Islandia. Przewodnik nieturystyczny - ebook
Islandia. Przewodnik nieturystyczny - ebook
Mieszkańcy Islandii nie noszą nazwisk, więc w książce telefonicznej znajdziesz ułożone alfabetycznie imiona. Althing, islandzki parlament, wygląda jak mały domek, a w jego pobliżu sprzedają ponoć najlepsze na świecie hot dogi. Islandczycy jadają gnijącego rekina i kryją się przed wybuchami wulkanów. Jako pierwsi mieli panią premier lesbijkę, która dokonała coming outu. I jako pierwsi musieli ogłosić bankructwo z powodukryzysu na rynkach finansowych.
Islandia to również kraj o niezwykle bogatej kulturze. Muzyka — Björk i Sigur Rós, filmy — Nói albínói i 101 Reykjavíka także teatr i literatura. Jakim cudem ludzie na tej małej wyspie są tak twórczy i utalentowani? Czy to kwestia czystej wody płynącej z topniejących lodowców czy raczej odpowiedniej polityki państwa?
Nasznieturystyczny przewodnik pokazuje Islandię w nowym świetle. To nie egzotyka z północy — dzięki Islandii możemy opowiedzieć coś o reszcie świata. Także o Polsce.
Kategoria: | Podróże |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-63855-44-4 |
Rozmiar pliku: | 4,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dlaczego Islandia? Kratery, gejzery, Björk i połowy dorsza to jeszcze za mało na cały przewodnik – zwłaszcza Krytyki Politycznej. Wyspie pod kołem podbiegunowym warto się przyjrzeć z innych powodów. W ciągu ostatnich 20 lat stała się ona prawdziwym laboratorium świata. Przy całej swej wyjątkowości (mały, odległy, podobny-zupełnie-do-niczego) kraj ten ukazuje nam trendy uniwersalne – bańkę finansową, rynkowy mechanizm przełożenia lokalnej odrębności na logo… Jednak czy to wystarczy, by Islandią zainteresowało się środowisko, którego celem jest opisanie świata tak, by móc go zmienić na lepsze? O kryzysie, spekulacji, kulturowym kapitalizmie i neoliberalizmie napisano już setki artykułów i książek – czy warto patrzyć na Islandię pod tym kątem? Warto dlatego, że Islandia – i w tym tkwi jej wyjątkowość – zarazem pozbawia złudzeń i daje nadzieję. Paradoks pochodzi stąd, że islandzka historia ostatniego dwudziestolecia obala dwa najważniejsze mity początku XXI wieku – naiwny mit neoliberalizmu i, co chyba ważniejsze i zarazem mniej oczywiste, sceptyczny mit kapitalizmu, Lewiatana, który na dobre czy na złe pochłonie każdą sferę życia, zawłaszcza każdy bunt i podporządkuje sobie każdą ludzką aktywność.
Złożoność wyspiarskiego fenomenu – różnorodność kulturowa Islandii, wzorce zachowań społecznych rozpięte pomiędzy ostentacyjnym indywidualizmem a solidarną wspólnotą, wahania między ścisłymi związkami z przyrodą (rybacy!) a przejściem w przestrzeń wirtualną (spekulanci!) – nie dają się oczywiście zredukować do symptomów płynnego kapitalizmu. Redukcja tego typu nie jest zresztą celem tej książki. Pragniemy przekroczyć poziom zbioru ciekawostek i eseistycznych impresji. Dlatego piszemy opowieść o partykularnej specyfice Islandii, o tym, jak wchłonął ją uniwersalny trend, jak Islandia się z niego wywikłała i co z tego wynika.
