Irena Santor. Tych lat nie odda nikt - ebook
Irena Santor. Tych lat nie odda nikt - ebook
Artystyczny i osobisty portret pierwszej damy polskiej piosenki.
Irena Santor na estradzie była obecna dłużej niż Tina Turner, a równie długo jak Rolling Stonesi. Występowała między innymi przed Królową Matką, czyli Elżbietą Bowes-Lyon, Stalinem, Mao Zedongiem, Janem Pawłem II.
Jej historia to ucieleśnienie mitu – a raczej prawdy – że wszystko jest możliwe. Dziewczynka z robotniczej rodziny, urodzona na zapadłej wsi, szczyty popularności osiągnęła wyłącznie dzięki talentowi i uporowi w dążeniu do celu. I choć oficjalnie ogłosiła zakończenie kariery, wierna publiczność wciąż czeka na powrót swojej gwiazdy!
Jan Osiecki (ur. 1977) – dziennikarz, autor książek z dziedziny literatury faktu. Pracował m.in. dla Programu III Polskiego Radia, „BusinessWeeka”, „Newsweeka”. Autor wywiadów rzek: „Zbigniew Religa. Człowiek z sercem w dłoni”, „Generał. Wojciech Jaruzelski”, „Andrzej Rzepliński. Sędzia gorszego sortu”. Współautor serii książek reporterskich „Ostatni lot”, poświęconych katastrofie smoleńskiej.
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8391-556-2 |
Rozmiar pliku: | 4,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nie zawsze się do tego przyznajemy, ale lubimy historie, które są tak niesamowite, że aż nierealne. Takie jak choćby znana każdemu bajka o Kopciuszku. I to właśnie będzie taka historia – od kopciuszka do gwiazdy.
Dziewczynka z prostej robotniczej rodziny – urodzona w II RP na zapadłej wsi – dla której przez lata Bydgoszcz czy Toruń były największymi miastami, jakie widziała, została gwiazdą muzyki popularnej. Śpiewała dla królowej brytyjskiej, Stalina i Mao. Na jej koncert w operze w Sydney przyszło podobno więcej widzów niż na recital występującego w tym samym czasie i miejscu Charles’a Aznavoura.
Głos i talent były dla Ireny Santor jak tarcza chroniąca przed problemami, które zsyłał jej los. Pozwoliły uniknąć głodu, dały przepustkę do gimnazjum z internatem i wyżywieniem. Stały się biletem wstępu do kolorowego i roztańczonego „Mazowsza”, które stanowiło koło ratunkowe dla utalentowanej młodzieży pozbawionej perspektyw w szarej i ubogiej powojennej Polsce. Aż w końcu umożliwiły poznanie innego świata, wówczas dla większości szczelnie zamkniętego żelazną kurtyną.
– Przedwojenna Polska, do której tak często wzdychamy, miała swoją Ordonkę, nam opatrzność dała Santorkę – żartował Zbigniew Korpolewski, wybitny znawca współczesnej muzyki rozrywkowej, a prywatnie partner życiowy Ireny, gdy omawialiśmy projekt książki na jej temat. I nie było w jego słowach cienia przesady ani uwielbienia dla ukochanej kobiety. Sam Jerzy Waldorff, po wygranym przez Irenę Santor w 1961 roku festiwalu w Sopocie, okrzyknął ją pierwszą damą polskiej piosenki.
– „Nasze dobro narodowe”. Słyszałem ten zwrot w odniesieniu do niej niejednokrotnie i właśnie ona, jak mało kto w naszym środowisku, na to określenie bardzo sobie zasłużyła – oceniał1 w laudacji Włodzimierz Nahorny, wybitny muzyk jazzowy i profesor sztuk muzycznych, gdy w 2017 roku łódzka Akademia Muzyczna im. Grażyny i Kiejstuta Bacewiczów przyznała Irenie Santor, pierwszej w Polsce artystce estradowej, tytuł doktora honoris causa.
„Pani Irena Santor jest jedną z najbardziej znanych i lubianych osobowości twórczych w historii polskiej estrady. Wspaniałe osiągnięcia, wybitny talent, troska o piękno mowy polskiej, kultura sceniczna, wybitna sztuka interpretacji piosenki i mistrzowskie wykonawstwo pozwalają uznać ją za najbardziej zasłużoną dla kultury ojczystej” – można przeczytać w uchwale senatu łódzkiej uczelni2.
– Jest jednym z niewielu artystów, którzy nie przeminęli wraz ze swoją epoką. Jej nagrania bronią się mimo upływu lat. Długo zastanawiałam się, dlaczego tak jest, tymczasem odpowiedź okazuje się banalna. Po prostu: Irena Santor wykonywała ładne ponadczasowe melodie, z którymi można robić dziś różne rzeczy. Doskonale śpiewała. Miała też coś, co jest rzadkie obecnie, piękną dykcję – ocenia Katarzyna Rodek, szefowa działu kultury w Akademickim Radiu Kampus.
Dlaczego o Santor wypowiada się redaktorka ze studenckiego radia? Stacji, której słuchacze raczej nie interesują się muzyką naszej bohaterki? Bo wbrew pozorom młodzi ludzie słuchają Santorki i dziś, choć czasem nawet o tym nie wiedzą. Współcześni artyści chętnie sięgają po jej utwory, tworząc z nich nowe całości. Tak zwany sampel z Santor, czyli swego rodzaju muzyczny cytat, można usłyszeć na przykład u bardzo popularnej wśród młodzieży piosenkarki Margaret.
– W swoim Wasted użyła kilkusekundowego kawałka wokalu z Piosenki o sąsiedzie. Melodia jej utworu została zbudowana na tym, co śpiewała Irena Santor czterdzieści sześć lat wcześniej – podkreśla Rodek. Efekt? Ponad dziewięć milionów odtworzeń w serwisie YouTube. Utwór był grany w komercyjnych stacjach radiowych nie tylko w Polsce, lecz także na zachodzie Europy. – Ale piosenki Santor wykorzystują też ludzie tworzący sztukę niekomercyjną, ambitniejszą. W projekcie „Skarby”3 zremiksowano jej utwór z przełomu lat siedemdziesiatych i osiemdziesiątych, Co z tobą mała? Nowa melodia ze starym wokalem stała się hitem. Słuchacze Kampusa tak chętnie na nią głosowali, że piosenka znalazła się na drugim miejscu zestawienia najpopularniejszych utworów w 2018 roku.
Remiks został odtworzony w YouTube prawie dwa miliony razy. Komentarze słuchaczy są bardzo podobne w tonie: „Boze, nie moge przestac tego sluchac od miesiecy. Majstersztyk to malo powiedziane. To bedzie gralo na moim slubie”. Albo: „Nie mogę przestać tego słuchać! Jeszcze do tego ten piękny głos Ireny Santor, cudo!”4.
W przestrzeni publicznej pojawił się nawet dowcip opisujący fenomen piosenkarki:
Czym różni się Santor od ludowej sukienki?
Niczym. Jedno i drugie jest nie do zdarcia5.
Talent bywa dla wielu artystów darem ponad siły. Gwiazdy nie zawsze są lub były w stanie udźwignąć sławę, popularność niszczyła je, spychała w uzależnienia. Santor, choć stała się ikoną muzyki, jednocześnie pozostała sobą. Można było spotkać ją w tramwaju, w kawiarni, długo korespondowała z fanami, odpisując na ich listy. To podobno efekt wychowania. Od zawsze słyszała od rodziców napomnienia, że ma się nie wywyższać, nie upajać się i nie chwalić osiągnięciami. Regularnie powtarzano jej6: „Siedź w kącie, a znajdą cię”. To nauczyło ją pokory i skromności.
Żeby zebrać historię Ireny Santor w całość, trzeba było wykonać ogromną pracę i odszukać jej archiwalne wypowiedzi. Zadanie o tyle skomplikowane, że bohaterka niespecjalnie lubi udzielać wywiadów, bo uważa, że prowadzi zwyczajne życie, które nikogo nie zainteresuje. W rzeczywistości jej życiorysem można by spokojnie obdarować kilka osób.
A dlaczego jest to biografia nieautoryzowana? Początkowo miał ją pisać Zbigniew Korpolewski, partner Ireny Santor, z którym spędziłem na rozmowach o tej książce długie godziny. O reszcie opowiem w posłowiu.
------------------------------------------------------------------------
1 Cyt. za: https://dzieje.pl/kultura-i-sztuka/irena-santor-doktorem-honoris-causa-akademii-muzycznej-w-lodzi, dostęp: 1.12.2022 (jeśli nie zaznaczono inaczej, wszystkie przypisy pochodzą od autora).
2 Cytat z uchwały Senatu Akademii Muzycznej w Łodzi, za: https://www.pap.pl/aktualnosci/news%2C956753%2Cirena-santor-doktorem-honoris-causa-akademii-muzycznej-w-lodzi.html, dostęp: 1.12.2022.
3 Skarby – Wisła Skarbów Tom Encore (Tomasz Stempniewicz), 2018 (album ukazał się w wersji cyfrowej), https://skarby.bandcamp.com/album/wis-a-skarb-w, dostęp: 1.12.2022.
4 Tamże, Co z tobą mała, https://www.youtube.com/watch?v=0H-s8Va4TxE, dostęp: 1.12.2022 (pisownia komentarzy oryginalna).
5 M. Kuszewska, Ma mnie kto zastąpić, „Tele Imperium” 39/2006.
6 A. Jarosz, Wolę już spokój niż to dzisiejsze rozchwianie, „Świat i Ludzie”, 11.08.2016.Rozdział 1
Śpiew towarzyszył Irenie Santor od dzieciństwa. Oboje rodzice, choć nie mieli żadnego wykształcenia w tej dziedzinie, byli muzykalni.
– Mama śpiewała pięknym altem, tata ładnym tenorem7.
Rodzice przy wspólnej pracy albo odpoczynku bardzo często nucili piosenki na dwa znakomicie uzupełniające się głosy.
Ten wspólny śpiew jest jednym z najwcześniejszych wspomnień małej Irenki. Kojarzy się jej z krótkim okresem prawdziwego szczęścia, jakiego zaznała w pierwszych latach życia.
Do rodzinnego chóru dołączyła podobno od razu, gdy tylko nauczyła się mówić. Jak później opowiadała w wywiadach, czasem nie zapamiętywała słów, więc sama sobie wymyślała zarówno tekst, jak i melodie.
Mama jednej z największych gwiazd polskiej sceny muzyki popularnej, Helena z domu Zakrzewska, była krawcową. Natomiast ojciec, Bernard Wiśniewski, pracował fizycznie. Kiedy Wisła była spławna, zajmował się jako flisak transportem drewna wyrąbywanego w kujawskich lasach – do Gdańska. A poza sezonem dorabiał, pracując to tu, to tam, jako robotnik.
Rodzina, choć nie należała do bogatych – jak opowiadała Irena Santor w rozmowach z dziennikarzami – tworzyła szczęśliwy dom.
Swoje życie i pierwszą nieformalną edukację muzyczną Santor rozpoczęła w rodzinnym Papowie Biskupim. W małej wsi na styku Kujaw i Pomorza, leżącej u podnóża ruin krzyżackiego zamku.
Rodzice śpiewali popularne wówczas utwory, jak choćby Prząśniczkę z muzyką Moniuszki i znakomitym, choć wtedy jeszcze zupełnie niezrozumiałym dla małej Irenki, tekstem Jana Czeczota.
U prząśniczki siedzą jak anioł dzieweczki,
przędą sobie, przędą jedwabne niteczki.
Ref.: Kręć się, kręć, wrzeciono, wić się tobie, wić!
Ta pamięta lepiej, czyja dłuższa nić!
Poszedł do Królewca młodzieniec z wiciną,
łzami się zalewał, żegnając z dziewczyną.
Gładko idzie przędza wesołej dziewczynie,
pamiętała trzy dni o wiernym chłopczynie.
Inny się młodzieniec podsuwa z ubocza
i innemu rada dziewczyna ochocza.
Ref.: Kręć się, kręć, wrzeciono, prysła wątła nić,
wstydem dziewczę płonie, wstydź się, dziewczę, wstydź!
Po latach, już jako Irena Santor, powróciła do tej piosenki. To ważne wspomnienie z dzieciństwa umieściła na płycie Przeboje pana Stanisława8.
Muzyka rodzinie Wiśniewskich towarzyszyła nie tylko przy pracy i zajęciach domowych. Mama śpiewała córce w czasie wspólnych zabaw i po prostu do snu. To od niej Irena nauczyła się słów i ludowej melodii kujawiaka Po co żeś mnie, matuleńko, za mąż wydała?, piosenki, która kilkanaście lat później zaważyła na całym jej życiu.
Matka, która uwielbiała ten utwór, niestety nie dowiedziała się, jak bardzo pomogła córce, nucąc go Irenie do znudzenia.
W domu nie wyobrażano sobie również świąt bez śpiewu, zwłaszcza Bożego Narodzenia. Nie było możliwe, aby w te dni zabrakło kolęd. I nie z płyt, bo na gramofon nie było domowników stać, ani z trzeszczącego lampowego odbiornika radiowego, ale śpiewanych prosto z serca.
Co jeszcze Irenie pozostało ze wspomnień z dzieciństwa? Obraz babć: Franciszki Zakrzewskiej i Weroniki Wiśniewskiej. Podobno to one miały duży udział w wychowaniu dziewczynki, bo pracujący całymi dniami rodzice nie mogli poświęcić jej zbyt wiele czasu. Babcie mieszkały na przeciwległych krańcach Papowa. Irenka, kiedy już przyjeżdżała w odwiedziny, samotnie wędrowała od jednej do drugiej.
To były inne czasy. Dziś pewnie nikt nie puściłby dziecka samego przez długą wieś. Jednak przed wojną nie było takiego ruchu na głównej ulicy Papowa, a do tego mieszkańcy stanowili niezwykłą wspólnotę. Łączyło ich nie tylko miejsce zamieszkania, ale i praca. Większość ramię w ramię kosiła zboże, wspólnie wypasała bydło.
Tylko jedno miejsce w rodzinnej wsi budziło lęk rezolutnej dziewczynki. I wcale nie był to cmentarz opodal domu babci.
– Najbardziej bałam się przechodzić koło spichlerza. Oj. Jak ja się tam bałam. Przechodziłam koło niego najszybciej, jak tylko mogłam!9 – wspominała w jednym z wywiadów.
Trudno powiedzieć, czemu majestatyczny budynek z czerwonej cegły, stojący do dziś pośrodku wsi, wzbudzał w niej tak irracjonalny strach.
Wspomnienia Ireny z dzieciństwa to głównie… jedzenie. Babcia Wiśniewska robiła znakomite sery, takie, jakich dziś już nigdzie nie można dostać. A babcia Zakrzewska miała wspaniały ogród, po którym Irena buszowała i wyjadała hodowane tam z dużą pieczołowitością warzywa i owoce. Podobno szczególnie upatrzyła sobie jeżyny i młode marchewki. Ale w jej buzi znikało wszystko, łącznie z cebulą.
Jakimś cudem w małej i chudej dziewczynce mieściły się kilogramy pochłanianej zieleniny. Ale jak sama przyznawała, babcia musiała przed nią wręcz chować młodą kapustę, bo inaczej nie miałaby z czego ugotować kapuśniaku.
Kilka lat później ogródek uratował życie Ireny i jej matki. W czasie wojny nie przeżyłyby bez babcinych zapasów.
Co ciekawe, o ile Irena znakomicie pamięta babcie, o tyle wspomnienie dziadków przybladło. Z dziecięcych wspomnień pozostały zaledwie wizyty w oborze i wspólne doglądanie cieląt. Może stało się tak dlatego, że w tamtych czasach istniał ścisły podział ról: mężczyźni pracowali w polu, a kobiety w obejściu i jednocześnie zajmowały się dziećmi. Pewnie dlatego obraz babć zachował się tak wyraźnie. Po prostu dziewczynka spędzała z nimi większość dnia.
A jak wyglądał jej zwykły dzień? Jak to na wsi: olbrzymia obora i mała Irenka niesie, a właściwie ciągnie za sobą wiadro, próbując dogonić idącą przed nią starszą kobietę. Później babcia siadała na zydlu i zaczynała doić krowy.
– Codziennie rano szłyśmy do obory, babka z wiadrem, a ja z dużym kubkiem. Ciepłe mleko „prosto od krowy” to był smak mojego dzieciństwa10 – opowiadała po latach.
Irena jednym haustem wypijała spieniony tłusty napój. Podobno był tak sycący, że czasem rezygnowała ze śniadania lub kolacji, w zależności od tego, czy towarzyszyła przy porannym, czy wieczornym udoju. Wspominając tamte czasy, podkreśla, że mleko wzmocniło jej organizm i uchroniło w młodości od wielu chorób. Sprawiło, że stała się silnym i zdrowym dzieckiem.
Wczesne dzieciństwo było jedynym w jej życiu czasem absolutnej beztroski i zabawy. Gdy mieszkała w Papowie, była jeszcze za mała, żeby pomagać przy pracy w polu i obejściu, miała więc dużo czasu na psoty. A jak sama przyznaje, nie była najbardziej posłusznym i karnym dzieckiem. Charakterek, który zaczął się wtedy wykuwać, pozostał jej na całe życie i później powodował różne kłopoty.
Mimo pouczeń, że zboża nie wolno deptać, uwielbiała w nim buszować. A złote kłosy w Papowie widać było po horyzont. Co ją tam ciągnęło? Jak twierdzi: to, że zboże pachniało odurzająco i szumiało tajemniczo.
– Nie mogłam się oprzeć. Zanurzałam się w tym zapachu, kłosach, ich szumie, świecie kąkoli, maków, chabrów… Jak w bajce…11 – opowiadała, rozmawiając z dziennikarką o dzieciństwie.
Jak wynika z rodzinnych wspomnień, bywało, że Irenka, odurzona zapachem zboża i polnych kwiatów, zapominała o bożym świecie i zapuszczała się tak daleko, że gubiła drogę. Rodzice i sąsiedzi musieli szukać niesfornej dziewczynki. I choć w domu słyszała wyrzuty, jakie to z niej nieposłuszne dziecko, to nie potrafiła oprzeć się pokusie i znów właziła w zboże.
Choć sielskie życie wydawało się jej idealne, rodzice radzili sobie nieco gorzej. W końcu, z nadzieją na lepsze zarobki, podjęli decyzję o przeprowadzce. Wybór padł na Solec Kujawski, miasto odległe o niespełna pięćdziesiąt kilometrów od Papowa.
Dlaczego Wiśniewscy zdecydowali się przenieść akurat tam? Solec leżał nad Wisłą, więc ojciec Ireny mógł łatwiej znaleźć pracę. W większym mieście również mama, jako krawcowa, mogła liczyć na lepszych klientów i więcej zamówień, a więc w konsekwencji na lepsze zarobki.
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI
------------------------------------------------------------------------
7 N. Terentiew, Zwierzenia kontrolowane, Prószyński i S-ka, Warszawa 2004, s. 78.
8 Irena Santor, Przeboje pana Stanisława, Polskie Nagrania Muza, 1982.
9 M. Chełminiak, U. Guźlecka, Powrócisz tu…, Wydawnictwo Pejzaż, Bydgoszcz 2017, s. 43.
10 A. Sułkowska, Zatęskni? Powróci?, „Przyjaciółka” 28.03.1991.
11 H. Halek, Nie mam czasu czekać, „Sens” 1.02.2015.