- W empik go
Isztar - ebook
Isztar - ebook
Powieść Isztar jest ciekawym połączeniem SF i książki historycznej. Są to dwie opowieści zbiegające się w jednym punkcie. Każda jest inna, każda pisana w innym stylu i innej narracji. Historia przedstawiona jest z punktu widzenia współczesnego mężczyzny i kobiety urodzonej kilka tysięcy lat p.n.e. To powieść momentami zabawna, momentami refleksyjna, pokazująca wiele ciekawostek ze starożytnego, wymarłego świata. Z pewnością nietuzinkowa i oryginalna. Długo można o niej pisać, ale można też krótko – to jest po prostu świetna książka.
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7859-969-2 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Araszkigal – siostra Isztar, bogini zaświatów
Tammuz – mąż (kochanek), pół–bóg, patron rolników
Enkidu – przyjaciel Gilgamesza
ANKH – klucze życia i zdrowia
Me – boska broń
Enki (Ea) – bóg mądrości
KUR – kraina zmarłych
Ninszubur – służąca Isztar
Szukaletuda – ogrodnik Isztar
Enkimdu – rywal Tammuza, patron pasterzy
Nanaja – przyjaciółka Isztar
Addu – bóg burzy, który dał moce Gilgameszowi
Aja – żona Szmasza, boga słońca
Antu – matka Isztar
Aruru – matka Ziemia
Asakku – demon choroby
Beleturi – trzyma tablice losu
Enlil – bóg wiatru
Humbaba – władca królestwa cedrów
Irkalla – bogini świata zmarłych
Lilit – kobieta – demon
Tytuły świątynne:
kedeshah – święta kobieta, prostytutka
zonach – pospolita prostytutka
kedeshah – ogólna nazwa świętych prostytutek. Dzieliły się one na:
entu – arcykapłanka, przełożona kapłanek, prawa ręka bogini Isztar
qadishtu – święta kobieta, kapłanka, prostytutka
naditu – kapłanka, którą obowiązywała wstrzemięźliwość seksualna. Zajmowała się finansami, zarządzaniem posiadłościami należącymi do bogini i handlemURUK, Rok 2624 p.n.e.
Był chłodny poranek, słońce nie wzeszło jeszcze nad dachy miasta i ulice wciąż spowijały długie cienie.
Mężczyźni powlekli za sobą kobietę z osłoniętą twarzą. Była poobijana, jęczała przy każdym kroku. Luźne szaty przesiąkły krwią. W oczach miała cierpienie i strach. Na ulicy, niedaleko świątyni Inanny, mężczyźni przewiesili sznur przez jedną z belek, na których wspierał się dach domu miejscowego kupca i zawiązali pętlę. Widać było, że robili to już nieraz. Pętle starannie nasmarowali tłuszczem, żeby bez trudu się zaciskała. Nie patrzyli na siebie pracując, nie patrzyli na kobietę u swoich stóp. Chcieli skończyć jak najszybciej i wrócić do domów, do żon, do swojego życia. Postawili skrzynię, na którą bez namysłu weszła kobieta. Ona też chyba chciała mieć to już za sobą. Nałożono jej pętle na szyję i wtedy mężczyźni po raz pierwszy się zawahali. Wtedy, gdy robota była już skończona. Pozostało tylko ją zepchnąć.
Kobieta uchyliła nihab i splunęła na nich. Ślina była lepka i gęsta, trzymała się ust, więc skazana niewiele osiągnęła. Jedynie plunęła sobie na brodę. Los nie był dla niej łaskawy nawet w ostatnich chwilach życia. Westchnęła ciężko i zeskoczyła ze skrzyni. Pętla zacisnęła się gładko. Kobieta rzucała się przez chwilę szaleńczo, tak bardzo, że belka do której była przywiązana zaczęła trzeszczeć, aż w końcu znieruchomiała. Spomiędzy sztywnych jak kołki nóg spłynęła strużka ciemno - żółtego moczu.
Mężczyźni zabrali skrzynię i odeszli pośpiesznie. Gapie, którzy przystanęli na chwilę, żeby się przyjrzeć ruszyli w swoją stronę, uważając, żeby nie wdepnąć w żółtą kałużę. Kramarze nieopodal rozstawiali swoje stoiska, urzędnicy spieszyli się do pracy. Uruk zaczynało budzić się do życia.
Isztar (Inanna) - bogini miłości i wojny, ponoć zaproponowała małżeństwo Gilgameszowi, ale ten jej odmówił, a następnie wraz ze swoim przyjacielem zabili nasłanego przez nią z zemsty bykołaka.
Kilka miesięcy wcześniej
Najpierw zobaczyli ptaki. Wielkie stada lecące z północy na południe. Było ich tak dużo, że przykryły całe niebo, zasłoniły słońce. Potem przez wieś przebiegły zwierzęta. Lwy biegły obok kozic, pantery obok antylop. Jednak zwierzęta nie zwracały na siebie uwagi ani na ludzi z wioski. Uciekały przed czymś, co przerażało je bardziej niż drapieżniki albo ludzie. A kiedy wszystkie już popędziły na południe także kilku maruderów – zwierzęta zbyt stare albo chore, żeby dotrzymać reszcie kroku – zapadła cisza. Cisza straszna, mrożąca krew w żyłach, okrutna.
W nocy usłyszeli bębny. Miarowe dudnienie, które co chwila gwałtownie się urywało, żeby dać pole do wybrzmienia dźwięku jeszcze bardziej przerażającego – gromkiego, rozrywającego ciszę: Huuu. Okrzyku wyrwanego z tysięcy gardeł. Wrogowie szli na Uruk. Wrogowie szli na Uruk!
Pojawili się następnej nocy tuż po zmierzchu. Zapłonęły chaty, zapłonęli ludzie jak żywe pochodnie. Rozbrzmiały krzyki gwałconych kobiet. Wojowie, nie mogąc doczekać się swojej kolejki, gwałcili je po trzech, czterech naraz. Wtykali swoje przyrodzenia we wszystkie otwory jakie kobietom dała natura. Wyrzynano mężczyzn, niemowlęta chwytano za nóżki i rozrywano albo wrzucano do ognia. Krew spłynęła po wysuszonej, spalonej słońcem ziemi.
Wyszła z bitewnego dymu naga, przyozdobiona klejnotami. Odpędziła wojów od jednej z gwałconych dziewcząt i kazała jej wstać.
– Nie chcesz być gwałcona, to wytnij sobie kobiecość – powiedziała.
– Błagam…
– Wytnij ją sobie! – rozkazała, podając jej sztylet.
Dziewczyna wolałaby zginąć, przebić się tym ostrzem niż okaleczyć w taki sposób, ale Jej nie mogła się przeciwstawić. Każdemu tylko nie Jej. Zrobiła to, wyjąc w niebogłosy. Krew spływała po jej nagich udach. Bogini odebrała jej kawałek ciała, który już do niej nie należał i włożyła sobie do ust.
Matka dziewczyny chciała podbiec do córki, ale bogini jej nie pozwoliła. Zaklęciem powaliła ją na kolana, a potem zwróciła się do niej, żując w ustach ciało jej dziecka.
– Wezmę twoją córkę – powiedziała bogini. – Szamchad należy do mnie. Wypraw ją do Uruk albo spalę wszystko i zabiję każdego, kto stanie mi na drodze. Jej dusza należy do mnie.
Z kącików ust bogini wypływała krew, skapując na jej nagie piersi.
* * *
Kobieta przerwała pracę i zerknęła z niepokojem na niebo. Zanosiło się na burzę piaskową. Drugi raz na przestrzeni zaledwie kilku dni. Bogowie musieli być mocno rozgniewani. Westchnęła i wróciła do swoich zajęć. Nie na długo. Na tle ciemnogranatowego nieba zamajaczyła okutana w długie szaty postać. Biegła. Potknęła się i upadła, na chwilę niknąc w szarym pyle, ale po chwili się podniosła i ponownie puściła biegiem. Kobieta odłożyła motyczkę i zmrużyła oczy. Musiało stać się coś złego. Patrzyła na biegnącą postać z rosnącym niepokojem. Narodził się w dole brzucha i z każdą chwilą przybierał na sile. Lodowaty, kłujący niepokój czekający tylko na to, żeby przerodzić się w prawdziwy strach. Zwłaszcza, że rozpoznała biegnącą postać.
– Dziś w nocy przyszła do mnie Isztar – wysapała jej młodsza siostra, gdy wreszcie dotarła na miejsce i chwyciła ją za rękaw, żeby utrzymać ciało na drżących ze zmęczenia nogach. – Była całkiem naga, w ręku trzymała włócznię, a jej oczy… Były czerwone i gorejące jak rozżarzone węgle z ogniska.
Ludzie Sumeru często mylili sny z jawą, przykładając do nich zbyt dużą miarę, traktując majaki jako boskie objawienia.
– To tylko sen, siostro – powiedziała kobieta uspokajająco. – Nie przejmuj się tak bardzo zwykłym snem.
– To nie byle sen. Nie tym razem. To przepowiednia. Popatrz tylko na niebo!
Kobieta zrobiła to niechętnie. Niebo zrobiło się już całkiem czarne. Po plecach przebiegły jej dreszcze. A kiedy siostra opowiedziała swój sen ze wszystkimi szczegółami, zimne dreszcze na jej ciele jeszcze się wzmogły. Chciała powiedzieć, żeby wróciła do domu i przestała się tym przejmować, chciała ją pocieszyć, jak robiła to wielokrotnie, ale zanim otworzyła usta zerwał się wiatr, porywając ze sobą piasek pustyni i uderzył prosto w stojące kobiety, jakby specjalnie celując, chcąc zrobić im krzywdę.
– Odpraw ją! – wrzasnęła ustami pełnymi piasku. – Wypraw ją do Uruk!
Ciekawe jest to, że kobieta nigdy nie przyznała się do tego, że wypowiedziała właśnie te słowa. Twierdziła, że z całych sił odradzała siostrze oddanie córki królowej nierządnic. Morderczej bogini seksualnej rozwiązłości, nagiej bogini wojny pijącej krew pokonanych wojowników. Nigdy nie pozwoliłaby siostrze powierzyć własnej córki komuś takiemu. Przenigdy!CZĘŚĆ 1/2, SZKIELET
Irak, rok 2025 n.e.
Nazywał się najbardziej typowo, jak tylko może się nazwać facet w jego kraju. John Simith. To dodatkowe „i” trochę go ratowało, bo inaczej byłoby: John Smith. A to byłaby już gruba przesada. John Simith Junior – JSJ. Kretyński zlepek liter.
Właśnie zaparzył sobie świeżej kawy, gdy do baraku wpadła Joana Carter–Wagner. To drugie nazwisko nosiła dumnie po swoim byłym mężu, Niemcu. Joana była piękną blondynką o długich włosach i niebieskich, może trochę zielonkawych, oczach i małym, ale idealnie jędrnym biuście. Wiedział to, bo Joana nie zakładała biustonosza pod bluzki. Któregoś dnia nawet napisał na kartce: John i Joana Simith, żeby sprawdzić jak to wygląda. Wyglądało głupio, dziecinnie, więc kartkę pogniótł i wyrzucił do kosza.
– To jest bardzo zagadkowe, John – powiedziała, siadając na jego biurku. – Naprawdę sądzisz, że to grobowiec Isztar?
