- W empik go
Ja, nie ja - odbicie we śnie - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
25 sierpnia 2008
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Ja, nie ja - odbicie we śnie - ebook
Nicolas szukał siebie, pragnął oszukać przeznaczenie. Zakochany i nieszczęśliwy, czy odnajdzie swoje odbicie we śnie, który okazał się utopijnym - a może jednak realnym niebem? Ale czasem pragnienia nie wystarczą, by odwrócić czas, zatrzymać uczucia. Wrócić tam gdzie pojawia się miłość. Zatracić się, by odnaleźć szczęście.
Kategoria: | Powieść |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7564-117-2 |
Rozmiar pliku: | 866 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Książkę tę dedykuję Bubu
Fire
Obliczem zakazanego
Grzechu wirującego
Na wargach
Tańczą jak zaklęte
W śniegu łzy
Złotymi powiekami
Kształtują dotyk
Namiętnie przeklęty
Lecz chemicznie
Narkotyczny
Ty i ja
Nasze imperium
Prostokątnymi
Drogami
Splotły się
Ręce…
Całując noc
Śnij przeznaczeniem…
Już od pół godziny przedzieram się przez ogromną warstwę gryzącego, różowego pyłu. Nie mam siły iść. Nie wiem, gdzie się znalazłem. Czy żyję? Tak ciężko mi się oddycha, brakuje tchu i powietrza. I ten przeszywający ciało chłód, jakby ktoś zapomniał zamknąć za sobą olbrzymie okno. Rozglądam się. Widzę tylko kontury ludzkich twarzy, które są gdzieś obok.
Budzę się po trzydziestu minutach. Stoję wewnątrz długiej kolejki, a przede mną nieduża dziewczynka o błyszczących oczach. Sprawia wrażenie szczęśliwej. Jej promienny uśmiech dodaje mi sił. Nie widzę dokładnie postaci znajdujących się za mną, a właściwie nie wiem, czy ktoś tam jeszcze jest…
Patrzę na swoje ręce. Są całe w kurzu, a ja mam na sobie ciemne ubranie. Spoglądam ukradkiem na dziewczynkę, już jej tu nie ma. Zostałem sam? Gdzie się znajduję?
Podeszła do mnie postać ubrana całkowicie na biało i rzekła: „Udaj się do podziemi. Tam znajdziesz dalsze instrukcje”. Podała mi kopertę, na której widniały liczby 22.03.2006.13.10. Wpatrywałem się przez chwilę w tę tajemniczą kopertę, po czym zauważyłem kręte schody. Poszedłem w ich kierunku. Dalej drogę wskazywały żółte strzałki… Zobaczyłem drzwi, na których było napisane: Uderz mocno nie budząc przeznaczenia. Dreszcz przebiegł mi po plecach, wraz z tym okropnym chłodem, który poczułem wcześniej.
Drzwi same się uchyliły. Zajrzałem do środka. Był to przytulny pokoik z zieloną kanapą i niedopitą kawą na stoliku. Uwagę przykuwał wielki telewizor. Jakaś dziwna siła wepchnęła mnie do owego pokoju. Na krześle siedział czarny kot. Nikogo poza nim nie było w pomieszczeniu. Na szklanym stoliku znajdował się zegarek, który wskazywał godzinę trzynastą dziewięć. I nagle rozległ się dzwonek. Do środka weszła ta sama postać, tym razem ubrana na czarno. Spod ciemnego kaptura widać było jej białe włosy i zielono-szare oczy. Odwróciła wzrok i powiedziała: „Podaj mi kopertę”. Chciałem tak zrobić, ale zerwał się wiatr i koperta przepadła gdzieś w różowym pyle.
Jak zwykle wstałem z łóżka około godziny jedenastej, zaparzyłem mocnej pachnącej kawy, zjadłem sześć kanapek z pomidorem, nakarmiłem kota Futrzaka i wyszedłem.
Wróciłem przed osiemnastą. Podgrzałem obiad i włączyłem telewizor. Pokazywali właśnie wiadomości lokalne. „Jakiś wariat rzucił się z dachu!” – komentowała głośno prowadząca z miejsca zdarzenia.
Nagle poczułem nieodpartą chęć na naleśniki. Tak silną, jak nigdy do tej pory. Zajrzałem do lodówki. Na górnej półce były jajka, jogurt owocowy, karma dla kota, woda mineralna. Środkowa półka była pusta, natomiast na dolnej leżały moje ukochane pomidory, sałata i wczorajsze kotlety. Poszedłem spać około godziny dwudziestej pierwszej.
