Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Jak uciec Houdiniemu - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
31 lipca 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
40,00

Jak uciec Houdiniemu - ebook

Kontynuacja bestsellerowej serii „Stalking Jack the Ripper”!

Audrey Rose Wadsworth i Thomas Cresswell wybierają się do Ameryki na pokładzie luksusowego transatlantyku. Audrey Rose i Thomas są zachwyceni, że tygodniowy rejs uświetnią pokazy wędrownego cyrku, pełnego artystów i wróżbitów, w którym występuje pewien charyzmatyczny młody specjalista od ucieczek. Jednak rejs zamienia się w koszmar, kiedy pozbawieni możliwości ucieczki pasażerowie, a właściwe zamożne młode damy, zaczynają ginąć jedna po drugiej z rąk niezidentyfikowanego mordercy.

Niepokojąca bliskość Księżycowego Cyrku dodatkowo przyczynia się do atmosfery grozy na statku, morderstwa zaś stają się coraz bardziej makabryczne. Audrey Rose i Thomas muszą sprawnie przeprowadzić dochodzenie w sprawie ponurych zbrodni, żeby pasażerowie bezpiecznie dopłynęli do portu.

Czy Audrey Rose zdąży rozwikłać zagadkę, w której stawką może być życie bliskiej jej osoby, przed zaplanowanym przez mordercę przerażającym finałem?

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8265-554-4
Rozmiar pliku: 6,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

NO­WO­ROCZNE PO­PO­ŁU­DNIE NA PO­KŁA­DZIE ETRU­RII za­częło się ba­jecz­nie, co było pierw­szym sy­gna­łem, że na ho­ry­zon­cie czai się kosz­mar i jak ty­powy zło­czyńca tylko czeka na oka­zję do ataku.

Gdy li­nio­wiec szy­ko­wał się do opusz­cze­nia portu, usi­ło­wa­łam igno­ro­wać upo­rczywy nie­po­kój i sku­pić się na ota­cza­ją­cym nas wy­szu­ka­nym świe­cie fan­ta­zji. Za­czy­nał się ko­lejny rok, nowy roz­dział w ży­ciu. Nie było lep­szej oka­zji, żeby zo­sta­wić za sobą prze­szłe mroczne zda­rze­nia i opty­mi­stycz­nie pa­trzeć w przy­szłość.

Ta przy­szłość mo­gła wkrótce przy­nieść ślub... i noc po­ślubną.

Ode­tchnę­łam, żeby się uspo­koić, i po­pa­trzy­łam na scenę na środku wy­twor­nej ja­dalni. Ma­leń­kie błysz­czące klej­noty w gru­bych ak­sa­mit­nych ko­ta­rach, tak ciem­no­gra­na­to­wych, że wy­da­wały się czarne, mi­go­tały za każ­dym ra­zem, gdy pa­dło na nie świa­tło. Akro­batki w ozdo­bio­nych bry­lan­ci­kami gor­se­tach wi­ro­wały na srebr­nych sznu­rach ni­czym piękne pa­ję­czyce, tka­jące sieci, w któ­rych uwię­złam na do­bre.

Okrą­głe stoły przy­po­mi­nały sta­ran­nie roz­miesz­czone gwiaz­do­zbiory, a księ­ży­co­wo­białe ob­rusy były przy­stro­jone kwia­tami o bar­wie fio­letu, ko­ści sło­nio­wej i błę­kitu. Na Etru­rii nie bra­ko­wało no­wo­cze­snych udo­god­nień, w tym łaźni. Wszę­dzie uno­siły się za­pa­chy, wśród któ­rych roz­po­zna­łam ja­śmin, la­wendę i inne nocne nuty, po­nętne i nie­bez­pieczne jak za­ma­sko­wane akro­batki nad na­szymi gło­wami. Ar­tystki z ła­two­ścią i bez lęku prze­ska­ki­wały z jed­nego tra­pezu na drugi, jakby nie gro­ził im upa­dek.

– Dzięki dłu­gim tre­nom na ko­stiu­mach wy­glą­dają jak spa­da­jące gwiazdy, prawda? Ogrom­nie bym chciała mieć kie­dyś suk­nię ozdo­bioną ty­loma klej­no­tami – wes­tchnęła głę­boko panna Pre­scott, córka na­czel­nego sę­dziego po­koju. Za sprawą wło­sów w ko­lo­rze kar­melu i spryt­nych brą­zo­wych oczu ko­ja­rzyła mi się z moją sio­strą cio­teczną Lizą. Od­sta­wiła kie­li­szek z szam­pa­nem i przy­su­nęła się do mnie, po czym wy­szep­tała kon­spi­ra­cyj­nie: – Panno Wad­sworth, czy zna pani le­gendę o Me­fi­sto­fe­le­sie?

