał, pa­nie. Tu cho­dzi o bez­pie­czeń­stwo naj­mi­ło­ściw­szej pani. Prze­ca to naj­waż­niej­sze…

‒ Ależ to wy­bor­ny po­mysł! – Po­spie­szy­łam se­kre­ta­rzo­wi z po­mo­cą. – Idąc wy­stro­je­ni, tak jak te­raz, na pew­no wzbu­dzi­li­by­śmy po­dej­rze­nia – za­czę­łam tłu­ma­czyć. – Le­piej prze­brać się za ko­goś in­ne­go. Prze­cież gdy ucie­ka­li­śmy z Bu­rii, też przy­wdzia­łam mę­skie sza­ty i uda­wa­łam gierm­ka. To nic strasz­ne­go.

‒ A niby jak mam iść w chłop­skim stro­ju z mie­czem u boku? – Te­raz do roz­mo­wy wtrą­cił się Dun­ham.

Je­dy­nie Bre­don i Ka­me­na nie za­bie­ra­li gło­su. Mło­dy ksią­żę ze sto­ic­kim spo­ko­jem po­dzi­wiał łunę uno­szą­cą się nad zam­kiem, a prze­ra­żo­na służ­ka przy­kuc­nę­ła pod ska­łą i przy­ci­ska­jąc do sie­bie wy­pcha­ny pa­ku­nek, sta­ra­ła się ukryć za nim.

‒ Nie pój­dziem z mie­cza­mi – od­po­wie­dział Lu­cjusz.

Wey­lin prych­nął ze zło­ści i ci­snął sza­rą sza­tę na zie­mię.

‒ Głu­po­ty wie­rut­ne pra­wisz! Bez mie­cza mamy iść? Nę­dza­rzy uda­wać? A jak niby mamy się bro­nić, gdy nam słu­dzy Mo­re­eny dro­gę zaj­dą?

‒ Je­śli zaj­dą, to i wol­no pusz­czą. Będą my­śle­li, że­śmy pro­ści chło­pi. Ta­ko­wi ich nie in­te­re­su­ją. Wy­bacz, pa­nie, ale oni lud zwy­kły za nic mają i się nim nie kło­po­czą. Go­rzej, je­śli na­po­tka­li­by na dro­dze ko­goś z ry­cer­stwa. Nie twier­dzę, że nie je­ste­ście wy­bor­ny­mi wo­jow­ni­ka­mi, jed­nak­że dwa mie­cze… – Tu z po­wąt­pie­wa­niem po­pa­trzył na Bre­do­na, sza­cu­jąc za­pew­ne, czy gdy­by ksią­żę miał miecz, przy­dał­by się do cze­goś, jed­nak uznaw­szy, że brat Mo­re­eny nie na­da­je się do wal­ki, cią­gnął da­lej: – …nic nie zdzia­ła­ją w star­ciu z wro­gi­mi woj­ska­mi.

‒ I niby dla­te­go mam za tchó­rza ro­bić i sza­ty chłop­skie wdzie­wać? Ho­nor swój mam i pier­wej zgi­nę, niż jako tchórz w ob­cej skó­rze się scho­wam! – za­grzmiał groź­nie Dun­ham.

‒ Ra­cja to! Ry­ce­rzo­wi nie przy­sta­je ucie­kać w prze­bra­niu. Co in­ne­go nie­wia­stom. – Tu Wey­lin wy­raź­nie na­wią­zał do mo­ich wcze­śniej­szych słów. – My ślu­bu­je­my, że god­no­ści i ho­no­ru ry­cer­skie­go bę­dziem prze­strze­gać i zgi­niem, a mie­cza nie zło­żym.

‒ Tu cho­dzi o ży­cie naj­mi­ło­ściw­szej pani! – upo­mniał Lu­cjusz. – Czy słu­żąc swej pani, nie mo­żesz stać się i tchó­rzem, je­śli to za­pew­ni jej bez­pie­czeń­stwo? Po­mnij, że cza­sem sy­tu­acja wy­ma­ga ogrom­ne­go po­świę­ce­nia.

