- nowość
- promocja
Jak będziemy żyli na Czerwonej Planecie - ebook
Jak będziemy żyli na Czerwonej Planecie - ebook
Zubrin mobilizuje nas do wyjścia myślami poza nasze obecne ograniczenia i wyobrazili sobie przyszłość, w której Czerwona Planeta staje się świadectwem zbiorowej odwagi i hartu. To błyskotliwe dodanie otuchy i wezwanie do działania!
James R. Hansen
autor bestsellerowej biografii Neila Armstronga Pierwszy człowiek
Kolonizacja Marsa przestaje być mrzonką, a staje się wykonalną koncepcją. Najnowsza książka Roberta Zubrina to rozbudzający wyobraźnię przekaz pełen racjonalnego optymizmu, manifest wiary w możliwości cywilizacji technicznej i nadziei na pomyślną przyszłość ludzkości, relacja dotycząca już podejmowanych i planowanych przedsięwzięć, wyważona opowieść o świecie, który z każdym słowem autora staje się coraz bardziej realny, niemal na wyciągnięcie ręki.
Przede wszystkim jednak jest to książka przystępna i każdy z przyjemnością i satysfakcją może zanurzyć się w lekturze kolejnych rozdziałów.
Jak będziemy żyli na Czerwonej Planecie napisał ekspert i marzyciel zarazem, człowiek doskonale orientujący się w poruszanych tematach i skłonny podjąć ryzyko przekonania czytelnika do swoich racji. Książka stanowi podsumowanie jego pracy i rozważań obejmujących całe dziesięciolecia.
Robert Zubrin wszystkich nas zaprasza do udziału w wielkiej przygodzie cywilizacji i do refleksji nad monumentalnym dziełem, jakim będzie stworzenie nowej gałęzi ludzkości na Marsie.
Robert Zubrin jest prezesem Mars Society i inżynierem astronautycznym. W 1996 roku założył Pioneer Astronautics, firmę, która pod jego kierownictwem do 2023 roku działała w przemyśle kosmicznym, z powodzeniem realizując kilkadziesiąt programów dla NASA i sił powietrznych, a wcześniej pracował na stanowisku starszego inżyniera w Martin Marietta i Lockheed Martin. Jest właścicielem dwudziestu patentów i członkiem British Interplanetary Society, był przewodniczącym komitetu wykonawczego National Space Society. Ma na swoim koncie ponad dwieście opublikowanych artykułów specjalistycznych i popularnonaukowych w dziedzinie eksploracji kosmosu i techniki oraz dwanaście książek.
Kategoria: | Fizyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8391-561-6 |
Rozmiar pliku: | 4,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
CO MOŻEMY STWORZYĆ NA MARSIE?
Mamy w naszej mocy rozpocząć ten świat od nowa.
Thomas Paine, Common Sense, 17761
Już wkrótce ludzie będą mogli odbyć podróż na Czerwoną Planetę. W związku z tym warto zmierzyć się z poważnym pytaniem: co możemy stworzyć na Marsie?
Mars stanowi decydujący krok na drodze do migracji ludzkości w przestrzeń kosmiczną. Czerwona Planeta znajduje się setki razy dalej od nas niż Księżyc, lecz charakteryzuje się wyjątkowymi wśród ciał należących do naszego Układu Słonecznego własnościami i ma do zaoferowania znacznie większe korzyści. Posiada wszystkie zasoby nie tylko niezbędne do podtrzymania życia, ale też umożliwiające rozwój cywilizacji technicznej. W przeciwieństwie do Księżyca, pustynnego naturalnego satelity Ziemi, na Marsie znajdują się oceany wody w formie ogromnych lodowców i rozległej pokrywy lodowej, woda jest też w glebie w postaci wiecznej zmarzliny. Występują tam w znacznej obfitości węgiel, azot, wodór i tlen, wszystkie w postaci gotowej do pozyskania przez tych, którzy będą na tyle rozgarnięci, aby je wykorzystać. Co więcej, Mars doświadczył procesów wulkanicznych i hydrologicznych tego samego typu jak te, które na Ziemi przyczyniły się do powstania rozmaitych złóż mineralnych. Wiadomym jest, że występuje na nim praktycznie każdy pierwiastek, który ma znaczenie przemysłowe. Przy trwającym dwadzieścia cztery godziny cyklu dobowym i warstwie atmosfery na tyle grubej, aby stanowiła osłonę przed rozbłyskami słonecznymi, Mars jest oprócz Ziemi jedyną planetą, która umożliwi eksploatację w dużej skali cieplarni z naturalnym światłem słonecznym.
Dla naszego pokolenia i tych, które przyjdą po nas, Mars jest Nowym Światem.
