Jak zostałem Prezesem - ebook
Jak zostałem Prezesem - ebook
Kulisy „Ucha Prezesa”, opowiedziane przez twórcę tego najpopularniejszego polskiego serialu internetowego, który obejrzały miliony ludzi, a kwestia, czy Adrian wejdzie, czy nie wejdzie do gabinetu Prezesa, tygodniami rozgrzewała ciekawość publiczności. A polski rząd (ten prawdziwy!) na konferencji prasowej „zajął stanowisko” w sprawie tego programu kabaretowego. Z pełną powagą…
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66219-18-2 |
Rozmiar pliku: | 4,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Trwa casting do filmu „Tytan”. W środku niesławny prezes Polskiej Fundacji Narodowej (nazwisko nieważne, u nas grał go Mariusz Kilian), za nim koszykarz Cezary Trybański. To on ma zagrać Prezesa. Bo ma ku temu warunki: jest jego wzrostu, uprawia sport, jest młody, ma prezencję. Sobowtór.
Mariusz chce z Prezesa zrobić Piłsudskiego. Ale samo to, że się ma wąsy jak on, albo że się leży obok niego, to za mało.
Bogowie. Bóg Wojny i Bóg Prowincji. Mariusz czasem rozstawał się ze swoim brązowo-błyszczącym garniturem, szczególnie gdy został ministrem obrony narodowej. Wtedy pokochał mundur licząc na to, że jego pokochają kobiety. Prezes był wierny swojemu czarnemu zestawowi, który zdejmował dopiero idąc spać.
Terlecki i Mazurek czyli Wiktor Zborowski i Agnieszka Wosińska. LGBT to pestka. Para nie musi być jednopłciowa, żeby było dziwnie.
Cel – dobro Polski. Kiedyś w trakcie debaty wyborczej Donald Tusk przytoczył historię, jak to w latach dziewięćdziesiątych prezes nosił przy sobie pistolecik, którym postraszył ludzi w windzie. Dlatego nasz serialowy Prezes miał zawsze broń w szufladzie. Obok leżały pisemka pornograficzne, bo jak twierdził Mariusz, który je tam podrzucił Naczelnikowi, można żyć bez kobiety, ale bez przesady.Co ci się podoba w Jarosławie Kaczyńskim?
Dla autora satyrycznego serialu politycznego jest wręcz wspaniały, to postać bardzo barwna, ma masę charakterystycznych drobnych dziwactw, które w takim serialu można wyciągnąć i się z nich pośmiać. Jest kawalerem, który kocha koty, mieszka sam, jest niechlujnie ubrany. Jeśli chodzi o niechęć do nowości, przypomina mi trochę mojego tatę. Żyje w świecie swoich młodzieńczych lat, w pewien sposób zatrzymał się na latach siedemdziesiątych. I mam wrażenie, że się dziwi, że ten świat nie wygląda tak, jak on go zapamiętał i tak, jak według niego powinien wyglądać. Ma jakiś mimo wszystko sentyment do komuny, bo wydaje mu się, że wtedy świat był jednak lepszy, a przynajmniej bardziej czytelny. Ma też jakąś awersję do kobiet, boi się ich, a jednocześnie bardzo je szanuje. I myślę, że jest reprezentantem ogromnej rzeszy ludzi myślących podobnie jak on. Formacji Polaków urodzonych w latach czterdziestych., którzy dorastali razem z komuną, a walcząc z nią, w jakiś sposób nią przesiąknęli i nie wyobrażają sobie świata bez jasnego podziału: dobrzy „my” i źli „oni”.
Warunki jazdy nie dostosowały się do naszej prędkości.
Macierewicz
A jako obywatel co sądzisz o nim jako o polityku?
On ten komunistyczny schemat przenosi na dzisiejsze czasy, sposobem jego działania jest konflikt, napuszczanie jednych na drugich. „Oni” to gorszy sort, zwierzęta, kanalie, złodzieje, ZOMO, spadkobiercy KPP. Wykorzystuje to, co w ludziach jest najgorsze i podnosi do rangi czegoś, czego człowiek nie powinien się wstydzić. Używa języka jak Gomułka i propagandy jak Gierek. A jego telewizja ma finezję z czasów Jaruzelskiego.
