- W empik go
Jagodowa miłość. Tom 3. Zacznijmy jeszcze raz - ebook
Jagodowa miłość. Tom 3. Zacznijmy jeszcze raz - ebook
Natalia Sońska po raz kolejny udowadnia, że w relacjach damsko-męskich zdarzają się gorzkie chwile, ale można je przezwyciężyć dzięki sile uczuć, bo prawdziwa miłość musi być słodka!
Wnętrze „Słodkiej” nadal wypełnia aromatyczny zapach wanilii i sernika. Lecz w życiu Jagody nadchodzą zmiany, które wpłyną na atmosferę jej ukochanej cukierni…
Kłopoty finansowe i przedłużająca się nieobecność właściciela stawiają pod znakiem zapytania dalsze losy „Słodkiej”. Wsparciem dla Jagody w trudnych chwilach jest Teodor – ich znajomość wykracza poza ramy przyjaźni i mężczyzna staje się dla Jagody bardzo ważny…
Gdy niespodziewanie, po kilku tygodniach nieobecności, w życiu Jagody znów pojawia się Tomasz, okazuje się, że jej uczucia wcale nie wygasły. Czy szczera rozmowa oraz kawałek sernika mogą nagle zmienić całe życie?
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66381-46-9 |
Rozmiar pliku: | 991 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ostatnie tygodnie obfitowały w dramatyczne wydarzenia. Jagoda nie mogła oprzeć się wrażeniu, że to jeszcze nie koniec przygody z Łukaszem, mimo że w końcu sfinalizowali rozwód. Zresztą nie kwestia rozwodu, a brak wieści od Karola i wielka niewiadoma wisząca nad „Słodką” spędzały jej sen z powiek każdej nocy. Pozostali pracownicy też coraz bardziej martwili się nieobecnością szefa. Chyba każdy zdawał sobie sprawę, że choć Jagoda stara się zapanować nad sytuacją, przyszłość cukierni stoi pod wielkim znakiem zapytania.
Jedynie relacja z Teodorem, która powoli się rozwijała, dawała jej pewne poczucie stabilizacji, ale i tu nie było idealnie – Jagoda coraz częściej miała wrażenie, że stąpa po niepewnym gruncie i niebawem gorzko tego pożałuje. Skąd brały się te przeczucia? Stąd, że spędzając czas z Teodorem, i tak wciąż myślała o Tomaszu. Tamtego dnia, gdy podszedł do niej w sądzie, miała nadzieję, że to, co było między nimi, wróci, że zaczną na nowo odkrywać uczucie, które już raz ich połączyło. Tymczasem wszystko rozmyło się, umknęło, wyślizgnęło jej się z rąk. Tomasz od tamtej pory się do niej nie odzywał, Jagoda zaś… Jagoda do niego również nie. Sądziła, że czas na jego ruch, że to on weźmie sprawy w swoje ręce. Dlatego też drżała na myśl o zbliżającym się pikniku, na który miała przygotować słodkości, a którego organizatorką była… teściowa Tomasza.
– O czym tak rozmyślasz? – usłyszała głos Agaty, gdy siedząc przy stole w kuchni, wpatrywała się beznamiętnie w okno.
Nerwowo zamieszała łyżeczką herbatę, po czym, by uniknąć odpowiedzi, szybko zanurzyła usta w naparze. Agata co prawda już dawno odpuściła i nie męczyła Jagody moralizatorskimi kazaniami na temat prawdziwej miłości, uczciwości i życia w zgodzie z samą sobą, niemniej Jagoda nie chciała opowiadać jej o swoich sercowych rozterkach.
– Zastanawiam się, gdzie jeszcze mogę szukać Karola – odparła, w gruncie rzeczy zgodnie z prawdą.
– Nadal nie ma od niego żadnych wieści? A rodzina?
– Nie mam z nikim kontaktu, nikogo nie znam. Karol nigdy nie opowiadał o bliskich.
– Ale byłaś w końcu u niego w domu?
– Nie raz. Nigdy go nie zastałam. Zapadł się pod ziemię.
– A policja?
– Bezradnie rozkłada ręce.
– No i co teraz? – Agata usiadła naprzeciwko siostry.
– Jeśli jeszcze raz ktoś mnie o to zapyta… – Jagoda zacisnęła usta. – Cały czas słyszę to pytanie.
– Zrozum, każdy w cukierni chce wiedzieć, co z pracą. Z pewnością też nie czujesz się pewnie w tej sytuacji.
– Tylko że ja nie mam kogo zapytać, co dalej!
– Bo ty, siostrzyczko, jesteś osobą, w której wszyscy znajdują oparcie i którą darzą zaufaniem. Jak matka prowadzisz ich przez mgłę. – Agata uśmiechnęła się blado, po czym wstała, podeszła do Jagody i pocałowała ją w czubek głowy.
