Jagodowa miłość. Tom 5. Kochanie, wszystko będzie dobrze - ebook
Jagodowa miłość. Tom 5. Kochanie, wszystko będzie dobrze - ebook
Nadszedł czas, by poznać ostatnie sekrety Jagody i Tomasza – bestsellerowa seria „Jagodowa miłość” dobiega końca! Emocje, kłamstwa i miłość, które wciągają jak serial. Tych bohaterów na pewno nie zapomnicie!
Wnętrze „Słodkiej” jak zawsze wypełniają piękne zapachy i aromaty wypieków Jagody. Kobieta radzi sobie świetnie, a interes ma się coraz lepiej; planuje gruntowne porządki na wiosnę i powiększenie cukierni.
Tymczasem Tomasz postanawia zabrać Jagodę na weekend w góry – chce jej wynagrodzić trudności i problemy, przez które musieli ostatnio przejść. Jednak wspólny wyjazd to tylko pretekst… Jagoda wyczuwa, że ukochany ma jej coś bardzo ważnego do powiedzenia, lecz nie jest gotowa na szczerą rozmowę o wspólnej przyszłości. Jej własna historia wciąż za nią goni, do tego na horyzoncie czeka przystojny prawnik, Teodor – jak zawsze gotów do pomocy.
Przed Jagodą wiele niełatwych decyzji. Czy odważy się wyjaśnić rodzinne tajemnice? I czy jej związek z Tomaszem okaże się na tyle dojrzały, by przetrwać naprawdę wszystko?
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66553-93-4 |
Rozmiar pliku: | 718 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W cukierni od rana pachniało drożdżowymi rogalikami. Ten cudowny, lekko waniliowy aromat przyjemnie pobudzał apetyt. Choć na zewnątrz było prawie minus dziesięć stopni, już pojawili się pierwsi klienci, których najwyraźniej nie zniechęcała brzydka pogoda – wręcz przeciwnie, w ostatnich dniach coraz więcej osób wstępowało do „Słodkiej”. Zwykle z samego rana po gorącą kawę na wynos, kupując przy okazji świeże drożdżówki, bułeczki maślane lub cynamonki. A dziś w witrynie znalazły się jeszcze te pyszne rogaliki, które Jagoda postanowiła na nowo włączyć do oferty.
Kiedy przyniosła kolejną partię z kuchni i przekładała ją do jednego z koszyczków na półce, patrzyła na nie z błogim uśmiechem.
– Ta poświąteczna gorączka chyba nigdy się nie skończy – westchnęła Laura, po czym zaczęła wkładać gorące jeszcze rogaliki do papierowej torebki.
– To przecież dobrze.
– Dobrze, dobrze, nie mówię, że nie. Szkoda tylko, że dziewczyny nadal są na urlopach po Nowym Roku.
– Każdemu należy się odpoczynek. Przypominam, że ty miałaś wolne w Wigilię i po świętach.
– Pani sprawiedliwa się znalazła! Myślałam, że mam u ciebie szczególne względy. W końcu jestem tu kierowniczką!
– I właśnie dlatego nie powinnaś narzekać, tylko trwać na posterunku w kryzysowych sytuacjach – odparła przekornie Jagoda. – A szczególne względy masz, tylko że poza pracą.
– Jak zwykle nad wyraz poprawna. – Laura pokręciła głową, po czym wróciła do obsługiwania klientki.
Jagoda natomiast właśnie przełożyła ostatnie rogaliki i podeszła do kolejnego klienta. Uśmiechając się łagodnie, podała mu drożdżowe ciasto makowe i zaparzyła czarną kawę. Z przyjemnością zaczęła pomagać Laurze w obsłudze klientów, kiedy okazało się, że jedna z kelnerek złamała na nartach nogę, a pozostałe już wcześniej złożyły wnioski urlopowe. Choć miała sporo pracy w biurze, nie mogła zostawić przyjaciółki samej. Prawdę mówiąc, w ten sposób nawet trochę uciekała przed papierkową robotą, próbując odsunąć od siebie ten przykry obowiązek. Zdecydowanie wolała pichcenie w kuchni, opracowywanie nowych przepisów i kontakt z klientami. Po pełnej emocji końcówce ubiegłego roku chciała w pracy, jak zwykle zresztą, naładować baterie i poprawić sobie samopoczucie. W jej życiu prywatnym nie wszystko układało się tak, jak to sobie wyobrażała, a praca była najlepszą od tego odskocznią.