Dziś większość ludzi postrzega Czerwoną Planetę jako jałową. Tak samo zapewne w okresie epoki lodowcowej musieli myśleć o Europie i Azji pierwsi ludzie, którzy migrowali na północ z naszego pierwotnego habitatu w tropikalnej Afryce. Mimo to dzięki postępowi technologicznemu, wykształceniu nowych nawyków i postaw nasi przodkowie pozyskiwali zasoby pozwalające nie tylko na przetrwanie, ale i osiągnięcie rozkwitu, a także na stałą poprawę warunków bytowania, co umożliwiło im opanowanie całej planety. W ten sposób przemienili ludzkość z lokalnej biologicznej osobliwości kenijskich Wielkich Rowów Afrykańskich w globalną rodzinę, liczącą setki narodów, chlubiącą się niezliczonymi dziełami z zakresu filozofii, literatury, sztuki, nauki i techniki.
Teraz mamy przed sobą zadanie powtórzenia tego triumfu, które możemy zrealizować dzięki opracowaniu technologii i wynalazków umożliwiających narodziny i stabilny rozwój nowych, dobrze prosperujących gałęzi ludzkiej cywilizacji na Marsie, a potem w wielu innych światach położonych jeszcze dalej.
Założenie osady na Marsie jeszcze za naszego życia stało się ostatnio bardziej prawdopodobne dzięki postępowi w zakresie lotów kosmicznych, jaki zademonstrowała firma SpaceX Elona Muska. Po czterdziestu latach (1970–2010) utrzymywania się kosztów wypraw w przestrzeń kosmiczną na stałym poziomie w ostatniej dekadzie wybitny zespół SpaceX opracował rakietę, która w większej części nadaje się do ponownego wykorzystania, dzięki czemu koszty jej startu zostały pięciokrotnie zmniejszone – z dziesięciu tysięcy do dwóch tysięcy dolarów na każdy jej kilogram2. To niezwykłe osiągnięcie, ale kiedy piszę te słowa, SpaceX podejmuje kroki zmierzające do dalszego ograniczenia kosztów o cały rząd wielkości, w błyskawicznym tempie rozwijając dwustopniową superciężką rakietę nośną o nazwie Starship, która będzie w pełni wielokrotnego użytku. Oba stopnie lotu pochłaniają łącznie około pięciu tysięcy ton tlenu i metanu w ciekłej postaci, ale przy cenie tego paliwa sięgającej zaledwie stu pięćdziesięciu dolarów za tonę całkowity koszt jednego startu wynosi siedemset pięćdziesiąt tysięcy dolarów. Starship będzie mógł wynieść na orbitę ładunek o wadze stu tysięcy kilogramów (sto ton), przy wyeliminowaniu jakiegokolwiek zużycia samego pojazdu. Tak więc koszt posłania na orbitę jednego kilograma ładunku – przy braku zużycia sprzętu – równy będzie wydatkom poniesionym na paliwo, czyli jedynie 7,50 dolara. Oznacza to, iż Starship pozwoli potencjalnie obniżyć cenę lotu orbitalnego do niecałych stu dolarów na kilogram – czyli o dwa rzędy wielkości względem nakładów ponoszonych w poprzedniej dekadzie.
Stosowane w Starshipie metanowo-tlenowe paliwo jest najtańszym ze wszystkich paliw rakietowych dużej wydajności i jest to fakt decydujący. Koszt paliwa nie jest istotny w przypadku rakiet jednorazowego użytku, gdyż jest znikomy w porównaniu ze stratami w sprzęcie, które powoduje każdy start. Kiedy jednak rakiety będą mogły być wykorzystane ponownie, cena paliwa stanie się tak ważna jak w przypadku linii lotniczych. Wybór bardzo taniej mieszanki napędowej nie tylko otwiera możliwość zminimalizowania kosztów każdego lotu, lecz także daje szansę stworzenia dzięki Starshipom nowych rozległych rynków, jak usługi transportowe pomiędzy dwoma dowolnymi punktami na Ziemi – podróż między nimi będzie trwała mniej niż godzinę. Co za tym idzie, projekt rakiety Starship niewątpliwie będzie powielany i realizowany w dużej liczbie w różnych rozmiarach przez firmy z wielu krajów. Ta rywalizacja doprowadzi do dalszej redukcji kosztów i ostatecznie przełoży się na powstanie rynku wtórnego pojazdów typu Starship, dzięki któremu loty kosmiczne znajdą się w zasięgu każdego.
System napędu rakiety Starship ma jeszcze jedną zaletę. Stosowane w nim paliwo można wytwarzać na Marsie. Układ został tak obmyślony, aby umożliwić załogowe loty kosmiczne na Czerwoną Planetę.