Jagoda tylko przewróciła oczami w odpowiedzi, a gdy Agata zabrała się do przygotowywania śniadania, znów wbiła wzrok w okno. Słoneczne lato na chwilę zastąpiła jesienna aura. Po upalnym tygodniu wszystkich zaskoczył deszczowy i chłodny dzień. Jagoda zaczęła się zastanawiać, jak długo potrwa to załamanie pogody i czy w związku z tym piknik organizowany przez panią Małgorzatę może nie dojść do skutku. Musiała się jak najszybciej z nią skontaktować, ale na samą myśl o tym poczuła ucisk w żołądku. Naprawdę starała się myśleć o Tomaszu jak najmniej, uczucia jednak były silniejsze i przypominały o sobie każdego dnia.
– Widzisz się dziś z Teodorem? – usłyszała znów głos siostry.
Szybko spuściła wzrok.
– Jagoda? Coś między wami nie tak? – dopytywała Agata, przy czym w jej głosie wcale nie było słychać troski, tylko… nadzieję!
– Wszystko dobrze. Widzimy się wieczorem – rzuciła więc krótko.
– Nie wyglądasz na całą w skowronkach z tego powodu.
– Wiesz, że jestem kobietą po przejściach. Zauroczenia i motyle w brzuchu to już nie moja bajka – odparła kwaśno i podniósłszy się z krzesła, wstawiła kubek do zlewu, po czym ostentacyjnie poszła do swojego pokoju, by przebrać się przed pracą.
Zakładając bluzkę, odruchowo spojrzała na telefon leżący na łóżku. Wiadomość od Teodora migała na ekranie. Jagoda uśmiechnęła się, przeczytawszy tych kilka słodkich słów na dzień dobry. Zapewne pracował od wczesnego ranka. Będąc z nim, zrozumiała, że sama jedynie ociera się o pracoholizm. To, jak wyglądało życie zawodowe Teodora, przechodziło jej najśmielsze oczekiwania – niemal bez przerwy przesiadywał w kancelarii lub zabierał pracę do domu. Co prawda starał się udowodnić Jagodzie, że dla niej zawsze znajdzie czas i rzeczywiście poświęcał jej go sporo, ta jednak zdawała sobie sprawę, że później nadrabiał nadgodziny po nocach. Spotykał się z nią kosztem swojego snu i wypoczynku. Czy Jagoda dostatecznie to doceniała? To było urocze, ale… Nie, musiała się otrząsnąć, musiała iść do przodu. Nie po to zamknęła za sobą jeden życiowy rozdział, by stanąć w miejscu! Niby w imię czego? Miłości? Prychnęła pod nosem. Zaczynała wątpić, czy warto dla niej tyle poświęcać. Stabilizacja była tym, czego teraz potrzebowała najbardziej i właśnie przy Teodorze ją odnajdywała – dawał jej poczucie bezpieczeństwa, którego od tak dawna pragnęła. Czasem aż się dziwiła, jakim cudem Teodor jest aż tak dopasowany do jej oczekiwań. Może więc nie powinna szukać haczyków, niuansów, drżeć przed marazmem, w który zdawała się powoli popadać, zachęcona brakiem życiowych zawirowań.
– Gdybym nie znała sytuacji, pomyślałabym, że żałujesz rozwodu – powiedziała Laura, gdy Jagoda pakowała jedno z popołudniowych zamówień.
– Słucham?
– Jesteś nieobecna i przybita, podczas gdy tak naprawdę powinnaś oddychać pełną piersią.
– Uwierz, nadal mam sporo na głowie.
– Wiem, dlatego powiedziałam, że gdybym nie znała sytuacji. Ale ten Karol namieszał… – Laura westchnęła zrezygnowana i pokręciła powoli głową.
– Nie wiem, jak długo jeszcze pociągniemy…
– Gdyby nie ty, już dawno byśmy zamknęli ten przybytek. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak wszyscy są ci wdzięczni.
– Niestety ten stan rzeczy długo się nie utrzyma. Karol chyba nie zdawał sobie sprawy, ile tak naprawdę od niego zależy. – Jagoda odłożyła na chwilę łopatkę, którą nakładała ciasteczka. – Nie mogę się zbyt długo powoływać na słowo honoru czy obiecywać, że właściciel w końcu wróci i wszystko załatwi. Zaraz trzeba będzie wypłacić pensje pracownikom, a tylko Karol ma dostęp do konta. O ile zamówienia, dostawy i bieżące rachunki udaje nam się regulować z kasy, o tyle wypłaty… – Jagoda wzruszyła ramionami. – Wiem, że jesteśmy zgranym zespołem, ale nie dam nikomu gwarancji, że niedługo wszystko wróci do normy.
Gdy to powiedziała, coś zabolało ją pod sercem. Już dawno temu zdała sobie z tego sprawę, kiedy jednak wypowiedziała to na głos… Laura też sposępniała. Z pewnością już zastanawiała się nad poszukiwaniem nowej pracy, zresztą pewnie nie ona jedna. Jagoda zresztą nie miała tego nikomu za złe. Choć było jej żal cukierni, wiedziała, że ostatecznie każdy musi myśleć o sobie, ona także. W tym momencie doznała olśnienia – dotąd ani przez chwilę nie dopuszczała myśli o szukaniu innego zajęcia. Przestraszyła się, gdy pomyślała, że musiałaby stąd odejść. Jak miała zamknąć miejsce, w które włożyła całe serce? Gdyby sprawy potoczyły się według najgorszego scenariusza, Jagoda musiałaby wynająć lokal komuś innemu, a biorąc pod uwagę tendencje rynkowe, z pewnością byłaby to kolejna placówka jakiegoś banku lub – nie daj Boże – bar z kebabem! Aż wzdrygnęła się na samą myśl.
