- W empik go
Iwan Teodorowicz Szpońka i jego ciocia. Иван Фёдорович Шпонька и его тётушка - ebook
Iwan Teodorowicz Szpońka i jego ciocia. Иван Фёдорович Шпонька и его тётушка - ebook
Książka w dwóch wersjach językowych: polskiej i rosyjskiej. Iwan Szpońka to młody mężczyzna, który, choć nie jest zbyt bystry, to jednak umie zadbać o swoje sprawy. Został mianowany przewodniczącym w swojej klasie, gdy był młody, chociaż było kilku znacznie lepszych od niego, i zdobył sympatię jednego z najbardziej przerażających nauczycieli w szkole. Potem zaczyna służbę w wojsku i dorobiwszy się szarży porucznika, przechodzi na emeryturę. Dostaje list od ciotki, że musi wrócić do domu, aby objąć swoje gospodarstwo. Po drodze w gospodzie spotyka grubego właściciela ziemskiego Grigorija Grigoriewicza, który informuje go, że mieszka w pobliżu gospodarstwa Iwana i prosi go, aby odwiedził go, gdy tam dotrze. Potem pojawia się dość zabawny wątek miłosny… Czytając tę książkę, można wypocząć przy lekturze, jak również się pośmiać.
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7639-161-8 |
Rozmiar pliku: | 120 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ta historja miała swoją historję: opowiadał mi ją przyjeżdżający z Hadziacza Stefan Iwanowicz Kuroczka.
Wiedzieć należy, że pamięć moja — ani opowiem — jak jest lichą! mów, czy nie mów na jedno wyjdzie. Zupełnie jakbyś lał wodę do rzeszota. Znając już siebie, umyślnie go prosiłem, by tę historyjkę sam raczył napisać w porządnym seksternie. Daj mu Boże zdrowie, człowiek ten zawsze łaskaw na mnie, nie ociągał się i napisał. Schowałem ją do maleńkiego stolika; musicie go sobie przypominać: stoi w kącie, tuż przy drzwiach... Otóż masz! na wieki zapomniałem, żeście nigdy u mnie nie byli.
Staruszka moja, z którą już od lat trzydziestu razem mieszkamy, od kiedy żyje, nie miała w ręku elementarza — co prawda, to prawda!... Otóż niejakiego czasu uważałem, że ona piecze pierożki na jakimś papierze. A pierożki, kochani czytelnicy, piecze ona przewybornie; lepszych na całym świecie nie znajdziecie. Spojrzałem jakoś na spodek pierożka — patrzę: pismo!... Jakby przeczuło moje serce: zaglądam do stolika — nie ma połowy seksterna! końcowe stronice powyciągała stara na pierożki. Co tu począć? jużcić bić się nie wypada na starość!
W przeszłym roku zdarzyło mi się przejeżdżać przez Hadziacz; nie dojeżdżając do miasta, umyślnie zawiązałem węzełek, aby nie zapomnieć poprosić pana Stefana o dokończenie historji. Nie dość na tem: dałem sobie słowo — skoro kichnę w mieście, wnet sobie o nim przypomnieć. Gdzie zaś! przejechałem miasto, kichnąłem, nawet nosa otarłem chustka, a w głowie ani zaświtało! dopiero przyszło mi na myśl, kiedy już byłem o wiorst sześć za rogatką. Nie ma co, muszę drukować niedokończoną historję. Zresztą, gdyby kto życzył sobie koniecznie mieć dalszy ciąg tej powieści, tedy niechaj pojedzie do Hadziacza i poprosi o to pana Stefana. On z największą przyjemnością wszystko opowie, choćby miał zacząć od początku. Mieszka tuż obok murowanej cerkwi. Za nią nie wielka przecznica, a gdy się w nią wejdzie — będą drugie czy trzecie wrota. Ale nawet jeszcze: skoro się spostrzeże na podwórzu wielką tykę z wierzby i wyjdzie na wasze spotkanie gruba baba w zielonej spódnicy, (nie od rzeczy będzie zanotować w nawiasie, że on jest kawalerem), to będzie to jego podwórze. Zresztą można go spotkać na rynku, gdzie co rana bywa do dziewiątej godziny, kupuje na objad rybę, a także zielone, i gawędzi z ojcem Antypem, albo z Josiem szynkarzem. Łatwo go poznać, bo nikt inny nie ma kolorowych pantalonów z flaneli, i takiego jak on surduta z żółtej kitajki. Oto jeszcze jeden znak: gdy chodzi, to zawsze macha rękami. Jeszcze bywało nieboszczyk prezes, Denys Piotrowicz, kiedy go zdaleka zobaczy, woła:
— Patrzcie, patrzcie, już się sunie wiatrak!I. Iwan Teodorowicz Szpońka
I Już od lat czterech Iwan Fedorowicz zostaje w dymisji i mieszka w swym futorze Wytrebeńkach. Będąc jeszcze tylko Jasiem, kształcił się on w Hadziackiej powiatowej szkole, i wyznać należy: był najprzyzwoitszym i najpilniejszym chłopcem. Nauczyciel rossyjskiej gramatyki, pan Nikifor Imiesłów, zwykle mawiał, że gdyby wszyscy jego uczniowie byli tak pilnymi jak Szpońka, to nauczyciel nigdyby nie przynosił z sobą do klasy dębowej linijki, która go, jak się sam. przyznawał, aż do umęczenia przyprowadzała od ciągłego bicia w łapy leniuchów i swawolników.
