Jak wrócić z miejsca, które nas zmienia? - ebook
Jak wrócić z miejsca, które nas zmienia? - ebook
Jak wrócić z miejsca, które nas zmienia? to reportaż duchowy — zapis spotkań, historii i pamięci, które nie mieszczą się w klasycznych definicjach. To forma reporterska, bo każda opowieść została odtworzona z wyczuciem faktu, zdarzenia i emocjonalnego śladu. Ale to również wypowiedź autobiograficzna — ponieważ autor, jako Włodek, wraca do wspomnień z dzieciństwa, spotkań z Tomkiem (czyli sobą), i duchowych przestrzeni, których język dopiero się kształtuje.
| Kategoria: | Biografie |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8414-998-0 |
| Rozmiar pliku: | 2,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wstęp
Jak wrócić z miejsca, które nas zmienia? _Przejście przez przestrzeń, której nie da się opisać_
Jeszcze niedawno niewielu potrafiło mówić o tym, co dzieje się między śmiercią a nowym życiem. Nie dlatego, że to doświadczenie nie istniało — ale dlatego, że brakowało języka, który umiałby je uchwycić.
Dziś coraz więcej ludzi wraca z „tamtej strony” — z miejsca liminalnego, zawieszonego pomiędzy końcem a początkiem. Ich opowieści są niejednoznaczne: splot snu, duchowości i twardej rzeczywistości. Brzmią nieprawdopodobnie — ale niosą autentyczność, której nie da się zignorować.
Ten tekst nie jest próbą mistyfikacji. To zapis spotkań — rozmów, zdarzeń, świadectw.
Z Marysią, która po ceremonii ujrzała świat w nowym świetle. Z Olgą, której przedmiot przesiąkł pamięcią bólu i stał się symbolem przemiany. Z Oliwią, która po intensywnej terapii energetycznej utraciła siebie. Po „otwarciu trzeciego oka” przestała spać. Nie umiała wrócić do dawnej rzeczywistości.
Z Tomkiem — dzieckiem, które czuło więcej, niż potrafiło wyrazić.
I ze mną, Włodzimierzem — który dopiero po latach zrozumiał, że ten głos, tamta pamięć, tamten dar — to była część jego drogi. Potem po prostu Włodek.
Wszystko to wydarzyło się naprawdę.
A ja — który piszę te słowa — pamiętam również ten domek z dzieciństwa. Może był z drewna. Może z wyobraźni. Ale jego obraz był zawsze obecny: miejsce, które chroniło, w którym można było czuć. Cisza. Światło. Duchowa stacja pośrednia.
I właśnie tam, w tej ciszy dzieciństwa, pojawił się Kacper — przyjazny duszek z dobranocek, znany nam z dziecięcych lat, który nigdy nie straszył, a zawsze towarzyszył z ciepłem i spokojem. Nie był duchem grozy, demonem ani cieniem — był cichym towarzyszem, który wracał w snach, w obrazach, w kuchni między łykiem wody a gestem pamięci.
Kacper — jak wewnętrzny przewodnik łagodności. Jak przypomnienie, że nie trzeba mówić głośno, żeby zostać usłyszanym. Jak znak, że dusza wciąż chce być obecna — delikatnie, spokojnie, subtelnie.
Ja — i może także Ty — jesteśmy świadkami tych historii. Nie zawsze potrafimy je nazwać. Ale one istnieją. Pulsują w ciszy. Domagają się głosu. A ta książka jest właśnie tym głosem — zapisanym, żeby nie zniknąć.
Czy naprawdę to wszystko wydarzyło się naprawdę?
Tak — ale nie zawsze w świecie materialnym. Czasem w snach, czasem w półsłówkach, które mówiło dziecko, a czasem w drżeniu, którego nie rozumiałem. To była prawda — choć nie taka, jakiej uczą w szkole.Rozdział: 1
MOŻLIWE, ŻE TA KSIĄŻKA NIE BĘDZIE ŁATWĄ LEKTURĄ
Możliwe, że ta książka nie będzie wspaniałą lekturą dla wielu. Może nawet nieprzyjemną. Bo dotyka tematów, które bolą: śmierci, przemiany, duchowości, powrotu z miejsc, których nie da się opisać.
Dla niektórych będzie niezrozumiała. Dla innych — zbyt osobista. Ale być może dla kogoś stanie się lustrem, w którym zobaczy własny proces, własne Bardo, własne przejście.