Z zadumy wyrwał ją odgłos dzwoneczka zawieszonego nad drzwiami. Odruchowo spojrzała w stronę wejścia, widząc kątem oka, że i Laura się odwróciła. Poczuła przyjemne łaskotanie w mostku, promieniujące na całe ciało, gdy w drzwiach ujrzała Teodora, który już od progu czarował promiennym uśmiechem. I od razu podszedł do lady.
– Cześć – powiedział radośnie. Jagodzie od razu poprawił się humor.
– No cześć. Przerwa w pracy?
– Byłem niedaleko na spotkaniu z klientem. Wycena z rzeczoznawcą, takie tam nudy. – Machnął ręką. – Załapię się na kawę?
– I ciastko?
– I rozmowę z piękną ekspedientką?
Jagoda spuściła zalotnie wzrok, by po chwili spojrzeć na Teodora z szerokim uśmiechem. Powiedziała, że dokończy pakowanie zamówienia i się do niego dosiądzie. Kiedy paczka była gotowa, od razu zaparzyła mu kawę, ale gdy nakładała dla niego na talerzyk czekoladowy sernik z chilli, poczuła dziwny ciężar na sercu. Szybko jednak odgoniła nieproszone myśli. Nie chciała rozpamiętywać tego, że jeszcze nie tak dawno nakładała to ciasto dla kogoś zupełnie innego.
Podeszła do Teodora, postawiła na stoliku tacę, po czym upewniwszy się, że w cukierni nie ma dużego ruchu i Laura poradzi sobie z gośćmi, dosiadła się do niego. Teodor od razu wziął ją za rękę.
– Jak ci mija dzień? – zapytał łagodnie.
– Pytasz tak ogólnie czy…
– Wiesz, o co pytam.
– A mógłbyś choć ty nie pytać? – Posmutniała. – Zaczyna do mnie docierać, że to wszystko się kończy… – Omiotła wzrokiem salę.
– Co ty opowiadasz…
– Karol zapadł się pod ziemię, pracownicy nie wiedzą, na czym stoją, czuję, że wszystkim przestaje zależeć.
– A tobie zależy?
– Jak na niczym innym! – powiedziała bez wahania. Ujrzawszy cień rozczarowania na twarzy Teodora, szybko ugryzła się w język. – Przepraszam…
– Daj spokój, przecież wiem, ile to miejsce dla ciebie znaczy. Co więcej, skoro tobie zależy, to jestem pewien, że pokonasz wszelkie trudności.
– Nie wyciągnę Karola z kapelusza – odparła trochę kąśliwie.
– Znajdziemy inne rozwiązanie.
– Niby jakie? Podrobimy pełnomocnictwo do zarządzania firmowym kontem? Bo nie widzę innego sposobu, by wypłacić pracownikom pensje i uregulować zaległe faktury. Niestety nie na wszystko mi wystarcza gotówki.
Teodor spojrzał na nią uważnie i delikatnie zagryzł dolną wargę. Brakowało mu tylko żarówki nad głową, gdy w końcu uśmiechnął się wymownie.
– Co? – Jagoda była wyraźnie zaciekawiona.
– Coś mi przyszło do głowy. Ale na razie… Spokojnie – ucałował jej dłoń – uśmiechnij się proszę i choć na chwilę przestań zamartwiać. Rozumiem, że to trudne, ale też ważne dla twojego zdrowia. I dla mnie, bo nie mogę patrzeć, jak się zadręczasz… – Pogładził jej policzek.
Jagoda uśmiechnęła się sztucznie. To wszystko nie było takie proste, zaczynała się po prostu bać niedalekiej przyszłości. Nawet rozwodząc się z Łukaszem, miała do rozpatrzenia tylko dwa wyjścia, więc mniej więcej wiedziała, czego się spodziewać – albo pójdzie gładko, albo będą ze sobą walczyć. Wyskoku byłego męża, który podczas ostatniej rozprawy chciał zrzucić na nią winę za rozpad małżeństwa, w gruncie rzeczy przecież mogła się spodziewać. Sprawa Karola natomiast nie była taka prosta, możliwych scenariuszy było bez liku.
– Będę się zbierał. Pyszna kawa i pyszne ciasto. Dziękuję. – Nachylił się, by pocałować ją w policzek.
– Nie ma za co, cała przyjemność… – Już miała zakończyć to zdanie tak jak zwykle, ale ugryzła się w język. Coś w środku nie pozwoliło jej wypowiedzieć go do końca.
Teodor nawet tego nie zauważył. Wstał od stolika i podał jej rękę.
– Zobaczymy się wieczorem?
– A znajdziesz dla mnie czas?
– Już ci powiedziałem, że dla ciebie zawsze znajdę czas.
– Tylko że później pracujesz po nocach…
– Dla mnie to nic nadzwyczajnego. O wiele trudniej byłoby mi pracować, gdybym nie miał tak przyjemnej odskoczni – odparł i przyciągnąwszy ją do siebie, lekko pocałował w usta.
Jagoda zarumieniła się, rzucając szybkie spojrzenie w stronę lady, skąd Laura z pewnością czujnie obserwowała całą sytuację. Czy miała się jednak czym krępować, czego wstydzić? Przecież nikt nie mógł jej odmówić prawa do szczęścia, do nowego związku, do poukładania w końcu rozsypanego jakiś czas temu życia. I jeśli to Teodor miał stać się filarem, wokół którego będzie budować nową rzeczywistość, co w tym złego? Uśmiechnęła się do niego, gdy trącił palcem jej nos, po czym pożegnała się i obiecała odezwać po pracy.
Wróciła za ladę, gdzie czekała Laura, trzymając się pod boki. Jagoda wiedziała, co oznacza ta postawa – lawinę pytań lub wyczekujące, ciężkie spojrzenie, pod którym w końcu będzie musiała się ugiąć. Ale nie, nie dziś. Nie musiała nikomu i z niczego się tłumaczyć, popatrzyła więc tylko na przyjaciółkę i wzruszyła ramionami, dając wyraźnie znak, że nie zamierza wdawać się w dyskusje, po czym zabrała się do pracy. Doskonale zresztą wiedziała, co może usłyszeć od Laury, która stała murem za Tomaszem i uważała, że Jagoda powinna wyjaśnić sobie z nim wszystko i do niego wrócić. Z tym że Jagoda nie miała już czego wyjaśniać. Wszystko powiedzieli sobie w sądzie, a skoro od tamtej pory Tomasz się nie odezwał, najwyraźniej sprawa była już zamknięta. Może nie do końca dla niej, ale dla Tomasza tak.
Jagoda jeszcze przez chwilę czuła na sobie wzrok przyjaciółki, zaraz jednak do kasy ustawiła się kolejka klientów, więc Laura zajęła się pracą, dając jej odetchnąć od swojego oskarżycielskiego spojrzenia. Po południu natomiast, kiedy ruch na chwilę zmalał, Jagoda zaszyła się w biurze Karola i raz jeszcze przeglądała wszystkie dokumenty z nadzieją, że może w końcu znajdzie jakiś punkt zaczepienia. Wiedziała, że nie powinna dysponować pieniędzmi cukierni ani dokonywać większych transakcji, była jednak zdesperowana i gotowa na wszystko.
– Hej, mogę? – usłyszała ciche pukanie.
Do środka niepewnie zaglądał Stefan, jeden z cukierników, który najbardziej ucierpiał podczas ostatniej awarii.
– Jasne, wejdź – odparła powoli.
Wiedziała, o co kolega będzie pytał, i na samą myśl zaciskało jej się gardło. Kwestia jego odszkodowania też nie była jeszcze rozwiązana.
– Jagoda, przyszedłem tu w imieniu ekipy – powiedział cicho.
O tym nie pomyślała. Zrobiło jej się gorąco, czuła, że krew zaczyna szybciej krążyć jej w żyłach. Za chwilę usłyszy, że została zupełnie sama na pokładzie tonącego statku, którego kapitan zdezerterował.
– Zwracam się do ciebie, bo w zasadzie to ty ogarniasz wszystko podczas nieobecności Karola i nawet nie wiem, komu miałbym to powiedzieć – westchnął smutno i zamyślił się na chwilę. – Wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że niedługo prawdopodobnie zostaniemy bez pracy.
– Stefan… – weszła mu w słowo, ale zatrzymał ją gestem dłoni.
– Posłuchaj. Zdajemy sobie sprawę z tego, że nie jest dobrze. Nieobecność Karola wiele skomplikowała.
– Nawet nie wiesz, jak wiele…
– Dlatego chciałbym ci powiedzieć, w imieniu całej ekipy, że jesteśmy z tobą. Jeśli zgodzisz się nadal pełnić rolę szefa, dopóki Karol się nie opamięta i nie wróci, my się stąd nie ruszamy i pomożemy ci we wszystkim. Widzimy, jak bardzo jesteś przygnębiona i uznaliśmy, że powinniśmy cię o tym zapewnić.
Jagoda zamrugała szybko. Chcąc nie chcąc, weszła w rolę pełniącej obowiązki. Dopiero teraz dotarła do niej powaga sprawowanej przez nią funkcji. Stefan zaskoczył ją swoją deklaracją. To było piękne i naprawdę pocieszające, musiała jednak sprowadzić go na ziemię.
– Stefan, bardzo wam dziękuję, to dla mnie naprawdę wiele znaczy. Jesteście cudowni, ale…
– Chyba nie chcesz powiedzieć, że się poddajesz?
– Niewiele więcej mogę zrobić. Zarządzam wpływami do kasy i z tego opłacam bieżące rachunki i faktury, ale… Zbliża się koniec miesiąca, z kasy niestety nie wypłacę wam pensji. A na pewno nie wszystkim. Sporo transakcji odbywa się bezgotówkowo, nie mam dostępu do konta firmowego. Ma go tylko Karol… Nie wiem, jak długo utrzyma się ten stan rzeczy, nie mam pojęcia, kiedy i czy w ogóle Karol wróci, a wy przecież nie możecie pracować za darmo. Bardzo ci dziękuję, ale musicie zrozumieć, z czym ta sytuacja się wiąże.
– Jagoda, ale my naprawdę zdajemy sobie z tego sprawę. Chodzi nam tylko o to, by zawalczyć do końca, znaleźć wspólnie jakieś rozwiązanie. Nie będziemy cię powstrzymywać, jeśli stwierdzisz, że już czas zamknąć interes. Ale dopóki jest jakaś nadzieja, jakaś szansa, chcemy być tu z tobą.
Jagoda, wzruszona, uważnie spojrzała na Stefana. Rzeczywiście, potrzebowała wparcia. Była mu wdzięczna, mimo że wciąż nie do końca wierzyła w to, co mówił. Przestawała widzieć sens w dalszej walce, ale po tym wszystkim, co teraz usłyszała, bała się do tego przyznać. Wszyscy pracownicy „Słodkiej” właśnie w niej widzieli nadzieję na poprawę sytuacji. Nie mogła ich zawieść, a jednocześnie zupełnie nie wiedziała, co robić.
– Stefan, mam prośbę, bo ja sama nie dam rady. Czy mógłbyś poinformować wszystkich, by przyszli na spotkanie jutro po zamknięciu? Żebyś nie musiał pośredniczyć, po prostu spotkajmy się całą załogą i omówmy sytuację, dobrze?
– Jasne, nie ma problemu. Przy czym podtrzymuję to, co powiedziałem, i wiem, że reszta również stanie za tobą murem. Nie tylko dla ciebie to miejsce jest całym życiem – uśmiechnął się do niej łagodnie.
Jagoda odwzajemniła blady uśmiech, po czym odprowadziła Stefana wzrokiem, gdy wychodził z biura. I co miała teraz zrobić? Oparła się ciężko o blat biurka, chowając głowę w ramionach. Próbowała ze wszystkich sił wymyślić jakieś rozwiązanie, lecz nic więcej nie przychodziło jej do głowy. Niestety podjęła już chyba wszelkie możliwe próby skontaktowania się z Karolem.
Tomasz po raz kolejny złapał się na tym, że choć powinien teraz w stu procentach skupiać się na pracy, odpłynął myślami w zupełnie innym kierunku. Wpatrzony w ekran laptopa, zamiast analizować ryzyko kredytowe dla jednego z ważnych klientów, myślał o Jagodzie. Od spotkania w sądzie i momentu, kiedy był już tak blisko, minęło kilka tygodni. Dlaczego od tamtej pory nic się nie wydarzyło? Dlaczego milczeli, jakby rzeczywiście nic ich już nie łączyło? A przecież wtedy był pewien, że nastąpił przełom! Z nadzieją i radością wracał do domu, mając przed oczami jej ciepłe spojrzenie i łagodny uśmiech, zwiastujące tylko dobre chwile! Tymczasem nie wydarzyło się między nimi zupełnie nic. Żadnej rozmowy, spotkania, nawet krótkiego dialogu za pomocą SMS-ów. Czy to on powinien zrobić ten pierwszy krok? Czy to on powinien odezwać się, pokazać, że o niej pamięta i pragnie wszystko naprawić? Do tej pory uważał, że skoro zainicjował rozmowę w sądzie, musi czekać na odpowiedź Jagody. Czy może postanowiła przez te kilka tygodni potrzymać go w niepewności? Sam już nie wiedział, co robić. A może po prostu to, co powiedzieli sobie tamtego dnia, to tylko słowa wypowiedziane pod wpływem chwili i po dłuższym zastanowieniu Jagoda doszła do wniosku, że jednak już go nie potrzebuje? Cóż, z tego co wiedział, chyba zaczęła układać sobie życie na nowo, może więc rzeczywiście niepotrzebnie się wtedy otworzył i narzucał ze swoją pomocą? Może odpowiedziała mu wtedy z grzeczności? Może nie chciała w takiej chwili mówić, że nie jest jej już potrzebny? Czy rzeczywiście był taki głupi i ślepy?
Prychnął pod nosem, pokręcił głową i zmrużywszy oczy, próbował skupić się w końcu na tabeli wyświetlonej na ekranie komputera. Gdzieś za przeszklonymi drzwiami mignęła sylwetka Agaty, która punktualnie zjawiła się w pracy. W tym momencie przez głowę przeszła mu myśl, że mógłby ją podpytać o jej siostrę, szybko jednak się zreflektował. To byłoby głupie i dziecinne, a on przecież jest dojrzałym, dorosłym mężczyzną!
Nie dane mu było znów skupić uwagi na pracy, bo w tym momencie do jego biura wparował, jak zwykle bez pukania i bez pytania, Adam. Rozsiadł się na krześle przed biurkiem i zaczął się bawić jednym z firmowych długopisów.
– Jakiś squash dzisiaj? Po południu?
– A ty nie jesteś umówiony? – zapytał Tomasz i zerknął przelotnie na swoją asystentkę, która już zajęła miejsce przy swoim biurku.
– Słuchaj, mamy z Agatą pewne zasady. Nie ograniczamy się. Ona chce wyjść sama, ja jej nie bronię, ja chcę się spotkać z przyjacielem, ona nie ma z tym problemu. Poza tym dobrze nam zrobi trochę ruchu.
– Biegaliśmy dwa dni temu.
– No właśnie, dwa dni temu. Trzeba zachować jakąś przyzwoitą częstotliwość treningów.
– A co cię wzięło na taki aktywny tryb życia? Czyżbyś miał problemy z nadążaniem za swoją młodą, pełną energii dziewczyną?
– Nie mam z niczym problemu, wręcz przeciwnie. Agata jest bardzo zadowolona – odparł lekko obruszony Adam i poprawił się w krześle. – Chcę po prostu o siebie zadbać.
– By pewnego dnia nie odeszła do innego, ciekawszego i przede wszystkim młodszego? – Tomasz znów wyszczerzył zęby w złośliwym uśmiechu.
– Ty chyba coś o tym wiesz, co? – Tym razem Adam się odgryzł.
Tomasz od razu stracił humor. W odpowiedzi rzucił przyjacielowi karcące spojrzenie i znów wbił wzrok w komputer. Co jak co, ale Jagoda z pewnością nie zrezygnowała z niego ze względu na kondycję fizyczną czy też jej brak. Myślenie Adama było zbyt płytkie. Albo to Tomasz za bardzo brał wszystko do siebie. Cóż, nie dało się ukryć, że na punkcie Jagody jest mocno przewrażliwiony.
– Daj spokój, stary, to był żart sytuacyjny – po chwili ciszy odezwał się skruszony Adam.
– Mnie ta sytuacja nie bawi – odparł oschle.
– Nadal żadnego odzewu?
– Nadal.
– Chcesz, żebym pogadał z Agatą?
– Obiecaliśmy sobie coś. – Tomasz popatrzył poważnie na Adama. – Nie działamy w ten sposób. Ty nie angażujesz w moje sprawy Agaty, a ja w twoje… Jagody. Choć gdybym nawet chciał, nie mam już jak – westchnął, wspomniawszy jeden z wieczorów po jej rozprawie rozwodowej, kiedy to siedząc z Adamem przy szklance whisky, radośnie ustalali zasady funkcjonowania w nowej rzeczywistości, gdy już Tomasz wyjaśni sobie wszystko z Jagodą i znów będą razem. Chcieli w ten sposób uniknąć nieporozumień i uchronić siostry przed niezręcznymi sytuacjami.
Wtedy jeszcze był pewien, że jego historia niebawem zakończy się happy endem. Teraz czuł, że wszystko, co go do tej pory łączyło z Jagodą, nawet gdy nie byli razem, że to uczucie między nimi teraz zgasło na dobre. Czy chciał je rozniecać, czy wolał samotnie grzać się w cieple własnych emocji? Czy to nie było zgubne i przede wszystkim – żałosne? Tylko że… Wciąż ją kochał i nie potrafił o tym tak po prostu zapomnieć, nie potrafił zamknąć tego rozdziału. Dlatego wiedział, że musi z nią porozmawiać. Wtedy w sądzie, świadomie czy też nie, dała mu nadzieję i jeśli była ona złudna, musiał to usłyszeć od niej. Nie mógł opierać się jedynie na domysłach.
– Znowu odpłynąłeś. – Tomasz usłyszał po chwili głos Adama.
– Zamyśliłem się, przepraszam.
– Chyba wiem, co tak zajmuje ci myśli. Albo raczej kto. Tym bardziej powinieneś wyżyć się na korcie.
– Dobra, niech ci będzie. Zarezerwuj godzinę i daj mi znać, o której – uległ w końcu Tomasz.
– No, nareszcie mówisz z sensem. Jakieś piwko potem?
– A to nie jest tak, że gdy dba się o formę, należy zrezygnować z alkoholu? A zwłaszcza z piwa?
Adam nie odpowiedział, tylko przewrócił oczami, wstał z krzesła i wyszedł. Zatrzymał się jeszcze przy biurku Agaty, wymieniwszy z nią kilka czułości. Tomasz uśmiechnął się nieznacznie. Niech przynajmniej im się uda, pomyślał, po czym w końcu zabrał się do pracy.
Musiał teraz naprawdę mocno skupić się na obowiązkach zawodowych, skoro… Nie, nie mógł, a raczej nie chciał zapeszać. Informacje, które dotarły do niego z głównej siedziby banku, były tylko plotkami. Niemniej stały się dla Tomasza bardzo motywujące i dlatego już od kilku miesięcy mocno angażował się w swoją pracę.