Już od pół godziny przedzieram się przez ogromną warstwę gryzącego, różowego pyłu… Znów jestem w tym samym miejscu?! Budzę się po trzydziestu minutach. Stoję wewnątrz długiej kolejki, a przede mną nieduża dziewczynka o błyszczących oczach, która sprawia wrażenie szczęśliwej. Jej promienny uśmiech dodaje mi sił. Nie widzę dokładnie postaci znajdujących się za mną, a właściwie nie wiem, czy ktoś tam jeszcze jest…
Patrzę na swoje ręce. Są całe w kurzu, a ja mam na sobie ciemne ubranie. Spoglądam ukradkiem na dziewczynkę, już jej tu nie ma. Zostałem sam? Gdzie się znajduję?
Podeszła do mnie postać ubrana całkowicie na biało i rzekła: „Udaj się do podziemi. Tam znajdziesz dalsze instrukcje”. Podała mi kopertę, na której widniały liczby 22.03.2006.13.10.
Wstałem z łóżka. Poczułem pragnienie. Wziąłem do ręki szklankę, ale byłem tak zaspany, że spadła na dywan.
Zapaliłem światło. Na fotelu siedział Futrzak. Przykryłem się kołdrą; próbowałem zasnąć, ale nie potrafiłem. Księżyc był w pełni i świecił mocnym światłem, podrażniał moje senne powieki.
Jak zwykle wstałem z łóżka około godziny jedenastej, zaparzyłem mocnej pachnącej kawy, zjadłem sześć kanapek z pomidorem, nakarmiłem kota Futrzaka i wyszedłem.
Wróciłem przed osiemnastą. W drodze powrotnej do domu zakupiłem gazetę. Usiadłem w fotelu i zacząłem czytać, najpierw drobne ogłoszenia, potem artykuł o tym człowieku, który skoczył dziewiętnastego marca z dachu. Pomyślałem sobie, jaki musiał być nieszczęśliwy, skoro był aż tak zdesperowany, żeby wejść na dach, rzucić wszystko i zapomnieć. Być może poszedł inną drogą, być może udał się w wędrówkę do lepszego świata. Poszedłem spać około godziny dwudziestej pierwszej.
Na krześle siedział czarny kot. Nikogo poza nim nie było w pomieszczeniu. Na szklanym stoliku znajdował się zegarek, który wskazywał godzinę 13.09. I nagle rozległ się dzwonek. Do środka weszła ta sama postać, tym razem ubrana na czarno. Przemówiła:
„Musisz zawrócić. Nie zasłużyłeś na skrzydła!”.
Jak zwykle wstałem z łóżka około godziny jedenastej, zaparzyłem mocnej pachnącej kawy, zjadłem sześć kanapek z pomidorem, nakarmiłem kota Futrzaka i wyszedłem…
– Dzień dobry!
– Witam.
– Jak się pan czuje? Czy bezsenność mija?
– Ostatnio nie mogę zasnąć, mam wrażenie snu na jawie…
– Czy przepisać mocniejsze środki nasenne?
– O tak, poproszę. Jak mam je przyjmować?
– Należy zażyć dwie tabletki, jak tylko poczuje się pan znużony. Wypisać dwie recepty?
– Może lepiej trzy. Będzie ze zniżką?
– Tak, zniżka obejmuje ten lek od 22 marca tego roku. Proszę zgłosić się za dwa miesiące do kontroli.
– Do widzenia.
– Żegnam pana.
Zapaliłem światło. Na fotelu siedział Futrzak. Przykryłem się kołdrą; próbowałem zasnąć, ale nie potrafiłem. Księżyc był w pełni i świecił mocnym światłem, podrażniał moje senne powieki.
Jak zwykle wstałem z łóżka około godziny jedenastej, zaparzyłem mocnej pachnącej kawy, zjadłem sześć kanapek z pomidorem, nakarmiłem kota Futrzaka i wyszedłem…
Wróciłem przed osiemnastą. Podgrzałem obiad i zacząłem czytać gazetę. Odwróciłem kartki, a moją uwagę przykuły nekrologi, gdyż 22 marca zmarły cztery osoby o imieniu Kamil, a ich nazwiska zaczynały się na literę K. Dziwny zbieg okoliczności – pomyślałem i położyłem się.
