Jak zabiłam swojego raka - ebook
Jak zabiłam swojego raka - ebook
To historia fotografki gwiazd Ani Szubert, która wygrała wojnę z chłoniakiem, a walkę tę dokumentowała bez żadnej cenzury w mediach społecznościowych. Była nazywana"najradośniejszą pacjentką onkologii". To jednak tylko jedna strona medalu, jej historia - duchowej przemiany i wygranej walki z rakiem - ma też wiele smutnych wątków, o których zdecydowała się opowiedzieć Piotrowi Mieśnikowi (autorowi książki "Wyznania hieny. Jak to się robi w brukowcu"). Ania zwierzyła mu się m.in. z tego, że rak tak naprawdę był czymś... najlepszym, co przydarzyło jej się w życiu. Była uzależniona od morfiny i leków przeciwbólowych. Mężczyźni w jej życiu często mieli na nią gorszy wpływ niż śmiertelna choroba. Seks w chorobie nowotworowej ma szczególny smak. Wielu hejterów życzyło jej śmierci, gdy walczyła z chłoniakiem. Ta książka ma charakter uniwersalnej opowieści o nieszczęściu, walce i zwycięstwie.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-946058-1-0 |
Rozmiar pliku: | 11 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
------------------------------------------------------------------------
Jak duży jest?
Ma jedenaście centymetrów.
Mówiłaś, że go zabiłaś…
To prawda.
Więc?
On cały czas jest we mnie. Zwapniały. Ale jest.
Jak długo tam jeszcze będzie?
Zawsze.
Na zawsze?
Tak. Aż do śmierci.
Nazywasz go jakoś, mówisz do niego?
Nie.
Niektórzy syczą: „zniszczę cię, ty skurwysynu”. To daje im siłę.
Akurat jego nigdy tak nie nazwałam. Traktuję go po prostu jak wroga.
Skoro nie nazwałaś tak raka, to kogo?
To było, gdy leżałam na onkologii i jeden jedyny raz zwróciłam się do Boga.
I co mu powiedziałaś? Modliłaś się, błagałaś o zdrowie?
Nie. Powiedziałam mu, że jeżeli w ogóle jest, to właśnie on jest największym skurwysynem.
* * *II W GARDEROBIE PRZED WALKĄ ŻYCIA
Proszę – mówi. – Opowiedz mi moje życie.
Powiedz mi, jak się tu znalazłyśmy.
Chuck Palahniuk, Niewidzialne potwory
Liczne wywiady, tony autografów, wizyty w zakładach pracy. No dobra, tam jeszcze cię nie było, ale telewizje śniadaniowe odhaczyłaś już chyba wszystkie. O twojej walce ze śmiertelną chorobą zrobiło się naprawdę głośno.
No ale nie zapominaj też o tych dużo poważniejszych rzeczach niż tylko uśmiechanie się w błysku fleszy i świetle kamer. Zostałam przecież twarzą kampanii „Pokonać raka”, brałam udział w seminariach i wykładach o zdrowiu i profilaktyce nowotworów, ale nie myśl, że ja tylko lubię i umiem dużo gadać. Za tymi wszystkimi słowami i pięknymi zdaniami idzie w parze również działanie. Jeszcze zanim przez myśl mi kiedykolwiek w ogóle przeszło, że mogłabym być chora, i to poważnie – udzielałam się dosyć mocno charytatywnie. A niedawno, już po wygranej walce z nowotworem, robiłam choćby zdjęcia do sportowego kalendarza, z którego sprzedaży pieniądze trafiły do znanej w całej Polsce fundacji „Rak’n’Roll”.
Kojarzę tę kampanię, o której mówisz nieskromnie, że zostałaś jej twarzą. Z tego, co pamiętam, a to akurat pamiętam dobrze, na plakacie było dużo więcej niż tylko twoja twarz. Długie nogi na kilkunastocentymetrowych szpilach, burza włosów, kuszące duże usta. Pomyślałem sobie wtedy: „Cholera, co taka żyleta może mieć wspólnego z rakiem!?”.
No widzisz, a tylko fotograf, który robił tę sesję, wie, że dla mnie była ona chyba najtrudniejszą w życiu.
Dlaczego?
Nie miałam kompletnie siły. Ciągle się przewracałam. Naprawdę się bałam, że się tam połamię. Po kolejnych sesjach chemio- i radioterapii byłam już tak skrajnie wykończona, że nie miałam siły nawet stać, o chodzeniu w ogóle nie wspominając. A jak sam przecież zauważyłeś, w trakcie tej sesji nosiłam szpile, zresztą megafajne i bardzo seksowne, ale też cholernie wysokie. Zdrowa dziewczyna miałaby problem, żeby się na nich utrzymać.
Zanim jednak wzięłaś udział w tej kampanii, zanim Polacy dowiedzieli się o twojej wygranej walce z chorobą, wiodłaś diametralnie inne życie. Skąd w ogóle pojawiłaś się w Warszawce?
Jestem pyrą.
No to chyba super-pyrą, znając ze zdjęć twoją zajawkę na wszystkich tych superbohaterów i Star Warsy. Zresztą sama chyba w jednym ze wpisów określałaś się mianem He-Mana nakręconego do walki, gdy wszystko szło po twojej myśli.
No, może być (śmiech). A tak już na poważnie, to pochodzę z Leszna Wielkopolskiego, gdzie tak jak w całej Wielkopolsce na ziemniaki mówimy po prostu pyry.
Szybki research w Google’u i… mam. Jakieś sześćdziesiąt pięć tysięcy mieszkańców, bez szału i szczególnych atrakcji. Jak wyglądało twoje życie w takim małym mieście, zanim kilka lat temu zaczęłaś przebojem wdzierać się na stołeczne celebryckie salony?
Między Lesznem a Warszawą jeszcze trochę się działo, a właściwie, jak sięgnę mocniej pamięcią, to nie trochę, a naprawdę bardzo dużo. Bo był niezwykle ważny w moim życiu osobistym Poznań, był przełomowy zawodowo Kraków, no i był wreszcie Sopot, który tak naprawdę wywrócił wszystko, co było przed nim, do góry nogami.
* * *
Nasze przyjście na świat czyni z naszych rodziców Boga.
Zawdzięczamy im nasze życie, a oni mają nad nami władzę.
A potem dojrzewanie robi z nas Szatana,
bo chcemy czegoś więcej.
Chuck Palahniuk, Niewidzialne potwory
* * *
Ok, zróbmy choć jedną rzecz tak, jak należy. I zacznijmy od samego początku. Jak wyglądał twój rodzinny dom? Rodzice byli raczej z tych ostrych i wymagających, czy tych wyluzowanych i przyjacielskich?