Lot Starshipa na Marsa zacznie się od wystrzelenia statku z platformy startowej i wyniesienia przez atmosferę na orbitę z prędkością równą około jednej trzeciej prędkości orbitalnej za pomocą pierwszego stopnia nazywanego Super Heavy. Następnie Starship odłączy się od rakiety nośnej i będzie kontynuować wznoszenie na orbitę dzięki własnemu napędowi, natomiast Super Heavy wróci na platformę startową. Po wejściu na niską orbitę okołoziemską każdy kierujący się na Marsa statek będzie musiał być ponownie zatankowany przez sześć kolejnych Starshipów, pełniących funkcję orbitalnych tankowców, co oznacza, że koszt paliwa koniecznego do zrealizowania misji na Czerwoną Planetę, obejmującej przeniesienie ładunku liczącego setki ton, w tym stu pasażerów, będzie wynosił w sumie około pięciu milionów dolarów. W takim razie koszt przelotu jednego pasażera to pięćdziesiąt tysięcy dolarów – lub mniej, jeśli część kosztów poniosą firmy wysyłające towary. Jeżeli SpaceX zwiększy wydajność i będzie wytwarzać jeden Starship na tydzień – już teraz co miesiąc wypuszcza jedną jednostkę prototypową – zapewne obniży koszt budowy jednej konstrukcji do poziomu dziesięciu milionów dolarów. (Bardzo duży pierwszy stopień – rakieta nośna Super Heavy – będzie znacznie droższy. Skoro jednak zawsze będzie wracać na kosmodrom tego samego dnia, w którym wystartował, wystarczy zaledwie kilka ich egzemplarzy, aby obsłużyć liczną flotę Starshipów). Oznacza to, że jeśli każdy pasażer zostanie obciążony opłatą w wysokości trzystu tysięcy dolarów, czyli łącznie od stu pasażerów wpłynie trzydzieści milionów dolarów, pieniędzy wystarczy, aby pokryć koszt budowy Starshipa (jeśli imigranci będą roztropni, to wykorzystają go do celów mieszkalnych), ładunku, operacji startu i paliwa pozwalającego dotrzeć do Marsa, a jeszcze zostanie pokaźny zysk dla SpaceX.
Te trzysta tysięcy dolarów za bilet na Marsa plus wyposażenie, zaopatrzenie i apartament na pokładzie Starshipa brzmi niezwykle interesująco. Po przeliczeniu na warunki panujące w XVII wieku, to równowartość kosztów podróży z Anglii do kolonii w Ameryce. W tamtych czasach przedstawiciel klasy średniej mógł sprzedać dom i gospodarstwo, aby opłacić dla całej rodziny podróż w jedną stronę, natomiast robotnik mógł dostać bilet w zamian za siedem lat pracy, wynagradzanej tylko w formie wiktu i opierunku. Jest to więc cena przystępna dla pokaźnej grupy ludzi skłonnych spieniężyć swoje dobra i zaryzykować przeprowadzkę do nowego świata, gdzie zaczęliby życie od nowa. Krótko mówiąc, już wkrótce będziemy zdolni tam polecieć. Zadajmy więc jeszcze raz pytanie: co stworzymy na Marsie?
NASA jest zainteresowana Marsem ze względów naukowych. To racjonalny motyw działania agencji. Wczesny Mars był bardzo podobny do młodej Ziemi, ciepłej, wilgotnej planety z atmosferą, w której składzie dominuje dwutlenek węgla. Na podstawie skamielin i innych biomarkerów wiemy, że mikrobiotyczne życie pojawiło się na Ziemi 3,7 miliarda lat temu – praktycznie zaraz po tym, jak planeta ostygła na tyle, by woda występowała w stanie ciekłym. Nie wiemy natomiast, czy szybki rozwój życia na naszym globie był absolutnie pewnym następstwem naturalnego zjawiska, polegającego na rosnącej złożoności cząsteczek, typowej dla procesów chemicznych, czy też był efektem całkowitego przypadku. Gdyby zaszła pierwsza ewentualność, oznaczałoby to, że życie występuje powszechnie w całym wszechświecie i niemal na pewno rozpowszechnione są też jego inteligentne formy. Kiedy bowiem tylko dojdzie do zapoczątkowania życia, ewolucja prowadzi je we wszystkich możliwych kierunkach. Jeśli jednak zaszła druga ewentualność, wtedy możemy być w kosmosie praktycznie osamotnieni.
Wyprawa na Marsa może dać odpowiedź na to pytanie. Jeśli życie kiedykolwiek istniało w marsjańskich morzach, których od dawna już tam nie ma, zostawiło po sobie skamieliny, tylko czekające na to, aby znaleźli je przybyli z Ziemi geolodzy. To nie wszystko. Podczas gdy zimna pustynna powierzchnia Marsa nie jest przyjazna dla funkcjonujących w wodzie drobnoustrojów, antyczni przedstawiciele tych form życia mogli przetrwać w geotermalnych zbiornikach ciekłej wody, które – jak obecnie sądzimy – istnieją pod powierzchnią Marsa. Przybyli z Ziemi badacze mogą dokonać odwiertów i wydobyć próbki takiej wody. Jeśli będą one zawierać jakieś formy życia, poznamy ich biochemię.