Najpierw złudzenia i ich kres. Islandczycy z gorliwością i wiarą w neofitów skoczyli w turbokapitalizm na główkę. Dopiero spóźniony ból – entuzjazm, jak wiadomo, dobrze znieczula – uświadomił im siłę zderzenia. Od początku lat 90. Islandczycy zaangażowali całą swą determinację, upór i pewność siebie – ale także kreatywność, fantazję i świeże pomysły – w budowę Nowego Wspaniałego Świata, w którym zysk może tylko rosnąć, a samorealizację osiąga się tylko na wolnym rynku. W 2003 roku przekroczyli Rubikon i rozpoczęli ekspansję w sferze najbardziej obiecującej – spekulacji finansowej. Islandia w trzy, cztery lata stała się globalnym supermocarstwem finansowym – do czasu pęknięcia (ze sporym hukiem) osławionej bańki spekulacyjnej. Zarówno w polityce makroekonomicznej, jak i w jednostkowych zachowaniach, w regulacjach prawnych i w etyce codzienności Islandczycy wzięli sobie dogmaty nowej ideologii do serca. Dosłownie i z wielką skrupulatnością przestrzegali reguł, zwłaszcza naczelnej: greed is good, jak mawiał Stone’owski Gordon Gekko z Wall Street. Do chłodu zasady czerpania zysku przy każdej okazji dodali swoistą fantazję – naddatek radości z wolności spekulacji. Można powiedzieć, że padli ofiarą własnego sukcesu – krach nie był skutkiem pojedynczego błędu, ale rozrośnięcia bankowych aktywów do tak horrendalnych rozmiarów, że ich wartość stała się… niewiarygodna. Islandia zanadto zidentyfikowała się z doktryną permanentnego wzrostu – wyspiarze potraktowali serio pomysł liberalnych radykałów, że znajomość skomplikowanych instrumentów finansowych plus odrobina ułańskiego szaleństwa to droga do raju. Okazało się, że taka „wolność” prowadzi na skraj przepaści…
Czy aby na pewno? Dochodzimy tu do drugiego mitu – że system finansowy to kosmos, a logika zysku musi z konieczności ogarnąć cały świat. Nie ma kultury, nie ma społeczeństwa, na końcu zostaje czysty kapitał – i dlatego nic nie da się zrobić. Wyzysk i kryzysy, cykle koniunkturalne i załamania – wszystko tak samo naturalne jak eksplozja wulkanu albo fala powodziowa. Tak mówią sceptycy, którym nasz świat niezbyt się podoba, ale i tak uważają go za najlepszy z możliwych. Historia Islandii daje nadzieję, że się mylą. W kategoriach PKB, długu prywatnego i publicznego, kursu waluty, indeksów giełdowych wyspę dotknął morderczy kataklizm. Zapowiadano emigrację jednej trzeciej ludności i bankructwo państwa. Tymczasem? Islandczycy żyją. Niektórzy, to prawda, z niespłaconymi hipotekami, a kilku nawet wysadziło swoje range rovery. Ale nie umierają z głodu, a wyspy nie pochłonęło morze. Można rzecz strywializować i powiedzieć, że to dlatego, iż nie zdążyli w ostatnim dwudziestoleciu zdemontować całej siatki zabezpieczenia społecznego. To jednak tylko część prawdy. Dużo ważniejsze jest co innego. Po pierwsze – krach systemu wyzwolił niesłychaną energię społeczną i polityczną. O ile gdzie indziej „konieczność zaciśnięcia pasa” przyjmowano z pokorą, o tyle Islandczycy doprowadzili do zmiany władz i zmusili je do stawienia oporu niesprawiedliwym roszczeniom z zewnątrz. „Nie będziemy płacić za wasz kryzys” – to nie lewacki slogan, tylko głos protestu i zarazem intuicji, że możliwy jest prymat polityki nad ekonomią. Upadł „system”, społeczeństwo żyje dalej.
Upadł system, nie upadła – o dziwo – kultura. O dziwo, gdyż sfera działalności twórczej zdawała się być w Islandii całkowicie wchłonięta przez logikę komercyjną. Światowej jakości popkultura, ale także zjawiska offowe stały się marketingiem, wspaniałą promocją i snobizmem nowo wzbogaconych bankierów. To w Islandii – jak się nam wydawało przez długi czas – do skrajności doprowadzono symbiozę kultury z gospodarką. Gigantycznych rozmiarów przemysł kulturalny i globalne marki artystyczne miały potwierdzać ponowoczesną wizję, zgodnie z którą ludzka kreatywność ma służyć kapitalizmowi. Okazało się jednak, że bankructwo sponsorów sprzyjać może odrodzeniu – nie tylko bezinteresownych nisz, ale też spontanicznego uczestnictwa obywateli i niekomercyjnej twórczości poza przemysłami kreatywnymi, czyli życia kulturalnego w ogóle. Islandzki krach pokazał, że system gospodarczy nie zawsze kolonizuje cały nasz świat albo kolonizuje go tylko pozornie. Pod powierzchnią produkcji symbolicznej ujawniły się ogromne pokłady ludzkiego zaangażowania, pozarynkowych więzi, nieutowarowionych wartości.