Pracując z energiami, duchowością, z traumą i transformacją — przez lata zadawałem sobie pytania: jak wrócić z miejsca, które nas zmienia? Jak opowiedzieć o doświadczeniu, którego nie da się opisać?
A może to doświadczenie wcale nie chce być opisane? Może ma być tylko przeżyte?
CZY ISTNIEJE JĘZYK, KTÓRY POMIEŚCI TO, CO NIEWIDZIALNE?
Tak — to język opowieści. Nie ten racjonalny. Ten, który płynie spod skóry. Który nie dowodzi — lecz przywołuje. Nie opisuje — lecz dotyka.
Jako terapeuta, jako medium, jako ktoś, kto przez dekady towarzyszył innym w ich przejściach — wiem, że nie wszystko da się zamknąć w logiczne słowa. Czasem trzeba mówić pomiędzy wierszami. Czasem — przez opowieść.
Mam dziewięć książek za sobą. Nie jestem pisarzem z zawodu. Piszę, bo otrzymuje informacje z przestrzeni pisz, nie napisałeś to na czo czekasz.… Piszę, bo chcę zostawić ślad po tym co mi podpowiada przestrzeń.
Ta książka będzie reportażem. Ale nie tylko z wydarzeń zewnętrznych — również z wydarzeń wewnętrznych. To próba opisu przestrzeni, do której wchodzi się wtedy, gdy coś w nas umiera. I nie chodzi tu o fizyczną śmierć. Chodzi o moment, w którym tożsamość się kruszy. Życie się rozpada. A coś — nie wiadomo jeszcze co — próbuje się narodzić.
Ten moment nazywam przestrzenią liminalną.
Liminalność, Bardo i transcendencja iluzji — trzy języki tej samej przemiany
— LIMINALNOŚĆ — pojęcie z filozofii, antropologii i duchowości, opisujące stan „pomiędzy”, czyli zawieszenia między starym a nowym, między śmiercią a narodzinami. To moment wewnętrznego chaosu i potencjału, kiedy tożsamość się rozpada, a nowa jeszcze nie powstała.
— BARDO — pojęcie z buddyzmu tybetańskiego, które oznacza przestrzeń pomiędzy śmiercią a kolejnym życiem. To czas próby i transformacji, w którym dusza jeszcze nie ma nowej formy, ale już nie jest związana z dawnym światem.
— TRANSCENDENCJA ILUZJI — duchowy wymiar przemiany, oznaczający przekroczenie pozornych struktur rzeczywistości, fałszywych tożsamości i ego. To porzucenie przywiązań i wejście w pustkę, ciszę, w pełne otwarcie na prawdę, która jest poza słowami i umysłem.
Przestrzeń liminalna — w języku filozofii, antropologii i duchowości — to miejsce pomiędzy. To stan zawieszenia, przejścia, wewnętrznego rozdarcia, ale też wewnętrznej alchemii. Nie jest ani początkiem, ani końcem — to próg. To moment, w którym stara tożsamość już się rozpadła, a nowa jeszcze się nie narodziła. Człowiek — lub dusza — trwa w tym stanie jakby na krawędzi światów, pomiędzy utratą a możliwością odrodzenia.
W historii wielu kobiet ta przestrzeń miała wymiar głęboko cielesny i duchowy zarazem. To tam dokonywały się przemiany, inicjacje, przejścia. Jednak z biegiem dziejów została zbrukana przemocą, narzuconym systemem, wymazaniem, spaleniem pamięci i ciała. Przestrzeń między Krzywdą a Odrodzeniem — to właśnie liminalność. To miejsce, w którym historia zatrzymała się, ale nie zamilkła. Ona nadal pulsuje życiem, przemawia głosem tych, których nie wysłuchano. To żywa pamięć — nie po to, by się mścić, ale by przywrócić godność, głos i światło.
Duch tych kobiet nie przeszedł w spokoju — pozostał zawieszony między ogniem a światłem, między bólem a istnieniem. I to właśnie tam — w tej bolesnej, ale świętej szczelinie — rodzi się nowe imię. Imię, którego świat wcześniej nie umiał wypowiedzieć.
Victor Turner, brytyjski antropolog kultury, opisał liminalność jako stan przejściowy w rytuałach transformacji. W jego ujęciu to moment zawieszenia, w którym jednostka traci dawną tożsamość, ale jeszcze nie przyjęła nowej. Turner badał rytuały przejścia w społecznościach tradycyjnych, pokazując, że liminalność to czas chaosu, ale też potencjału — przestrzeń, w której może narodzić się coś nowego.
Bardo — w buddyzmie tybetańskim — to przestrzeń pomiędzy śmiercią a ponownym narodzeniem. To stan, w którym dusza nie ma jeszcze nowej formy, ale już nie należy do starej rzeczywistości. To czas głębokiej duchowej próby, ale też możliwości transformacji.
Liminalność i Bardo to dwa języki tej samej przemiany. Jeden wywodzi się z antropologii i chrześcijańskiej symboliki, drugi z duchowości Wschodu. Ale oba opisują ten sam moment: Rozpad. Cisza. Próg. To miejsce, w którym nie jesteśmy już tym, kim byliśmy — ale jeszcze nie wiemy, kim się stajemy.
Transcendencja iluzji — to trzeci wymiar tej przemiany. To pojęcie odnoszące się do duchowego i egzystencjalnego procesu przekraczania pozornych struktur rzeczywistości. Iluzje te przybierają formę przywiązań, lęków, fałszywych tożsamości i społecznych narracji, które budują nasze ego.
W TRADYCJACH DUCHOWYCH:
— Buddyzm rozumie transcendencję jako wyzwolenie od cierpienia (_dukkha_), które wynika z przywiązania do form i pragnień.
Osiągnięcie pustki (_śunjata_) prowadzi do stanu nirwany — całkowitego wygaszenia iluzji „ja”.
— Filozofia zachodnia (np. u Kanta) odróżnia to, co „transcendentne” — czyli niemożliwe do poznania — od tego, co „transcendentalne”, czyli warunkującego poznanie. Transcendencja w tym ujęciu to kontakt z tym, co niepoznawalne, ale istniejące jako idea.
— Mistycyzm opisuje transcendencję jako doświadczenie zjednoczenia z Jednią, Absolutem lub Bogiem — przekroczenie form, słów i myśli, by dotrzeć do czystej obecności.
W kontekście tej książki — w jej reporterskiej formie — transcendencja iluzji to akt świadomego porzucenia konstruktu ego, wejście w przestrzeń ciszy, pustki i nieokreśloności. To narodziny nowego spojrzenia, które nie potrzebuje definicji, ponieważ płynie z głębi doświadczenia. Nie z umysłu — lecz z przeżytej prawdy.
Ale skąd wiadomo, że to prawda?
Bo kiedy już wrócisz — nie możesz patrzeć tak samo. Twoje oczy nie kłamią. Twoja pamięć już wie. Nawet jeśli słowa milczą.
Czy cisza nie jest najuczciwszą odpowiedzią?
_(SZERZEJ O POJĘCIACH LIMINALNOŚCI, BARDO I TRANSCENDENCJI ILUZJI — W CZĘŚCI KOŃCOWEJ KSIĄŻKI, W FORMIE PRZYPISÓW KOŃCOWYCH.)_Rozdział: 2
PRZESTRZEŃ SUBTELNEJ ENERGII, KTÓRA NIE ZAPOMNIAŁA
Dawno temu, choć nie aż tak bardzo jak się wydaje, kobiety przechodziły przemiany w ciszy. Nie tylko one.
Nikt nie opisywał ich przejść, nie dokumentował stanów, przez które przechodziły ich dusze.
Przestrzeń pomiędzy — liminalność — nie miała jeszcze nazwy, ale była obecna.
W ich losach. W ciałach. W snach.
To nie była choroba.
To była przemiana.
Ale wcześniej… wydarzyło się coś, o czym dziś mówi się mało.
Być może z zażenowaniem. Może ze wstydem.
A może dlatego, że nikt nie potrafił zrozumieć, co się wtedy wydarzyło.
Wydarzenie, które nie ma imienia
Dawno temu, choć nie aż tak bardzo jak się wydaje, niektóre osoby z zwłaszcza kobiety przechodziły przemiany w ciszy. Nikt nie opisywał tych przejść, nie dokumentował stanów, przez które przechodziły ich dusze. Przestrzeń pomiędzy — liminalność — nie miała jeszcze nazwy, ale była obecna w historiach wielu z nich.
Jedną z takich postaci była Helena Modrzejewska.
Choć znana jako wielka aktorka, Modrzejewska nie była tylko ikoną sceny — była kobietą, która przeszła przez swoją wewnętrzną ceremonię przemiany. Miała wtedy niespełna czterdzieści lat, u progu pełni swojego życiowego i artystycznego rozkwitu. Urodzona w październiku 1840 roku, na przełomie lat 1879 i 1880, w Warszawie, podczas jednego z przedstawień, otrzymała od widzów wieniec — symbol uznania, ale też cichego rytuału przejścia. Nie bukiet kwiatów a wieniec z opisanymi szarfami takimi jakimi się ozdabia groby zmarłych.
Jak wrócić z miejsca, które nas zmienia? _Przejście przez przestrzeń, której nie da się opisać_
Jeszcze niedawno niewielu potrafiło mówić o tym, co dzieje się między śmiercią a nowym życiem. Nie dlatego, że to doświadczenie nie istniało — ale dlatego, że brakowało języka, który umiałby je uchwycić.
Dziś coraz więcej ludzi wraca z „tamtej strony” — z miejsca liminalnego, zawieszonego pomiędzy końcem a początkiem. Ich opowieści są niejednoznaczne: splot snu, duchowości i twardej rzeczywistości. Brzmią nieprawdopodobnie — ale niosą autentyczność, której nie da się zignorować.
Ten tekst nie jest próbą mistyfikacji. To zapis spotkań — rozmów, zdarzeń, świadectw.
Z Marysią, która po ceremonii ujrzała świat w nowym świetle. Z Olgą, której przedmiot przesiąkł pamięcią bólu i stał się symbolem przemiany. Z Oliwią, która po intensywnej terapii energetycznej utraciła siebie. Po „otwarciu trzeciego oka” przestała spać. Nie umiała wrócić do dawnej rzeczywistości.
Z Tomkiem — dzieckiem, które czuło więcej, niż potrafiło wyrazić.
I ze mną, Włodzimierzem — który dopiero po latach zrozumiał, że ten głos, tamta pamięć, tamten dar — to była część jego drogi. Potem po prostu Włodek.
Wszystko to wydarzyło się naprawdę.
A ja — który piszę te słowa — pamiętam również ten domek z dzieciństwa. Może był z drewna. Może z wyobraźni. Ale jego obraz był zawsze obecny: miejsce, które chroniło, w którym można było czuć. Cisza. Światło. Duchowa stacja pośrednia.
I właśnie tam, w tej ciszy dzieciństwa, pojawił się Kacper — przyjazny duszek z dobranocek, znany nam z dziecięcych lat, który nigdy nie straszył, a zawsze towarzyszył z ciepłem i spokojem. Nie był duchem grozy, demonem ani cieniem — był cichym towarzyszem, który wracał w snach, w obrazach, w kuchni między łykiem wody a gestem pamięci.
Kacper — jak wewnętrzny przewodnik łagodności. Jak przypomnienie, że nie trzeba mówić głośno, żeby zostać usłyszanym. Jak znak, że dusza wciąż chce być obecna — delikatnie, spokojnie, subtelnie.
Ja — i może także Ty — jesteśmy świadkami tych historii. Nie zawsze potrafimy je nazwać. Ale one istnieją. Pulsują w ciszy. Domagają się głosu. A ta książka jest właśnie tym głosem — zapisanym, żeby nie zniknąć.
Czy naprawdę to wszystko wydarzyło się naprawdę?
Tak — ale nie zawsze w świecie materialnym. Czasem w snach, czasem w półsłówkach, które mówiło dziecko, a czasem w drżeniu, którego nie rozumiałem. To była prawda — choć nie taka, jakiej uczą w szkole.Rozdział: 1
MOŻLIWE, ŻE TA KSIĄŻKA NIE BĘDZIE ŁATWĄ LEKTURĄ
Możliwe, że ta książka nie będzie wspaniałą lekturą dla wielu. Może nawet nieprzyjemną. Bo dotyka tematów, które bolą: śmierci, przemiany, duchowości, powrotu z miejsc, których nie da się opisać.
Dla niektórych będzie niezrozumiała. Dla innych — zbyt osobista. Ale być może dla kogoś stanie się lustrem, w którym zobaczy własny proces, własne Bardo, własne przejście.
Pracując z energiami, duchowością, z traumą i transformacją — przez lata zadawałem sobie pytania: jak wrócić z miejsca, które nas zmienia? Jak opowiedzieć o doświadczeniu, którego nie da się opisać?
A może to doświadczenie wcale nie chce być opisane? Może ma być tylko przeżyte?
CZY ISTNIEJE JĘZYK, KTÓRY POMIEŚCI TO, CO NIEWIDZIALNE?
Tak — to język opowieści. Nie ten racjonalny. Ten, który płynie spod skóry. Który nie dowodzi — lecz przywołuje. Nie opisuje — lecz dotyka.
Jako terapeuta, jako medium, jako ktoś, kto przez dekady towarzyszył innym w ich przejściach — wiem, że nie wszystko da się zamknąć w logiczne słowa. Czasem trzeba mówić pomiędzy wierszami. Czasem — przez opowieść.
Mam dziewięć książek za sobą. Nie jestem pisarzem z zawodu. Piszę, bo otrzymuje informacje z przestrzeni pisz, nie napisałeś to na czo czekasz.… Piszę, bo chcę zostawić ślad po tym co mi podpowiada przestrzeń.
Ta książka będzie reportażem. Ale nie tylko z wydarzeń zewnętrznych — również z wydarzeń wewnętrznych. To próba opisu przestrzeni, do której wchodzi się wtedy, gdy coś w nas umiera. I nie chodzi tu o fizyczną śmierć. Chodzi o moment, w którym tożsamość się kruszy. Życie się rozpada. A coś — nie wiadomo jeszcze co — próbuje się narodzić.
Ten moment nazywam przestrzenią liminalną.
Liminalność, Bardo i transcendencja iluzji — trzy języki tej samej przemiany
— LIMINALNOŚĆ — pojęcie z filozofii, antropologii i duchowości, opisujące stan „pomiędzy”, czyli zawieszenia między starym a nowym, między śmiercią a narodzinami. To moment wewnętrznego chaosu i potencjału, kiedy tożsamość się rozpada, a nowa jeszcze nie powstała.
— BARDO — pojęcie z buddyzmu tybetańskiego, które oznacza przestrzeń pomiędzy śmiercią a kolejnym życiem. To czas próby i transformacji, w którym dusza jeszcze nie ma nowej formy, ale już nie jest związana z dawnym światem.
— TRANSCENDENCJA ILUZJI — duchowy wymiar przemiany, oznaczający przekroczenie pozornych struktur rzeczywistości, fałszywych tożsamości i ego. To porzucenie przywiązań i wejście w pustkę, ciszę, w pełne otwarcie na prawdę, która jest poza słowami i umysłem.
Przestrzeń liminalna — w języku filozofii, antropologii i duchowości — to miejsce pomiędzy. To stan zawieszenia, przejścia, wewnętrznego rozdarcia, ale też wewnętrznej alchemii. Nie jest ani początkiem, ani końcem — to próg. To moment, w którym stara tożsamość już się rozpadła, a nowa jeszcze się nie narodziła. Człowiek — lub dusza — trwa w tym stanie jakby na krawędzi światów, pomiędzy utratą a możliwością odrodzenia.
W historii wielu kobiet ta przestrzeń miała wymiar głęboko cielesny i duchowy zarazem. To tam dokonywały się przemiany, inicjacje, przejścia. Jednak z biegiem dziejów została zbrukana przemocą, narzuconym systemem, wymazaniem, spaleniem pamięci i ciała. Przestrzeń między Krzywdą a Odrodzeniem — to właśnie liminalność. To miejsce, w którym historia zatrzymała się, ale nie zamilkła. Ona nadal pulsuje życiem, przemawia głosem tych, których nie wysłuchano. To żywa pamięć — nie po to, by się mścić, ale by przywrócić godność, głos i światło.
Duch tych kobiet nie przeszedł w spokoju — pozostał zawieszony między ogniem a światłem, między bólem a istnieniem. I to właśnie tam — w tej bolesnej, ale świętej szczelinie — rodzi się nowe imię. Imię, którego świat wcześniej nie umiał wypowiedzieć.
Victor Turner, brytyjski antropolog kultury, opisał liminalność jako stan przejściowy w rytuałach transformacji. W jego ujęciu to moment zawieszenia, w którym jednostka traci dawną tożsamość, ale jeszcze nie przyjęła nowej. Turner badał rytuały przejścia w społecznościach tradycyjnych, pokazując, że liminalność to czas chaosu, ale też potencjału — przestrzeń, w której może narodzić się coś nowego.
Bardo — w buddyzmie tybetańskim — to przestrzeń pomiędzy śmiercią a ponownym narodzeniem. To stan, w którym dusza nie ma jeszcze nowej formy, ale już nie należy do starej rzeczywistości. To czas głębokiej duchowej próby, ale też możliwości transformacji.