Ponure rozmyślania nagle zmyły błogi uśmiech z jej twarzy. Westchnęła smutno, po czym wróciła do kuchni, by odłożyć tacę i sprawdzić, czy kolejna porcja rogalików już się piecze. Tym razem Stefan dodał do nich wiśnie, by trochę urozmaicić nadzienie. Znów pachniało ciastem drożdżowym w całym pomieszczeniu, nie dziwiła jej więc coraz dłuższa kolejka przy kasie. Na chwilę zajrzała do biura, by zadzwonić do jednego z dostawców i złożyć kolejne duże zamówienie. Gdy skończyła rozmowę, zawahała się, odkładając telefon na blat biurka – przez głowę przemknęła jej myśl, by odezwać się do Huberta. Zaraz jednak poczuła ostry skurcz żołądka i szybko zrezygnowała z tego pomysłu.
Od kiedy Hubert poinformował ją o swoim odkryciu, wciąż odsuwała od siebie myśl, że to może być prawda. Tłumaczyła sobie, że z pewnością zaszło nieporozumienie, przed świętami nawet się z nim o to pokłóciła. Ostatecznie Boże Narodzenie w ich domu rodzinnym odbyło się w pełnej napięcia atmosferze. W dodatku Agata cały czas dopytywała o prawdziwy powód tej nagłej niechęci Jagody do brata. Ostatecznie jednak nie zdecydowali się podzielić z nią swoimi wątpliwościami. Unikali zarówno rozmów ze sobą, jak i z Agatą, a jeśli tylko się dało – z rodzicami także. Jedynie Tomasz, który wiedział od Jagody, w czym rzecz, starał się rozładowywać atmosferę i zagadywać do każdej osoby siedzącej przy wigilijnym stole.
Kiedy Jagoda wspominała te chyba najgorsze w jej życiu święta, na ekranie telefonu wyświetliło się imię Tomasza. Uśmiechnęła się delikatnie, po czym odebrała.
– Cześć, kochanie… – zaczął ostrożnie.
– Cześć.
– Jak ci mija dzień?
– Na szczęście jest dużo pracy.
– Ciągle się zadręczasz?
– A ty jak byś się zachowywał na moim miejscu? Może się okazać, że całe moje życie było… Nawet nie wiem, jak to określić. Że wszystko było kłamstwem.
– Nie powinnaś tak myśleć.
– Porozmawiamy w domu, dobrze? – ucięła temat i szybko się rozłączyła.
Dopiero po dłuższej chwili zdała sobie sprawę, że nawet nie zapytała, co u niego. Przecież w końcu objął nowe, upragnione stanowisko, o które walczył pod koniec ubiegłego roku. Wiele się wówczas wydarzyło. I nie tylko w pracy, ale też między nimi… Nie, o tym Jagoda też nie chciała teraz myśleć. Potrząsnęła głową, wzięła głęboki wdech i postanowiwszy nie roztkliwiać się nad sobą, wróciła do pracy. Pełne wdzięczności spojrzenie Laury wywołało uśmiech na jej twarzy. Tylko jeden stolik na sali był wolny, a wzdłuż lady ciągnęła się długa kolejka. Jedna z kelnerek uwijała się jak w ukropie z wydawaniem zamówień na miejscu, Laura natomiast obsługiwała cierpliwie kasę. Jagoda spojrzała przelotnie na ścianę, którą zgodnie z projektem, jaki zamówiła ponad dwa miesiące temu, można było wyburzyć, by zrobić więcej miejsca na stoliki. Ten pomysł był coraz bliższy realizacji, tymczasem jednak należało zainwestować w kadry i zatrudnić jeszcze kogoś do obsługi.
Dopiero późnym popołudniem, kiedy za oknami już dawno zapadł zmrok, ruch w „Słodkiej” trochę zmalał. Choć w cukierni wciąż było gwarno, nikt nie stał już w kolejce, więc mogły z Laurą zrobić sobie króciutką przerwę. Jagoda włączyła ekspres do kawy i oparła się ciężko o blat lady.
– To był szalony dzień – westchnęła Laura.
– Już dawno nie było takiego ruchu.
– To co, powiesz mi w końcu, o co chodzi?
Jagoda spojrzała zaskoczona na przyjaciółkę.
– Widzę, że coś jest nie tak. Już przed świętami chodziłaś jak struta. Myślałam, że po przerwie wrócisz zrelaksowana i z nową energią, ale jak widać, jest jeszcze gorzej. Przecież z Tomaszem…
– Z Tomaszem wszystko jest w porządku – Jagoda weszła Laurze w słowo i spuściła wzrok.
– No więc?
Wzięła głęboki wdech i już miała wyznać, czego dowiedziała się od Huberta, kiedy do cukierni wszedł nowy klient i któraś z nich musiała podejść do kasy. Padło na Jagodę, bo Laura szybkim ruchem sięgnęła po filiżankę ze świeżą kawą i uśmiechnęła się triumfalnie. Jagoda pokręciła pobłażliwie głową i podeszła do mężczyzny, który właśnie oglądał umieszczone w witrynie ciasta.
Tego wieczoru, po raz pierwszy od dłuższego czasu, tak jak kiedyś sama zamykała cukiernię. Mimo że była jej właścicielką dopiero od kilku miesięcy, niemal już nie pamiętała, jak wyglądały jej dni przed przejęciem „Słodkiej”. Teraz często musiała zostawać po godzinach, tak jak ostatnio, by dokończyć jedno z zestawień. Po Nowym Roku zebrało się też kilka rachunków do podliczenia. Inwentaryzację zrobili z Laurą i Stefanem już drugiego stycznia, ale wiedziała, że część danych musi uzupełnić sama. Przez to jednak, że jednocześnie pomagała w obsłudze klientów, ciągle odkładała to na później. Wyczyściła blaty, zmyła podłogę, uprzątnęła ladę wokół kasy, podliczyła dzienny utarg, przeniosła gotówkę do sejfu i dopiero usiadła w biurze, by zająć się fakturami. Nawet nie zauważyła, kiedy zastała ją północ – od pracy oderwała ją dopiero wibrująca na blacie komórka.
– Kochanie, gdzie jesteś? – zapytał nieco zdenerwowany Tomasz.
– Jeszcze w cukierni. Przepraszam, straciłam rachubę czasu… Chciałam uporać się z papierkową robotą. Przecież mówiłam, że zostanę dziś dłużej.
– Tak, pamiętam, nie sądziłem po prostu, że aż tak długo. Zacząłem się martwić.
– Spokojnie, za chwilę wychodzę.
– Będę na ciebie czekał.
– Jesteś kochany. – Uśmiechnęła się pod nosem, po czym pożegnała się i rozłączyła.
Westchnęła, spoglądając na stos papierów, których mimo usilnych starań nie udało jej się dzisiaj ogarnąć. Musiałaby spędzić tu jeszcze co najmniej dwie godziny, a najlepiej byłoby w ogóle zostać w „Słodkiej” na noc. Ostatecznie jednak założyła płaszcz, zarzuciła na ramię torebkę i wyszła, postanawiając sobie, że zajmie się tym wszystkim jutro.
Kiedy zaparkowała pod domem, od razu spojrzała w stronę jednego z okien, za którym tliło się delikatne światło. Tomasz, tak jak obiecał, czekał na nią. Zalała ją fala szczęścia. Choć w ostatnim czasie los ich nie oszczędzał, w końcu wychodzili na prostą. Przede wszystkim mogli na siebie liczyć, a to było ważne w każdej relacji. Poddani niedawno wielkiej próbie, byli pewni, że teraz już nic nie jest w stanie ich rozdzielić.
Tomasz powitał ją już w progu. Pomógł jej zdjąć płaszcz, po czym zmarszczył brwi, widząc zmęczenie malujące się wyraźnie na jej twarzy.
– Nic nie jadłaś, prawda?
Jagoda spuściła wzrok, na co tylko pokręcił głową, po czym posadził ją jak małą dziewczynkę przy stole i przyniósł talerz pełny kanapek.
– I proszę mi się nie wykręcać późną porą. Trudno, zjesz na noc – powiedział stanowczym tonem, podsuwając jej kanapki pod nos.
Jagoda zaśmiała się, rozbawiona tą ostentacyjną troską. Nie protestowała, choć tak naprawdę zupełnie nie czuła głodu.
– Jak było w pracy? – zapytała, gdy przełknęła z trudem pierwszy kęs.
– W porządku – odparł krótko.
– Tylko w porządku? Oswoiłeś się już ze stanowiskiem prezesa? Pierwsze dni w nowej roli bywają trudne, wiem coś o tym.
– Na razie nie czuję większej zmiany, wciąż się wdrażam – stwierdził oględnie.
Jagoda popatrzyła na niego podejrzliwie. Miała wrażenie, że jest spięty, a mówienie o pracy nie sprawia mu żadnej przyjemności, wręcz przeciwnie, zachowywał się, jakby bardzo chciał tej rozmowy uniknąć. Jeszcze kilka dni temu był podekscytowany nowym stanowiskiem, cieszył się z sukcesu, teraz zaś jego entuzjazm zupełnie się ulotnił. Co mogło się stać?
– No dobrze, widzę, że bez szantażu się nie obejdzie – powiedziała w końcu po dłuższej chwili milczenia.
– Co masz na myśli? – skrzywił się.
– Albo mi powiesz, o co chodzi, albo nie zjem już ani okruszka więcej. – Odsunęła talerz i skrzyżowała ręce na piersi.
Tomasz popatrzył na nią oburzony, po czym przewrócił oczami. Przez dłuższą chwilę milczał, aż w końcu powiedział:
– Jest już późno, zjedz i idziemy spać. A porozmawiamy jutro.
Jagoda znów spojrzała na niego zaskoczona. Odpowiedział jej dość nieprzyjemnym tonem, co było do niego zupełnie niepodobne! Nie miała zamiaru odpuszczać, choćby mieli siedzieć teraz do rana! Przecież obiecali sobie niczego już przed sobą nie ukrywać, dzielić się zarówno radościami, jak i problemami! Ostatnio takie zachowanie skończyło się dla nich niemal tragicznie, czyżby już o tym zapomniał? Na szczęście okazało się, że nie. Albo odczytał jej myśli, albo doszedł do takiego samego wniosku, tak czy inaczej w końcu wyznał:
– Miałem dzisiaj w banku nieproszonego gościa.
– To znaczy?
– Paulina przyszła do kadr, by złożyć wniosek o urlop macierzyński – wydusił.
Jagoda aż się zakrztusiła, po czym popatrzyła pytającym wzrokiem na Tomasza, czekając na dalszą część tej historii. Bo z jego miny łatwo wywnioskowała, że uzyskanie urlopu macierzyńskiego nie było jedynym celem tej wizyty.
– Nie sądziłam, że tak szybko się pojawi. Napisałeś jej w końcu wyraźnie, że nie chcesz jej widzieć, dopóki… – zawahała się.
– Tak, miała pojawiać się u pracy dopiero po urlopie i tylko po to, by złożyć wypowiedzenie.
– Więc czego chciała?
– Poprosić, bym przemyślał swoją decyzję. Podobno Robert odciął się od niej i dziecka, nie chce jej pomóc. Stwierdził, że skoro tak perfidnie okłamała mnie w sprawie ojcostwa, on też nie wierzy, że to jego dziecko – prychnął Tomasz.
– No dobrze, ale po co ci o tym opowiedziała? Nie jesteś ojcem tego dziecka, zostało to potwierdzone czarno na białym, badania są jednoznaczne, po co więc znów cię nachodzi? Czyżby chciała je podważyć? – zapytała rozdrażniona Jagoda. – Swoją drogą, jeśli chce wsparcia od Roberta, może zwrócić się do sądu. Nie miała oporów, by grozić sądem tobie, czemu więc nie postępuje podobnie z prawdziwym ojcem? Czyżby straciła tę niezawodną dotąd pewność siebie?
– Nie pytałem, nie chciałem się w to zagłębiać. Tak jak powiedziałaś, mnie już to nie dotyczy. Przyszła, bo chce po powrocie z urlopu rodzicielskiego nadal pracować w banku.
– Przecież prawo chroni ją przed zwolnieniem jeszcze przez długi czas. Nie rozumiem, dlaczego porusza tę kwestię akurat teraz.
– Może chce być spokojniejsza o swoją przyszłość. – Tomasz wzruszył obojętnie ramionami.
– Albo wzbudzić litość – odparła złośliwie Jagoda. – I chyba jej się to udało, biorąc pod uwagę twój dzisiejszy humor. – Popatrzyła na niego znacząco.
– Po prostu zacząłem się zastanawiać, co w tej sytuacji zrobić. Co zrobiłby poprzedni prezes. Bez względu na wszystko, wciąż jestem jej przełożonym i powinienem podejść do tego profesjonalnie, prywatny resentyment odłożyć na bok.
– Co zamierzasz w takim razie?
– Nie wiem – westchnął zrezygnowany. – Może po prostu odpuścić?
Jagoda skrzywiła się. Nie należała do mściwych osób, ale uważała, że akurat Paulina, za te wszystkie intrygi i złośliwości, powinna ponieść konsekwencje! Dlaczego miałoby jej ujść na sucho coś takiego? Ta przebiegła kobieta utrzymywała, że tylko Tomasz może być ojcem jej dziecka, perfidnie okłamała Jagodę wtedy w galerii, co wywołało kryzys w ich związku, którego mogli nie przetrwać! Wciąż pamiętała dzień, w którym Tomasz otrzymał wyniki testu na ojcostwo, to napięcie, gdy je czytali. Kiedy okazało się, że nie jest ojcem dziecka Pauliny, oboje poczuli ulgę. Jak musiał poczuć się wtedy jej ukochany? Zapewne jakby winy zostały mu nagle odpuszczone. Czemu więc Paulina, mimo stanowczego sprzeciwu Tomasza, znów zjawiła się w jego życiu? Czego naprawdę chciała? Bo w to, że się zmieniła i wróciła skruszona, Jagoda nie była w stanie uwierzyć.
Tego wieczoru nie rozmawiali już więcej na ten temat, ale Jagoda widziała, jak Tomasz bił się z myślami, próbując znaleźć odpowiednie wyjście z sytuacji. Miał zbyt dobre serce, by ta sprawa go nie obchodziła, tak jak się zarzekał. Wciąż bolało go to, jak postąpiła z nim Paulina, ale jednocześnie czy mógł odwrócić się od ciężarnej kobiety, która została pozostawiona bez wsparcia? Nawet jeśli sama się do tego doprowadziła? Jak długo można chować urazę?
Tomasz wciąż nie mógł oswoić z myślą o nowym stanowisku. Był szczęśliwy, że wygrał konkurs na prezesa banku, satysfakcjonowało go to, że stawiał sobie wysoko poprzeczkę i realizował zamierzone cele, uwielbiał takie wyzwania. Tylko co teraz? W tym banku osiągnął już niemal wszystko, przecież nie mógł aspirować na członka zarządu… Uśmiechnął się dumnie pod nosem, po czym szybko przywołał do porządku. Nie mógł pozwolić, by woda sodowa tak szybko uderzyła mu do głowy, siedział w końcu w swoim nowym biurze! Znajdowało się ono w zupełnie innej części banku niż poprzednie, przez chwilę Tomasz nawet żałował, że zdecydował się na tę zmianę. Przyzwyczaił się do tamtego pokoju, zlokalizowanego idealnie, w niewielkiej odległości od newralgicznych punktów, takich jak pokój socjalny czy biurko Adama. Nowy gabinet był za to przestronniejszy i przede wszystkim bardziej odpowiedni do odbywania poważnych spotkań, które czekały go jako prezesa. I jeszcze ten niesamowity widok na panoramę miasta przez przeszkloną ścianę! Nie, naprawdę mu się tu podobało. Obrócił się z fotelem wokół własnej osi, po czym podszedł do przeszklonej ściany, spojrzał na biegnącą dołem ulicę i wcisnął dłonie w kieszenie spodni. Spełniło się jego kolejne marzenie. Kolejny cel został skreślony z listy. Na co teraz była pora? Pewna nieśmiała myśl zaczęła kiełkować w jego głowie. Następne wyzwanie z pewnością nie będzie związane z pracą.
– Stary, dalej to już chyba nie mogli cię przenieść – stwierdził Adam, kiedy bez pukania, jak zwykle zresztą, wparował do środka. – Jeśli będę tu przychodził z taką częstotliwością, jak do twojego dawnego gabinetu, wyrobię dzienny limit kroków i trening na bieżni nie będzie mi już potrzebny.
No tak, to się akurat nigdy nie zmieni, pomyślał Tomasz, po czym rzucił uszczypliwie:
– Może dzięki temu będziesz przychodził rzadziej…
Adam, nic sobie nie robiąc z tej uwagi, już rozsiadał się w krześle naprzeciwko Tomasza. Moszcząc się, uznał, że jest znacznie wygodniejsze niż poprzednie. Czyżby zmiany na lepsze obejmowały nawet meble?
– Masz też sekretarkę – dodał po chwili badawczym tonem.
– Tak, ale asystentki również potrzebuję i dlatego Agata przenosi się do tej części biura razem ze mną. Już nie przesadzaj, nie możesz spędzać z nią dwudziestu czterech godzin na dobę. Dobrze wam zrobi, jeśli nie będziecie się tak często widywać w pracy.
– Łatwo ci mówić, po akcji z Bartkiem wolę mieć ją na oku.
– Czyżbyś jej nie ufał?
– Raczej dmucham na zimne. Agatka jest bardzo energiczną i pewną siebie kobietą, ale bywa naiwna. Szczególnie kiedy w grę wchodzą dawne sentymenty.
– A mnie się wydaje, że ktoś tu jest przewrażliwiony. Agata przecież obiecała nie mieszać się już w sprawy Bartka.
– Teoretycznie tak, ale nie zerwała z nim kontaktów – burknął w odpowiedzi Adam. – Dobrze, że Teodor zgodził się go reprezentować, gdyby nie on, nadal bawiłaby się w wybawczynię.
Tomasz poczuł nieprzyjemne ukłucie w sercu, jak za każdym razem, gdy słyszał to imię. Nie trawił tego człowieka i choć Jagoda zapewniała wiele razy, że łączy ich jedynie przyjaźń, cały czas widział w nim potencjalnego rywala. Cóż, taki miał charakter, kiedy wyczuwał choćby najmniejsze zagrożenie dla swojego związku z Jagodą, przestawał myśleć racjonalnie. I wcale nie chodziło tu o brak zaufania, po prostu chciał… trzymać rękę na pulsie.
– Jak w ogóle zakończyła się ta sprawa? Przez zamieszanie związane ze zmianą stanowiska zapomniałem o to zapytać.
– Jeszcze się nie zakończyła, ale Bartek zgodził się na współpracę z policją, tak jak radził Teodor, więc potraktowali go dość łagodnie za dragi, które miał przy sobie podczas pobicia – odparł Adam, po czym dodał jakby urażony: – Wiele spraw zaniedbałeś przez zmianę stanowiska. Przyjaciela także. Kiedy ostatnio byliśmy razem na piwie, na obiedzie choćby?
– Tu cię boli! – zaśmiał się Tomasz.
– Nie będę udawał, że mnie to nie obchodzi. Zdaję sobie sprawę z tego, że masz teraz więcej obowiązków, że jeszcze się oswajasz z nową sytuacją, ale chyba tak zupełnie się nas nie wyrzekniesz…
– Nas?
– No, całego działu.
– O pewnych osobach wolałbym zapomnieć. – Popatrzył znacząco na Adama.
– Właśnie! Mówiłem ci, że Paulinka nas nawiedziła?
Tomasz wbił w przyjaciela zaskoczone spojrzenie. Poczuł, jak zaczyna go ogarniać złość.
– Po co? – syknął.
– Przyszła złożyć wniosek o urlop macierzyński. Do tej pory dostawaliśmy zwolnienia lekarskie, ale teraz chyba jest już ten czas, że może wnioskować o urlop. Nie znam się na tym za bardzo… Cóż, prawdopodobnie niedługo będzie rodzić.
– Widziałeś ją?
– Tak, minęliśmy się w korytarzu obok kadr. Wyglądała na zmęczoną i przygnębioną.
– Mało mnie to obchodzi – uciął temat Tomasz.
– Nie no, jasna sprawa… Doskonale cię rozumiem. Od tamtej pory nie kontaktowała się z tobą? No wiesz, od czasu, kiedy otrzymałeś wyniki?
– Wysłałem jej zdjęcie listu z kliniki, po czym zadzwoniłem do niej, ale nie odebrała. Napisałem więc, czego oczekuję w tej sytuacji.
– Nadal chcesz ją zwolnić?
– Nie, absolutnie. Sama złoży wypowiedzenie, kiedy tylko będzie mogła to zrobić. Jak je uzasadni, czy przyniesie je osobiście, czy przyśle, nie interesuje mnie to. Nie chcę jej więcej widzieć i tyle.
– Twardy jesteś.
– Ty byś postąpił inaczej?
– Przecież cię nie krytykuję, wyluzuj – obruszył się Adam. – Cóż, pokomplikowała sobie dziewczyna życie, nie ma co. Mniejsza z nią. – Machnął w końcu ręką. – Idziemy na obiad?
Tomasz spojrzał na zegarek. Do spotkania z Markiem Tkaczykiem, który zapowiedział się na piętnastą, miał jeszcze trochę czasu, mógł więc wyskoczyć z Adamem na steki, ich ulubiona restauracja znajdowała się niedaleko siedziby banku. Jeszcze przez chwilę trzymał przyjaciela w niepewności, po czym w końcu sięgnął do szafy po swój płaszcz i zadowolony ruszył w stronę wyjścia.
– Jolu, będę za jakieś czterdzieści pięć minut – rzucił w stronę sekretarki, kiedy z Adamem mijali jej biurko.
– Do godziny – dodał swobodnie Adam, za co Tomasz od razu spiorunował go wzrokiem. Chwilę później rzucił okiem w stronę pokoju, który teraz zajmowała Agata. Ciekawe, czy była zadowolona z tej zmiany, czy tak jak Adam raczej nad nią ubolewała. Wiedziała jednak, na co się pisze, poza tym nie powinna narzekać – zamiast boksu dostała niezależny, gustownie urządzony i funkcjonalny gabinet z takim samym widokiem na miasto jak Tomasz. Akurat nie było jej przy biurku, co zdziwiło również Adama, żaden z nich jednak nie zdążył skomentować tego faktu, bo w tej samej chwili wyrosła przed nimi Paulina.
Niepewnie spojrzała na Tomasza, który przeszywał ją właśnie nienawistnym wzrokiem.
– Cześć… – powiedziała cicho. – Masz może chwilę?
Adam miał rację, wyglądała na bardzo zmęczoną, nie brzmiała też tak pewnie jak jeszcze kilka tygodni temu.
– O co chodzi? – zapytał twardo.
– Chciałabym porozmawiać. Dosłownie kilka minut. – Spojrzała przelotnie na Adama.
Tomasz już chciał powiedzieć, że nie mają o czym rozmawiać i że w sprawie wszystkich formalności powinna kontaktować się wyłącznie z kadrami. Ostatecznie jednak spojrzał na Adama przepraszająco, a gdy ten ledwo zauważalnie skinął głową i minąwszy ich, ruszył korytarzem w stronę swojego biurka, gestem zaprosił Paulinę do swojego nowego gabinetu.
Nie zamierzał jej niczego ułatwiać, kiedy więc zaczęła mówić, po co przyszła, obojętnie wpatrywał się w blat biurka. Docierały jednak do niego jej słowa. Co próbuje osiągnąć, opowiadając mu, że Robert nie wierzy, że dziecko jest jego? Że została zupełnie sama, tuż przed rozwiązaniem, i traci grunt pod nogami? Czy tym, że zaczęła pociągać nosem, chciała tylko wzbudzić w nim litość czy rzeczywiście była załamana? W końcu okazało się, że przyszła prosić o utrzymanie stanowiska. Nie chciała składać wypowiedzenia, potrzebowała w tej chwili stabilizacji i pewności, że będzie miała do czego wracać – wyznała, że to bardzo pomoże jej psychicznie.
Tomasz nie uwierzył w ani jedno przepraszam, które zawarła w swojej wypowiedzi, uśmiechał się tylko ironicznie. Był przekonany, że ta wizyta ma inny cel, który Paulina postanowiła zrealizować pod przykrywką skruszonej i skrzywdzonej. Nie obchodziło go to, że Robert się od niej odwrócił, nawet się mu nie dziwił po tym, jaką huśtawkę emocjonalną mu zaserwowano. Nie był przecież twardy jak skała, przeżył swoje, łącznie z upokorzeniem i utratą pracy. Czemu ją miałoby to więc ominąć? Tylko dlatego, że była w ciąży? Nagle Tomasz wyprostował się i spojrzał uważnie na jej brzuch. Mogła mieć najpodlejszy charakter, bruździć i mataczyć cały czas, teraz jednak to niewinne dziecko stało się jej parasolem ochronnym. Zaklął w duchu. Co powinien zrobić? Ugiąć się czy stanowczo postawić na swoim?
W końcu powiedział, by na razie poszła na urlop macierzyński, a kwestię dalszego zatrudnienia rozstrzygną później. Mimo że prosiła o jakiekolwiek zapewnienie dla, jak to określiła, spokoju ducha, nie mógł jej teraz niczego obiecać poza tym, że to przemyśli. Nareszcie, kiedy po raz drugi zapewnił, że się zastanowi, wyszła z jego gabinetu. Tomasz mógłby przysiąc, że gdy się odwracała, cień przebiegłego uśmiechu przemknął jej przez twarz. A może był już przewrażliwiony? Spojrzał odruchowo na zegarek, po czym szybko sięgnął po telefon i wybrał numer Adama.
– Poszedłeś na obiad? – zapytał od razu, gdy ten odebrał.
– Nie, czekam. Już po rozmowie?
– Tak… Dobrze, za trzy minuty będę przy windzie. Musimy się streszczać.
