Jak zabijają Rosjanie - ebook
Jak zabijają Rosjanie - ebook
Mokra robota zawsze stanowiła nieodłączny element sprawowania władzy w Rosji. To dlatego oczkiem w głowie kolejnych włodarzy Kremla i Łubianki były laboratoria, w których wymyślano coraz to nowe narzędzia zbrodni.
Kurara i inne naturalne toksyny, środki radioaktywne, naszpikowane trucizną przedmioty, dioksyny, których nie da się wykryć w organizmie ofiary, czy specjalnie szkoleni agenci, których zadaniem jest upozorowanie samobójstwa – wszystko to ma skutecznie oczyścić świat ze zdrajców i wrogów Moskwy.
Putin i jego służby chcą być godnymi kontynuatorami tradycji NKWD i KGB. Zachodni wywiad uważnie przygląda się wszelkim przypadkom zgonów krytyków Putina. Napromieniowanie, otrucie, atak serca, próba ulicznej egzekucji – życie rosyjskich emigrantów nie należy do bezpiecznych.
Grzegorz Kuczyński, specjalista od zagadnień związanych z ZSRR i Rosją, opisuje tajne metody, jakimi od lat posługują się rosyjskie służby, których macki sięgają daleko poza granice kraju. Grzegorz Kuczyński (ur. 1975) ? analityk i dziennikarz specjalizujący się w zagadnieniach związanych z Rosją i byłym Związkiem Sowieckim. Absolwent historii (Uniwersytet w Białymstoku) i specjalistycznych studiów wschodnich (Uniwersytet Warszawski). Wykładowca w Studium Europy Wschodniej UW. Autor publikacji naukowych i artykułów prasowych. Laureat nagrody studentów dziennikarstwa w plebiscycie MediaTory 2014. Miłośnik literatury fantasy, relaksuje się, oglądając amerykańskie seriale.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7700-247-6 |
Rozmiar pliku: | 1,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Na grzyby nie przyszliśmy. Może tutaj? – szatyn przystanął przy młodej sośnie. To on prowadził na smyczy zwierzę.
– Oj, jaki niecierpliwy. A mnie się tutaj podoba. Ptaszki śpiewają, pachnie ładnie. Nie to co w tym waszym Berlinie – okularnik był tu chyba najważniejszy. Niby coś tam zrzędził pod nosem, ale tak naprawdę też już nie chciało mu się dalej maszerować. Od szlabanu na leśnej drodze, gdzie zostawili samochód, kierowcę i żołnierza przydzielonego im w Karlshorst, szli już ponad kwadrans. Z lewej strony, za rzadkim szpalerem drzew, widać było taflę jeziora Müggel.
– No dobrze. Towarzyszu, przywiążcie pieska do drzewka. Chyba was nie lubi – zarechotał okularnik.
– Uważaj, Siergiej, bo może on i nieładny, ale zęby to pewnie ma ostre – blondyn odezwał się chyba po raz pierwszy, od kiedy wysiedli z samochodu. Zanim wyjechali ze specjalnego ośrodka KGB w Karlshorst, okularnik – przyleciał wczoraj z Moskwy – dał blondynowi tabletkę i dopilnował, żeby ten ją połknął i popił wodą. – A najlepiej to wstrzymajcie na chwilę oddech, kiedy będziecie to robić. Grunt, żeby tego nie wdychać.
Jechali około kwadransa na południowy wschód. Niedaleko Berlina, ale teren mocno zalesiony. Cała trójka w cywilnych ubraniach, choć każdy z nich miał oficerski stopień, co prawda tylko Siergiej oficjalnie. Kierowca i przydzielony dla ochrony żołnierz byli w mundurach. Ciemnozielonych, ale niebieskie spodnie i otoki. Cóż, nazwy się ostatnio zmieniały, a i tak wiadomo, z kim sprawa. Komitet Bezpieczeństwa Państwowego – skrót KGB – oficjalnie istniał dopiero od pół roku. Większość oficerów i tak pamiętała jeszcze NKWD.