Wey­lin umilkł. Prze­niósł wzrok na mnie i przez dłuż­szą chwi­lę pa­trzył uważ­nie pro­sto w moje oczy. Pew­nie prze­kli­nał w my­ślach dzień, gdy spo­tkał mnie o po­ran­ku na bu­riań­skim trak­cie. Gdy­by wte­dy nie uli­to­wał się nad dzi­wa­dłem dys­po­nu­ją­cym ogniem Ma­teo i świa­tłem, któ­re nie pa­rzy, na­dal wiódł­by spo­koj­ny ży­wot na zam­ku księ­cia Ekhar­da. Gdy­by po­słu­chał słów swych to­wa­rzy­szy, ra­dzą­cych po­zbyć się mnie jak naj­prę­dzej… Sprze­ci­wił się im wte­dy. Za­ufał mi, że nie je­stem złem wcie­lo­nym, i oto te­raz zbie­rał plo­ny swe­go za­ufa­nia. Prze­ze mnie, cho­ciaż był je­dy­nym spad­ko­bier­cą Ekhar­da, mu­siał opu­ścić dwór swe­go wuj­ka. Mu­siał po­rzu­cić wszyst­ko, co znał i co było mu bli­skie. Prze­ze mnie zo­stał zbie­giem prze­dzie­ra­ją­cym się przez ostę­py Lasu Po­tę­pio­nych, po­szu­ki­wa­nym i na­pięt­no­wa­nym w oj­czyź­nie. Przez to, że oca­lił mi ży­cie, na­ra­ził wła­sną sio­strę na nie­bez­pie­czeń­stwo. Prze­cież gdy­by nie ja, La­ve­na ni­g­dy nie mu­sia­ła­by do­świad­czyć nie­wy­gód pie­szej wę­drów­ki przez prze­klę­ty las, do któ­re­go na­wet naj­dziel­niej­si ry­ce­rze pod­czas po­lo­wa­nia wcho­dzą z trwo­gą. Gdy­by nie ja, nie sta­ła­by się też ofia­rą gwał­tu, co skut­ko­wa­ło jej póź­niej­szą pró­bą sa­mo­bój­czą. Gdy­by nie ja, Her­man na­dal by żył…

Wey­lin miał pra­wo mnie prze­kli­nać. Za­ry­zy­ko­wał wszyst­ko, a oprócz cier­pień nie otrzy­mał w za­mian nic. Nie po­tra­fi­łam od­wza­jem­nić jego uczu­cia, na­wet nie chcia­łam. Był tyl­ko moim przy­ja­cie­lem, a jemu to nie wy­star­cza­ło. Jak­że mu­siał się czuć, zda­jąc so­bie spra­wę, że ta nie­po­rad­na, prze­stra­szo­na dziew­czy­na w nie­przy­zwo­icie krót­kiej, jak na pa­nu­ją­ce tu zwy­cza­je, su­kien­ce, dziew­czy­na, do któ­rej wzdy­chał i dla któ­rej na sza­li po­sta­wił swo­je ży­cie, zo­sta­ła żoną in­ne­go, a co wię­cej sta­ła się księż­ną, któ­rej mu­siał słu­żyć?

Do­pie­ro te­raz uzmy­sło­wi­łam so­bie peł­nię od­czuć Wey­li­na. De­win miał ra­cję, mó­wiąc, iż przy­nio­sę samo nie­szczę­ście. Tak się sta­ło! Wszy­scy, któ­rych na­po­tka­łam na swo­jej dro­dze, do­zna­li cier­pień. Zra­ni­łam każ­de­go, a naj­bar­dziej tych, któ­rzy ob­da­rzy­li mnie mi­ło­ścią.

‒ Mam stać się nędz­nym tchó­rzem – po­wtó­rzył wol­no Wey­lin, na­dal nie spusz­cza­jąc ze mnie wzro­ku. – Mam się oka­zać człe­kiem bez ho­no­ru… Tam­ci ży­cie tra­cą w wal­ce, a ja… Uro­dzi­łem się ry­ce­rzem. Ry­ce­rzem chcia­łem po­mrzeć.

‒ Wiem, pa­nie…

‒ Milcz! – Uci­szył Lu­cju­sza ge­stem. Wol­no ob­ra­cał w dło­ni miecz, wpa­tru­jąc się w jego po­ły­sku­ją­ce ostrze. – Nie ma rze­czy cen­niej­szej dla ry­ce­rza niż jego miecz. Ten mu i mat­ką, i oj­cem. Ni­g­dy go nie opusz­cza. Po­win­no­ścią ry­ce­rza jest umrzeć, dzier­żąc miecz w ręce lub od ran nim za­da­nych. Je­śli jed­nak… – Umilkł na chwi­lę. – Je­śli jed­nak tak ma być, to tak bę­dzie. Je­śli… naj­mi­ło­ściw­szą pa­nią ochro­nię w ten spo­sób…

Od­rzu­cił miecz i peł­nym do­sto­jeń­stwa ru­chem od­piął pas, któ­ry na­stęp­nie rów­nież ci­snął na zie­mię.