Skąd czerpią je Islandczycy? Skąd energia, wizje, idee i wola działania pomimo „największego kataklizmu w dziejach”? Jaka historia, jaka tożsamość, jaka kultura i jakie więzi dają szansę nie tylko przetrwać krach, ale także wyjść z niego z podniesioną głową? Próbujemy odpowiedzieć na te pytania. I mamy nadzieję, że Islandia nie jest aż tak niepowtarzalna, jak się czasem wydaje.Z islandzką minister kultury Katrín Jakobsdóttir rozmawia Igor Stokfiszewski KULTURALNE OBLICZA ISLANDII
Igor Stokfiszewski, Krytyka Polityczna: Czy mogłaby pani opisać, jak zorganizowana jest islandzka kultura? W jakich sektorach kultury dominuje Ministerstwo Kultury albo inne instytucje państwowe – na przykład rady miejskie, a w jakich instytucje prywatne?
Katrín Jakobsdóttir: W Islandii działalnością kulturalną i artystyczną zajmują się przede wszystkim zwykli ludzie i organizacje samorządowe, państwo nie interweniuje ani w treść, ani w formę ich prac. Dotyczy to sztuki, sportu i wielu innych działań na polu kultury. Jednak w każdym z tych sektorów istnieje jedna duża instytucja kulturalna finansowana z państwowego budżetu: Teatr Narodowy, Narodowa Galeria Sztuki, Islandzka Orkiestra Symfoniczna, Islandzki Instytut Tańca i Narodowe Centrum Filmowe. Ale poza prowadzeniem podobnych instytucji państwo stara się przede wszystkim zapewnić przyjazne środowisko dla niezależnych inicjatyw kulturalnych. Właśnie w tę stronę idą porozumienia, które moje ministerstwo zawiera z władzami samorządowymi. Dodatkowo dysponujemy specjalnymi funduszami przeznaczonymi na wspieranie działalności kulturalnej prowadzonej przez organizacje pozarządowe czy po prostu zwyczajnych Islandczyków. Niektóre rady miejskie dofinansowują teatry i inne przedsięwzięcia. Mamy też kilka instytucji prywatnych, na przykład Operę Islandzką, która jest organizacją typu non profit. Wszystkie wydawnictwa także znajdują się w prywatnych rękach.
W Ministerstwie Edukacji, Nauki i Kultury kładziemy duży nacisk na autonomię państwowych instytucji kultury. Kontrakty, które z nimi podpisujemy, bazują na kryterium wydajności, każda z instytucji musi wyznaczyć konkretne cele i podać priorytety. Fundusze, którymi administruje ministerstwo, są przyznawane za profesjonalizm, a nie uznaniowo – jedną z zasad, do których się stosujemy, jest utrzymywanie rozsądnego dystansu między władzą a twórcami kultury.
Jeśli dobrze rozumiem, islandzka kultura jest w takim razie dotowana przede wszystkim przez państwo? Jaka jest relacja między prywatnym i publicznym finansowaniem kultury?
Tak, pieniądze przeznaczone na kulturę islandzką pochodzą przede wszystkim z budżetu. Ale samorządy również łożą na działalność kulturalną. Od późnych lat 90. aż do wybuchu kryzysu firmy prywatne coraz chętniej sponsorowały różne instytucje i przedsięwzięcia kulturalne. Niektóre firmy wciąż to robią, chociaż na znacznie mniejszą skalę.
Jaki procent budżetu Islandii jest przeznaczony na kulturę?
Około 2 procent. W 2010 roku wszystkie wydatki budżetowe wyniosły 560,7 mld koron islandzkich (ISK), z czego Ministerstwu Edukacji, Nauki i Kultury przypadło 60,4 mld. 16,8 procent tych pieniędzy (10,1 mld ISK) zostało przeznaczonych na działalność kulturalną. Odliczając abonament radiowo-telewizyjny, którym zarządza Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, ministerstwo otrzymało około 6,9 mld ISK na kulturę.
Czy mogłaby pani opisać, w jaki sposób Ministerstwo Kultury przekazuje pieniądze sektorom, które nie są kontrolowane przez państwo (na przykład sektorowi wydawniczemu)? Czy jest to system grantowy, w którym o pieniądze konkurują ze sobą niezależne fundacje i organizacje pozarządowe?
