Jak to ze lnem było - ebook
Jak to ze lnem było - ebook
Jak to ze lnem było należy – obok Smoka wawelskiego, Szewczyka Dratewki, Pana Twardowskiego czy Bazyliszka – do ścisłego kanonu polskich bajek. Utwór powstał na motywach wątków baśniowych, sięgających początków uprawy lnu na ziemiach polskich w okresie rozkwitu Biskupina. Maria Konopnicka nadała tradycyjnej opowieści koloryt pasjonującej literackiej bajki, a równocześnie pogłębiła zawarte w niej przesłanie pozytywistyczne i moralne. Od pierwszego wydania w 1902 roku bajka stała się ulubioną lekturą polskich dzieci i wpisała się do klasyki literatury dziecięcej. Urocze ilustracje Jarosława Żukowskiego nadają bajce magnetyzującego ciepła i czynią ją niezwykle bliską dzisiejszym czytelnikom.
Lektura dla klasy II
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66576-77-3 |
Rozmiar pliku: | 12 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Pola tam były wielkie, sady śliczne, od grusz, od jabłoni czerwieniejące z dala, po lasach zwierzyny huk, w ziemi żelaza dość, na powietrzu ptactwo takie, że co jedno odleci, to drugie przyleci, bydła, koni, owiec stada okrutne, nieprzerachowane, po rzekach ryby jakie tylko, i małe, i duże, kwiecia po łąkach mnóstwo dla królewiątek małych, co jedno przekwitnie, to drugie zakwita.
Ot, wszelkiej rozkoszy moc wielka! Miasta też były w królestwie znaczne i wojska duże po zamkach, po wieżach mocnych, i ludu po wsiach dość. Ale król niczym się nie cieszył, tylko ciągle markotny był, że złota nie ma w jego państwie.
– Cóż mi po tym zbożu – mówił – albo po tych lasach, i po tych rybach w rzece, i po tych stadach wielkich, kiedy ja to wszystko muszę het precz wywozić do moich sąsiadów za złoto, bo go u mnie nie ma. Żeby tu u mnie złoto było, cały lud mój by się ubogacił.
Lud jego biedny po wsiach skórami się odziewał i koszuli na grzbiecie nie miał, a dopieroż sami bogacze z miasta musieli w dalekie kraje posyłać po materie drogie, po jedwabie na ubiory swoje.
– Bylem tylko złoto miał – mówił król – to mi już niczego nie braknie i memu ludowi.
Tak wyszedł raz sobie na drogę i chodzi w zamyśleniu wielkim, a drogą kupcy jadą.
Jak też zobaczyli króla, tak zaraz mu pokłon oddali, towary rozwiązują i pytają, czy czego nie trzeba.
Król pokłon przyjął grzecznie, towary obejrzał, głową pokręcił i mówi:
– Na nic mi te wasze towary, bo mi tylko jednej rzeczy potrzeba.
Więc zaraz się dopytywać zaczęli, czego.
– Potrzeba mi złota – mówił król – żeby u mnie w ziemi było, żebym je dobywać mógł i cały mój lud zbogacił, i siebie.
Zafrasowali się kupcy, bo tej woli królewskiej nie mogli uczynić, i zamilkli.
A był między nimi staruszek jeden, jako ten gołąb siwiutki, z brodą po pas, w bieli cały odziany i bardzo mądry.
Ten, widząc frasunek swoich towarzyszów i króla pragnącego złota dla ubogiego narodu, co koszuli na grzbiecie nie ma, pomyślał, wystąpił naprzód i rzekł:
– Królu, panie! Mam-ci ja takie siemię w mieszku, co jak je wiosną posieją w polu, to złoto ci z niego się urodzi.
I zdjął ze swego wielbłąda troki, i wyjął z nich spory mieszek, i przed królem postawiwszy, rozwiązał.