- W empik go
Inspiracje - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
1 marca 2019
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Inspiracje - ebook
W swoich wierszach autorka opisuje piękno polskiej Ziemi o każdej porze roku, o miłości, przyjaźni i ludzkich charakterach. Pisze wiersze okazyjne, dla rodziny i przyjaciół.
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8126-790-8 |
Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jestem jak wiatr
Jestem nieokiełznana jak wiatr,
bo coś nieustannie mnie gna,
choć myślę, że to pęd metafizyki,
na przekór brnę z nim pod prąd.
Pędzę za nim w pośpiechu przez życie,
choć wiem, że jest szybszy ode mnie.
Dlatego kocham wolność i przestrzeń.
Nie znoszę jak on wszelkich ograniczeń.
Wiem, że go w tym pędzie nie dogonię,
ale sprawia mi przyjemność ten bieg,
gdy czuję podmuch wiatru we włosach
i jego dziką, nieposkromioną naturę.
Wplątuje się w rozwichrzone włosy
i rozczesuje je potem jak tkliwy kochanek.
Nigdy nie jest zmęczony w swym pędzie,
dlatego hula i dmie, gdzie tylko zechce.
Beztrosko wieje nad pustynnymi wydmami,
dopiero w dolinach szuka schronienia.
Jest niefrasobliwy, czasem nawet frywolny
ale kocham go, bo jest jak ja szalony.
Radom, dnia 10.01.2017 r.Jestem taka, jaka jestem
Jestem taka, jaka jestem,
ani młoda, ani stara,
ani piękna, ani za bogata.
po prostu jestem sobą.
Idę w stronę słońca,
gnam z pędem wiatru.
Gonię w locie marzenia,
sięgając wysokich gwiazd.
Każdą chwilę zamykam
w kokonie pajęczej sieci,
z której tkam białą szatę,
którą wdziewam od święta.
Wiem, że mam jedno życie
i serce, które na przekór
kocha wszystkich bez umiaru,
i Anioła, który czuwa nade mną.
Jestem na wskroś romantyczna,
czasem zupełnie zwariowana,
innym razem pragmatyczna,
ale zawsze jestem sobą.
Radom, dnia 18.05.2017 r.Drzewo
Dzisiaj przez chwilę byłam starym drzewem.
Chropowata szorstkość kory raniła moje dłonie.
Konary niczym szczudła wyciągały ramiona
i obejmowały mnie, szeleszcząc zeschłymi liśćmi.
Czułam jednak płynące w nim soki życiodajne
i ciepło bijące z środka drewnianego pnia.
Lekki wiatr rozwiewał wokoło różne wonie:
leniwie płynącej rzeki, grzybów, mchów i traw.
Słońce oświetlało czubki wysokich drzew,
skrzyło się na tafli lekko falującej wody,
rozświetlało pożółkłe liście złotą poświatą,
i barwiło wysokie trawy słomianym kolorem.
Przez chwilę byłam drzewem, wysoką topolą.
Słyszałam jak śpiewają w jej konarach ptaki,
ważki przelatywały nad wąską strugą wody,
i spijały wodę z pożółkłych liści nenufarów.
Radom, dnia 18.10.2017 r.Biedronka
Na skraju wsi stoi chata pochylona nisko do ziemi,
ogrodzona drewnianym płotem, w otoczeniu malw.
Pod oknem na zydlu usiadła staruszka.
Siedzi, rozgląda się wokoło i myśli zadumana:
Dokąd prowadzi ta wąska ścieżka?
Albo te pierzaste chmurki na niebie?
Albo, co robi ta mała biedronka na liściu dziewanny?
Beztroską ciszę przerywa wiatr głośnym łopotem,
jak skrzydła motyla lub anioła w locie:
— To dla ciebie człowiecze — szepcze głośniej.
— To całe piękno złotej, polskiej jesieni,
szelest liści pod nogami i sznur odlatujących gęsi,
i oddech ciepłej jeszcze ziemi, daję tobie, człowiecze!
Ciesz się więc tą chwilą! — słyszy z oddali.
Siedzi staruszka na ławie i już nie duma,
ale dziękuje Bogu, że może oglądać te cudeńka,
ciesząc się z przynależności do Matki Ziemi,
jak ta mała, niepozorna biedronka.
Radom, dnia 01.07.2013 r.Wiosna
Przychodzi ubrana na zielono.
Ciekawe, dlaczego nie na różowo lub fioletowo?
Ale i tak wygląda pięknie rozśpiewana
na zielonych łąkach bocianim klekotem,
a w stawach żabim rechotem.
Próbuje nastrajać nas kolorowo,
choć nam po zimie wcale nie jest wesoło.
Mimo że z ramion ściągamy ciepłe kapoty
i w wiosennym grzejemy się w słońcu,
z utęsknieniem czekamy na skwar lata gorący.
Nawet widok rozkwitłych pierwiosnków,
kwitnących w sadach jabłoni
nie ostudzi w nas tęsknoty
za widokami złocistych łanów,
czerwonych maków i kąkoli.
Wiosna jest więc oczekiwaniem,
nie tylko na ciepło lecz także na zmiany,
na rodzące się w nas nadzieje,
na pokładane uczucia i nowe plany.
Radom, dnia 01.04. 2008 r.Kłótnia kwiatów
Kto jest z nas najpiękniejszy? — zapytał Irys,
który stał wyprostowany na ogrodowej rabacie
jak żandarm w błękitnym mundurku.
Obok stały jego siostry w żółtych sukienkach.
— Oczywiście, że ja — odparła Róża z przekąsem,
wydymając pąsowe usta w grymasie.
— Jak śmie ktoś w to wątpić? — dodała z sarkazmem
i wypięła dumnie pełną pierś.
— Nie byłbym tego taki pewny — odparł Jaśmin
i zaszeleścił listkami, aż posypały się z niego
białe kwiatki, wyścielając zielony trawnik.
— Każdy z nas ma niepowtarzalny zapach.
— Jaśmin ma rację — poparł go liliowy Bez.
— Sam miałbym kłopot z wyborem —
i zerknął na kolorowe tulipany, a po chwili
na różowe Floksy i białe Piwonie.
— My jesteśmy najpiękniejsze! — krzyknęły
biało różowe Niezapominajki i roześmiały
się wesoło, tuląc do siebie, a zaraz do nich
przyłączyły się wdzięczne, fioletowe Fiołki.
Jaśmin z Bzem rzuciły im pobłażliwe uśmiechy,
pełne ciepłego zrozumienia istoty rzeczy.
— Macie rację, choć rośniecie tuż przy ziemi,
macie swój nieodparty wdzięk i czar.
— No więc, który z nas jest najpiękniejszy?
— zapytał skromnie pomarańczowy Nagietek
— i spojrzał na wdzięczącą się do niego Nasturcję.
— No, kto? — dopytywał natarczywie.
— Poprośmy o werdykt Asię — zdecydował Irys.
Dziewczynka zajmowała się sama ogródkiem.
— Wszystkie jesteście cudne, a wasze zapachy
roznoszą piękną woń! — oznajmiła promiennie.
A kwiaty na tę wdzięczną i głośną owację,
skłoniły nisko głowy z podziękowaniem,
rozsypując wokoło złotym pyłem, wabiąc
tym sposobem roztańczone pszczoły.
Radom, dnia 19.02.2018 r.Przywitanie wiosny
Nadeszła po mroźnej zimie z ociąganiem,
jakby nie było jej spieszno do świata i ludzi.
Ubrana w kolorowe muśliny z kwiatami we włosach,
strojna i wyniosła, uśmiechała się, jakby chciała
przeprosić za swe niezdecydowanie.
Najpierw swą czarodziejską różdżką rzuciła czar na drzewa,
które pod jej ciepłem się zazieleniły i białym kwieciem oprószyły.
Potem swój czar rzuciła na podwórka, lasy i bezdrożne pola.
Potem rozkazała młodym ptakom z gniazd wynosić się,
by rozpostarły skrzydła i latać się uczyły.
Potem wiatru rzuciła wyzwanie, by umilkł i schował się w komorze.
Słoneczku zaś przykazała grzać mocniej, by ziemia wreszcie odżyła,
a ludzie na dobre rozbudzili się z zimowej drzemki.
Ptaki lecące w przestworzach krzyczały:
Wiosna wreszcie nadeszła!
I zawtórowało im wszelkie stworzenie: to dzikie i to hodowlane,
które nadziwić się nie mogło, że wreszcie pozwolono im
wyjść z obory i z gąszczu dzikich chaszczy.
Do nich dołączyło ptactwo domowe.
Indor wypiął swą pierś cherlawą i zagulgotał do koguta:
Wiosna przyszła, panie bracie!
Na to kogut zapiał, zwołując czeladź podwórzową:
Niech się wszyscy przebudzą, nie czas na leniuchowanie!
Czas Wiosnę przywitać należycie!
I z pobliskiego stawu kaczki i gęsi przywołał:
Nie pora na chlapanie w tej sadzawce!
Gęsi z gąsiątkami, kaczki z kaczątkami,
posłusznie podreptały na środek podwórka.
I tak jak stały, wszystkie zawołały jednym chórem:
Witaj, nam Wiosno kochana!
Pies podwórzowy nie chciał być od nich gorszy,
zaszczekał na kota, który wygrzewał się przy piecu
i razem dołączyli do podwórzowej ferajny.
Koń nie chciał być też ostatni i zarżał radośnie,
aż świnie obudziły się z porannej drzemki,
ciekawe harmideru wyjrzały z chlewika
i zakwiczały naburmuszone:
kto nam przeszkadza w leżakowaniu?
— Wychodźcie natychmiast! — zawołali wszyscy.
— Czas witać Wiosnę, a nie gnuśnieć na słomie!
— zrugał ich pies podwórzowy i dał znak kogutowi.
Niech żyje nam Wiosna! — krzyknęli wszyscy wesoło.
Niech żyje Wiosna! — zawtórowało ptactwo w przestworzach.
A Wiosna tylko się do nich uśmiechała
i w podzięce tych hołdów złotym pyłem posypała.