‒ Ale jak to, Wey­li­nie? – Dun­ham z nie­na­wi­ścią w oczach po­pa­trzył na mnie. – Cóż ty czy­nisz? Prze­ca się nie go­dzi…

‒ Rób to, co ja! – wark­nął gniew­nie. – Ślu­bo­wa­łeś swe­mu panu po­słu­szeń­stwo. To roz­kaz!

‒ Ten znaj­da nie jest two­im pa­nem! – krzyk­nął Dun­ham, ale nim zdą­żył za­re­ago­wać, Wey­lin wy­mie­rzył mu po­li­czek. Pla­śnię­cie dło­ni za­brzmia­ło ze zdwo­jo­ną siłą w mo­ich uszach.

‒ Wey­li­nie! – Dun­ham wy­glą­dał na za­sko­czo­ne­go. – Prze­cie ty na­stęp­cą Ekhar­do­we­go tro­nu je­steś, a Ewen to znaj­da!

‒ Ju­żem nie jest na­stęp­cą. – Ro­ze­śmiał się jak sza­le­niec. – Ten znaj­da, jak go na­zy­wasz, oka­zał się wnu­kiem księ­cia Cle­d­wi­na, a co za tym idzie, jest też sy­nem mego wuj­ka. Nie tyl­ko tron Ce­do­wii mu się na­le­ży, ale i Bu­rii. Poj­mu­jesz? Po­mnij też, że ksią­żę Cle­d­win go­ści­ny nam na swym zam­ku udzie­lił, a my do nie­go przy­sta­li. Pod jego służ­bę się za­cią­gnę­li. W chwi­li, gdy wła­dzę w ręce wnu­ka od­dał, my Ewe­no­wi sta­li­śmy się pod­le­gli.

‒ Na­wet je­śli, to i tak tchó­rzyć nie chcę! Nie po­tom tyle lat z mie­czem w dło­ni prze­pę­dził, abym te­raz miał hań­bą się okryć! To wstyd prze­ogrom­ny! Jak z czymś ta­kim mógł­bym da­lej żyć? Jako kto? To­bie też nie lza tego czy­nić! Opa­mię­taj się! Za­łóż pas i przy­pnij miecz na po­wrót! Ry­ce­rzem je­steś!

‒ Nie! – Ode­pchnął ręce Dun­ha­ma, po­da­ją­ce mu pod­nie­sio­ny z zie­mi miecz. – Roz­kaz jest roz­ka­zem. Mu­sim go wy­peł­nić. Je­śli ty nie chcesz, ja cię zmu­szać nie będę. Twój wy­bór, czy tchó­rzem się sta­niesz, czy zdraj­cą, co roz­ka­zów swe­go pana nie słu­cha.

‒ Ewen nie jest moim pa­nem – po­wtó­rzył z mocą Dun­ham. – Ty nim je­steś!

‒ Więc czyń tak, jak ci każę!

‒ Mam stać się tchó­rzem, bo za­miast ro­zu­mu słu­chasz ser­ca? Przez tyle lat by­li­śmy wier­ny­mi dru­ha­mi, a te­raz mó­wisz mi, że mam miecz od­rzu­cić lub zdraj­cą się oka­zać? Wszyst­ko przez nią! – Splu­nął ze wstrę­tem w moją stro­nę. – Ża­łu­ję, że­śmy ją wte­dy, tam, na trak­cie, nie po­trak­to­wa­li ku­szą… Gdy­by ta wiedź­ma…

Ni­g­dy już jed­nak nie do­wiem się, co chciał da­lej po­wie­dzieć, gdyż Wey­lin gwał­tow­nym ru­chem po­chwy­cił swój miecz, na­dal trzy­ma­ny przez Dun­ha­ma, i bez chwi­li wa­ha­nia za­głę­bił ostrze w jego pier­si.

‒ Wey­li­nie! – zdo­łał krzyk­nąć ol­brzym, nim w peł­ni zdał so­bie spra­wę z tego, co wła­śnie się sta­ło.

Nie spo­dzie­wał się ta­kie­go za­cho­wa­nia po swo­im przy­ja­cie­lu. Z wy­ra­zem bez­gra­nicz­ne­go zdzi­wie­nia na twa­rzy prze­niósł wzrok z Wey­li­na na swo­ją pierś. Uniósł obie dło­nie i za­ci­snął je na ostrzu, tak jak­by chciał upew­nić się, że to wszyst­ko dzie­je się na­praw­dę.