Ziemskie życie jest niezwykle różnorodne, ale bez wyjątku wykorzystuje jeden i ten sam system zapisywania i przekazywania informacji pomiędzy pokoleniami. Czy to bakterie, czy też grzyby, sosny, koniki polne, krokodyle i ludzie – wszystkie te organizmy stosują identyczny system wymiany informacji za pośrednictwem DNA/RNA. Można więc powiedzieć, że dzisiejsi biolodzy są niczym językoznawcy, którzy opanowali jedynie język angielski i zupełnie nie zdają sobie sprawy z istnienia innych języków, nie mówiąc już o innych alfabetach, jak choćby znaki pisma chińskiego, które stanowią całkowicie odmienny sposób przekazywania myśli.
Jeżeli znajdziemy życie na Marsie, będziemy mogli zacząć pogłębiać nasze rozumienie życia jako takiego. Może przekonamy się, że rozpowszechnione jest właśnie w tej postaci, w jakiej je znamy, ewentualnie będzie ona tylko jednym przykładem losowych realizacji ze znacznie większej palety możliwości. Odkrycie alternatywnego biologicznego nośnika informacji miałoby niewyobrażalne konsekwencje nie tylko dla samej nauki – otworzyłoby drogę do rozwoju nowych działów biotechnologii, które zrewolucjonizowałyby życie ludzi w XXI wieku.
Mars jest Kamieniem z Rosetty – ujawni po tysiącach lat dywagacji prawdę na temat istnienia i różnorodności życia we wszechświecie. Warto zaryzykować własne życie i majątek, aby wyruszyć z misją odkrycia tej prawdy. Ale Czerwona Planeta nie jest wyłącznie obiektem dociekań naukowych. Ma powierzchnię równą sumie powierzchni wszystkich ziemskich kontynentów i zawiera wszystkie surowce naturalne potrzebne nie tylko do podtrzymywania życia, lecz i do rozwoju cywilizacji technicznej.
Czy możemy stworzyć na Marsie nową cywilizację?
Możliwość kolonizacji Marsa nie jest uzależniona jedynie od kwestii transportowych. Jeżeli planowalibyśmy podróże w jedną stronę i wykorzystywalibyśmy do wysyłania osadników pojazdy podobne do Starshipa, rozwijanego obecnie przez SpaceX, a starty odbywałyby się z częstotliwością, z jaką dziś firma ta wystrzeliwuje rakiety Falcon, moglibyśmy zaludnić Marsa w tempie porównywalnym z tym, w jakim w XVII wieku Brytyjczycy kolonizowali Amerykę Północną – przy czym koszty byłyby znacznie niższe w odniesieniu do zasobów, jakimi dysponujemy. Z technicznego punktu widzenia kluczem do udanej kolonizacji Czerwonej Planety nie jest zdolność do transportowania na nią dużej liczby ludzi, lecz efektywność w wydobywaniu i wykorzystywaniu tamtejszych zasobów, by podtrzymać funkcjonowanie już na miejscu rosnącej populacji osadników. Konieczne technologie zostaną rozwinięte w pierwszej marsjańskiej bazie, która równie dobrze może powstać jako placówka naukowo-badawcza, ale jednocześnie będzie stanowić przyczółek dla nadciągających fal imigrantów. Ze względu na ograniczenia logistyczne oczywiste jest, że do najważniejszych zadań realizowanych w pierwszej bazie będą należały: opracowanie technologii pozyskiwania wody z gleby, zorganizowanie i rozwijanie rolnictwa przy wykorzystaniu wielkoskalowych cieplarni, wytwarzanie z lokalnych zasobów ceramiki, metali, szkła i plastiku, konstruowanie coraz większych hermetycznych struktur do mieszkania, a także prowadzenia działalności rolniczej i produkcyjnej.
