Jak kochać to tylko w Rzymie - ebook
Jak kochać to tylko w Rzymie - ebook
Włoski biznesmen Pietro Morelli nie zamierzał się żenić. Nie potrafi jednak odmówić prośbie umierającego przyjaciela, amerykańskiego senatora, by poślubić jego córkę. W przeciwnym razie młodziutka, piękna i bardzo bogata Emmeline byłaby wkrótce łatwym łupem dla poszukiwaczy fortun. Pietro zamierza zachować swój dotychczasowy styl życia, bo, jak sądzi, uległa i zakochana w książkach Emmeline, zgodzi się na wszystko…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-4478-7 |
Rozmiar pliku: | 684 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– No dobrze, wyjaśnijmy to sobie. – Pietro popatrzył na siedzącego po drugiej stronie biurka mężczyznę, którego od blisko dwudziestu lat uważał za wzór człowieka i biznesmana. – Chcesz, żebym ożenił się z twoją córką, która jest młodsza ode mnie o trzynaście lat i którą ledwo znam, czy tak? Dlaczego właściwie miałbym przystać na tę propozycję, jak sądzisz?
Col poruszył się, podniósł głowę i spojrzał mu prosto w oczy.
– Emmeline jest piękną i inteligentną młodą kobietą – powiedział. – Dlaczego moja sugestia tak cię uraziła, co?
– W ogóle nie mam zamiaru się żenić, po prostu. – Pietro umiejętnie uniknął bezpośredniej odpowiedzi.
– To nawet lepiej – zauważył Col. – Małżeństwo z Emmeline nie pozbawi cię romantycznych uniesień.
– Nie będzie żadnego małżeństwa.
Col uśmiechnął się w odpowiedzi na błyskawiczną ripostę. Najwyraźniej rozkazujący ton, którego zazwyczaj obawiali się biznesowi adwersarze Pietra, zupełnie na niego nie działał.
– Kocham cię jak syna, mój drogi. Ty i Emmeline jesteście dla mnie najważniejsi, i właśnie dlatego zależy mi, żebyś ją poślubił.
– Ale skąd wziął się ten pomysł? W dodatku tak nagle? – Pietro nie spuszczał czujnego wzroku z twarzy starszego mężczyzny.
– Zacząłem o tym myśleć wiele tygodni temu.
– Dlaczego? – nie ustępował Pietro, świadomy, że nie widzi pełnego obrazu sytuacji.
Col powoli wypuścił powietrze z płuc i odwrócił wzrok.
– Emmeline chce pójść na uniwersytet w Rzymie. Powiedziałem jej, że może podjąć studia, z moim błogosławieństwem, ale tylko jeśli wyjdzie za ciebie.
– I co ona na to? – pogardliwie prychnął Pietro.
Nie miał cienia wątpliwości, że córka jego przyjaciela okazała się głupią lalą, która posłusznie przyjmuje wszystkie polecenia ojca.
– Wymagało to pewnej siły perswazji, ale się zgodziła – szorstko przyznał Col. – Emmeline zawsze zrobi to, czego od niej zażądam. Dobra z niej dziewczyna.
Dobra dziewczyna? Pietro z trudem powstrzymał się, żeby nie przewrócić oczami. Grzeczne dziewczynki są absolutnie przewidywalne i bezbrzeżnie nudne, pomyślał.
– No, ale po co całe to zamieszanie? – zaśmiał się z niedowierzaniem. – Mogę zaopiekować się twoją córką, nie żeniąc się z nią, prawda?
– To nie wystarczy, do cholery! – eksplodował senator.
– Dlaczego nie? – Pietro zmrużył oczy. – Czegoś mi nie mówisz, widzę to!
Col rzucił mu wściekłe spojrzenie, lecz po chwili milczenia powoli skinął głową.
– To, co ci teraz powiem, musi zostać między nami. Przysięgnij, że zachowasz to dla siebie.
– Oczywiście.
Pietro nie miał pojęcia, na co się zgadza, więc nie było mu trudno podporządkować się życzeniu senatora.
– Poza mną wiedzą o tym jeszcze tylko dwie osoby. Emmeline niczego nie podejrzewa.
Po plecach Pietra przebiegł zimny dreszcz. W milczeniu czekał na dalsze słowa Cola.
– Nie da się ubrać tego w przyjemne słowa – zaczął Col. – Umieram.
Pietro zamarł. Miał wrażenie, że jego ciało ogarnął paraliż.
– Co takiego? – wykrztusił wreszcie.
– Umieram. Mój onkolog twierdzi, że zostało mi jeszcze parę miesięcy, ale nie będzie to łatwy okres. Chcę, żeby Emmeline przebywała w tym czasie jak najdalej ode mnie. Chcę, żeby była szczęśliwa, spokojna i bezpieczna, i żeby do końca nie wiedziała, co się ze mną dzieje.
Pietro poczuł się tak, jakby na jego klatkę piersiową spadł nagle spory ładunek cegieł, wyciskając powietrze z jego płuc. Dwadzieścia lat wcześniej jego ojciec także padł ofiarą raka.
– To niemożliwe. – Przesunął dłonią po twarzy. – Przecież wyglądasz zupełnie normalnie… Radziłeś się innego lekarza?
– Nie ma takiej potrzeby. – Senator wzruszył ramionami. – Widziałem prześwietlenia, skany i wyniki badań. Rak jest wszędzie.
Pietro zaklął pod nosem. Już dawno nie czuł się tak kompletnie bezradny.
– Bardzo mi przykro…
– Nie zależy mi na twoim współczuciu, ale na pomocy. Więcej, błagam cię o pomoc.
Przez głowę Pietra przemknęła myśl, że chyba nie ma takiej rzeczy, jakiej nie zgodziłby się zrobić dla swojego mentora i przyjaciela. Ale małżeństwo z jego córką…?
– Z pewnością Emmeline wolałaby sama wybrać sobie męża…
– Kogo? – warknął Col. – Jakiegoś łowcę fortun? Po mojej śmierci będzie warta kilka miliardów dolarów. Miliardów, rozumiesz? Nie wspominając o dużej posiadłości i ropie w Teksasie. A dziewczyna nie ma kompletnie żadnego życiowego doświadczenia, co oczywiście jest moją winą. Kiedy jej matka umarła, za wszelką cenę starałem się ją chronić, osłaniać przed wszystkim, co złe i paskudne. Udało mi się, nie powiem, tyle tylko, że teraz mam dwudziestodwuletnią córkę, która niedługo zostanie sierotą, i muszę, po prostu muszę znaleźć kogoś, kto się nią zaopiekuje.
– Możesz na mnie liczyć – szczerze zapewnił senatora Pietro.
– Mejl raz na miesiąc nie wystarczy – rzucił Col. – Emmeline musi zamieszkać pod twoim dachem, ona potrzebuje opieki.
– Mówisz, że nie wie o twojej chorobie?
– Nie wie i z pewnością się nie dowie.
– Jak to?
– Chcę zaoszczędzić jej bólu – niechętnie wyznał starszy mężczyzna. – Jestem jej to winien.
Pietro poczuł, jak ogarnia go fala frustracji. Nie spodziewał się takiej prośby, taka sytuacja w ogóle nie przyszła mu na myśl.
– Nigdy cię o nic nie prosiłem – powiedział Col. – Obiecaj mi, że to zrobisz. Ze względu na mnie.ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Nie podobam ci się, prawda? – Zmierzyła przystojnego Włocha uważnym spojrzeniem.
Jej oczy widziały wszystko – doskonale skrojony drogi garnitur, gęste ciemne włosy, oczy koloru dojrzałych kasztanów, wargi jakby specjalnie stworzone do pocałunków i przekleństw, pionową bruzdę w podbródku, szerokie ramiona i wspaniale umięśnioną klatkę piersiową. Tak, nie miał nawet grama zbędnej masy, jego ciało składało się wyłącznie ze znakomicie ukształtowanych mięśni.
Naprawdę nie miała pojęcia, jak przez to przebrnąć. Małżeństwo z tym mężczyzną? Byłoby to jak przejście przez ogień. Żadne doświadczenie nie byłoby w stanie ją na to przygotować.
Milczał. Może w ogóle nie usłyszał jej pytania, bo zadała jej cichym głosem, prawie szeptem.
– Powiedziałam…
– Wiem, co powiedziałaś – przerwał jej.
Mówił z akcentem, który tylko wzbogacał otaczającą go aurę o nutę tajemniczości. Postukał długimi palcami o zadbanych paznokciach w oparcie fotela.
– Zrobiło się późno – rzekł. – Masz ochotę na kawę? Albo może na coś mocniejszego?
Emmeline potrząsnęła głową i jej włosy, długie i proste, poruszyły się niczym lśniąca kurtyna.
– Dziękuję, nie.
Zacisnął usta, podniósł się i zaczął chodzić w tę i z powrotem po pokoju. Patrzyła, jak wyjmuje korek z karafki i napełnia kryształową szklaneczkę bursztynowym płynem. Jednym haustem wypił przynajmniej połowę alkoholu i odstawił szklankę.
– Zdaję sobie sprawę, że wygląda to na jakieś szaleństwo… – zaczęła cicho.
Jego wargi wygięły się w pełnym ironii uśmiechu.
– Tak, lekkie szaleństwo – zgodził się.
– Rzecz w tym, że nie chcę denerwować ojca. Nigdy nie byłam w stanie znieść myśli, że mogłabym sprawić mu ból.
Znowu zerknęła na niego i tym razem wytrzymała jego spojrzenie, mobilizując całą odwagę. Jeżeli zamierzała przekonać tego mężczyznę do swoich planów, musiała mu pokazać, że się go nie boi.
Żołądek ściskał jej się z przerażenia, ale nie odwróciła wzroku.
– Od śmierci mojej matki ojciec trzymał mnie pod kloszem, a ja mu na to pozwalałam. – Emmeline przygryzła dolną wargę.
Wbrew pierwszemu wrażeniu Pietra, była to pełna warga o ładnym kształcie.
– Od lat czułam, że powinnam przynajmniej starać się walczyć o uznanie mojego zdania, o prawa i przywileje, które mają i mieli moi rówieśnicy.
– I co? Dlaczego tego nie zrobiłaś?
Sama myśl o cieplarnianym życiu dziewczyny budziła w nim głębokie wzburzenie. Od dziecka buntował się przeciwko wszelkim ograniczeniom i zawsze chciał więcej, szczególnie niezależności i dojrzałości.
– Trudno to wyjaśnić.
Rzeczywiście, nie potrafiła wyjaśnić tego nawet sobie. Od dawna próbowała pogodzić się z życiem, jakie prowadziła, w wielu aspektach całkowicie świadomie.
– Po samobójstwie mamy ojciec kompletnie się rozsypał – ciągnęła. – Zapewnienie mi bezpieczeństwa przerodziło się u niego w obsesję, a ja nie mogłam, nie byłam w stanie go zranić.
Pietro znieruchomiał. Wyraz twarzy Emmeline poruszył jakąś ukrytą strunę w jego sercu, na moment pozbawiając go równowagi.
– Tak, wiem, w jaki sposób umarła. – Kiwnęła głową, odpowiadając na jego nieme pytanie.
Skrzyżowała smukłe nogi i oparła mocno splecione dłonie na kolanach.
– Twój ojciec bardzo się starał ukryć to przed tobą, osłonić cię…
– Tak – powtórzyła z lekkim uśmiechem. – Powiedziałam ci przecież, że osłanianie mnie przed bolesnymi stronami życia stało się jego obsesją.
Kiedy zdała sobie sprawę, że ojciec przez swoją nadopiekuńczość wyrządza jej krzywdę? Że jego dobre intencje pozbawiają ją szansy na normalne życie?