Kiedy wreszcie skończył analizę ryzyka dla klienta, podsumował jego możliwości kredytowe i domknął temat, odłożył gotową teczkę na bok. Wstawszy z miejsca, ruszył w kierunku firmowej kuchni. Po chwili namysłu doszedł jednak do wniosku, że zamiast kawy z ekspresu wolałby jakiś pyszny stek i rzecz jasna piwo. Adam narobił mu ochoty. Nie zastanawiając się więc zbyt długo, zawrócił w stronę jego stanowiska. I w tym momencie natknął się na Paulinę. Nie wyglądała najlepiej. Ostatnio była na dość długim chorobowym, ale chyba niewystarczająco długim, by wydobrzeć. Podkrążone oczy, szara cera, widoczne zmęczenie i dobrych kilka kilogramów mniej były widoczne gołym okiem. Przez chwilę nawet miał wyrzuty sumienia, zdawszy sobie sprawę, że mógł się przyczynić do jej stanu. No ale przecież była chora, nie musiało to mieć nic wspólnego z tamtymi wydarzeniami.
– Cześć – powiedział pierwszy.
– Cześć – odparła, uciekając wzrokiem przed jego spojrzeniem.
Nie rozmawiali ze sobą dłuższy czas. Dzwoniła, gdy jechał do sądu na rozprawę rozwodową Jagody, długo wahał się, czy odebrać, w końcu jednak doszedł do wniosku, że tego dnia nie pozwoli nikomu pokrzyżować sobie planów. Wyraz wdzięczności na twarzy Jagody wystarczył mu wtedy za wszystkie podziękowania świata, był jak miód na jego szarpane rozterkami serce…
Szybko przywołał się do porządku, gdy zorientował się, że przecież Paulina wciąż przed nim stoi.
– Wszystko w porządku? Nie wyglądasz najlepiej – rzucił i od razu ugryzł się w język.
Wymowne spojrzenie koleżanki tylko potwierdziło jego przypuszczenie, że ta uwaga była nie na miejscu.
– To znaczy, chodziło mi o to, czy wydobrzałaś po chorobie, może powinnaś wziąć jeszcze kilka dni wolnego. Wiem, że skończyło ci się zwolnienie, ale jeśli potrzebujesz jeszcze trochę czasu, nie ma problemu, dam ci urlop.
– Praca dobrze mi zrobi – odparła krótko.
Tomasz w odpowiedzi tylko skinął głową. Zastanawiał się przez chwilę, czy poruszyć temat tamtego telefonu. Chciał uniknąć kolejnych problemów, które zawsze szły w parze z tą kobietą.
– Przepraszam, mogę… – Dała znak, że chciałaby go wyminąć.
– Paulina, przepraszam, że wtedy nie odebrałem, byłem… Nie mogłem. A później po prostu wypadło mi z głowy. Czy chodziło może właśnie o przedłużenie urlopu?
– Nie. Ale to już nieaktualne – odpowiedziała równie obojętnym tonem jak przed chwilą i bez słowa ruszyła w stronę firmowej kuchni.
Tomasz stał na korytarzu jeszcze przez kilka minut, spoglądając w jej kierunku, po czym zmarszczywszy brwi, wzruszył lekko ramionami i wrócił do siebie. Nie uszło jego uwadze, że całe zajście zza swojego biurka czujnie obserwowała Agata, lecz coraz mniej go to obchodziło. Czy to oznaczało, że obojętniał także na to, co mogła pomyśleć Jagoda, do której za pomocą niezawodnej poczty pantoflowej z pewnością dotrze informacja o tym zajściu? Nie mógł popadać w paranoję. Musiałby wówczas zwolnić Agatę, a bardzo cenił ją sobie jako pracownika. Miał więc nadzieję, że profesjonalnie podchodzi do swojej pracy i nie ulegnie pokusie przynoszenia jej do domu.
– Idziesz na lunch? – zapytał Adama, gdy stanął przed jego biurkiem.
– Nie wierzę, pierwszy raz od dawna to ty proponujesz, byśmy wyszli na obiad. Czyżby nie chciało ci się pracować?
– A dla ciebie wyjście na obiad jest rozwiązaniem, gdy nie masz ochoty na pracę?
Adam zmieszał się lekko, po czym machnął ręką i wstał. Tomasz zaśmiał się pod nosem z tego, że nie trzeba go było długo namawiać. Stwierdzenie, że Adam był bumelantem, byłoby przesadą, jego przyjaciel nie należał jednak też do pracowników miesiąca, w tym rankingu raczej plasował się pośrodku. Jednocześnie, choć pracował mniej efektywnie, robił to bardzo sumiennie i wbrew pozorom, jakie stwarzał, bardzo poważnie podchodził do swoich obowiązków.
– Po prostu zgłodniałem – dodał wyjaśniająco Tomasz.
– Wiesz, zacząłem się już obawiać, że popadasz w pracoholizm. A co gorsza, że rzucasz się w wir pracy, żeby zapomnieć.
– O czym miałbym zapominać?
– No o Jagodzie?