Liminalność i Bardo to dwa języki tej samej przemiany. Jeden wywodzi się z antropologii i chrześcijańskiej symboliki, drugi z duchowości Wschodu. Ale oba opisują ten sam moment: Rozpad. Cisza. Próg. To miejsce, w którym nie jesteśmy już tym, kim byliśmy — ale jeszcze nie wiemy, kim się stajemy.
Transcendencja iluzji — to trzeci wymiar tej przemiany. To pojęcie odnoszące się do duchowego i egzystencjalnego procesu przekraczania pozornych struktur rzeczywistości. Iluzje te przybierają formę przywiązań, lęków, fałszywych tożsamości i społecznych narracji, które budują nasze ego.
W TRADYCJACH DUCHOWYCH:
— Buddyzm rozumie transcendencję jako wyzwolenie od cierpienia (_dukkha_), które wynika z przywiązania do form i pragnień.
Osiągnięcie pustki (_śunjata_) prowadzi do stanu nirwany — całkowitego wygaszenia iluzji „ja”.
— Filozofia zachodnia (np. u Kanta) odróżnia to, co „transcendentne” — czyli niemożliwe do poznania — od tego, co „transcendentalne”, czyli warunkującego poznanie. Transcendencja w tym ujęciu to kontakt z tym, co niepoznawalne, ale istniejące jako idea.
— Mistycyzm opisuje transcendencję jako doświadczenie zjednoczenia z Jednią, Absolutem lub Bogiem — przekroczenie form, słów i myśli, by dotrzeć do czystej obecności.
W kontekście tej książki — w jej reporterskiej formie — transcendencja iluzji to akt świadomego porzucenia konstruktu ego, wejście w przestrzeń ciszy, pustki i nieokreśloności. To narodziny nowego spojrzenia, które nie potrzebuje definicji, ponieważ płynie z głębi doświadczenia. Nie z umysłu — lecz z przeżytej prawdy.
Ale skąd wiadomo, że to prawda?
Bo kiedy już wrócisz — nie możesz patrzeć tak samo. Twoje oczy nie kłamią. Twoja pamięć już wie. Nawet jeśli słowa milczą.
Czy cisza nie jest najuczciwszą odpowiedzią?
_(SZERZEJ O POJĘCIACH LIMINALNOŚCI, BARDO I TRANSCENDENCJI ILUZJI — W CZĘŚCI KOŃCOWEJ KSIĄŻKI, W FORMIE PRZYPISÓW KOŃCOWYCH.)_Rozdział: 2
PRZESTRZEŃ SUBTELNEJ ENERGII, KTÓRA NIE ZAPOMNIAŁA
Dawno temu, choć nie aż tak bardzo jak się wydaje, kobiety przechodziły przemiany w ciszy. Nie tylko one.
Nikt nie opisywał ich przejść, nie dokumentował stanów, przez które przechodziły ich dusze.
Przestrzeń pomiędzy — liminalność — nie miała jeszcze nazwy, ale była obecna.
W ich losach. W ciałach. W snach.
To nie była choroba.
To była przemiana.
Ale wcześniej… wydarzyło się coś, o czym dziś mówi się mało.
Być może z zażenowaniem. Może ze wstydem.
A może dlatego, że nikt nie potrafił zrozumieć, co się wtedy wydarzyło.
Wydarzenie, które nie ma imienia
Dawno temu, choć nie aż tak bardzo jak się wydaje, niektóre osoby z zwłaszcza kobiety przechodziły przemiany w ciszy. Nikt nie opisywał tych przejść, nie dokumentował stanów, przez które przechodziły ich dusze. Przestrzeń pomiędzy — liminalność — nie miała jeszcze nazwy, ale była obecna w historiach wielu z nich.
Jedną z takich postaci była Helena Modrzejewska.
Choć znana jako wielka aktorka, Modrzejewska nie była tylko ikoną sceny — była kobietą, która przeszła przez swoją wewnętrzną ceremonię przemiany. Miała wtedy niespełna czterdzieści lat, u progu pełni swojego życiowego i artystycznego rozkwitu. Urodzona w październiku 1840 roku, na przełomie lat 1879 i 1880, w Warszawie, podczas jednego z przedstawień, otrzymała od widzów wieniec — symbol uznania, ale też cichego rytuału przejścia. Nie bukiet kwiatów a wieniec z opisanymi szarfami takimi jakimi się ozdabia groby zmarłych.
więcej..