Z czasem bazy przekształcą się w nieduże miasta. Wysoki koszt podróży pomiędzy Ziemią i Marsem będzie silną zachętą finansową do poszukiwania astronautów skłonnych wydłużyć pobyt na powierzchni planety z zasadniczo osiemnastu miesięcy do czterech, sześciu lat lub więcej. Przeprowadzone do tej pory eksperymenty wykazały, że w cieplarniach wypełnionych dwutlenkiem węgla pod typowym dla Marsa ciśnieniem można uprawiać rośliny, osadnicy więc będą je stawiać, by zapewnić pożywienie dla rosnącej populacji. Ruchome jednostki mogą być używane do wydobywania wody z obficie występującego lodu i wiecznej zmarzliny, co wspomoże rozwój rolnictwa i umożliwi wytwarzanie znacznych ilości cegieł i betonu, kluczowych przy wznoszeniu dużych hermetycznych struktur, w których wnętrzu będzie utrzymywane ciśnienie wyższe od atmosferycznego. Początkowo baza mogłaby powstać z połączonych kadłubów statków osadniczych lub innych pojazdów kosmicznych, tworzących coś na kształt habitatu ze „zużytych puszek po konserwach”. W drugiej dekadzie osadnicy zamieszkaliby już w podziemnych hermetycznych kryptach o rozmiarach centrum handlowego, a niedługo potem lokalna produkcja umożliwi powiększenie przestrzeni mieszkalnej, gdyż takie wytrzymałe materiały jak kevlar lub spectra, wytwarzane na miejscu albo sprowadzane, posłużą do stawiania przepuszczających światło słoneczne nadmuchiwanych kopuł o średnicy nawet setek metrów. Każdy przywieziony reaktor jądrowy będzie stopniowo powiększał zdolności wytwarzania energii elektrycznej, lecz wsparciem będą wykonywane na miejscu panele fotowoltaiczne i systemy kolektorów słonecznych. A ponieważ całkiem niedawno – w sensie geologicznym – Mars był aktywny wulkanicznie, jest też wysoce prawdopodobne, że znajdują się na nim podziemne zbiorniki hydrotermalne. Kiedy takie zbiorniki zostaną znalezione, osadnicy będą mogli wykorzystać je jako doskonałe źródło wody i energii cieplnej. W miarę jak z Ziemi będą przybywać kolejne fale ludzi, populacja miast będzie rosła, a naturalną koleją rzeczy dłuższy pobyt na planecie przed wyruszeniem w podróż powrotną będzie skutkował narodzinami dzieci i zakładaniem rodzin – tak pojawią się pierwsi prawdziwi koloniści, stanowiący jedną z nowych gałęzi ludzkiej cywilizacji.
Nie potrzebujemy ani całkowicie nowego, ani nawet tańszego środka transportu do realizacji lotów międzyplanetarnych, aby pierwsze zespoły badawcze wysłać na Marsa. Lecz konieczność sprostania logistycznym wyzwaniom przy budowie marsjańskiej bazy przyczyni się do powstania komercyjnego rynku coraz tańszych systemów transportu międzyplanetarnego. W połączeniu z aktywnością mieszkańców bazy na Marsie, nieustannie poprawiających wykorzystanie tamtejszych zasobów, systemy te umożliwią rozpoczęcie kolonizacji Czerwonej Planety na dużą skalę.
Sama techniczna wykonalność nie wystarcza do zasiedlenia planety. Podczas gdy początkowa aktywność badawcza i budowa pierwszej bazy mogą być finansowane przez rząd, organizacje typu non profit i korporacje, prawdziwa kolonia musi stać się finansowo niezależna. Pod tym względem Mars ma ogromną przewagę nad Księżycem i asteroidami, ponieważ oferuje wszystkie elementy konieczne do budowy systemów podtrzymywania życia i rozwoju cywilizacji technicznej, dzięki czemu kolonie marsjańskie będą mogły osiągnąć samowystarczalność w zakresie produkcji żywności i podstawowych prostych artykułów przemysłowych. Jest jednak mało prawdopodobne, aby Mars długo był autarkiczny. A nawet jeśli byłoby to możliwe, miałoby istotne wady. Ziemskie narody, aby się rozwijać, muszą ze sobą handlować. Podobnie będą musiały postępować cywilizacje planetarne. Mówiąc krótko, niezależnie od osiągniętego stopnia samodzielności Marsjanie zawsze będą potrzebowali pieniędzy. Skąd je wezmą?
Możliwe będzie eksportowanie na Ziemię występującego obficie na Marsie deuteru (paliwa do reakcji syntezy). Jeszcze lukratywniejszym biznesem będzie sprzedaż żywności i innych artykułów potrzebnych górnikom z pasa asteroid. Wiele spośród głównych obiektów występujących w pasie asteroid zawiera złoża metali z grupy platynowców znacznie bogatsze niż jakiekolwiek złoża istniejące na Ziemi. Opracowanie technologii niedrogich podróży kosmicznych ostatecznie przyczyni się więc do nowej gorączki złota. Tylko że najpewniejszy sposób zbicia fortuny wcale nie będzie polegał na wydobywaniu złota, lecz na sprzedaży dżinsów górnikom. Z powodu mniejszego ciążenia i korzystniejszego położenia w Układzie Słonecznym wysyłka zaopatrzenia będzie setki razy tańsza z Marsa niż z Ziemi. Wszystko, czego potrzebują górnicy i co może być wyprodukowane na Czerwonej Planecie, będzie wytwarzane właśnie tam. Mars będzie dla pasa asteroid tym, czym dla poszukiwaczy złota na Dzikim Zachodzie było San Francisco.
Moim zdaniem najważniejszym towarem eksportowym Marsa będą patenty. Kosmiczni koloniści będą ludźmi o doskonałych kompetencjach technicznych, którzy w celu zaspokojenia swoich potrzeb życiowych w obcym i nieprzyjaznym środowisku będą mieli pełną swobodę podejmowania innowacyjnych działań – czy wręcz będą zmuszeni do ich podejmowania. Czerwona Planeta stanie się dzięki temu kuźnią nowych pomysłów. Na przykład Marsjanie będą musieli uprawiać wszystkie jadalne rośliny w cieplarniach, co uwypukla potrzebę maksymalizowania wydajności każdego metra kwadratowego gleby. Będzie to dla nich silnym bodźcem do zaangażowania sił i środków w inżynierię genetyczną, co oznaczać będzie uzyskanie ultrawydajnych agrokultur. Jednocześnie będą przeciwstawiać się wszystkim, którzy chcieliby tak innowacyjnych działań zabronić lub im zaszkodzić poprzez sianie paniki.
Co ważniejsze, niczego na Marsie nie będzie tak bardzo brakować jak rąk do pracy. Podobnie jak niedobór siły roboczej stanowił w dziewiętnastowiecznej Ameryce Północnej motor napędowy jankeskiej pomysłowości, co zaowocowało serią wynalazków usprawniających produkcję, tak braki w tej dziedzinie na Marsie przysłużą się rozwojowi innowacyjności tamtejszych mieszkańców w takich obszarach jak automatyzacja, robotyka i wykorzystanie sztucznej inteligencji. Postęp dokona się też w dziedzinie technologii recyklingu, która pozwala odzyskiwać z odpadów cenne materiały. Wynalazki służące zaspokajaniu potrzeb Marsjan okażą się na Ziemi wprost nie do przecenienia, a związane z nimi patenty mogą generować dla społeczności Czerwonej Planety niekończący się przychód. Jeśli więc rozpatrywać osadę na Marsie jako przedsięwzięcie prywatne, stworzenie takiej kolonii wynalazców – kosmicznego odpowiednika Menlo Park – mogłoby stanowić podstawę rozsądnego planu biznesowego.
Marsjańskie cywilizacje będą się bogacić, ponieważ żyjący w nich ludzie muszą być inteligentni. Przysłużą się Ziemi nie tylko jako pomysłodawcy wynalazków, lecz także jako przykład na to, co możemy osiągnąć, jeśli wzniesiemy się ponad podstawowe instynkty i maksymalnie pobudzimy drzemiącą w nas kreatywność. Kosmiczni koloniści udowodnią, że wszystkie te nieskończone możliwości naprawdę istnieją i nie trzeba wcale oglądać się na innych – klucz do sukcesu jest w naszych rękach.
To niezwykle istotna sprawa. Tak naprawdę nie ma czegoś takiego jak zasoby naturalne. Istnieją jedynie surowce naturalne. To ludzka kreatywność przemienia je w zasoby dzięki zastosowaniu wynalazków technicznych. Na Ziemi gleba nie była zasobem, dopóki ludzie nie wynaleźli rolnictwa. Ropa naftowa nie była zasobem, dopóki ludzie nie wymyślili, jak robić odwierty, przeprowadzać rafinację i zbudować maszyny, które mogą być napędzane pozyskanym paliwem. Niemal do końca XIX wieku zasobem nie było aluminium, dopóki nie wynaleziono technologii pozyskiwania tego metalu z tritlenku diglinu. Przedtem boksyt, zawierający glin, był tylko skałą osadową. Uran nie był zasobem, dopóki nie opracowano podstaw energetyki jądrowej. Dziś zasobem nie jest deuter, ale stanie się nim, gdy znajdziemy sposób na przeprowadzanie reakcji syntezy jądrowej. To nie Ziemia dała nam wszystkie potrzebne zasoby, ale ludzie, którzy opracowali niezbędne do ich przetwarzania technologie.
Mars nie ma obecnie żadnych zasobów, tylko surowce. Zyska jednak mnóstwo zasobów, gdy przybędą na niego przedsiębiorczy ludzie. Wszystko, czego ta planeta potrzebuje, to ludzie. Tylko dlaczego mieliby tam się udać?
Potrzebna pomoc
Jednym z powodów migracji będzie niedobór siły roboczej, który może stanowić trudność dla ludzi biznesu, ale jest znakomitą sytuacją dla pracowników, bo oznacza wysokie zarobki. Dziś warunki panujące w kolonialnej, dzikiej dziewiętnastowiecznej Ameryce mogą wydawać się nam surowymi, ale dla ubogich mieszkańców ówczesnej Europy i Azji stanowiły – na zasadzie kontrastu – fantastyczną rekompensatę za pracę i stwarzały bezprecedensowe możliwości. Dlatego wiele milionów ludzi zaryzykowało wszystkie swoje oszczędności i zostawiwszy za sobą dobrze znane życie, wyruszyło w niebezpieczną podróż do nowego świata po drugiej stronie oceanu. Ludzie jednak nie żyją tylko dla pracy. Jeśli marsjańskie miasto ma odnieść sukces i się rozwijać, musi być miejscem, do którego zarówno mężczyźni, jak i kobiety będą chcieli się przenieść, bo tylko nieliczni zdecydują się na ten krok, aby żyć w spartańskich warunkach. Marsjańska baza powinna więc być przede wszystkim funkcjonalna, ale miasto musi być piękne. Inaczej sukces kolonizacyjny nie będzie możliwy. Kluczem do szczęścia mieszkańców nie jest jednak wyłącznie estetyka, ale również stwarzane przez miasto szanse osobistego rozwoju i wykorzystania w pełni swojego potencjału. Jakie społeczne, polityczne i kulturalne możliwości ekspresji powinno oferować miasto, aby stało się miejscem cudów, spełniania marzeń, wolności i okazji przyciągających miliony imigrantów, wywodzących się ze wszystkich klas i dysponujących najróżniejszymi talentami, którzy liczą na lepsze życie?