‒ Wey­li­nie… – po­wtó­rzył, a z jego ust po­le­cia­ła struż­ka krwi.

Opu­ścił ręce bez­wład­nie wzdłuż cia­ła. Już zro­zu­miał okrut­ną praw­dę. Ten, któ­re­mu ufał, któ­re­go uwa­żał za przy­ja­cie­la, przed­ło­żył ży­cie ob­cej ko­bie­ty nad wła­sny ho­nor i wię­zy bra­ter­stwa.

‒ To wszyst­ko przez nią… – wy­rzę­ził.

‒ Wy­bacz. – Wey­lin z nie­zwy­kłym spo­ko­jem, wręcz opa­no­wa­niem wy­cią­gnął miecz z cia­ła Dun­ha­ma, po czym, od­rzu­ciw­szy oręż, ob­jął słab­ną­ce­go to­wa­rzy­sza. – Nie bę­dziesz tchó­rzem ani nie do­pu­ścisz się zdra­dy. Zgi­niesz jak ry­cerz. Tyle mogę dla cię uczy­nić, za te wszyst­kie wspól­ne lata.

Krzyk uwiązł mi w gar­dle. Za­sło­ni­łam usta dło­nią, gry­ząc pal­ce z bez­sil­no­ści. Pa­trzy­łam, jak cia­łem Dun­ha­ma wstrzą­sa­ją drgaw­ki. Jak na­gle nie­ru­cho­mie­je i wiot­cze­je w ob­ję­ciach Wey­li­na, u stóp któ­re­go utwo­rzy­ła się czer­wo­na pla­ma.

Wszy­scy za­mar­li­śmy. W nie­mej ci­szy pa­trzy­li­śmy na tę dra­ma­tycz­ną sce­nę. Żad­ne z nas nie wy­da­ło z sie­bie naj­cich­sze­go dźwię­ku, na­wet sta­ra­li­śmy się od­dy­chać ci­szej, tak jak­by ja­kiś nie­po­trzeb­ny ton lub ruch mógł za­gro­zić i na­sze­mu ist­nie­niu. Nie mo­gli­śmy uwie­rzyć w to, co się wła­śnie sta­ło. To wy­kra­cza­ło poza na­sze moż­li­wo­ści zro­zu­mie­nia.

Wey­lin i Dun­ham byli przy­ja­ciół­mi. Wspól­nie z Lan­nem i Her­ma­nem two­rzy­li zgra­ną dru­ży­nę, któ­ra dziel­nie sta­wia­ła czo­ło nie­bez­pie­czeń­stwom. Nic nie było im strasz­ne, ra­zem mie­li siły, aby prze­no­sić przy­sło­wio­we góry. Jed­nak­że ta wspa­nia­ła kom­pa­nia prze­sta­ła już ist­nieć. Śmierć Her­ma­na, odej­ście Lan­na, pra­gną­ce­go wspie­rać La­ve­nę, i te­raz za­bój­stwo Dun­ha­ma. Bo to było za­bój­stwo! W mo­ich oczach nic nie uspra­wie­dli­wia­ło po­stęp­ku Wey­li­na. Jak mógł za­dać cios przy­ja­cie­lo­wi? Jak mógł za­bić go bez mru­gnię­cia okiem? Jak w ogó­le mógł się na to zdo­być? Po tym wszyst­kim, co ra­zem prze­szli? Przy­po­mnia­łam so­bie chwi­lę, gdy wra­ca­jąc z Her­ma­nem po ło­wach na skrzy­dla­ki, pod­wie­zie­ni przez uczyn­ne­go wie­śnia­ka, na­po­tka­li­śmy na zam­ku Dun­ha­ma. Nie po­znał nas wte­dy. Albo gdy, prze­mie­rza­jąc ostę­py Lasu Po­tę­pio­nych, po­dzi­wia­li­śmy kunszt ło­wiec­ki ol­brzy­ma, któ­ry wy­ko­naw­szy wła­sno­ręcz­nie włócz­nię, bro­dził po rze­ce, ło­wiąc dla nas ryby. Może i Dun­ham nie był moim fa­nem, ale na pew­no ce­cho­wa­ła go wier­ność swe­mu panu. Nie lu­bił mnie, gdyż wi­dział to, cze­go nie do­strzegł Wey­lin. Ro­zu­miał, iż spro­wa­dzam nie­szczę­ście na bli­skich mi lu­dzi, a ce­niąc swe­go pana, po pro­stu się o nie­go lę­kał. Chciał go przede mną uchro­nić. Nie­ste­ty, nie uda­ło mu się tego do­ko­nać i, co gor­sza, przy­szło mu za to za­pła­cić jak­że wy­so­ką cenę.