Sekstern jego zawsze był czyściutki, całkowicie poliniowany, bez najmniejszej plamki. Siedział zawsze skromnie, mając złożone ręce i skierowane oczy na nauczyciela, i nigdy nie przypinał na plecach siedzącemu przed nim koledze papieru, nie krajał ławki i nie bawił się do przyjścia nauczyciela w ciuciubabkę. Komu tylko potrzebny był scyzoryk do temperowania pióra, natychmiast udawał się do Iwana Teodorowicza, wiedząc naprzód, że u niego zawsze musi być scyzoryk, i Iwan Teodorowicz, podówczas jeszcze tylko Jasio, dobywał go ze skórzanego futeralika, przywieszonego do pętelki szaraczkowego surducika, i dawał pod tym jednakże warunkiem, by nie skrobano pióra ostrą stroną scyzoryka, gdyż na to przeznaczona tępa jego strona. Taka przyzwoitość zwróciła nań uwagę nawet groźnego nauczyciela łaciny, którego sam kaszel w sieniach, zanim jeszcze wsuwał się we drzwi jego strzępkowaty płaszcz i twarz upstrzona ospą, wywoływał przestrach w całej klasie. Ten straszny nauczyciel, u którego na katedrze leżało zawsze parę wiązek rózek, a połowa słuchaczy w klasie klęczała, zrobił Iwana Teodorowicza audytorem, chociaż w klasie znajdowało się wielu, bardziej zdolnych od niego.
Tu nie możemy pominąć wypadku, który miał wpływ na całe jego życie. Jeden z podwładnych mu uczniów, chcąc zmusić swego audytora do napisania w notach scit wówczas, kiedy wcale lekcji swej nie umiał, przyniósł do klasy w papierku blina, oblanego masłem. Iwan Teodorowicz, chociaż zawsze trzymał się zasad sprawiedliwości, tym razem będąc głodnym, nie zdołał oprzeć się pokusie: wziął blina, położył przed sobą książkę i zaczął go spożywać, a cała uwaga audytora tak była pochłonięta tą delicją, że ani spostrzegł, gdy w klasie ucichło raptownie, jakby mak siano, i dopiero wtedy ocknął on się z przestrachu, gdy groźna ręka, wydobywszy się z pod strzępiastego płaszcza, schwyciła go za ucho i wyciągnęła na środek klasy.
— Dawaj tu blina! słyszysz, mówię ci, dawaj hultaju! — piorunująco zawołał nauczyciel; porwał nadjedzonego blina i wyrzucił go przez okno, pod karą zabroniwszy biegającym po dworze żakom podejmować go. Następnie schwytanego tuż na gorącym uczynku Iwana Teodorowicza tęgo wygrzmocił w łapę — i bardzo słusznie: ręce winny, bo brały, nie zaś inna część ciała.
Jakby to nie było; ale od tej pory i tak już bojaźliwy, stał się Iwan bardziej jeszcze lękliwym. Bardzo być może, że ten sam wypadek był przyczyną, że nigdy nie powstała w nim chęć do cywilnej służby, widząc w praktyce, ze nie zawsze udaje się wyjść na czysto z biedy.
Omal że nie piętnaście lat miał już, kiedy wstąpił do drugiej klasy, gdzie zamiast skróconego katechizmu i czterech działań arytmetycznych, wziął się do katechizmu obszernego, książki o powinnościach człowieka i do ułamków. Ale obaczywszy, że im dalej w las, tem więcej drzew, a przy tem otrzymawszy wiadomość, że tatko pożegnał się ze światem, przesiedział w szkole jeszcze lat parę, i za zgodą mamy, wstąpił wreszcie do P*** piechotnego pułku.
P*** piechotny pułk nie był z rodzaju tych, które stanowią większość piechotnych pułków, i chociaż najczęściej kwaterował po wioskach, stał jednak na takiej stopie, że nie ustępował wielu pułkom kawalerzyskim. Większa część oficerów pijała wymorozki, i nie gorzej od huzarów umiała targać żydów za pejsy. Kilku z nich umiało nawet tańczyć mazura, o czem pułkownik P*** pułku, będąc w towarzystwie, nigdy nie omieszkał donieść:
— U mnie, — mawiał on zwykle, trzepiąc siebie po brzuchu za każdym wyrazem, — są tacy, co tańczą mazura; nawet wielu jest takich, bardzo wielu.
Ażeby zaś czytelników bardziej jeszcze oświecić o wykształceniu ogólnem pułku P***, dodam, że było dwóch oficerów, zapalonych graczów w sztosa, którzy przegrywali mundur, czapkę, płaszcz, temlak, a nawet buty, co nie zawsze zresztą i między kawalerzystami napotkać się daje.
Towarzystwo wszakże takich kolegów, bynajmniej nie zmniejszyło lękliwości Iwana Teodorowicza; a ponieważ nie pijał wymorozek, przekładając nad nie kieliszeczek wódki przed objadem i kolacją, nie tańczył mazura i nie grał w sztosa, to naturalnie, musiał zawsze być samotnym. Tak więc, gdy inni zaglądali do okolicznych szlacheckich domów, on zamykał się w pokoju, czas swój poświęcając ćwiczeniom, będącym właściwością usposobień rzewnych i odznaczających jego dobroć: czyścił guziki, albo odczytywał „Wyrocznie Salomona,” to znowu rozstawiał w każdym kącie swego pokoju pułapki na myszy, a wreszcie zdjąwszy z siebie mundur, leżał na łóżku.
Za to w całym pułku nie było nikogo, któryby mógł się pochwalić taką akuratnością, jak Iwan Teodorcwicz; a plutonem swoim tak komenderował, że dowódzca kompanii zawsze stawiał go za wzór innym. Za to w bardzo prędkim czasie, bo w jedenaście lat po otrzymaniu pierwszej rangi chorążego, awansowano go na podporucznika.
W tym to już czasie dowiedział się on, że mama przeniosła się do wieczności, a ciocia, rodzona siostra mamy, którą on znał dla tego tylko, że kiedy był jeszcze dzieckiem, przywoziła mu, a później przysyłała nawet do Hadziacza suszone gruszki i przez nią samą preparowane smaczne pierniki, (z mamą żyła ona w niezgodzie, i dla tego później nie widywał już Iwan Teodorowicz swej ciotki) — ta tedy ciocia, przez wrodzoną dobroć serca, wzięła się do gospodarowania w jego nie wielkim mająteczku, o czem w swoim czasie uwiadomiła siostrzeńca listownie.
Iwan Teodorowicz całkowicie polegając na ekonomicznych i nieekonomicznych zdolnościach cioci, pozostał nadal w swoim obowiązku. Każdy inny na jego miejscu, mając taką rangę, wzbiłby się w pychę; lecz pycha wcale obcą mu była, i zostawszy porucznikiem, był tymże samym Iwanem Teodorowiczem, jakim był niegdyś, gdy się jeszcze tytułował praporszczykiem.
Przesłużywszy lat cztery po tem w życiu jego niepośledniem wydarzeniu, wybierał się już ze swoim pułkiem z Białorusi do Wielkiej Rossji, gdy otrzymał list tej treści:
„Kochany siostrzeńcze Iwanie Teodorowiczu!