Marsjanie będą zmuszeni wypracować sprytne techniczne, ekonomiczne i estetyczne rozwiązania, aby zaprojektować praktyczne i piękne miasto-państwo. Decydujące będzie jednak to, czy uda im się stworzyć lepszy przepis na życie ludzi we wspólnocie. Przyszli koloniści będą niewątpliwie mieli różne zapatrywania na to, jak powinny wyglądać fundamenty ich społeczności, a dziś wydaje się logiczne, że wśród nich znajdą się ludzie o szerokiej gamie przekonań, od socjaldemokratycznych po skrajnie liberalne, którzy ostatecznie z pewnością stworzą więcej form ustrojowych. W związku z tym niewątpliwie na Marsie powstanie wiele miast-państw, opartych na alternatywnych wizjach lepszego życia.
Tę różnorodność wariantów organizacji życia społecznego postrzegam jako zaletę. Czerwona Planeta jest dostatecznie duża, aby powstały na niej liczne kolonie o odmiennych formach organizacji, zapewniających jak najlepsze warunki do realizacji ludzkich pragnień i wykorzystania potencjału ich obywateli. Powiem więcej, możliwość odegrania roli stwórcy własnego świata – zamiast zwyczajnie wprowadzenia się do świata już gotowego – jest najwyższą formą wolności, która może okazać się na tyle atrakcyjna, że będzie głównym bodźcem dla wielu ludzi, aby podjąć ryzyko zasiedlenia innej planety i zaakceptować niewygody, jakie musi ono ze sobą nieść. To niemożliwe, abyśmy na początku XXI wieku znaleźli już ostateczne i najlepsze rozwiązania w zakresie nauk społecznych. Zawsze znajdą się ludzie z nowymi pomysłami, którzy tylko czekają, aż znajdzie się miejsce, gdzie żadne zasady jeszcze nie obowiązują, aby zweryfikować przydatność swoich koncepcji. Owszem, nie wszystkie idee będą wykonalne. Część okaże się zapewne niepraktyczna i przyczyni się do stagnacji lub nawet upadku kolonii, które je zrealizują, ale inne drogi mogą prowadzić do postępu.
Czy tego będą chciały, czy nie, marsjańskie osady będą konkurowały o imigrantów. Te, które wdrożą najlepsze koncepcje, będą miały najwięcej mieszkańców. Dlatego dystopijne wizje kolonii kosmicznych rządzonych przez totalitarne reżimy złoczyńców, tyranizujących poddanych groźbą odcięcia im tlenu do oddychania, pozostaną tylko w sferze fantastyki naukowej. Tyrania pozaziemska nie jest możliwa, ponieważ nikt wtedy nie pomyślałby o przenosinach w takie miejsce.
Podkreślę to jeszcze raz: głównym czynnikiem wpływającym na kształtowanie marsjańskich cywilizacji będzie niedobór siły roboczej. Zarządzający kosmicznymi osadami nie będą blokować nikomu obranej przez niego ścieżki kariery. Nie będzie sztucznych przeszkód w wyborze zawodu w rodzaju obowiązków certyfikacyjnych. Koloniści nie będą też ograniczać nikomu udziału w życiu społecznym, jak robimy to teraz, zamykając starszych ludzi w domach spokojnej starości. Zrezygnują również z przedłużania dzieciństwa małoletnich poprzez zamykanie ich w szkołach aż do osiągnięcia trzeciej dekady życia. Imigranci starzy i nowi nie będą trzymani na dystans – będą raczej cenieni i mile widziani. Zwłaszcza dzieci.
Bo Mars będzie potrzebował dzieci. A to oznacza, że Mars będzie potrzebował kobiet.