– Jak się o tym dowiedziałaś? – zapytał niskim głosem.
– Miałam wtedy piętnaście lat, nie pięć. – Wzruszyła ramionami. – Chronił mnie jak mógł, ale przecież chodziłam do szkoły, a nastolatki potrafią być bezwzględne. Mama wjechała w drzewo, jasne, jednak trudno byłoby nazwać to wypadkiem.
W jej oczach mógł bez trudu wyczytać wszystkie uczucia, które nie malowały się na jej twarzy. Może w normalnych okolicznościach spróbowałby ją pocieszyć, lecz okoliczności z całą pewnością nie były normalne, a Emmeline nie była zwyczajną kobietą.
Gdyby przystał na plan Cola, miałaby zostać jego żoną. Nie miał zresztą wyboru, bo lojalność i przyjaźń, w połączeniu z ostateczną diagnozą lekarzy, stawiały go w sytuacji bez wyjścia.
– Nie wydaje mi się, by przebolał jej stratę – podjęła. – Pewnie dlatego żyje w ciągłym strachu, że coś mi się stanie. To wariactwo, ale trochę go nawet rozumiem.
Odchrząknęła. Teraz musiała się zdobyć na wielką odwagę.
– I tak, uważam, że powinniśmy się pobrać…
Pietro parsknął krótkim, ostrym śmiechem.
– Nie wydaje ci się, że jestem mężczyzną, który wolałby sam zadać kluczowe pytanie?
Zmierzyła go spokojnym spojrzeniem spod zmrużonych powiek.
– Myślę, że jesteś mężczyzną, który w ogóle nie zamierza zadawać tego pytania, żadnej kobiecie. Jeżeli wierzyć plotkarskim gazetom, jesteś bardziej zainteresowany zainstalowaniem obrotowych drzwi w sypialni niż stabilizacją.
Uśmiechnął się ironicznie.
– Naprawdę?
– No, twoje wyczyny raczej nie są pilnie strzeżoną tajemnicą.
Przygryzła wargę i spuściła wzrok. Oświetlenie było przyćmione, widział jednak falę rumieńca, która oblała jej policzki.
– Nie są – zgodził się spokojnie.
Jego ton powinien ją ostrzec, lecz Emmeline nie miała żadnego doświadczenia, jeśli chodzi o mężczyzn. A już na pewno nie takich jak Pietro Morelli.
– Nie sugeruję, żebyś zaprzestał tych swoich… – Machnęła ręką i bransoletki na przegubie jej dłoni zabrzęczały jak dzwonki na wietrze.
– Nie sugerujesz? – zamruczał. – Ojej, aż trudno sobie wyobrazić, jaką będziesz wyrozumiałą żoną…
– Nie będę przecież twoją prawdziwą żoną – powiedziała szybko. – Będziemy małżeństwem, oczywiście, ale to tylko formalność. Myślę, że zdołamy żyć zgodnie i osobno.
Przechyliła głowę na bok, próbując przypomnieć sobie jego dom na obrzeżach Rzymu.
– Masz ogromny dom, więc pewnie będziemy się widywać raczej rzadko – dodała.
Potarł pokryty zarostem podbródek, ułagodzony jej realistycznym podejściem do życia. Dobrze, że nie pozwoliła się ponieść jakimś baśniowym fantazjom i nie widziała siebie w roli księżniczki z Disneya, poślubiającej wymarzonego księcia.
– I nie będzie ci to przeszkadzać? – Objął wzrokiem całą jej postać, od pochylonej głowy po skrzyżowane nogi.
Wydała mu się uosobieniem nudnej Amerykanki z wyższych sfer – zero wyczucia stylu, zero umiejętności podkreślenia własnej osobowości, po prostu nieciekawa dziewczyna w beżowym komplecie z kremową bluzką i perłami na smukłej, białej szyi. Naprawdę nie rozumiał, dlaczego dwudziestodwuletnia osoba ubiera się w sposób tak kompletnie pozbawiony wyobraźni.
– Oczywiście, że nie – odparła, nie kryjąc zaskoczenia. – Przecież powiedziałam ci, że to nie będzie prawdziwe małżeństwo. Mój ojciec odetchnie z ulgą. Jest okropnym tradycjonalistą, ale nawet on się nie spodziewa, że połączy nas wielkie uczucie. To będzie związek dynastyczny, i tyle.
– Związek dynastyczny? – powtórzył powoli.
– Tak. Ludziom takim jak my trudno jest znaleźć kogoś, kto byłby zainteresowany nami samymi, a nie naszym majątkiem.
Lekko wzruszyła ramionami i przez głowę Pietra przemknęła myśl, że Col poważnie mylił się co do Emmeline, która bynajmniej nie sprawiała wrażenia nadmiernie wrażliwej i kruchej osóbki. Można by nawet powiedzieć, że zdumiewająco trzeźwo oceniała zaistniałą sytuację.
– Nie zależy mi na twoich pieniądzach, tego możesz być pewny – dorzuciła. – Szczerze mówiąc, nie chcę od ciebie niczego poza wolnością, jaką zapewni mi nasze małżeństwo.
Nie miał pojęcia, dlaczego w jakiś sposób przeszkadzało mu jej uparte przekonanie, że przyjmie od niego tylko nazwisko i nic poza tym.
– Moja matka chciałaby mieć wnuki – rzekł, zaskakując samego siebie.
Może próbował zbić ją z tropu, pozbawić tego chłodnego spokoju?
Roześmiała się i ten dźwięk naprawdę go zdumiał – brzmiał jak muzyka, pełen wyrazu i koloru, zupełnie niepasujący do samej Emmeline.
– Biorąc pod uwagę twoją reputację, pewnie ma ich już kilkoro. – Znowu wzruszyła ramionami.
– Cóż, jest to możliwość, o której powinnaś pomyśleć. – Z namysłem zmrużył oczy.
Dziewczyna miała w sobie więcej ognia, niż się spodziewał. Politura dobrze wychowanej, nienagannie uprzejmej dziedziczki wielkiej fortuny skutecznie skrywała jej inteligencję, poczucie humoru i ostry dowcip.
– Nie mam żadnych dzieci – podjął spokojnie. – Obowiązki ojca nie należą do tych, które byłbym skłonny porzucić.
Emmeline popatrzyła na niego uważnie. Rzeczywiście, nie wyglądał na nieodpowiedzialnego.
– W takim razie twoją matkę czeka rozczarowanie – powiedziała. – Z drugiej strony, nie będzie musiała w każdy weekend oglądać twoich zdjęć w magazynach, bo będziesz się musiał zachowywać dużo bardziej dyskretnie. Nie zamierzam wyjść za ciebie wyłącznie po to, by znosić publiczne upokorzenia i wstyd. Oboje będziemy musieli przedstawić nasze małżeństwo światu jako prawdziwe. Pewnie trzeba będzie wspólnie uczestniczyć w jakichś publicznych imprezach, i tak dalej. Jednak we własnym domu będziesz mógł robić, co i z kim ci się podoba.
– Więc gdybyś weszła do pokoju i zastała mnie uprawiającego seks z kochanką, nie poczułabyś się dotknięta?
Serce zabiło jej mocniej, ale wyraz twarzy nie zmienił się ani odrobinę.
– Moje ewentualne zaniepokojenie wynikałoby jedynie ze względów higienicznych.
Pietro z trudem powstrzymał uśmiech.
– Rozumiem.
– Tata uważa, że powinniśmy się pobrać jak najszybciej, żebym miała czas zapisać się na kilka przedmiotów na następny semestr.
– Przedmiotów?
Dopiero teraz przypomniał sobie o jej planach – wiadomość o śmiertelnej chorobie Cola usunęła w cień wszystkie inne, mniej istotne sprawy.
– Tak. Tata chyba mówił ci, że chcę studiować w Rzymie…
– Oczywiście.
– To dobrze. Nie zamierzam ci w niczym przeszkadzać ani wtrącać się w twoje życie, przez większą część dnia pewnie w ogóle nie będziesz mnie widywał.
– I tu może pojawić się pewien problem – rzekł Pietro z namysłem. – Naturalnie w pełni doceniam twoją wielkoduszność, lecz podczas gdy ty zgadzasz się w pełni akceptować moje potrzeby związane z życiem towarzyskim, ja nie mam zamiaru być aż tak tolerancyjny w stosunku do ciebie.
Emmeline przechyliła głowę i popatrzyła na niego niepewnie.
– Co masz na myśli?
– Nie ożenię się z kobietą, która umawia się z innymi mężczyznami i z nimi sypia.
Drgnęła, wyraźnie zaskoczona.
– Dlaczego nie?
Rzucił jej twarde spojrzenie spod zmrużonych powiek.
– Ponieważ mogłoby powstać wrażenie, że nie umiem zaspokoić mojej żony.
– O, broń Boże, aby ktokolwiek miał rzucić cień na twoje rozbuchane męskie ego. – Przewróciła oczami.
– To warunek, od którego nie odstąpię, cara.
Emmeline przejechała językiem po dolnej wardze. Nie planowała szukać sobie chłopaka, nigdy dotąd jakoś nie przyszło jej to do głowy, ale teraz, słuchając Pietra, bez trudu zauważyła rażącą i niesprawiedliwą różnicę w podejściu do prywatnego życia kobiety i mężczyzny.
– Wobec tego może i ty powinieneś powstrzymać się od romansów – oświadczyła.
– To niezbyt rozsądna sugestia.
– Dlaczego? Tak byłoby sprawiedliwie.
Gdy ruszył w jej stronę, poczuła się jak bezbronne słabe zwierzę, przyczajone pod kamieniem w oczekiwaniu na atak potężnego lwa.
– Ponieważ lubię seks – odparł, przystając tuż przed nią. – Jestem pełnokrwistym mężczyzną i seks stanowi ważną część mojego życia. Jeśli zmusisz mnie, bym zaprzestał uprawiać seks z innymi kobietami, pozostaniesz tylko ty…
Znacząco zawiesił głos.
– Dobrze, rozumiem. – Uniosła obie dłonie w geście kapitulacji. – Żadnego seksu… To znaczy, ja nie mogę uprawiać seksu, a ty tak…
Na moment mocno zacisnęła powieki.
– I oczywiście poinformuję cię, jeśli poznam kogoś, kto wyda mi się atrakcyjny, w porządku? – zakończyła słabo.
Ani na chwilę nie spuszczał wzroku z jej twarzy. Policzki miała zaróżowione, źrenice rozszerzone, wargi drżące. Była fascynująca. Czy tylko z powodu wzburzenia? A może przyczyną jej reakcji fizycznej były jakieś przyjemne bodźce emocjonalne?
– Si.
Powoli wypuściła powietrze z płuc i kiwnęła głową.
– Więc pobierzemy się? – spytała.
– Wcześniej musimy rozważyć parę spraw – odparł niskim głosem.
– Takich jak?
– Twój wygląd.
Emmeline zamarła.
– Co z moim wyglądem?
– Nikt nie uwierzy, że poślubiłem cię z wyboru.
Jego słowa brzmiały tak zwyczajnie i neutralnie, że podejrzenie, że chciał ją zranić, w ogóle nie narodziło się w jej sercu.
– Dlaczego? – spytała z nadzieją, że jej twarz nie zradza, jak boleśnie ją dotknął.
– Ponieważ w niczym nie przypominasz kobiet, z którymi zazwyczaj się spotykam.
Doskonale o tym wiedziała. W internecie widziała mnóstwo zdjęć Pietra z kobietami – wysokimi, szczupłymi, oszałamiająco pięknymi. Miał swój ulubiony typ damskiej urody, bez dwóch zdań.
– Nie mam żadnych specjalnych zastrzeżeń co do swojego wyglądu – oznajmiła, w myśli przeklinając się za to kłamstwo.
Ukrywanie linii ciała i niepodkreślanie najlepszych punktów było jej nawykiem od wielu lat. Nie była pewna, czy rzeczywiście pragnie to zmienić.
– Zmiana nie wymagałaby wielkiego wysiłku – rzekł spokojnie, taksując ją badawczym spojrzeniem.
Nagle z zakamarków jego pamięci wyłonił się obraz młodziutkiej Emmeline, którą pierwszy raz zobaczył przed laty – posiadała wtedy naturalną, świeżą urodę. Dlaczego później postanowiła ją zamaskować?
– Nie chcę. – W jej głosie zabrzmiała nuta zdecydowania Zacisnął usta, hamując rozbawienie jej uporem.
– Jeżeli mam sprostać tej sytuacji, musisz się zacząć ubierać tak, jakbyś miała dobrą figurę i odpowiednie środki na stroje, bo właśnie czegoś takiego będą oczekiwali ludzie od mojej żony.
Chwilę wpatrywała się w niego z rozchylonymi wargami.
– Żartujesz sobie?
– Nie, carissima. To nie żarty, to Rzym. Poszukaj jakiegoś dobrego butiku i oddaj sprawiedliwość swojej sylwetce, a wtedy ja ponownie zastanowię się nad całą sytuacją.
Jego arogancja i ostra ocena jej wyglądu wprawiły ją we wściekłość, ale świadomość bliskości celu przeważyła. Nie pierwszy raz miała jednak poczucie niesprawiedliwości – musiała walczyć o coś, co dla innych było prawem, które przysługiwało im w najbardziej oczywisty sposób.
Co by się stało, gdyby odmówiła żądaniu Pietra, a także prośbie ojca, któremu tak zależało, by ujrzeć ją na ślubnym kobiercu? Co by było, gdyby wzięła swoją kartę kredytową i po prostu uciekła? Myślała o tym już wcześniej, ale świadomość cierpienia, jakie sprawiłaby ojcu, skutecznie ją powstrzymywała. Nie mogła go zranić, nie była w stanie tego zrobić.
– Dobrze – powiedziała szybko. – Zgadzam się.
Skinął głową i z kieszeni wyjął białą wizytówkę z wydrukowanym dużymi literami imieniem i nazwiskiem: Elizabetta Ronimi.
– Masz tu numer mojej sekretarki – rzekł. – Pomoże ci zorganizować całą tę imprezę. Przyszły miesiąc mam stosunkowo mało zajęty, więc odpowiada mi praktycznie każdy dzień.
– Chcesz, żebym zorganizowała nasz ślub?
Wzruszył ramionami, zupełnie jakby nie miało to dla niego najmniejszego znaczenia.
– Zakładam, że i tak wynajmiesz kogoś, kto się tym zajmie, musisz się jednak skontaktować z Elizabettą co do daty i twojej przeprowadzki do mojej willi. W porządku?
– W porządku – wymamrotała ze znużeniem. – To chyba ma sens…
– Świetnie.
Upłynęło kilkanaście sekund, zanim się zorientowała, że właśnie ją odprawił. Zarumieniła się i pośpiesznie chwyciła torebkę.
– Remi odwiezie cię do domu – rzucił Pietro.
– Remi?
– Mój szofer.
– Mogę złapać taksówkę – powiedziała.
Zatrzymał ją na progu pokoju. Dotyk jego ciepłej dłoni sprawił, że serce zabiło jej mocniej, a żołądek skurczył się gwałtownie.
– Niedługo Remi będzie także i twoim szoferem, cara. Jedź z nim.
Nie chciała się z nim spierać, zależało jej tylko, żeby jak najszybciej stąd wyjść.
– Dziękuję – mruknęła.
– Non ce di che – rzekł miękko. – Do zobaczenia wkrótce, pani Morelli.
Emmeline na moment mocno zacisnęła powieki. W jej głowie głośno dudniło jedno pytanie: jakiego rodzaju układ przed chwilą zawarła?