Zgadzamy się, że cel jest wspólny: uwalić Donalda.
Schetyna podczas spotkania opozycji
Jest coś, za co go cenisz?
Cenię go jako polityka skutecznego i człowieka, który jest wiarygodny, w sensie spójności wizerunku. Nie dorobił się na polityce. Byliśmy ostatnio na spacerze, traf chciał, że pod jego domem. Miejsce ładne, ale dom strasznie zaniedbany. Ktoś, kto kiedyś to kupi, będzie musiał włożyć drugie tyle w remont, żeby jakoś to wyglądało. A wracając do skuteczności politycznej – Kaczyńskiemu udało się zjednoczyć coś, co określa się prawicą i stać się jej liderem. Wychował sobie, niestety dosyć okropnymi środkami, ogromną grupę wyborców czy wręcz wyznawców, którzy wierzą mu bezgranicznie.
Gabinet Prezesa oraz sekretariat pani Basi zaaranżowane były w kamienicy przy ul. Ogrodowej 39/41 w Warszawie. – Co ciekawe, w latach 39-41 Hitler odnosił największe sukcesy. Przypadek? – pyta Robert Górski. – Nie sądzę.
Czyli ma charyzmę.
Ma charyzmę, kreuje sferę debaty publicznej. Co jakiś czas wyciąga jakieś zapomniane słowo i nadaje mu walor czegoś, co nagle powtarzają wszyscy. Niczym magik, który wyciąga coś z kapelusza, a wszyscy naokoło rozdziawiają gęby, dziwiąc się, jak on to zrobił i dlaczego to coś zgoła niemożliwego mu się jednak udało. A w końcu są też po tamtej stronie inne niepospolite osoby, obdarzone niezdrową, ale jednak charyzmą. Jak Macierewicz czy Rydzyk. Jednak gdyby moja mama miała wybierać, za kim ma pójść, to zawsze ostatecznie głos Kaczyńskiego jest najważniejszy. To on zaproponował coś, czym przebił ich ofertę. Tamci mają jednak odium wariatów albo co najmniej szaleńców. Kaczyński na ich tle wydaje się kimś w miarę normalnym.
Skoro przywołujesz mamę, to powiedz, jak twoi rodzice, gorący zwolennicy Kaczyńskiego, zareagowali na to, że robisz o nim serial satyryczny?
Znieśli to bardzo dobrze, lepiej niż myślałem. Wcześniej, gdy robiłem „Posiedzenie rządu”, bardzo mnie chwalili za Tuska.
Za Tuska w sensie za walenie w Tuska?
Oczywiście. Podobał im się zwłaszcza odcinek, w ktorym wszyscy członkowie jego gabinetu byli bolszewikami i siedzieli w ruskich czapach. Kiedy bohaterem stał się Kaczyński, to trochę im się mniej podobało, ale chyba tylko raz tata zrobił mi awanturę. Zadzwonił, żebym się opamiętał, bo co ja w ogóle robię, wszyscy sąsiedzi u nich na działkach zachodzą w głowę, czy oszalałem. I tata musi się tłumaczyć, dlaczego swoim serialem atakuję i ośmieszam prezesa. Na działkach moich rodziców są sami zwolennicy Kaczyńskiego i nie dopuszczają myśli, że można się z niego nabijać, żartować, czy pokazywać go w krzywym zwierciadle. Tak jak kiedyś moja mama była niezadowolona, że w moim skeczu pojawił się ksiądz. Mimo że przede wszystkim ośmieszeni w tym skeczu byli ludzie, którzy przyjęli go po kolędzie. Po prostu sutanna, a garnitur prezesa to też sutanna, wręcz nadsutanna, nie powinna pojawić się na scenie. Jak pies na basenie.
A sam go pan własną piersią utuczył, niech będą te piersi pochwalone, i na koniec on pana w tego cycka ugryzł.
Mariusz do Prezesa o prezydencie
Rodzice nie mogli urwać trochę z tortu twojej chwały?
Różnie bywało. Czasem moją mamę wszyscy klepali po ramieniu mówiąc, że widzieli mnie w telewizji. I jak usłyszeli, że „Ucho” jest popularne, to chociaż nie wszyscy widzieli, gratulowali mamie i mama była dumna, że jest o mnie głośno. Starsi ludzie nie oglądają internetu, widzieli tylko, że jestem w kolorowej prasie jako znany człowiek, więc mówili mojej mamie, że ma sławnego syna. Do tej pory, gdy w takiej „Rewii” pojawi się plotkarski artykuł o mnie, mama dzięki życzliwym sąsiadom ma już ją w rękach wcześniej niż ja w ogóle zarejestruję taki fakt. Rację ma w takim razie Mark Twain, że zanim prawda założy buty, plotka obiegnie ziemię.
Po co ci w ogóle była ta prezydentura? Prezydent: Miałem tylko przegrać z dobrym wynikiem. Samo wyszło tak jakoś. Przygoda jest.
Agata do prezydenta
Ale bilans wyszedł...
...nie najgorzej. Tylko przejąłem się tym telefonem od taty, bo zrozumiałem, że ma jakieś kłopoty, a nikt nie chce ich mieć, zwłaszcza na działkach. Tata jest na emeryturze i spędza tam wiele czasu, a ponieważ moja mama mówi mu, żeby nic nie ruszał na naszej działce, bo wszystko zrobi źle, więc chodzi po innych, zapoznaje sąsiadów, i a to naprawi skrzypiącą furtkę, a to niedziałającą pompę. Tak się wyspecjalizował, że nawet został przez pewną panią poproszony na herbatę, i w trakcie tej herbaty parokrotnie próbowała coś mu powiedzieć, ale ciągle się z tego wycofywała, aż w końcu przyniosła mu do naprawy wibrator. Mój tata prawdopodobnie widział to pierwszy raz w życiu, znaczy nie ten konkretny model, tylko w ogóle wibrator. Ale efekt jest taki, że go naprawił. I opowiadał mi o tym podczas świąt i to była najlepsza opowieść na święta, jaką słyszałem. No więc mój tata, słynący na działkach jako złota rączka, a naprawia również wibratory, znalazł się w ogniu krytyki z mojego powodu.
Przysmakiem na planie „Ucha Prezesa” była tzw. kanapka kotleciara. Na bułki z wyjątkowo dobrym mielonym rzucała się większość ekipy. Kierowniczka produkcji zawsze odkładała jedną dla Prezesa, który zwykle zjawiał się na planie później.
Przejąłeś się tym?
Przejąłem się, bo nieprzyjemnie, kiedy ci rodzic mówi, że ma przez ciebie kłopoty. Najpierw postanowiłem, że przez jakiś czas nie będę odwiedzał rodziców, bo jednak trochę mnie zdenerwowało, że tata trzyma stronę działkowiczów a nie moją. Ale potem poszedłem do nich, bo z moimi rodzicami jest tak, że czasem mamy jakieś tam spory, ale one szybko znikają, to znaczy trwają do następnego spotkania. Ostatnio kłóciliśmy się na przykład w przedpokoju, kiedy mama przed moim wyjściem dawała mi zupę w słoiku, a akurat był pogrzeb Pawła Adamowicza, więc powiedziałem, co sądzę o całej tej publicznej telewizji. Mama z kolei powiedziała, co sądzi o innej telewizji, nakręciła się spirala nienawiści, więc głośno krzyczeliśmy na siebie, a w międzyczasie mama spokojnie mnie pytała, co mi jeszcze dać na drogę. A ja całkiem spokojnie odpowiadałem, że już mam ogórki, ale grzyby to bym wziął. I tak się rozstaliśmy krzycząc. A potem rodzice spotkali moją siostrę i pytali ją, czy nie brałem narkotyków. Nie brałem narkotyków, brałem tylko te grzyby i ogórki.
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.