„Posyłam ci bieliznę — pięć par nicianych skarpetek i cztery cieńkich koszul, a przytem chcę ci zakomunikować pewną wiadomość; ponieważ masz już nie małą rangę, co sądzę, wiadomo tobie, i doszedłeś do tego wieku, że pora pomyśleć i o gospodarce, to nie masz potrzeby więcej służyć wojskowo. Jestem już wiekowa i nie mogę sama wszystkiego doglądnąć w twoim gospodarstwie; a przytem osobiście mam jeszcze dużo z tobą do pomówienia. Przyjeżdżaj, Jasiu! Czekając z niecierpliwością twego przybycia, pozostaję szczerze kochającą cię ciotką
Bazylidą Cupczewską.”
P. S. Cudna u nas w ogrodzie wyrosła rzepa, raczej do kartofli podobna, niż do rzepy.
W tydzień po otrzymaniu tego listu, Iwan Teodorowicz wystosował taką odpowiedź:
„Wielmożna Pani, ciociu Bazylido Kasparówno!
„Bardzo dziękuję cioci za przysłaną bieliznę. Zwłaszcza skarpetki moje bardzo stare tak, że nawet dieńszczyk cerował je cztery razy, przez co bardzo zrobiły się ważkie. Odnośnie zaś do ciocinego zdania o mojej służbie, w pełni się zgadzam, i onegdaj podałem się do dymisji; a skoro otrzymam takową, najmę podwodę. Dawniejszego ciocinego zlecenia, na konto nasienia pszenicy, sybirskiej arnautki, nie mogłem wykonać; w całej Białorusi niema takowej. Nierogaciznę karmią tu najczęściej brahą, dodając nieco piwnego wyskoku.
„Z zupełnym szacunkiem pozostaję Wielmożnej Pani cioci siostrzeńcem
Iwanem Szpońką”
Nareszcie Iwan Teodorowicz otrzymał dymisję, w randze porucznika; najął za czterdzieści rubli bałagułę żyda z Mohylowa do Hadziacza, i siadł do bryczki o tym samym czasie, kiedy drzewa okryły się młodemi, niezbyt jeszcze licznemi listkami, cała ziemia ubrała się w świeżą zieloną szatę, a wszystkie łąki wiały zapachem wiosny.Иван Фёдорович Шпонька и его тётушка
С этой историей случилась история: нам рассказывал ее приезжавший из Гадяча Степан Иванович Курочка. Нужно вам знать, что память у меня, невозможно сказать, что за дрянь: хоть говори, хоть не говори, все одно. То же самое, что в решето воду лей. Зная за собою такой грех, нарочно просил его списать ее в тетрадку. Ну, дай бог ему здоровья, человек он был всегда добрый для меня, взял и списал. Положил я ее в маленький столик; вы, думаю, его хорошо знаете: он стоит в углу, когда войдешь в дверь… Да, я и позабыл, что вы у меня никогда не были. Старуха моя, с которой живу уже лет тридцать вместе, грамоте сроду не училась; нечего и греха таить. Вот замечаю я, что она пирожки печет на какой-то бумаге. Пирожки она, любезные читатели, удивительно хорошо печет; лучших пирожков вы нигде не будете есть. Посмотрел как-то на сподку пирожка, смотрю: писаные слова. Как будто сердце у меня знало, прихожу к столику — тетрадки и половины нет! Остальные листки все растаскала на пироги. Что прикажешь делать? на старости лет не подраться же!
Прошлый год случилось проезжать чрез Гадяч. Нарочно еще, не доезжая города, завязал узелок, чтобы не забыть попросить об этом Степана Ивановича. Этого мало: взял обещание с самого себя — как только чихну в городе, то чтобы при этом вспомнить о нем. Все напрасно. Проехал чрез город, и чихнул, и высморкался в платок, а все позабыл; да уже вспомнил, как верст за шесть отъехал от заставы. Нечего делать, пришлось печатать без конца. Впрочем, если кто желает непременно знать, о чем говорится далее в этой повести, то ему сто́ит только нарочно приехать в Гадяч и попросить Степана Ивановича. Он с большим удовольствием расскажет ее, хоть, пожалуй, снова от начала до конца. Живет он недалеко возле каменной церкви. Тут есть сейчас маленький переулок: как только поворотишь в переулок, то будут вторые или третьи ворота. Да вот лучше: когда увидите на дворе большой шест с перепелом и выйдет навстречу вам толстая баба в зеленой юбке (он, не мешает сказать, ведет жизнь холостую), то это его двор. Впрочем, вы можете его встретить на базаре, где бывает он каждое утро до девяти часов, выбирает рыбу и зелень для своего стола и разговаривает с отцом Антипом или с жидом-откупщиком. Вы его тотчас узнаете, потому что ни у кого нет, кроме него, панталон из цветной выбойки и китайчатого желтого сюртука. Вот еще вам примета: когда ходит он, то всегда размахивает руками. Еще покойный тамошний заседатель, Денис Петрович, всегда, бывало, увидевши его издали, говорил: «Глядите, глядите, вон идет ветряная мельница!»I. Иван Федорович Шпонька
Уже четыре года, как Иван Федорович Шпонька в отставке и живет в хуторе своем Вытребеньках. Когда был он еще Ванюшею, то обучался в гадячском поветовом училище, и надобно сказать, что был преблагонравный и престарательный мальчик. Учитель российской грамматики, Никифор Тимофеевич Деепричастие, говаривал, что если бы все у него были так старательны, как Шпонька, то он не носил бы с собою в класс кленовой линейки, которою, как сам он признавался, уставал бить по рукам ленивцев и шалунов. Тетрадка у него всегда была чистенькая, кругом облинеенная, нигде ни пятнышка. Сидел он всегда смирно, сложив руки и уставив глаза на учителя, и никогда не привешивал сидевшему впереди его товарищу на спину бумажек, не резал скамьи и не играл до прихода учителя в тесной бабы. Когда кому нужда была в ножике очинить перо, то он немедленно обращался к Ивану Федоровичу, зная, что у него всегда водился ножик; и Иван Федорович, тогда еще просто Ванюша, вынимал его из небольшого кожаного чехольчика, привязанного к петле своего серенького сюртука, и просил только не скоблить пера острием ножика, уверяя, что для этого есть тупая сторона. Такое благонравие скоро привлекло на него внимание даже самого учителя латинского языка, которого один кашель в сенях, прежде нежели высовывалась в дверь его фризовая шинель и лицо, изукрашенное оспою, наводил страх на весь класс. Этот страшный учитель, у которого на кафедре всегда лежало два пучка розг и половина слушателей стояла на коленях, сделал Ивана Федоровича аудитором, несмотря на то что в классе было много с гораздо лучшими способностями.
Тут не можно пропустить одного случая, сделавшего влияние на всю его жизнь. Один из вверенных ему учеников, чтобы склонить своего аудитора написать ему в списке scit , тогда как он своего урока в зуб не знал, принес в класс завернутый в бумагу, облитый маслом блин. Иван Федорович, хотя и держался справедливости, но на эту пору был голоден и не мог противиться обольщению: взял блин, поставил перед собою книгу и начал есть. И так был занят этим, что даже не заметил, как в классе сделалась вдруг мертвая тишина. Тогда только с ужасом очнулся он, когда страшная рука, протянувшись из фризовой шинели, ухватила его за ухо и вытащила на средину класса. «Подай сюда блин! Подай, говорят тебе, негодяй!» — сказал грозный учитель, схватил пальцами масляный блин и выбросил его за окно, строго запретив бегавшим по двору школьникам поднимать его. После этого тут же высек он пребольно Ивана Федоровича по рукам. И дело: руки виноваты, зачем брали, а не другая часть тела. Как бы то ни было, только с этих пор робость, и без того неразлучная с ним, увеличилась еще более. Может быть, это самое происшествие было причиною того, что он не имел никогда желания вступить в штатскую службу, видя на опыте, что не всегда удается хоронить концы.
Было уже ему без малого пятнадцать лет, когда перешел он во второй класс, где вместо сокращенного катехизиса и четырех правил арифметики принялся он за пространный, за книгу о должностях человека и за дроби. Но, увидевши, что чем дальше в лес, тем больше дров, и получивши известие, что батюшка приказал долго жить, пробыл еще два года и, с согласия матушки, вступил потом в П*** пехотный полк.