Po­now­nie ode­rwa­łam wzrok od hip­no­ty­zu­ją­cego wi­do­wi­ska nad nami.

– Nie­stety, nie. – Po­krę­ci­łam głową. – Czy to przed­sta­wie­nie oparto na jej kan­wie?

– Wy­gląda na to, że pora na opo­wieść. – Pan Nor­wood, pia­stu­jący za­szczytne sta­no­wi­sko ka­pi­tana Etru­rii, od­kaszl­nął.

Sku­pił na so­bie uwagę wszyst­kich przy na­szym stole: ro­dziny Pre­scot­tów, stryja Jo­na­thana, mo­jej przy­zwo­itki pani Ha­rvey i za­bój­czo atrak­cyj­nego pana Tho­masa Cres­swella, mło­dego męż­czy­zny, który zdo­był moje serce z taką ła­two­ścią, z jaką szu­ler wy­grywa ko­lejne roz­da­nia w swo­jej ulu­bio­nej grze.

Tho­mas i ja spę­dzi­li­śmy dwa wy­czer­pu­jące dni w to­wa­rzy­stwie mo­jego stryja, po­dró­żu­jąc z Bu­ka­resztu do Li­ver­po­olu, żeby wejść na po­kład Etru­rii i wy­pły­nąć do No­wego Jorku. W trak­cie od­kry­li­śmy kilka po­my­sło­wych spo­so­bów na ukrad­kową wy­mianę po­ca­łun­ków i te­raz mi­mo­wol­nie wspo­mi­na­łam każdą z na­szych po­ta­jem­nych scha­dzek – moje dło­nie w jego ciem­no­brą­zo­wych wło­sach, jego usta roz­nie­ca­jące ogień na mo­jej skó­rze, na­sze...

Panna Pre­scott de­li­kat­nie szturch­nęła mnie pod sto­łem, więc po­now­nie sku­pi­łam uwagę na roz­mo­wie.

– ...o ile można wie­rzyć le­gen­dom, rzecz ja­sna. Me­fi­sto­fe­les nosi imię po­staci z nie­miec­kich po­dań lu­do­wych i jest de­mo­nem słu­żą­cym dia­błu – wy­ja­śnił ka­pi­tan Nor­wood. – Sły­nie z kra­dzieży dusz tych już wcze­śniej zde­mo­ra­li­zo­wa­nych, ucieka się do ma­gii i pod­stę­pów, a w do­datku jest prze­bo­jo­wym sztuk­mi­strzem. Pro­szę spoj­rzeć na karty ta­rota, które przy­go­to­wał dla wi­dzów. Na każ­dej z nich wid­nieje je­den z jego ar­ty­stów. – Uniósł ta­lię wspa­nia­łych, ręcz­nie ma­lo­wa­nych kart. – Gwa­ran­tuję pań­stwu ty­dzień nie­zrów­na­nej ma­gii i ta­jem­nic – cią­gnął. – Każda noc przy­nie­sie spek­ta­ku­larne cyr­kowe wi­do­wi­sko, ja­kiego nikt do­tąd nie oglą­dał. Pro­szę za­pa­mię­tać moje słowa: ten sta­tek przej­dzie do hi­sto­rii, a wkrótce po­dobne przed­sta­wie­nia będą wy­sta­wiane na wszyst­kich li­niow­cach. Oto po­czą­tek no­wej epoki po­dróży.

Unio­słam brwi, sły­sząc nie­mal na­bożną cześć w jego gło­sie.

– Pa­nie ka­pi­ta­nie, czy do­brze ro­zu­miem, że dla na­szej roz­rywki za­trud­nił pan de­mona, który ma sztur­mem zdo­być po­pu­lar­ność?

Tho­mas za­krztu­sił się wodą, a panna Pre­scott uśmiech­nęła się do mnie ło­bu­zer­sko.

– Czy na statku jest ko­ściół albo ka­plica? – spy­tała z nie­winną miną, sze­roko otwie­ra­jąc oczy. – Pa­nie ka­pi­ta­nie, co zro­bimy, je­śli pod­stęp­nie skrad­nie nam du­sze?

Ka­pi­tan wzru­szył ra­mio­nami, naj­wy­raź­niej za­do­wo­lony z at­mos­fery ta­jem­ni­czo­ści.

– Będą pa­nie mu­siały za­cze­kać i same się prze­ko­nać. Wkrótce wszystko sta­nie się ja­sne. – Po­now­nie sku­pił uwagę na do­ro­słych.

Drgnę­łam, kiedy panna Pre­scott ze­rwała się z miej­sca. Jej oj­ciec spio­ru­no­wał ją wzro­kiem.

– Może jesz­cze ja­kaś mała wska­zówka? – po­pro­siła.

Mój we­wnętrzny dia­beł nie po­zwo­lił mi ugryźć się w ję­zyk.

– Nie chcia­ła­bym wpaść w taką hi­ste­rię, żeby za­pra­gnąć na­tych­miast opu­ścić sta­tek – oznaj­mi­łam. – Chyba jesz­cze nie od­da­li­li­śmy się zbyt­nio od lądu, prawda? Może gdy­bym po­pły­nęła wpław...

Panna Pre­scott po­woli za­mru­gała, za­sta­na­wia­jąc się nad mo­imi sło­wami.

– W rze­czy sa­mej, pa­nie ka­pi­ta­nie. Prawdę mó­wiąc, wła­śnie po­czu­łam się bli­ska omdle­nia! Czy pań­skim zda­niem to sprawka Me­fi­sto­fe­lesa? – mó­wiła co­raz bar­dziej pi­skli­wie. – Czy robi sztuczki na od­le­głość? Cie­kawe, ile osób zdoła na­raz za­uro­czyć...

Przy­su­nę­łam się do niej, jak­bym za­mie­rzała ją zba­dać.

– Wy­daje się pani nieco blada, panno Pre­scott – za­uwa­ży­łam. – Czy aby na pewno pani du­sza nie za­pra­gnęła opu­ścić ciała?

Tho­mas prych­nął, ale nie ośmie­lił się prze­rwać tego wi­do­wi­ska. W wie­czo­ro­wej sukni z gra­na­to­wego je­dwa­biu, ele­ganc­kich rę­ka­wicz­kach za łok­cie i roz­mi­go­ta­nym na­szyj­niku czu­łam się nie­mal rów­nie olśnie­wa­jąca jak akro­batki pod su­fi­tem.

Panna Pre­scott za­ci­snęła na szyi dło­nie w rę­ka­wicz­kach i wy­trzesz­czyła oczy.

– Kto by po­my­ślał, rze­czy­wi­ście czuję się ja­koś dziw­nie. Jakby lżej­sza... – Za­chwiała się i chwy­ciła za brzuch. – Pa­nie ka­pi­ta­nie, chyba pora na sole trzeź­wiące.

– To ra­czej nie bę­dzie ko­nieczne. – Ode­tchnął głę­boko, bez wąt­pie­nia ża­łu­jąc, że po­sa­dził nas obok sie­bie. – Gwa­ran­tuję, że aku­rat ten Me­fi­sto­fe­les jest zu­peł­nie nie­szko­dliwy. To tylko czło­wiek uda­jący le­gen­dar­nego de­mona, nic po­nadto.

– Przy­się­gam, że moja du­sza słab­nie. Czy to wi­dać? Czy wy­glą­dam bar­dziej... prze­zro­czy­ście? – Wy­trzesz­cza­jąc oczy tak bar­dzo, że wy­da­wały się te­raz wiel­ko­ści spodków, panna Pre­scott opa­dła na krze­sło i ro­zej­rzała się wo­kół. – Może pły­nie z nami fo­to­graf du­chów. Sły­sza­łam, że ta­kie rze­czy dają się utrwa­lić na zdję­ciach. Ale moja odzież nie robi się... nie­przy­zwo­ita?

– Jesz­cze nie. – Przy­gry­złam wargę, żeby nikt nie usły­szał roz­ba­wie­nia w moim gło­sie, i skry­łam uśmiech. Pani Pre­scott, roz­złosz­czona po­pi­sami córki, wy­da­wała się bli­ska eks­plo­zji. – Chyba po­win­ni­śmy pa­nią zwa­żyć i spraw­dzić, czy coś się zmie­niło.

Stryj prze­rwał roz­mowę z Tho­ma­sem i dys­kret­nie po­krę­cił głową, za­nim jed­nak zdą­żył co­kol­wiek po­wie­dzieć, pod­biegł do niego słu­żący z te­le­gra­mem. Stryj od­czy­tał wia­do­mość, pod­krę­cił koń­cówki ja­snych wą­sów, po czym zło­żył pa­pier i po­słał mi za­gad­kowe spoj­rze­nie.

– Za po­zwo­le­niem. – Wstał. – To sprawa nie­cier­piąca zwłoki.

– Pani stryj musi wyjść z tajną kry­mi­na­li­styczną mi­sją. – Oczy panny Pre­scott bły­snęły. – Czy­ta­łam w ga­ze­tach, że pra­co­wa­li­ście przy śledz­twie w spra­wie mor­derstw Kuby Roz­pru­wa­cza. Czy pani i pan Cres­swell na­prawdę unie­moż­li­wi­li­ście wam­pi­rowi za­mor­do­wa­nie króla i kró­lo­wej Ru­mu­nii?