Jak zwykle wstałem z łóżka około godziny jedenastej, zaparzyłem mocnej pachnącej kawy, zjadłem sześć kanapek z pomidorem, nakarmiłem kota Futrzaka i wyszedłem, tym razem do sklepu. Po drodze kupiłem kwiatki w kwiaciarni – fiołki, uwielbiam fiołki. Poszedłem po zakupy na obiad.
– Dzień dobry.
– Witam szanownego klienta!
– Poproszę pomidory, chleb ze śliwką, karmę dla kota, wodę mineralną, sałatę i śmietanę…
– To wszystko?
– I jeszcze poproszę papierową torbę.
– Trzydzieści dwa złote.
– Dziękuję i życzę miłego dnia.
Szedłem ulicą i myślałem o fruwających aż do nieba bańkach mydlanych. Byłem się szczęśliwy, jak nigdy dotąd. Uśmiechałem się. Moje wargi muskał wiatr. Czułem się wolny, podróżowałem w myślach, marzyłem. Nagle zaczął padać deszcz. Niewielkie kropelki rozpryskiwały się na moich skroniach. Gdybym tylko potrafił cofnąć czas do dnia, w którym ujrzałem cię po raz ostatni… To była gwieździsta noc, a powietrze rześkie i przyjemne. Ale okropnie wiało.
– Dzień dobry.
– Witam.
– Jak się pan czuje? Czy bezsenność mija?
– Ostatnio nie mogę zasnąć, mam wrażenie snu na jawie…
– A coś poza tym dolega panu?
– Tak, ciągłe uczucie chłodu i lęk przestrzeni.
– To poważna sprawa. Musimy zwiększyć dawkowanie. Myślę, że powinien pan udać się na terapię zamkniętą
– Muszę się nad tym zastanowić. Przyjdę za tydzień i dam odpowiedź.
Spacerowałem długo ciemną ulicą. Wiatr kołysał drzewa. Czułem się wyobcowany. Przyspieszyłem kroku, ale szedłem ze spokojem, z dziwnym uczuciem, że jestem potrzebny. Księżyc był w pełni, a wszystko zdawało się takie realne. To, co czułem, było dziwnie niesamowite. Szedłem dalej tą samą zieloną ulicą, wśród tych samych alejek…
– Dzień dobry.
– Witam.
– Jak się pan czuje? Czy bezsenność mija?
– Nie doktorze, nie śpię już od ponad trzech tygodni.
– To niedobrze. Mam dla pana skierowanie na oddział…
Fire
Obliczem zakazanego
Grzechu wirującego
Na wargach
Tańczą jak zaklęte
W śniegu łzy
Złotymi powiekami
Kształtują dotyk
Namiętnie przeklęty
Lecz chemicznie
Narkotyczny
Ty i ja
Nasze imperium
Prostokątnymi
Drogami
Splotły się
Ręce…
Całując noc
Śnij przeznaczeniem…
Już od pół godziny przedzieram się przez ogromną warstwę gryzącego, różowego pyłu. Nie mam siły iść. Nie wiem, gdzie się znalazłem. Czy żyję? Tak ciężko mi się oddycha, brakuje tchu i powietrza. I ten przeszywający ciało chłód, jakby ktoś zapomniał zamknąć za sobą olbrzymie okno. Rozglądam się. Widzę tylko kontury ludzkich twarzy, które są gdzieś obok.
Budzę się po trzydziestu minutach. Stoję wewnątrz długiej kolejki, a przede mną nieduża dziewczynka o błyszczących oczach. Sprawia wrażenie szczęśliwej. Jej promienny uśmiech dodaje mi sił. Nie widzę dokładnie postaci znajdujących się za mną, a właściwie nie wiem, czy ktoś tam jeszcze jest…
Patrzę na swoje ręce. Są całe w kurzu, a ja mam na sobie ciemne ubranie. Spoglądam ukradkiem na dziewczynkę, już jej tu nie ma. Zostałem sam? Gdzie się znajduję?
Podeszła do mnie postać ubrana całkowicie na biało i rzekła: „Udaj się do podziemi. Tam znajdziesz dalsze instrukcje”. Podała mi kopertę, na której widniały liczby 22.03.2006.13.10. Wpatrywałem się przez chwilę w tę tajemniczą kopertę, po czym zauważyłem kręte schody. Poszedłem w ich kierunku. Dalej drogę wskazywały żółte strzałki… Zobaczyłem drzwi, na których było napisane: Uderz mocno nie budząc przeznaczenia. Dreszcz przebiegł mi po plecach, wraz z tym okropnym chłodem, który poczułem wcześniej.