Odchyliła włosy z czoła i spojrzała na niego z góry. Była zaczerwieniona na twarzy i wyraźnie podekscytowana. Właśnie wróciła z wykopu, gdzie zobaczyła to na własne oczy.
– Jest ubrana w strój, który mogła nosić tylko królowa lub bogini. Na przegubach ma złote bransolety, w dłoniach trzyma insygnia, które znamy z rzeźb. Wszystko pasuje!
– A wiek szkieletu?
– Musimy zrobić dokładne analizy. Jeszcze nie dojechał cały sprzęt potrzebny do badań. No i czekamy też na zespół z Polski. Wieczorem odbieram ich z lotniska.
– Z Polski?
– Co w tym takiego dziwnego? – zdziwił się John.
– Dlaczego akurat z Polski, a nie z Wielkiej Brytanii, Francji albo na przykład ze Szwecji? Profesor Lars Bergstrom ze Sztokholmu nieraz już z nami współpracował i ma świetnych ludzi…
– Nie powiedzieli ci o drzeworytach?
– O czym?
John upajał się chwilą. Miał wiadomość, która powaliłaby konia. A Joana tak pięknie umiała się niecierpliwić. I właśnie to robiła, marszcząc czoło i pukając nerwowo palcami w blat biurka.
– O czym mi nie powiedzieli?! – powtórzyła pytanie.
– W tym samym wykopie znaleźliśmy zapiski na drewnie. Pień drzewa, chyba cedru, został pocięty na plastry i na każdym z nich są zapiski. Cała książka. Użyto rylca, szczeliny wypełniono węglem drzewnym.
– Sumerowie posługiwali się pismem klinowym.
– Zapiski są w języku… polskim.
Joana nerwowo potrząsnęła głową i zabrała swoje uda z biurka. Oraz całą resztę ciała.
– Fałszywka! – zawyrokowała, wydymając wargi.
– Potwierdzimy wszystko, gdy dojedzie reszta sprzętu, ale wstępna analiza wskazuje ten sam okres, z którego, jak się domyślamy, pochodzi szkielet.
– Drewno nie zachowałoby się tak długo.
– Zostało nasączone olejem i skamieniało – John czuł, że kobieta nie wierzy i ta jej niewiara zaczęła mu się udzielać. – Ktoś dobrze to wszystko przemyślał. Zostawił nam wiadomość.
– Polak w starożytnym Sumerze? – prychnęła Joana. – Czy właśnie to chcesz mi powiedzieć, John?
Poczuł ucisk w żołądku. Mieszaninę zawodu, że nie podzielała jego entuzjazmu i strachu, że ją traci, że nigdy nie będzie Joany i Johna Simith. I jak wystraszone zwierzę zareagował w naturalny dla zwierząt sposób: agresją.
– Tak sądzę! Może kiedyś uda się wynaleźć sposób podróżowania w czasie – wrzasnął. – A to jest dowód na to „może”! Odkryliśmy nie tylko przeszłość, ale i naszą przyszłość, Joana. Rozumiesz?! To ciekawsze niż szkielety, niż starożytność. To klucz do Nobla!
– Raczej klucz do domu wariatów. Spal to gówno zanim ktoś się o tym dowie! – odwrzasnęła mu i wyszła, trzaskając drzwiami.
– Wiesz co myślę? – John dopadł do okna i otworzył je tuż nad głową oddalającej się kobiety. – Ktoś przeniósł się w czasie i zabił ją. Zmarła ma na odcisku szyjnym głęboką rysę. Znaleźliśmy w niej mikroślady żelaza, węgla, chromu i niklu. Rozumiesz? Stal kwasoodporna! W epoce, kurwa, brązu! Te zapiski powiedzą nam dlaczego on to zrobił. To zapiski mordercy!
Joana na niego nie spojrzała. Szła dalej drobnymi, nerwowymi kroczkami. Nawet nie pokazała mu „faka”. John i Joana Simith odjechali w niebyt.