Podczas obiadu Adam oczywiście dopytywał o powód wizyty Pauliny. Gdy Tomasz opowiedział o przebiegu rozmowy, przyjaciel przyznał mu rację – też uważał, że nawet jeśli dotarło do niej, co zrobiła, to swojej natury nie oszuka i nigdy, choćby nie wiadomo jak się starała, nie uda jej się wyrzec knucia, kombinowania i uprzykrzania innym życia. Może przynajmniej dziecko na chwilę odciągnie ją od intryg, dodał na koniec.
– Jak myślisz, co powinienem zrobić? Rozważyć jej prośbę?
– Ty już ją rozważasz! Co się stało z twoją z trudem wypracowaną asertywnością?
– To jest ostatnia rzecz, której bym chciał. Ale jestem teraz szefem placówki i powinienem troszczyć się o pracowników. Ponoszę teraz znacznie większą odpowiedzialność niż szef działu, a przede wszystkim – zarząd patrzy mi na ręce. Nie mogę pozwolić sobie na podejrzenia, że postąpiłem niesprawiedliwie z pracownicą, bo mam z nią prywatny konflikt.
– No dobrze, ale przecież jej nie wyrzucasz. Sama miała odejść.
– Myślisz, że powinienem ryzykować i zmusić ją do tego?
Adam nie odpowiedział. Nawet jeśli Paulina się zmieniła, nie było pewności, jak ostatecznie postąpi. Tomasz westchnął, po czym zabrał się w końcu za jedzenie.
Kiedy otrzymał wyniki badań, był pewien, że uwolnił się od tej kobiety raz na zawsze. Poczuł wówczas niewysłowioną ulgę – jakimś cudem nie będzie musiał ponosić konsekwencji swojego błędu. Był wdzięczny losowi, że mimo wszystko dał mu (i Jagodzie!) jeszcze jedną szansę na życie bez komplikacji. Chwilę później jednak, gdzieś głęboko w sercu, dosłownie na sekundę, ukłuł go żal. Ostatecznie zaczął już przyzwyczajać się do myśli, że będzie ojcem… Iskierka rozczarowania zmąciła wtedy jego spokój, szybko jednak przywołał się do porządku. Tak, chciał mieć dziecko, ale nie z Pauliną i nie w taki sposób.
– Cały czas się nad tym zastanawiasz? – wyrwał go z zamyślenia Adam.
– Trochę.
– Pod tym względem nie zazdroszczę ci awansu. To sporo nowych obowiązków…
– Liczyłem się z tym.
– Zastanawiałeś się już, co dalej? Przejmiesz bank? – wyszczerzył się Adam.
– Teraz przyszedł czas, by zadbać o inne sprawy. Prywatne.
– Czyżbyś miał plany wobec Jagody? – Adam konfidencjonalnie nachylił się nad stolikiem.
Tomasz popatrzył na niego tajemniczo i lekko się uśmiechnął. Nie chciał się na razie dzielić swoimi przemyśleniami, włożył więc do ust duży kawałek mięsa i zaczął przeżuwać. Tymczasem jego przyjaciel aż gotował się z ciekawości.
– Nie powiesz mi, tak?
– Wybacz, masz zbyt długi język – odparł po chwili.
– Łatwo się domyślić, co ci chodzi po głowie – prychnął Adam w odpowiedzi.
– To po co pytasz?
– Żeby się upewnić!
– A po co ci ta pewność?
– Wiesz co… Nie chcesz, to nie mów. Co mi do tego!
Wydawało się przez chwilę, że obrażony teraz ostentacyjnie Adam dał w końcu za wygraną. Kiedy jednak zaczął ukradkiem zerkać na Tomasza znad talerza, ten już wiedział, że to jedynie zagranie. Doskonale znał wszystkie sztuczki przyjaciela i nie miał zamiaru dać się podejść.
– A tak ogólnie to wszystko u was dobrze? – chwilę później, niby od niechcenia, zagadnął Adam.
– Tak, dziękuję. Od tamtej pory – Tomasz miał oczywiście na myśli dzień, w którym otrzymał wyniki badań – jest naprawdę dobrze.
Miał jeszcze coś dodać, lecz na szczęście szybko ugryzł się w język. Agata wciąż nie wiedziała o odkryciu Huberta, nie miał więc prawa dzielić się nie swoją wiadomością z Adamem, tym bardziej że jego przyjaciel naprawdę miał czasem problemy z trzymaniem języka za zębami. Uśmiechnął się więc tylko do niego i zajął jedzeniem.