Drzwi same się uchyliły. Zajrzałem do środka. Był to przytulny pokoik z zieloną kanapą i niedopitą kawą na stoliku. Uwagę przykuwał wielki telewizor. Jakaś dziwna siła wepchnęła mnie do owego pokoju. Na krześle siedział czarny kot. Nikogo poza nim nie było w pomieszczeniu. Na szklanym stoliku znajdował się zegarek, który wskazywał godzinę trzynastą dziewięć. I nagle rozległ się dzwonek. Do środka weszła ta sama postać, tym razem ubrana na czarno. Spod ciemnego kaptura widać było jej białe włosy i zielono-szare oczy. Odwróciła wzrok i powiedziała: „Podaj mi kopertę”. Chciałem tak zrobić, ale zerwał się wiatr i koperta przepadła gdzieś w różowym pyle.
Jak zwykle wstałem z łóżka około godziny jedenastej, zaparzyłem mocnej pachnącej kawy, zjadłem sześć kanapek z pomidorem, nakarmiłem kota Futrzaka i wyszedłem.
Wróciłem przed osiemnastą. Podgrzałem obiad i włączyłem telewizor. Pokazywali właśnie wiadomości lokalne. „Jakiś wariat rzucił się z dachu!” – komentowała głośno prowadząca z miejsca zdarzenia.
Nagle poczułem nieodpartą chęć na naleśniki. Tak silną, jak nigdy do tej pory. Zajrzałem do lodówki. Na górnej półce były jajka, jogurt owocowy, karma dla kota, woda mineralna. Środkowa półka była pusta, natomiast na dolnej leżały moje ukochane pomidory, sałata i wczorajsze kotlety. Poszedłem spać około godziny dwudziestej pierwszej.
Już od pół godziny przedzieram się przez ogromną warstwę gryzącego, różowego pyłu… Znów jestem w tym samym miejscu?! Budzę się po trzydziestu minutach. Stoję wewnątrz długiej kolejki, a przede mną nieduża dziewczynka o błyszczących oczach, która sprawia wrażenie szczęśliwej. Jej promienny uśmiech dodaje mi sił. Nie widzę dokładnie postaci znajdujących się za mną, a właściwie nie wiem, czy ktoś tam jeszcze jest…
Patrzę na swoje ręce. Są całe w kurzu, a ja mam na sobie ciemne ubranie. Spoglądam ukradkiem na dziewczynkę, już jej tu nie ma. Zostałem sam? Gdzie się znajduję?
Podeszła do mnie postać ubrana całkowicie na biało i rzekła: „Udaj się do podziemi. Tam znajdziesz dalsze instrukcje”. Podała mi kopertę, na której widniały liczby 22.03.2006.13.10.
Wstałem z łóżka. Poczułem pragnienie. Wziąłem do ręki szklankę, ale byłem tak zaspany, że spadła na dywan.
Zapaliłem światło. Na fotelu siedział Futrzak. Przykryłem się kołdrą; próbowałem zasnąć, ale nie potrafiłem. Księżyc był w pełni i świecił mocnym światłem, podrażniał moje senne powieki.
Jak zwykle wstałem z łóżka około godziny jedenastej, zaparzyłem mocnej pachnącej kawy, zjadłem sześć kanapek z pomidorem, nakarmiłem kota Futrzaka i wyszedłem.
Wróciłem przed osiemnastą. W drodze powrotnej do domu zakupiłem gazetę. Usiadłem w fotelu i zacząłem czytać, najpierw drobne ogłoszenia, potem artykuł o tym człowieku, który skoczył dziewiętnastego marca z dachu. Pomyślałem sobie, jaki musiał być nieszczęśliwy, skoro był aż tak zdesperowany, żeby wejść na dach, rzucić wszystko i zapomnieć. Być może poszedł inną drogą, być może udał się w wędrówkę do lepszego świata. Poszedłem spać około godziny dwudziestej pierwszej.
Na krześle siedział czarny kot. Nikogo poza nim nie było w pomieszczeniu. Na szklanym stoliku znajdował się zegarek, który wskazywał godzinę 13.09. I nagle rozległ się dzwonek. Do środka weszła ta sama postać, tym razem ubrana na czarno. Przemówiła:
„Musisz zawrócić. Nie zasłużyłeś na skrzydła!”.