– A kto ci powiedział, że chcę o niej zapomnieć? – ponownie odpowiedział pytaniem na pytanie Tomasz.
– Więc skoro nie chcesz, to dlaczego nic nie robisz? Po rozprawie mówiłeś, że zrobisz wszystko, żeby ją odzyskać, a jakoś tego nie widzę.
– Nie chcę się narzucać. – Tomasz nieco sposępniał.
– Dlaczego miałbyś się narzucać?
– Serio, teraz będziemy o tym rozmawiać?
– A czemu nie? Słuchaj, po rozprawie byłeś pełen energii, chęci do działania. Co się stało, że zacząłeś znowu gasnąć?
– Nie odezwała się. Sądzę, że teraz ruch należy do niej.
– To wy, przepraszam, gracie w szachy? To jakaś ukryta strategia, przeanalizowane posunięcia?
– Posunięć akurat nie ma żadnych… – mruknął pod nosem Tomasz, bardziej do siebie niż do przyjaciela, nie łudził się jednak, że Adam tego nie wyłapie.
– No! Przynajmniej zostały ci jakieś ludzkie odruchy, libido jeszcze trochę podryguje – zaśmiał się i poklepał Tomasza po ramieniu. – A tak całkiem serio, nie sądzę, by w waszej grze – zrobił w powietrzu gest cudzysłowu – były ustalone jakieś zasady. To jest życie, człowieku, tu nie ma określonych reguł. Albo inaczej – każdy ma inne. Poza tym nie sądzisz, że ona, z tym swoim całym emocjonalnym zapleczem, może czekać dokładnie tak jak ty – na twój ruch?
– Rozmawiałeś z Agatą na ten temat? – Tomasz zmarszczył brwi.
– Nie, stary, jestem konsekwentny i skoro obiecałem ci, że nie będę do tego mieszać Agaty, to tak jest. Po prostu dużo ostatnio przebywam z osobą, która ma wspólne z Jagodą geny, i śmiem twierdzić, że analizując zachowania Agaty, mniej więcej wiem, jak mogłaby się zachować Jagoda.
– One są zupełnie inne…
– Ulepione z tej samej gliny. Może charakterem się różnią, ale nie emocjonalnością i tokiem rozumowania. Poza tym Agata dużo gada, nie przebiera w słowach i raczej co w głowie, to na języku, więc co nieco jestem w stanie wywnioskować z jej wypowiedzi.
Tomasz tylko westchnął w odpowiedzi, po czym dał Adamowi znak, by ten wsiadł w końcu do samochodu. Podczas tej rozmowy zdążyli zejść na parking i jeszcze kilka dobrych minut postać przy aucie.
W końcu dotarli do ulubionej knajpy Tomasza, gdzie podawano najlepsze steki w mieście. Zamówili dwa powiększone zestawy z frytkami, nie odmawiając sobie bezalkoholowego piwa, które jedynie rozdrażniło ich kubki smakowe, domagające się teraz prawdziwego, złocistego trunku, brzemiennego w ciężki alkohol.
– A jak sprawy z Pauliną? Widziałem, że z nią dziś rozmawiałeś – zapytał w pewnym momencie Adam.
– Sam nie wiem. – Tomasz wzruszył ramionami. – Była jakaś dziwna.
– I wyglądała jak nie ona, nie uważasz?
– Może to ta choroba? Najpierw wzięła urlop, później doniosła zwolnienie lekarskie…
– Ale to chyba nie twoja sprawka?
– Zwolnienie od rodzinnego, nie od psychiatry – odburknął Tomasz.
Paulina była na zwolnieniu od dnia rozmowy, podczas której powiedział jej, że nic do niej nie czuje i że między nimi nigdy nic nie będzie. Może pierwszych kilku dni urlopu rzeczywiście potrzebowała na przemyślenie tego, co się między nimi wydarzyło. Nie sądził jednak, by to, co zaszło między nimi, miało taki wpływ na stan jej zdrowia…
– Dzwoniła do mnie przed rozprawą, ale nie odebrałem.
– Przez rozprawą rozwodową?
– Tak. Nie chciałem, aby coś mi przeszkodziło.
– No tak, bo ty wciąż masz kłopot z mówieniem „nie”.
– Bez przesady…
– Taki właśnie jesteś.
– W takim razie popracuję nad tym.
– Obyś tylko nie popadł ze skrajności w skrajność.
– Co masz na myśli?
– No na przykład, żebyś nagle nie zaczął odmawiać wszystkiego, w tym wyjścia na piwo w piątek.
– Bez obaw, z tego z pewnością nie zrezygnuję. – Tomasz uśmiechnął się, po czym wzniósł toast bezalkoholowym lagerem.
Adam wyszczerzył się wesoło, stuknął swoim kuflem kufel Tomasza i pokiwał z uznaniem głową. Jeszcze chwilę rozmawiali o Paulinie, jej złej kondycji, po czym zeszli na tematy związane z pracą, niewymagające, takie, które pozwoliły im po prostu odprężyć się przy obiedzie.
Ciąg dalszy w wersji pełnej