W każdym z sektorów istnieje fundusz, którego zadaniem jest dofinansowanie instytucji, których działalność jest zgodna z ogólnymi założeniami islandzkiej polityki kulturalnej. Dzięki temu wielu ludzi otrzymuje szansę na profesjonalne zaangażowanie się w sferę sztuki i kultury. W dodatku Ministerstwo Kultury przyznaje też różnorodne granty mające zapewnić artystom i twórcom kultury bezpieczne warunki pracy, co gwarantuje, że nie muszą się oni obawiać o zabezpieczenie materialne. Robimy to, ponieważ uważamy, że artystyczna kreatywność i wolność ekspresji są równie ważne jak chociażby badania naukowe.
Każdym z funduszy zarządza rada wybierana przez przedstawicieli Ministerstwa Kultury spośród kandydatów nominowanych przez związki twórców działających w poszczególnych sektorach kultury. W skład rad wchodzą też reprezentanci ministerstwa, którzy oczywiście nie przechodzili przez proces selekcji. Czasami rada samodzielnie przyznaje fundusze na działalność kulturalną, a czasami po prostu doradza Ministerstwu Kultury, które podejmuje decyzje w sposób bardziej sformalizowany.
Literaturą zajmuje się Fundusz Literacki, do którego zadań należy wspieranie wydawnictw publikujących islandzką prozę oraz książki promujące islandzką kulturę, a także przekłady wartościowych pozycji z zagranicy. Grant mogą też otrzymać osoby, które chciałyby wydać swoją własną książkę.
Jaki był wpływ kryzysu gospodarczego na islandzką kulturę? Czy zmniejszyły się możliwości jej finansowania, czy zaszła potrzeba zamknięcia niektórych instytucji, czy kryzys zmusił państwo do przedefiniowania systemu transferu pieniędzy na kulturę albo do zmiany priorytetów polityki kulturalnej?
W tym roku budżet kultury faktycznie uległ zmniejszeniu, większość funduszy również została obcięta. W kolejnym roku ilość pieniędzy, które państwo przeznacza na kulturę, będzie mniejsza o kolejne 9 procent. Ponieważ cięcia nie będą równomierne, niektóre instytucje będą musiały zostać zlikwidowane, a inne dostaną mniej pieniędzy i będą zmuszone do zwolnień. Jak dotąd ministerstwo nie zlikwidowało żadnej z instytucji kulturalnych. W przyszłości może jednak zajść potrzeba połączenia niektórych.
Jakie są obecnie najważniejsze programy realizowane przez Ministerstwo Kultury?
Aktualnie zwiększamy ilość pieniędzy przeznaczonych na pensje dla artystów, to chyba jeden z nielicznych funduszy, który nie został obcięty w wyniku kryzysu. Uważamy, że to najbardziej efektywna metoda na wsparcie sztuki. Kończymy też nową salę koncertową, z początku ten projekt był realizowany na zasadach partnerstwa publiczno-prywatnego, ale po kryzysie państwo i władze Rejkiawiku zdecydowały, że skończą budowę na własną rękę. Wygląda więc na to, że Islandia będzie miała własną, pierwszą salę koncertową. Chciałabym też wspomnieć, że Islandia będzie gościem honorowym frankfurckich targów książki w 2011 roku – to wielka szansa dla islandzkiej literatury i islandzkich pisarzy.
Czy uważa pani, że dziś islandzka kultura koncentruje się głównie na sprawach wewnętrznych (tożsamości i historii), czy też może kieruje się ona ku problemom szerszym, globalnym?
Islandzka kultura zawsze była i będzie brała pod uwagę i jedne, i drugie. Wydaje mi się, że można powiedzieć, iż ostatnio w naszej kulturze obserwujemy wzmożone zainteresowanie problemami społecznymi, zarówno na skalę lokalną, jak i globalną.
Jakie tematy są najczęściej podejmowane w islandzkiej literaturze, sztuce, teatrze?
By wymienić kilka najważniejszych: tożsamość narodowa, kwestie środowiska, gender i problemy miejskie.
Czy w pani ocenie jest obowiązkiem kultury finansowanej ze środków publicznych krytycznie analizować rzeczywistość, nawet jeśli kłóci się to z interesem państwowym lub politycznym?
Uważam, że artyści dysponują ważnym krytycznym głosem i – na szczęście – korzystają z niego. Zarazem nie sądzę, że minister kultury powinien mówić im, czym by się mieli zajmować.