– Co... Co ta­kiego? – Po­krę­ci­łam głową. – Ktoś pi­sze w ga­ze­tach o mnie i Tho­ma­sie?

– W rze­czy sa­mej. – Panna Pre­scott są­czyła szam­pana, wo­dząc wzro­kiem za moim stry­jem, który wła­śnie opusz­czał salę. – Lon­dyn hu­czy od plo­tek o pani i szy­kow­nym panu Cres­swellu.

Nie mo­głam te­raz sku­piać się na tym nie­ocze­ki­wa­nym zwro­cie sy­tu­acji.

– Prze­pra­szam, ale mu­szę... za­czerp­nąć świe­żego po­wie­trza – wy­ją­ka­łam.

Lekko unio­słam się z miej­sca, za­sta­na­wia­jąc się, czy ru­szyć za stry­jem, kiedy pani Ha­rvey po­kle­pała mnie po dłoni.

– Z pew­no­ścią nic złego się nie dzieje, skar­bie. – Wska­zała głową scenę. – Za­raz się za­cznie.

Smugi dymu po­pły­nęły wo­kół atra­men­to­wych ko­tar, czemu to­wa­rzy­szył tak silny za­pach, że kilka osób do­stało ataku kaszlu. Za­pie­kło mnie w no­sie, ale to był dro­biazg w po­rów­na­niu z tym, jak gwał­tow­nie biło moje serce. Za­sta­na­wia­łam się, czy winę za to po­nosi stryj, który wy­szedł w po­śpie­chu, in­for­ma­cja o tym, że Tho­mas i ja za­sły­nę­li­śmy jako pa­to­lo­dzy, czy też zbli­ża­jące się przed­sta­wie­nie. Może wszystko na­raz.

– Pa­nie i pa­no­wie. – Ni­ski mę­ski głos zda­wał się do­bie­gać ze­wsząd jed­no­cze­śnie. Pa­sa­że­ro­wie od­wra­cali się na krze­słach, a ja wy­cią­gnę­łam szyję i ro­zej­rza­łam się w po­szu­ki­wa­niu mó­wią­cego. Z pew­no­ścią opra­co­wał ja­kiś me­cha­nizm, żeby było go sły­chać ze wszyst­kich stron. – Wi­taj­cie na spek­ta­klu.

Nim te słowa zdą­żyły wy­brzmieć, w ja­dalni za­wrzało, po czym znowu za­pa­dła ci­sza. Roz­legł się przy­ci­szony brzęk per­ku­syj­nych ta­le­rzy, który stop­niowo przy­bie­rał na sile, a gdy na ko­niec huk­nęły, kel­ne­rzy unie­śli srebrne po­krywki, pre­zen­tu­jąc da­nia godne kró­lew­skiego stołu. Nikt jed­nak nie zwra­cał szcze­gól­nej uwagi na po­lę­dwicę w so­sie grzy­bo­wym ani na oka­zały sto­sik sma­żo­nych ziem­nia­ków, gdyż prze­sta­li­śmy my­śleć o je­dze­niu. In­te­re­so­wało nas tylko to, co jesz­cze po­wie nam ta­jem­ni­czy głos.

Uśmiech­nę­łam się do Tho­masa, a on po­ru­szył się na krze­śle, zu­peł­nie jakby sie­dział na roz­ża­rzo­nych wę­glach i mu­siał się wier­cić, żeby nie po­pa­rzyć so­bie po­ślad­ków.

– De­ner­wu­jesz się? – wy­szep­ta­łam, kiedy akro­batki jedna po dru­giej z wdzię­kiem opu­ściły się na pod­łogę.

– Wi­do­wi­skiem, które po­dobno wy­wo­łuje pal­pi­ta­cję? Tak na­pi­sali w pro­gra­mie. – Pstryk­nął pal­cami w ulotkę w czarno-białe pasy, którą trzy­mał w dłoni. – Skąd. Nie mogę się do­cze­kać, aż moje serce wy­buch­nie. To na­prawdę ożywi mo­no­to­nię tego nie­dziel­nego wie­czoru, Wad­sworth.

Za­nim od­po­wie­dzia­łam, roz­le­gło się dud­nie­nie bębna i z chmury dymu na środku sceny wy­ło­nił się za­ma­sko­wany męż­czy­zna. Miał na so­bie frak ko­loru krwi z roz­cię­tej żyły, a do tego sztywną od kroch­malu ko­szulę i spodnie o bar­wie nie­prze­nik­nio­nej czerni. Jego cy­lin­der zdo­biły szkar­łatne wstążki i srebrne frędzle, a ażu­rowa ma­ska za­sła­niała twarz od nosa w górę. Kiedy wszy­scy roz­chy­lili usta z wra­że­nia, uśmiech­nął się z szel­mow­skim za­do­wo­le­niem.

Męż­czyźni nie­spo­koj­nie po­pra­wiali się na krze­słach, ko­biety zaś ener­gicz­nie roz­po­starły wa­chla­rze, co za­brzmiało jak trze­pot skrzy­deł setki zry­wa­ją­cych się do lotu pta­ków. Wszy­scy wy­da­wali się zbici z tropu wi­do­kiem czło­wieka ma­te­ria­li­zu­ją­cego się bez szwanku w sza­le­ją­cej wo­koło bu­rzy. Usły­sza­łam, jak lu­dzie szep­czą, że nie­zna­jomy to z pew­no­ścią dia­bel­skie na­sie­nie, a oj­ciec panny Pre­scott uznał go za sza­tana we wła­snej oso­bie. Ku­siło mnie, żeby de­mon­stra­cyj­nie prze­wró­cić oczami. Są­dzi­łam, że na­czelny sę­dzia po­koju ma wię­cej ro­zumu. Za­ma­sko­wany męż­czy­zna na sce­nie nie­wąt­pli­wie był kon­fe­ran­sje­rem i za­pewne słyn­nym wła­ści­cie­lem tego cyrku.

– Po­zwolą pań­stwo, że się przed­sta­wię. – Po­chy­lił się w ukło­nie, a gdy po­woli się pro­sto­wał, jego oczy szel­mow­sko bły­snęły. – Na­zy­wam się Me­fi­sto­fe­les i będę wa­szym prze­wod­ni­kiem po tym, co nie­zwy­kłe i wspa­niałe. Każ­dej nocy koło for­tuny wy­bie­rze, kto się dla pań­stwa za­pre­zen­tuje, ale po głów­nym przed­sta­wie­niu można za­mie­niać się na miej­sce z ar­ty­stami i wziąć udział w na­szych wy­stę­pach. Do wy­boru są po­ły­ka­cze ognia i po­skra­mia­cze lwów, wróż­bici i mio­ta­cze noży, we­dle uzna­nia. Ostrze­gam jed­nak, wy­strze­gaj­cie się po­dej­rza­nych oka­zji. Nie warto igrać z prze­zna­cze­niem.

Pa­sa­że­ro­wie wier­cili się nie­spo­koj­nie, pew­nie za­cho­dząc w głowę, ja­kie oka­zje mo­głyby się im przy­tra­fić i jak ni­sko mo­gliby upaść w po­goni za roz­rywką, z dala od brzegu i wścib­skich spoj­rzeń to­wa­rzy­stwa.

– Na­sze sztuczki mogą się wy­da­wać uro­cze, ale w żad­nym wy­padku nie wolno ich lek­ce­wa­żyć – wy­szep­tał Me­fi­sto­fe­les. – Czy je­ste­ście na tyle od­ważni, by wy­trwać? A może i wy stra­ci­cie serca i głowy dla na­szego mrocz­nego cyrku? Czas po­każe. A póki co...

Krą­żył po sce­nie jak uwię­zione zwie­rzę, cze­ka­jące na oka­zję do ataku. Moje serce dud­niło jak osza­lałe. Po­czu­łam się tak, jak­by­śmy wszy­scy byli tylko zwie­rzyną w ele­ganc­kich stro­jach, która musi za­cho­wać czuj­ność, by nie paść ofiarą ta­jem­ni­czego wi­do­wi­ska Me­fi­sto­fe­lesa.

– Dzi­siaj olśni pań­stwa pierw­sze z sied­miu przed­sta­wień.

Uniósł ręce, a wtedy dwa­na­ście bia­łych go­łębi wy­fru­nęło z jego rę­ka­wów i wzbiło się ku kro­kwiom. Kilka dam, wśród nich pani Ha­rvey i panna Pre­scott, uprze­dziło wszyst­kich, na­gra­dza­jąc ten po­pis en­tu­zja­stycz­nymi okrzy­kami.

– I prze­razi – do­dał Me­fi­sto­fe­les nieco chra­pli­wie.

W oka­mgnie­niu kra­wat zmie­nił się w ru­chli­wego węża, który oto­czył gar­dło Me­fi­sto­fe­lesa cia­snym splo­tem. Szef cyrku chwy­cił się za szyję, a jego brą­zowa, przy­sło­nięta ażu­rową ma­ską twarz przy­brała ciem­no­fio­le­tową barwę. Wstrzy­ma­łam od­dech, kiedy się po­chy­lił, rzę­żąc i z tru­dem chwy­ta­jąc po­wie­trze.

Omal nie wsta­łam, prze­ko­nana, że na na­szych oczach umiera czło­wiek, jed­nak zmu­si­łam się do uspo­ko­je­nia od­de­chu i do za­sta­no­wie­nia. Po­win­nam upo­rząd­ko­wać fakty, jak na przy­szłego na­ukowca przy­stało. To było tylko wi­do­wi­sko, nic wię­cej. Z całą pew­no­ścią ni­komu nie gro­ziła śmierć. Mój płytki i przy­spie­szony od­dech nie miał nic wspól­nego z gor­se­tem wy­twor­nej sukni. Spek­takl był nie­sa­mo­wi­cie wcią­ga­jący, ale i straszny. Od­strę­czał mnie i za­ra­zem za­chwy­cał, i to znacz­nie bar­dziej, niż by­łam skłonna przy­znać.

– Wiel­kie nieba – wy­mam­ro­tała panna Pre­scott, kiedy rzę­żący Me­fi­sto­fe­les padł na ko­lana.

Prze­wró­cił oczami tak bar­dzo, że wi­dzia­łam je­dy­nie białka. Wstrzy­ma­łam od­dech, na próżno usi­łu­jąc roz­luź­nić na­pięte mię­śnie grzbietu. To na pewno była tylko ilu­zja.

– Niech mu ktoś po­może! – krzyk­nęła panna Pre­scott. – On umiera!

– Usiądź, Oli­vio – wy­szep­tała szorstko pani Pre­scott. – Przy­no­sisz wstyd nie tylko so­bie, lecz i mnie, i swo­jemu ojcu.

Za­nim kto­kol­wiek zdo­łał po­spie­szyć mu z po­mocą, Me­fi­sto­fe­les zdarł z sie­bie węża i za­czerp­nął po­wie­trza tak łap­czy­wie, jakby wła­śnie wy­ło­nił się z mor­skiej wody, którą prze­ci­nał nasz sta­tek. Z ulgą zwie­si­łam ra­miona, a Tho­mas za­chi­cho­tał – mimo to nie mo­głam ode­rwać wzroku od za­ma­sko­wa­nego męż­czy­zny na sce­nie.

Me­fi­sto­fe­les się wy­pro­sto­wał, lekko za­chwiał i po­woli uniósł węża nad głowę. Świa­tło z ży­ran­doli roz­bły­snęło na ma­sce cyr­kowca, a wtedy po­łowa jego twa­rzy przy­brała wście­kle po­ma­rań­czowo-czer­woną barwę. Może się roz­zło­ścił – spraw­dzał nas i uznał, że nie speł­niamy jego ocze­ki­wań. Z pew­no­ścią spra­wia­li­śmy wra­że­nie ele­gancko ubra­nych po­two­rów, które nie ra­czyły prze­rwać wy­kwint­nej ko­la­cji, kiedy on wal­czył o ży­cie, a prze­cież po­świę­cał się wy­łącz­nie dla na­szej roz­rywki.

Ob­ró­cił się raz i drugi, a wi­jąca się be­stia znik­nęła. Po­chy­li­łam się i za­mru­ga­łam, gdy Me­fi­sto­fe­les z dumą po­now­nie ukło­nił się wi­downi, de­mon­stru­jąc pu­ste ręce. Przez salę prze­to­czyła się fala aplauzu.

– Jak u li­cha...? – wy­mam­ro­ta­łam.

Nie wi­dzia­łam żad­nych pu­deł ani schow­ków, w któ­rych zdo­łałby ukryć węża. Na­prawdę mia­łam na­dzieję, że gad nie do­trze do na­szego stołu. Tho­mas z pew­no­ścią stra­ciłby przy­tom­ność.

– Kto wie, czy nie osza­le­je­cie... – Me­fi­sto­fe­les zro­bił prze­wrót, nie gu­biąc na­kry­cia głowy, choć go nie przy­trzy­my­wał. – ...z mi­ło­ści.

Uchy­lił cy­lin­dra, który po­to­czył się po jego ręce ni­czym akro­bata ska­czący nad tra­pe­zem. Jak na wy­bit­nego ar­ty­stę przy­stało, Me­fi­sto­fe­les wy­cią­gnął cy­lin­der przed sie­bie i ob­szedł z nim całą scenę, chcąc za­de­mon­stro­wać, że to naj­zwy­klej­szy, choć nieco jar­marczny ka­pe­lusz. Na­stęp­nie rzu­cił go w po­wie­trze i po­now­nie chwy­cił szyb­kim ru­chem nad­garstka. Pa­trzy­łam z sze­roko otwar­tymi oczami, jak wsuwa całe przed­ra­mię do cy­lin­dra i ener­gicz­nie wyj­muje z niego tu­zin gra­na­to­wych róż.

Nie­mal mo­gła­bym przy­siąc, że wcze­śniej ka­pe­lusz był cał­kiem zwy­czajny.

