Jak poznać wolę Bożą - ebook
Jak poznać wolę Bożą - ebook
Bobby Franklin jest gwiazdą sportu w swoim liceum. Kiedy zbliża się koniec szkoły, nie brakuje mu niemalże niczego. Bobby jednak, jak wiele osób w jego wieku, stawia sobie dużo pytań co do swojej przyszłości. Nie jest pewien, co ma w życiu robić. Czy powinien przedłożyć studia teologiczne nad swoją ukochaną piłkę nożną? A może powinien porzucić naukę i rozpocząć karierę zawodowego piłkarza? Czy Ashley, jego dziewczyna, jest tą jedyną? Jako chrześcijanin zastanawia się, jaki jest plan Boga co do jego życia. Czy znasz takich chłopaków jak Bobby, którzy stoją w obliczu najważniejszych decyzji i chcieliby poznać wolę Bożą? Czy wiesz, co im powiedzieć? Czy wiesz, jak im pomóc? W czasie poszukiwań woli Bożej co do ich życia jedno na pewno im się przyda: przyjaciel. Ta broszura z serii PIERWSZA POMOC pokaże ci, jak stać się prawdziwym źródłem otuchy i wsparcia dla osoby pragnącej poznać wolę Bożą. A jeśli to ty sam stajesz właśnie wobec najważniejszych życiowych kwestii, znajdziesz tu wzięte z Pisma Świętego zasady dotyczące podejmowania trudnych, osobistych decyzji. Co więcej, dowiesz się, że Bóg naprawdę dba o szczegóły twojego życia i pragnie dla ciebie tego, co najlepsze.
SERIA PIERWSZA POMOC
W naszym życiu często dochodzi do trudnych sytuacji, w których czujemy się bezradni i osamotnieni. Nie potrafimy sobie z nimi poradzić i rozpaczliwie potrzebujemy pomocy w przetrwaniu tego, co nas spotkało.
Taką PIERWSZĄ POMOC oferują nasze broszury napisane wspólnie przez Josha McDowella i Eda Stewarta. Są one skierowane zarówno do osób, które przechodzą przez trudne chwile, jak i do ich przyjaciół, którzy pragną im pomóc. Przywołując poruszające historie różnych osób, autorzy krok po kroku pokazują jak przejść przez ciężkie doświadczenia i proponują praktyczne metody pomocy.
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7829-022-3 |
Rozmiar pliku: | 447 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
PIERWSZA POMOC
Tytuły części tej serii:
- Konflikty
- Śmierć ukochanej osoby
- Jak poznać prawdziwą miłość
- Myśli samobójcze
- Nieplanowana ciąża
- Rozwód rodziców
- Jak poznać wolę Bożą
- Wykorzystywanie seksualne
Chcielibyśmy podziękować: Davidowi Fergusonowi, dyrektorowi Intimate Life Ministries w Austin w Teksasie za jego wkład w ten cykl; Dave’owi Bellisowi, który współpracował z nami nad kształtem każdej książki. Wszystkie historie w cyklu „Pierwsza Pomoc” zaczerpnęliśmy z odcinków słuchowiska „Youth in Crisis Resource”, które Dave osobiście napisał. Jesteśmy Dave’owi niezmiernie wdzięczni za jego talent i zaangażowanie. Dziękujemy też Joeyowi Paulowi, który nie tylko wierzył w ten projekt, ale także konsekwetnie go przeprowadził.
HISTORIA BOBBY’EGO ODSŁONA PIERWSZA
Bobby Franklin, stojąc na bramce, ledwie zauważał okrzyki zachęty, unoszące się z trybun.
Jego rodzice byli tam, w tłumie. Była też Ashley, jego dziewczyna, niezmiennie ta sama od drugiej klasy. Przyszło także mnóstwo przyjaciół z jego wspólnoty z kościoła. Bobby kochał ich wszystkich i chciał, żeby tu byli, ale teraz całą uwagę skupił na grze. Wygrają czy przegrają, i tak miał to być jego ostatni mecz w Liceum imienia Kennedy’ego i Bobby nie zamierzał się teraz dekoncentrować. Właśnie dzięki umiejętności koncentracji na grze Bobby był głównym kandydatem do regionalnej nagrody Zawodnika Roku na poziomie liceum.
Zarówno ten mecz, jak i mistrzostwo regionu wisiały na włosku. Wiedział, że nie może puścić piłki. Strata bramki to strata całego meczu – i trzyletniej kariery piłkarskiej Bobby’ego w Kennedym.
On ci strzeli w prawy dolny róg. Wszyscy tak robią. Bobby sam sobie udzielał pouczenia niczym trener, spoglądając na tyczkowatego napastnika. Szukaj błędu, może piłka poleci wyżej i minie słupek. Modlił się po cichu: „Panie, pomóż mi zagrać najlepiej, jak potrafię, dla Ciebie”. Bobby uwielbiał piłkę nożną. Był zdecydowany realizować swój wielki talent na chwałę Boga.
W tym momencie przeciwnik posłał piłkę w kierunku, który Bobby przewidział. Bobby rzucił się w prawy róg. Nagle, silnie podkręcona piłka zmieniła tor lotu i z impetem wpadła w siatkę, wzbijając chmury pyłu. Zobaczył uniesioną prawą rękę sędziego. To już koniec. Zegar pokazywał ostatnie sekundy meczu. Bobby’emu głowa opadła na piersi. Przez okrzyki i wiwaty przedarł się ostry dźwięk sędziowskiego gwizdka. Nie zdobyli mistrzostwa. Skończył się sezon i licealna kariera piłkarska Bobby’ego.
Podczas gdy przeciwnicy podskakiwali i wykrzykiwali z radości, Bobby i jego koledzy z drużyny w ponurym nastroju ustawili się w kolejce, by im pogratulować.
— Świetnie wam poszło, gratuluję, świetnie zagraliście — mówił Bobby do zwycięzców, przechodząc obok. Mówił to całkiem szczerze. Porażka była dotkliwym rozczarowaniem, ale wygrał dziś lepszy zespół i Bobby ani myślał stroić fochy i psuć im świętowanie.
Chwilę później przyparł go do muru dziennikarz sportowy z kamerzystą z lokalnej stacji telewizyjnej. Media w miasteczku Bobby’ego okrzyknęły go lokalną gwiazdą sportu, do którego to tytułu usiłował nie przywiązywać wagi. Choć już kilka razy udzielał wywiadów dla wiadomości sportowych, wciąż czuł się nieswojo przed kamerą.
Kiedy kamera uchwyciła go na zbliżeniu, reporter rozpoczął relację:
— Stoję tu z Bobbym Franklinem, bramkarzem w drużynie Liceum imienia Kennedy’ego i głównym kandydatem do nagrody Zawodnik Roku. Bobby, zająłeś w lidze pierwsze miejsce, obroniłeś też najwyższą liczbę bramek. Jak to jest, stracić mistrzostwo po tak udanym sezonie?
— Jesteśmy rozczarowani dzisiejszą porażką, ale to był świetny sezon i nigdy go nie zapomnę.
Po kilku jeszcze pytaniach na temat ostatniego meczu, reporter przeszedł do kwestii przyszłości Bobby’ego.
— Jest mnóstwo spekulacji co do twoich planów na następny rok, Bobby. Zdecydowałeś już, czy chcesz grać w piłkę w lidze uniwersyteckiej?
Bobby w ciągu ostatnich dwóch miesięcy słyszał mnóstwo podobnych pytań. Usiłował tego nie okazywać po sobie, ale toczył walki wewnętrzne, myśląc o swojej przyszłości.
— Jeszcze nie jestem pewien — odpowiedział, dokładnie tak jak wiele razy przedtem. Nie lubił nie być pewien, ale nie wiedział, jak zdobyć pewność co do tego, co Bóg ma dla niego w zanadrzu.
— Zaproponowano ci wiele stypendiów sportowych, prawda?
— Kilka — poprawił Bobby — i bardzo mi pochlebia okazane mi zainteresowanie. Myślę, że pójście do college’u jest dobrym pomysłem. Jeśli to jest właśnie to, co powinienem zrobić.
Jeśli to jest to, co Bóg chce, żebym zrobił, dodał w myśli. To było sedno sprawy dla Bobby’ego. Odkąd w dzieciństwie zaufał Chrystusowi, starał się odkrywać wolę Bożą i być jej posłusznym na każdym etapie życia. Część dotycząca posłuszeństwa była dosyć łatwa, trudności sprawiała mu natomiast część dotycząca odkrywania. A już nigdy nie było to tak trudne jak teraz, kiedy miał skończyć liceum i zrobić następny krok. Jak dotąd, Bobby wciąż nie wiedział, jaki to ma być krok.
— A co myślisz o karierze zawodowego piłkarza? — kontynuował reporter. — Wiem, że na twoje mecze w drużynie liceum w tym roku przychodzili poszukiwacze talentów z kilku klubów.
Bobby z nieobecnym wyrazem twarzy drapał się po głowie. Myśl o tym, żeby kiedyś grać w pierwszej lidze, pociągała go zawsze, od czasów, kiedy był jeszcze w Lidze Młodzików. Ale czy jest dość dobry? Czy zaoferują mu kontrakt? A jeśli tak, to czy jest wolą Boga, żeby go podpisał? Bobby nie miał pojęcia.
— Każdy dzieciak, który wkłada na siebie strój piłkarski, marzy o tym, żeby kiedyś grać na światowych stadionach. I ja nie jestem wyjątkiem — powiedział z uśmiechem. — Widziałem tych selekcjonerów z ligi, ale jak dotąd nie rozmawiali ze mną. Jeśli się ze mną skontaktują, będę musiał to przemyśleć.
Myślał o tym i modlił się w tej sprawie bardzo często od wczesnej wiosny. Jednak, podobnie jak garstka agentów z klubów ligi uniwersyteckiej, którzy śledzili każdy jego ruch na boisku, Bóg nic mu jak dotąd nie mówił o zawodowej grze w piłkę nożną.
— Słyszałem, że jest też taka możliwość, że w przyszłym roku wcale nie będziesz grał — pytał dalej reporter.
— To możliwe — odparł Bobby. — Jedną z opcji, które rozważam, są studia w małym college’u biblijnym, który nie ma drużyny piłkarskiej.
— Czy naprawdę mógłbyś się obyć bez gry po trzech takich wspaniałych sezonach w drużynie Kennedy’ego?
Bobby wciąż wzdragał się na myśl o tym. Nie chciał porzucać gry, ale jeśli Bóg kazałby mu w przyszłym roku iść do college’u biblijnego, to nie miałby możliwości grać.
— Tak, mógłbym porzucić piłkę — odpowiedział, mając nadzieję, że nie widać po nim rozczarowania na tę myśl — jeśli to byłoby to, czego Bóg chce ode mnie.
Reporter podziękował Bobby’emu za wywiad i pospieszył razem z kamerzystą na poszukiwanie zwycięskiego napastnika. Rodzice Bobby’ego cierpliwie na niego czekali. Promieniejąc dumą, uściskali go i pogratulowali dobrej gry, choć jego drużyna przegrała.
Potem Bobby znalazł się twarzą w twarz z Ashley Shepherd. Nie wiedział, czy Ashley jest dziewczyną, którą z woli Bożej ma poślubić, tak jak nie wiedział, czy powinien dalej grać w piłkę nożną. Zdecydowanie jednak chciał, żeby i Ashley, i piłka pozostały w jego życiu tak długo, jak to tylko możliwe. Co do przyszłości, Ashley była częścią tajemnicy, której Bóg jeszcze mu nie objawił. A ponieważ Bobby nie wiedział, jakie jest miejsce Ashley w Bożych planach dla niego, w ogóle z nią nie rozmawiał o przyszłości.
Ashley uściskała go i pocałowała w policzek.
— Przykro mi, że nie wygraliście, Bobby. Świetnie broniłeś! Ale to właściwie nie ma większego znaczenia, bo dla mnie i tak zawsze będziesz mistrzem.
Wtem w jednej chwili Ashley nagle się zachmurzyła. Ukryła twarz w koszulce Bobby’ego i rozpłakała się. Zaskoczony tymi niewyjaśnionymi łzami, tylko ją tulił do siebie. Mecz nie był w końcu aż tak wielką sprawą, więc dlaczego ona płacze?HISTORIA ASHLEY ODSŁONA PIERWSZA
Ashley była zakłopotana tym wybuchem płaczu, ale nie potrafiła powstrzymać łez. Kiedy mecz się skończył, całkiem nagle dotarło do jej świadomości, że… to może być początek końca dla Bobby’ego i dla mnie. Za kilka tygodni skończymy szkołę. Wkrótce potem on wyjedzie, żeby studiować w college’u biblijnym albo grać w piłkę gdzieś daleko stąd. Pozna inne dziewczyny i całkiem o mnie zapomni. I co ja wtedy zrobię?
Odkąd zaczęli ze sobą chodzić, prawie trzy lata temu, Ashley po prostu wiedziała, że kiedyś wyjdzie za Bobby’ego. Ćwiczyła sobie podpisy, jakich będzie używać: Ashley Janine Franklin, Pani Robertowa Franklin, Państwo Franklin, Bobby i Ashley Franklinowie… Zaczęła gromadzić katalogi porcelany, zastawy stołowej i mebli i kupować periodyki wnętrzarskie. Wymyśliła nawet imiona dla dzieci, które miała nadzieję kiedyś mieć z Bobbym: Bobby junior, Brett, Brittany, Beth.
Wszystko to jednak robiła w wielkiej tajemnicy. Nikomu by jej nie zdradziła, a zwłaszcza Bobby’emu. On był tak bardzo pochłonięty nauką, piłką nożną i prowadzeniem wspólnoty młodzieżowej przy parafii… Prawdopodobnie jeszcze nie wiedział, że są sobie przeznaczeni. Taka jest Boża wola. Ashley była tego pewna. Są dla siebie stworzeni. Bobby musi jednak dojść do tego wniosku samodzielnie.
Ale czy dojdzie? To pytanie skłoniło ją do płaczu. A jeśli Bobby tego nie dostrzeże? Jeśli jego życie będzie się kręcić wokół piłki albo posługi w parafii i jeśli znajdzie inną dziewczynę, lepiej pasującą do zawodu, który sobie wybierze? Rodzice Ashley chcą, żeby się uczyła w pobliskim uniwersytecie stanowym, więc jeśli Bobby pójdzie gdzie indziej, nie będzie mogła go powstrzymać od poznawania innych dziewczyn. Chwilę wcześniej, gdy gwizdek sędziego kończył mecz, nagle uświadomiła sobie wszystkie te lęki.
— Dlaczego płakałaś? — zapytał Bobby, kiedy ocierała oczy. Szli razem do autobusu jego drużyny. Bobby musiał wrócić do szkoły, żeby wziąć prysznic, przebrać się i zabrać rzeczy z szafki.
Ashley zbyła swoje łzy machnięciem ręki.
— To nic takiego. Pewnie wszystko przez te emocje po meczu.
Miała lekkie poczucie winy, bo to był celowy unik, ale za nic nie mogła zdradzić Bobby’emu prawdziwego ich powodu.
— Też się czuję trochę skopany.
— Tak bywa po meczu — powiedziała, czując ulgę, że Bobby nie naciska, żeby dokładniej wyjaśniła powody swego nagłego płaczu.
— Potrzebuję tylko godziny, żeby pozałatwiać wszystko w szkole — powiedział Bobby, kiedy byli już blisko autobusu. Wokół nich kłębili się jego koledzy z drużyny i przyjaciele. — Mogę później wpaść do ciebie, jeśli chcesz.
— Przyjdź, kiedy już skończysz w szkole. Moja mama dziś wieczorem pracuje. Możemy pójść coś zjeść.
— Świetnie. Zobaczymy się mniej więcej za godzinę.
Pożegnał ją, całując delikatnie w czoło, i wszedł do autobusu. Kiedy autobus odjechał, Ashley odwróciła się i szybko odeszła, żeby ukryć kolejną falę łez. Bała się, że wkrótce znów pożegna Bobby’ego, ale już bez perspektywy powrotu.
Rodzice Bobby’ego podrzucili ją do domu. Z ulgą stwierdziła, że mamy już nie ma, bo jej emocje były na skraju wybuchu, a mama by tego nie zrozumiała. Wyrzucała sobie, że tak bardzo się tym wszystkim martwi. Jeśli jest wolą Bożą, żebyśmy ja i Bobby byli razem, to tak się stanie, pomyślała, starając się przyjąć pozytywną postawę. Bobby chce realizować wolę Bożą równie mocno jak ja, więc jeśli nawet wyjedzie gdzieś na studia albo żeby grać w piłkę, i tak do mnie wróci.
Wtem dobrze znane, mroczne pytania zaczęły krążyć w jej myślach niczym nieznośne, uprzykrzone komary; pytania, które przez kilka ostatnich miesięcy wciąż próbowała od siebie odgonić: A jeżeli się mylisz co do woli Bożej? Skąd możesz wiedzieć na pewno, że ty i Bobby macie się kiedyś pobrać? Gdzie jest werset biblijny, który tego dowodzi? Czy to wola Boża, czy tylko twoje życzenie? Boża wola czy twoja wola?
Za tymi pytaniami cisnęły się następne: Jeżeli nie wyjdę za Bobby’ego, to co mam robić? Czy powinnam zacząć myśleć o karierze zawodowej? Czy powinnam spotykać się z innymi chłopcami, choć przecież nie chcę być z nikim innym niż Bobby? Czy skończy się na tym, że wyjdę za kogoś innego, kogoś, kogo nie będę tak kochać jak kocham Bobby’ego?
Ashley nie znała odpowiedzi na te pytania. Skąd można takie rzeczy wiedzieć na pewno? Czy jest jakiś sposób, żeby się ich dowiedzieć? Do końca szkoły zostało zaledwie sześć tygodni, a w jej sercu niepewność rozrastała się niczym tkanka rakowa.
Ashley cieszyła się, że łzy zdążyły obeschnąć, zanim przyjechał Bobby. Poszli na pizzę, ale Ashley niewiele mówiła. Na szczęście nie musiała. W pizzerii pełno było znajomych ze szkoły, którzy nie pamiętali już o straconych szansach na mistrzostwo. Ashley miło spędziła czas, ale zaraz potem poprosiła Bobby’ego, żeby odwiózł ją do domu. Pocałowała go na dobranoc i szybko weszła do środka.
Kolejne pożegnanie znów niemal doprowadziło ją do płaczu. Muszę z kimś o tym porozmawiać, uświadomiła sobie. Muszę się dowiedzieć, jak odkryć wolę Bożą, albo zwariuję. Nie domyślała się nawet, że jej chłopak, jadąc do domu, snuł dokładnie te same myśli.