- W empik go
Jak wykurzyć Kikimorę? - ebook
Jak wykurzyć Kikimorę? - ebook
W domu Antka nie dzieje się dobrze. Mama wciąż kłóci się z babcią, Wojtuś dużo płacze, a z kurnika codziennie znikają kolejne kury... Dowiedziawszy się od ukrywającego się w owym kurniku ubożęcia, że sprawczynią tych wszystkich kłopotów jest kikimora, chłopiec postanawia zrobić wszystko, by pozbyć się stwora z domu.
„Jak wykurzyć kikimorę?” to bajka o relacjach w rodzinie, sile przyjaźni oraz o tym, dlaczego nie należy oceniać innych po pozorach. Historię dzielnego Antka ubarwiają dodatkowo elementy słowiańskich wierzeń.
Natalia Hermansa
korektorka, Team Leader Działu Kreatywnego jednej z wrocławskich uczelni oraz członkini dwóch grup literackich: Piórem Czarownic i Ailes. Autorka książki dla dzieci „Popa, jeż i drogocenna dynia” oraz kilku opowiadań opublikowanych w antologiach i almanachach. Prywatnie mama dwóch dziewczynek.
Maria Chudziak
absolwentka animacji na Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi. Interesuje się rysunkiem, malarstwem oraz wszystkim, co ze sztuką związane, ale także tworzeniem własnych historii. Członkini grupy literackiej „Piórem Czarownic”.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8166-317-5 |
Rozmiar pliku: | 15 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Najnowsze stały tuż przy koszu, w którym następnego ranka miały zostać zaniesione na targ.
– Zasłaniasz mi światło – powiedziała mama, a chłopiec cofnął się spłoszony.
Mama była tego dnia w bardzo złym nastroju. Niewiele spała, bo Wojtuś płakał przez prawie całą noc, a rano udało jej się sprzedać tylko dwa talerzyki oraz kilka haftowanych serwetek. W dodatku znowu pokłóciła się z babcią.
– Idź się pobawić – dodała i zacisnęła usta w cienką kreskę.
Antek zwiesił głowę, ale nie zdążył zrobić nawet kroku, bo ze stojącej pod ścianą kołyski dobiegł nagle głośny płacz.
– No nie! – jęknęła mama, a misa wyślizgnęła jej się z rąk i roztrzaskała o drewnianą podłogę.
– Co tam się znowu dzieje? – Babcia wyjrzała z kuchni, ale widząc mamę miotającą się pomiędzy łupinami misy a kolebką z płaczącym Wojtusiem, szybko się wycofała.
Nie wiedząc, co robić, Antek też czmychnął do malutkiej kuchni, która stanowiła drugie z dwóch pomieszczeń składających się na ich niewielką drewnianą chatkę na skraju lasu.
Mieszkali biednie, a odkąd zabrakło taty, było jeszcze gorzej. Choć wcześniej też nie żyli w bogactwie, to kiedyś było przynajmniej weselej, a mama często się uśmiechała. Tata pracował jako drwal i zawsze wystarczało im na życie – teraz mama Antka musiała radzić sobie sama. Co prawda babcia pomagała jej, jak mogła, i nawet haftowała, by można było zarobić więcej pieniędzy, ale z dwójką małych dzieci nic nie było łatwe. Zwłaszcza kiedy jedno z tych dzieci prawie wcale nie spało.
– To przez tę kikimorę – mruknęła babcia, szorując blat starego stołu.
– Przez co? – zdziwił się Antek.
– Nie słuchaj babci! – Usłyszał za sobą zdenerwowany głos mamy. – A ty, zamiast opowiadać mu głupstwa, lepiej byś mi pomogła! – zwróciła się niegrzecznie do staruszki, nie przerywając kołysania małego synka.
– To nie głupstwa – oburzyła się babcia. – Sama słyszałam furkot jej wrzeciona! To ona budzi Wojtka.
– Antek, skocz jeszcze sypnąć kurom ziarna – westchnęła mama. – A policz je dobrze, czy nam znowu jakaś nie zginęła!
Chłopiec prędko chwycił pojemnik z ziarnem i wybiegł z chatki. Wiedział, że mama i babcia zaraz znów zaczną się kłócić.
***
Na dworze powoli robiło się ciemno, tylko tuż nad koronami drzew niebo miało jeszcze lekko różową barwę. Antek przystanął na kamiennych schodkach i popatrzył na las, w którego gęstwinie panowała już zupełna ciemność.
– Skończ z tymi bzdurami, mamo! Po co go straszysz? Jedno nieprzesypiające nocy dziecko mi wystarczy! Chcesz, żeby Antek też nie mógł spać?
Przez uchylone okno chłopiec nadal dobrze słyszał podniesiony głos zdenerwowanej mamy. Westchnął cicho, zeskoczył ze schodków i pobiegł do kurnika. Cienka, połatana koszula nie chroniła go wystarczająco przed wieczornym chłodem, więc chciał jak najszybciej nakarmić kury i wrócić do domu.
Kiedy wpadł do kurnika, ptaki trochę się przestraszyły i gdacząc, zatrzepotały skrzydłami, co sprawiło, że w powietrze uniosła się chmura pyłu i pierza. W niewielkiej, skleconej kiedyś przez tatę budce było tylko odrobinę cieplej niż na zewnątrz. Antek sypnął na ziemię kilka garści ziarna, a kiedy ptaki zajęły się jego wydziobywaniem, szybko je przeliczył.
Znów jednego brakowało. Chłopiec usiadł na grzędzie i podparł brodę brudnymi rączkami. Mama znowu będzie płakać – to już czwarta kura w ciągu ostatnich trzech tygodni.
– Dopóki się jej nie pozbędziecie, nadal będzie wam ubywać kur – odezwał się cichutki, piskliwy głosik.
Przestraszony Antek zerwał się na równe nogi.
– Kto tu jest? – zawołał, rozglądając się dookoła. Nie zobaczył jednak niczego poza bijącymi się o ziarno kurami.
– Ja. I wcale mi się nie podoba to, że tu jestem – ponownie zabrzmiał głos. – Wolałbym wrócić na moje miejsce. Za piecem. Tam przynajmniej było ciepło.
Antek zmarszczył brwi, dostrzegając w końcu maleńkiego, brodatego człowieczka, opierającego się o bieloną ścianę kurnika. Przykucnął, by przyjrzeć mu się dokładniej. Ludzik miał na sobie szarawe, lekko przybrudzone spodenki i zieloną koszulkę, a jego głowę zdobił kapelusz przypominający zwinięty liść dębu.
– Jestem Węgielek. – Mały nieznajomy uśmiechnął się szeroko, ukazując zaskakująco równe, białe zęby. – Ty nie musisz się przedstawiać. Masz na imię Antek, a to małe, co śpi w kołysce pod ścianą, to Wojtuś. Wystarczająco długo mieszkałem za piecem w twoim domu, by poznać wasze imiona.
Antek patrzył na Węgielka ze zdumieniem i zastanawiał się, o co spytać najpierw. Miał mętlik w głowie, ale dziwaczny stworek sam, niepytany, z ochotą mówił dalej.
– Widzisz, jestem ubożęciem – wyjaśnił. – A my, ubożęta, mamy proste upodobania: lubimy ciepło i nie lubimy kikimor. Dlatego musiałem się wynieść, kiedy tylko się u was pojawiła. Tu też nie jest niestety spokojnie, bo co parę dni przyłazi po kolejną kurę. Ale to i tak lepsze niż codzienne wysłuchiwanie tego jej kołowrotka...