– Ostrze­gam raz jesz­cze: wię­cej dy­stansu. – Głos Me­fi­sto­fe­lesa grzmiał tak do­no­śnie, że hu­czało mi w piersi. – Szczy­cimy się na­szymi wy­czy­nami na po­gra­ni­czu ży­cia i śmierci, lecz na dłuż­szą metę nikt przed nią nie umknie. Czy ten wie­czór dla nie­któ­rych bę­dzie ostat­nim? Czy stra­ci­cie serca? A może... – Z uśmie­chem po­pa­trzył przez ra­mię na wi­dow­nię. – ...stra­ci­cie głowy.

Snop świa­tła padł na byle jak po­ma­lo­waną lalkę ar­le­kina, któ­rej wcze­śniej nie było na sce­nie. Ob­ra­ca­jąc się z płynną gra­cją, Me­fi­sto­fe­les ci­snął szty­let na drugi ko­niec sceny. Nóż prze­ko­zioł­ko­wał w po­wie­trzu i z głu­chym trza­skiem wbił się w szyję lalki. Pu­blicz­ność za­marła. Przez chwilę nic się nie działo – wszy­scy sie­dzieli w nie­przy­jem­nej ci­szy, wstrzy­mu­jąc od­dech. Lalka tkwiła w miej­scu, przy­szpi­lona do de­sek, o które się opie­rała. Mi­nął jesz­cze mo­ment i znie­cier­pli­wiony Me­fi­sto­fe­les w końcu za­cmo­kał.

– No cóż, tak da­lej być nie może. – Gło­śno tup­nął. – Niech wszy­scy ro­bią to, co ja!

Tup. Tup. Tup.

Pa­sa­że­ro­wie bez sprze­ciwu wy­ko­nali po­le­ce­nie, z po­czątku po­woli, po­tem co­raz szyb­ciej, aż w końcu ja­dal­nia za­drżała od ner­wo­wego tu­pa­nia. Por­ce­lana szczę­kała, sztućce prze­su­wały się na sto­łach, wino Mer­lot wy­le­wało się z kie­lisz­ków na dro­gie ob­rusy. Na­sze ele­gancko na­kryte stoły szybko za­częły przy­po­mi­nać miej­sce zbrodni. Po­sta­no­wi­łam czę­ściowo zre­zy­gno­wać z ty­powo ary­sto­kra­tycz­nego dy­stansu i tu­pa­łam wraz z in­nymi, a nieco spe­szony Tho­mas po­szedł w moje ślady.

Tup. Tup. Tup.

Dud­nie­nie od­bi­jało się echem w ca­łym moim ciele i mia­łam wra­że­nie, że moje serce bije w ryt­mie tu­pa­nia. To zwie­rzęce, dzi­kie za­cho­wa­nie było dziw­nie... eks­cy­tu­jące. Nie mo­głam uwie­rzyć, że lor­do­wie, damy i szla­chet­nie uro­dzeni pa­sa­że­ro­wie z pierw­szej klasy dali się po­rwać he­do­ni­zmowi i roz­pa­sa­niu.

Pani Ha­rvey za­ci­snęła dło­nie w rę­ka­wicz­kach i tłu­kła pię­ściami w stół, po­tę­gu­jąc huk w mo­ich uszach. Panna Pre­scott szybko do niej do­łą­czyła. Tuż po chwili głowa lalki gruch­nęła o pod­łogę i po­to­czyła się do błysz­czą­cych bu­tów Me­fi­sto­fe­les.

Tup. Tup. Tup. Chyba nikt nie za­mie­rzał wy­paść z dia­bel­skiego rytmu. Me­fi­sto­fe­les stał się dy­ry­gen­tem tej zło­wro­giej sym­fo­nii i wy­ma­chi­wał dło­nią w po­wie­trzu tak długo, aż nie dało się już wy­trzy­mać go­rącz­ko­wego dud­nie­nia.

– Ci­sza! – krzyk­nął, a jego gromki głos przedarł się przez zgiełk.

Lu­dzie mo­men­tal­nie prze­stali ło­mo­tać, jakby byli jego po­słusz­nymi ma­rio­net­kami. Nie­któ­rzy obecni wstali, wi­wa­tu­jąc, a kilku dżen­tel­me­nów gwizd­nęło do­no­śnie.

Panna Pre­scott rów­nież ze­rwała się z miej­sca, za­ru­mie­niona i z bły­skiem w oku, nie­zra­żona po­nu­rymi spoj­rze­niami ro­dzi­ców.

– Brawo! – za­wo­łała, klasz­cząc. – Bra­vis­simo!

Me­fi­sto­fe­les z za­dumą przy­glą­dał się od­rą­ba­nej gło­wie, tak jakby po­now­nie prze­ży­wał na­trętne wspo­mnie­nie cze­goś okrop­nego, co miało mu to­wa­rzy­szyć do końca ży­cia, choćby uciekł na ko­niec świata. Po­my­śla­łam, że w przy­padku tego czło­wieka i jego skom­pli­ko­wa­nych ilu­zji nic nie jest ta­kie, jak się wy­daje. Ku mo­jemu zdu­mie­niu, pod­niósł głowę lalki i jed­nym kop­nię­ciem po­słał ją wy­soko w po­wie­trze, gdzie eks­plo­do­wała fa­jer­wer­kami. Spod su­fitu po­sy­pały się iskry, które ni­czym spa­da­jące gwiazdy spło­nęły przed ze­tknię­ciem z pod­łogą w czarno-białe wzory. Po­now­nie za­pa­dła ci­sza.

– Py­tam za­tem raz jesz­cze, co stra­ci­cie przed koń­cem ty­go­dnia? Serce? Głowę? – Mó­wił prze­cią­gle, a jego twarz spo­wił cień, gdy świa­tło ży­ran­doli stop­niowo po­ciem­niało i zga­sło. – Kto wie, czy to ma­giczne wi­do­wi­sko nie od­bie­rze wam ży­cia i du­szy.

Ci­cho jęk­nę­łam i unio­słam dło­nie w rę­ka­wicz­kach, ale w mroku do­strze­głam tylko ich nie­wy­raźny za­rys. Moje serce moc­niej za­biło, gdy ro­zej­rza­łam się w nie­prze­nik­nio­nej ciem­no­ści, za­fa­scy­no­wana i za­ra­zem prze­ra­żona tym, jaki po­twór może się w niej czaić. Naj­wy­raź­niej nie ja jedna by­łam za­in­try­go­wana, gdyż ze­wsząd do­bie­gały roz­e­mo­cjo­no­wane szepty. Wi­zja śmierci oka­zała się rów­nie po­cią­ga­jąca jak per­spek­tywa mi­ło­ści – a kto wie, czy nie bar­dziej. Naj­wy­raź­niej skry­wa­li­śmy coś mrocz­nego, skoro nę­ciły nas nie­bez­pie­czeń­stwo i ta­jem­nica za­miast dłu­giego ży­cia w szczę­ściu.

– Póki co za­pra­szam na po­ry­wa­jący wie­czór ma­gii, psot i cha­osu – do­dał Me­fi­sto­fe­les gło­sem gład­kim ni­czym piesz­czota pod osłoną mroku.

Spo­ciły mi się dło­nie i mi­mo­wol­nie wy­chy­li­łam się w kie­runku sceny w na­dziei na jesz­cze jedno słowo, ko­lejną wska­zówkę, na­stępną por­cję sur­re­ali­stycz­nych wra­żeń. Me­fi­sto­fe­les prze­mó­wił po­now­nie, zu­peł­nie jakby znał moje nie­wy­po­wie­dziane pra­gnie­nia.

– Sza­nowni pa­sa­że­ro­wie Etru­rii... Na­ciesz­cie zmy­sły tym nie­zrów­na­nym trans­oce­anicz­nym spek­ta­klem – po­wie­dział śpiew­nie. – Wi­taj­cie w Fan­ta­stycz­nym Wę­drow­nym Te­atrze Me­fi­sto­fe­lesa, po­wszech­nie zna­nym jako Księ­ży­cowy Cyrk!

Błysk świa­teł ośle­pił mnie i przez chwilę mru­ga­łam, by po­zbyć się ciem­nych plam przed oczami. Mo­ment póź­niej blada jak duch pani Ha­rvey gwał­tow­nie wstała od na­szego stołu, a gdy Tho­mas wy­cią­gnął rękę, żeby ją pod­trzy­mać, tylko unio­sła trzę­sącą się dłoń.

Po­dą­ży­łam wzro­kiem za jej spoj­rze­niem i przy­gry­złam ję­zyk tak mocno, że po­czu­łam w ustach smak mie­dzi. Panna Pre­scott – młoda ko­bieta, która za­le­d­wie chwilę wcze­śniej biła brawo z za­chwytu – le­żała nie­ru­chomo z twa­rzą na stole, w ka­łuży krwi, a w jej osło­nię­tych ak­sa­mi­tem ple­cach tkwił nie­mal tu­zin noży.

Wpa­try­wa­łam się w pannę Pre­scott, cze­ka­jąc, aż ode­tchnie albo drgnie. Li­czy­łam na to, że unie­sie głowę i wy­buch­nie śmie­chem, bo wy­strych­nęła nas na dudka, ale to były płonne na­dzieje.

Panna Pre­scott na­prawdę nie żyła.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: