Iskry w mojej głowie - ebook
Iskry w mojej głowie - ebook
Addie ma czasem ochotę schować się przed całym światem. Ale żeby coś zmienić, musi się z nim zmierzyć – chociaż jest tylko autystyczną jedenastolatką. Poruszająca opowieść o odmienności, która bywa przeszkodą, ale może też dać niezwykłą moc.
Addie odbiera rzeczywistość mocniej niż inni. Poza tym fascynują ją rekiny, uwielbia pisać i poznawać nowe słowa, a gdy coś ją zaciekawi, czyta wszystko, co może na ten temat znaleźć. Kiedy dowiaduje się, że w jej małym szkockim miasteczku odbywały się kiedyś okrutne procesy czarownic, nie potrafi o nich zapomnieć.
Jak przekonać mieszkańców, że skazane w nich kobiety zasługują na współczucie i pamięć? A przede wszystkim – jak sprawić, żeby posłuchali, co ma do powiedzenia dziwna, uparta dziewczynka?
Wielokrotnie nagradzana pisarka Elle McNicoll czerpie z własnych doświadczeń, by opowiedzieć historię wyjątkowej dziewczynki, która ma odwagę upomnieć się o ofiary uprzedzeń – i o akceptację własnej odmienności.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8150-417-1 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Twoje pismo jest po prostu okropne.
Słyszę słowa, ale jakby z daleka. Jakby ktoś wołał za ścianą. Wpatruję się w kartkę przed sobą. Mogę wszystko przeczytać, każde zdanie, nawet zamazane przez łzy. Czuję, że cała klasa na mnie patrzy. Moja najlepsza przyjaciółka. Jej nowa najlepsza przyjaciółka. Nowa dziewczynka. Jacyś chłopcy chichoczą.
Siedzę i patrzę na swoje wypracowanie. Aż ono nagle znika.
Pani Murphy wzięła je, a teraz drze kartki na pół. Dźwięk rozdzieranego papieru jest strasznie głośny. Rozbrzmiewa mi w uszach. Bohaterowie historii, którą pisałam, proszą, żeby tego nie robiła, ale ona nie przestaje. Zgniata podartą kartkę i rzuca w stronę kosza na śmieci. Nie trafia, więc wypracowanie ląduje na szorstkiej wykładzinie.
– Nie chcę więcej widzieć takich bazgrołów! – krzyczy. Zresztą może wcale nie krzyczy, ale dla mnie tak to brzmi. – Słyszysz, Adeline?
Wolę, kiedy ludzie mówią do mnie Addie.
– Dziewczynka w twoim wieku powinna lepiej pisać. Twoje pismo jest jak z pierwszej klasy.
Chciałabym, żeby moja siostra tu była. Kelly zawsze potrafi wyjaśnić wszystko, nad czym nie umiem zapanować albo czego sama nie umiem wytłumaczyć. Ona rozumie.
– Czy to jest jasne?
Głos jest strasznie głośny, a cisza potem bardzo cicha. Kiwam głową niepewnie, chociaż wcale nie jest jasne. Ale wiem, że tak powinnam zrobić.
Pani Murphy nie mówi nic więcej. Idzie do tablicy i już nie zwraca na mnie uwagi. Wyczuwam, że nowa dziewczynka zerka na mnie, a moja przyjaciółka Jenna szepcze coś do swojej nowej przyjaciółki Emily.
W tym roku miała nas uczyć pani Bright, z którą mieliśmy krótkie spotkanie przed wakacjami. Koło swojego nazwiska narysowała uśmiechnięte słoneczko i jeśli ktoś się denerwował, brała go za rękę. Ale zachorowała i naszą klasę wzięła pani Murphy.
Myślałam, że ten rok szkolny będzie lepszy. Że będę się lepiej czuła.
Wyciągam swój kieszonkowy słownik wyrazów bliskoznacznych. Dostałam go w prezencie od Kelly. Wie, że bardzo lubię używać różnych słów. Śmiałyśmy się, że słownik to skrzyżowanie słonika ze słowikiem, chociaż one wcale nie są bliskoznaczne. Czytam po cichu hasła, żeby uspokoić się po tym, co się stało.
Znajduję takie, które pasuje. Upokorzona.
W takie dni na przerwie obiadowej idę do biblioteki. Czuję, że dzieci w klasie spoglądają na mnie, gdy zasuwamy krzesła i wychodzimy z sali. Dzwonek dzwoni hałaśliwie. Głośne dźwięki wwiercają mi się w głowę. Idę korytarzem, starając się spokojnie oddychać i patrzeć na wprost. Ludzie tak głośno rozmawiają, chociaż stoją blisko siebie. Podchodzą zbyt blisko, przepychają się i pokrzykują, aż robi mi się gorąco i serce zaczyna mi walić.
W bibliotece jest cicho i spokojnie. Tyle miejsca. Jedno okno jest otwarte, żeby wpuścić świeże powietrze. Tutaj nie wolno hałasować. Książki są ustawione w działach i każda jest odpowiednio oznaczona.
Za biurkiem siedzi pan Allison.
– Addie!
Pan Allison ma ciemne, kręcone włosy, a na nosie duże okulary. Jest wysoki i chudy i nosi powyciągane swetry. Gdybym chciała znaleźć jakieś słowo pasujące do pana Allisona, powiedziałabym, że jest życzliwy.
Ale wystarczy powiedzieć, że jest miły. Bo jest. Mój mózg lubi tworzyć obrazy i kiedy słyszę słowo „miły”, od razu widzę pana Allisona, bibliotekarza.
– Mam coś dla ciebie!
Podoba mi się, że nigdy nie zadaje nudnych pytań. Nie pyta, jak minęły mi wakacje albo co słychać u moich sióstr. Od razu zaczyna mówić o książkach.
– Proszę. – Podchodzi do jednego ze stolików i kładzie przede mną duży album w twardej oprawie. Czuję, jak znikają wszystkie wcześniejsze złe uczucia.
– Rekiny!
Otwieram album i głaszczę pierwszą błyszczącą stronę. W zeszłym roku powiedziałam panu Allisonowi, że uwielbiam rekiny. Że interesują mnie najbardziej na świecie, bardziej niż starożytny Egipt i dinozaury.
Zapamiętał.
– To taki leksykon – wyjaśnia, gdy siadam przy stoliku. – Książka, która opowiada dużo o jakiejś dziedzinie. Ta jest akurat o rekinach.
Kiwam głową, rozkojarzona z podniecenia.
– Podejrzewam, że i tak już to wszystko wiesz – mówi pan Allison i śmieje się, żebym zrozumiała, że żartuje.
– Rekiny nie mają kości – mówię mu, dotykając strony z żarłaczem błękitnym. – I mają sześć zmysłów, nie pięć. Potrafią wyczuwać elektryczność w środowisku. Elektryczność żywych istot! Umieją też wyczuć zapach krwi z odległości wielu kilometrów.
Ich zmysły muszą być czasem zbyt wrażliwe. Wyczuwają za dużo wszystkiego.
Odwracam kartkę i widzę zdjęcie samotnego rekina grenlandzkiego przemierzającego zimny ocean.
– Ludzie ich nie rozumieją. – Przesuwam palcem po płetwie. – Właściwie to ich nienawidzą. Boją się ich i nie rozumieją. Więc chcą im zrobić krzywdę.
Czytam pierwszą stronę, a pan Allison przez chwilę się nie odzywa.
– Możesz ją wypożyczyć na tak długo, jak będziesz chciała, Addie.
Podnoszę głowę i spoglądam na niego. Uśmiecha się, ale nie oczami.
– Dziękuję!
Staram się wypowiedzieć to tak, żeby było słychać całe moje zadowolenie, żeby było wiadomo, że mówię serio. Pan Allison wraca do biurka, a ja zagłębiam się w lekturze. Czytanie najlepiej mnie uspokaja po zbyt głośnych, nieprzyjemnych lekcjach. Nie muszę się spieszyć. Nikt mnie nie pogania ani na mnie nie pokrzykuje. Słowa przestrzegają zasad. Ilustracje są kolorowe i wyraziste, ale nie przytłaczają.
Wieczorami, kiedy chcę zasnąć, wyobrażam sobie, że nurkuję w zimnym oceanie i pływam z rekinem. Odwiedzamy zatopione okręty, podwodne jaskinie i rafy koralowe. Wszystko jest pełne barw, ale dookoła jest przestrzeń. Nie ma tłoku, nikt nikogo nie popycha, nikt nie rozmawia. Nie łapię rekina za płetwę, płyniemy obok siebie.
I nie musimy nic mówić. Po prostu jesteśmy.