W Polsce zdarza się, że artyści (np. tworzący sztuki wizualne albo spektakle teatralne) mają wpływ na debaty toczące się w sferze publicznej. Czy to samo dzieje się w Islandii? Jeśli tak, czy mogłaby pani podać jakiś przykład?
Tak, oczywiście jest to możliwe. Bardzo dużo dyskutowało się u nas o filmie Kraina marzeń¹, rozpoczął on burzliwą debatę na temat problemów ekologicznych, był także bardzo krytyczny w stosunku do poczynań poprzedniego rządu.
Czy mogłaby pani powiedzieć, czy ostatnio polityk publicznie skrytykował artystę, pisarza albo kuratora za jego działalność?
Nie, nie przypominam sobie.
Wiem, że jako minister kultury nie powinna się pani wypowiadać na temat tego, co jest najważniejsze w islandzkiej kulturze. Dlatego zapytam panią jako osobę prywatną. Jakich islandzkich pisarzy, reżyserów teatralnych i filmowych, artystów lubi pani najbardziej?
Trudno powiedzieć! Ale jestem magistrem kulturoznawstwa, a tematem mojej pracy magisterskiej były islandzkie kryminały. Jestem więc ekspertką od kryminałów. Uważam jednak, że islandzcy artyści są niesłychanie postępowi, czy to w muzyce, literaturze, filmie, teatrze, tańcu, sztukach wizualnych i wszystkich innych dziedzinach!Z Bragim Ólafssonem rozmawia Olga Hołownia „ W KOŃCU JESTEM W DUŻEJ MIERZE KOBIETĄ”
Olga Hołownia: Próbując nadać ramy twojej działalności literacko-muzycznej, sięgam po zdanie, które często pojawia się w twoich wierszach: „Znajduję się…”. Wydaje się, że można podzielić twoją twórczość na dekady: dekada muzyki, poezji, a potem prozy. Gdzie się znajdowałeś w latach 80., 90. i gdzie jesteś teraz?
Bragi Ólafsson: Tak, faktycznie. Może nie tak dokładnie na dekady, ale prawie da się podzielić na dziesięcioletnie okresy. Jeżeli mówimy o muzyce, to zaczynałem w zespole Purrkur Pillnikk w 1981 roku, potem grałem przez ponad dziesięć lat, aż do 1992, kiedy rozwiązał się zespół Sugarcubes. Od 1986 do 1995 roku wychodziły moje tomiki poezji. A przez ostatnie dziesięć lat pisałem powieści.
Czyli twórczość podzielona na zamknięte rozdziały.
Tak, ale niektóre się zazębiają. Chociaż nie mam wrażenia, że świadomie zaprzestałem pisania wierszy, to z pewnością na jakiś czas je odłożyłem. Kiedy po dziesięciu latach postanowiłem przestać grać, to naprawdę był to koniec. Ale nigdy nie podjąłem decyzji, żeby przestać pisać albo publikować wiersze. Być może teraz powinienem skończyć z pisaniem powieści, przecież zajmuję się tym już od dziesięciu lat.
Przez ostatnie sześć lat zajmujesz się i powieściami, i teatrem. Sztuka Belgijskie Kongo była po raz pierwszy wystawiona w 2004 roku, w 2010 premierę miały Kurczaki. Czy nadal planujesz pisanie i powieści i dramatów?
Tak, myślę, że dalej chcę to robić. Jednak pisanie dla teatru jest niebezpieczne, wciąga. Dlatego upłynęło tyle czasu, odkąd napisałem Belgijskie Kongo. Próbowałem to pisanie od siebie odsunąć. Sztukę wystawiano przez cztery lata z małymi przerwami i czułem się niezręcznie, ciągle widząc ją na afiszu. Tak naprawdę to świetnie, że się udało, ale mimo wszystko efekt był taki, że nie zabrałem się od razu do kolejnej sztuki, przeszkodziło mi to w pisaniu dla teatru. Wydawało mi się, że ta jedna sztuka w zupełności wystarczy.
Gdzie się w tym czasie znajdowałeś?
Tak naprawdę to byłem tu, w Islandii, właściwie cały czas. W Hiszpanii spędziłem w sumie rok, to był rok przed zawiązaniem się Sugarcubes i wtedy chciałem dalej studiować hiszpański. Byłem na uniwersytecie w Granadzie. Potem zacząłem studia tutaj, ale skończyłem tylko dwa semestry, bo pojawił się zespół i nie było właściwie zbyt wiele czasu na studia.