П*** пехотный полк был совсем не такого сорта, к какому принадлежат многие пехотные полки; и, несмотря на то, что он большею частию стоял по деревням, однако ж был на такой ноге, что не уступал иным и кавалерийским. Большая часть офицеров пила выморозки и умела таскать жидов за пейсики не хуже гусаров; несколько человек даже танцевали мазурку, и полковник П*** полка никогда не упускал случая заметить об этом, разговаривая с кемнибудь в обществе. «У меня-с, — говорил он обыкновенно, трепля себя по брюху после каждого слова, — многие пляшут-с мазурку; весьма многие-с; очень многие-с». Чтоб еще более показать читателям образованность П*** пехотного полка, мы прибавим, что двое из офицеров были страшные игроки в банк и проигрывали мундир, фуражку, шинель, темляк и даже исподнее платье, что не везде и между кавалеристами можно сыскать.
Обхождение с такими товарищами, однако же, ничуть не уменьшило робости Ивана Федоровича. И так как он не пил выморозок, предпочитая им рюмку водки пред обедом и ужином, не танцевал мазурки и не играл в банк, то, натурально, должен был всегда оставаться один. Таким образом, когда другие разъезжали на обывательских по мелким помещикам, он, сидя на своей квартире, упражнялся в занятиях, сродных одной кроткой и доброй душе: то чистил пуговицы, то читал гадательную книгу, то ставил мышеловки по углам своей комнаты, то, наконец, скинувши мундир, лежал на постеле. Зато не было никого исправнее Ивана Федоровича в полку. И взводом своим он так командовал, что ротный командир всегда ставил его в образец. Зато в скором времени, спустя одиннадцать лет после получения прапорщичьего чина, произведен он был в подпоручики.
В продолжение этого времени он получил известие, что матушка скончалась; а тетушка, родная сестра матушки, которую он знал только потому, что она привозила ему в детстве и посылала даже в Гадяч сушеные груши и деланные ею самою превкусные пряники (с матушкой она была в ссоре, и потому Иван Федорович после не видал ее), — эта тетушка, по своему добродушию, взялась управлять небольшим его имением, о чем известила его в свое время письмом. Иван Федорович, будучи совершенно уверен в благоразумии тетушки, начал по-прежнему исполнять свою службу. Иной на его месте, получивши такой чин, возгордился бы; но гордость совершенно была ему неизвестна, и, сделавшись подпоручиком, он был тот же самый Иван Федорович, каким был некогда и в прапорщичьем чине. Пробыв четыре года после этого замечательного для него события, он готовился выступить вместе с полком из Могилевской губернии в Великороссию, как получил письмо такого содержания:
«Любезный племянник,
Иван Федорович!
Посылаю тебе белье: пять пар нитяных карпеток и четыре рубашки тонкого холста; да еще хочу поговорить с тобою о деле: так как ты уже имеешь чин немаловажный, что, думаю, тебе известно, и пришел в такие лета, что пора и хозяйством позаняться, то в воинской службе тебе незачем более служить. Я уже стара и не могу всего присмотреть в твоем хозяйстве; да и действительно, многое притом имею тебе открыть лично. Приезжай, Ванюша; в ожидании подлинного удовольствия тебя видеть, остаюсь многолюбящая твоя тетка.
Василиса Цупчевська.Чудная в огороде у нас выросла репа: больше похожа на картофель, чем на репу».
Через неделю после получения этого письма Иван Федорович написал такой ответ:
«Милостивая государыня, тетушка
Василиса Кашпоровна!
Много благодарю вас за присылку белья. Особенно карпетки у меня очень старые, что даже денщик штопал их четыре раза и очень оттого стали узкие. Насчет вашего мнения о моей службе я совершенно согласен с вами и третьего дня подал в отставку. А как только получу увольнение, то найму извозчика. Прежней вашей комиссии, насчет семян пшеницы, сибирской арнаутки, не мог исполнить: во всей Могилевской губернии нет такой. Свиней же здесь кормят большею частию брагой, подмешивая немного выигравшегося пива.
С совершенным почтением, милостивая государыня тетушка, пребываю племянником
Иваном Шпонькою».
Наконец Иван Федорович получил отставку с чином поручика, нанял за сорок рублей жида от Могилева до Гадяча и сел в кибитку в то самое время, когда деревья оделись молодыми, еще редкими листьями, вся земля ярко зазеленела свежею зеленью и по всему полю пахло весною.