W XVII i XVIII wieku Wielka Brytania i Francja rywalizowały o panowanie nad Ameryką Północną. Francja była znacznie potężniejszym graczem – jej populacja była czterokrotnie większa niż Wielkiej Brytanii. Anglicy budowali jednak w Ameryce Północnej prawdziwe społeczności, podczas gdy Francuzi jedynie faktorie koncentrujące się na handlu futrami. W konsekwencji Brytyjki chętnie przenosiły się do Ameryki, a Francuzki nie. Skutek był taki, że gdy w połowie XVIII wieku konflikt między tymi dwiema potęgami osiągnął punkt kulminacyjny, w Ameryce znajdowały się dwa miliony anglojęzycznych kolonistów, lecz tylko pięćdziesiąt tysięcy mówiących po francusku. Wynik starcia był oczywisty i ukształtował świat, jaki znamy dzisiaj.
Na Marsie powstanie wiele osad oferujących spartańskie warunki życia, ale tylko miejsca atrakcyjne dla kobiet przekształcą się w miasta, które przyciągną najwięcej imigrantek i cywilizacyjnie prześcigną całą resztę. Jak tego dokonać, społeczności będą musiały obmyślić samodzielnie – albo wpadną na rozwiązanie przypadkiem. Jedno jest oczywiste: w większości marsjańskich społeczeństw status kobiet najprawdopodobniej będzie wysoki.
Ewolucja biologiczna zachodzi na drodze doboru naturalnego. Ewolucja społeczna – podobnie, z tą różnicą, że innowacje nie mają charakteru losowego, lecz zostają wybrane, a jeśli okażą się sukcesem, będą powielane i rozpowszechniane. To sprawia, że swoiste eksperymenty społeczne, jakie będą przeprowadzane na Marsie, należy postrzegać jako znacznie potężniejszy czynnik postępu.
Idee osiemnastowiecznego oświeconego liberalizmu, które założyciele Ameryki wykorzystali jako podwaliny nowej republiki, nie pojawiły się wraz z nimi. Przeciwnie, były doskonale znane w kręgach akademickich ówczesnej Europy. Tylko jeśli ktoś wierzył w takie koncepcje jak rząd ludzi sprawowany przez ludzi i dla ludzi, wolność słowa, swoboda wyznania, niezbywalne prawa jednostki, których nie mogą ograniczać ani król, ani państwo, ani Kościół, był deprecjonowany jako marzyciel albo niegroźny szaleniec. Potrzebne było nowe miejsce – wolne jeszcze od wszelkich zasad – aby poglądy te, zastosowane w praktyce, mogły pokazać, jakie przynoszą owoce. Założyciele Ameryki nazwali swój projekt szlachetnym eksperymentem i było to ze wszech miar trafne określenie. Z pewnością rezultat ich działań daleki był od ideału, ale i tak było to w tamtym czasie najlepsze miejsce na świecie. Miarą powodzenia tego eksperymentu była wielomilionowa fala imigrantów, którzy przyjechali do Ameryki, aby stać się częścią tej koncepcji i pomóc wznosić latarnię nadziei, wyzwalać potęgę kreatywności, stanowić wzór do naśladowania i rozwijania dla całej ludzkości.
Zapewne na Marsie przeprowadzonych będzie wiele szlachetnych eksperymentów. Część z nich się nie powiedzie, ale inne zakończą się sukcesem, zapewniając miastom wzrost, rozkwit wynalazczości i kreatywności, a także ustanawiając nowy standard, który ludzie będą mogli rozwijać w każdym zakątku wszechświata.
Powinniśmy nieustannie rozglądać się za czymś lepszym. Ci, którzy szukają, mogą znaleźć. Cóż może być ważniejszego? Przyjmując wyzwanie, jakim jest Mars, zyskujemy moc rozpoczęcia świata na nowo.
Jakaż to wzniosła myśl. Jakże wielka szansa. Okażmy się godni tej dziejowej chwili.
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI
PEŁNY SPIS TREŚCI:
1. CO MOŻEMY STWORZYĆ NA MARSIE?
2. KRÓTKA HISTORIA EKSPLORACJI MARSA
3. JAK DOSTAĆ SIĘ NA MARSA?
4. TWORZENIE ZASOBÓW NA MARSIE
5. JAK WZBOGACIĆ SIĘ NA MARSIE
6. TRANSPORT NA MARSIE
7. MIASTA NA MARSIE
8. ZWYCZAJE SPOŁECZNE NA MARSIE
9. WOLNOŚĆ NA MARSIE
10. WIELKA LOKOMOTYWA WYNALAZCZOŚCI
11. TRANSFORMOWANIE MARSA
12. SPRAWA WSZYSTKICH NARODÓW
EPILOG. CO TRZEBA ZROBIĆ JUŻ TERAZ?
PODZIĘKOWANIA
------------------------------------------------------------------------
1 Cytat z broszury politycznej Thomasa Paine’a według polskiego wydania (Zdrowy rozsądek, przeł. Teresa Pelka). Wszystkie cytaty oznaczone gwiazdką pochodzą od tłumaczy.
2 Robert Zubrin, Czas kosmosu, tł. Maria Popis, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2021.