I rozbłysły żółtymi mleczami zielone łąki,
przybrzeżne rowy błękitnymi bławatkami,
a lasy białymi przebiśniegami.
Radom, dnia 01.04.2015 r.Wspomnienie o wiośnie
Jeszcze zima na dobre nie odeszła,
a ja już myślę o przedwiośniu,
o kwitnących w sadach jabłoniach,
o żółtych mleczach na łące.
O białych obłokach na niebie
i o pierwszym dniu wiosny,
kiedy przynosiłeś mi kwiaty:
błękitne hiacynty lub frezje.
Dziś zostały mi tylko wspomnienia
i żal z tęsknotą pomieszany,
że nie wrócą już tamte dni,
przepełnione żarliwym kochaniem.
Został mi tylko po nich gliniany dzban,
w którym stoją zasuszone kwiaty,
wypłowiałe nieco i bez zapachu,
jak odległe po frezjach wspomnienie.
I nic już nie jest takie jak dawniej,
ani ty, ani ja, ani odległe wspomnienie.
Tylko nadejście wiosny przypominać
mi będzie, jak było nam kiedyś dobrze.
Radom, dnia 16.01.2017 r.Jarzębina
Stoi przy drodze jarzębina,
wystrojona w czerwone korale.
Wiatr jej liśćmi targa,
jakby przygrywał jej do walca.
Przysiadł na jej gałęzi szpak:
cóżeś pani taka nie w sosie,
zapytał wesołym tonem.
Bom samotna, drogi panie.
Wiatr słysząc tę skargę żałosną,
powiał więc jeszcze mocniej,
aż jarzębina cała się zatrzęsła
i zgubiła wszystkie korale.
Teraz masz powód do płaczu.
Wiatr porwał ci suknię zieloną
i zerwał czerwone korale,
rzekł jej szpak roztropnie.
Cóż ja teraz biedna pocznę?
Nie umiałam być wdzięczna,
Matce Naturze i wybrzydzałam.
Kto mnie taką gołą zechce?
Radom, dnia 09.09.2017 r.Lato
Nadeszło po wiosennym zmaganiu
jeszcze rozleniwione i ospałe.
Po przekwitnięciu pierwiosnków
zmiotło z drzew kwiaty jabłoni
i utworzyło kolorowy kobierzec
z płatków bzu, jaśminu i piwonii.
Gdy słoneczko wzeszło nieco wyżej,
przebudziło się na dobre,
i zaczęło taniec szalony z wiatrem.
Najpierw w sadach, potem na łąkach,
a na końcu na polach hasać poczęło,
wznosząc się nad łanami zbóż.
Wplotło w ich złociste warkocze jak wstęgi
czerwone maki i niebieskie chabry.
Kąkolem chciało upiększyć ich złociste kosy
i trochę nimi potarmosiło.
W snopki je potem powiązawszy,
na ogołoconym ustawiło ściernisku.
Chcąc wypocząć, schowało się
w konarach drzew zielonych
i przysnęło snem twardym.
A gdy wiatr je stamtąd wypłoszył,
pognało znowu nad polami,
nad graniami gór wysokich.
Tam nieco się ochłodziło
i całkiem opamiętało,
że czas jego mijał powoli.
Jeszcze zdążyło rozpostrzeć swą szatę
i jak motyl przysiadło nad kartofliskiem,
by się ogrzać przy nim nieco.
Bez umiaru rozpasione do syta
postanowiło poczekać na starszą siostrę.
Skryło się więc w opasłej stodole
i znowu zdrzemnęło rozleniwione.
I spało, póki go wiatr stamtąd nie przegnał
wraz z jego siostrą — Jesienią.
Radom, dnia 22.02.2015 r.Jaśnie Pani Jesień
Pani Jesień przyszła ubrana w kolorowe szaty,
w wianku z czerwonej jarzębiny na głowie.
Płomienne włosy ozdobiła zielonymi liśćmi dębu,
gdzieniegdzie wpięła sobie żołędzie i kasztany.
— Jaśnie pani, jesteś z każdym rokiem piękniejsza!
— westchnął wiatr i szarmancko skłonił się przed nią,
zamiatając po ziemi kapeluszem, aż wszystkie liście
z drzew opadły, tworząc kolorowy kobierzec barw.
— Zechcesz ze mną zatańczyć, pani? — zapytał.
Jesień z frywolnym uśmiechem na pięknej twarzy,
chwyciła za poły jego płaszcza i ruszyli w tany.
Deszcz przygrywał im do walca i mazura.
Zanim się spostrzegli, nadeszła jej siostra Zima.
Patrzyła na nich z politowaniem i kiwała tylko głową.
Wiatr widząc zmieszaną Jesień, skłonił się szarmancko
w głębokim ukłonie, powiał i tyle go widziały.
— Nie wstyd ci siostro? Spójrz na swoje szaty:
całe w łachmanach, a ludzie wciąż na ciebie czekają.
Nie możesz ich zawieźć. Twój czas jeszcze nie minął,
Złota Polska Jesień dopiero się zaczyna.
Zima odjechała ze swoim orszakiem białymi saniami,
a Jesień włożyła swą najpiękniejszą szatę, utkaną
z białych mgieł, obramowaną leśnym mchem i złotymi
promieniami słońca, z paciorkami kropel rosy.
Na głowę włożyła koronę z liści dębu i jarzębiny.
W rękach trzymała motek babiego lata, z którego
tkała swój przezroczysty welon, aby móc ponownie
przypodobać się Wiatrowi, gdy znowu ruszą w tany.
Weszła między ogrody i sady, potem rzuciła czar
na parkowe aleje, które pod jej wpływem zmieniły
swe barwy i odcienie, z zielonych na bordowe,
brunatne i czerwone, a na końcu obsypała je złotem.
Radom, dnia 01.10.2017 r.Wieś o poranku
Poranek wstał rześki, lekko zamglony.
Z kurnika wygramolił się kogut,
za nim podreptały kury z kurczętami.
Z obory wyszły krowy, powłócząc nogami
a przy ich boku rozochocone cielęta.
Pierwszy zapiał kogut, oznajmiając
wszystkim nowy dzień pracy.
Za nim rozgdakały się kury, a po nich
rozległ się kwik świnek z chlewika,
ze stajni zawtórował im kasztanek.
Łąka wabiła ich szklistą rosą, która lśniła
w słońcu i zachęcała na soczysty wypas.
Gospodarz szedł za nimi jeszcze osowiały,
po wczorajszej zwózce siana z pola.
Spieszył się, bo miała nadejść burza.
Na dobre rozpętała się w nocy, wiatr
zerwał się porywisty, ciągnąc za sobą
pozostawione stogi siana, rozrzucając je
po całej łące, która poddała się naturze.
Grzmoty z piorunami przeszywały niebo.
Burza trwała aż do rana, siejąc strach.
W oknach ludzie stawiali święte obrazy.
Dzieci zagrzebywały się w pierzynach,
a matki odmawiały cicho różaniec.
Nikt nie śmiał nosa wyściubiać z chałupy.
Dopiero rankiem odgłosy zwierząt dodały
ludziom odwagi i zachęciły do pracy.
A gdy słoneczko wzeszło nieco wyżej,
skowronek wzbił się w przestworza,
wyśpiewując radośnie na powitanie dnia.
Radom, dnia 02.12.2017 r.Rosa
Krople rosy jak diamentowe kolie
ozdobiły łąkę pełną kwiatów, traw zielonych.
Rozłożyły się migoczącym wachlarzem,
by obeschnąć po nocnym chłodzie.
Wczesnym rankiem drżały jeszcze z zimna,
zapragnęły wznieść się wysoko ponad ziemią,
by upajać się w słonecznym pyle, w cieple
błękitnego nieba.
Krople rosy utkały srebrzysty dywan,
na żółtych kaczeńcach i mleczach.
Osrebrzyły pąsy maków i różowych kąkoli,
chabry, łany zbóż wszelakich.
Łąka o poranku wygląda jak zaczarowana.
Zaklęta w swym magicznym pięknie,
pyszni się różnobarwnymi kolorami
i wabi czarodziejskimi zapachami.
Na łąkę przyleciało głodne ptactwo,
by spijać krople rosy na śniadanie.
W podzięce odśpiewały jej hymn poranny
i ponownie ruszyły na polowanie.
Tym razem celem ich były muszki
na skromne obiadowanie.
Nieco później, pająki i niemrawe larwy,
a kiedy wróciły, po rosie nie zostało śladu.
Poleciały więc nad staw, by ugasić łaknienie.
Potem przysiadły na gałęzi drzewa
i przyłączyły się do koncertu świerszczy,
i ważek polujących nad stawem.
Gdy zmierzch okrył łąkę szarym welonem,
pasikoniki schowały się w zielonej darni.
Rozochocone ptaki umieściły w gniazdach,
a rosa skąpała się w chłodzie księżycowej toni.
Mojej teściowej — Janinie Serdecznej — z dobrym o niej wspomnieniem.
Radom, dnia 01.08.2016 r.Pająk Tkacz
Wśród dużych i małych pająków,
szczególnie jeden zasłynął ze swej gorliwości,
w dzień i w nocy snuł pajęczą sieć intryg,
aż w końcu sam utknął w niej na amen.
I nikt się temu sprzeciwić nie mógł,
bo przy okazji pociągnąłby za sobą innych,
zamiast finezyjnie usnutej koronki,
utkał sieć lepką, która stała się jego pułapką.
Długo misternie tkał nitkę po nitce,
zwabiając do siebie wszelkie robactwo,
a gdy już myślał, że się już nachapał,
sam został pożarty przez swego rywala —
Pająka Tkacza.
Radom, dnia 28.02.2018 r.SOS dla ginących drzew
Wszystko, co dla nas zbędne,
śmieciami nazywamy.
Stare dokumenty, przeczytane gazety,
zapisane zeszyty, stare książki,
jako niepotrzebne rzeczy wyrzucamy!
Podobnie jest z nieświeżą żywnością,
która przez jakiś czas zajmowała miejsce w lodówce.
Przeterminowaną nie da się już jeść,
ani przejeść, bo tyle tego jest!
Więc ją wyrzucamy!
Stare radia, telewizory i różnego rodzaju wizory,
przedawniają się i na ich miejsce w regałach stawiamy,
lub na ścianach zawieszamy, najnowsze ich typy.
A stare już nam nieprzydatne, po prostu wyrzucamy!
I tym sposobem rośnie nam wysypisko,
z naszych skrzętnie uzbieranych śmieci!
Jest już tak wielkie, że przysłania nas samych!
Kiedy ockniemy się, być może będzie już za późno
i dla nas samych i dla ginących drzew!
Więc już teraz wszyscy wołajmy w imieniu drzew: SOS!
Dbajcie o nas, nie wyrywajcie z korzeniami!
Rozkrzewiajcie, byśmy rośli na nowo w siłę!
Bo jesteśmy nie tylko dla waszej ochłody,
ale dla waszych płuc życiodajnym tlenem.
Radom, dnia 02.02.2016 r.Powitanie Jesieni
Ranek wstał z ufnością beztroski jak skowronek,
który usiadł na parapecie mojego okna i jak ja
napawał się radością nowego dnia.
Powiedz mi, czy jesteś szczęśliwy? — zapytałam.
A on głośno zaszczebiotał, zakląskał po swojemu
i sfrunął w błękit przestworza.
Pewnie nie wróci, w końcu tam jego miejsce.
A po chwili ponownie usiadł i jakby odczytując
moje myśli, pokręcił radośnie małym łebkiem,
i zanucił mi swą arię poranną.
W lot zrozumiałam jego oczywiste przesłanie,
postanowiłam pójść do parku na spacer,
podziwiać piękno nadchodzącej jesieni,
i pooddychać świeżym powietrzem.
Na powitanie dnia założyła złocistą pelerynę.
W rude włosy wplątała wieniec z liści dębu,
a w rękach trzymała naręcze kasztanów.
Przesycone wilgocią aleje pachniały Złotą Jesienią,
zbutwiałe liście szeleściły mile pod nogami,
a nić pajęczyny zawieszonej między paprociami,
lśniły w słońcu jak kryształowe korale.
Radom, dnia 30.09.2017 r.Jesienna szaruga
Wiatr za oknem gałęziami głośno targa,
liście z drzew strąca i zaśmieca aleje.
Deszcz kroplami na szybie melancholijne
wiersze pisze i poematy układa.
Nocą w kałużach księżyc przegląda się blady,
zimne gwiazdy odbijają się w tafli jeziora,
a ja rankiem w oknie siadam i stęskniona ciepła,
wypatruję choćby promyka słońca na niebie.
Kapuśniaczek wciąż siąpi cicho i ospale,
wiatr gra na skrzypkach smętne melodie,
aż niebo rozpłakało się z żałości na dobre
i przyoblekło szarym woalem.
Do wtóru dołączyły klaksony taksówek
spóźnionych pieszych, biegnących do pracy.
Opustoszałe ulice rozjaśniają mgliste neony
i światła pędzących aut osobowych.
Echo jesiennej burzy niesie odgłosy
grzmotów z piorunami po szarym niebie.
Ziemia aż trzęsie się w posadach, silny
wiatr wyrywa drzewa z korzeniami.
Jesienna plucha zostawiła na świeżo
zaoranych skibach ziemię rozmokłą,
kałuże na chodnikach, podtopione łąki,
a na szybach mokre pejzaże.
Strugi deszczu jak łzy po szybie spływają,
słychać ostatnie łkania jesiennego wiatru.
Niebo na nowo rozbłyska błękitem i złotem
a świat do życia budzi się z nadzieją.
Radom, dnia 31.09.2017 r.Babie Lato
Wiatr zerwał się jesienny, jeszcze ciepły,
tchnący latem, dojrzałymi jabłkami w sadzie
i słodkim zapachem pyszniącym się w słońcu
dojrzałym winogronem.
Powiał nad parkiem, zdmuchując liście z drzew.
Wyścielał alejki kolorowym kobiercem ciepłych barw.
Wiał jak opętany, jakby w euforii, tańcząc
z liśćmi taniec szalony.
Wydymał parasole, rozrzucał żołędzie i kasztany,
targał liśćmi, które przybrały barwy złotej renety,
szarego brązu konarów starych drzew
i spłowiałej czerwieni.
W konkury przyszło mu Babie Lato,
które najpierw tańczyć poczęło w słońcu,
tworząc esy floresy, różne wygibasy,
jakby chciało się mu w pas pokłonić.
Kiedy nadszedł szary zmierzch, wiatr ustał,
a Babie Lato rozpostarło swe długie pasma
na konarach drzew, jakby chciało się schować
przed chłodem ciemnej nocy.
Nad ranem rosa rozsypała swe szkliste paciorki
na trawie i kwiatach niczym złociste pokłosie.
Babie Lato wplątało w nie nić koronkową
i srebrzyły się teraz jak diamentowe kolie.
Patrząc na te cudeńka natury, zastanawiamy się:
znalazłby się malarz, który namalowałby to piękniej?
Chyba żaden nie ośmieliłby się konkurować
z samym Stwórcą tych dzieł czarownych.
Pora Złotej Jesieni mija powoli, by za rok
znowu powrócić i spełnić swą rolę,
jak wiosna, lato, czy zima,
skłaniając nas do refleksji o przemijaniu.
Trzeba jednak brnąć naprzód, jak każe natura,
snuć przędzę marzeń, realizować swe plany,
nie tak ulotne jak nić babiego lata, lecz takie
które by zostały na zawsze w pamięci innych.
Radom, dnia 03.09.2015 r.Jesień
Przyszła ubrana w kolorowe piórka,
zawoalowana mgiełką babiego lata,
a czasem szarugą jesienną, gdy
w nastroju osobliwym była.
Przepędziła rozleniwione lato,
które zdążyło umościć się wygodnie
w złocistych łanach zbóż,
w konarach drzew zielonych.
Swym czarem rzucała wszędzie uroki
na drzewa i kwiaty, które jak omdlałe
zwiesiły swe przywiędłe głowy,
i przybladły, a na koniec uschły z tęsknoty.
Nawet wystraszone ptaki schowały się
przed nią w uwitych wcześniej gniazdach,
a zwierzęta w podziemnych norach.
Tak była przez nich niemile widziana.
Tylko człowiek się postawił jej okoniem,
zebrał, co zasiał w pocie czoła,
skrzętnie schował swe plony w stodole
i czekał, by odpocząć podczas zimy.
Zła i nieustępliwa, wiatru rzuciła wyzwanie.
Ten nie wysilając się, rozwinął swe skrzydła,
głośno załopotał, aż wszystkie liście opadły
i wyścieliły aleje różnobarwnym dywanem.
Radom, dnia 01.09.2014 r.Zima
Przywiozły ją renifery z dalekiej północy
zaprzężone w piękne sanie.
W białym futrze i białej koronie na głowie,
ozłoconej srebrnymi gwiazdami
wyglądała jak Śnieżna Pani.
Zaledwie rozsiadła się na swym tronie,
wszystko wokół w sopel zamarzało
pod jej złowrogim spojrzeniem.
Każdy przed nią kark zginał w pokorze,
by oddać pokłon śnieżnej królowej.
Bacznie spoglądała z wysoka na swe włości,
czy czasem czegoś nie przeoczyła.
A gdy z ziemi pokazał się choćby krzaczek,
sprawiła, że zawierucha i zamieć
straszna wokoło się rozpętała.
I wszystko, co żyło, zamarzało stojąc.
Nikt nie śmiał się jej sprzeciwiać,
bo na każdego swój urok rzucała
i w słup soli śnieżnej zamieniała.
Taką moc wielką miała ta Śnieżna Pani.
A gdy czas jej panowania mijał,
wtedy największej użyła broni.
Mrozem siarczystym postraszyła
i śniegiem posypała wszystkie zagrody,
że nikt nie śmiał z domu się wychylić.
Aby ją ostatecznie odprawić,
ludzie Marzannę na staw rzucili:
symbol zimy i śmierci.
I na dobre precz przeganiali,
by gdzie indziej poszła się panoszyć.
Odtąd jest mile widziana tylko przez dzieci.
Lepią wtedy bałwana, jeżdżą z górki sankami,
nieco starsi wolą szusować na nartach,
a najstarsi siedzą przy ciepłym przypiecku
i grzeją zmarznięte nogi.
Karolinie — mojej kochanej córce w dniu imienin — Mama
Radom dnia 02.10.2015 r.Zorza i Tęcza
Pozazdrościła Zorza różowej Jutrzence.
Wystroiła się w woal kolorowych muślinów.
Udrapowała zwoje tiuli słonecznych
i zaczęła pląsać po polarnym, zimnym niebie.
Tęcza widząc Jutrzenkę w kolorowej sukni,
najpierw wzięła kąpiel przy wodospadzie
i przy wtórze głośnych piorunów,
w tany obie ruszyły w euforii jak szalone.
Jedna nad białymi graniami gór wysokich,
by noc w dzień zamienić i niebo rozjaśnić.
Druga z kolorowych draperii połączyła
brzegi gór przepastnych i doliny zielone.
Do tej pory hasają, Zorza na dwóch biegunach,
Tęcza, tam, gdzie spływają wodospady.
A kiedy pioruny z błyskawicami wstrząsają górami,
ona tańczy na moście z kolorowych promieni.
Radom, dnia 01.02.2017 r.Zew natury
Słońce rozlało się złocistą poświatą
na skibach świeżo zaoranej ziemi.
Po bruzdach niezdarnie dreptały wrony,
a z lasu dochodził stuk dzięcioła.
Do chóru dołączyła skrzecząca sroka,
a po chwili gawron z kłócącą się wroną.
Wszystkie były tak sobą pochłonięte,
że nie spostrzegły czającego się jastrzębia.
Musiał być bardzo zdesperowany,
skoro polował na chudego gawrona.
Nawet mysz polna schowała się
w norze, a sroka nagle ucichła.
Jastrząb musiał obejść się smakiem,
bo niedoszłe ofiary zauważyły intruza
i schowały się na pobliskim drzewie.
W lesie zapanowała pozorna cisza.
Z pobliskiego gospodarstwa dobiegało
szczekanie psa i muczenie krów z obory.
Gdy w domu zgasły wszystkie światła,
las na nowo zaczął budzić się do życia.
Zew natury wzywał do polowania.
Lis przyczaił się blisko jamy królika,
sowa przycupnęła na pobliskiej gałęzi
i nie spuszczała oczu z mysiej nory.
Wszystkie w bezruchu nasłuchiwały,
każde miało upatrzoną ofiarę na żer.
Musiały uzbroić się tylko w cierpliwość,
i czasem czekać aż do świtu.
Radom, dnia 08.11.2017 r.Ballada o szarym człowieku
Szedł szary człowiek przez życie,
przez trudy, cierpienia i znoje.
Nie jeden raz klepał biedę,
idąc spać o głodzie.
Nigdy jednak nie myślał o sobie,
tylko o swoich bliskich,
matce, braciach i siostrze.
Niejeden raz życie dało mu w kość.
On jednak podnosił się i brnął dalej.
I szedł, nie oglądając się za siebie,
mając przed sobą tylko jeden cel.
Jak wydźwignąć się tej biedy
i stać się wreszcie bogatym!
I choć wyrzucał je z myśli,
wracały do niego uparcie.
Lata mijały, a on ciągle myślał o jednym,
jak stanąć na nogi, jakiego użyć sposobu,
by stać się bogatym!
Marzył o samochodzie dla siebie,
dla matki chciał kupić futro z norek,
a siostrom i bratu, mały domek.
Wtedy on ziściłby swoje pragnienie,
zostałby wreszcie bogatym!
I tak zeszło mu życie na marzeniach.
Nie spostrzegł się nawet,
gdy stanął nad swoim grobem
i spojrzał w otchłań czarną,
która wyciągała do niego już dłonie.
Już miał w nią wpaść,
gdy zobaczył obok grób matki
i przypomniał sobie jej przestrogi:
„Pamiętaj, synu, bez pracy, nie ma kołaczy.”
I wtedy przyszło opamiętanie,
wziął się w garść.
Roziskrzonym okiem spojrzał wokoło
i wtedy zobaczył swoje życie jak na dłoni.
I bez namysłu stwierdził, że nie miał powodu,
aby być z siebie dumnym.
Lecz za późno było już na żale
i nowe postanowienia poprawy.
W obliczu śmierci dopiero zrozumiał,
jakim był niegdyś szczęśliwym człowiekiem!
Że nie warto było uganiać się za czymś,
co nietrwałe i ulotne.
Że bycie szarym człowiekiem, to nie hańba.
Było takie, jak prawie nas wszystkich,
pełne goryczy, ale i zwykłych radości
z drobiazgów prozaicznych złożone.
Usiadł szary człowiek na zwalonej kłodzie
i pomyślał, jak długo przyszło mu żyć,
aby zrozumiał, że nie pogoń za sławą,
ani pieniądze na koncie lecz rodzina i praca,
są istotną miarą wartości człowieka.
Że wcale nie musiał być bogatym,
lecz pracowitym i dobrym.
Wtedy szacunkiem cieszyłby się wśród ludzi.
I miałby miłość, którą tak skrzętnie omijał
i życie lepsze od tego, które przeżył.
Radom, dnia 15.06.2011 r.Jak dawniej to było
Dawniej wszystko było inne, ładniejsze,
a przede wszystkim, solidniejsze.
W butach chodziło się, co najmniej z dziesięć lat.
Za to z szewcem żyło się za pan brat.
Buty ze starszego rodzeństwa na młodsze przechodziły,
bo z dobrze wyprawionej skórki były.
Dzisiaj, jak rok wytrzymają,
nawet się do naprawy potem nie nadają.
Nie wiem, o czym to ma świadczyć,
o braku fachowców w swojej branży,
czy o nadmiernej ludzkiej głupocie.
Nie wiem, jak to się ma naprawdę w istocie.
Wszystko w łeb bierze, biorąc pod uwagę
choćby pory roku, które zmieniają swoją aurę,
bo kto to słyszał, aby latem zimno było,
a w zimie upalnie jak latem?
Wszystko zmienia się na gorsze.
Kiedyś człowiek cieszył się z byle czego,
choć skromniej mu się żyło,
ale weselej i gwarniej było.
Sąsiad sąsiada częściej odwiedzał,
zapytał o zdrowie i jak mu się wiedzie.
Dziś nikt dobrze w klatce nie zna nikogo.
Tyle że w biegu dzień dobry ktoś powie
Albo i to nie!
Starsi ludzie mówią, że nic już ich nie cieszy,
nie pociąga, ani bawi.
Mówią że, chcieliby wrócić do tamtych czasów,
bo nie pasują do realiów dzisiejszego świata.
No bo co ma ich cieszyć?
Dzieci, które nie chcą słuchać ich rad?
Czy nieznośne bóle w stawach
albo łamanie w kościach każdego dnia?
Dziś niektórzy z nich zadowalają się byle czym.
Nie dbają o porę dnia, że obiad spóźniony,
że skarpetki nie z tej nogi i nie w tym kolorze,
że ziemniaki ciut przesolone.
Kiedy tak na ławce siedzą i z sentymentem
wspominają swoje młode lata,
marzy się im sen o minionych latach,
kiedy młodzi byli, piękni i zdrowi.
A na świecie łąki bardziej kolorowe,
świat bez kataklizmów i wojen,
i ludzie szczęśliwsi od tych, co biegli,
choć nie w tę stronę.
Radom, dnia 07.10.2010 r.Modlitwa
Klękam i składam ręce do modlitwy.
Chcę ubrać myśli w proste słowa,
by moja modlitwa trafiła do samego Boga.
I choć żadne z nich nie brzmi słodko,
czuję moc jej ukojenia.
Modlitwa jest dobra na wszystko,
na wewnętrzny spokój, ból, żale,
wszelkie rozterki i zwątpienia,
na każde nasze strapienia.
Módlmy się więc za siebie i innych.
Modlitwa to rozmowa z Panem Bogiem.
Ile jej damy swojej miłości i ufności,
tyle samo poczujemy ulgi i wytchnienia.
Bądźmy więc gorliwi w modlitwie.
Nie szczędźmy jej wiary i czasu.
Módlmy się o każdej porze dnia i nocy.
Nie tylko wtedy, kiedy dopada nas smutek
albo cierpimy w chorobie czy biedzie.
Ale dziękujmy w niej za każdy przeżyty dzień,
za najbliższych, za zdrowie i mądrość.
Modlitwa jest naszym wyznaniem,
co nas gnębi, boli i przytłacza.
Nie wstydźmy się wtedy uronić łez,
prosząc o jakąkolwiek łaskę.
Bo pokora jest najprostszą drogą do Boga.
Niech nie będzie naszą ostatnią nadzieją
lecz prognozą na lepsze, dostatnie dni.
Bo Pan Bóg wysłuchuje naszych błagań.
Prośmy Go więc o łaskę zdrowia, miłość,
na każdy mijający wiek naszego życia.
I za każdym razem sobie powtarzajmy:
Panie nie opuszczaj nas nigdy w potrzebie,
miej nas w opiece i obdarz wszelkimi łaskami,
byśmy nie błądzili po ścieżkach życia,
lecz kiedyś dostąpili łaski ujrzenia Ciebie.
Robertowi — mojemu kochanemu zięciowi z najlepszymi życzeniami
— Mama
Radom, dnia 09.03.2016 r.Prośby do Madonny
Wznoszę w pokorze oczy do ciebie Pani,
proszę o łaskę zdrowia i mądrości,
proszę też o łaskę zrozumienia moich bliźnich
i daru wybaczania moim nieprzyjaciołom.
Cokolwiek robimy, oczekujemy w zamian nagrody,
a ty Pani bezinteresownie obdarzasz nas łaskami.
Karmisz nas chlebem swego Syna, gasisz pragnienie
Jego krwią, lecząc nasze duchowe rany.
Proszę Cię nie zapominaj też o moich bliskich,
i o tych, co w biedzie żyją w zapomnieniu,
nawet gdy nie proszą Cię o nic, daj im dar
radzenia sobie w trudnych chwilach.
Radom, dnia 07.12.2017 r.Panie Mój
Przychodzisz na każde me wezwanie.
Ty jeden wiesz, czego najbardziej pragnę.
Na każdą moją prośbę, na każdy ból,
który szarpie moje trzewia, masz radę.
Ty jeden możesz mnie z niego uleczyć,
bo wiesz najlepiej, co mi dolega.
Pozwalasz mi przywdziać białą szatę,
kiedy zasiadam za twoim stołem.
Jesteś moim Pierwszym Aniołem,
który ma nade mną staranie.
Prowadzisz mnie prostymi ścieżkami.
Oświetlasz drogę swym blaskiem.
Czytasz w moich myślach jak w księdze.
Wszystkie czyny a nawet zwątpienia
należą do ciebie, mój Panie,
Bo ty jesteś duszą mej duszy zbolałej.
Kiedy zasiadam do stołu pańskiego,
Ty jeden wiesz, ile wyrzeczeń mnie
to kosztuje, ile niewypowiedzianych słów,
choć na usta same się cisną.
Milczeniem więc odkupuję moje winy.
Składam je jako dar dla Ciebie w ofierze.
Byś mi wybaczył wszystkie złe myśli
i umacniał mnie w postanowieniach.
Okryj mnie płaszczem przed złem,
przed każdą burzą i zwątpieniem.
Wlej w me serce tyle miłości,
abym mogła dzielić ją z innymi.
Naucz, jak kochać bezdusznych,
jak bez wstrętu podawać rękę choremu,
jak w sercu nie chować do nikogo urazy,
jak kochać czystą miłością bliźniego.
Daj mi więc siłę, moc i wytrwałość,
bym dążyła po śladach Twych stóp
do studni wiedzy bez dna, która
zaspokoi moje każde pragnienie.
Choć często przywołuję Cię w myślach,
Ty nie tracisz cierpliwości i jak dziecku
tłumaczysz i odpowiadasz na me zwątpienia.