Czas dłu­żył mi się nie­mi­ło­sier­nie. Mia­łam wra­że­nie, że mi­nę­ły już całe wie­ki, a Wey­lin na­dal stał wy­pro­sto­wa­ny, ści­ska­jąc bez­wład­ne cia­ło Dun­ha­ma. Wy­glą­dał jak po­sąg wy­ku­ty w mar­mu­rze. Chłód zda­wał się od nie­go ema­no­wać i mro­zić na­sze ser­ca. Nie by­li­śmy w sta­nie po­jąć tego, co wła­śnie się sta­ło.

‒ Pa­nie… – Lu­cjusz pierw­szy prze­mó­wił, zbie­ra­jąc w so­bie dość od­wa­gi na prze­rwa­nie peł­nej tra­gi­zmu ci­szy. – Trza go po­cho­wać, nim pój­dziem da­lej…

Wey­lin drgnął na dźwięk jego gło­su. Przy­chy­lił się i zło­żył cia­ło Dun­ha­ma na zie­mi. Spoj­rzał na swo­je za­krwa­wio­ne dło­nie i sza­tę. Jego wzrok prze­niósł się wol­no na ka­łu­żę krwi u stóp. Od­wró­cił się w moją stro­nę.

‒ Mu­sia­łem to zro­bić – wy­ja­śnił, cho­ciaż wca­le go nie za­py­ta­łam. – Mu­sia­łem… Nie za­słu­żył, aby być tchó­rzem, a tym bar­dziej zdraj­cą. Był dziel­nym ry­ce­rzem! Dziel­nym! – po­wtó­rzył z mocą.

Za­trzę­słam się, a Lu­cjusz ob­jął mnie współ­czu­ją­co.

‒ Naj­mi­ło­ściw­sza pani, czy wszyst­ko w po­rząd­ku? Do­brze się, pani, czu­jesz?

‒ Dla­cze­go? – wy­du­ka­łam z tru­dem. – Dla­cze­go? Tak nie po­win­no się stać. To prze­ze mnie…

‒ Naj­mi­ło­ściw­sza pani… – Se­kre­tarz ski­nął ręką na nie mniej prze­ra­żo­ną niż ja Ka­me­nę. – Pro­szę o tym nie my­śleć. A ty – zwró­cił się do drżą­cej służ­ki, któ­ra wresz­cie pod­nio­sła się i zbli­ży­ła do nas – po­móż się prze­brać swo­jej pani. Masz wszyst­ko przy­go­to­wa­ne, czyż nie?

Kiw­nę­ła gło­wą, nie­zdol­na do wy­po­wie­dze­nia cho­ciaż jed­ne­go sło­wa. Z trwo­gą zer­k­nę­ła na Wey­li­na.

Je­dy­nie Bre­don nie oka­zał po so­bie żad­nych uczuć. Mimo iż wi­dział, co się sta­ło, na­dal ze sto­ic­kim spo­ko­jem kon­tem­plo­wał łunę uno­szą­cą się nad zam­kiem.

Ka­me­na i Lu­cjusz od­pro­wa­dzi­li mnie na bok, gdzie zo­sta­łam sama ze służ­ką. Choć od­da­li­łam się z miej­sca zbrod­ni, cią­gle przed ocza­mi mia­łam zdzi­wio­ne spoj­rze­nie Dun­ha­ma i wy­raz jego twa­rzy, gdy zdał so­bie spra­wę, że jego pan, naj­lep­szy druh, wła­śnie go za­bi­ja.

Do tej pory mia­łam Wey­li­na za przy­ja­cie­la, obroń­cę. Wie­le mu za­wdzię­cza­łam, i mimo że czę­sto się z nim kłó­ci­łam, czu­łam przed nim pe­wien re­spekt. Nie mia­łam po­ję­cia, że po­tra­fi być tak bez­dusz­ny i okrut­ny. Ten, któ­ry wy­da­wał się moim anio­łem stró­żem, oka­zał się oto nik­czem­nym ło­trem, za nic ma­ją­cym przy­jaźń. Przy­po­mnia­ły mi się ostat­nie sło­wa wy­po­wie­dzia­ne przez Bal­du­rię: „Cza­sem przy­ja­cie­le wca­le nie są przy­ja­ciół­mi”. Te­raz na­bra­ły dla mnie no­we­go zna­cze­nia.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: