- W empik go
Jak przestać palić od TERAZ - ebook
Jak przestać palić od TERAZ - ebook
„Jak przestać palić od TERAZ”, to autobiograficzny poradnik opisujący sprytną metodę, jak błyskawicznie i bezboleśnie zerwać z nałogiem palenia. Zawiera ciekawe historie z życia autora, konkretne porady życiowe oraz dokładną instrukcję, jak krok po kroku, stać się osobą niepalącą wraz z przeczytaniem tej książki. Autor udowadnia również swoją tezę, że „uzależnienie nie jest chorobą”, co rzuca zupełnie inne światło na kwestię leczenia uzależnień i samego podejścia do osób uzależnionych.
Kategoria: | Psychologia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8126-225-5 |
Rozmiar pliku: | 2,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Uzależnienie od papierosów to nie choroba, to ekstremalna normalność prowadząca do śmiertelnych chorób…
Każdy palacz, który choć raz próbował „rzucić palenie”, na pewno pamięta jaki się wiąże z tym OKROPNY BÓL…!!!
Ból, który jest bardzo trudny do opisania, a wręcz niemożliwy do zrozumienia przez osobę niepalącą! W myśl zasady: „syty głodnego nie zrozumie…!!!”
Nawet w tej chwili, gdy piszę te słowa, na samo wspomnienie o tym straszliwym nikotynowym głodzie, aż mnie rozrywa od wewnątrz, mimo że od 4 lat papierosy dla mnie fizycznie i psychicznie nie istnieją. Jak to możliwe…?
Mam 42 lata, z czego przez 25 lat byłem nałogowym palaczem. Przez te wszystkie lata wypalałem, średnio w ciągu doby, paczkę mocnych papierosów. Rok ma 365 dni, razy 25 lat palenia, to się równa 9.125 dni, które pomnożę przez 16 zł, czyli aktualną wartość jednej paczki papierosów, którą najczęściej paliłem.
Wiem… Mi też trudno w to uwierzyć, ale w ciągu swojego życia puściłem z dymem co najmniej 146.000 zł.
Przygodę z paleniem zaczynałem od Sportów, Popularnych, Klubowych, ale tylko krakowskich, bo jako jedyne miały suchy tytoń. Dla przykładu Klubowe radomskie były tak zawilgocone, że nie dało się ich palić. Żar sam się wygasał, jeśli nie brałem głębokich machów i to jednego za drugim.
Następnie były Extra Mocne i Caro, a później przerzuciłem się na tzw. perfumowane: Carmeny, DS, Dukaty, Wiarusy oraz mentolowe Opale i Zefiry. Gdy miałem większy zastrzyk gotówki, to w Pewex-ie, oczywiście głównie dla szpanu, kupowałem Larki, Dumonty, Dunhille, Gitanes, Lucky Strike, oraz Marlboro w miękkim opakowaniu. Ostatnie kilkanaście lat paliłem na zmianę Golden American, Camele, czerwone LM, Marlboro, Paramount oraz 66 w dużych opakowaniach. W międzyczasie przez 5 lat paliłem również fajkę z mocnym tytoniem.
Ojjjjjjjj!!! Jak ja bardzo lubiłem palić!
Patrząc z dzisiejszej perspektywy, papierosy były dla mnie chyba najważniejszą rzeczą w życiu. Świętowały ze mną te dobre momenty, pomagały mi w tych złych oraz towarzyszyły w szarej codziennej rzeczywistości…
W tamtych czasach moją filozofią życiową było stwierdzenie: „życie jest za krótkie, żeby sobie czegokolwiek odmawiać…”
Nie bądź więc zdziwiony drogi Czytelniku, że po kilkunastu latach palenia byłem wręcz przekonany, że będę palił świadomie do końca życia, bo po pierwsze — nikt mi nie będzie mówić co mogę, a czego nie mogę robić, po drugie — wmawiałem sobie, że uwielbiam palić, oraz że papierosy doskonale mi służą, a po trzecie — wiedziałem, że i tak nie ma żadnej opcji, żeby udało mi się rzucić palenie, bo to jest silniejsze ode mnie i wiąże się z okropnym bólem.
Pewnie się teraz zastanawiasz skąd wiedziałem o bólu? Ano stąd, że czterokrotnie próbowałem rzucić palenie. A nawet zdarzyło mi się, że nie paliłem przez okrągły rok. Ale za każdym razem kończyło się to wielką porażką i nadrabianiem tej przerwy w paleniu. Po każdym powrocie do nałogu miałem taki tytoniowy „wilczy apetyt”, że przez kilka miesięcy codziennie wypalałem ok 35 mocnych papierosów i dopiero gdy ugasiłem to palące pragnienie, to wracałem do swojej normy 20 sztuk dziennie. Wobec powyższego przez 25 lat trzymałem się zasady: „dzień bez papierosa, to dzień stracony…”
A gdy zdarzały się niemiłe sytuacje, że brakło mi fajek, a nie miałem za co, lub gdzie ich kupić, to zdobycie tzw. „cudzesów” lub „żebranych” stawało się moim najważniejszym życiowym priorytetem.
Bywało, że i ta opcja zawodziła, bo nie było w okolicy nikogo, od kogo mógłbym wyżebrać papierosa. Wtedy było mi już wszystko jedno, więc szukałem po prostu zwykłych kiepów!!!
Nawet teraz obrzydza mnie samo wspomnienie o tym, w ilu popielniczkach i śmietnikach przyszło mi grzebać. Chciałem poczuć ulgę. Pragnąłem wciągnąć w płuca choć kilka płytkich machów, tego „cudownego”, nikotynowego dymku ze znalezionego niedopałka. Nic więcej się nie liczyło. Były również momenty, że głód potrafił być tak silny, że nie przeszkadzały mi nawet ślady szminki na filtrze brudnego i pogniecionego kiepa, jeśli mogłem go jeszcze choć trochę dopalić.
Po kryzysie tytoniowym z końca lat 80-tych ubiegłego wieku oraz po kolejnych latach własnych doświadczeń, związanych z cierpieniem z powodu głodu nikotynowego, opracowałem w końcu własny i niezawodny system chowania niedopałków na czarną godzinę. Jak się szybko przekonałem, to był doskonały pomysł, dlatego że ta czarna godzina bardzo często nadchodziła. Wówczas te niedopałki były niczym oaza na pustyni. To nie były dla mnie zwykłe kiepy, tylko życiodajne długie pojary, które dla niepoznaki nazywałem „rekinami”.
Byłem w 200% świadomym palaczem z krwi i kości. Do tego miałem głębokie przekonanie, że papierosy nie są wcale złe, a wręcz odwrotnie. Byłem pewny, że pomagają mi się zrelaksować i odprężać w codziennej walce ze stresem. Kiedy wychodziłem zapalić, to mawiałem, że „idę na dziesięciominutowy relaks”. A kiedy ktoś mi tego bronił, to i tak znajdowałem sposób, żeby ukradkiem w toalecie lub w innym ustronnym miejscu wziąć choć kilka odprężających machów.
Przez te wszystkie lata nie miałem żadnych problemów ze zdrowiem z powodu papierosów, a przynajmniej nie było i na szczęcie nie mam do tej pory żadnych widocznych objawów. I niech tak pozostanie… Do tego zawsze byłem wysportowany. Moja kondycja, o dziwo, była często znacznie lepsza od kolegów, którzy nigdy nie palili. Mimo to rodzinie te argumenty nie wystarczały i przez praktycznie cały swój okres palenia musiałem się ukrywać przed nimi. Chowałem się przed ojcem, rodzeństwem, wujkami i ciotkami, a później nawet przed żoną i teściową. Nie mogłem sobie przy nich spokojnie zapalić, bo nieustannie prawili mi kazania na temat szkodliwości papierosów. Tak mnie to irytowało, że dla świętego spokoju opanowałem prawie do perfekcji sztukę kamuflażu palacza. Dzięki temu wśród swoich bliskich uchodziłem za osobę niepalącą. Chciałem być w tym skutecznym, moje kieszenie, oprócz papierosów, codziennie wypełniały: odświeżacz do ust oraz wszelkiej maści zagrychy: gumy, cukierki, ciastka, słodycze, etc. Jednak zdarzało się co jakiś czas, że mimo mojej ostrożności, wyczuwano od mnie zapach papierosów lub ktoś na mnie donosił. Wówczas znów się zaczynało strasznie moralizatorskie marudzenie, które nieraz przyjmowało formę porządnej sprzeczki rodzinnej.
Mniej więcej rok przed staniem się osobą niepalącą, kolejny raz zaliczyłem, jak to się wtedy mówiło, „przypał”. Ale tym razem to typowe, znane mi już na pamięć marudzenie, zamieniło się w istne „kazanie na górze”, które rozpętało straszliwie zawziętą kłótnię rodzinną.
Atmosfera stawała się coraz bardziej gęsta, aż w końcu nie wytrzymałem i wykrzyczałem z całych sił:
„Odwalcie się ode mnie!!! To moje życie i zrobię z nim co zechcę!!! Palić i tak będę!!! Czy to się Wam podoba, czy nie!!!”.
Dopiero od tego momentu, w wieku 37 lat, przestałem się kryć z paleniem przed rodziną i zacząłem to robić w pełni oficjalnie. Czułem się w końcu wolny…
Jednak te cykliczne „pouczające mowy”, które musiałem wysłuchiwać do obrzydzenia przez prawie ćwierć wieku, nie były obojętne dla mojej psychiki. Spowodowały, że stałem się z czasem zagorzałym przeciwnikiem ortodoksyjnych moralizatorów i innych natrętnych umoralniaczy. Szczególnie takich, którzy próbują robić z siebie „świętych”, a sami do niedawna robili dokładnie to samo, co dziś tak strasznie krytykują i potępiają. Do nich najlepiej pasuje ludowe porzekadło:
„zapomniał wół jak cielęciem był”.
Ale to już inna historia, którą z przyjemnością opiszę w kolejnej książce…
Być może już się zacząłeś zastanawiać, co spowodowało, że od 4 lat nie palę?
I jak to możliwe, że ktoś taki jak ja, mógł w ogóle chcieć rzucić palenie?
No i oczywiście w jaki sposób udało mi się to zrobić? W dodatku całkowicie bezboleśnie, bez walki z nałogiem, dosłownie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
I w końcu najważniejsze pytanie: czy i dla Ciebie, mój sposób może być na tyle skuteczny, żebyś stał się od teraz osobą niepalącą?
Jesteś tego ciekaw?
Interesuje Cię to?
Chciałbyś przestać palić?
A chciałbyś przestać palić w całkowicie bezbolesny sposób?
I to nie kiedyś tam… Za tydzień, za miesiąc, czy za rok. Tylko już w tej chwili, od TERAZ!!!
Chcesz stać się osobą niepalącą z momentem, kiedy skończysz czytać tę książkę?!?
Tak…? To Świetnie!
To doskonała decyzja. Gratuluję Ci jednego z najlepszych Twoich wyborów życiowych.
Przeczytaj zatem ten poradnik do końca, a wiedzę i doświadczenie w nim zawarte zastosuj w praktyce.
Jeśli to zrobisz, to gwarantuję Ci, że ta inwestycja zwróci Ci się w ciągu tygodnia, a procentować będzie każdego kolejnego dnia, przez wszystkie dalsze lata Twojego życia.
Oprócz tego będę miał dla Ciebie, pod koniec tej książki, pewną intratną propozycję oraz ciekawe wyzwanie.
Jeśli i tym jesteś zainteresowany, to czytaj tekst po kolei, od początku do końca, a do tego bardzo uważnie i ze zrozumieniem. Tylko w ten sposób będziesz miał szansę odczytać mój prawdziwy przekaz…
Przedmowa
Jeśli choć jedna osoba dzięki tej książce, stanie się osobą niepalącą, to warto było ją napisać…
W taki oto skromny sposób opisałbym powód powstania tej książki jeszcze dwa lata temu. Bo wtedy miałem wewnętrzne przekonanie, że bycie „fałszywie” skromnym człowiekiem, który o swojej prawdziwej wartości mówi właśnie w taki sposób, żeby przypadkiem ktoś tego nie odczytał jako zarozumiałość, to dobra i szlachetna postawa.
To gówno prawda…!!!
Tak mnie dawno temu zaprogramowano, zresztą tak samo jak Ciebie, ale mi na szczęście udało się w porę przebudzić… I dziś już nie boję się pisać zgodnie z tym co czuję, jak myślę i w co wierzę… Oto prawdziwy powód napisania tej książki:
Napisałem tę książkę, bo wierzę w to i jestem o tym wręcz święcie przekonany, że każdy palacz na Świecie może stać się osobą niepalącą, bezpośrednio po jej przeczytaniu!!!
Cała książka jest napisana właśnie w takim stylu. Przelałem na papier to co czułem w sercu, w duszy i w trzewiach. Wiedziałem, że tylko w ten sposób będę mógł skutecznie dotrzeć bardzo głęboko…, do Twojego wnętrza… Chciałem mieć pewność, że poczujesz to wszystko tak, jakby to była Twoja własna historia… Jakbyś tam był razem ze mną… Żebyś się dowiedział…, ale przede wszystkim, żebyś zrozumiał i doświadczył… Żebyś stał się w pełni świadomy…
Zanim w ogóle zacząłem pisać ten poradnik, wyobraziłem sobie, że pierwszy egzemplarz mojej książki, przekażę samemu sobie w magiczny sposób, poprzez kapsułę czasu, która cofnie się do momentu, kiedy się to wszystko zaczęło…, gdy miałem 13 lat.
Musiałem więc tak go napisać, żeby 13-latek uwierzył i zaufał 42-latkowi. Próbowałem sobie przypomnieć jak wówczas myślałem i co wtedy mogłoby mnie zainteresować i zachęcić do wyciągnięcia właściwych wniosków. Najbardziej mi zależało na tym, żeby napisać tę książkę w taki sposób, że gdybym ją faktycznie otrzymał w wieku 13 lat, to przeczytałbym ją z wielkim zainteresowaniem oraz stałbym się osobą w pełni świadomą, dzięki czemu uniknąłbym tragicznego losu palacza.
I muszę Ci powiedzieć, że jestem bardzo zadowolony z efektu końcowego, bo wiem i czuję to całym sobą, że udało mi się zrealizować to co zaplanowałem. Ta książka z całą pewnością pozytywnie odmieniłaby moje życie, gdybym ją otrzymał w tamtym czasie i jestem przekonany, że odmieni pozytywnie również i Twoje…
Ale nie ma nic za darmo… Taki styl pisania okazał się być dla mnie bardzo trudny, dlatego że musiałem dokonać na sobie prawdziwej wiwisekcji. Ukazałem siebie takim jakim jestem naprawdę i byłem w tym z całkowicie szczery, bo uważam, że tylko w taki sposób możesz nabrać do mnie zaufania. Opisałem wszystko zgodnie z prawdą, bez koloryzowania.
Oprócz swoich historii, którymi chcę Cię zainspirować, przyjąłem również postawę mentora, który nie boi się podać na tacy swoich doświadczeń życiowych, w formie konkretnych porad czy instrukcji. Kiedy się dzielę z Tobą tymi radami, które z doświadczenia wiem, że skutecznie działają, to piszę o tym z całą pewnością i nie ubieram tego w żadne skromne słówka, bo tak by wypadało… Bo co inni powiedzą…? W jakim się świetle stawiasz…? Nie bądź zarozumiały. Nie wywyższaj się. Bądź skromny. Bądź pokorny. Ble, ble, ble…
Wiele jest mądrości w „babcinych” porzekadłach, ale te tutaj przytoczone wybitnie niszczą ludzi kreatywnych, ludzi z pasją, przyszłych liderów i przywódców. Niszczą wszystkich tych, którzy czują, że mogą zrobić w swoim życiu coś więcej, niż tylko to, co im otoczenie proponuje…
Taka udawana fałszywa skromność i brak wiary w siebie, pomniejszanie własnych zasług, dokonań, umiejętności, talentów i doświadczeń, powoduje, że inni w nas nigdy nie uwierzą i nie skorzystają z wielu wspaniałości, które mamy w swojej ofercie. No bo jak mają w nas uwierzyć, skoro my sami tego nie czynimy…?
Tylko ludzie pewni siebie, znający swoją prawdziwą wartość i potrafiący tę wartość pokazać na zewnątrz, są w stanie skutecznie pomóc innym.
I właśnie w ten sposób napisałem tę książkę, dlatego że jestem pewny swego. Doskonale wiem co odkryłem i w pełni zdaję sobie sprawę ze skuteczności tej metody. Ta metoda nie tylko mi pomogła, ale pomogła również innym osobom i pomoże każdemu, kto tylko zapragnie ją samemu zastosować.
Mój Drogi Czytelniku!
Oddaję w Twoje ręce najbardziej pomocny poradnik na świecie. Dzięki niemu staniesz się osobą niepalącą i to zaraz po jego przeczytaniu.
Mało tego…
Gwarantuję Ci!!!, że staniesz się osobą niepalącą zaraz po przeczytaniu tej książki. Wystarczy, że przeczytasz ją z uważnością i ze zrozumieniem. Następnie zastosujesz się do jej wszystkich zaleceń. I najważniejsze! Zechcesz, a w wręcz zapragniesz stać się osobą niepalącą.
W tym miejscu dodam coś jeszcze.
Ta książka pozytywnie odmieni całe Twoje życie i życie Twoich najbliższych i to nie tylko w zakresie papierosów. Uwolnienie Ciebie od nich, to dopiero początek…
Nawet sobie nie próbuj wyobrażać, ile dobrego zmieni się w Twoim życiu, jeśli potraktujesz tę książkę jako swojego mentora i przewodnika życiowego. Miej ją zawsze przy sobie i sięgaj po nią w każdej wolnej chwili, dopóki jej nie przeczytasz ze zrozumieniem. Zobaczysz, że będziesz pozytywnie zaskoczony, bo dzięki tej książce zaczniesz odkrywać siebie i świat na nowo.
Ponadto Twoja inwestycja, którą rozpocząłeś z chwilą zakupu tego poradnika, o wartości trzech paczek papierosów po 16 zł, czyli 48 zł, zwróci Ci się już po tygodniu, licząc od momentu przeczytania i zastosowania w praktyce całej zawartości tej książki. A ponadto, w podziękowaniu za świetną dotychczasową współpracę i przed wszystkim za zaufanie jakim mnie obdarzyłeś kupując ten egzemplarz, otrzymujesz ode mnie bonus, który umieściłem na ostatnich stronach książki. Dzięki niemu Twoja inwestycja nie tylko Ci się zwróci, ale zacznie dodatkowo procentować na przyszłość…
W ramach bonusu dzielę się z Tobą swoją wiedzą i doświadczeniem z zakresu inteligencji finansowej dot. dobrego zarządzania własnymi finansami. Jestem przekonany, że to będzie dla Ciebie bardzo wartościowa i praktyczna wiedza, która od razu przyniesie Ci wymierne korzyści finansowe.
Ale mam prośbę. Nie czytaj treści bonusu teraz, tylko dopiero wtedy jak skończysz czytać całą książkę. To bardzo ważne, żebyś zachował odpowiednią kolejność. Ten poradnik da Ci najwięcej, jeśli przeczytasz go zgodnie z moimi zaleceniami. Wiem, że od tej chwili będzie Cię to dopiero korciło, żeby zapoznać się z częścią bonusową. W końcu zakazany owoc najlepiej smakuje… Ale zapewniam Cię…! Jeśli to zrobisz, zanim nie skończysz czytać tej książki, i to po kolei, strona po stronie, to oszukasz sam siebie. Będziesz o tym wiedział tylko Ty, ale to wystarczy. Bo gdy zrobisz to w tym przypadku, to zrobisz to również w innym. Tak jak robisz cokolwiek, tak robisz wszystko… Więc jeśli złamiesz ten zakaz, to już nie uwierzysz sam sobie, że możesz…!!! I znów przegrasz…
A masz teraz szansę, stać się w końcu prawdziwym zwycięzcą…
Pomogę Ci w tym, ale musisz mi w pełni zaufać!
TA KSIĄŻKA MA WIELKĄ MOC!!!
Wstęp
Drogi Czytelniku!
Czy wiesz w ogóle o czym jest tak naprawdę ta książka?
Pewnie teraz pomyślałeś: „wariat czy co…”? Przecież wiadomo. To jest poradnik na temat: „jak rzucić palenie”.
Otóż NIE!
To nie jest poradnik na temat jak rzucić palenie! Bo takie poradniki nie pomagają, albo pomagają tylko na chwilę… Szkoda na to czasu. Rzucanie palenia to inaczej walka z nałogiem. Prawda?
A co się dzieje, kiedy walczymy…?
Każda walka wiąże się z bólem, stratą i sporymi kosztami. Często, kiedy walczymy musimy zapłacić bardzo wysoką cenę i to bez względu na to czy przegramy, czy zwyciężymy.
Po co więc walczyć, jeśli można to zrobić w zupełnie bezbolesny sposób. Bez ponoszenia strat i bez zbędnych kosztów. Jednak nie jest to sposób całkowicie bezpłatny. W końcu nie ma na świecie nic za darmo. Musiałeś przecież zapłacić za książkę, chyba że kupił ją ktoś inny, a Ty otrzymałeś ją w prezencie. Ale jest jeszcze coś, co powinieneś zrobić, żeby ten sposób zadziałał również dla Ciebie. Ceną, którą musisz zapłacić, żeby w pełni skorzystać z tego poradnika, jest zmiana dotychczasowego sposobu myślenia…
Niestety…! Mam dla Ciebie złą informację. Otóż dla większości ludzi jest to cena zbyt wysoka. Wydaje im się, że nie są w stanie jej zapłacić, mimo że każdego człowieka na Ziemi stać na to i może to śmiało zrobić…
Wróćmy więc do wcześniejszego pytania: o czym jest w końcu ta książka?
To jest poradnik o tym jak się przebudzić i zacząć żyć świadomie…
Moim głównym celem jest pomóc Ci zmienić dotychczasowy sposób myślenia, dzięki czemu papierosy w bezbolesny sposób znikną z Twojego życia.
Inspiracja zawarta w tej książce może odmienić całe Twoje życie na lepsze i to nie tylko w kwestii papierosów. Jednak stanie się tak tylko wówczas:
jeśli uwierzysz w to, że możesz…
Rozdział 1
Na początku był chaos…
Spokojnie. Nie martw się. Nie będziemy tu zajmowali się ani mitologią, ani tym bardziej biblią. Choć warto i po nie sięgnąć, bo mnóstwo w nich mądrości życiowych.
Tego cytatu z „Mitologii” Jana Parandowskiego użyłem celowo, bo chciałem zwrócić Twoją uwagę na coś bardzo istotnego. Czyli na „początek…” Mam nadzieję, że zgodzisz się ze mną, że te słowa doskonale obrazują ten stan rzeczy. Wręcz mówią o początku wszystkiego…
Dlatego też na początku pierwszego rozdziału muszę Ci coś wyjaśnić. Z całą pewnością ten rozdział, a może i któreś z kolejnych wydadzą Ci się dziwne… Zbyt filozoficzne. Odbiegające na pozór od tematu przewodniego. Ale zapewniam Cię, że tak nie jest. Po przeczytaniu całej książki, i to „nie skacząc” po niej, tylko czytając uważnie, strona po stronie, dopiero zrozumiesz jak istotne jest to, o czym tu teraz porozmawiamy.
A zatem…
To co się nam przydarza w życiu zawsze ma swój początek. Swoją praprzyczynę. Swój powód. A to co następuje później jest tego wynikiem. Dlatego bardzo ważne jest, aby nauczyć się analizować proces przyczynowo–skutkowy i właśnie na tym chciałbym się z Tobą skupić w tym rozdziale.
T. Harv Eker w swojej doskonałej książce „Bogaty albo biedny. Po prostu różni mentalnie”, porównuje wyniki naszych działań do owoców. Owoce są zatem tym, co widać. Są efektem procesu, który rozpoczął się od jakiejś przyczyny. A przyczyną w tej metaforze będzie ziarno posadzone w żyznej glebie, z którego wyrosną korzenie. Z korzeni urośnie drzewo, a na nim pojawią się w końcu owoce.
Więc co musisz zrobić, żeby zmienić owoce…?
Dokładnie tak jak myślisz… Na samym początku musisz zdobyć właściwe ziarno i przygotować odpowiednio glebę, w której je zasadzisz. Następnie w sposób systematyczny będziesz pielęgnować swoją sadzonkę. Będziesz ją podlewał, nawoził, usuwał chwasty, które pojawią się w jej pobliżu oraz zabezpieczysz teren uprawy przed szkodnikami i wandalami.
Do momentu, kiedy ziarno nie wykiełkuje, wszystkie te czynności będziesz robił w wielkiej niepewności. Będziesz w pojedynkę zmagał się z własnymi wątpliwościami oraz z niedowiarkami, którzy będą Ci przeszkadzać w Twoich działaniach. Będą Ci mącić w głowie, rozpraszać, zniechęcać, wyśmiewać, a w końcu odwodzić od tego co rozpocząłeś. Jedynie zaufanie do siebie, które zwiększa się wprost proporcjonalnie do Twojego doświadczenia życiowego oraz wiara w to, że ziarno było dobre, a pracę należycie wykonujesz, będą Twoimi jedynymi i prawdziwymi sprzymierzeńcami.
Wielkie drzewo rodzące zdrowe i piękne owoce wyrośnie, jeśli będzie odpowiednio rozbudowany system korzenny. Tego procesu nie widać gołym okiem. Trwa on zwykle dość długo. Dla większości ludzi zbyt długo i dlatego często się poddają. Jednak jeśli będziesz wytrwały, to efekty Twojej pracy w końcu się pojawią. Sam niedługo się przekonasz jakie to piękne uczucie, kiedy Twoja roślina zacznie kiełkować. Kiedy pojawiają się pierwsze widoczne oznaki Twojego dotychczasowego trudu. Kiedy Twoi bliscy i znajomi sami dostrzegą to, o czym im mówiłeś, a w co nie chcieli uwierzyć. To cudowne doświadczenie — móc poczuć ten pierwszy świadomy smak zwycięstwa nad swoimi codziennymi, złymi nawykami i słabościami. Poczujesz, jak rosną Ci skrzydła, a niemożliwe staje się możliwe.
W taki oto sposób zrodzi się w Tobie człowiek sukcesu. Bez względu na to czym ten sukces jest dla Ciebie, dla mnie i dla każdego z nas. Pewnie tyle ile jest ludzi, tyle jest definicji sukcesu. Dla mnie sukcesem jest po prostu osiągnięcie zamierzonego celu, mówiąc w dużym uproszczeniu. Co prawda ten osiągnięty cel musi spełniać kilka ważnych warunków, ale zostawmy to na inne rozważania. Ważne jest byś nauczył się zwyciężać i odnosić sukcesy. Te małe i te duże. Czasem ogromną radość sprawi nawet mały triumf. Chodzi o to, żebyś nauczył się jak celebrować ten piękny stan ducha. Bardzo mi zależy i chcę Ci pomóc, żebyś wytrenował w sobie postawę człowieka sukcesu. To Ci bardzo pomoże w przyszłości i to dosłownie w każdej dziedzinie życia.
Chcesz mieć w życiu pewne owoce to czasem musisz wybrać trudniejszą drogę. Wystarczy tylko zacząć, a potem tylko wytrwać. Krok za krokiem podążać swoją nową ścieżką.
Reasumując ten wywód. Chcąc zmienić owoce, musisz zasiać inne ziarno. Z jabłoni gruszy nie zrobisz. Jeśli zasadzisz pestkę jabłka, to choćbyś nie wiem, jak się namęczył przy jej uprawie, to w najlepszym przypadku wyrośnie Ci piękna jabłoń, bo taka jest natura pestki jabłka. Jeśli chcesz w życiu mieć pewne owoce, to nie możesz pójść na skróty. Musisz zacząć od początku… Od zasiania odpowiedniego ziarna. Ale rozważmy to również w drugą stronę. Jeśli widzisz jabłka na drzewie i chcesz się dowiedzieć, dlaczego to drzewo wydaje akurat takie owoce, to musisz znów wrócić do początku, zgłębić przyczynę powstania tego owocowego drzewa i zrozumieć jego naturę.
Jeżeli zbierasz dzisiaj jakieś owoce, bez względu na to czy są one dobre czy złe, to zbierasz je dlatego, że kiedyś zasiałeś akurat takie ziarno i zacząłeś je uprawiać. Jeśli chcesz zmienić któreś z tych owoców, to musisz wrócić do przyczyny ich powstania, aby zrozumieć ich naturę. Tylko na tym poziomie możesz coś poprawić, czyli zasiać inne ziarno.
Żeby ułatwić Ci zrozumienie tego co mam na myśli, opowiem Ci pewną historię, którą napisałem pod wpływem inspiracji, na podstawie kilku znanych opowiadań, które dawno temu czytałem w książkach z zakresu rozwoju osobistego.
Pewien rolnik znalazł na ścieżce w lesie orle jajo. Postanowił znaleźć gniazdo, z którego wypadło, ale po godzinie szukania zmęczył się i zdecydował zabrać je ze sobą do domu. Gdy wrócił, zaniósł jajo do kurnika z nadzieją, że kury je wysiedzą. I tak też się stało. Po krótkim czasie wykluł się mały orzeł, który został w pełni zaakceptowany przez cały kurnik i był traktowany dokładnie tak samo jak inne kurczęta. Chodził z nimi po podwórku, gdakał, grzebał w ziemi, siadał na grzędzie i potrafił nawet przelecieć kilka metrów.
Mijały tygodnie, miesiące, aż któregoś pięknego dnia zrobił się straszny popłoch na podwórku, bo pojawił się cień wielkiego orła. Wszystkie kurczaki, kury i koguty zaczęły uciekać i chować się do kurnika. Nasz orzeł był już dorosły, więc ciężko mu było się szybko schować, bo ze strachu i w pośpiechu nie potrafił się zmieścić w małym otworze wejściowym. Podleciał do niego wielki, piękny orzeł i zawołał:
— Zaczekaj. Czemu uciekasz? Przecież jesteś orłem.
Bardzo przestraszony orzeł-kura drżącym głosem cichutko odpowiedział:
— Dlaczego mówisz, że jestem orłem? Przecież jestem kurą. Chcesz mnie zjeść?
— Nie chcę Cię zjeść, bo nie jesteś kurą. Jesteś takim samym orłem jak ja. Nie widzisz tego? Jak Cię z góry zobaczyłem, to pomyślałem, że polujesz na kurczaki, dlatego przyleciałem przyłączyć się do Ciebie.
— Jak mogę polować na swoich braci i siostry? Poza tym doskonale wiem kim jestem. Jestem od urodzenia kurą i nie wmawiaj mi żadnych innych głupot!
— Zatem dobrze kuro. Nie będę Cię do niczego przekonywał. Ale mam tylko jedną prośbę. Z góry widziałem, że zaraz za waszym ogrodzeniem jest mały staw. Możesz tam na chwilę polecieć ze mną? To znaczy pójść… W końcu kury nie latają.
— Dobrze, ale pod jednym warunkiem. Później odlecisz i zostawisz nas w spokoju.
Orzeł się zgodził i poszli razem nad staw. Gdy już byli nad brzegiem, orzeł rzekł do orła-kury:
— A teraz przejrzyj się w stawie.
Gdy orzeł-kura zaczął się przyglądać w lustrze wody, znieruchomiał. A po chwili wydał głośny orli krzyk i wzbił się wysoko do nieba. Drugi orzeł dołączył do niego i polecieli razem w siną dal. Orzeł-kura już nigdy nie wrócił do kurnika, bo w jednym momencie przebudził się i zrozumiał swoją orlą naturę. Od tego momentu był świadom tego kim jest i mimo to, że nie umiał wcześniej latać, ani wydawać orlich krzyków, to nie stanowiło żadnego problemu, dlatego że to wszystko już w nim było, tylko zostało głęboko ukryte. Wystarczyło uruchomić odpowiedni wyzwalacz w postaci inspiracji, a jego orla natura doszła w końcu do głosu…
Z nami jest bardzo podobnie…
Rozdział 2
Dlaczego zacząłem palić…?
Praktycznie każdy palacz mówi, że wie, kiedy się go o to zapyta. Ale po krótkiej rozmowie okazuje się, że nie ma on zupełnie pojęcia oraz żadnej świadomości, z jakiego powodu zaczął tak naprawdę palić i dlaczego nadal pali. Tzn. on wypowiada jakieś słowa, ale to są słowa osoby będącej na autopilocie. Dryfującej przez życie, bez świadomości kim jest i po co żyje, z wgranym do głowy gotowym programem. Zupełnie jak w kultowym filmie „MATRIX”. Nota bene, to jeden z najlepszych filozoficznych filmów na świecie. Bardzo go polecam, ale nie jako film science fiction, tylko jako nowoczesna wersja „mitu Jaskini Platona”, czyli bardzo obrazowej metafory naszego codziennego, nieświadomego życia. Niewidzialnego więzienia umysłu…
Teraz nawiążemy do rozważań z rozdziału pierwszego i poszukamy praprzyczyny palenia…
Myślę, że te fakty z mojej młodości, dość dobrze zobrazują Ci, w jaki sposób stałem się nałogowym palaczem. Może dostrzeżesz pewne podobieństwa do swoich początków palenia, a może to będzie dla Ciebie zupełna fantastyka. Bez względu na podobieństwa czy różnice w tej historii, przeczytaj ją uważnie i w pełnym skupieniu.
Jeśli chcesz dobrze zrozumieć moją metodę, którą już niedługo poznasz, i jeśli chcesz nauczyć się ją skutecznie zastosować na sobie, to musisz mnie lepiej poznać.
Po co? — Spytasz.
Prawdopodobnie teraz połowicznie darzysz mnie zaufaniem. Jednak moim celem jest zdobyć Twoje zaufanie w 100%! Ogromnie zależy mi, abyś był przekonany, że wszystkie zamieszczone tu rady i wskazówki są dla Ciebie dobre, bezpieczne a nade wszystko bardzo skuteczne!! Chcę, abyś po przeczytaniu tej książki poznał swoją wartość i uwierzył, że ty też możesz wyjść z nałogu. Chcę, żebyś udowodnił wszystkim, a przede wszystkim sobie, że jesteś wystarczająco dobry, aby to osiągnąć!! I pod żadnym pozorem nie daj sobie wmówić, że jest inaczej! Niech nikt kto nie jest w tej dziedzinie ekspertem, nie namieszał Ci w głowie.
Po zastosowaniu moich rad i trików zamieszczonych w tej książce przekonasz się, że wszystko jest do zrobienia. Odpowiednie kroki i działanie czynią cuda.
Więc teraz zabieram Cię ze sobą w podróż…
Gdybyś w maju 1987 roku stał ze mną na długiej przerwie, na tyłach budynku szkoły, zaraz za salą gimnastyczną, to zobaczyłbyś to bardzo ustronne miejsce, do którego nauczyciele w ogóle nie przychodzili, bo był to dla nich bardzo niedostępny teren z mnóstwem krzaków, śmieci, starą szopą z kilkoma beczkami karbidu i zardzewiałymi konstrukcjami stalowymi. Ale dla nas — uczniów- to był raj, bo dzięki temu można było tam spokojnie gadać i palić papierosy. Nikt nas tam nie widział i nie słyszał.
Zobaczyłbyś tam również 10 uczniów z ósmej klasy palących papierosy. Byli ode mnie i od moich kolegów z klasy o dwie głowy wyżsi, bo część z nich powtarzała rok, a niektórzy nawet dwa lata. My byliśmy wówczas w klasie 6 i doskonale wiedzieliśmy, że musimy z nimi trzymać, bo w innym przypadku mogliśmy stać się ich ofiarami i dostawać codziennie tzw. „oklep”. Dokładnie tak jak inni, którzy się im stawiali i tym samym narazili… Tych z 8 klasy nazywaliśmy „Elitą”.
Tak więc chodziliśmy z Elitą na przerwy z powodu, jak to nazywałem, dobrowolnego przymusu. Nie paliliśmy, tylko dotrzymywaliśmy im towarzystwa. Rozmawialiśmy z nimi, a raczej słuchaliśmy opowieści o ich „niezwykłych” wyczynach oraz pozwalaliśmy, żeby się z nas nabijali. Takie przyjacielskie „darcie łacha”, jak to się wtedy mówiło w slangu młodzieżowym.
Jednak tego dnia stało się coś, co zmieniło mnie na zawsze… Któryś z kolegów z mojej klasy powiedział „Elicie” kim są moi rodzice: mama jest stomatologiem, a tato przedsiębiorcą i że mamy prywatny zakład stomatologiczny.
Okazało się, o zgrozo, że to dla nich jest wielki problem. Większość tych chłopaków pochodziła z nizin społecznych, a część z nich nawet z patologicznych rodzin, więc potraktowali to bardzo osobiście. To wyzwoliło w nich straszną agresję.
Pamiętaj, że to były czasy komuny, więc codzienne realia i nasza mentalność były zupełnie inne od tych dzisiejszych. Choć z drugiej strony, jak wynika z moich obserwacji i doświadczeń, to i dziś niektórzy mają podobne zachowanie i reakcje…
Ale wróćmy do historii…
Po tym wyznaniu kolegi zaczęło się… Pojawiły się nade mną wielkie, czarne chmury. Ich słowa zadawały mi ciosy, niczym pięści boksera. Dogadywali mi. Obrażali. Nazywali mami synkiem, ciotą, frajerem i obrzucali innymi wulgarnymi zwrotami… Gdybyś dalej stał obok mnie, dostrzegłbyś, jak łzy spływają mi po policzku. A oni zamiast przestać się znęcać, to dokuczali mi jeszcze bardziej. Teraz wyzywali mnie od beksa lali i lalusiów. Mówili mi, że nie mam jaj i że jestem do niczego, i żebym najlepiej spierda…
Po tych słowach dostrzegłbyś w moich oczach, jak smutek przeradza się w strach, a następnie w złość i nienawiść, aż w końcu nie wiadomo skąd, pojawił się ten niezwykły błysk w oku…
W jednej chwili oprzytomniałem, dlatego że błyskawicznie zrodził mi się w głowie przebiegły plan.
Przestałem płakać, uspokoiłem się i głośno zawołałem:
— Mój stary ma dwa duże worki papierosów na szafie…!!!
Nagle zrobiła się cisza. Moi oprawcy w tej samej chwili, dostrzegli we mnie coś więcej niż tylko ofiarę do bicia. W tej samej chwili zobaczyli frajera, z którego mogą od teraz ściągnąć sporą ilość szlugów. A ja pocieszałem się, że raczej będą tego frajera traktować z choć trochę większym szacunkiem, bo w końcu miałem coś, na czym im bardzo zależało.
Nie miałem pojęcia co będzie dalej, ale wiedziałem, że kupiłem sobie tym sposobem trochę więcej czasu i spokoju…
Kazali mi następnego dnia przynieść do szkoły po kilka fajek na próbę. Więc gdy wróciłem do domu, poczekałem na odpowiedni moment i wspiąłem się na szafę, żeby potwierdzić, że leżą tam dwa wielkie przezroczyste worki z setkami papierosów. W jednym były same papierosy z filtrem, a w drugim worku były bezfiltrowe. Wyciągnąłem po kilka sztuk z każdego worka i schowałem je do piórnika, żeby się nie pogniotły.
Przestraszony, ale jednocześnie jednak dumny ze swojej przebiegłości i z nadzieją, że dzięki temu wzrosną moje notowania wśród Elity, poszedłem na długą przerwę z piórnikiem. Kiedy wręczałem chłopakom swój łup, przez chwilę poczułem się zwycięzcą. Jednak po kilku sekundach czułem się jeszcze gorzej niż dnia poprzedniego, bo oto usłyszałem:
— Pewnie są jakieś „żenione…” Musisz je pierwszy zapalić…
Nie umiem opisać wszystkich emocji, które buzowały w moim ciele. Strach, przeradzający się w ciekawość, w złość, w euforię, w smutek, w wątpliwość, w histerię śmiechu, w zdenerwowanie i w końcu w wyzwanie. Wówczas pierwszy raz w życiu byłem w takim stanie. Racjonalna część mózgu przestała działać. Stery przejął mózg gadzi, czyli najstarsza i najbardziej prymitywna część mózgu człowieka, która działa instynktownie, tak aby tylko przetrwać. Ciało migdałowate blokuje korę mózgową, zastępując myślenie szybkim reagowaniem według wyuczonych wzorców lub instynktownie.
Chwyciłem za papierosa, włożyłem go do ust, ktoś mi podał zapałki, które odpaliłem i…
Pierwszy w życiu mach…
Zacząłem strasznie kaszleć, ale Elita nie dawała za wygraną.
— Pal młody… No dalej… Ciągniesz… No teraz jesteś spoko koleś…
Wtedy to doświadczyłem pierwszego w życiu awansu społecznego… Od tego dnia byłem już częścią „Elity”… Byłem ich stałym dostawcą fajek, ale na szczęście pozwalali mi nie palić. Tylko czasami, gdy „kozaczyli” przed panienkami, to dla zabawy i dla śmiechu zmuszali mnie do palenia…
Minęło półtora roku. Tamtych ósmoklasistów już nie było w szkole. Teraz to my rządziliśmy w tej „budzie”. Byliśmy słynną 8D. Jako nowa Elita godnie ich zastępowaliśmy… Rozrabialiśmy całkiem porządnie, ale tylko co jakiś czas podpalaliśmy papierosy. Stuprocentowym nałogowcem jeszcze nie byłem. Paliłem dla świetnej zabawy, a nie z powodu głodu nikotynowego.
Pamiętam doskonale niezwykłe lekcje fizyki, na których nasz „profesor” robił często pokazy laserów. Do tego potrzebny był dym, więc my jako dobrzy uczniowie, szybko oferowaliśmy naszą pomoc. Zapewnialiśmy, że załatwimy papierosy do eksperymentu od innych nauczycieli. Chodziliśmy więc po całej szkole i prosiliśmy wszystkich nauczycieli o papierosy dla pana z fizyki, które są niezbędne do eksperymentu z laserami. O dziwo udawało nam się w ten sposób nazbierać kilkanaście fajek i to różnych marek, nawet zagranicznych. A w tamtych czasach — to było coś.
Pan „profesor” wybierał dwie osoby, oczywiście tylko z pośród Elity. Wybrana dwójka miała za zadanie „wyprodukować” dużo dymu do celów naukowych. Jednym słowem — ubaw po pachy. Gdy już klasę wypełniał zapach tytoniu i nikotyny, to pozostali koledzy, bez skrępowania, na żywca palili resztę papierosów w swoich ławkach. Czuliśmy się wtedy panami świata. Byliśmy niezniszczalni. Byliśmy po prostu zwycięzcami, a wszyscy pozostali się nie liczyli…
Tak nam dobrze szło udawanie dorosłych, że na przykład z naszą panią z ZPT zawarliśmy taki układ, że na długich przerwach przychodziliśmy do jej kantorka i w zamian za poczęstowanie jej papierosem mogliśmy spokojnie zapalić razem z nią. A na lekcji ZPT, cała klasa musiała wykonywać zadane prace, a nasza nowa Elita jarała szlugi z panią na zapleczu.
Wówczas paliłem tylko dla towarzystwa. Uwielbiałem wychodzić z kolegami i koleżankami na papierosa, bo w trakcie wspólnego popalania, zawsze było wesoło i ciekawie. Było mnóstwo śmiechu, podrywało się dziewczyny, planowało się imprezy, robiło różne deale lub inne szalone rzeczy.
Często dzięki papierosom poznawałem nowych ludzi i to znacznie starszych ode mnie. To były osoby z ciekawymi historiami i dużym doświadczeniem życiowym. Lubiłem przebywać w ich towarzystwie i słuchać ich opowieści, bo bardzo mi imponowali.
Po tych doświadczeniach byłem pewien, że papierosy palą tylko zwycięzcy. Ludzie, którzy są w stanie osiągnąć wielkie rzeczy. Ludzie odważni, nie bojący się wyzwań. Ludzie, którym świat padnie do stóp. Ludzie czynu. Po prostu ludzie sukcesu.
A ci co nie palili, byli tacy nieśmiali. To były takie szare myszki, bez poczucia humoru, zamknięte w sobie, przestraszone i nieobecne.
Ale przyszedł w końcu 8.12.1989 roku… Bardzo znacząca data w moim życiu. Miałem wówczas 14 lat. Tego dnia jak zwykle wracałem po szkole do domu. Jednak gdybyś i tym razem mi towarzyszył, zobaczyłbyś moją smutną twarz, mimo że dwa dni wcześniej otrzymałem piękne prezenty na Mikołaja. Nawet zimowa atmosfera, skrzypiący śnieg pod butami, czy zbliżające się ferie świąteczne nie były w stanie poprawić mi humoru. Jeszcze nic się nie stało, ale czułem całym sobą, że coś strasznego się tego dnia wydarzy.
Mieszkałem wówczas w sześciopiętrowym bloku, na czwartym piętrze. Będąc ze mną w windzie, musiałbyś liczyć przyciski od dołu, żeby wcisnąć odpowiedni guzik, bo wszystkie były opalone zapałkami i nie było widać numerów pięter. Ale ja od razu wiedziałem, który to, bo był najbardziej okopcony i z wypaloną dziurą. Wcisnąłem go i winda ruszyła. Po chwili zatrzymała się na IV piętrze, więc wysiadłem i skierowałem swe kroki w lewo, bo tam były drzwi od mojego mieszkania pod nr 13. Wyciągnąłem klucze i próbowałem je otworzyć, ale w tym samym momencie drzwi się otworzyły, a w nich stanął mój tato. Przez moment patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Nagle łzy zaczęły płynąć mi po policzku. Po czym ojciec wyciągnął obie ręce do przodu i wpadliśmy sobie w ramiona. Trwało to krótką chwilę, po czym wyszeptał mi do ucha:
— Synu. Twoja mama już patrzy na Ciebie z nieba…
Od tego dnia już nic nie było takie jak dawniej. To wtedy mentalnie przestałem być dzieckiem. Mój dotychczasowy świat się zawalił. A zaledwie rok wcześniej przeżyłem podobny koszmar, bo zmarła mi babcia, z którą mieszkałem w jednym pokoju. Była moją najlepszą przyjaciółką, a teraz straciłem również i mamę. Rok po roku odeszły z mojego życia 2 najcudowniejsze kobiety.
Żeby sobie z tym jakoś poradzić, po raz pierwszy poszedłem zapalić w samotności. Nie chciałem wtedy żadnego towarzystwa. Potrzebowałem zmiany stanu świadomości, a tak na początku papierosy na mnie działały. Odczuwałem delikatny odlot i dawały mi przyjemne odprężenie.
I właśnie od tego tragicznego dla mnie dnia, stałem się stuprocentowym nałogowym palaczem, a papierosy towarzyszyły mi aż przez ćwierć wieku.