Dlatego dziękuję Ci za wszystko, Panie mój.
Radom, dnia 15.11.2017 r.
Jestem nieokiełznana jak wiatr,
bo coś nieustannie mnie gna,
choć myślę, że to pęd metafizyki,
na przekór brnę z nim pod prąd.
Pędzę za nim w pośpiechu przez życie,
choć wiem, że jest szybszy ode mnie.
Dlatego kocham wolność i przestrzeń.
Nie znoszę jak on wszelkich ograniczeń.
Wiem, że go w tym pędzie nie dogonię,
ale sprawia mi przyjemność ten bieg,
gdy czuję podmuch wiatru we włosach
i jego dziką, nieposkromioną naturę.
Wplątuje się w rozwichrzone włosy
i rozczesuje je potem jak tkliwy kochanek.
Nigdy nie jest zmęczony w swym pędzie,
dlatego hula i dmie, gdzie tylko zechce.
Beztrosko wieje nad pustynnymi wydmami,
dopiero w dolinach szuka schronienia.
Jest niefrasobliwy, czasem nawet frywolny
ale kocham go, bo jest jak ja szalony.
Radom, dnia 10.01.2017 r.Jestem taka, jaka jestem
Jestem taka, jaka jestem,
ani młoda, ani stara,
ani piękna, ani za bogata.
po prostu jestem sobą.
Idę w stronę słońca,
gnam z pędem wiatru.
Gonię w locie marzenia,
sięgając wysokich gwiazd.
Każdą chwilę zamykam
w kokonie pajęczej sieci,
z której tkam białą szatę,
którą wdziewam od święta.
Wiem, że mam jedno życie
i serce, które na przekór
kocha wszystkich bez umiaru,
i Anioła, który czuwa nade mną.
Jestem na wskroś romantyczna,
czasem zupełnie zwariowana,
innym razem pragmatyczna,
ale zawsze jestem sobą.
Radom, dnia 18.05.2017 r.Drzewo
Dzisiaj przez chwilę byłam starym drzewem.
Chropowata szorstkość kory raniła moje dłonie.
Konary niczym szczudła wyciągały ramiona
i obejmowały mnie, szeleszcząc zeschłymi liśćmi.
Czułam jednak płynące w nim soki życiodajne
i ciepło bijące z środka drewnianego pnia.
Lekki wiatr rozwiewał wokoło różne wonie:
leniwie płynącej rzeki, grzybów, mchów i traw.
Słońce oświetlało czubki wysokich drzew,
skrzyło się na tafli lekko falującej wody,
rozświetlało pożółkłe liście złotą poświatą,
i barwiło wysokie trawy słomianym kolorem.
Przez chwilę byłam drzewem, wysoką topolą.
Słyszałam jak śpiewają w jej konarach ptaki,
ważki przelatywały nad wąską strugą wody,
i spijały wodę z pożółkłych liści nenufarów.
Radom, dnia 18.10.2017 r.Biedronka
Na skraju wsi stoi chata pochylona nisko do ziemi,
ogrodzona drewnianym płotem, w otoczeniu malw.
Pod oknem na zydlu usiadła staruszka.
Siedzi, rozgląda się wokoło i myśli zadumana:
Dokąd prowadzi ta wąska ścieżka?
Albo te pierzaste chmurki na niebie?
Albo, co robi ta mała biedronka na liściu dziewanny?
Beztroską ciszę przerywa wiatr głośnym łopotem,
jak skrzydła motyla lub anioła w locie:
— To dla ciebie człowiecze — szepcze głośniej.
— To całe piękno złotej, polskiej jesieni,
szelest liści pod nogami i sznur odlatujących gęsi,
i oddech ciepłej jeszcze ziemi, daję tobie, człowiecze!
Ciesz się więc tą chwilą! — słyszy z oddali.
Siedzi staruszka na ławie i już nie duma,
ale dziękuje Bogu, że może oglądać te cudeńka,
ciesząc się z przynależności do Matki Ziemi,
jak ta mała, niepozorna biedronka.
Radom, dnia 01.07.2013 r.Wiosna
Przychodzi ubrana na zielono.
Ciekawe, dlaczego nie na różowo lub fioletowo?
Ale i tak wygląda pięknie rozśpiewana
na zielonych łąkach bocianim klekotem,
a w stawach żabim rechotem.
Próbuje nastrajać nas kolorowo,
choć nam po zimie wcale nie jest wesoło.
Mimo że z ramion ściągamy ciepłe kapoty
i w wiosennym grzejemy się w słońcu,
z utęsknieniem czekamy na skwar lata gorący.
Nawet widok rozkwitłych pierwiosnków,
kwitnących w sadach jabłoni
nie ostudzi w nas tęsknoty
za widokami złocistych łanów,
czerwonych maków i kąkoli.
Wiosna jest więc oczekiwaniem,
nie tylko na ciepło lecz także na zmiany,
na rodzące się w nas nadzieje,
na pokładane uczucia i nowe plany.
Radom, dnia 01.04. 2008 r.Kłótnia kwiatów
Kto jest z nas najpiękniejszy? — zapytał Irys,
który stał wyprostowany na ogrodowej rabacie
jak żandarm w błękitnym mundurku.
Obok stały jego siostry w żółtych sukienkach.
— Oczywiście, że ja — odparła Róża z przekąsem,
wydymając pąsowe usta w grymasie.
— Jak śmie ktoś w to wątpić? — dodała z sarkazmem
i wypięła dumnie pełną pierś.
— Nie byłbym tego taki pewny — odparł Jaśmin
i zaszeleścił listkami, aż posypały się z niego
białe kwiatki, wyścielając zielony trawnik.
— Każdy z nas ma niepowtarzalny zapach.
— Jaśmin ma rację — poparł go liliowy Bez.
— Sam miałbym kłopot z wyborem —
i zerknął na kolorowe tulipany, a po chwili
na różowe Floksy i białe Piwonie.
— My jesteśmy najpiękniejsze! — krzyknęły
biało różowe Niezapominajki i roześmiały
się wesoło, tuląc do siebie, a zaraz do nich
przyłączyły się wdzięczne, fioletowe Fiołki.
Jaśmin z Bzem rzuciły im pobłażliwe uśmiechy,
pełne ciepłego zrozumienia istoty rzeczy.
— Macie rację, choć rośniecie tuż przy ziemi,
macie swój nieodparty wdzięk i czar.
— No więc, który z nas jest najpiękniejszy?
— zapytał skromnie pomarańczowy Nagietek
— i spojrzał na wdzięczącą się do niego Nasturcję.
— No, kto? — dopytywał natarczywie.
— Poprośmy o werdykt Asię — zdecydował Irys.
Dziewczynka zajmowała się sama ogródkiem.
— Wszystkie jesteście cudne, a wasze zapachy
roznoszą piękną woń! — oznajmiła promiennie.
A kwiaty na tę wdzięczną i głośną owację,
skłoniły nisko głowy z podziękowaniem,
rozsypując wokoło złotym pyłem, wabiąc
tym sposobem roztańczone pszczoły.
Radom, dnia 19.02.2018 r.Przywitanie wiosny
Nadeszła po mroźnej zimie z ociąganiem,
jakby nie było jej spieszno do świata i ludzi.
Ubrana w kolorowe muśliny z kwiatami we włosach,
strojna i wyniosła, uśmiechała się, jakby chciała
przeprosić za swe niezdecydowanie.
Najpierw swą czarodziejską różdżką rzuciła czar na drzewa,
które pod jej ciepłem się zazieleniły i białym kwieciem oprószyły.
Potem swój czar rzuciła na podwórka, lasy i bezdrożne pola.
Potem rozkazała młodym ptakom z gniazd wynosić się,
by rozpostarły skrzydła i latać się uczyły.
Potem wiatru rzuciła wyzwanie, by umilkł i schował się w komorze.
Słoneczku zaś przykazała grzać mocniej, by ziemia wreszcie odżyła,
a ludzie na dobre rozbudzili się z zimowej drzemki.
Ptaki lecące w przestworzach krzyczały:
Wiosna wreszcie nadeszła!
I zawtórowało im wszelkie stworzenie: to dzikie i to hodowlane,
które nadziwić się nie mogło, że wreszcie pozwolono im
wyjść z obory i z gąszczu dzikich chaszczy.
Do nich dołączyło ptactwo domowe.
Indor wypiął swą pierś cherlawą i zagulgotał do koguta:
Wiosna przyszła, panie bracie!
Na to kogut zapiał, zwołując czeladź podwórzową:
Niech się wszyscy przebudzą, nie czas na leniuchowanie!
Czas Wiosnę przywitać należycie!
I z pobliskiego stawu kaczki i gęsi przywołał:
Nie pora na chlapanie w tej sadzawce!
Gęsi z gąsiątkami, kaczki z kaczątkami,
posłusznie podreptały na środek podwórka.
I tak jak stały, wszystkie zawołały jednym chórem:
Witaj, nam Wiosno kochana!
Pies podwórzowy nie chciał być od nich gorszy,
zaszczekał na kota, który wygrzewał się przy piecu
i razem dołączyli do podwórzowej ferajny.
Koń nie chciał być też ostatni i zarżał radośnie,
aż świnie obudziły się z porannej drzemki,
ciekawe harmideru wyjrzały z chlewika
i zakwiczały naburmuszone:
kto nam przeszkadza w leżakowaniu?
— Wychodźcie natychmiast! — zawołali wszyscy.
— Czas witać Wiosnę, a nie gnuśnieć na słomie!
— zrugał ich pies podwórzowy i dał znak kogutowi.
Niech żyje nam Wiosna! — krzyknęli wszyscy wesoło.
Niech żyje Wiosna! — zawtórowało ptactwo w przestworzach.
A Wiosna tylko się do nich uśmiechała
i w podzięce tych hołdów złotym pyłem posypała.
I rozbłysły żółtymi mleczami zielone łąki,
przybrzeżne rowy błękitnymi bławatkami,
a lasy białymi przebiśniegami.
Radom, dnia 01.04.2015 r.Wspomnienie o wiośnie
Jeszcze zima na dobre nie odeszła,
a ja już myślę o przedwiośniu,
o kwitnących w sadach jabłoniach,
o żółtych mleczach na łące.
O białych obłokach na niebie
i o pierwszym dniu wiosny,
kiedy przynosiłeś mi kwiaty:
błękitne hiacynty lub frezje.
Dziś zostały mi tylko wspomnienia
i żal z tęsknotą pomieszany,
że nie wrócą już tamte dni,
przepełnione żarliwym kochaniem.
Został mi tylko po nich gliniany dzban,
w którym stoją zasuszone kwiaty,
wypłowiałe nieco i bez zapachu,
jak odległe po frezjach wspomnienie.
I nic już nie jest takie jak dawniej,
ani ty, ani ja, ani odległe wspomnienie.
Tylko nadejście wiosny przypominać
mi będzie, jak było nam kiedyś dobrze.
Radom, dnia 16.01.2017 r.Jarzębina
Stoi przy drodze jarzębina,
wystrojona w czerwone korale.
Wiatr jej liśćmi targa,
jakby przygrywał jej do walca.
Przysiadł na jej gałęzi szpak:
cóżeś pani taka nie w sosie,
zapytał wesołym tonem.
Bom samotna, drogi panie.
Wiatr słysząc tę skargę żałosną,
powiał więc jeszcze mocniej,
aż jarzębina cała się zatrzęsła
i zgubiła wszystkie korale.
Teraz masz powód do płaczu.
Wiatr porwał ci suknię zieloną
i zerwał czerwone korale,
rzekł jej szpak roztropnie.
Cóż ja teraz biedna pocznę?
Nie umiałam być wdzięczna,
Matce Naturze i wybrzydzałam.
Kto mnie taką gołą zechce?
Radom, dnia 09.09.2017 r.Lato
Nadeszło po wiosennym zmaganiu
jeszcze rozleniwione i ospałe.
Po przekwitnięciu pierwiosnków
zmiotło z drzew kwiaty jabłoni
i utworzyło kolorowy kobierzec
z płatków bzu, jaśminu i piwonii.
Gdy słoneczko wzeszło nieco wyżej,
przebudziło się na dobre,
i zaczęło taniec szalony z wiatrem.
Najpierw w sadach, potem na łąkach,
a na końcu na polach hasać poczęło,
wznosząc się nad łanami zbóż.
Wplotło w ich złociste warkocze jak wstęgi
czerwone maki i niebieskie chabry.
Kąkolem chciało upiększyć ich złociste kosy
i trochę nimi potarmosiło.
W snopki je potem powiązawszy,
na ogołoconym ustawiło ściernisku.
Chcąc wypocząć, schowało się
w konarach drzew zielonych
i przysnęło snem twardym.
A gdy wiatr je stamtąd wypłoszył,
pognało znowu nad polami,
nad graniami gór wysokich.
Tam nieco się ochłodziło
i całkiem opamiętało,
że czas jego mijał powoli.
Jeszcze zdążyło rozpostrzeć swą szatę
i jak motyl przysiadło nad kartofliskiem,
by się ogrzać przy nim nieco.
Bez umiaru rozpasione do syta
postanowiło poczekać na starszą siostrę.
Skryło się więc w opasłej stodole
i znowu zdrzemnęło rozleniwione.
I spało, póki go wiatr stamtąd nie przegnał
wraz z jego siostrą — Jesienią.
Radom, dnia 22.02.2015 r.Jaśnie Pani Jesień
Pani Jesień przyszła ubrana w kolorowe szaty,
w wianku z czerwonej jarzębiny na głowie.
Płomienne włosy ozdobiła zielonymi liśćmi dębu,
gdzieniegdzie wpięła sobie żołędzie i kasztany.
— Jaśnie pani, jesteś z każdym rokiem piękniejsza!
— westchnął wiatr i szarmancko skłonił się przed nią,
zamiatając po ziemi kapeluszem, aż wszystkie liście
z drzew opadły, tworząc kolorowy kobierzec barw.
— Zechcesz ze mną zatańczyć, pani? — zapytał.
Jesień z frywolnym uśmiechem na pięknej twarzy,
chwyciła za poły jego płaszcza i ruszyli w tany.
Deszcz przygrywał im do walca i mazura.
Zanim się spostrzegli, nadeszła jej siostra Zima.
Patrzyła na nich z politowaniem i kiwała tylko głową.
Wiatr widząc zmieszaną Jesień, skłonił się szarmancko
w głębokim ukłonie, powiał i tyle go widziały.
— Nie wstyd ci siostro? Spójrz na swoje szaty:
całe w łachmanach, a ludzie wciąż na ciebie czekają.
Nie możesz ich zawieźć. Twój czas jeszcze nie minął,
Złota Polska Jesień dopiero się zaczyna.
Zima odjechała ze swoim orszakiem białymi saniami,
a Jesień włożyła swą najpiękniejszą szatę, utkaną
z białych mgieł, obramowaną leśnym mchem i złotymi
promieniami słońca, z paciorkami kropel rosy.
Na głowę włożyła koronę z liści dębu i jarzębiny.
W rękach trzymała motek babiego lata, z którego
tkała swój przezroczysty welon, aby móc ponownie
przypodobać się Wiatrowi, gdy znowu ruszą w tany.
Weszła między ogrody i sady, potem rzuciła czar
na parkowe aleje, które pod jej wpływem zmieniły
swe barwy i odcienie, z zielonych na bordowe,
brunatne i czerwone, a na końcu obsypała je złotem.
Radom, dnia 01.10.2017 r.Wieś o poranku
Poranek wstał rześki, lekko zamglony.
Z kurnika wygramolił się kogut,
za nim podreptały kury z kurczętami.
Z obory wyszły krowy, powłócząc nogami
a przy ich boku rozochocone cielęta.
Pierwszy zapiał kogut, oznajmiając
wszystkim nowy dzień pracy.
Za nim rozgdakały się kury, a po nich
rozległ się kwik świnek z chlewika,
ze stajni zawtórował im kasztanek.
Łąka wabiła ich szklistą rosą, która lśniła
w słońcu i zachęcała na soczysty wypas.
Gospodarz szedł za nimi jeszcze osowiały,
po wczorajszej zwózce siana z pola.
Spieszył się, bo miała nadejść burza.
Na dobre rozpętała się w nocy, wiatr
zerwał się porywisty, ciągnąc za sobą
pozostawione stogi siana, rozrzucając je
po całej łące, która poddała się naturze.
Grzmoty z piorunami przeszywały niebo.
Burza trwała aż do rana, siejąc strach.
W oknach ludzie stawiali święte obrazy.
Dzieci zagrzebywały się w pierzynach,
a matki odmawiały cicho różaniec.
Nikt nie śmiał nosa wyściubiać z chałupy.
Dopiero rankiem odgłosy zwierząt dodały
ludziom odwagi i zachęciły do pracy.
A gdy słoneczko wzeszło nieco wyżej,
skowronek wzbił się w przestworza,
wyśpiewując radośnie na powitanie dnia.
Radom, dnia 02.12.2017 r.Rosa
Krople rosy jak diamentowe kolie
ozdobiły łąkę pełną kwiatów, traw zielonych.
Rozłożyły się migoczącym wachlarzem,
by obeschnąć po nocnym chłodzie.
Wczesnym rankiem drżały jeszcze z zimna,
zapragnęły wznieść się wysoko ponad ziemią,
by upajać się w słonecznym pyle, w cieple
błękitnego nieba.
Krople rosy utkały srebrzysty dywan,
na żółtych kaczeńcach i mleczach.
Osrebrzyły pąsy maków i różowych kąkoli,
chabry, łany zbóż wszelakich.
Łąka o poranku wygląda jak zaczarowana.
Zaklęta w swym magicznym pięknie,
pyszni się różnobarwnymi kolorami
i wabi czarodziejskimi zapachami.
Na łąkę przyleciało głodne ptactwo,
by spijać krople rosy na śniadanie.
W podzięce odśpiewały jej hymn poranny
i ponownie ruszyły na polowanie.
Tym razem celem ich były muszki
na skromne obiadowanie.
Nieco później, pająki i niemrawe larwy,
a kiedy wróciły, po rosie nie zostało śladu.
Poleciały więc nad staw, by ugasić łaknienie.
Potem przysiadły na gałęzi drzewa
i przyłączyły się do koncertu świerszczy,
i ważek polujących nad stawem.
Gdy zmierzch okrył łąkę szarym welonem,
pasikoniki schowały się w zielonej darni.
Rozochocone ptaki umieściły w gniazdach,
a rosa skąpała się w chłodzie księżycowej toni.
Mojej teściowej — Janinie Serdecznej — z dobrym o niej wspomnieniem.
Radom, dnia 01.08.2016 r.Pająk Tkacz
Wśród dużych i małych pająków,
szczególnie jeden zasłynął ze swej gorliwości,
w dzień i w nocy snuł pajęczą sieć intryg,
aż w końcu sam utknął w niej na amen.
I nikt się temu sprzeciwić nie mógł,
bo przy okazji pociągnąłby za sobą innych,
zamiast finezyjnie usnutej koronki,
utkał sieć lepką, która stała się jego pułapką.
Długo misternie tkał nitkę po nitce,
zwabiając do siebie wszelkie robactwo,
a gdy już myślał, że się już nachapał,
sam został pożarty przez swego rywala —
Pająka Tkacza.
Radom, dnia 28.02.2018 r.SOS dla ginących drzew
Wszystko, co dla nas zbędne,
śmieciami nazywamy.
Stare dokumenty, przeczytane gazety,
zapisane zeszyty, stare książki,
jako niepotrzebne rzeczy wyrzucamy!
Podobnie jest z nieświeżą żywnością,
która przez jakiś czas zajmowała miejsce w lodówce.
Przeterminowaną nie da się już jeść,
ani przejeść, bo tyle tego jest!
Więc ją wyrzucamy!
Stare radia, telewizory i różnego rodzaju wizory,
przedawniają się i na ich miejsce w regałach stawiamy,
lub na ścianach zawieszamy, najnowsze ich typy.
A stare już nam nieprzydatne, po prostu wyrzucamy!
I tym sposobem rośnie nam wysypisko,
z naszych skrzętnie uzbieranych śmieci!
Jest już tak wielkie, że przysłania nas samych!
Kiedy ockniemy się, być może będzie już za późno
i dla nas samych i dla ginących drzew!
Więc już teraz wszyscy wołajmy w imieniu drzew: SOS!
Dbajcie o nas, nie wyrywajcie z korzeniami!
Rozkrzewiajcie, byśmy rośli na nowo w siłę!
Bo jesteśmy nie tylko dla waszej ochłody,
ale dla waszych płuc życiodajnym tlenem.
Radom, dnia 02.02.2016 r.Powitanie Jesieni
Ranek wstał z ufnością beztroski jak skowronek,
który usiadł na parapecie mojego okna i jak ja
napawał się radością nowego dnia.
Powiedz mi, czy jesteś szczęśliwy? — zapytałam.
A on głośno zaszczebiotał, zakląskał po swojemu
i sfrunął w błękit przestworza.
Pewnie nie wróci, w końcu tam jego miejsce.
A po chwili ponownie usiadł i jakby odczytując
moje myśli, pokręcił radośnie małym łebkiem,
i zanucił mi swą arię poranną.
W lot zrozumiałam jego oczywiste przesłanie,
postanowiłam pójść do parku na spacer,
podziwiać piękno nadchodzącej jesieni,
i pooddychać świeżym powietrzem.
Na powitanie dnia założyła złocistą pelerynę.
W rude włosy wplątała wieniec z liści dębu,
a w rękach trzymała naręcze kasztanów.
Przesycone wilgocią aleje pachniały Złotą Jesienią,
zbutwiałe liście szeleściły mile pod nogami,
a nić pajęczyny zawieszonej między paprociami,
lśniły w słońcu jak kryształowe korale.
Radom, dnia 30.09.2017 r.Jesienna szaruga
Wiatr za oknem gałęziami głośno targa,
liście z drzew strąca i zaśmieca aleje.
Deszcz kroplami na szybie melancholijne
wiersze pisze i poematy układa.
Nocą w kałużach księżyc przegląda się blady,
zimne gwiazdy odbijają się w tafli jeziora,
a ja rankiem w oknie siadam i stęskniona ciepła,
wypatruję choćby promyka słońca na niebie.
Kapuśniaczek wciąż siąpi cicho i ospale,
wiatr gra na skrzypkach smętne melodie,
aż niebo rozpłakało się z żałości na dobre
i przyoblekło szarym woalem.
Do wtóru dołączyły klaksony taksówek
spóźnionych pieszych, biegnących do pracy.
Opustoszałe ulice rozjaśniają mgliste neony
i światła pędzących aut osobowych.
Echo jesiennej burzy niesie odgłosy
grzmotów z piorunami po szarym niebie.
Ziemia aż trzęsie się w posadach, silny
wiatr wyrywa drzewa z korzeniami.
Jesienna plucha zostawiła na świeżo
zaoranych skibach ziemię rozmokłą,
kałuże na chodnikach, podtopione łąki,
a na szybach mokre pejzaże.
Strugi deszczu jak łzy po szybie spływają,
słychać ostatnie łkania jesiennego wiatru.
Niebo na nowo rozbłyska błękitem i złotem
a świat do życia budzi się z nadzieją.
Radom, dnia 31.09.2017 r.Babie Lato
Wiatr zerwał się jesienny, jeszcze ciepły,
tchnący latem, dojrzałymi jabłkami w sadzie
i słodkim zapachem pyszniącym się w słońcu
dojrzałym winogronem.
Powiał nad parkiem, zdmuchując liście z drzew.
Wyścielał alejki kolorowym kobiercem ciepłych barw.
Wiał jak opętany, jakby w euforii, tańcząc
z liśćmi taniec szalony.
Wydymał parasole, rozrzucał żołędzie i kasztany,
targał liśćmi, które przybrały barwy złotej renety,
szarego brązu konarów starych drzew
i spłowiałej czerwieni.
W konkury przyszło mu Babie Lato,
które najpierw tańczyć poczęło w słońcu,
tworząc esy floresy, różne wygibasy,
jakby chciało się mu w pas pokłonić.
Kiedy nadszedł szary zmierzch, wiatr ustał,
a Babie Lato rozpostarło swe długie pasma
na konarach drzew, jakby chciało się schować
przed chłodem ciemnej nocy.
Nad ranem rosa rozsypała swe szkliste paciorki
na trawie i kwiatach niczym złociste pokłosie.
Babie Lato wplątało w nie nić koronkową
i srebrzyły się teraz jak diamentowe kolie.
Patrząc na te cudeńka natury, zastanawiamy się:
znalazłby się malarz, który namalowałby to piękniej?
Chyba żaden nie ośmieliłby się konkurować
z samym Stwórcą tych dzieł czarownych.
Pora Złotej Jesieni mija powoli, by za rok
znowu powrócić i spełnić swą rolę,
jak wiosna, lato, czy zima,
skłaniając nas do refleksji o przemijaniu.
Trzeba jednak brnąć naprzód, jak każe natura,
snuć przędzę marzeń, realizować swe plany,
nie tak ulotne jak nić babiego lata, lecz takie
które by zostały na zawsze w pamięci innych.
Radom, dnia 03.09.2015 r.Jesień
Przyszła ubrana w kolorowe piórka,
zawoalowana mgiełką babiego lata,
a czasem szarugą jesienną, gdy
w nastroju osobliwym była.
Przepędziła rozleniwione lato,
które zdążyło umościć się wygodnie
w złocistych łanach zbóż,
w konarach drzew zielonych.
Swym czarem rzucała wszędzie uroki
na drzewa i kwiaty, które jak omdlałe
zwiesiły swe przywiędłe głowy,
i przybladły, a na koniec uschły z tęsknoty.
Nawet wystraszone ptaki schowały się
przed nią w uwitych wcześniej gniazdach,
a zwierzęta w podziemnych norach.
Tak była przez nich niemile widziana.
Tylko człowiek się postawił jej okoniem,
zebrał, co zasiał w pocie czoła,
skrzętnie schował swe plony w stodole
i czekał, by odpocząć podczas zimy.
Zła i nieustępliwa, wiatru rzuciła wyzwanie.
Ten nie wysilając się, rozwinął swe skrzydła,
głośno załopotał, aż wszystkie liście opadły
i wyścieliły aleje różnobarwnym dywanem.
Radom, dnia 01.09.2014 r.Zima
Przywiozły ją renifery z dalekiej północy
zaprzężone w piękne sanie.
W białym futrze i białej koronie na głowie,
ozłoconej srebrnymi gwiazdami
wyglądała jak Śnieżna Pani.
Zaledwie rozsiadła się na swym tronie,
wszystko wokół w sopel zamarzało
pod jej złowrogim spojrzeniem.
Każdy przed nią kark zginał w pokorze,
by oddać pokłon śnieżnej królowej.
Bacznie spoglądała z wysoka na swe włości,
czy czasem czegoś nie przeoczyła.
A gdy z ziemi pokazał się choćby krzaczek,
sprawiła, że zawierucha i zamieć
straszna wokoło się rozpętała.
I wszystko, co żyło, zamarzało stojąc.
Nikt nie śmiał się jej sprzeciwiać,
bo na każdego swój urok rzucała
i w słup soli śnieżnej zamieniała.
Taką moc wielką miała ta Śnieżna Pani.
A gdy czas jej panowania mijał,
wtedy największej użyła broni.
Mrozem siarczystym postraszyła
i śniegiem posypała wszystkie zagrody,
że nikt nie śmiał z domu się wychylić.
Aby ją ostatecznie odprawić,
ludzie Marzannę na staw rzucili:
symbol zimy i śmierci.
I na dobre precz przeganiali,
by gdzie indziej poszła się panoszyć.
Odtąd jest mile widziana tylko przez dzieci.
Lepią wtedy bałwana, jeżdżą z górki sankami,
nieco starsi wolą szusować na nartach,
a najstarsi siedzą przy ciepłym przypiecku
i grzeją zmarznięte nogi.
Karolinie — mojej kochanej córce w dniu imienin — Mama
Radom dnia 02.10.2015 r.Zorza i Tęcza
Pozazdrościła Zorza różowej Jutrzence.
Wystroiła się w woal kolorowych muślinów.
Udrapowała zwoje tiuli słonecznych
i zaczęła pląsać po polarnym, zimnym niebie.
Tęcza widząc Jutrzenkę w kolorowej sukni,
najpierw wzięła kąpiel przy wodospadzie
i przy wtórze głośnych piorunów,
w tany obie ruszyły w euforii jak szalone.
Jedna nad białymi graniami gór wysokich,
by noc w dzień zamienić i niebo rozjaśnić.
Druga z kolorowych draperii połączyła
brzegi gór przepastnych i doliny zielone.
Do tej pory hasają, Zorza na dwóch biegunach,
Tęcza, tam, gdzie spływają wodospady.
A kiedy pioruny z błyskawicami wstrząsają górami,
ona tańczy na moście z kolorowych promieni.
Radom, dnia 01.02.2017 r.Zew natury
Słońce rozlało się złocistą poświatą
na skibach świeżo zaoranej ziemi.
Po bruzdach niezdarnie dreptały wrony,
a z lasu dochodził stuk dzięcioła.
Do chóru dołączyła skrzecząca sroka,
a po chwili gawron z kłócącą się wroną.
Wszystkie były tak sobą pochłonięte,
że nie spostrzegły czającego się jastrzębia.
Musiał być bardzo zdesperowany,
skoro polował na chudego gawrona.
Nawet mysz polna schowała się
w norze, a sroka nagle ucichła.
Jastrząb musiał obejść się smakiem,
bo niedoszłe ofiary zauważyły intruza
i schowały się na pobliskim drzewie.
W lesie zapanowała pozorna cisza.
Z pobliskiego gospodarstwa dobiegało
szczekanie psa i muczenie krów z obory.
Gdy w domu zgasły wszystkie światła,
las na nowo zaczął budzić się do życia.
Zew natury wzywał do polowania.
Lis przyczaił się blisko jamy królika,
sowa przycupnęła na pobliskiej gałęzi
i nie spuszczała oczu z mysiej nory.
Wszystkie w bezruchu nasłuchiwały,
każde miało upatrzoną ofiarę na żer.
Musiały uzbroić się tylko w cierpliwość,
i czasem czekać aż do świtu.
Radom, dnia 08.11.2017 r.Ballada o szarym człowieku
Szedł szary człowiek przez życie,
przez trudy, cierpienia i znoje.
Nie jeden raz klepał biedę,
idąc spać o głodzie.
Nigdy jednak nie myślał o sobie,
tylko o swoich bliskich,
matce, braciach i siostrze.
Niejeden raz życie dało mu w kość.
On jednak podnosił się i brnął dalej.
I szedł, nie oglądając się za siebie,
mając przed sobą tylko jeden cel.
Jak wydźwignąć się tej biedy
i stać się wreszcie bogatym!
I choć wyrzucał je z myśli,
wracały do niego uparcie.
Lata mijały, a on ciągle myślał o jednym,
jak stanąć na nogi, jakiego użyć sposobu,
by stać się bogatym!
Marzył o samochodzie dla siebie,
dla matki chciał kupić futro z norek,
a siostrom i bratu, mały domek.
Wtedy on ziściłby swoje pragnienie,
zostałby wreszcie bogatym!
I tak zeszło mu życie na marzeniach.
Nie spostrzegł się nawet,
gdy stanął nad swoim grobem
i spojrzał w otchłań czarną,
która wyciągała do niego już dłonie.
Już miał w nią wpaść,
gdy zobaczył obok grób matki
i przypomniał sobie jej przestrogi:
„Pamiętaj, synu, bez pracy, nie ma kołaczy.”
I wtedy przyszło opamiętanie,
wziął się w garść.
Roziskrzonym okiem spojrzał wokoło
i wtedy zobaczył swoje życie jak na dłoni.
I bez namysłu stwierdził, że nie miał powodu,
aby być z siebie dumnym.
Lecz za późno było już na żale
i nowe postanowienia poprawy.
W obliczu śmierci dopiero zrozumiał,
jakim był niegdyś szczęśliwym człowiekiem!
Że nie warto było uganiać się za czymś,
co nietrwałe i ulotne.
Że bycie szarym człowiekiem, to nie hańba.
Było takie, jak prawie nas wszystkich,
pełne goryczy, ale i zwykłych radości
z drobiazgów prozaicznych złożone.
Usiadł szary człowiek na zwalonej kłodzie
i pomyślał, jak długo przyszło mu żyć,
aby zrozumiał, że nie pogoń za sławą,
ani pieniądze na koncie lecz rodzina i praca,
są istotną miarą wartości człowieka.
Że wcale nie musiał być bogatym,
lecz pracowitym i dobrym.
Wtedy szacunkiem cieszyłby się wśród ludzi.
I miałby miłość, którą tak skrzętnie omijał
i życie lepsze od tego, które przeżył.
Radom, dnia 15.06.2011 r.Jak dawniej to było
Dawniej wszystko było inne, ładniejsze,
a przede wszystkim, solidniejsze.
W butach chodziło się, co najmniej z dziesięć lat.
Za to z szewcem żyło się za pan brat.
Buty ze starszego rodzeństwa na młodsze przechodziły,
bo z dobrze wyprawionej skórki były.
Dzisiaj, jak rok wytrzymają,
nawet się do naprawy potem nie nadają.
Nie wiem, o czym to ma świadczyć,
o braku fachowców w swojej branży,
czy o nadmiernej ludzkiej głupocie.
Nie wiem, jak to się ma naprawdę w istocie.
Wszystko w łeb bierze, biorąc pod uwagę
choćby pory roku, które zmieniają swoją aurę,
bo kto to słyszał, aby latem zimno było,
a w zimie upalnie jak latem?
Wszystko zmienia się na gorsze.
Kiedyś człowiek cieszył się z byle czego,
choć skromniej mu się żyło,
ale weselej i gwarniej było.
Sąsiad sąsiada częściej odwiedzał,
zapytał o zdrowie i jak mu się wiedzie.
Dziś nikt dobrze w klatce nie zna nikogo.
Tyle że w biegu dzień dobry ktoś powie
Albo i to nie!
Starsi ludzie mówią, że nic już ich nie cieszy,
nie pociąga, ani bawi.
Mówią że, chcieliby wrócić do tamtych czasów,
bo nie pasują do realiów dzisiejszego świata.
No bo co ma ich cieszyć?
Dzieci, które nie chcą słuchać ich rad?
Czy nieznośne bóle w stawach
albo łamanie w kościach każdego dnia?
Dziś niektórzy z nich zadowalają się byle czym.
Nie dbają o porę dnia, że obiad spóźniony,
że skarpetki nie z tej nogi i nie w tym kolorze,
że ziemniaki ciut przesolone.
Kiedy tak na ławce siedzą i z sentymentem
wspominają swoje młode lata,
marzy się im sen o minionych latach,
kiedy młodzi byli, piękni i zdrowi.
A na świecie łąki bardziej kolorowe,
świat bez kataklizmów i wojen,
i ludzie szczęśliwsi od tych, co biegli,
choć nie w tę stronę.
Radom, dnia 07.10.2010 r.Modlitwa
Klękam i składam ręce do modlitwy.
Chcę ubrać myśli w proste słowa,
by moja modlitwa trafiła do samego Boga.
I choć żadne z nich nie brzmi słodko,
czuję moc jej ukojenia.
Modlitwa jest dobra na wszystko,
na wewnętrzny spokój, ból, żale,
wszelkie rozterki i zwątpienia,
na każde nasze strapienia.
Módlmy się więc za siebie i innych.
Modlitwa to rozmowa z Panem Bogiem.
Ile jej damy swojej miłości i ufności,
tyle samo poczujemy ulgi i wytchnienia.
Bądźmy więc gorliwi w modlitwie.
Nie szczędźmy jej wiary i czasu.
Módlmy się o każdej porze dnia i nocy.
Nie tylko wtedy, kiedy dopada nas smutek
albo cierpimy w chorobie czy biedzie.
Ale dziękujmy w niej za każdy przeżyty dzień,
za najbliższych, za zdrowie i mądrość.
Modlitwa jest naszym wyznaniem,
co nas gnębi, boli i przytłacza.
Nie wstydźmy się wtedy uronić łez,
prosząc o jakąkolwiek łaskę.
Bo pokora jest najprostszą drogą do Boga.
Niech nie będzie naszą ostatnią nadzieją
lecz prognozą na lepsze, dostatnie dni.
Bo Pan Bóg wysłuchuje naszych błagań.
Prośmy Go więc o łaskę zdrowia, miłość,
na każdy mijający wiek naszego życia.
I za każdym razem sobie powtarzajmy:
Panie nie opuszczaj nas nigdy w potrzebie,
miej nas w opiece i obdarz wszelkimi łaskami,
byśmy nie błądzili po ścieżkach życia,
lecz kiedyś dostąpili łaski ujrzenia Ciebie.
Robertowi — mojemu kochanemu zięciowi z najlepszymi życzeniami
— Mama
Radom, dnia 09.03.2016 r.Prośby do Madonny
Wznoszę w pokorze oczy do ciebie Pani,
proszę o łaskę zdrowia i mądrości,
proszę też o łaskę zrozumienia moich bliźnich
i daru wybaczania moim nieprzyjaciołom.
Cokolwiek robimy, oczekujemy w zamian nagrody,
a ty Pani bezinteresownie obdarzasz nas łaskami.
Karmisz nas chlebem swego Syna, gasisz pragnienie
Jego krwią, lecząc nasze duchowe rany.
Proszę Cię nie zapominaj też o moich bliskich,
i o tych, co w biedzie żyją w zapomnieniu,
nawet gdy nie proszą Cię o nic, daj im dar
radzenia sobie w trudnych chwilach.
Radom, dnia 07.12.2017 r.Panie Mój
Przychodzisz na każde me wezwanie.
Ty jeden wiesz, czego najbardziej pragnę.
Na każdą moją prośbę, na każdy ból,
który szarpie moje trzewia, masz radę.
Ty jeden możesz mnie z niego uleczyć,
bo wiesz najlepiej, co mi dolega.
Pozwalasz mi przywdziać białą szatę,
kiedy zasiadam za twoim stołem.
Jesteś moim Pierwszym Aniołem,
który ma nade mną staranie.
Prowadzisz mnie prostymi ścieżkami.
Oświetlasz drogę swym blaskiem.
Czytasz w moich myślach jak w księdze.
Wszystkie czyny a nawet zwątpienia
należą do ciebie, mój Panie,
Bo ty jesteś duszą mej duszy zbolałej.
Kiedy zasiadam do stołu pańskiego,
Ty jeden wiesz, ile wyrzeczeń mnie
to kosztuje, ile niewypowiedzianych słów,
choć na usta same się cisną.
Milczeniem więc odkupuję moje winy.
Składam je jako dar dla Ciebie w ofierze.
Byś mi wybaczył wszystkie złe myśli
i umacniał mnie w postanowieniach.
Okryj mnie płaszczem przed złem,
przed każdą burzą i zwątpieniem.
Wlej w me serce tyle miłości,
abym mogła dzielić ją z innymi.
Naucz, jak kochać bezdusznych,
jak bez wstrętu podawać rękę choremu,
jak w sercu nie chować do nikogo urazy,
jak kochać czystą miłością bliźniego.
Daj mi więc siłę, moc i wytrwałość,
bym dążyła po śladach Twych stóp
do studni wiedzy bez dna, która
zaspokoi moje każde pragnienie.
Choć często przywołuję Cię w myślach,
Ty nie tracisz cierpliwości i jak dziecku
tłumaczysz i odpowiadasz na me zwątpienia.
Dlatego dziękuję Ci za wszystko, Panie mój.
Radom, dnia 15.11.2017 r.
więcej..