Jak zwykle wstałem z łóżka około godziny jedenastej, zaparzyłem mocnej pachnącej kawy, zjadłem sześć kanapek z pomidorem, nakarmiłem kota Futrzaka i wyszedłem…
– Dzień dobry!
– Witam.
– Jak się pan czuje? Czy bezsenność mija?
– Ostatnio nie mogę zasnąć, mam wrażenie snu na jawie…
– Czy przepisać mocniejsze środki nasenne?
– O tak, poproszę. Jak mam je przyjmować?
– Należy zażyć dwie tabletki, jak tylko poczuje się pan znużony. Wypisać dwie recepty?
– Może lepiej trzy. Będzie ze zniżką?
– Tak, zniżka obejmuje ten lek od 22 marca tego roku. Proszę zgłosić się za dwa miesiące do kontroli.
– Do widzenia.
– Żegnam pana.
Zapaliłem światło. Na fotelu siedział Futrzak. Przykryłem się kołdrą; próbowałem zasnąć, ale nie potrafiłem. Księżyc był w pełni i świecił mocnym światłem, podrażniał moje senne powieki.
Jak zwykle wstałem z łóżka około godziny jedenastej, zaparzyłem mocnej pachnącej kawy, zjadłem sześć kanapek z pomidorem, nakarmiłem kota Futrzaka i wyszedłem…
Wróciłem przed osiemnastą. Podgrzałem obiad i zacząłem czytać gazetę. Odwróciłem kartki, a moją uwagę przykuły nekrologi, gdyż 22 marca zmarły cztery osoby o imieniu Kamil, a ich nazwiska zaczynały się na literę K. Dziwny zbieg okoliczności – pomyślałem i położyłem się.
Jak zwykle wstałem z łóżka około godziny jedenastej, zaparzyłem mocnej pachnącej kawy, zjadłem sześć kanapek z pomidorem, nakarmiłem kota Futrzaka i wyszedłem, tym razem do sklepu. Po drodze kupiłem kwiatki w kwiaciarni – fiołki, uwielbiam fiołki. Poszedłem po zakupy na obiad.
– Dzień dobry.
– Witam szanownego klienta!
– Poproszę pomidory, chleb ze śliwką, karmę dla kota, wodę mineralną, sałatę i śmietanę…
– To wszystko?
– I jeszcze poproszę papierową torbę.
– Trzydzieści dwa złote.
– Dziękuję i życzę miłego dnia.
Szedłem ulicą i myślałem o fruwających aż do nieba bańkach mydlanych. Byłem się szczęśliwy, jak nigdy dotąd. Uśmiechałem się. Moje wargi muskał wiatr. Czułem się wolny, podróżowałem w myślach, marzyłem. Nagle zaczął padać deszcz. Niewielkie kropelki rozpryskiwały się na moich skroniach. Gdybym tylko potrafił cofnąć czas do dnia, w którym ujrzałem cię po raz ostatni… To była gwieździsta noc, a powietrze rześkie i przyjemne. Ale okropnie wiało.
– Dzień dobry.
– Witam.
– Jak się pan czuje? Czy bezsenność mija?
– Ostatnio nie mogę zasnąć, mam wrażenie snu na jawie…
– A coś poza tym dolega panu?
– Tak, ciągłe uczucie chłodu i lęk przestrzeni.
– To poważna sprawa. Musimy zwiększyć dawkowanie. Myślę, że powinien pan udać się na terapię zamkniętą
– Muszę się nad tym zastanowić. Przyjdę za tydzień i dam odpowiedź.
Spacerowałem długo ciemną ulicą. Wiatr kołysał drzewa. Czułem się wyobcowany. Przyspieszyłem kroku, ale szedłem ze spokojem, z dziwnym uczuciem, że jestem potrzebny. Księżyc był w pełni, a wszystko zdawało się takie realne. To, co czułem, było dziwnie niesamowite. Szedłem dalej tą samą zieloną ulicą, wśród tych samych alejek…
– Dzień dobry.
– Witam.
– Jak się pan czuje? Czy bezsenność mija?
– Nie doktorze, nie śpię już od ponad trzech tygodni.
– To niedobrze. Mam dla pana skierowanie na oddział…
więcej..