– Zabiliście już kogoś, towarzyszu? Ale tak własnym rękami? – zaciekawił się gość z Moskwy, choć doskonale znał zawartość teczki blondyna. – No a my tu mamy dla was coś takiego, że sobie krwią rąk nie ubrudzicie. Jak to mówią, załatwić sprawę w białych rękawiczkach – znów nieprzyjemnie się zaśmiał. Z teczki wyjął coś, co przypominało kształtem cygaro lub wieczne pióro, tylko było z trzy razy dłuższe. – Trochę nad tym popracowaliśmy – nie musiał dodawać, kto i gdzie. Blondyn i Siergiej wiedzieli, że mówi o budzącym grozę, tajemniczym laboratorium w Moskwie.
– Do dzieła, Bohdan – wtrącił się Siergiej. Wraz z okularnikiem odeszli kilkanaście metrów. Blondyn pochylił się nad psem.
Kupili tego wyrośniętego szczeniaka wczoraj od jakiejś kobiety na targu. Powiedziała nawet, jak się wabi, ale nie zapamiętali. Bo i po co? Siergiej żartował, że to pewnie potomek jakiegoś esesmańskiego wilczura – widział takiego w czterdziestym piątym, gdy jako młody krasnoarmiejec zdobywał niemieckie miasta i wsie.
Teraz kundel przyjaźnie merdał ogonem, zachwycony nowymi właścicielami. Bohdan pogłaskał go lewą ręką po łbie, w prawej trzymał to coś. Psiak polizał go po dłoni. Tej lewej. Prawą Bohdan zbliżył do pyska zwierzęcia i nacisnął spust. Lekkiemu klaśnięciu towarzyszyło pojawienie się niedużej mgiełki, która otuliła psi łeb. Mężczyzna szybko wstał i odszedł w stronę towarzyszy. Nie zrobił pięciu kroków, gdy zwierzę wydało krótki skowyt i upadło. Konało jeszcze przez prawie trzy minuty – okularnik spoglądał na zegarek z sekundnikiem. W końcu znieruchomiało. Podeszli.
– Bardzo dobrze – gość z Moskwy trącił nogą martwego psa. – A teraz, towarzyszu, pakujcie – podał Siergiejowi wyjęty z teczki worek.
– Co? Zdziwieni? Przecież musimy go teraz pokroić i przebadać – rzucił, po czym ruszył w stronę jeziora. Skinął głową na Bohdana. To, co miał do powiedzenia, niekoniecznie musiał usłyszeć ich towarzysz.
– Nie martw się. Na człowieka działa dużo szybciej – najdłużej półtorej minuty.Zdrajcy zawsze źle kończą – powiedział swego czasu Władimir Putin. Było tam coś jeszcze o zdychaniu pod płotem. Prezydent Rosji komentował wpadkę siatki agentów wywiadu, tzw. nielegałów, w Stanach Zjednoczonych. Uwagę mediów przykuwała uroda „rosyjskiej Maty Hari” Anny Chapman, mniej mówiło się o przyczynie klęski Służby Wywiadu Zagranicznego. Siatkę agentów wydać miał oficer rosyjski, który zbiegł na Zachód. To jego miał na myśli wściekły Putin. Czy kiedykolwiek spełni się jego złowroga obietnica, nie wiadomo. Ale można być pewnym, że zbieg do końca życia będzie musiał obawiać się nasłanych z Moskwy agentów. Rosyjskie służby specjalne nie dość, że mają długą pamięć i mnóstwo cierpliwości, to dysponują przy tym doświadczeniem oraz arsenałem narzędzi i metod, które czynią z nich jedną z najlepiej wyspecjalizowanych w likwidacji „zdrajców” służb na świecie.
Radioaktywny pierwiastek i egzotyczna roślina. Czekan i pistolet. „Bułgarski parasol” i zwyczajny trotyl. Wachlarz narzędzi zbrodni iście imponujący. Podobnie jak lista ofiar i geograficzny zasięg zabójstw. Przez blisko sto lat służby sowieckie, a potem rosyjskie, zapisały na swoim koncie wiele spektakularnych zamachów przeprowadzanych na terytoriach innych państw. Były na tej liście brutalne mordy, jak roztrzaskanie czekanem czaszki Trockiego, ale też bardziej subtelne skrytobójstwa, jak otrucie Litwinienki. Często stosowaną metodą było i jest upozorowanie samobójstwa. To się nie zmieniło na przestrzeni wieku – bo uparte ściganie i mściwe mordowanie wrogów nawet daleko poza granicami Rosji jest jedną z cech moskiewskiego państwa. Świadomie używam przymiotnika „moskiewskie”, bo pewne rzeczy tam się nigdy nie zmieniają, czy jest to Cesarstwo Rosyjskie, Związek Sowiecki, czy Federacja Rosyjska. Dlatego zaangażowanie Kremla, mniej lub bardziej widoczne, w zabójstwa dokonywane poza granicami państwa nie jest ani niczym nowym, ani zaskakującym. A ile zagadkowych zgonów, zawałów serca, nieszczęśliwych wypadków i samobójstw było w rzeczywistości dziełem wywiadu sowieckiego, a potem rosyjskiego, nie dowiemy się, dopóki nie zostaną otwarte przepastne archiwa Łubianki.
Putin i jego służby chcą być godnymi kontynuatorami tradycji NKWD i KGB. Zachodnie służby uważnie przyglądają się wszelkim przypadkom zgonów krytyków Putina. Dotyczy to szczególnie Wielkiej Brytanii. Tutaj skupiła się polityczna emigracja rosyjska. Napromieniowanie, otrucie, atak serca, śmierć podczas joggingu, próba ulicznej egzekucji – życie rosyjskich emigrantów na Wyspach nie należy do bezpiecznych. W listopadzie 2006 zmarł były oficer FSB Aleksander Litwinienko, który został śmiertelnie napromieniowany po wypiciu herbaty naszpikowanej radioaktywnym polonem-210 podczas spotkania z kilkoma Rosjanami w centrum Londynu. W listopadzie 2007 Oleg Gordijewski, były pułkownik KGB, podwójny agent MI6, który w lipcu 1985 zbiegł do Wielkiej Brytanii, ogłosił, że został otruty. Gordijewski – za zasługi dla Królestwa odznaczony przez Elżbietę II – został zabrany karetką i w szpitalu spędził 34 godziny. Później twierdził, że został otruty talem. Borys Bieriezowski, oligarcha, uciekinier z Rosji, zmarł w swoim domu w marcu 2013 roku. Na pierwszy rzut oka było to samobójstwo, ale okoliczności były na tyle zagadkowe, że koroner nie podjął się przesądzić, czy brały w tym udział osoby trzecie. W lutym 2008 w swej rezydencji w Surrey zmarł Badri Patarkaciszwili, gruziński miliarder i partner biznesowy Bieriezowskiego. Oficjalnie uznano, że to był atak serca. Rezydencję sprawdzono jednak pod kątem obecności radiacji. Jeszcze dziwniej wygląda śmierć Aleksandra Pieriepilicznego w listopadzie 2012 roku. Ten 44-letni bankowiec, który ujawnił korupcyjne interesy Kremla, nagle upadł podczas joggingu. Oficjalnie: atak serca. Tyle że w jego organizmie wykryto ślad niezwykle rzadkiej, silnie trującej rośliny. Gareth Williams zajmował się w brytyjskim wywiadzie MI6 powiązaniami przedstawicieli rosyjskich władz z międzynarodowym handlem narkotykami. W sierpniu 2010 znaleziono jego nagie zwłoki zapakowane do walizki w mieszkaniu operacyjnym wywiadu. Śledztwo nie przesądziło, czy było to morderstwo. Były oficer wywiadu sowieckiego Borys Karpiczkow nie ma jednak wątpliwości, że Williamsa zamordowali Rosjanie.
Nie we wszystkich tych przypadkach – jak też innych, o których mowa w książce – ustalono ani tym bardziej udowodniono przed sądem, że zabójców nasłało rosyjskie państwo. Ale wszystkie ofiary łączą dwie rzeczy. Po pierwsze, wszyscy oni byli uważani przez Kreml i Łubiankę za bardzo niebezpiecznych wrogów. Po drugie, wszyscy zostali zamordowani lub zmarli w okolicznościach na tyle niejasnych, że z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć zabójstwo.
W pierwszej części książki przypominam kilka historii zamachów na życie znanych krytyków i przeciwników władz w Moskwie. Chciałem pokazać, jak różne były ofiary, jak różniły się okoliczności ich zabójstw, w jaki sposób – to jest szczególnie interesujące – reagowały na to organy ścigania w danym kraju, jakie oficjalne stanowisko zajmował Kreml, a jakie dezinformacyjne działania podejmowały media i służby. Dlatego mamy tu i współzałożyciela sowieckiego państwa – Lwa Trockiego, i lidera ukraińskich nacjonalistów, i byłego hitlerowskiego kolaboranta – Stepana Banderę. Jest bułgarski dysydent Georgi Markow – jego sprawa rzuca światło na to, jak Łubianka wspomagała wywiady satelickich państw – i islamski radykał Zelimchan Jandarbijew. I kilka postaci, które schroniły się w Wielkiej Brytanii, z Litwinienką na czele. Druga część książki omawia kilka głośnych przypadków nieudanych zamachów przeprowadzonych przez wywiad sowiecki i rosyjski lub na jego zlecenie oraz traktuje o przemyśle zbrodni: laboratoriach, gdzie pracowano i wciąż pracuje się nad truciznami. Jest wreszcie rozdział poświęcony skrytobójstwu na terytorium obcego państwa jako narzędziu polityki państwa sowieckiego i rosyjskiego.
Ta książka nie jest naukową publikacją. Ma w przystępny sposób pokazać czytelnikowi mroczną stronę współczesnego państwa rosyjskiego, a dokładniej polityki jego władz od momentu, gdy na Kremlu pojawił się Władimir Putin – były oficer wywiadu KGB, jak się okazało, entuzjasta sięgania po pewne metody i środki, charakterystyczne dla czasów sowieckich. Stąd tak długi zakres chronologiczny, niemalże sto lat. Pisząc tę książkę, korzystałem z wielu publikacji, przede wszystkim zagranicznych autorów. Niektórzy z nich, jak Wołodarski czy Mitrochin, po których prace sięgałem najczęściej, to byli oficerowie sowieckich służb. Jeśli chodzi o historie z ostatnich kilkunastu lat, skorzystałem nie tylko z literatury, artykułów prasowych i analiz ośrodków analitycznych, ale też oficjalnych dokumentów, jak choćby raportu na temat okoliczności śmierci Litwinienki.
Wywiad współczesnego państwa rosyjskiego posługuje się truciznami i innymi narzędziami zbrodni nie do likwidacji ideologicznych wrogów, jak robili to poprzednicy, NKWD i KGB, ale krytyków reżimu Putina. Jedyną rzeczą łączącą wszystkich tych ludzi jest to, że stwarzają zagrożenie dla władz. Lub przynajmniej władzom wydaje się, że tak jest. Jest to książka nie tylko o mordach, sposobie ich dokonania, o ofiarach i zabójcach. To zarazem obraz – ten mniej znany, skrywany – współczesnej Rosji oraz jej jeszcze bardziej przerażających wcześniejszych form, szczególnie tej stalinowskiej. Praktyka mordowania w imieniu państwa na obcej ziemi ludzi uznanych za wrogów ludu jest jedną z cech wspólnych państwa Putina i państwa Stalina. Tak dużo mówi się i pisze o podobieństwach tych dwóch przywódców i budowanych przez nich systemów rządów – trudno o lepszy dowód. „Może uda ci się uciszyć jednego człowieka. Ale okrzyk protestu całego świata będzie rozbrzmiewał w twoich uszach, panie Putin, do końca twojego życia” – brzmi fragment oświadczenia Litwinienki dla dziennikarzy zebranych przed szpitalem odczytany tuż po śmierci Rosjanina. Okrzyk ten nie okazał się wystarczająco mocny. Mокрыe делa (mokra robota) wciąż cieszy się na Łubiance popularnością.
Grzegorz Kuczyński
Rozdział V Aleksandr Litwinienko Promieniotwórcza herbata
Polon – silnie radioaktywny pierwiastek chemiczny o liczbie atomowej 84. Ma trzydzieści trzy izotopy. Najtrwalszym naturalnie występującym izotopem jest polon-210 o okresie połowicznego rozpadu wynoszącym 138 dni. Wprowadzony do organizmu jest silnie toksyczny. Emitowane cząstki alfa z łatwością niszczą strukturę tkanek ludzkiego organizmu, jeśli tylko dostanie się on tam poprzez inhalację, połknięcie lub absorpcję. Polon nie przenika przez skórę, toteż znajdując się na zewnątrz ciała, nie stanowi tak wielkiego zagrożenia. Wikipedia
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.